Brienna ukończyła naukę jako mistrzyni wiedzy i powoli odnajduje się w nowej roli – córki lorda Dawina MacQuinna, który powrócił do Maevany, by odzyskać swoje dziedzictwo. Choć niedawno przetrwała rewolucję i pomogła przywrócić królową na tron, jej największe wyzwania dopiero się zaczynają. Musi zdobyć zaufanie rodu MacQuinnów i jednocześnie wiernie służyć królowej jako jej najbliższa powierniczka. W tym wszystkim znów pojawia się także Cartier – dawny mistrz, teraz lord, który zajmuje coraz więcej miejsca w jej sercu.
Cartier, a właściwie Aodhan Morgane, odzyskał swoje imię i tytuł, ale wciąż uczy się, jak być przywódcą zrujnowanego rodu. Podczas odbudowy zamku odkrywa małego chłopca o tajemniczym pochodzeniu. W tym samym czasie jego relacja z Brienną pogłębia się, a on sam zaczyna rozumieć, że nie musi już dźwigać ciężaru odpowiedzialności w pojedynkę.
Gdy zbliża się proces zdrajcy Lannona, Brienna i Cartier muszą odłożyć osobiste uczucia na bok. Czas budować sojusze, wymierzyć sprawiedliwość i zadbać o to, by koronacja królowej przebiegła bez zakłóceń. Jednak opór wciąż rośnie – a nie ma nic bardziej niebezpiecznego niż miłość w czasach zdrady.
Jeśli po skończeniu lektury The Queen's Rising nurtowało was pytanie, co dalej czeka bohaterów, no to szykujcie się na całe mnóstwo emocji, zwrotów akcji i fabułę, która nigdy nie spowalnia. W przeciwieństwie do tomu pierwszego, tutaj ciągle coś się dzieje, bohaterowie nie mają odpoczynku, wytrwale dążą do sprawiedliwości. Nie ma już tej lekkiej, prostej historii o pasjach, odkrywaniu własnego dziedzictwa - teraz jest walka o to, co zostało okrutnie odebrane, walka o pokojową przyszłość. To epicka kontynuacja historii, która z każdym rozdziałem staje się coraz lepsza.
Pisząc recenzję pierwszej części wspominałam o tym, że Ross przedstawia nam raczej powolną fantastykę skupiającą się na historii, odkrywaniu rodzinnych tajemnic i powolnego dążenia do prawdy. Do czasu, aż pod koniec razem z bohaterką dowiadujemy się prawdy na temat okrucieństwa, jakie spotkało rody Maevany, a historia robi przeskok z pozornie prostej powieści na coś o wiele większego i ważniejszego - zmienia się w walkę o przywrócenie władzy należytej królowej i odebranie go okrutnemu władcy. Historia jednak nie kończy się na jednej wygranej walce, jak przekonujemy się w tym tomie. Przed bohaterami długa praca, by naprawić to, co przez ponad dwie dekady było niszczone. Ród okrutnego króla musi zostać skazany, a rodziny MacQuinnów, Morgane'ów i Kavanaghów próbują przywrócić porządek na swoich ziemiach. Kiedy jednak Brienna, jej rodzina i przyjaciele przygotowują się do koronacji królowej Izoldy, poszukują nowych sojuszy, okrutnie zdają sobie sprawę, że nie każdy jest chętny przyznać posłuszeństwo nowej królowej. Zwolennicy byłego króla stają się coraz bardziej niebezpieczni i coraz trudniej jest ufać nawet tym, którzy są im najbliżsi. Czy uda im się w końcu przywrócić porządek w królestwie, czy ich działania od początku były skazane na niepowodzenie?
Niesamowite jest to, że jak na debiutancką serię autorki już w tym tomie widać, jak bardzo rozwija się i zmienia styl pisania Rebekki. Fabularnie oferuje czytelnikowi jeszcze więcej, przedstawia niesamowicie emocjonalną i poruszającą historię, a akcja ciągle trzyma w napięciu. Świetne jest też to, że subtelnie przypomina wydarzenia z pierwszego tomu, więc łatwo jest się połapać we wszystkim, co się dzieje, nawet jeśli zdążyliśmy wiele rzeczy zapomnieć. Historia nadal nie jest jakoś niesamowicie skomplikowana (nie oczekujcie żadnego high fantasy), ale nie zabraknie emocjonalnych rozterek, mocnych zwrotów akcji i chwil, kiedy aż wstrzymujemy oddech w napięciu.
Dużym plusem tego tomu jest to, że do głosu dochodzi Cartier, który w pierwszej części był raczej epizodycznym bohaterem, nawet pomimo tego, że jest głównym obiektem miłosnym Brienny. Historia w pewnym sensie tego wymaga, bo - bez spoilerów - staje się ważnym elementem fabularnym i w końcu otrzymujemy szansę zgłębić jego osobę oraz jego własną historię. I jak wcześniej był mi raczej obojętny, tak tutaj naprawdę go polubiłam i to chyba właśnie jego wątki wzruszyły mnie najbardziej. Jego rozterki pomiędzy tym, co dobre, a co złe, jego pragnienie zemsty, ale też przywrócenia dobrego imienia jego rodziny i bycia lepszym, niż człowiek, który odebrał mu wszystko.
Podobnie jak Cartier, Brienna również zmaga się z wpasowaniem się w nową rzeczywistość. Jako nowa córka MacQuinna, w której płynie krew wroga, budzi w ludziach nieufność, ale nie chce tym obarczać ojca. Zamiast tego stara się znaleźć odpowiednie miejsce dla siebie i pomóc królowej najlepiej, jak potrafi. Bardzo podobało mi się to, że autorka zdecydowała się przedstawić ten tom z perspektywy osób, które przeżywają tak różne rzeczy, a jednocześnie walczą o to samo. Dzięki temu książka nie tylko płynęła dynamiczniej, ale też stała się bardzo emocjonalnym doświadczeniem.
Mam wrażenie, że autorka porzuciła w końcu wszelkie ograniczenia i zrobiła ogromny krok do przodu, poruszając jeszcze mroczniejsze wątki, nie bojąc się rozlewu krwi i trudnych opisów okrucieństwa, jakie spotykało ludność w królestwie przez długie lata rządów Lennona. Bywały takie momenty, kiedy aż ciężko mi się to wszystko czytało, ale jednocześnie tego właśnie wymaga świat, który autorka przedstawia, aby jeszcze lepiej ukazać powagę celu, za który bohaterowie walczą. Jednocześnie nie zabraknie także momentów wzruszeń, cudownych przyjaźni i niespodziewanych więzi, które chwytają za serce i pozwalają dostrzec światło w trudniejszych momentach.
Natomiast jeśli chodzi o romans, który był moją największą krytyką w pierwszym tomie, nie będę ukrywać - nadal nie jest to najważniejszy wątek tej historii. Zresztą raczej nigdy nie miał nim być, bo nie on jest jej sednem. I może jako czytelniczka głównie romansów powinnam być tym zawiedziona, ale osobiście bardzo podobało mi się to, jak autorka rozwija uczucie Brienny i Cartiera w tym tomie. To relacja, która rozwija się subtelnie, w czasie tak trudnym dla nich wszystkich, ale ich skradzione w całym bolesnym chaosie momenty przynoszą swego rodzaju ukojenie i spokój ducha.
The Queen's Resistance to świetna, dobrze dopracowana kontynuacja, w której stawka jest jeszcze wyższa, a emocje ogromne. Autorka zgłębia motywy i postacie w sposób, którego być może brakowało w tomie pierwszym, dzięki czemu całościowo cała dylogia wypada jeszcze lepiej. Myślę, że osoby, którym czegoś brakowało w The Queen's Raising będą bardzo zadowolone, bo widać ogromną poprawę. Tutaj autorka gwarantuje nie tylko świetnie rozwinięty świat i konflikt polityczny, ale wielowarstwowych bohaterów i relacje, które chwytają za serce, a także wzruszający przekaz o tym, że rodzina to nie tylko krew, ale przede wszystkim miłość i wsparcie, dzięki którym można przezwyciężyć nawet największy mrok. I jak pierwszy tom mi się podobał, ten trafił do mnie na zupełnie innym, emocjonalnym poziomie.
Autorka powieści fantasy dla nastolatków i dorosłych. Mieszka u podnóża Appalachów, w północno-wschodniej Georgii, z mężem, owczarkiem australijskim i górą książek, którą trudno ogarnąć wzrokiem. Zanim odważyła się przelać na papier rodzące się w niej opowieści, pracowała m.in. na ranczo w Kolorado i w szkolnej bibliotece. Kocha kawę, stare maszyny do pisania i znaczki pocztowe. Gdy nie pisze - czyta lub pracuje w ogrodzie, gdzie hoduje polne kwiaty i pomysły na swoje historie. Do jej najpopularniejszych książek zalicza się dylogia "Divine Rivals".
Tytuł: The Queen's Resistance
Autor: Rebecca Ross
Seria: The Queen's Rising. Tom 2
Data premiery: 17.09.2025r.
Wydawnictwo: You & YA Books
Liczba stron: 352
Ocena: 9/10
Współpraca ambasadorska z Wydawnictwem You & YA Books:
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Dzięki za przeczytanie mojego wpisu! Byłoby mi bardzo miło gdybyś zostawił/a komentarz ze swoją własną opinią :)