czwartek, 30 listopada 2023

Podsumowanie czytelnicze listopada


Chociaż uwielbiam jesień i cały jej klimat, tak jestem już w pełni gotowa pożegnać listopad i wkroczyć w zimowo-świąteczne przygotowania. Szczególnie, że za oknem sypie śnieg, w policzki szczypie mróz, a wszędzie wokół nas zaczynają się pojawiać ozdoby świąteczne. Tak więc z ostatnim dniem miesiąca przychodzę z podsumowaniem czytelniczym. Listopad przytłoczył mnie trochę obowiązkami i niestety nie dałam rady przeczytać wszystkich książek, które sobie zaplanowałam, niektóre z pozycji mnie zawiodły, ale to nic - bo znalazłam także kilka perełek, które trafią na listę ulubieńców tego roku.

Przeczytane książki i oceny:

Bianca Iosivoni, Feeling Close to You - ★★★★★★★★☆☆ (reread)
Jennifer L. Armentrout, Sztorm i Furia - ★★★★★★★☆☆☆ (reread)
Jennifer L. Armentrout, Gniew i Ruiny - ★★★★★★☆☆☆☆
K. Bromberg, On One Condition - ★★★★★★★★☆☆
Elle Kennedy, The Graham Effect - ★★★★★★★★★★
Monica Murphy, Things I Wanted to Say, But Never Did - ★☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Bea Fitzgerald, Girl, Goddess, Queen - ★★★★★★★★★☆


NAJLEPSZA KSIĄŻKA MIESIĄCA:


W listopadzie dwie książki skradły moje serce. Pierwszą z nich jest oczywiście nowość od niezawodnej Elle Kennedy, która ponownie zaprasza nas do swojego hokejowo-studenckiego świata, przedstawiając nam córkę uwielbianych już bohaterów, Garretta i Wellsy - Gigi. Strasznie się stęskniłam za tym klimatem i nie mogę się doczekać dalszych części o tym nowym pokoleniu. Natomiast drugą książką, która bardzo mi się podobała, jest "Girl, Goddess, Queen". Zupełna zmiana klimatu, bo mamy tu retelling mitu o Hadesie i Persefonie, ale dawno się już tak nie uśmiałam na książce. To zdecydowanie moje faworyty.

NAJWIĘKSZE ROZCZAROWANIE MIESIĄCA:


Nie będę się już powtarzać, bo zdecydowanie rozpisałam się już w mojej recenzji książki na ten temat, ale niestety bardzo zawiodłam się na nowej książce Moniki Murphy "Things I Wanted to Say, But Never Did". To jedna z niewielu książek, której w tym roku nie dałam rady skończyć, bo po prostu nie była na moje siły. Nie znoszę takich obrzydliwie toksycznych zachowań, jakimi szczycił się główny bohater, gloryfikacji poważnych tematów i zdecydowanie zbyt wielu scen erotycznych. Czułam się zniesmaczona i szczerze mówiąc, bardzo znudzona.

A jak wypadł wasz listopad?
Czytaj dalej »

środa, 29 listopada 2023

Bea Fitzgerald - Girl, Goddess, Queen



Tysiące lat temu bogowie skłamali, twierdząc, że Persefona była tylko pionkiem w ich politycznej grze. Że Hades porwał ją i zmusił do małżeństwa. Że rozpacz Demeter spustoszyła Ziemię.

To tylko mit. Prawdziwa historia jest o wiele ciekawsza!

Persefona wcale nie została porwana do świata umarłych – sama skoczyła w czeluść Hadesu. Nie miała bowiem zamiaru poślubić samolubnego, narcystycznego boga, bardziej zakochanego w sobie niż w niej. Zawitała do jego królestwa tylko po to, by zawrzeć pewien układ.

Teraz musi jedynie przekonać irytująco seksownego, aroganckiego i bardzo nieuprzejmego władcę zaświatów, by zgodził się na jej plan. Plan, który wstrząśnie Olimpem!

A konsekwencje mogą być zabójcze. Zwłaszcza jeśli już jesteś w piekle…


Wszelkiego rodzaju retellingi mitologii greckiej to moje absolutne guilty pleasure, więc gdy tylko przeczytałam opis "Girl, Goddess, Queen", od razu wiedziałam, że muszę tę książkę przeczytać. Mit o Hadesie i Persefonie, z tym że właściwie na opak? Poproszę! Starałam się nie mieć wobec niej większych oczekiwań, bo nigdy dotąd nie czytałam nic od tej autorki, ale zakochanie się w wersji Hadesa i Persefony, którą tutaj przedstawia, to była najprostsza rzecz na świecie. Nie tylko jest ona świetnym komentarzem na temat społeczeństwa, ale też zabawną i słodką komedią romantyczną z całym tym boskim chaosem w tle, który trzymał ciągle w napięciu. Zupełnie nie chciałam tej książki kończyć.

Mity to skarbnica różnego rodzaju historii, które można przedstawić na przeróżne sposoby, a historia Hadesa i Persefony z pewnością jest jedną z najciekawszych. No bo co by było, gdyby to nie Hades porwał Persefonę i zmusił ją do życia z nim w jego podziemnym królestwie, a zamiast tego ona sama uciekłaby do Piekła i zawarła z nim umowę? W tej wersji Persefona, córka Demeter oraz potężnego Zeusa, dopiero wychodzi z okresu dojrzewania i szykowana jest do zamążpójścia. Nikt jednak nie rozumie, że jest to ostatnie, na co ma ochotę i sama myśl o posłuszeństwie wobec jakiegokolwiek mężczyzny budzi w niej obrzydzenie. Tym bardziej, że bogowie nie są znani z dobrego traktowania kobiet i wierności. Dlatego, gdy nikt jej nie podejrzewa, postanawia uciec i skacze prosto do podziemnego królestwa. Hades może i budzi w większości strach, ale on jako jedyny pozostaje w cieniu i się nie wychyla, wydaje się być idealnym kandydatem na osobę, z którą można zawrzeć układ. W końcu sprzymierzenie się z bogiem podziemia brzmi zdecydowanie lepiej, niż ślub z kimś, kogo Persefona nawet nie zna. Tylko co jeśli ich wspólne gierki i udawanie zaczną zacierać się z rzeczywistością?

Wszelkiego rodzaju historie i bajki od zawsze przedstawiają Hadesa jako jednego z tych mrocznych, zepsutych bogów, który zarządza zmarłymi duszami w swoim podziemnym królestwie i budzi strach wśród poddanych. A gdybym powiedziała wam, że ten Hades to totalny słodziak, który skradnie wasze serca i trafi na listę najlepszych chłopaków książkowych? Szczerze mówiąc, na początku książki ani on, ani Persefona nie robią najlepszego wrażenia, ale to zrozumiałe. Sytuacja nie jest idealna, a Hades zostaje wręcz zmuszony do współpracy, powiedzenie więc, że nie pałają wobec siebie na początku sympatią, to mało. On chce się jej pozbyć, a ona jest zdesperowana i zmusza go do pomocy, bo nie chce powracać na ziemię, gdzie zostanie zmuszona do małżeństwa. Dopiero gdy udaje im się pozbyć swoich pierwszych uprzedzeń i niechęci, wyłania się piękna, podszyta żartobliwym dokuczaniem sobie relacja, która krok po kroku odsłania ich prawdziwą naturę i pozwala im zbudować piękną przyjaźń.

Hades okazuje się być kompletnym przeciwieństwem tego, co wszyscy o nim mówią. Owszem, zaszył się w swoim mrocznym królestwie, odciął od dusz zmarłych ludzi i ich potrzeb, przyzwyczajony do życia w samotności, ale w głębi duszy nosi w sobie wiele niezrozumienia i cierpienia wynikającego z przeszłości. Nigdy nie chciał życia, jakie mu podarowano. I chociaż jest królem iluzji i potrafi być wladczy oraz mroczny, gdy sytuacja tego wymaga, w głębi serca jest cichym, spokojnym człowiekiem, który marzy o życiu w spokoju. Ma duszę artysty, czym tym bardziej mnie w sobie rozkochał - nie interesuje go wojna, balowanie z innymi bogami i kobiece podboje. Woli zaszyć się w swojej bibliotece albo ze swoją sztuką, nawet jeśli nikt nie ma o tym pojęcia, bo nie takich zajęć oczekuje się od króla. Im starsza się robię, tym bardziej doceniam tego typu bohaterów - spokojnych, skromnych i przekochanych. Poza tym Hades to książkara, więc jak mogłabym go nie pokochać?

Jest zupełnym przeciwieństwem Persefony, który zjawia się w jego życiu niczym huragan i domaga się pomocy. Persefona to ucieleśnienie kobiety, która ma dość traktowania jak trofeum dla mężczyzny, który wygra jej rękę. Ma dość tego, że kobiety nie mają wyjścia i muszą zgadzać się na bycie kozłem ofiarnym bogów. I ma dość tego, że traktowana jest tylko jak nic nieznacząca bogini kwiatów, kiedy pragnie pomagać innym i być kimś więcej. To pobyt w królestwie Hadesa po raz pierwszy w życiu pozwala jej odważyć się i sięgnąć po marzenia. Testuje możliwości swoich mocy, pragnie zmian i w końcu wybiera siebie - bez oczekiwań matki i poniżań Zeusa. Na początku irytowała mnie odrobinę swoim zachowaniem, bo zdecydowanie istnieje w niej pewne pragnienie posiadania władzy oraz niebezpieczna zawziętość, które przyćmiewa rozsądek, ale jednocześnie niesamowicie imponowała mi swoją determinacją i odwagą, które u boku Hadesa jedynie przybierały na sile.

Ta dwójka to razem potężna siła i absolutnie to uwielbiam. Rzadko się zdarza, że mam ochotę chichotać i piszczeć z radości, gdy śledzę rozwój jakiejś relacji, ale przy nich czułam się normalnie jak zakochana nastolatka. Szykujcie się na najpowolniejszy slow burn w waszym życiu, ale uwierzcie mi - warto. Hades i Persefona są tak rozkosznie nieświadomi tego, że są w sobie beznadziejnie zakochani, że z jednej strony ma się ochotę nimi potrząsnąć, a z drugiej ich nieumiejętność mówienia o uczuciach jest rozczulająca. Zwłaszcza, że oboje są świadomi, że są w tym beznadziejni, a ich domeną jest wzajemne dokuczanie sobie podszyte dużą dawką flirtu, pod czym skrywają się uczucia i słowa, o których boją się mówić na głos. Są jednocześnie świetnie zgraną drużyną, a wspólne działanie przychodzi im naturalnie, jakby ich połączenie utworzyło się wręcz na poziomie duszy. Są zgrani, motywują się do bycia kimś więcej i wspierają w każdej decyzji. A to przede wszystkim, dlatego że zbudowali solidny fundament z przyjaźni, który tylko umocnił ich relację.

Ta historia to dodatkowo naprawdę świetny komentarz nie tylko na temat roli kobiet w świecie, ale również na temat toksycznej męskości. To refleksja na temat dobra i zła, o tym, czym motywowani są ludzie, gdy podejmują się pewnych czynów. Hades jest idealnym przykładem tego, jaki obraz męskości zmalował świat - mężczyzny, który musi lubić męskie rzeczy, pałać chęcią do walki, być władczy i potężny, bo nikt nie weźmie na poważnie władcy, który woli spokój i zacisze swojej biblioteki lub pracowni. Natomiast Persefona na każdym kroku łamie społeczne normy, do których zmuszane są kobiety. Nie tylko w sprawie małżeństwa, ale też w mniejszych rzeczach. Autorka w subtelny sposób, w całej tej otoczce romansu i boskich ekscesów, prowadzi dyskusję na temat norm społecznych i roli człowieka.

Ogromnie się cieszę, że wpadła mi w ręce ta książka, bo to mój nowy ulubieniec wśród retellingów mitologii greckiej. Nie tylko się wciągnęłam, bo znajdziemy tu oczywiście o wiele więcej niż jedynie wątek miłosny, ale też nie mogłam przestać się śmiać i zachwycać bohaterami. Moja jedyna krytyka tyczy się tego, że jak na tak powolny rozwój fabuły, samo zakończenie rozwinęło się wręcz za szybko. Oczywiście nietrudno było je przewidzieć, ale biorąc pod uwagę liczne zamieszania rodzinne, wątek odbudowy świata podziemnego i konflikt między Persefoną, Zeusem i Demeter, spodziewałabym się trochę dłuższego rozwinięcia ostatnich rozdziałów. Nic poważnego, po prostu miałam poczucie, że książka urwała się za szybko - to jednak nie zmienia faktu, że ogromnie ją polecam i nie przestanę się zachwycać.


BEZ FITZGERALD - autorka książek i twórczyni treści marketingowych, która w wolnym czasie uwielbia pisać romantyczne fantasy dla młodzieży i mroczne powieści dla starszych czytelników. Przez wiele lat pracowała w wydawnictwie, zajmując się marketingiem, redakcją, a ostatnio także sprzedażą praw. Ukończyła studia pierwszego stopnia na University of Reading, a do licencjatu z literatury angielskiej przemyciła tyle wątków z historii starożytnej, ile tylko zdołała (z koniem trojańskim na czele).

Beę fascynują opowieści – intryguje ją sposób, w jaki trwają i rezonują przez wieki i pokolenia. Dni spędza na pracy z fantastycznymi autorami i autorkami, a nocami próbuje zostać jedną z nich.


Tytuł: Girl, Goddess, Queen
Autorka: Bez Fitzgerald
Data premiery: 27.09.2023
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 480
Ocena: 9/10

Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Jaguar:

Czytaj dalej »

niedziela, 26 listopada 2023

Monica Murphy - Things I Wanted to Say, But Never Did



Summer Savage właśnie zmieniła szkołę i rozpoczęła naukę w elitarnym Lancaster Prep. Dziewczyna nie liczyła na ciepłe przyjęcie, ale nie sądziła, że będzie aż tak źle. Wszyscy patrzą na nią z niechęcią, a jeden chłopak od samego początku daje jej do zrozumienia, że właśnie wkroczyła do piekła.

Summer już wcześniej poznała Whita Lancastera, i to w okolicznościach, o których wolałaby zapomnieć. On dobrze wie, kim jest nowa dziewczyna, i jak udało jej się dostać do szkoły mającej w nazwie jego rodowe nazwisko.

Wkrótce Whit przyczynia się do tego, aby pobyt Summer w „jego” placówce nie należał do przyjemnych. Jednak kiedy spotykają się pewnego wieczoru, to nie ona, a on potrzebuje pomocy. Wtedy Summer się od niego odwraca.

Wkrótce przyjdzie jej tego pożałować. Chłopak zabiera jej coś, co skrywa jej największe sekrety, i grozi, że je ujawni, chyba że Summer…


Chyba nadszedł ten święty dzień, kiedy książka mnie pokonała. "Things I Wanted to Say, But Never Did" to najnowsza powieść Moniki Murphy i nie będę owijać w bawełnę - nie dałam rady przez nią przebrnąć. Była okrutna, toksyczna i do tego stopnia obrzydliwa, że czułam się fizycznie chora i nie dałam rady czytać niektórych scen. Tym bardziej, że działy się one głównie między rzekomą główną parą. Być może to mój błąd, że skusiłam się na tę książkę po "A Million Kisses In Your Lifetime", która może wybitną lekturą nie była, ale szczerze sprawiła mi przyjemność, bo nigdy bym się nie spodziewała tego, co autorka zaserwowała nam tutaj.

W książce poznajemy nastoletnią Summer, która w ostatniej klasie przenosi się do luksusowego liceum dla bogatych dzieciaków, Lancaster Prep. Uczenie się tam zawsze było jej marzeniem, a po skandalu z jej rodziną, który zniszczył ich reputację, jest to wręcz konieczność, która ma pozwolić jej zacząć od początku. Niestety nic nie przygotowuje jej na to, że w szkole trafi na Whita Lancastera, syna człowieka, z którym romansowała jej matka. Ich pierwsze i ostatnie spotkanie lata temu skończyło się niespodziewanym pocałunkiem i paroma okrutnymi słowami, a od tamtej pory nienawiść chłopaka do Summer i jej rodziny tylko wzrosła. Whit zawziął się, aby z życia Summer w jego szkole zrobić piekło. I chociaż Summer na początku mu się stawia, w końcu nie może dłużej zaprzeczać, że coś ją ciągnie do jego mroku, a jej myśli błądzą po rejonach, które powinny być zakazane.

Jeśli zastanawialiście się, czy sięgnąć po tę książkę, to oszczędzę wam kłopotu - nie warto. Osobiście nie lubię dark romansów i raczej po nie nie sięgam, ale parę w swoim życiu czytałam, kilka mi się naprawdę podobało, a już zdecydowanie żaden z nich nie obrzydził mnie tak bardzo, jak ta książka. A to nawet nie jest wszystko, bo tak naprawdę większość tej książki to opisy sprośnego i mrocznego seksu, który nudził mnie już po pierwszym razie. Bardzo malutka część to jakaś fabuła poza tą pokręconą relacją między Summer i Whitem. Aż nadal się dziwię, że ta książka jest taka gruba - gdyby ktoś wyciął połowę kartek, nawet bym tego nie zauważyła.

Szczerze powiedziawszy, mam do powiedzenia głównie jedno - wszyscy w tej książce są albo zepsuci, albo obleśni, albo głupi. Albo wszystko na raz. Ani jedna z postaci nie umiliła mi lektury tej książki, a po paru rozdziałach miałam jej już tak dość, że nawet nie chciało mi się brnąć w to dalej. Może zacznijmy od naszej wspaniałej bohaterki, Summer, która swoją głupotą czasami tak mnie zaskakiwała, że myślałam, że w końcu mi oczy wypadną od przewracania nimi. No bo przepraszam, ale jeśli mnie ktokolwiek traktowałby jak śmiecia, tak jak przez większość czasu robił to Whit, a na dodatek nastawiał przeciwko mnie całą szkołę do tego stopnia, że ludzie codziennie by się nade mną znęcali psychicznie i fizycznie, to prawdopodobnie uciekałabym gdzie pieprz rośnie. A co robi bohaterka? Na sam jego widok ma mokro w majtkach. Ja rozumiem, że kogoś może kręcić mroczniejsza relacja, ale szanujmy się. 

Natomiast Whit to najbardziej obleśny typ, z jakim miałam do czynienia od dłuższego czasu. Gdyby mnie ktoś na każdym kroku wyzywał od dz*wek, zastraszał i szantażem zmuszał do seksu, dostałby po twarzy i na tym by się skończyło. Tymczasem jemu wszystko wolno, bo jest królem szkoły, zresztą nie żeby ktoś w tej szkole w ogóle używał swojego mózgu do czegoś pożytecznego, a poza tym jest przystojny i w sumie Summer na niego leci, więc jest spoko. Obrzydzał mnie tym, jak traktował Summer jako swoją zabawkę i potrafił zgrywać rycerza, gdy ktoś próbował mu ją odebrać. W jego posiadanie wpada jej dziennik, a on zupełnie nie reaguje na pewne traumatyczne wydarzenia, które w nim opisuje, jakby w ogóle miał to gdzieś. A wisienką na torcie był moment, gdy próbę gwałtu zwieńczył słowami: "sama się o to prosiłaś swoim ubiorem". Myślałam, że rzucę książką przez okno. W tamtym momencie to dla mnie był definitywny koniec.

W tej książce przydałoby się porządne ostrzeżenie od autorki przed zawartością, bo chociaż mnie nie łatwo zszokować czy obrzydzić, tak fizycznie nie dałam rady tego czytać. Sam fakt, jak tutaj zostaje potraktowany temat gwałtu, mroził krew w moich żyłach i budził niesmak. Główna bohaterka ma za sobą bardzo traumatyczną przeszłość z przyrodnim bratem, ale nikt nie spróbował nawet jej pomóc, nawet jej własna matka. W szkole nawet osobom u władzy czy nauczycielom na sucho uchodzi wykorzystywanie dziewczyn, a uczniowie się z tego śmieją. Summer traktowana jest jak wyrzutek społeczny tylko za sprawą słów jednego chłopaka i każdy gotów jest ją złamać i poniżyć, aby udowodnić... nie wiem, swoją wyższość? Połechtać swoje ego? Na dodatek sam Whit wykorzystuje seks, aby poniżyć Summer i oczekuje mieć ją na każde zawołanie.

Przekartkowałam tę książkę do końca, żebym mogła coś napisać w recenzji i aż trudno mi uwierzyć, że to ta sama autorka, która napisała "A Million Kisses In Your Lifetime". Oczywiście rozumiem, że to ma być dark romans (chociaż zaskakująco ciężko znaleźć gdziekolwiek taką informację), ale każdy ma swoje granice, a moje zostały zdeptane bez ostrzeżenia. Książka zrobiła się znośna dopiero pod koniec, gdy autorka postanawia przeskoczyć o parę lat i naprawdę żałuję, że nie poszła w tę stronę o wiele wcześniej, pozwalając bohaterom przepracować swoje traumy w odpowiednim czasie i zmienić tę relację w coś zdrowszego. Zamiast tego czułam się tak, jakbym czytała jednego wielkiego smuta, który ciągle miał szokować, ale nigdy nic nie zmieniało się na lepsze, a na koniec autorka przypomniała sobie, że jakoś musi sytuację uratować, więc próbowała to zamieść pod dywan słodkimi słowami. No niestety - trochę za późno. To było ogromne rozczarowanie i niestety nie polecam.


Monica Murphy to amerykańska autorka, która urodziła się w Kalifornii, w Stanach Zjednoczonych. Pisze kryminały, thrillery, romanse oraz książki obyczajowe i sensacyjne dla osób w różnym wieku. Pisarka aktywnie udziela się w mediach społecznościowych, między innymi na TikToku i Instagramie.

Jest autorką bestsellerowych serii „New York Times” i „USA Today”. Najbardziej znana z jej serii New Adult to "One Week Girlfriend”. Książka została wydana w 2013 roku. W Polsce pojawiła się w 2023 roku. Książki Murphy zostały przetłumaczone na kilkanaście języków i sprzedały się w ponad milionie egzemplarzy na całym świecie.


Tytuł: Things I Wanted to Say, But Never Did
Autorka: Monica Murphy
Seria: Lancaster Prep. Tom 1
Data premiery: 26.09.2023
Liczba stron: 561
Wydawnictwo: Niezwykłe Zagraniczne
Ocena: 1/10

Współpraca reklamowa z Wydawnictwem NieZwykłe:


Czytaj dalej »

piątek, 24 listopada 2023

Elle Kennedy - The Graham Effect



Gigi Graham has exactly three goals: qualify for the women’s national hockey team, win Olympic gold, and step out of her famous father’s shadow. So far, so good, except for two little things. Fine–a little thing and a big, grumpy thing. She needs to improve her game behind the net, and she needs help from Luke Ryder.

Ryder is six-foot five, built, opinionated, rude…and sexy as hell. But he’s still the enemy.

Briar’s new hockey co-captain has his reasons, though. The men’s team just merged with a rival program, leaving Ryder with an angry roster where everyone hates one another’s guts. To make matters worse, the summer coaching spot he’s angling for with the legendary Garrett Graham is out of reach after he makes the worst possible first impression on his hero. So, really, this compromise with Gigi is win-win. He helps her make the national team, she puts in a good word
with her dad.

The only potential snag? This bone-deep, body-numbing, mind-spinning chemistry they’re trying to ignore. It’s a dangerous game they’re playing, but the risks just might be worth it.


Hokeiści z Briar powracają! Mam wrażenie, że sama z nimi dorastałam, bo moją przygodę z tą serią zaczęłam jeszcze jako nastolatka, a teraz, czytając pierwszą część tej najnowszej serii, sama kończę studia i czuję się tak, jakbym wracała do domu. Do czegoś znajomego, dającego poczucie komfortu. Czegoś, co wiem, że nigdy mnie nie zawiedzie. W "The Graham Effect" mamy okazję nie tylko jeszcze raz odwiedzić niektórych ze znajomych postaci, ale też poznać zupełnie nowe pokolenie bohaterów, którzy skradną wasze serca równie błyskawicznie, jak skradli moje. A co jest w tym najlepsze? Poznajemy tutaj historię Gigi, córki Garretta i Hannah, których z pewnością dobrze znacie z "Układu"!

Gigi jest rewelacyjną hokeistką z wielkimi marzeniami o zdobyciu medalu olimpijskiego. Bycie córką największego gracza hokeja na świecie, Garretta Grahama, otwiera przed nią wiele drzwi, ale też kładzie się cieniem na jej sukcesach, dlatego pragnie dokonać wszystkiego na własną rękę. Kiedy więc zbliżają się kwalifikacje do profesjonalnej drużyny, dobija układu z nowym współ-kapitanem męskiej drużyny uniwersyteckiej Briar, Lukiem Ryderem, który ma jej pomóc poprawić jej grę. Męska drużyna Briar dopiero co przeszła fuzję z dawną drużyną z Eastwood, ale żadna ze stron nie potrafi się ze sobą dogadać. Każdemu zależy na sukcesach i miejscu w drużynie, a dodatkowo sam Garrett ogłasza, że najlepsi z hokeistów dostaną szansę bliskiej współpracy z nim oraz Jakiem Connely'm. Ryder nie robi jednak na trenerach dobrego wrażenia, tym bardziej, że ciągnie się za nim łatka agresywnego faceta, wynikająca z pewnej sytuacji na jednym z meczy. Układ z Gigi miałby pomóc mu zyskać w oczach jej ojca, jeśli tylko szeptałaby mu na ucho dobre słówka o Ryderze. To ma być układ dobry dla ich obojga. Jedyny problem? Niezaprzeczalna, ogromna chemia, jaka pojawia się za każdym razem, gdy znajdują się w swojej obecności. Może się okazać, że ich mała gierka, której się podejmują, doprowadzi ich do większych komplikacji, niż się spodziewali.

No dobra, nawet nie będę się powstrzymywać i powiem to wprost - jestem zakochana i gdybym mogła, ukradłabym Rydera dla siebie. Czytanie tej książki to była dla mnie czysta przyjemność, tak rewelacyjna zabawa, że równie dobrze mogłaby się nigdy nie kończyć i nawet teraz, jakiś tydzień po jej przeczytaniu, ciągle wracam do niej myślami. Zdałam sobie sprawę, jak niewiele przeczytałam w tym roku książek, które sprawiły mi tak zwyczajną radość. Gdzie pokochałam nie tylko bohaterów pierwszoplanowych, ale też całą masę pobocznych. To Elle Kennedy w swoim najlepszym wydaniu, z typowymi dla siebie studenckimi romansami o hokeistach, że czytając tę książkę, nawet nie czułam tego, że minęły lata od ostatniej części.

Gigi ma w sobie wiele z Garretta, ale ja bym powiedziała, że w dużej mierze przypomina Hannah. Na lodowisku jest totalną petardą, jedną z najlepszych na uczelni, ale prywatnie nosi serce na ramieniu, zawsze starając się być dla wszystkich miła, unikając konfliktów i nieporozumień. Wielu może zaskoczyć to, jak bardzo ciąży jej łatka bycia córką Garretta Grahama, ale rozumiem jej potrzebę wykazania się na swoją rękę. W pewnym sensie była zupełnym przeciwieństwem Rydera, który już od pierwszego momentu sprawia wrażenie osoby mrukliwej, chłodnej i zamkniętej w sobie. I rzeczywiście taki był - to prawdopodobnie najbardziej cicha i antyspołeczna postać ze wszystkich męskich bohaterów Elle, ale jego niechęć do angażowania się w bliskie relacje z ludźmi nie bierze się znikąd. Historia jego dorastania złamała mi serce na milion kawałeczków. Gdy odkrywał przed Gigi swoje karty, opowiadał o swoich najgłębszych demonach, próbując stać się dla niej lepszym mężczyzną, miałam ochotę go z całej siły przytulić. Zresztą, niech was nie oszuka swoją małomównością - ten facet potrafił mówić Gigi takie rzeczy, że siedziałam zaczerwieniona jak burak, a sądziłam, że niewiele rzeczy w romansach potrafi mnie doprowadzić do takiego stanu.

Ta dwójka po prostu tak idealnie do siebie pasowała, że rozwój ich relacji był naturalną kolejną rzeczy, nawet jeśli był bardzo powolny. Szczerze mówiąc, zakochałam się w nich już wtedy, gdy Ryder przyniósł jej na przeprosiny bukiet stokrotek po ich pierwszej rozmowie, chociaż absolutnie nie chciał się przyznać, że robi to dla niej. Jeśli to nie opisuje najlepiej ich dynamiki, to ja nie wiem. Tam, gdzie ona była radosna i wręcz boleśnie próbowała wszystkich zadowalać, on uczył ją mówienia nie i stawiania siebie na pierwszym miejscu. I tam, gdzie on był zamknięty w sobie, przyzwyczajony do samotności i duszenia w sobie bólu spowodowanego traumatycznym dzieciństwem, ona uczyła go miłości i pozwalania drugiej osobie się podnieść, gdy zaczynało się robić źle. Chociaż jest między nimi niesamowita namiętność, i jak to w przypadku Elle, nie zabraknie tutaj wielu scen erotycznych, to ich relacja rozwija się przede wszystkim na emocjonalnym poziomie, kiedy pod maską żartów uczyli się być ze sobą szczerzy, wrażliwi. Budują jedną z najzdrowszych i najpiękniejszych relacji, nie pozwalając, aby rozdzieliły ich rzeczy, na które nie mają wpływu. 

Na początku nie do końca wiedziałam, czy podoba mi się perspektywa czytania o pokoleniu dzieci postaci z "Off-Campus", bo raczej nie miałam okazji czytać zbyt wielu tego typu historii, ale tutaj po prostu od razu coś kliknęło. Otworzyłam pierwszą stronę i było tak, jakby żaden czas nie minął. Tym bardziej, że niektórzy ukochani bohaterowie z poprzednich książek także się pojawiają lub są chociażby wspomniani, mają swoje rodziny, poukładane kariery. W momencie, gdy pojawił się Dean, mogła mi nawet polecieć łezka z radości. Natomiast interesujące było czytanie o Garrecie i Hannah w roli rodziców - nadopiekuńczość Garretta doprowadzała mnie do śmiechu, a wielkie serce Hannah, którym wykazała się wobec Rydera, sprawiło, że w jednym momencie podczas tej książki nawet płakałam.

Jak już wspomniałam, poznajemy w tym tomie zupełnie nowych bohaterów, zarówno z drużyn Briar, jak i bliskich Gigi oraz Rydera, ale cała ta dynamika grupowej przyjaźni tak była podobna do tej z poprzednich serii, że w żadnym momencie nie czułam się tak, jakbym czytała coś nowego. Nadal nie zabraknie tu tak głupiego, wywołującego salwy śmiechu humoru, żartów drużyny hokejowej, gadek o seksie i tej swobody w stosunkach między różnymi postaciami, dzięki której zaczyna nam zależeć na każdym z osobna. Sama obecność trenera Jensena, który torturował kolejną już drużynę, była idealnym nostalgicznym elementem. Jedyne, co mnie frustrowało, to były chłopak Gigi, któremu autorka poświęciła zdecydowanie zbyt wiele uwagi jak na mój gust. Nie jestem też do końca pewna, jak się czuję z tym, że kolejna część ma być o przyjaciołach Gigi i Rydera, a nie o innych dzieciach postaci z "Off-Campus", no ale nie nastawiam się w żaden sposób - Elle Kennedy zawsze mnie bardzo pozytywnie zaskakuje i wierzę, że na tym nie zakończy.

Jeśli również macie taki sentyment do tego hokejowego uniwersum, które Elle Kennedy zdołała stworzyć na przestrzeni lat, to zdecydowanie musicie poznać "The Graham Effect". Chociaż przeskakujemy wiele lat do przodu i zostajemy przedstawieni zupełnie nowym postaciom, to jest to dokładnie ten sam klimat, te same żarty i tak samo dający się lubić bohaterowie, jak wcześniej. Gigi i Ryder zawładną waszymi serduchami. Gwarantuję wam, że to będzie kolejna seria, którą pokochacie równie mocno, jak poprzednie. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli czekać długo na polskie wydanie.



ELLE KENNEDY to kanadyjskiego pochodzenia autorka romansów. Napisała takie książki jak "Błąd" czy "Układ". Znalazła się na liście bestsellerów New York Time, USA Today oraz Wall Street Journal. Jest również znana pod pseudonimem Leeanne Kenedy.

W 2010 roku pisarka była nominowana do prestiżowej nagrody RITA Award za swoją debiutancką powieść "Silent Watch". Ponadto nominowano ją do Goodreads Choice Award w kategorii: najlepszy romans.

Elle Kennedy dorastała w Toronto, Ontario, natomiast w 2005 r. ukończyła anglistykę na Uniwersytecie Nowojorskim. Już od najmłodszych lat wiedziała, że pragnie zostać pisarką i już jako nastolatka usilnie próbowała spełnić to marzenie. Na chwilę obecną pisze dla kilku różnych wydawców. Ponadto twierdzi, iż uwielbia silne bohaterki oraz seksownych alfa bohaterów.


Tytuł: The Graham Effect
Autor: Elle Kennedy
Seria: Campus Diaries. Tom 1
Język: angielski
Liczba stron: 492
Data premiery: 31.10.2023
Ocena: 9.5/10



Czytaj dalej »

wtorek, 21 listopada 2023

K. Bromberg - On One Condition




Dwa miesiące spędzone w Cedar Falls, żeby dopilnować budowy luksusowego hotelu Sin International Network, a przy okazji podlizywać się upierdliwemu burmistrzowi, który stawia naszej firmie niedorzeczne warunki? Wiedziałem, że to nie będzie nic przyjemnego. W dodatku z tym malowniczym, turystycznym miasteczkiem w Montanie łączą mnie wspomnienia z młodości. Wspomnienia równie piękne, co bolesne.

Właśnie tutaj przeżyłem pierwszą prawdziwą miłość.
Zakończoną nagłym rozstaniem.
I złamanym sercem.

To było piętnaście lat temu. Dlaczego więc ponowne spotkanie z Asher Wells wywołuje we mnie tak silne uczucia, które nie dają mi spokoju? I dlaczego ona tu została? Zawsze marzyła o tym, żeby uciec stąd i zrobić karierę artystyczną. A przede wszystkim: dlaczego, do cholery, obwinia mnie o to, co się stało tamtej nocy?

Podobno pierwsza miłość zasługuje czasem na drugą szansę. Cóż, ja raczej traktuję tę historię jak niedokończony interes, a wszyscy wiedzą, że w biznesie Ledger Sharpe nigdy nie daje za wygraną. Tym razem nie wyjadę stąd bez Asher.

Najpierw jednak muszę sprawić, żeby przestała mnie nienawidzić...


"On One Condition" to drugi tom serii o braciach Sharpe, w którym tym razem przenosimy się do małego miasteczka Cedar Falls - miejsca, z którym wiąże się duża część przeszłości braci, szczególnie Ledgera. Pierwszy tom tej serii był przyjemny, chociaż nie zapadł mi w pamięci na dłużej, dlatego miałam pewne obawy przed rozpoczęciem tego. Szczególnie, że bracia nie wypadli najlepiej i chociaż zapewne taki był zamiar autorki, ani Ledger, ani Ford, nie zainteresowali mnie za bardzo. Ale potem przeczytałam opis tej części i wiedziałam, że muszę ją przeczytać. A kiedy już zaczęłam ją czytać... to była miłość od pierwszego rozdziału.

Firma braci Sharpe, Sin International Network, radzi sobie niesamowicie, rozszerzając swoje usługi na cały świat. A jednak, gdy prawie już dochodzi do umowy, która pozwoliłaby im wybudować luksusowy ośrodek w małym miasteczku Cedar Falls, jego burmistrz odmawia podpisania ugody. Stawia warunek wymagający obecności jednego z braci w miasteczku przez dwa miesiące i udowodnienia, że zależy im na dobru mieszkańców. I chociaż podlizywanie się burmistrzowi to ostatnie, na co mają ochotę, wiedzą, że nie mogą z takiej umowy zrezygnować i na miejsce zostaje wysłany Ledger. Jedyny problem jest taki, że mężczyzna ma trudną historię związaną z Cedar Falls, o której przypomina sobie już podczas pierwszego dnia pobytu, gdy w pobliskim barze wpada na Asher Wells... swoją byłą i pierwszą miłość, której nie widział piętnaście lat. Dla Asher widok Ledgera to jak bolesny skok w przeszłość, do pierwszych złamanych obietnic i naiwnej dziewczyny, która nie była wystarczająca dla chłopca, którego pokochała całym sercem. Rozmowa z Ledgerem po latach to ostatnie, na co ma ochotę, on jednak nie pozostawia jej w spokoju i żąda rozmowy, dopóki oboje nie wyjaśnią sobie, co tak naprawdę zdarzyło się tamtej pamiętnej nocy. Tylko jak ponownie wpuścić do serca kogoś, kto ma moc zniszczenia go na kawałki?

Lawendowa dziewczyna i księżycowy chłopiec. Dwójka osób z zupełnie różnych światów, których połączyło uczucie tak silne, że nic nie miało go złamać. A jednak tak właśnie się stało, a Asher i Ledger zostali rozdzieleni na piętnaście lat za sprawą jednej nocy, z którą tak naprawdę żadne z nich nie mogło się pogodzić. Za sprawą rozdziałów z przeszłości, które przeplatają się z teraźniejszością, mamy szansę szczegółowo poznać rozwój całej relacji tej dwójki i muszę przyznać, że kompletnie mnie pochłonęli. Jak bardzo różnie u mnie bywa z wątkiem drugiej szansy, tak ta historia chwyta za serce. Szczególnie, że tęsknotę i chemię bohaterów można było wyczuć na kilometr, nawet kiedy było między nimi tak wiele nieporozumień, a nawet urazy, wynikających ze wspomnień pierwszego złamanego serca.

Ta książka nie jest długa, więc tak naprawdę nie musimy czekać zbyt długo, aby poznać powód ich rozstania, ale ten moment, gdy na jaw wychodzą wszystkie sekrety, totalnie mnie zmiażdżył. Nie wiem, czego się spodziewałam, ale z pewnością nie tego - tak mi się zrobiło przykro z powodu Asher i Ledgera, że chciałam ich tylko przytulić. To smutne, że chociaż możemy kogoś całym sercem kochać, planować zbudować życie, czasami dzieją się rzeczy, na które nie mamy niestety wpływu i nie pozostaje nam nic innego, jak się z tym pogodzić. Widzimy to nie tylko w relacji bohaterów, ale nawet w tym, jakimi osobami się stają pomimo innych marzeń z ich młodości.

Ta historia pomogła mi zobaczyć Ledgera z zupełnie innej strony. W poprzednim tomie był zimnym, bezwzględnym biznesmenem, który czasami naprawdę okropnie taktował Callahana - do tego stopnia, że nie pałałam do niego sympatią. W obecności Asher ukazuje się jego kompletnie inna osobowość, którą nauczył się ukrywać pod maską chłodu, sztywności i powagi. Przy Asher stawał się totalnym misiakiem, Nie poddaje się w walce o ukochaną, pomimo bezsilności wynikającej z ich sytuacji pragnie wszystko naprawić i przed nią jedyną odważa się otworzyć swoje serce, nawet jeśli nie jest pewien, czy jest przed nimi jakakolwiek przyszłość. To tak, jakby ta dwójka od zawsze miała odnaleźć drogę powrotną do siebie, nawet pomimo licznych komplikacji.

Natomiast Asher wykazuje się dużą ostrożnością wobec Ledgera i zupełnie mnie to nie zaskakuje. Wiele w swoim życiu musiała poświęcić, aby zapewnić swojej rodzinie opiekę i miłość, jakiej potrzebowali. Szczególnie po wydarzeniach z przeszłości. I chociaż nie zawsze o tym marzyła, poświęca każdą chwilę na opiekę nad farmą jej dziadków, a otwarcie serca na kogokolwiek, tym bardziej Ledgera, wiąże się ze zbyt wielkim ryzykiem. Tym bardziej, że on planuje zostać w mieście jedynie przez dwa miesiące. Nawet jeśli pojawia się między nimi namiętność i pragnienie, tak naprawdę nie pozwala mu przez dłuższy czas dotrzeć do jej serca, które już raz złamał. Chroni je, stawia siebie na pierwszym miejscu i chociaż w głębi duszy jestem romantyczką, bardzo podobała mi się jej determinacja i wytrwałość.

"On One Condition" to była tego typu historia o drugiej szansie w miłości, która jednocześnie chwyta za serce i bezpowrotnie wciąga w zawirowania emocjonalne między bohaterami. Jest krótka, więc szybko się ją czyta, ale nie miałam w żadnym momencie wrażenia, że czegoś zabrakło. Chociaż nie narzekałabym, jeśli mogłabym spędzić chwilę dłużej z Asher i Ledgerem, bo bardzo ich polubiłam. Myślę, że to jedna z lepszych jednotomówek na jeden wieczór, jakie miałam okazję w tym roku przeczytać - ma interesującą fabułę, jest odrobinę pikantna, ale też zawiera tę emocjonalną warstwę, która chwyta za serce. Aż jestem ciekawa trzeciego tomu, mam nadzieję, że również mnie pozytywnie zaskoczy. Bardzo polecam!

K. Bromberg zabłysnęła w świecie literatury dzięki powieści "Namiętność silniejsza niż ból". Książka stała się bardzo szybko bestsellerem w Stanach Zjednoczonych. Po oszałamiającym sukcesie, przetłumaczono ją na wiele innych języków - w tym język polski. Idealne łączy powieści obyczajowe z romantyczną historią, która zawsze przepełniona jest wątkami erotycznymi. Czytelniczki na całym świecie już pokochały tę wybuchową mieszankę.

Bromberg jest jedną z najlepiej sprzedających się autorek wg New York Times. Bycie pisarką łączy z byciem mamą trójki dzieci. Mieszka w w Południowej Kalifornii. Jak sama wyznaje, prywatnie ubóstwia czekoladę, mogłaby pić litrami dietetyczną colę z rumem i godzinami słuchać bardzo głośniej muzyki. Gdy nadchodzi czas wyciszenia, zanurza się w świat literatury. Rodzinne obowiązki udaje jej się połączyć z rozwojem literackim; przyznaje, że jest fanką e-booków.



Tytuł: On One Condition
Autor: K. Bromberg
Seria: S.I.N. Tom 2
Data premiery: 9 sierpnia 2023
Wydawnictwo: Luna
Liczba stron: 360
Ocena: 8.5/10

Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Luna: 






Czytaj dalej »

piątek, 17 listopada 2023

Jennifer L. Armentrout - Gniew i Ruiny



Zakazane sojusze, zakazana miłość…

Trinity w połowie jest aniołem. Połączona więzią ze swoim protektorem – gargulcem Zayne’em – współpracuje z demonami, aby powstrzymać apokalipsę, a jednocześnie stara się nie zakochać. Zwiastun się zbliża… ale kim tak naprawdę jest? Ludzkość może zostać wymazana z powierzchni Ziemi, jeśli Trinity i Zayne nie wygrają wyścigu z czasem, stając przeciwko złowrogim siłom.

Sytuacja się pogarsza, więc nocami patrolują ulice Waszyngtonu, poszukują zwiastuna – istoty, która bez wyraźnego powodu zabija zarówno strażników, jak i demony. Stos trupów rośnie, a bohaterowie odkrywają, że osobie bliskiej Zayne’owi grozi niebezpieczeństwo. Jednocześnie Trin uświadamia sobie, że ktoś pogrywa nią, dążąc do nieznanego jej celu.

Gniew narasta, uczucia wymykają się spod kontroli, aż staje się jasne, że wściekłość może zniszczyć ich wszystkich.


Drugi tom serii "The Harbringer" rozpoczyna się niemalże w tym samym momencie, w którym kończy się pierwszy, a po szokujących rewelacjach z zakończenia można się było spodziewać przyspieszenia akcji i kolejnych ciekawych wątków. Ja z pewnością oczekiwałam szybszego tempa, szczególnie że "Sztorm i Furia" to było dość wyraźne wprowadzenie, jeszcze bez zdradzania większych wątków fabularnych. W rzeczywistości niestety już na samym początku zwalniamy. Jako że to kontynuacja, nie planuję zdradzić tutaj niczego istotnego i daruję sobie opis, ale w końcu na dobre przenosimy się z Trinity i Zayne'm oraz resztą jego klanu do Waszyngtonu. Tutaj trwają poszukiwania zwiastuna, który ma moc doprowadzenia całego świata do upadku, jeśli nie uda im się go najpierw powstrzymać. W tym celu najpierw muszą jednak odkryć jego tożsamość, a szybko się przekonują, że nie łatwo go znaleźć, jeśli sam nie zechce zostać znaleziony.

Moja pierwsza myśl - rany, jak tu wszystko się powoli rozwijało. Czasami zastanawiałam się, czy autorka ma w ogóle pomysł, w którą stronę chce tę historię pociągnąć, bo czułam się tak, jakby na siłę rozciągnęła ją na tyle stron i tylko kręciła wokół tematu. A było to zupełnie niekonieczne. Szczerze, gdyby wyciąć jakieś 300 stron książki, niewiele by się zmieniło, bo czasami czytaliśmy w kółko o tym samym - o patrolach, poszukiwaniach zwiastuna i ciągłych kłótniach oraz nieporozumieniach pomiędzy Zayne'm i Trinity (do których za moment przejdę, bo mam naprawdę wiele do powiedzenia). Dopiero ostatnie 200 stron w końcu zaczęło trzymać w napięciu i pchać akcję do przodu, bo wcześniej naprawdę się męczyłam z myślą, że może jednak powinnam przerwać czytanie.

Natomiast to zakończenie kompletnie mnie zszokowało. Jeśli coś Armentrout potrafi zrobić dobrze, to zakończyć książkę tak, że czytelnikowi opadnie szczęka i od razu będzie chciał sięgnąć po kolejną część. Oczywiście my na finał pewnie jeszcze sobie poczekamy, ale i tak efekt się udał, a ja w końcu poczułam się tak, jak przy jej innych seriach. Nie mogłam się oderwać i poczułam ekscytację tą historią, która od początku miała ogromny potencjał. Mogę mieć tylko nadzieję, że w trzeciej części to wykorzysta i nie wróci się znowu do wprowadzania kolejnych wątków, które będą zapychaczami czasu.

Miałam też takie wrażenie, że w tej części bardziej skupiamy się na rozterkach miłosnych między głównymi bohaterami, aniżeli na pchaniu fabuły do przodu. Chociaż może to powtarzalność niektórych scen oraz ogólne powolne tempo dało takie wrażenie. Najbardziej zastanawiam się, co stało się z Trinity, bo jej postać w tym tomie stała się wręcz nieznośna. Obydwoje z Zayne'm testowali moją cierpliwość na wiele sposobów, ale Trinity przechodziła samą siebie. I może nawet bym to zrozumiała, biorąc pod uwagę to, czego dowiedziała się w pierwszej części, ale jakoś nie do końca odczuwałam to tak, jakby jej zachowanie wynikało właśnie z traumy. Bardziej bym powiedziała, że w końcu wyszła na jaw jej cała niedojrzałość i impulsywność - cechy, które dopiero zaczynaliśmy poznawać w poprzedniej części. Dawno tak nie miałam ochoty kimś potrząsnąć, jak nią. Jej ciągłe kłamstwa, milczenie, dochodzenie do wniosków bez wysłuchania innych i ogólny egocentryzm strasznie mnie męczyły.

Nie zrozumcie mnie źle, Zayne też nie jest bez winy. Ogółem cały wątek miłosny niestety wszedł tutaj na złe tory. Pojawiło się między nimi tyle nieporozumień, tyle bezsensownej zazdrości, kłótni o nic. A chyba najbardziej frustrował mnie ogólny brak komunikacji, a potem zakładanie różnych rzeczy, aż atmosfera stała się tak nieznośna, że miałam ich dość. Nie zliczę ile razy jedno z nich próbowało się czegoś dowiedzieć, drugie się zamykało w sobie, a potem sobie to wyrzucali parę kłótni później. Sam Zayne tyle razy powtarzał Trinity, że wiele rzeczy o nim nie wie, a gdy próbowała go poznać, to się na nią zamykał. Zresztą, obydwoje opanowali tę sztukę do perfekcji. Pojawia się tutaj również wątek zakazanej miłości, ale dlaczego? W sumie nikt nie wie. Bohaterowie też nie wiedzą i w żadnym momencie nawet nie próbują się dowiedzieć, a nikt mi nie powie, że na całym świecie nie ma ani jednej osoby, która mogłaby im to wyjaśnić. Zamiast tego podejmują coraz to głupsze decyzje, bo wydaje im się, że wiedzą najlepiej. Nie wiem co się stało z moją ekscytacją, bo jeszcze w pierwszym tomie byłam nimi szczerze zainteresowana, ale po takiej ilości dramatów stali się dla mnie niestety obojętni.

Nie pomogło zapewne też to, że nie za bardzo polubiłam się z bohaterami pobocznymi tej serii. Z wyjątkiem paru osób z klanu Zayne'a (i może poza Rothem, który mi przypominał Daemona), reszta z nich albo mnie irytowała, albo wydawała się zbędna. Już nie wspominając o nowym dodatku, jakim jest Stacey, główny powód większości problemów w relacji Zayne'a i Trinity, która już po pierwszym spotkaniu wydała mi się fałszywą osobą, a z jakiegoś powodu każdy ją uwielbia. Chciałabym poczuć tę więź między innymi postaciami, za którą tak uwielbiam inne serie JLA, ale tutaj nigdy nie poczułam się tak, jakby ci bohaterowie byli sobie bliscy. Być może, dlatego że poza Rothem (i czasami Laylą) nikt nie próbował sprawić, by Trinity poczuła się częścią ich grupy. A wręcz odwrotnie.

"The Harbringer" to ogółem bardzo klimatyczna seria, a zakończenie tego tomu z pewnością zachęci każdego do przeczytania finałowej części, ale ja jestem trochę zawiedziona, że tak wiele rzeczy poszło nie po mojej myśli. W połączeniu z powolnym tempem i ogólną nudą oraz jednym z najbardziej frustrujących wątków miłosnych, czasami czytanie tej książki było wręcz nieznośnie. Nie zawsze, bo miała swoje świetne momenty i pod koniec bawiłam się rewelacyjnie, ale niestety jak na razie nie jestem pod wrażeniem. Mam nadzieję, że finał będzie o wiele lepszy.


JENNIFER L. ARMENTROUT, znana również jako J. Lynn, to znana w Stanach Zjednoczonych autorka, która pisze książki z nurtu young adult. Zasłynęła między innymi z takich publikacji jak "Krew i Popiół", "Lux", czy seria "Zaczekaj na mnie". Jennifer pochodzi z Zachodniej Virginii i tam też mieszka do tej pory. Urodziła się 11 czerwca 1980 roku. Autorka twierdzi, iż pisze przez 8 godzin niemal każdego dnia. Natomiast w czasie wolnym uwielbia czytać, oglądać filmy na temat zombie, ćwiczyć oraz... udawać, że pisze!

Autorka jest uznawana za bardzo zaradną osobę, ponieważ bez problemu jest w stanie publikować swoje powieści samemu przy jednoczesnym podpisywaniu i aktywnym realizowaniu kontaktów z prestiżowymi wydawcami, do których na chwilę obecną zaliczają się Spencer Hill Press, Entangled Publishing, Hallequin Teen, Disney/Hyperion oraz Harper Collins.


Tytuł: Gniew i Ruiny
Autor: Jennifer L. Armentrout
Tytuł w oryginale: Rage and Ruin
Seria: The Harbinger. Tom 2
Data premiery: 6 lipca 2023
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 624
Ocena: 6/10

Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Filia:




Czytaj dalej »

środa, 15 listopada 2023

Jennifer L. Armentrout - Sztorm i Furia



Osiemnastoletnia Trinity Marrow potrafi widzieć i komunikować się z duchami i zjawami. Jej wyjątkowy dar stanowi część tajemnicy tak niebezpiecznej, że dziewczyna ukrywana jest przez lata w odosobnionej posiadłości strażników – gargulców, które strzegą ludzkość przed demonami. Gdyby piekło odkryło prawdę o Trinity, dla pozyskania mocy zostałaby pożarta.

Kiedy wysłannicy innego klanu przywożą niepokojące wieści o czymś, co zabija zarówno demony, jak i strażników, poukładany świat dziewczyny legnie w gruzach. Nie przez niebezpieczeństwo, a dzięki najbardziej irytującemu i fascynującemu chłopakowi, jakiego poznała. Zayne ma własne sekrety, które na nią wpłyną. Jednak współdziałanie stanie się konieczne, gdy demony wtargną na teren społeczności, a tajemnica Trinity ujrzy światło dzienne.

Aby ocalić rodzinę i być może świat, dziewczyna będzie musiała zaufać przystojnemu strażnikowi. Wszystko może się zdarzyć, gdy rozpocznie się nadprzyrodzona wojna…


Czasami zabawnie jest wracać do książek, które czytaliśmy już jakiś czas temu, bo nasz odbiór może być zupełnie różny od tego za pierwszym razem. Gdy ja pierwszy raz czytałam "Sztorm i Furię" tak naprawdę nie miałam zbyt wielkiego doświadczenia z książkami z gatunku fantasy. Przeczytałam ich kilka i to głównie właśnie Jennifer L. Armentrout (moja miłość do serii Lux/Origin oraz Covenant nadal trwa!), ale w dużej mierze byłam w tego typu książkach zielona i dopiero zaczynałam się w nie wkręcać. Postanowiłam do niej powrócić teraz, bo wreszcie została wydana następna część i bardzo chciałam się z nią zapoznać, a z upływem lat niestety zapomniałam wiele z fabuły. I wiecie co jest najciekawsze? Że sięgając wstecz do mojej recenzji z 2020 roku zdałam sobie sprawę, jak bardzo może się zmienić nasza ocena na temat danej książki. Kiedyś nie mogłam się od niej oderwać i byłam absolutnie zachwycona. Teraz sprawiła mi przyjemność, ale po przeczytaniu niemalże każdej innej serii JLA oraz wielu innych książek fantasy zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo jest powolna i potrafi się dłużyć.

Trinity posiada umiejętność kontaktowania się z duchami i zjawami, a to tylko część tego, kim jest, a o czym nie może się dowiedzieć nikt spoza grupy kilku zaufanych osób. Dziewczyna ukrywana jest w odosobnieniu od lat i można jej przebywać jedynie w posiadłości strażników strzeżonej przed demonami. Gdyby inni odkryli prawdę do Trinity, jej życie mogłoby znaleźć się w niebezpieczeństwie. Niestety świat zostaje atakowany przez coś, co zabija zarówno demony, jak i strażników. Gdy o pomoc proszą strażnicy z innego klanu, sytuacja staje się coraz bardziej poważna. Dziewczyna, która wie, że swoją mocą mogłaby uratować tysiące ludzi, gdyby tylko przestała się ukrywać. Gdy poznaje Zayne'a, przystojnego strażnika z innego klanu, jej świat zmienia się diametralnie. Wkrótce oboje zmuszeni są do współpracy, aby uratować świat, zanim będzie za późno. Jednak przebywanie blisko siebie sprawia nie tylko, że coraz trudniej im się sobie oprzeć, ale jednocześnie oboje zaczynają odkrywać głęboko skrywane sekrety, które mogą wszystko zmienić. Dziewczyna nie ma jednak wyjścia i w obliczu wojny musi zaufać atrakcyjnemu strażnikowi. Tylko tak ma szansę uratowania świata przed zagładą.

Nigdy nie miałam okazji poznać serii "Dark Elements", która zapoczątkowała tę historię i raczej nie planuję tego robić, więc dla mnie "The Harbringer" to całkowicie nowy świat i zupełnie nowi bohaterowie. Pamiętałam co nieco, ale wiele rzeczy już dawno wypadła mi z pamięci, więc chociaż czytałam ją kolejny raz, to i tak czułam się, jakbym poznawała ją na nowo. I jeśli coś trzeba przyznać, to to, że Armentrout po raz kolejny przechodzi samą siebie przy tworzeniu fikcyjnego świata. Zawsze fascynowała mnie jej umiejętność wplątywania kultury i historii świata w swoje historie, bo z pewnością wymaga to dużych pokładów pracy i licznych godzin researchu. Mamy tu nie tylko fajny koncept, ale postaci wyjęte prosto w kultury, które autorka modyfikuje w interesujący sposób. A pojawienie się duchów, zjaw, czarownic, zmór i innych podobnych stworzeń sprawiło, że to była świetna książka na jesienne wieczory.

Twórczość Armentrout zawsze charakteryzowała się tym, że pierwsze tomy jej serii były dość powolnym wprowadzeniem do nowej historii i tym razem też miałam takie odczucie. Nie dzieje się za wiele ekscytujących rzeczy, za to krok po kroku odkrywamy sposób działania świata i kierujemy się w stronę odkrycia, kto jest największą czarną postacią w tej historii. Główna bohaterka, Trinity, jest kimś wyjątkowym, chronionym przed innymi. Niewiele osób wie o jej mocach, dlatego, że każdy możliwy wyciek o prawdzie oznaczałby jej śmierć. Strażnicy zapewniają jej opiekę, zwłaszcza Misha, jej protektor, z którym połączona jest nierozerwalną więzią. Grozi jej całkowita utrata wzroku z powodu choroby, jednak nic nie powstrzymuje jej przed tym, aby ćwiczyć i stać się jedną z najlepszych wojowniczek. Dziewczyna jest impulsywna, lekkomyślna i nieustraszona, dlatego często pakuje się w kłopoty. Czasami sama miałam ochotę nią potrząsnąć, żeby zaczęła myśleć, ale też rozumiałam jej frustrację i bezsilność.

Gdy Zayne staje na jej drodze, nie może zaprzeczyć, że jest najprzystojniejszym strażnikiem, jakiego kiedykolwiek widziała. Działa jej jednak na nerwy tak mocno, że nie potrafi się powstrzymać przed docinkami. W niczym nie pomaga też to, że z jednej strony słyszy o nim same dobre rzeczy, a z drugiej jej najlepszy przyjaciel ostrzega ją przed chłopakiem. I tutaj znowu zapewne przydałaby mi się znajomość Dark Elements, bo dla mnie Zayne to była kompletna enigma. Tak naprawdę do końca książki nie dowiadujemy się o jego życiu za wiele, tym bardziej, że nie jest zbyt skłonny otwierać się przed Trinity, gdy nadal sam stara się pogodzić z wydarzeniami sprzed paru miesięcy. Ale ja bardzo lubię slow burny, więc bardzo chętnie śledziłam rozwój tej relacji z nadzieją, że w kolejnym tomie w końcu rozwinie się ona w coś poważniejszego. Cóż, czy tak się stało zdradzę dopiero w recenzji kolejnego tomu.

Dla mnie "Sztorm i Furia" to taki niezobowiązujący początek serii, który nie zapadnie w pamięci na dłużej - co z pewnością udowadnia fakt, że już ją czytałam i po latach odkrywałam ją na nowo. Akcja dość żmudnie idzie do przodu, chociaż Armentrout wrzuca zalążki fabuły na tyle ciekawe, że chętnie czytamy dalej. Chciałabym jedynie więcej zaskakujących zwrotów akcji, bo mam niestety wrażenie, że większość wątków można było z łatwością przewidzieć. Tym bardziej, że autorka polega na schematach, które wykorzystywała już w innych swoich powieściach. Myślę, że ta seria może być dobra dla osób, które chcą dać szansę fantasy, ale nie wiedzą od czego zacząć. Historia nie jest przytłaczająca, łatwo śledzić fabułę i nie dzieje się za wiele na raz. Oby tylko kolejne tomy rozwinęły się w dobrym kierunku.


JENNIFER L. ARMENTROUT, znana również jako J. Lynn, to znana w Stanach Zjednoczonych autorka, która pisze książki z nurtu young adult. Zasłynęła między innymi z takich publikacji jak "Krew i Popiół", "Lux", czy seria "Zaczekaj na mnie". Jennifer pochodzi z Zachodniej Virginii i tam też mieszka do tej pory. Urodziła się 11 czerwca 1980 roku. Autorka twierdzi, iż pisze przez 8 godzin niemal każdego dnia. Natomiast w czasie wolnym uwielbia czytać, oglądać filmy na temat zombie, ćwiczyć oraz... udawać, że pisze!

Autorka jest uznawana za bardzo zaradną osobę, ponieważ bez problemu jest w stanie publikować swoje powieści samemu przy jednoczesnym podpisywaniu i aktywnym realizowaniu kontaktów z prestiżowymi wydawcami, do których na chwilę obecną zaliczają się Spencer Hill Press, Entangled Publishing, Hallequin Teen, Disney/Hyperion oraz Harper Collins.


Tytuł: Sztorm i Furia
Autor: Jennifer L. Armentrout
Tytuł w oryginale: Storm and Fury
Seria: The Harbinger. Tom 1
Data premiery: 22 stycznia 2020
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 552
Ocena: 6/10


Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia