Zakazane sojusze, zakazana miłość…
Trinity w połowie jest aniołem. Połączona więzią ze swoim protektorem – gargulcem Zayne’em – współpracuje z demonami, aby powstrzymać apokalipsę, a jednocześnie stara się nie zakochać. Zwiastun się zbliża… ale kim tak naprawdę jest? Ludzkość może zostać wymazana z powierzchni Ziemi, jeśli Trinity i Zayne nie wygrają wyścigu z czasem, stając przeciwko złowrogim siłom.
Sytuacja się pogarsza, więc nocami patrolują ulice Waszyngtonu, poszukują zwiastuna – istoty, która bez wyraźnego powodu zabija zarówno strażników, jak i demony. Stos trupów rośnie, a bohaterowie odkrywają, że osobie bliskiej Zayne’owi grozi niebezpieczeństwo. Jednocześnie Trin uświadamia sobie, że ktoś pogrywa nią, dążąc do nieznanego jej celu.
Gniew narasta, uczucia wymykają się spod kontroli, aż staje się jasne, że wściekłość może zniszczyć ich wszystkich.
Drugi tom serii "The Harbringer" rozpoczyna się niemalże w tym samym momencie, w którym kończy się pierwszy, a po szokujących rewelacjach z zakończenia można się było spodziewać przyspieszenia akcji i kolejnych ciekawych wątków. Ja z pewnością oczekiwałam szybszego tempa, szczególnie że "Sztorm i Furia" to było dość wyraźne wprowadzenie, jeszcze bez zdradzania większych wątków fabularnych. W rzeczywistości niestety już na samym początku zwalniamy. Jako że to kontynuacja, nie planuję zdradzić tutaj niczego istotnego i daruję sobie opis, ale w końcu na dobre przenosimy się z Trinity i Zayne'm oraz resztą jego klanu do Waszyngtonu. Tutaj trwają poszukiwania zwiastuna, który ma moc doprowadzenia całego świata do upadku, jeśli nie uda im się go najpierw powstrzymać. W tym celu najpierw muszą jednak odkryć jego tożsamość, a szybko się przekonują, że nie łatwo go znaleźć, jeśli sam nie zechce zostać znaleziony.
Moja pierwsza myśl - rany, jak tu wszystko się powoli rozwijało. Czasami zastanawiałam się, czy autorka ma w ogóle pomysł, w którą stronę chce tę historię pociągnąć, bo czułam się tak, jakby na siłę rozciągnęła ją na tyle stron i tylko kręciła wokół tematu. A było to zupełnie niekonieczne. Szczerze, gdyby wyciąć jakieś 300 stron książki, niewiele by się zmieniło, bo czasami czytaliśmy w kółko o tym samym - o patrolach, poszukiwaniach zwiastuna i ciągłych kłótniach oraz nieporozumieniach pomiędzy Zayne'm i Trinity (do których za moment przejdę, bo mam naprawdę wiele do powiedzenia). Dopiero ostatnie 200 stron w końcu zaczęło trzymać w napięciu i pchać akcję do przodu, bo wcześniej naprawdę się męczyłam z myślą, że może jednak powinnam przerwać czytanie.
Natomiast to zakończenie kompletnie mnie zszokowało. Jeśli coś Armentrout potrafi zrobić dobrze, to zakończyć książkę tak, że czytelnikowi opadnie szczęka i od razu będzie chciał sięgnąć po kolejną część. Oczywiście my na finał pewnie jeszcze sobie poczekamy, ale i tak efekt się udał, a ja w końcu poczułam się tak, jak przy jej innych seriach. Nie mogłam się oderwać i poczułam ekscytację tą historią, która od początku miała ogromny potencjał. Mogę mieć tylko nadzieję, że w trzeciej części to wykorzysta i nie wróci się znowu do wprowadzania kolejnych wątków, które będą zapychaczami czasu.
Miałam też takie wrażenie, że w tej części bardziej skupiamy się na rozterkach miłosnych między głównymi bohaterami, aniżeli na pchaniu fabuły do przodu. Chociaż może to powtarzalność niektórych scen oraz ogólne powolne tempo dało takie wrażenie. Najbardziej zastanawiam się, co stało się z Trinity, bo jej postać w tym tomie stała się wręcz nieznośna. Obydwoje z Zayne'm testowali moją cierpliwość na wiele sposobów, ale Trinity przechodziła samą siebie. I może nawet bym to zrozumiała, biorąc pod uwagę to, czego dowiedziała się w pierwszej części, ale jakoś nie do końca odczuwałam to tak, jakby jej zachowanie wynikało właśnie z traumy. Bardziej bym powiedziała, że w końcu wyszła na jaw jej cała niedojrzałość i impulsywność - cechy, które dopiero zaczynaliśmy poznawać w poprzedniej części. Dawno tak nie miałam ochoty kimś potrząsnąć, jak nią. Jej ciągłe kłamstwa, milczenie, dochodzenie do wniosków bez wysłuchania innych i ogólny egocentryzm strasznie mnie męczyły.
Nie zrozumcie mnie źle, Zayne też nie jest bez winy. Ogółem cały wątek miłosny niestety wszedł tutaj na złe tory. Pojawiło się między nimi tyle nieporozumień, tyle bezsensownej zazdrości, kłótni o nic. A chyba najbardziej frustrował mnie ogólny brak komunikacji, a potem zakładanie różnych rzeczy, aż atmosfera stała się tak nieznośna, że miałam ich dość. Nie zliczę ile razy jedno z nich próbowało się czegoś dowiedzieć, drugie się zamykało w sobie, a potem sobie to wyrzucali parę kłótni później. Sam Zayne tyle razy powtarzał Trinity, że wiele rzeczy o nim nie wie, a gdy próbowała go poznać, to się na nią zamykał. Zresztą, obydwoje opanowali tę sztukę do perfekcji. Pojawia się tutaj również wątek zakazanej miłości, ale dlaczego? W sumie nikt nie wie. Bohaterowie też nie wiedzą i w żadnym momencie nawet nie próbują się dowiedzieć, a nikt mi nie powie, że na całym świecie nie ma ani jednej osoby, która mogłaby im to wyjaśnić. Zamiast tego podejmują coraz to głupsze decyzje, bo wydaje im się, że wiedzą najlepiej. Nie wiem co się stało z moją ekscytacją, bo jeszcze w pierwszym tomie byłam nimi szczerze zainteresowana, ale po takiej ilości dramatów stali się dla mnie niestety obojętni.
Nie pomogło zapewne też to, że nie za bardzo polubiłam się z bohaterami pobocznymi tej serii. Z wyjątkiem paru osób z klanu Zayne'a (i może poza Rothem, który mi przypominał Daemona), reszta z nich albo mnie irytowała, albo wydawała się zbędna. Już nie wspominając o nowym dodatku, jakim jest Stacey, główny powód większości problemów w relacji Zayne'a i Trinity, która już po pierwszym spotkaniu wydała mi się fałszywą osobą, a z jakiegoś powodu każdy ją uwielbia. Chciałabym poczuć tę więź między innymi postaciami, za którą tak uwielbiam inne serie JLA, ale tutaj nigdy nie poczułam się tak, jakby ci bohaterowie byli sobie bliscy. Być może, dlatego że poza Rothem (i czasami Laylą) nikt nie próbował sprawić, by Trinity poczuła się częścią ich grupy. A wręcz odwrotnie.
"The Harbringer" to ogółem bardzo klimatyczna seria, a zakończenie tego tomu z pewnością zachęci każdego do przeczytania finałowej części, ale ja jestem trochę zawiedziona, że tak wiele rzeczy poszło nie po mojej myśli. W połączeniu z powolnym tempem i ogólną nudą oraz jednym z najbardziej frustrujących wątków miłosnych, czasami czytanie tej książki było wręcz nieznośnie. Nie zawsze, bo miała swoje świetne momenty i pod koniec bawiłam się rewelacyjnie, ale niestety jak na razie nie jestem pod wrażeniem. Mam nadzieję, że finał będzie o wiele lepszy.
JENNIFER L. ARMENTROUT, znana również jako J. Lynn, to znana w Stanach Zjednoczonych autorka, która pisze książki z nurtu young adult. Zasłynęła między innymi z takich publikacji jak "Krew i Popiół", "Lux", czy seria "Zaczekaj na mnie". Jennifer pochodzi z Zachodniej Virginii i tam też mieszka do tej pory. Urodziła się 11 czerwca 1980 roku. Autorka twierdzi, iż pisze przez 8 godzin niemal każdego dnia. Natomiast w czasie wolnym uwielbia czytać, oglądać filmy na temat zombie, ćwiczyć oraz... udawać, że pisze!
Autorka jest uznawana za bardzo zaradną osobę, ponieważ bez problemu jest w stanie publikować swoje powieści samemu przy jednoczesnym podpisywaniu i aktywnym realizowaniu kontaktów z prestiżowymi wydawcami, do których na chwilę obecną zaliczają się Spencer Hill Press, Entangled Publishing, Hallequin Teen, Disney/Hyperion oraz Harper Collins.
Tytuł: Gniew i Ruiny
Autor: Jennifer L. Armentrout
Tytuł w oryginale: Rage and Ruin
Seria: The Harbinger. Tom 2
Data premiery: 6 lipca 2023
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 624
Ocena: 6/10
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Filia:
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Dzięki za przeczytanie mojego wpisu! Byłoby mi bardzo miło gdybyś zostawił/a komentarz ze swoją własną opinią :)