niedziela, 28 kwietnia 2024

Ava Reid - Studium zatracenia



Gdy rodzina Myrddina ogłasza konkurs na odbudowę Dworu Hiraeth, zrujnowanej posiadłości na krawędzi urwiska, Effy widzi w tym szansę na realizację swojego przeznaczenia. Mimo to zadanie okazuje się niemal niemożliwe, zwłaszcza że dziewczyna musi rywalizować z ambitnym studentem literaturoznawstwa - Prestonem Hélourym, który chce udowodnić, że Myrddin był oszustem.

Rywalizacja między Effy a Prestonem staje się tylko preludium do odkrycia tajemniczego świata. Dwójka studentów zdaje sobie sprawę, że nietypowa posiadłość Hiraeth i to, co się z nią wiąże, to nie jedyna zagadka, jaką muszą rozwikłać. Mroczne siły, zarówno z tego świata, jak i magicznego, zagrażają próbom odkrycia prawdy, która może doprowadzić Effy i Prestona do klęski.

Ava Reid zabiera czytelnika w pełną zagadek podróż, podczas której każda strona otwiera przed nim nowe tajemnice, a losy bohaterów splatają się w zawiłej intrydze. Autorka w mistrzowski sposób miesza światy realne z magicznymi, tworząc historię, która porusza duszę i zmysły czytelnika.


Gdy podjęłam spontaniczną decyzję o przeczytaniu tej książki, zupełnie nie spodziewałam się lektury, która całkowicie zabawi się moim umysłem, trafi prosto do serca i sprawi, że po przewróceniu ostatniej strony będę się tępo wgapiać w nicość, próbując przetrawić to, co właśnie przeczytałam. Jaka to była piękna, zmuszająca do myślenia i nietuzinkowa historia - powieść wymagająca trochę więcej koncentracji niż inne, ale tak satysfakcjonująca i pięknie napisana. Aż nie mogę uwierzyć, jak niewiele osób o niej mówi, bo to historia zasługująca na dużo więcej miłości.

Skuszona motywem dark academia od razu przeczuwałam, że to może być coś idealnego dla mnie, ale nie spodziewałam się, że ta historia aż tak mnie pochłonie, że będę powracała do niej myślami. Na początku zresztą wcale nie byłam pewna, czy to coś dla mnie. Autorka od pierwszych stron zarzuca czytelnika barwnymi opisami, folklorem związanym z przedstawionym światem i przeróżnymi imionami, co może być przytłaczające i zresztą takie było. To krótka historia, ale wymagająca skupienia i pełnego zaangażowania, bo inaczej umknąć może nam wiele ważnych szczegółów, które mają ogromne znaczenie. Zajęło mi kilka dni, aby się wkręcić w ten klimat i przyzwyczaić do sposobu pisania autorki, który nie jest raczej dla osób początkujących z tym gatunkiem. Ale kiedy już się wkręciłam, przepadłam na dobre.

Główną bohaterką jest Effy, dziewczyna wychowana w bogatej części królestwa, wierząca w baśnie i historie przekazywane od pokoleń. Od dzieciństwa walczy z wizjami nawiedzanego ją Baśniowego Króla, w co nikt jej nie wierzy. Jako jedyna kobieta studiująca architekturę pada ofiarą okrutnych plotek z rąk mężczyzn i tylko w znany dla siebie sposób brnie w to dalej, chociaż otwarcie marzy o studiowaniu literatury, która kobietom jest zakazana - zanurza się w fikcyjnym świecie swojego ukochanego autora, Emrysa Myrddina, który stworzył historię o kobiecie rozkochującej w sobie Baśniowego Króla, aby go zniszczyć. Kiedy rodzina autora ogłasza po jego śmierci konkurs na zaprojektowanie odbudowy jego domu, Effy się nie waha i z radością korzysta z okazji, by wyjechać z dala od duszącego jej uniwersytetu. Pobyt na Dworze Hiraeth okazuje się być jednak zupełnie inny, niż się spodziewała. Dom tkwiący na urwisku jest w stanie rozpadu, panuje w nim dziwna atmosfera, dodatkowo okazuje się, że obecnie mieszka w nim również inny student literatury, Preston, który ku oburzeniu Effy pragnie udowodnić, że słynny autor wcale nie jest tym, za kogo się uważa. Dwójkę rywali zbliża jednak jedno - coś w tym domu jest zdecydowanie nie tak, przeplatając rzeczywistość z niebezpieczną magią, a ich próby dokopania się do prawdy mogą ich wiele kosztować.

Ta książka zrobi wam papkę z mózgu. Mam wrażenie, że nasze polskie tłumaczenie tytułu pasuje idealnie, bo ja sama czasami czułam się, jakbym zatracała się w tych wszystkich zagadkach, w tym klimacie rozpadającego się domu, który nawiedza długa historia i dziwne sytuacje, w folklorze, legendach, baśniach, przez które ciężko oddzielić fikcję od rzeczywistości, próbując się połapać, co tak naprawdę się dzieje. Z pewnością robotę robi też sama kreacja postaci Effy, która sama w sobie nie jest do końca wiarygodna jako narratorka nawiedzana wizjami, w które nikt inny nie wierzy i przez to czytelnik sam czuje się tak, jakby tkwił na granicy szaleństwa. To było jedno z najbardziej pochłaniających, intensywnych doświadczeń, ale za to niesamowicie satysfakcjonujących, gdy w końcu wszystkie wskazówki zaczynają mieć sens i łączą się w całość.

Genialne jest zestawienie ze sobą postaci Effy i Prestona, którzy reprezentują sobie dwie zupełnie odmienne spojrzenia na sytuację, w której utkwili, ale zmuszeni są znaleźć wspólny grunt w obliczu kolejnych odkrywanych faktów i tajemnic. Motyw academic rivals to lovers jest tylko wisienką na torcie i tak już wspaniałej i pochłaniającej historii, ale z pewnością każdy doceni ich wzajemne docinki oraz podszyte różnymi emocjami interakcje, bo dzięki temu poznajemy głębiej ich różne przekonania, a także tło, z którego pochodzą. Effy całym sercem wierzy w baśnie i przypowieści, które pomagają jej przetrwać i pogodzić się z własnym umysłem, a Preston jest naukowcem z krwi i kości, potrzebującym  dowodów na potwierdzenie różnych hipotez. Obserwowanie, jak powoli odnajdują wspólny język, nawet jeśli nie we wszystkim się zgadzają, było jedną z moich ulubionych rzeczy w tej historii, bo na pewien sposób ta dwójka się wzajemnie potrzebowała.

Co jednak najważniejsze i co poruszyło mnie najmocniej - ta historia to krzyk każdej kobiety, której nie uwierzono. Której odebrano szansę na opowiedzenie własnej historii. O tym, co oznacza prawdziwa siła kobiety, której odbiera ją mężczyzna. Zupełnie nie tego spodziewamy się wchodząc w ten świat licznych fantastycznych zdarzeń i folkloru, z pewnością nie tego oczekiwałam ja, ale uderza to ze zdwojoną siłą, gdy już wszystko wskoczy na miejsce. Nie będę się zagłębiać w szczegóły, bo najwspanialsze jest odkrywanie tej książki i jej przeróżnych zakamarków, które w niespodziewanych momentach zmuszają do refleksji, ale nic nie uderzyło we mnie tak mocno, jak ukryta alegoria całej tej powieści. Autorce udało się stworzyć nie tylko pochłaniające bez reszty romantasy, ale uniwersalną powieść z trafiającym prosto w serce przesłaniem, przez co książka jest jeszcze bardziej wyjątkowa.

Jest to też jedna z najbardziej klimatycznych historii, bo sposób, w jaki Reid przedstawia ten świat, jest nietuzinkowy. Przepiękny. Autorka posługuje się barwnym, czasami wręcz poetyckim językiem, nie o wszystkim pisze dosadnie i wyraźnie, a więc z pewnością nie jest to książka, którą można przeczytać szybko i w jeden wieczór. Zapewne z tego też powodu nie będzie to powieść dla każdego. Trzeba poświęcić jej prawdziwie uwagę, aby docenić piękno jej słów i ukrytych znaczeń, które potrafią trafić ze zdwojoną siłą. Żałuję jedynie, że nie była odrobinę dłuższa, bo wiele wątków można było głębiej rozwinąć, w tym sam wątek miłosny, który był tutaj tak naprawdę jedynie dodatkiem w tle. Nie obraziłabym się też, gdyby autorka poświęciła więcej czasu na rozwinięcie postaci Prestona, który trochę zniknął w obliczu całej reszty historii. Mimo to uważam tę książkę za jedną z najlepszych, jakie mi było dane przeczytać w tym roku. Samo zakończenie sprawiło, że przez dobre parę godzin wymyślałam różne teorie i kiedy w końcu dotarło do mnie znaczenie, łzy stanęły mi w oczach. Polecam wam ją więc ogromnie!


Ava Reid – amerykańska autorka powieści young adult, najbardziej znana ze swojej powieści Studium zatracenia, która stała się bestsellerem „The New York Timesa”. Urodziła się na Manhattanie w Nowym Jorku i dorastała w Hoboken w New Jersey. Uczęszczała do Barnard College, na studiach zajmowała się religią i etnonacjonalizmem.


Tytuł: Studium zatracenia
Autorka: Ava Reid
Tytuł w oryginale: A Study in Drowning
Data premiery: 24.10.2023
Wydawnictwo: Nowe Strony
Liczba stron: 365
Ocena: 9/10


Czytaj dalej »

środa, 24 kwietnia 2024

Katherine Center - Będę twoim bodyguardem




Hannah Brooks przypomina raczej przedszkolankę niż kogoś, kto mógłby zabić cię korkociągiem. Od lat pracuje jako specjalistka od ochrony osobistej i właśnie otrzymała nowe zlecenie: ma chronić gwiazdora filmowego, Jacka Stapletona, przed stalkerką.

Jack Stapleton, ulubieniec paparazzich, przed dwoma laty, po rodzinnej tragedii, porzucił showbiznes i zaszył się na odludziu.

Na rodzinnym ranczu w Teksasie postanawia pomóc w opiece nad ciężko chorą mamą. Jest tylko jeden problem: nie chce, aby rodzina dowiedziała się o stalkerce. Ani o tym, że zatrudnił ochronę. Dlatego Hannah – wbrew własnej woli i mimo licznych złych przeczuć – musi udawać jego dziewczynę.

Czy to się uda? Wygląda na to, że Hannah stanęła właśnie przed najtrudniejszym życiowym zadaniem.


Mam dla was idealną książkę, jeśli macie ochotę na komedię romantyczną, przy której nie trzeba się zbyt wysilać, a która was rozbawi i rozluźni. Długo się do niej zbierałam, bo czekała w kolejce na przeczytanie już jakoś od roku, ale wybrałam ją w idealnym momencie, bo chociaż nie jest to jakaś wyjątkowa lektura, to można ją spokojnie przeczytać w jeden wieczór. Przyznaję jednak, że biorąc pod uwagę jak swego czasu było o niej głośno na zagranicznym booktoku, oczekiwałam czegoś bardziej odkrywczego i zapadającego w pamięci - tymczasem ja określiłabym ją bardziej jako taki przerywnik od poważniejszych lektur.

Z pewnością niejedna osoba skusi się opisem i motywami tej książki, bo fabuła jest naprawdę obiecująca. Bohaterka książki, Hannah Brooks, zostaje rzucona przez swojego chłopaka dzień po pogrzebie swojej matki i pragnie jedynie móc uciec z daleka od miasta, w którym nie może się ukryć. Jest specjalistką od ochrony osobistej i kiedy jej szef ogłasza szansę na stanowisko w Londynie, postanawia zrobić wszystko, aby je zdobyć, nawet walczyć o nie ze swoim byłym. To nie będzie jednak łatwe, bo już pierwszym jej zadaniem okazuje się być ochrona wielkiego gwiazdora Hollywood, Jacka Stapletona, który wychodzi ze swojego ukrycia po dwóch latach unikania medialnego zainteresowania. Ale to nie tu jest problem - jest nim to, że Jack nie chce, aby ktokolwiek z jego rodziny dowiedział się o tym, że potrzebuje ochrony, więc prosi Hannah o udawanie jego dziewczyny. W ten sposób kobieta porzuca swój ulubiony garnitur, zakłada kowbojki i przenosi się na ranczo w Teksasie. Hannah jest przyzwyczajona do przybierania różnych postaci dla ochrony klientów, ale czy da radę udawać zakochaną w gwiazdorze?

Fabuła tej książki to, szczerze mówiąc, mój idealny przepis na komedię romantyczną - udawany związek między gwiazdorem i jego osobistą ochroniarką, wiejskie klimaty, ranczo, motyw rodziny, a wszystko to napisane lekkim i błyskotliwym piórem autorki. Przez książkę się leci tak szybciutko, że nim się obejrzycie, a już będziecie przewracać ostatnią stronę. I chociaż z jednej strony uważam to za plus, to z drugiej ja jestem czytelniczką, która woli bardziej rozwinięte historie, a tutaj niestety tego mi zabrakło, co przekłada się na to, że nie będzie to książka, o której będę długo pamiętać.

Zacznijmy przede wszystkim od tego, że Katherine Center posługuje się bardzo specyficznym stylem pisania, który osobiście bardziej kojarzę z filmowymi komediami romantycznymi, aniżeli książkowymi - mam tu na myśli to, że bohaterka książki opowiadając tę historię cały czas zwraca się do czytelnika, jakby siedział tuż obok niej, gdy streszcza mu swoje życie. Nie jest to oczywiście nic złego, ale mnie to trochę rozpraszało i wybijało z rytmu, bo cały czas byłam świadoma tego, że czytam czyjąś historię i nie mogłam się w nią w pełni zaangażować.

Autorka też tak naprawdę jedynie lekko dotyka poważniejszych wątków, przez co ani Jack, ani Hannah, nie wyróżniają się jakoś niczym szczególnym wśród reszty bohaterów tego gatunku. Więcej dowiedziałam się o historii rodziny Jacka i tragedii, jaka ich dotknęła, aniżeli o jego osobowości. Nie pomaga tu też to, że autorka zdecydowanie preferuje dialogi ponad opisy, więc nie mamy zbyt wiele wglądu w jego odczucia i myśli. Ale mimo to bardzo tę dwójkę polubiłam - są sympatycznymi postaciami, tym bardziej, że Jack wcale nie jest typowym, aroganckim gwiazdorem, jakiego można by się spodziewać. Nikt nie wie, dlaczego tak naprawdę zniknął ze świata Hollywood, ani że jego mama zmaga się z chorobą. Wraca na rodzinne ranczo, chociaż jest mu z tym ciężko i czasami chce się go po prostu przytulić.

Chociaż historia jego i Hannah nie jest moją ulubioną historią miłosną na świecie, to bardzo ich polubiłam, bo ta dwójka wyraźnie miała na siebie ogromny wpływ. Coś, co miało być jedynie niewinną współpracą, pomogło im pogodzić się z wieloma rzeczami w ich życiu. On podarował jej bezpieczną przystań po zdradzie osób, które miały ją kochać i smak prawdziwej rodziny, której nigdy nie miała. Chyba właśnie najbardziej chwyciło mnie za serce to skryte pragnienie Hannah posiadania czegoś, co ją ugruntuje i zapewni stabilność oraz ochronę po tak długim uciekaniu przed prawdziwymi uczuciami. Natomiast dla Jacka Hannah była jak powiew świeżego powietrza po duszeniu się wśród fałszywych ludzi i fałszywych obietnic - osobą, przy której mógł się prawdziwie śmiać i otworzyć.

Naprawdę świetnie się z nimi bawiłam, dużo się śmiałam i ogromnie pokochałam ten klimat, ale jednocześnie bardzo żałuję, że nie jest to dłuższa i trochę bardziej rozbudowana książka, bo jednak zabrakło w niej tego czegoś, dzięki czemu bym ją pokochała. Nie zrobiła na mnie aż tak wielkiego wrażenia, jakiego się spodziewałam - po prostu była przyjemną, lekką lekturą, ale nic więcej. Nie jest to koniecznie coś złego, ale raczej nie poleciłabym jej osobom, które oczekują od książek czegoś więcej. Za to jeśli macie ochotę na szybki rom-com ze sympatycznymi bohaterami, to czemu nie?



KATHERINE CENTER to nie tylko autorka kobiecych bestsellerów „New York Timesa” i tekstów dla największych amerykańskich magazynów (m.in. „Vanity Fair”). To także kobieta prowadząca wiele wykładów motywacyjnych i psychologicznych na największych konferencjach w Stanach Zjednoczonych, w tym m.in. TEDx czy The Trinity University Women and Girls’ Leadership Summit. Jej wykłady to często manifest kobiecości – Center kładzie nacisk na siłę kobiecej empatii i macierzyństwa.


Tytuł: Będę twoim bodyguardem
Autor: Katherine Center
Tytuł w oryginale: The Bodyguard
Data premiery: 28 czerwca 2023
Liczba stron: 352
Wydawnictwo: Muza
Ocena: 7/10



Czytaj dalej »

poniedziałek, 22 kwietnia 2024

Chloe Walsh - Keeping 13. Część 2 | Recenzja patronacka



Shannon jest przerażona, gdyż jej ojciec znalazł się na wolności. Nie może spać, a kiedy już udaje jej się zasnąć, ma tak okropne koszmary, że natychmiast się budzi.

Na szczęście Johnny jest obok. Shannon nadal nie może zrozumieć, co taki chłopak mógłby robić z taką dziewczyną jak ona. Przecież jej problemy są tak wielkie, że niemal zaciskają jej pętlę na szyi.

Jednak Johnny jest i próbuje jej pomóc. Lecz nie ma pojęcia, kim stał się dla Shannon.

Był jak wyspa na wzburzonym morzu, na której można się schronić. Ciepłym kocem, pod którym dziewczyna czuje się bezpieczna.

Żeby tylko potrafiła sprawić, by to wiedział i z nią został.

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.


Zawsze, gdy przysiadam do napisania recenzji kolejnego tomu serii Boys of Tommen, nie potrafię ubrać w słowa wszystkich moich uczuć, które towarzyszą mi podczas czytania. Nie wiem, jak przekazać wam, jak bardzo emocjonalne jest doświadczenie tych historii. Z pewnością osoby, które je czytały, rozumieją, o czym mówię. Czytanie tych książek jest jak przeżywanie życia razem z fikcyjnymi bohaterami, zupełnie jakbyśmy byli częścią ich świata. Nie potrafię wyrazić, jak wiele łez razem z nimi wylałam. Jak bardzo przytłaczał mnie ból, gdy działo im się coś złego. Jak bardzo puchło mi serce, obserwując, jak zmieniają się ich relacje, jak rozwijają się przyjaźnie i jak obdarzają się miłością. I teraz nadszedł czas oficjalnie zakończyć przygodę z Johnny'm i Shannon, a ja nie wiem jak to zrobić.

Każdy, kto zna pierwszą część Keeping 13 z pewnością dobrze pamięta, gdzie pożegnaliśmy bohaterów. Informacja o możliwym powrocie ojca wstrząsa Shannon i jej braćmi, ale Johnny nie zamierza pozwolić, aby ponownie coś jej się stało. Każdego dnia się o nią martwi i pilnuje jej bezpieczeństwa, jednocześnie zmagając się z wątpliwościami związanymi z jego niepewną sportową przyszłością. I chociaż nie jest im łatwo, to jedno pozostaje pewne - zawsze zamierzają być dla siebie wsparciem, nieważne co się stanie. To niesamowite, jak ogromną przemianę przeszli razem i osobno. To właśnie dzięki temu, że ta seria jest tak długa, mamy szansę dostrzec tak wiele rzeczy, które sprawiają, że Johnny i Shannon są właśnie takimi osobami, jakimi są. Uwielbiam ich tak bardzo, bo ich miłość ma w sobie jednocześnie pewną niewinność pierwszej, młodzieńczej miłości, ale jednocześnie w każdej ich interakcji widać, że są po prostu swoimi osobami. Swoim zawsze, swoim bezpiecznym schronieniem, które nigdy nie zawodzi, nawet gdy świat wokół nich się rozpada.

W tej części w końcu docieramy do punktu, w którym wszystkie ważniejsze wątki związane z tą dwójką zostają zakończone, a przynajmniej poprowadzone tak, że z satysfakcją możemy przejść dalej, do innych bohaterów. Ale to wcale nie oznacza, że będzie bohaterom łatwiej, nic z tego - szykujcie chusteczki, bo ja chyba na tej części wylałam najwięcej łez. Chloe Walsh po mistrzowsku przeplata humor z łamiącymi serce momentami. Chociaż nie czyta się łatwo o wszystkim, przez co przechodzą bohaterowie, zwłaszcza rodzina Lynchów, to wynagradza to momentami, które otulają serce. Czasami bolało tak bardzo, że czułam się, jakby ciężar przygniatał mnie do łóżka. A czasami płakałam ze śmiechu i z radości, bo ta grupka bohaterów tak wiele dla mnie znaczy i z każdym kolejnym tomem przywiązuję się do nich tylko mocniej.

Chociaż w pewien sposób żegnamy się z Johnny'm i Shannon (oczywiście nie na zawsze, bo ta dwójka nigdzie nie odchodzi i spotkamy ich ponownie czytając książki o reszcie bohaterów), bo ich historia została już opowiedziana, to wcale nie oznacza to, że jest to już koniec, co autorka wyraźnie zaznacza, dając nam wgląd w inne postacie. Właśnie za to tak uwielbiam tę serię - nie sposób powiedzieć o niej, że to jedynie romans, bo to o wiele, wiele więcej. Widzimy tu zmagania Joey'a, starszego brata Shannon, którego los roztrzaskuje serce na miliony kawałków i o którym przeczytamy w następnej kolejności. Obserwujemy, jak reszta rodziny Lynchów zmaga się z kolejnymi ciosami od losu, ale jednocześnie dorasta na jeszcze silniejszych ludzi. Czytamy, jak bardzo kochają się Claire i Gibsie, jednocześnie starając się nie przekroczyć magicznej granicy przyjaźni. Ta seria jest tak pełna życia, bo ci bohaterowie są pełni życia - i to jest w niej najbardziej wyjątkowe.

Ostatni rok spędziłam z Johnny'm i Shannon, żyjąc ich historią i doświadczając wszystkiego razem z nimi, że teraz ciężko jest pójść dalej. I to wyjątkowe uczucie, móc być częścią ich historii i patronować już kolejnemu tomowi. Specjalnie przedłużam moją przygodę z tą serią, zmuszając się, aby nie przysiąść do niej i nie przeczytać wszystkiego na raz. Chcę sobie ją dawkować, cieszyć się każdą chwilą, aby nigdy się nie kończyła, bo takie historie nie trafiają się często. A ja mogę was tylko zachęcić, abyście dali jej szansę, bo uwierzcie mi - nie znajdziecie niczego tak wyjątkowego, jak ta seria. Jednocześnie przypominam, że to seria dość szczegółowo poruszająca tematykę przemocy domowej i uzależnień, przeznaczona dla osób powyżej osiemnastego roku życia, więc bądźcie tego świadomi, gdy podejmiecie decyzję o jej przeczytaniu. 



CHLOE WALSH to autorka międzynarodowych bestsellerów, która pochodzi z małego miasta, w pięknych okolicach zachodniego Cork na południowym brzegu Irlandii. Mieszka z dwójką dzieci oraz wysokim, ciemnowłosym i przystojnym mężczyzną swojego życia - Garrym - oraz z przerośniętym szczeniakiem. Jest typową dwudziestodziewięciolatką z pasją do czytania i jeszcze większą pasją do pisania. Niezwykle dumna orędowniczka zdrowia psychicznego - Chloe nie ukrywa osobistych walk i przekłada je w swojej twórczości.


Tytuł: Keeping 13. Część 1
Autorka: Chloe Walsh
Seria: Boys of Tommen. Tom 2.1
Data premiery: 25.01.2024
Wydawnictwo: NieZwykłe
Liczba stron: 511
Ocena: 10/10

Współpraca patronacka z Wydawnictwem NieZwykłym:
Czytaj dalej »

wtorek, 16 kwietnia 2024

Lucy Score - To, co chcemy zostawić za sobą



Lucian Rollins jest pełnym determinacji i szukającym zemsty potentatem w branży konsultingowej. Dążąc do wymazania tego, jaki wpływ na życie rodziny miał jego ojciec, całymi dniami pociąga za sznurki i buduje niezniszczalne imperium. Im więcej udaje mu się zgromadzić pieniędzy i kontroli, tym mniej jest podatny na zagrożenia. Tyle że inaczej to wygląda, jeśli chodzi o zadziorną bibliotekarkę z małego miasteczka, myśli o której nie pozwalają mu zasnąć…

Sloane Walton to choleryczka pragnąca kontynuować dzieło swojego ojca, czyli walkę o sprawiedliwość. Zajmie się tym, jak tylko się dowie co znienawidzony przez nią mężczyzna zrobił jej rodzinie. Albo dla jej rodziny… Połączona z Lucianem mrocznym sekretem z przeszłości i wzajemną niechęcią, nie ufa mu za grosz.

Po tym, jak sprzeczki przypadkowo przeradzają się w grę wstępną, żadne z nich nie żałuje nocy pełnej namiętności. Kiedy jednak płomień został podsycony, czymś niemożliwym wydaje się ponownie jego ugaszenie. Ale podczas gdy Sloane jest gotowa na założenie rodziny, Lucian w ogóle nie chce myśleć o ślubie i dzieciach. I tak oto para, która się przekonała, że nienawiść od miłości dzieli cienka linia, znalazła się w impasie.

Złamani mężczyźni łamią kobiety. W to wierzy Lucian, tego był świadkiem i nie zamierza ryzykować. Woli już żyć w samotności niż narazić Sloane na niebezpieczeństwo. Tyle że na własnej skórze przekonuje się, że pozostawiwszy Sloane samą czyni ją bezbronną wobec innych zagrożeń.

To już drugi raz, kiedy bezwzględnie usuwa ją ze swego życia. Nie ma takiej opcji, żeby dała mu trzecią szansę. Będzie musiał stworzyć ją sobie sam.


Seria Knockemout może przytłaczać grubością, ale jest to bez dwóch zdań jedna z najlepiej dopracowanych, przy tym moich ulubionych małomiasteczkowych historii. Nawet pomimo niedoskonałości, nawet jeśli niektórych bohaterów lubię bardziej od innych - nie da się po prostu nie zauroczyć tym klimatem, tym małym społeczeństwem, które autorka stworzyła, bo poznawanie każdej kolejnej książki było jak powrót do domu przynoszącego spokój i ukojenie, otulającego ciepłem i komfortem. I chyba jak wszyscy najbardziej nie mogłam się doczekać historii Sloane i Luciana, których wątek ciągnie się od samego początku. Ekscytacja wokół tej książki była tak duża, że sama zdążyłam sobie wyrobić oczekiwania i moją własną wizję tej powieści. Ale czy autorce udało się te oczekiwania spełnić?

Z ogromną (nie macie pojęcia jak ogromną) przykrością muszę napisać, że... niestety nie do końca. I wiem, że znajduję się z moją opinią w znaczącej mniejszości, bo jednak czytam i słyszę głównie opinie, że to najlepsza część ze wszystkich, ale osobiście zupełnie nie tego się spodziewałam po tej dwójce. Już od początku serii autorka wrzucała nam pewne informacje, że za Sloane i Lucianem ciągnie się pewna przeszłość i historia, o której nikt z ich przyjaciół tak naprawdę nie wie. Teraz znają ich jedynie jako wrogów, którzy raczej starają się schodzić sobie z drogi, bo inaczej zawsze kończy się to kłótnią. Ale kiedyś byli sobie bliscy, mieszkali w sąsiednich domach i kradli sobie krótkie chwile przyjaźni, o której nikt nie wiedział, aż wydarzyło się coś, co kompletnie zmieniło ich relację, a także ich jako ludzi. Teraz wszyscy znamy Luciana jako tajemniczego, bezwzględnego miliardera, który zarządza własną firmą i zajmuje się niebezpiecznymi sprawami, a Sloane jako miejscową bibliotekarkę, która kocha swoje małomiasteczkowe życie i marzy o rodzinie. Czy po tylu latach uda im się w końcu pogodzić i zostawić przeszłość za sobą?

Jeśli sięgacie po tę część z nadzieją na to, że Sloane i Lucian w końcu zaczną przepracowywać swoją przeszłość i uczucia do siebie, a my dostaniemy długo wyczekiwane odpowiedzi, to uzbrójcie się w cierpliwość i najlepiej ogromny dzbanek melisy, bo prawdopodobnie nie raz będziecie mieli ochotę wyrzucić tę książkę za okno. Kto mnie chociaż trochę zna, ten wie, że mam zerową cierpliwość dla bohaterów, którzy się nie komunikują i zachowują jak dzieci, a niestety tylko tak opisałabym tę dwójkę. Jakimś cudem umknęła mi informacja, że prawie wszyscy ci bohaterowie mają prawie czterdzieści lat, o czym zresztą łatwo można zapomnieć, bo dawno już nie czytałam o tak niedojrzałych postaciach, jak Sloane i Lucian.

Nie mówię, że oczekiwałam, iż autorka już na samym początku rozwiąże tak długo ciągnący się konflikt i wyjawi odpowiedzi na wszystkie pytania, ale kiedy zbliżałam się do pięćsetnej strony (z siedmiuset!!), a oni przeprowadzili ze sobą tylko JEDNĄ rozmowę na temat wspólnej przeszłości, moja wszelka cierpliwość się wyczerpała. Otrzymałam za to całą masę dziecinnych kłótni, dogryzania sobie jak przedszkolaki, i to wcale nie w taki zabawny sposób. Za każdym razem, kiedy pojawiali się razem wśród znajomych, zatruwali powietrze swoją zjadliwością i toksycznością, psując całą atmosferę, i miałam ich już serdecznie dość. A potem, żeby tylko wszystko pogorszyć, przeszli od wrogów do wrogów z korzyściami i musiałam co parę stron czytać kolejną żenującą scenę erotyczną, która - znowu - w żaden sposób nie popychała rozwoju ich relacji do przodu. Przysięgam, w pewnym momencie pojawiały się co rozdział.

Chciałam moich odpowiedzi na to, do czego między nimi doszło, i je dostałam. I nie będę ukrywać, to łamiąca serce i bardzo emocjonalna przeszłość, która zrozumiale pokomplikowała wiele spraw, tym bardziej, że autorka jak zwykle przedstawia nam bohaterów z krwi i kości, którzy popełniają wiele błędów i starają się na nich uczyć. Ale czy warto było czekać aż tyle czasu, aby dostać jedynie całą masę kłótni, wyrzucania sobie żali, unikania tematu, aby na koniec przeczytać przyspieszoną wersję ich szczęśliwego zakończenia? Niestety nie. Ogromnie mnie to zawiodło, bo miałam nadzieję, że to rzeczywiście będzie moja ulubiona para. Miałam nadzieję na o wiele więcej szczerości wobec siebie, rozmów na temat tego, co ich rozdzieliło, odbudowywania wzajemnego zaufania. Jakiegoś ukazania, że im zależy na tym, aby siebie odzyskać, poza okazjonalnymi wstawkami, że Lucian robił coś dla Sloane, chociaż nie była tego świadoma - no bo co z takich gestów, skoro aż do ostatniej chwili nie zrobili kroku w stronę pojednania?

Muszę też przyznać, że Lucian bardzo mnie w tym tomie testował i przeszłam od bycia zaintrygowaną do zmęczoną jego niepotrzebnie oschłym i okrutnym zachowaniem wobec Sloane. Ona oczywiście również nie jest bez winy, bo ma swoje za uszami i czasami miałam ochotę nią potrząsnąć, ale Lucian przekraczał granice i szczerze mówiąc, cieszyłam się za każdym razem, gdy reszta bohaterów kazała mu wyjąć kij z tyłka, bo zapewne wszyscy razem mieliśmy dość jego zachowania. Wiecie, jak bardzo musiał mnie wkurzać, że stwierdziłam, że to Knox stał się najbardziej rozsądną postacią (męską) w tym gronie? Rozumiecie mnie? Burkliwy Knox, który przed wizją ślubu uciekał gdzie pieprz rośnie, a teraz całuje ziemię po której stąpa Naomi?

Zupełnie jak w drugim tomie, znowu całą tę książkę uratowała dla mnie reszta bohaterów, których uwielbiam całym sercem. A najbardziej uwielbiam to, jak rozwinął się związek Knoxa i Naomi, którzy nadal pozostają moją ukochaną parą tej serii. Nie będę ukrywać, pod koniec kompletnie się rozkleiłam, bo autorka wręcz idealnie zawiązała wszelkie wątki i czytając ostatni epilog ledwo widziałam na oczy. Pomimo narzekań, pomimo niedoskonałości, strasznie się do tego miasteczka przywiązałam i jest to bardzo słodko-gorzkie pożegnanie. Te ostatnie rozdziały to była moja ulubiona część tej historii, bo ukazały, jak wspaniałą przyszywaną rodzinę stworzyli ci bohaterowie - posklejani z różnych doświadczeń, zostawiając za sobą traumę przeszłości i dając szansę najpotężniejszej sile miłości.


Lucy Score to autorka bestsellerowych komedii romantycznych oraz współczesnych romansów – bestsellerów New York Timesa, USA Today, Amazona i Wall Street Journal – które do tej pory zostały przetłumaczone na wiele języków.

Dorastała na wsi w Pensylwanii, a swój wolny czas poświęcała na czytanie. Dorastała w literackiej rodzinie, która upierała się, że stół kuchenny służy do czytania książek. Pasja do pisania pojawiła się u Lucy w wieku pięciu lat – kiedy nauczyła brata pisać jego imię na drzwiach łazienki.

Lucy uzyskała dyplom z dziennikarstwa, a zanim została pełnoetatową pisarką, zajmowała się planowaniem imprez, roznoszeniem gazet czy nauczaniem jogi.

Obecnie pisze na pełen etat z domu w Pensylwanii, który dzieli z mężem oraz „swoim nieznośnym kotem” Cleo. Kiedy nie spędza godzin na pisaniu łamaczy serc i kreowaniu niesamowitych bohaterek, Lucy można znaleźć na kanapie, w kuchni lub na siłowni. Ma nadzieję, że pewnego dnia będzie mogła pisać z żaglówki, pięknego domku nad oceanem lub tropikalnej wyspy z niezawodnym Wi-Fi.


Tytuł: To, co chcemy zostawić za sobą
Autorka: Lucy Score
Tytuł w oryginale: Things We Left Behind
Seria: Knockemout. Tom 3
Data premiery: 28.02.2024
Wydawnictwo: Gorzka Czekolada (Media Rodzina)
Liczba stron: 696
Ocena: 6.5/10

Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Gorzka Czekolada:



Czytaj dalej »

sobota, 13 kwietnia 2024

Lia Riley - Mister Hockey



Pikantna historia ognistego romansu między hokeistą o niewyparzonej gębie a zakompleksioną bibliotekarką.

Jed West jest kapitanem mistrzowskiej drużyny NHL, a zarazem najseksowniejszym zawodnikiem na lodzie. Tak przynajmniej widzi go Breezy Angel, bibliotekarka, która od lat z wypiekami na twarzy śledzi jego karierę. Nie spodziewa się przy tym, że kiedykolwiek spotka swój obiekt westchnień oraz najśmielszych fantazji erotycznych.

Los płata jej jednak figla, gdy Jed niespodziewanie zjawia się w bibliotece jako gość specjalny warsztatów czytelniczych. Wystarczyła chwila, by oboje zapłonęli pożądaniem tak gorącym, że mogłoby stopić lodowisko.

Choć jej uczucia są szczere, Breezy wstydzi się przyznać, jak bardzo Jed ją fascynuje. Postanawia nie zdradzać się z tym przed nim, ale okazuje się, że nie tylko ona ma tajemnice.

Czy gwiazda hokeja i mól książkowy zdobędą się na odwagę i wyznają sobie prawdę, zanim będzie za późno?


Nie potrafię przejść obojętnie obok romansu hokejowego, a tym bardziej z tak uroczym opisem, więc skusiłam się na Mister Hockey niemalże natychmiastowo, chociaż tak naprawdę nigdy o tej książce ani autorce wcześniej nie słyszałam. I cóż, to był mój błąd, bo moje pierwsze zaskoczenie pojawiło się w momencie, gdy odebrałam książkę i okazało się, że liczy ona ledwo dwieście stron. Ale okej, mój błąd, nie zwróciłam na to uwagi, więc i tak dałam jej szansę, chociaż ja niestety ani za nowelkami (chyba że to jakiś dodatek do pełnowymiarowej książki) ani opowiadaniami nie przepadam. Niestety, ta książka rozczarowała mnie niemalże na każdej płaszczyźnie.

Opis tej książki jest zwodniczy, bo zapowiada naprawdę uroczy, hokejowy rom-com, w którym zawodowy hokeista zakochuje się w "zwyczajnej" dziewczynie. Jed West jest kapitanem drużyny NHL Denver Hellions, który właśnie poprowadził ich do zwycięstwa po morderczych play-offach. Na zwycięstwo pada jednak cień jego kontuzji podczas jednego z meczy, która daje mu się we znaki do dziś i stawia pod znakiem zapytania całą jego karierę. Breezy to natomiast nieśmiała bibliotekarka, która zostaje na lodzie, gdy na spotkaniu z młodszymi czytelnikami organizowanym przez nią w bibliotece nie pojawia się trener drużyny, który miał wziąć udział w czytaniu dla dzieci. Kiedy więc jej siostra, dziennikarka sportowa, ratuje ją z opresji, nie spodziewa się, że na jego miejsce pojawi się sam kapitan drużyny i jej ulubiony gracz hokeja - Jed West. Ani, że zwróci na niego swoją uwagę.

Nie jestem pewna, czy największym problemem tej książki jest jej długość, czy może całokształt, ale to był niestety wielki niewypał. Wynudziłam się na niej niemiłosiernie, bo tak naprawdę fabuła tutaj prawie w ogóle nie istnieje, a bohaterowie to jedynie namiastki postaci, którymi mogłyby być, gdyby autorka spędziła nad nimi więcej czasu. Początkowo skusił mnie motyw zwykłej dziewczyny zakochującej się w gwieździe hokeja, ale ta relacja wypadła tak powierzchownie, że już po paru rozdziałach byłam gotowa z tej książki zrezygnować.

Pierwsze spotkanie Jeda i Breezy (swoją drogą, o co chodzi z Amerykanami i ich przedziwnymi przezwiskami?) wywołało we mnie takie zażenowanie, że się dosłownie skręcałam. Główna bohaterka to definicja stereotypowej quirky bohaterki, która nie potrafi skleić nawet jednego sensownego zdania przy facecie, nosi legginsy w czaszki i zapewne potyka się o swoje nogi, a główny bohater z jakiegoś powodu uznaje ją za najbardziej fascynującą osobę na świecie już po pierwszym spotkaniu, chociaż nie zamienili razem nawet jednego normalnego słowa.

Ale spokojna głowa, bo oczywiście od razu pojawiło się pożądanie i pragnienie wskoczenia sobie do łóżka, więc wszystko jest w porządku. Żałuję, że autorka nie poświęciła tyle czasu na rozwinięcie tych postaci, ile spędziła na opisywaniu na tysiąc żenujących sposobów, jak bardzo mają na siebie chętkę, a potem robią to w każdej części jej domu. Chyba jakąś jedną czwartą książki przekartkowałam, bo ileż można czytać o seksie, gdy całość liczy niewiele ponad 200 stron? Nie żartuję, ich cała relacja została w sumie spłycona tylko do jednego - do smutu.

Jed i Breezy mieli szansę zostać naprawdę interesującymi postaciami, ale zamiast zagłębić się w ich historie, kompleksy i psychikę, autorka wolała zamieść większość tych spraw pod dywan, aby potem wybuchły w najbardziej absurdalny i przewidywalny sposób. Nie muszę chyba wspominać, że mamy tu przypadek insta love i do tej pory nie wiem, skąd się ta miłość wzięła. Tak się przez tę dwójkę wynudziłam, że nawet tak krótka historia ciągnęła mi się niemiłosiernie. Nie rozumiem, skąd na Goodreads wzięło się porównanie do Icebreakera, bo te dwie książki nie mają ze sobą nic wspólnego - tutaj nawet hokej tak naprawdę nie istnieje.

Jedyny powód, dlaczego nie dałam tej książce jednej gwiazdki jest taki, że naprawdę nie uważam, aby autorka źle pisała. Ta historia miała potencjał, ale nie oszukujmy się - dwieście stron po prostu nie wystarczy, bo wszystko wypadło płytko i powierzchownie. Może gdybyście mieli ochotę na taką błyskawiczną lekturę na godzinkę czy dwie, wtedy spodobałaby się wam bardziej. Dla mnie to była niestety strata czasu i wybierałabym spośród o niebo lepszych hokejowych romansów na rynku.


LIA RILEY jest autorką powieści romantycznych. Jej twórczość znalazła uznanie między innymi na łamach „USA Today” oraz „RT Book Reviews”, zyskując miano „orzeźwiającej”, „pikantnej” oraz „wypływającej prosto z serca”. Kochająca żona i oddana mama trójki dzieci. W wolnych chwilach uwielbia spacerować wśród sekwoi i odpoczywać z filiżanką idealnie zaparzonej filtrowanej kawy. Sama siebie opisuje jako osobę w 25 procentach sarkastyczną, w 54 procentach optymistyczną i w 122 procentach uczuloną na matmę. Jest więc wdzięczna losowi, że może zarabiać na życie pisaniem szczęśliwych zakończeń. Większość czasu spędza z rodziną w Północnej Kalifornii.


Tytuł: Mister Hockey
Autorka: Lia Riley
Seria: Hellions Angels. Tom 1
Data premiery: 27.03.2024
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Liczba stron: 208
Ocena: 3/10

Współpraca reklamowa z Wydawnictwem HarperCollins Polska:


Czytaj dalej »

czwartek, 11 kwietnia 2024

Abby Jimenez - Twój na zawsze | Recenzja patronacka



Briana (przyjaciółka Alexis z To nie może się udać) jest młodą lekarką. Rozwodzi się z mężem i ma dosyć mężczyzn. Do jej zespołu na oddziale ratunkowym właśnie dołączył Jacob – zabójczo przystojny, robi wrażenie pyszałkowatego dupka. On też nie odbiera jej pozytywnie: zarozumiała piękność. I w dodatku narwana. 

Gdy wpadła na niego i wytrąciła mu z ręki telefon, a ekran się zbił, nawet nie przeprosiła. Ich pierwsze spotkanie nie zwiastuje niczego dobrego, ale wkrótce znajomość nabiera innych barw.

Jacob pisze do Briany list z przeprosinami za swoje niestosowne zachowanie. Briana odpisuje. I tak wymieniają jeszcze kilka listów i liścików – poznają się coraz lepiej, coraz więcej mają wspólnych tematów i coraz bardziej się do siebie zbliżają. Oboje zresztą mają słabość do staroświeckich klimatów. Briana zawsze marzyła, by dostać list zaczynający się od słów „Moja najdroższa“. A Jacob w ogóle lubuje się w starociach, pisze w notesie oprawionym w skórę, słucha muzyki klasycznej i ciągnie go ku dawnym romantycznym czasom. Czy z tej staromodnej pisaniny wykiełkuje miłość?


Nie wiem co Abby Jimenez dodaje do swoich książek, ale ta historia sprawiła, że przeżyłam chyba wszystkie możliwe emocje, jakie odczuć może człowiek. I znowu kompletnie, bezpowrotnie skradła moje serce, jak zresztą udaje jej się tego dokonać za każdym razem. Ta książka... brak mi słów, by opisać, jaka jest wspaniała, piękna i emocjonalna. Gdy czytałam pewne fragmenty, tak bardzo ściskało mnie za serce, że odczuwałam ją wręcz na duchowym poziomie. Tym bardziej, gdy dotarłam do posłowia od autorki, która zdradza, jak wiele dla niej ona znaczy, bo ogromną jej część oparła na swoich własnych doświadczeniach. Jedno mogę wam gwarantować - nie da się przez nią przejść z suchym okiem. Ale obiecuję, że to będą dobre łzy, a Jimenez skradnie tą historią wasze serca.

Życie Briany nie tak miało wyglądać. Ma trzydzieści pięć lat i zbliża się jej rozwód z mężczyzną, który miał być miłością jej życia, a który zdradzał ją z jej przyjaciółką. Dodatkowo jej brat zmaga się z niewydolnością nerek i potrzebuje pomocy. Gdy więc do szpitala, w którym pracuje jako lekarka, zostaje przeniesiony Jacob, nowy lekarz, nie ma do niego cierpliwości i nie jest zainteresowania nawiązywaniem z nim kontaktu. Tym bardziej, że pielęgniarki już pierwszego dnia nadają mu przezwisko "Śmierć", wydaje się być strasznym gburem i nikt go nie lubi. Wszystko się jednak zmienia, gdy pewnego razu znajduje na swoim biurku list z przeprosinami i wyjaśnieniami. Briana czuje się okropnie, że już na początku go skreśliła, więc mu odpisuje. Jeden list prowadzi do kolejnego, a wkrótce nawiązuje się między nimi więź i przyjaźń, której żadne z nich się nie spodziewało. Gdy więc Jacob prosi ją o udawanie swojej dziewczyny przed rodziną, Briana zgadza się bez chwili zastanowienia. Ale co jeśli granice zaczną się zacierać i pojawi się prawdziwe uczucie, chociaż Briana przysięgła sobie, że już nigdy więcej nie otworzy swojego serca na mężczyznę?

Nie starczyłoby mi miejsca, by wyrazić słowami jak bardzo pokochałam tę książkę i jak wiele jest w niej rzeczy, które zwyczajnie skradły mi serce. Widać, że autorka włożyła w tę historię całe swoje serce, bo ci bohaterowie są nie tylko żywi i realistyczni, ale droga, jaką przebywają razem i osobno, jest pełna emocji, różnych wyzwań i trafia prosto w serce czytelnika. Coś, co zaczyna się nieporozumieniem, przemienia się w jedną z najpiękniejszych historii miłosnych, jakie dane mi było w tym roku czytać. O dwójce lekko poturbowanych ludzi, którym nie przychodzi łatwo otwierać się na innych, ale którzy robią wszystko, aby siebie wzajemnie zrozumieć, nauczyć, jak się sobą prawdziwie zaopiekować i którzy stawiają siebie na pierwszym miejscu.

Nie pamiętam kiedy ostatnio czułam się tak bardzo zrozumiana przez jakąś postać, jak przez Jacoba. On i ja nadajemy na tych samych falach i tak wiele razy podczas czytania tej książki bolało mnie z jego powodu serce, bo ja sama niejednokrotnie znalazłam się w takich samych sytuacjach i dobrze rozumiałam, przez co przechodzi. Jacob jest nie tylko typem introwertyka, który nie lubi tłumów i nieznanych mu sytuacji, ale też zmaga się z fobią społeczną oraz lękami. Społeczeństwu tak łatwo przychodzi skreślić tego typu ludzi, którym trochę ciężej przychodzą rzeczy i sytuacje, które dla innych zdają się być normalnością, że jestem podwójnie wdzięczna za takie postaci, dzięki którym można się naprawdę zanurzyć w umysł kogoś, kto czasami gubi się w swoich własnych myślach i lękach. Bo rozumiem jego pragnienie przeanalizowania każdej sytuacji milion razy i wpadania w ciemną otchłań swoich mrocznych myśli. Rozumiem tą stresującą spiralę i brak energii przy każdej sytuacji, przy której trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu. Chciałabym, aby inni byli bardziej wyrozumiali dla tego typu osób, pomagali im zamiast sprawiać, że czują się gorsi, bo coś przychodzi im ciężej. Ogromnie się cieszę, że Jacob odnalazł kogoś takiego w swoim życiu w Brianie - która, swoją drogą, jest równie wspaniałą, złożoną bohaterką po wielu przejściach i którą czasami po prostu pragnęłam przytulić.

Jacob i Briana może i mieli problematyczny początek, ale nie znam dwóch bardziej pasujących do siebie ludzi, którym po prostu naturalnie przychodzi się do siebie nastroić. Gdzie Jacob potrzebuje spokoju, pojawia się Briana, która go nim obdarza. I gdzie Briana potrzebuje kogoś, kto zaopiekuje się jej sercem i pokaże jej, że nie zawsze zaufanie komuś musi kończyć się złamanym sercem, pojawia się Jacob, który jest jej podparciem, jej prawdziwym przyjacielem i kimś, kto prawdziwie jej słucha i chce zaopiekować się jej sercem. Ta dwójka jest dla mnie definicją bratnich dusz - rozumieją się bez słów, zawsze pragną dla siebie jak najlepiej i zależy im na wzajemnym szczęściu. Dodajmy do tego motyw udawanego związku, który wpakowuje bohaterów w parę naprawdę słodkich, zabawnych ale też emocjonalnych sytuacji, a nim się obejrzycie, a będziecie obracać ostatnią stronę, nawet nie zdając sobie sprawy, że to już koniec.

Lubię narzekać na książki, w których motywem przewodnim zdaje się być brak komunikacji, ale są takie sytuacje, kiedy ma on po prostu sens i tak właśnie było w przypadku Jacoba i Briany. Ich brak komunikacji nie bierze się znikąd i nie jest wyssany z palca dla dramatu, a bierze się z realnych lęków i obaw bohaterów, które wynikają z ich różnych doświadczeń i przeżyć, które uczyniły ich właśnie takimi ludźmi, jakimi są. Zarówno Jacob, jak i Briana, mają za sobą związki, które bardzo nadszarpnęły ich zaufanie do innych. Jacob musi obserwować jak jego była dziewczyna planuje życie z jego własnym bratem, a Briana nadal leczy serce po okrutnej zdradzie swojego męża. Mogłabym więc napisać, że to była wyboista droga do prawdziwego zaufania i wyznania sobie uczuć, ale z łatwością mogłam się postawić na miejscu tych postaci i zrozumieć, dlaczego właśnie tak było. Niełatwo jest otworzyć swoje serce, gdy już raz zostało złamane. Ale chyba najważniejszą wiadomością tej historii jest to, że czasami ryzyko może nam się odpłacić w najpiękniejszy sposób.

"Twój na zawsze" to nie tylko historia miłosna, ale też powieść, która ukazuje, że pomimo naszych upadków, pomimo trudnych chwil, które sprawiają, że mamy wrażenie, że już nigdy nie będzie dobrze, w końcu nadejdzie chwila, kiedy wszystko zacznie się układać. I że znajdą się ludzie, którzy pokochają nas właśnie takimi, jakimi jesteśmy - razem z naszymi wadami, z naszymi gorszymi chwilami, z naszym bagażem. Abby Jimenez stworzyła coś niesamowitego. Udało jej się uchwycić tak wiele różnych emocji, cały ból i cierpienie, tęsknotę bohaterów, ich bezsilność, ale też nadzieję, rosnącą w ich sercach miłość i oddanie, a przede wszystkim prawdziwą przyjaźń, którą dostrzeżemy nie tylko w głównych postaciach, ale też bohaterach drugoplanowych. I tak - fani książki To nie może się udać też będą zadowoleni, bo nie mogłabym zapomnieć o Alexis i Danielu, którzy dostaną tutaj również swoje pięć minut. Polecam wam tę historię całym sercem i mam nadzieję, że pokochacie ją równie mocno, jak ja.

Abby Jimenez, autorka, to początkująca amerykańska pisarka, która zasłynęła dzięki publikacjom z takich gatunków literackich jak: literatura kobieca, romans, literatura erotyczna oraz literatura obyczajowa. Może się poszczycić tytułem bestsellerowej autorki USA Today. Założycielka własnej piekarni Nadia Cakes, która spotkała się z wyjątkowo ciepłym odbiorem. Ma sklepy na terenie dwóch stanów i wypieka babeczki sławne na cały świat. Teraz skutecznie podbija branżę wydawniczą. Jest domatorką, największą przyjemność sprawia jej relaks w towarzystwie psa, z dobą książką i kawą. Mieszka w Minnesocie.


Tytuł: Twój na zawsze
Autor: Abby Jimenez
Tytuł w oryginale: Yours Truly
Seria: Part of Your World. Tom 2
Data premiery: 10 kwietnia 2024
Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 480
Ocena: 10/10

Współpraca reklamowa/patronacka z Wydawnictwem Muza:
Czytaj dalej »

środa, 10 kwietnia 2024

Podsumowanie czytelnicze marca


Chociaż robię to spóźniona, to w końcu przychodzę z podsumowaniem czytelniczym marca! Niestety był to chyba jeden z moich najsłabszych miesięcy od dawna, bo większość mojego wolnego czasu zajęła praca nad magisterką, która skutecznie odebrała mi chęci, aby jeszcze cokolwiek czytać. Nie pomogło też to, że większość przeczytanych książek to były niestety średniaki, przez które trochę się wymęczyłam. Ale w międzyczasie miałam też przyjemność czytać parę fajnych, sekretnych pozycji, więc mam nadzieję, że niedługo będę mogła wam o nich opowiedzieć! :)

Marzec to jednak nie był tylko miesiąc czytania, ale też miesiąc aż trzech ważnych dla mnie premier, którym miałam przyjemność patronować. Mowa tu oczywiście o książkach "The Mistake. Błąd" Elle Kennedy w nowej wersji okładkowej, "Luna i pewne kłamstwo" mojej ukochanej Mariany Zapaty i "Desire or Defense" Leah Brunner, która była miodem na moje hokejowe serduszko. Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę, gdy otrzymuję od was wiadomości, że je czytaliście i pokochaliście tak, jak ja!

Zostawiam was z moimi krótkimi opiniami na temat każdej z przeczytanej przeze mnie w marcu pozycji:

A jak wypadł wasz marzec? Jaka książka przeczytana w tym miesiącu podobała wam się najbardziej?

GDYBY JEDNAK - ★★★☆☆

Jak uwielbiam twórczość Rebekki Yarros, tak ta książka mnie po prostu wymęczyła. Nie znoszę nieporozumień i braku komunikacji, a te dwie rzeczy to po prostu całe sedno historii bohaterów, która ciągnie się przez długie lata. Ciągle pojawiały się tylko marne wymówki, dlaczego bohaterowie nie mogą być razem, a potem cierpienie w samotności i pod koniec miałam tego już po dziurki w nosie. Na plus sposób pisania autorki i wątki dziejące się w tle, dzięki którym mniej więcej w połowie naprawdę się wciągnęłam, nawet jeśli sam wątek miłosny był słaby.





WESTWELL. PIĘKNO I CHAOS - ★★★★★

Tajemnica już przestała być tajemnicą, więc mogę wam zdradzić, że jedną z czytanych przeze mnie w kwietniu książek była nowa historia Leny Kiefer, która zapoczątkuje jej pełną emocji trylogię i zakazanej miłości! Już w maju poznacie mój nowy patronat, który jest współczesną wersją Romea i Julii. Dwie zwaśnione rodziny, tajemnica śmierć bliskich osób i dwójka bohaterów, którzy zakochują się w sobie wbrew rozsądkowi i swojej pozycji. To był emocjonalny rollercoaster i jestem bardzo podekscytowana tą premierą!




PRZECIWIEŃSTWA SIĘ PRZYCIĄGAJĄ - ★★★★★

Bez dwóch zdań była to moja ulubiona książka przeczytana w marcu, jak i jedna z najlepszych tego roku - a może nawet ostatnich lat. Autorka zauroczyła mnie kreacją tych bohaterów, którzy są tak nietuzinkowi, realistyczni. Autorka już na początku książki pisze, że bardzo jej zależało ukazać realia osób neuroróżnorodnych, co udaje jej się świetnie poprzez Beę, osobę w spektrum autyzmu, a także Jamiego, który zmaga się ze stanami lękowymi i nerwicą natręctw. Bycie w głowach tej dwójki naprawdę otwiera oczy na to, jak różne mogą być związki i jak ważne jest, by nauczyć się tej drugiej osoby i do niej dostosować. Uwielbiam ich całym sercem!



CHCESZ SIĘ ZAŁOŻYĆ? - ★★★☆☆

Ta książka miała predyspozycje na bycie świetną, przezabawną komedią romantyczną, gdyby nie ucierpiała na to samo, co Gdyby jednak - brak komunikacji między bohaterami. Uśmiałam się niesamowicie, momentami naprawdę rewelacyjnie się bawiłam (szczególnie, że pojawia się tu mój ukochany motyw udawanego związku), ale miałam też ochotę wyrywać sobie włosy z głowy przez zachowanie bohaterów i ich chowanie głów w piasek. To jedna z najbardziej frustrujących par książkowych, o jakich dane mi było czytać.





MOST OF ALL YOU - ★★★☆☆ i pół

Do tej książki robiłam drugie podejście po latach i niestety wiem już, dlaczego nie zapadła mi w pamięci - brakowało w niej po prostu jakiegoś lepszego zagłębienia się w poruszane wątki i tej emocjonalnej warstwy, za którą tak kocham twórczość Mii. Chociaż zamysł na fabułę jest jednocześnie piękny i łamiący serce, tak nie mogłam pozbyć się wrażenia, że to insta love i spłycanie niektórych doświadczeń w imię miłości popsuło tę historię.





MISTER HOCKEY - ★★☆☆☆

Przedstawiam wam największy niewypał marca. Jak kocham hokej i hokejowe romanse, zresztą właśnie dlatego ją przeczytałam, tak wiele rzeczy poszło tutaj po prostu nie tak. Jak na to, że to powieść licząca jedynie około dwustu stron, to nie działo się tu prawie nic poza licznymi scenami seksu. Możecie sobie wyobrazić, jak się wynudziłam. Bohaterowie byli płytcy, fabuła praktycznie nie istniała i niestety nie bawiłam się za dobrze. A gdyby była tak ze dwa razy dłuższa i rozwinięta, miała szansę być naprawdę fajną historią.
Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia