sobota, 30 października 2021

Elle Kennedy - Wyzwanie | Patronat | Recenzja przedpremierowa



Uwieść najseksowniejszego hokeistę wśród studentów drugiego roku to prawdziwe wyzwanie...

College miał sprawić, że Taylor Marsh pozbędzie się kompleksu brzydkiego kaczątka i rozwinie szeroko skrzydła. Tymczasem trafiła do gniazda podłych dziewcząt ze stowarzyszenia siostrzanego. Z trudem przychodzi jej dostosowanie się do ich stylu bycia, więc gdy siostry z Kappa Chi rzucają jej wyzwanie, nie może im odmówić.

Conor Edwards jest stałym bywalcem imprez w domach stowarzyszeń… i łóżek w tych domach. To ten typ faceta, w którym zakochujesz się, zanim sobie uświadomisz, że tacy goście jak on nawet nie zerkną drugi raz na dziewczynę taką jak Taylor. Ale Pan Popularny zaskakuje ją całkowicie, bo zamiast wyśmiać ją prosto w twarz, wyświadcza jej przysługę i pozwala zabrać się na piętro, by reszta towarzystwa uwierzyła, że poszli się kochać.

Potem robi się jeszcze dziwniej, bo on chce udawać dalej. Okazuje się, że Conor uwielbia gierki i uważa, że zabawnie jest mydlić oczy niby-przyjaciółkom dziewczyny.

Tyle że Taylor chyba nie zdoła się oprzeć jego nonszalanckiemu urokowi i seksownej posturze surfera. Choć im dłużej trwa ten blef, zaczyna zdawać sobie sprawę, że za piękną fasadą w historii Conora kryje się znacznie więcej, niż to, co widzi jego fan klub…


Podejmiecie się wyzwania przeczytania książki Elle Kennedy i nie zakochania się w niej? Ja spróbowałam... i przegrałam! Myślę, że każda fanka twórczości Elle Kennedy właśnie tego wyczekiwała przez ostatnie miesiące i chociaż premiera ostatniej już (przynajmniej na ten moment) części uwielbianej przez czytelniczki serii Briar U jest bardzo słodko-gorzka, to dobrze mieć ją wreszcie w swoich rękach. Miałam tę przyjemność objęcia tej książki patronatem oraz napisania rekomendacji na okładkę, co jest dla mnie pewnym spełnieniem marzeń, biorąc pod uwagę, że lata temu to seria "Off-Campus" była jednym z powodów, dla których tak zakochałam się w czytaniu książek. A historia Taylor i Conora skradła moje serce i już na zawsze zajmie w nim szczególne miejsce. I jestem pewna, że wy pokochacie ich równie mocno.

Bo gdy nie jesteśmy razem, świat wydaje się źle dopasowany. Conor daje mi równowagę i sprawia, że ziemia znów staje się stabilna.

Taylor Marsh całe życie walczyła z kompleksami na punkcie swojego ciała, oceniającymi spojrzeniami i okropnymi komentarzami na temat jej wagi. Kiedy zapisywała się do korporacji studentek na pierwszym roku, spodziewała się przyjaźni na całe życie i dziewczyn, które staną za nią murem w każdej sytuacji. W rzeczywistości padła jednak ofiarą kolejnych prześmiewczych komentarzy. Podczas pewnej imprezy jedna z dziewczyn rzuca jej wyzwanie - ma sprawić, aby jeden z najpopularniejszych chłopaków na kampusie i uwielbiany przez dziewczyny hokeista, Conor Edwards, poszedł z nią na górę i się z nią przespał. Poniżona i zażenowana kobieta podejmuje się zadania, zdeterminowana, aby im udowodnić, że nie da sobą pomiatać.

Conor nigdy nie narzekał na powodzenie u kobiet. Kiedy tylko chciał, dziewczyny ustawiały się do niego w kolejce - taki był pozytyw, a zarazem przekleństwo, bycia popularnym hokeistą na kampusie. Jednak ciągłe szybkie numerki już dawno przestały mu wystarczać, kiedy więc zdenerwowana, zażenowana i urocza Taylor podchodzi do niego z prośbą o pomoc, nie zastanawia się dłużej. Co więcej - proponuje jej udawanie jej chłopaka, aby mogła utrzeć nosa swoim gnębicielkom.

Taylor zdecydowanie nie spodziewała się takiego obrotu sprawy, a już zwłaszcza tego, że Conor okaże się być przemiłym (jednocześnie niesamowicie przystojnym) przyjacielem. A Conor pragnie jedynie poznać tę intrygującą dziewczynę i spędzić z nią więcej czasu. Jednak czy z czegoś, co zaczęło się od kłamstw, ma szansę powstać prawdziwy związek? Czy Taylor i Conor od początku są skazani na niepowodzenie?

Nie wiem, jak to się stało, że miałam tyle szczęścia, by spotkać Conora Edwardsa. Zupełnie jakby wszystkie te przypadki, gdy świat rzucał mi kłody pod nogi, prowadziły do tego jednego wielkiego prezentu na pocieszenie. Czasem podejmujemy wszystkie złe decyzje, kończymy w niewłaściwych miejscach i mimo to odnajdujemy się dokładnie tam, gdzie powinniśmy się znaleźć. Conor jest moim szczęśliwym przypadkiem. Moim niewłaściwym miejscem i złym czasem oraz dokładnie właściwym człowiekiem. Nauczył mnie, jak kochać samą siebie mimo wszystkich moich wysiłków, by było inaczej, i ukazał mi obraz siebie, w który nie wierzyłam.

Elle Kennedy posiada tę umiejętność stworzenia lekkiego, pikantnego i uroczego romansu, jednocześnie poruszając w nim przeróżne ważne tematy, dzięki czemu jej historie zapadają w pamięć i poruszają serce. Tym razem nie mogłoby być inaczej. Taylor całe życie zmagała się z kompleksami na punkcie własnego ciała, porównując się do szczuplejszych dziewczyn, czy licząc sobie kalorie. Studia miały być szansą na nowy początek i nowe znajomości, zamiast tego stały się tylko kolejnym miejscem, w którym stała się ofiarą drwin. Pomyśleć, że dorośli ludzie nie mają czasu na znęcanie się nad innymi, prawda? Nic bardziej mylnego. Podobało mi się jednak to, że autorka wcale nie przedstawiła tego problemu jednowymiarowo, zamiast tego zagłębiamy się w niego z kilku perspektyw. Chociaż łatwo byłoby znienawidzić te dziewczyny, które z jakiegoś powodu za Taylor nie przepadają, z każdym kolejnym rozdziałem okazuje się, że nawet niektóre "czarne charaktery" skrywają pewne uczucia (co, oczywiście, niczego nie usprawiedliwia!). A już szczególnie cieszę się, że autorka nie poszła tutaj w kierunku takim typowym dla wielu romansów, w którym to dziewczyna staje się ofiarą szykanowań, bo wyrwała popularnego chłopaka. Co więcej, kiedy sytuacja tego wymaga, jej bohaterki zawsze stają w gotowości, aby sobie pomóc. Elle Kennedy zawsze stara się ukazać poważne problemy w różnym, realistycznym świetle i właśnie za to tak uwielbiam jej książki.

Uśmiecha się do mnie szeroko, zadowolona z siebie, a ja nie mogę się powstrzymać. Zgłupiałem na punkcie tej dziewczyny.

Kompleksy na punkcie własnego ciała potrafią człowiekowi tak wiele odebrać, z czym zapewne zmaga się wielu z nas. Dla Taylor są one źródłem braku pewności siebie, dlatego kiedy Conor nie tylko jej nie wyśmiewa, ale ofiaruje jej pomoc, a potem wykazuje nią zainteresowanie, dziewczyna kompletnie mu nie wierzy. Zwłaszcza będąc świadomą jego reputacji kobieciarza i wyglądu dziewczyn, które wybiera. Jej postać bardzo przypomina mi June z "Madly" Avy Reed, bo obydwie mają ze sobą bardzo dużo wspólnego. Conor natomiast, znany już nam bardzo dobrze z poprzednich tomów serii, kradnie serca równie szybko, jak każdy bohater stworzony przez Kennedy. Myślałam, że nikogo nie pokocham tak mocno jak Jake'a i Huntera, ale poznając jego historię, której nigdy po sobie nie zdradzał, pokochałam go całym sercem. Ten chłopak ma nie tylko serce ze złota, okazując to Taylor na każdym kroku poprzez wspieranie jej, udawanie jej chłopaka, bo nie mógł znieść, że ktoś się nad nią znęcał i zawsze udowadnianie jej, że jest najpiękniejszą kobietą na świecie, ale jest też bardzo złożonym bohaterem. W przeciwieństwie do swoich kumpli z drużyny, codziennie czuje się jak oszust, świadomy tego, że pochodzi z biednej rodziny i nie może pochwalić się milionami na swoim koncie. Ścigają go również demony przeszłości i wstyd z powodu tego, kim był kiedyś i co zrobił, przez co czuje, że nie zasługuje na kogokolwiek. Jego historia łamie serce i pokazuje, że chociaż każdy z nas popełnia błędy, nasza przeszłość nie musi nas definiować, jeśli tylko wykażemy chęć uczenia się na nich i zadośćuczynienia. Mam wrażenie, że pod względem fabularnym to właśnie w tej części autorka najbardziej skupiła się na rozwinięciu bohaterów poza wątkiem miłosnym, ale może się mylę.

Gdyby ktoś miałby prosić mnie, bym opisał swoją doskonałą dziewczynę, nie byłbym w stanie tego zrobić. Pewnie wyrzuciłbym z siebie pęk frazesów, które określiłby każdą jednorazową przygodę w moim życiu. Jednak życie mimo wszystko postawiło na mojej drodze Taylor. Uczyniła mnie lepszą osobą. Nauczyła mnie, by być prawdziwym wobec siebie. Pomogło mi dostrzec wartość w sobie jako człowieku.

Jako wieloletnia wielbicielka "Off-Campus" i "Briar U" mogę tylko powiedzieć, że ze łzami w oczach czytałam ostatnie strony tej książki, mając świadomość, że prawdopodobnie czytamy o tych bohaterach po raz ostatni. Jednocześnie nie wyobrażam sobie lepszej historii na pożegnanie tych bohaterów, którzy stali się dla mnie przez ostatnie lata taką fikcyjną rodziną, do której wracam, gdy potrzebuję komfortu. Co prawda żałuję, że nie dostaliśmy dłuższego epilogu, w którym możemy zobaczyć gdzie mają się wszystkie pary z poprzednich tomów, ale nie martwcie się - niektórzy z nich i tak się tutaj pojawiają, z czego jedna z bohaterek w bardzo zabawny, dość niespodziewany sposób staje się ważną częścią historii Taylor. Ja z niecierpliwością będę wyczekiwać teraz polskiego wydania "The Legacy", w którym po latach powracamy do ukochanych bohaterów z serii "Off-Campus" i mam nadzieję, że doczekamy się tego samego z bohaterami "Briar U". Tymczasem czytajcie koniecznie "Wyzwanie", bo ta książka zawładnie waszymi sercami, wywoła śmiech, łzy i rumieńce. Premiera już 3 listopada!

ELLE KENNEDY to kanadyjskiego pochodzenia autorka romansów. Napisała takie książki jak "Błąd" czy "Układ". Znalazła się na liście bestsellerów New York Time, USA Today oraz Wall Street Journal. Jest również znana pod pseudonimem Leeanne Kenedy.

W 2010 roku pisarka była nominowana do prestiżowej nagrody RITA Award za swoją debiutancką powieść "Silent Watch". Ponadto nominowano ją do Goodreads Choice Award w kategorii: najlepszy romans.

Elle Kennedy dorastała w Toronto, Ontario, natomiast w 2005 r. ukończyła anglistykę na Uniwersytecie Nowojorskim. Już od najmłodszych lat wiedziała, że pragnie zostać pisarką i już jako nastolatka usilnie próbowała spełnić to marzenie. Na chwilę obecną pisze dla kilku różnych wydawców. Ponadto twierdzi, iż uwielbia silne bohaterki oraz seksownych alfa bohaterów.


Tytuł: Wyzwanie
Autor: Elle Kennedy
Tytuł w oryginale: The Dare
Seria: Briar U. Tom 4
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 400
Data premiery: 03.11.2021
Ocena: 10/10

Za egzemplarz książki i możliwość objęcia jej patronatem serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka! :)



Czytaj dalej »

niedziela, 24 października 2021

Alexandra Bracken - Lore



Greccy bogowie na ulicach Nowego Jorku.

Okrutna kara, ustanowiona przez Zeusa, co siedem lat wyznacza katów i ofiary.

Współczesny Nowy Jork. Na świecie wciąż żyją greccy bogowie. Co siedem lat Zeus zsyła część z nich na ziemię, gdzie przez siedem dni pozbawieni są nieśmiertelności. W tym czasie polują na nich ludzie i półbogowie, by przejąć ich moce. To kara, na jaką Zeus skazał niepokornych bogów.

Lore pochodzi z rodu Perseusza. Przed siedmiu laty jej rodziców i siostry wymordowali potomkowie Kadmosa. Dziewczyna cudem uniknęła śmierci i ukryła się w Nowym Jorku. Stara się zapomnieć o swoim pochodzeniu, jednak przeszłość nieoczekiwanie pojawia się pod jej drzwiami pod postacią rannej Ateny, która w zamian za pomoc zgadza się wyświadczyć jej wielką przysługę. Aby pomóc bogini wrócić do zdrowia, Lore odnajduje swojego dawnego przyjaciela, Castora.

Atena, Castor, Lore oraz jej współlokator Miles spróbują stawić czoło nowemu zagrożeniu. Lore będzie musiała wiele poświęcić. Czy uda jej się odnaleźć w sobie siłę, by zapobiec upadkowi świata?


"Lore" to jedna z tych książek, która zwróciła moją uwagę od razu jak tylko zauważyłam ją w zapowiedziach. Na pewno składa się na to moja miłość do kultury starożytnej, ponieważ powieści fantasy oparte na mitologii greckiej to jedne z moich ulubionych typów historii. Jakżebym więc mogła przejść obojętnie obok tak dobrze zapowiadającej się książki? Chociaż nigdy dotąd nie miałam okazji przeczytać nic spod pióra Alexandry Bracken, od razu wiedziałam, że to będzie coś idealnego dla mnie. I miałam rację - ta książka pochłonęła mnie od pierwszych stron. Sam pomysł na fabułę został opracowany tak dobrze, że czasami brakowało mi czasu na oddech. I chociaż znalazło się też kilka rzeczy, do których mogłabym się przyczepić, to skończyłam tę książkę pod wrażeniem.

Historia rozpoczyna się w momencie, gdy w Nowym Jorku rozpoczyna się walka o przetrwanie, zwana także jako Agon. To w tym czasie, przez siedem dni, bogowie greccy stają się śmiertelni, o czym wiedzą tylko członkowie greckich rodów. Jedną z takich osób jest Lore, ostatnia żyjąca potomkini Domu Perseusza. Kiedy jeden z bogów zginie z rąk śmiertelnika, to on przejmuje jego moce. Siedem lat temu, podczas ostatniego Agonu, Lore straciła swoją rodzinę. Dziewczyna cudem uszła życiem, skrywając się u starszego człowieka, który dał jej schron i dom nad głową. Pamięć o bliskich pchała ją do jednego - przetrwania. Ale teraz, w czasie kolejnego Agonu, dowiaduje się o rzeczach, które sprawiają, że żądza zemsty staje się coraz mocniejsza. Trwa śmiertelnie niebezpieczna gra o życie, a Lore staje w samym jej środku...

Jeśli szukacie książki, w której ciągle coś się dzieje, nie ma chwili na oddech, a autorka zrzuca jedną bombę za drugą, to koniecznie musicie sięgnąć po "Lore". Ja przez większość czasu siedziałam jak na szpilkach, przewracając kartki w oczekiwaniu, że zaraz znowu wydarzy się coś wstrząsającego. I tak naprawdę nie ma nawet chwili na odpoczynek od samego początku - od razu zostajemy wrzuceni do tego świata, w którym to co siedem lat, przez siedem dni, bogowie greccy żyją jak normalni śmiertelnicy za karę zrzuconą przez Zeusa i walczą o przetrwanie. Na początku dość ciężko było mi się przyzwyczaić do natłoku różnych informacji, bohaterów, Domów, bogów i nowych bogów. Wszystko mi się mieszało i nie mogłam się do końca skupić na tym, co się działo, bo jak napisałam - akcja nie ustaje, a autorka nie daje czytelnikowi chwili na zastanowienie się nad tym, co wydarzyło się pięć stron temu, bo zaraz zostaje zrzucona kolejna bomba. Pewnie nie każdemu to przypadnie do gustu, ale trzeba przyznać, że dzięki temu historia cały czas trzymała w napięciu i szokowała. Sama fabuła tej książki to coś, z czym jeszcze się nie spotkałam i bardzo mi się podobało, jak autorka ją poprowadziła. Kilka razy udało jej się mnie dość porządnie zaskoczyć.

Czytanie tej książki było też trochę jak taka gra, komu w ogóle można ufać, a komu nie. Ciągle przewijały się tu jakieś nowe postacie, ciągle na jaw wychodziły różne sekrety, przez co ja sama nie potrafiłam w pełni komukolwiek zaufać. Sama postać Lore momentami budziła we mnie mieszane uczucia - chociaż rozumiałam jej decyzje i popędy, czasami decydowała się na rzeczy, z którymi się nie zgadzałam i miałam ochotę nią potrząsnąć. Jednocześnie jej historia przedstawiona za pomocą rozdziałów z dzieciństwa, absolutnie złamała mi serce. Ból straty i tęsknota za rodziną były momentami tak wszechogarniające, że sama odczuwałam jej cierpienie.

Oczywiście nie mogłabym też nie wspomnieć o kolejnej bardzo ważnej postaci, którą jest Castor - były przyjaciel Lore z dzieciństwa, który pojawia się w jej życiu ponownie, chociaż gdy widzieli się po raz ostatni, Castor leżał na łożu śmierci. Jego postać ma ogromne znaczenie dla historii i dla samej Lore, więc ich relacja cały czas rozwija się gdzieś tam w tle, gdy dzieją się inne, szokujące rzeczy. Nie jest najważniejsza, co jednym może przeszkadzać, a innym nie, ale jednak jest. Ja osobiście chciałabym zobaczyć ich trochę więcej - ale ja to ja, a ja uwielbiam wątki miłosne. Doceniam jednak to, że w ich relacji najważniejsza była przede wszystkim przyjaźń i wzajemne zrozumienie, które nie zniknęły nawet pomimo tego, że rozdzielono ich na długie lata. Postać Castora absolutnie skradła moje serce, zwłaszcza z każdym kolejnym fragmentem, w którym dowiadujemy się nieco więcej o jego zmaganiach w czasie dzieciństwa.

W książce pojawia się jeszcze wiele innych postaci, które mają równie ważne znaczenie, ale mam wrażenie, że rozwój postaci trochę ucierpiał z powodu ciągle mknącej do przodu akcji. Przede wszystkim mam tu na myśli chociażby postacie Milesa i Vana, przyjaciół Lore i Castora, których relacja też rozwija się gdzieś tam w tle, ale całkowicie poza oczami czytelnika. Tak naprawdę wszystkiego trzeba się domyślać. Nawet związek Lore i Castora, chociaż na nim skupiamy się najwięcej, mógł zostać rozwinięty odrobinę bardziej, bo całe to budowanie napięcia nie doprowadziło do wystarczająco satysfakcjonującego zakończenia. Mimo wszystko i tak strasznie się polubiłam z tymi bohaterami i kibicowałam im do samego końca.

Moim największym rozczarowaniem było jednak samo zakończenie, które w porównaniu z tymi wszystkimi zwrotami akcji, które do niego prowadziły, okazało się być zbyt proste. Sam pomysł oczywiście mi się podobał, jego wykonanie już nie bardzo, bo miałam wrażenie trochę jakby akcja została urwana w momencie, kiedy zaczęło się robić interesująco, chociaż teoretycznie książka zakończyła się tak, jak miała się zakończyć. Ale nawet pomimo tego naprawdę rewelacyjnie się bawiłam czytając "Lore" i trzeba przyznać, Alexandra Bracken naprawdę wie, jak trzymać czytelnika w napięciu. Nie było nawet chwili, w której bym się nudziła, bo ciągle coś się działo. W połączeniu z nietuzinkowym pomysłem na fabułę, to z pewnością jedna z lepszych historii fantasy, jaką dane mi było przeczytać. Polecam!

Alexandra Bracken jest amerykańska autorką należącą do młodego pokolenia. Jej sława, którą zapewniła jej debiutancka powieść zatytułowana „Brightly Woven”, dotarła już do wielu państw na świecie. Serca polskich czytelników pisarka podbiła natomiast zwłaszcza dzięki znakomitej serii „Mroczne umysły”, na którą składają się takie tytuły jak m.in. „W sidłach losu”, „Przez ciemność” oraz „Nigdy nie gasną”.

Alexandra Bracken przyszła na świat 27 lutego 1987 roku w stolicy amerykańskiego stanu Arizona – Phoenix. Późniejsza pisarka dorastała w pobliskim mieście – Scottsdale. We wczesnej młodości Alexandra Bracken opuściła swoją rodzinną Arizonę i zamieszkała w Nowym Jorku, gdzie związała się z branżą wydawniczą. Początkowo pracowała tam jako redaktorka, a następnie zajęła się sprawami marketingowymi. Po sześciu latach rozwijania swojej kariery w wydawnictwie postanowiła porzucić pracę i całkowicie poświęcić się pisarstwu. Niedawno autorka przeprowadziła się z powrotem w swoje rodzinne strony – do Arizony.


Tytuł: Lore
Autor: Alexandra Bracken
Wydawnictwo: Jaguar
Data premiery: 29 września 2021
Liczba stron: 576
Ocena: 8/10

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar!




Czytaj dalej »

środa, 20 października 2021

Elena Armas - The Spanish Love Deception



A wedding. A trip to Spain. The most infuriating man. And three days of pretending. Or in other words, a plan that will never work.

Catalina Martín, finally, not single. Her family is happy to announce that she will bring her American boyfriend to her sister’s wedding. Everyone is invited to come and witness the most magical event of the year.

That would certainly be tomorrow’s headline in the local newspaper of the small Spanish town I came from. Or the epitaph on my tombstone, seeing the turn my life had taken in the span of a phone call.

Four weeks wasn’t a lot of time to find someone willing to cross the Atlantic–from NYC and all the way to Spain–for a wedding. Let alone, someone eager to play along my charade. But that didn’t mean I was desperate enough to bring the 6’4 blue eyed pain in my ass standing before me.

Aaron Blackford. The man whose main occupation was making my blood boil had just offered himself to be my date. Right after inserting his nose in my business, calling me delusional, and calling himself my best option. See? Outrageous. Aggravating. Blood boiling. And much to my total despair, also right. Which left me with a surly and extra large dilemma in my hands. Was it worth the suffering to bring my colleague and bane of my existence as my fake boyfriend to my sister’s wedding? Or was I better off coming clean and facing the consequences of my panic induced lie?

Like my abuela would say, que dios nos pille confesados.


Już rozumiem. Rozumiem dlaczego przez ostatnie miesiące pół Internetu mówiło o tej książce, zachwycając się bohaterami i historią. Rozumiem to całkowicie, bo właśnie znalazłam nową miłość i nigdy nie przestanę się nią zachwycać. Chociaż Elena Armas to nowa autorka na rynku wydawniczym, debiutując książką "The Spanish Love Deception" od razu zyskała sobie rzeszę fanów za granicą, nie mogłam więc nie sprawdzić o co taki hałas - i wiecie co? Sama będę teraz namawiać wszystkich, aby tę książkę czytali. Jednocześnie modląc się po cichu o polskie wydanie, aby każdy mógł poznać historię Aarona i Cataliny, i zakochać się w niej równie mocno i bez pamięci, jak ja. Już dawno nie czułam się taka szczęśliwa i lekka czytając romans, a ta historia sprawiła, że przez całą lekturę motylki szalały mi w żołądku, a serce puchło do niewytłumaczalnych rozmiarów. Skończyłam ją z pragnieniem, aby od razu przeczytać ją od nowa.

“I’ll give you the world,”he said against my mouth. “The moon. The fucking stars. Anything you ask, it’s yours. I’m yours.”

Catalina to ciężko pracująca kobieta, która po pewnych wydarzeniach z przeszłości przeprowadziła się do Stanów Zjednoczonych i tam ułożyła sobie życie. Unikając spotkania z byłym i nieuniknionych współczujących spojrzeń swojej rodziny na wieść, że nadal jest singielką, rzadko kiedy wraca do rodzinnej Hiszpanii. Zbliża się jednak duże, hiszpańskie wesele jej siostry, z którego nie może się wykręcić. Tak się też składa, że w wyniku chwilowej utraty umiejętności logicznego myślenia Lina wyznaje rodzinie, że pojawi się na weselu z chłopakiem... który przecież nie istnieje. Ma teraz cztery tygodnie na znalezienie kandydata na udawanego partnera. Największe zaskoczenie? Do tej roli zgłasza się jej odwieczny wróg i współpracownik, Aaron Blackford. Mężczyzna wyglądający jak Clark Kent z sercem z kamienia, który nigdy nie okazywał jej niczego więcej, niż chłodnej obojętności. Kiedy jednak przedstawia jej propozycję i udowadnia, że jest jej najlepszym wyborem, kobieta nie ma innego wyjścia, jak spróbować. W innym wypadku pojedzie do Hiszpanii samotna, ze świadomością, że nie tylko okłamała swoją rodzinę, ale od lat nikogo nie miała, jakby jeszcze się nie pozbierała po ciężkich wydarzeniach. A ten scenariusz nie podoba jej się odrobinę bardziej, niż wizja spoufalania się ze swoim wrogiem. Współpraca z Aaronem otwiera jej jednak oczy na pewne wydarzenia i nagle zaczyna dostrzegać jego osobę z zupełnie innej perspektywy. Czy to możliwe, że za tym chłodnym traktowaniem skrywały się inne uczucia? I jak daleko można zajść z udawaniem bycia zakochanym, zanim granice zaczną się zacierać?

“Hi,” I croaked, as if we were just seeing each other after a long time. And, God, why did it feel so much like we were? Like I was finally here. Finally coming home.

Ta książka... rany, ta książka. Historia Liny i Aarona sprawiła, że przez całą lekturę w głowie miałam tylko jedną myśl - "kiedy będzie moja kolej na taką miłość?". Bez dwóch zdań jest to najlepsza historia z wątkiem udawanego związku, jaką kiedykolwiek czytałam. Co więcej, łączy ona w sobie również wątek od nienawiści do miłości, pod wieloma względami bardzo mocno przypominając książkę "Wredne Igraszki" Sally Thorne, która również jest jedną z moich ukochanych historii. Autorka po mistrzowsku prowadzi relację między bohaterami, ukazując na najbardziej subtelne sposoby jak rozwija się ich miłość. Te wszystkie, nawet najmniejsze momenty, które mogły umknąć bohaterom, ale które czytelnik zauważa od razu, sprawiały, że serce mi się wyrywało z klatki piersiowej. Te wszystkie dowody na to, że zawsze było między nimi przyciąganie i nigdy nie byli sobie obojętni. Te spojrzenia, małe czyny i piękne słowa, które zapadają w pamięci na zawsze... właśnie tak pisze się rewelacyjny, ponadprzeciętny romans.

“You feel complete in my arms. You feel like my home.”

Bohaterowie sprawili, że oszalałam na ich punkcie. Żyłam ich historią, oddychałam nią, nie potrafiłam się oderwać od kartek książki. Zarówno Catalina, jak i Aaron, to wielowymiarowe i charyzmatyczne postacie. Główna bohaterka ma za sobą pewne traumatyczne przeżycia, przez które nie jest jej łatwo komukolwiek zaufać. A już zwłaszcza Aaronowi, który od dwóch lat, odkąd się znają, traktował ją z chłodnym dystansem. Z tyłu głowy ciągle ma ich pierwsze spotkanie, które skończyło się katastrofą i wieloletnią nienawiścią. Chociaż fakt, że razem pracują w tej samej firmie i nieuniknione jest przebywanie w swoim towarzystwie, w niczym nie pomaga. I szczerze, ich relacja rozwija się w najsłodszy, najpiękniejszy sposób, ponieważ liczy się każdy moment, który można tak łatwo przegapić. Nie zabraknie potyczek słownych, skrywanego bólu, ale i ukrytych uczuć, które wychodzą na jaw w najlepszych możliwych momentach. A sposób, w jaki Aaron traktował Linę i jak krok po kroku udowadniał jej swoje uczucia sprawił, że moje i tak już wysokie wymagania co do chłopaków wzniosły się do nieba. Mogłabym napisać na temat Aarona cały esej, ale pozostawię to do okrycia wam. Jestem pewna, że podbije wasze serca równie szybko, jak podbił moje.

“You are all that, Catalina. You are light. And passion. Your laughter alone can lift my mood and effortlessly turn my day around in a matter of seconds. Even when it’s not aimed at me. You … can light up entire rooms, Catalina. You hold that kind of power. And it’s because of all the different things that make you who you are. Each and every one of them, even the ones that drive me crazy in ways you can’t imagine. You should never forget that.”

Poza oczywistym epickim romansem strasznie uwielbiam też to, że główna bohaterka jest Hiszpanką i w pewnym momencie książki właśnie tam podróżujemy. Same wstawki w hiszpańskim języku nadały tej historii niepowtarzalny klimat, a biorąc pod uwagę, że ja sama darzę tę kulturę ogromną miłością, a hiszpański to mój trzeci język, byłam tym zachwycona. Autorka zabiera nas do swojego rodzinnego domu i dostajemy wgląd w taką prawdziwą, hiszpańską rodzinę, co jest przemiłą odmianą dla setek książek, które dzieją się w Ameryce. Co więcej, Elena Armas skupia w tej historii dużą uwagę na rolę kobiety w społeczeństwie, przedstawiając rozterki Cataliny zarówno jako singielki, a także jednej z niewielu kobiet w firmie zdominowanej przez mężczyzn. Sama Catalina narzuca sobie pewne rzeczy, których wymaga od kobiet społeczeństwo - pragnie być szczupła, piękna, nieskazitelna. Ta część ukazała jak głębokie potrafią być pewne rany i sprawiła, że pokochałam tę bohaterkę jeszcze mocniej. Natomiast wątek seksizmu jest poruszony w perspektywie miejsca pracy Liny i Aarona, czego, jak uważam, nigdy za mało, zwłaszcza biorąc pod uwagę całą literaturę kobiecą, która nieczęsto go porusza. 

“I want your heart, Catalina.”Both of his hands rose to my shoulders, trailing up my neck and cupping my face. “I want it for myself, just how I have given you mine.”It’s yours, you beautiful and blind man, I wanted to tell him. Take it. I don’t want it anymore, I wanted to scream at him and anyone that would listen.

"The Spanish Love Deception" wrzucam na listę moich absolutnie ukochanych książek, a wy koniecznie musicie się z nią zapoznać! Zwłaszcza jeśli uwielbiacie wątki udawanego związku, czy hate-love. Historia Aarona i Cataliny pełna była momentów, przez które czułam się jakbym płynęła na chmurce szczęścia, więc jeśli potrzebujecie czegoś bardzo dobrego, ale też niewymagającego, to ta książka sprawdzi się idealnie. Poza tym jest to chyba jedyny romans, który zawiera dość opisowe sceny seksu, których w ogóle nie miałam ochoty pominąć, bo autorka pisze je w pikantny, ale jednocześnie namiętny i przepiękny sposób, zawierając w tych momentach wszystkie te uczucia, które łączą głównych bohaterów. A poza tym, kto nie zakochałby się w facecie, który gotów jest pojechać do Hiszpanii i udawać chłopaka Cataliny tylko po to, aby się do niej zbliżyć? I to takim facecie, który ogląda bajki Disneya? No nie da się. Polecam wam tę książkę całym sercem! A ja z niecierpliwością wyczekuję drugiego tomu.


Tytuł: The Spanish Love Deception
Autor: Elena Armas
Język: angielski
Liczba stron: 480
Data premiery: 23 lutego 2021
Ocena: 10/10



Czytaj dalej »

niedziela, 17 października 2021

Samantha Young - To, co najcenniejsze



Dziewięć lat temu Emery Saunders porzuciła wygodne, ale puste i samotne życie miliarderki i przeniosła się do Hartwell, uroczego nadmorskiego miasteczka, gdzie otworzyła księgarnio-kawiarnię. I choć wreszcie mogła żyć, jak chciała, bolesna przeszłość sprawiła, że Emery nie mogła znaleźć sobie miejsca wśród lokalnej społeczności. Z biegiem czasu zyskała przyjaciół, ale dla większości mieszkańców pozostała zagadką.

Dziewięć lat temu był jednak ktoś, kto wreszcie zdobył zaufanie Emery. A potem je zdradził. Raz po raz.

Fani serii Hart’s Boardwalk długo czekali na tę historię – i się nie zawiodą. Pełna pasji opowieść o zaufaniu i odkupieniu.

Jack Devlin wiedział, że Emery to miłość jego życia, gdy tylko ją zobaczył. Ale kiedy wydawało się, że zmierzają w dobrym kierunku, los z nich zadrwił. Jack nie miał wyboru: by chronić tych, na których mu zależało, musiał trzymać się od nich z daleka. Nawet jeśli to oznaczało, że złamie Emery serce.

Teraz Jack chce za wszelką cenę odkupić swoje błędy. Tyle że Emery nie potrafi już mu zaufać. Jack ma ostatnią szansę, by przekonać ją, że to, co ich łączy, jest godne miłosnej legendy Hart’s Boardwalk.


"To, co najcenniejsze" to najnowsza książka Samanthy Young z serii "Hart's Boardwalk", z której miałam okazję przeczytać jedynie trzeci tom "To, czego o mnie nie wiesz". Spodobał mi się on jednak na tyle, że od razu zapragnęłam przeczytać resztę. Young jest bardzo lubianą przeze mnie autorką i ogółem jej powieści pełne są emocji, uczuć i wrażeń, nie zastanawiałam się więc długo nad lekturą "To, co najcenniejsze". Niestety, książka zupełnie nie spełniła moich oczekiwań i chociaż styl pisania autorki jak zwykle mnie zachwycił, tak fabuła i bohaterowie sprawiły, że przez całą lekturę rwałam sobie włosy z głowy. Trochę jestem tym zaskoczona, bo spodziewałam się naprawdę dobrej powieści. Dostałam jednak kilkaset stron nie dającej się lubić historii.

Emery i Jack poznali się po raz pierwszy dziewięć lat temu i od razu zawrócili sobie w głowie. Ona była nową mieszkanką nadmorskiego miasteczka, cichą właścicielką kawiarnio-księgarni, a on synem najbardziej znienawidzonego biznesmena w mieście. Ciągłe komplikacje stające na drodze ich relacji nigdy nie pozwoliły im na to, aby ich zauroczenie rozwinęło się w coś więcej. Gdy po raz pierwszy od lat pojawia się ziarenko nadziei na to, że mogliby być razem, po raz ponownie uderza w nich tragedia, która łamie Emery serce. Mijają kolejne lata, a błędy Jacka niszczą ją raz za razem. W końcu nadchodzi moment, gdy kobieta zdaje sobie sprawę, że nie ma już siły dłużej tego ciągnąć - w końcu czy miłość nie powinna być łatwa? Wypełniona szczęściem, zaufaniem i namiętnością? Jak zaufać komuś, kto przez lata udowadniał, że nie jest tego zaufania wart? Teraz Jack ma ostatnią szansę udowodnić Emery, że jest gotów zrobić wszystko, aby ją odzyskać. Zanim będzie na to za późno.

Podczas czytania tej książki z pięć razy byłam bliska rzucenia jej w kąt i wyrzucenia z pamięci wszystkiego, co przeczytałam, ponieważ historia Jack'a i Emery to najbardziej frustrująca, irytująca historia, jaką miałam okazję przeczytać w ostatnim czasie. I chociaż fani serii pewnie się ze mną nie zgodzą, co jest w pełni zrozumiałe, ja - jako osoba, która przeczytała jeszcze jedynie trzeci tom - zupełnie nie potrafiłam zrozumieć co stało za niektórymi decyzjami i czynami bohaterów, ani jakim cudem w ogóle dochodziło do pewnych sytuacji. I skończyło się na tym, że chyba pierwszy raz w życiu błagałam o to, aby główni bohaterowie nie skończyli razem, bo męczyła mnie ich relacja.

Zacznijmy może od tego, że nic nie irytowało mnie bardziej, niż bohaterowie tej historii. A przecież bez dobrych postaci, nieważne jak interesująca jest fabuła, naprawdę ciężko o dobrą książkę. Jack Devlin to jeden z najbardziej znienawidzonych, irytujących i niezrozumiałych bohaterów, o jakich kiedykolwiek czytałam. Jako syn najbardziej przebiegłego biznesmena w miasteczku nigdy nie chciał mieć z nim nic wspólnego. Zależało mu na dobrze mieszkańców, zawsze był przez nich lubiany, nie stronił też sobie od towarzystwa kobiet, szczególnie przejezdnych turystek. Gdy do miasta przeprowadza się Emery, zawraca mu w głowie jak żadna inna, mężczyzna jednak dobrze wie, że ze względu na jej własne dobro i bezpieczeństwo powinien trzymać się od niej z daleka, aby jego własny ojciec nie starał się namieszać w jej życiu. Na przestrzeni lat ich przyciąganie jednak jedynie się nasila, nieważne jak mocno starają się je ignorować. Gdy jednak w jego życiu przydarza się coś, przez co Jack musi postawić swoje życie do góry nogami, znikają jakiekolwiek szanse na to, by zbliżyć się do Emery. Znika też ten Jack, którego poznajemy na początku. A pojawia się jego okropna, irytująca wersja. I szczerze? Nawet po wyjawieniu wszystkich rzeczy, które mu się przydarzyły, zupełnie nie potrafiłam wydusić z siebie ani odrobiny sympatii i współczucia.

Sytuację pogorszyło też to, że ich historia ciągnie się przez długie lata. Dziewięć lat to bardzo dużo czasu, w czasie którego wydarzyć może się wiele rzeczy - i tak też właśnie było. I niestety Jack raz za razem sprawiał, że coraz trudniej było mi go lubić. Aż w końcu zupełnie stracił mój szacunek i było za późno, żebym potrafiła mu wybaczyć rzeczy, które robił. Jego decyzje budziły we mnie niesmak i wstręt, i chociaż niektóre były zrozumiałe, inne całkowicie wynikały z tego, jakim był człowiekiem. Do pewnych rzeczy przyczynił się sam, nieważne co go do tego popchnęło. I chociaż inni bohaterowie mogli mu je wybaczyć, ja skończyłam tę książkę czując się w pewien sposób oszukana i zdradzona, bo naprawdę chciałam go polubić i mu wybaczyć, ale z tyłu mojej głowy ciągle miałam rzeczy, do których się dopuścił.

Postać Emery mnie natomiast bardzo dezorientowała. Kreowana była na kobietę, która pomimo swojej nieśmiałości nie dawała sobą pomiatać i niejednokrotnie odrzucała Jacka, gdy ją ranił, a jednocześnie przez dziewięć lat dawała mu się traktować jak wycieraczkę, którą od czasu do czasu można użyć, a potem porzucić. Jej nieśmiałość, mam wrażenie, przełożyła się na kreację takiej dziwnej, stereotypowej cnotki, która przez lata unika mężczyzn, czekając aż ten jeden facet pójdzie wreszcie po rozum do głowy. Milion razy pragnęłam na nią krzyknąć, aby wreszcie dała sobie z nim spokój i przestała w kółko pozwalać się ranić. Nie - chciałam krzyknąć na nich oboje, aby przestali ciągnąć to przedstawienie i chociaż raz w ciągu tych długich dziewięciu lat ze sobą szczerze porozmawiali. Tak wiele bezsensownego bólu można by było uniknąć, gdyby tylko bohaterowie byli ze sobą szczerzy. Zamiast tego otrzymaliśmy milion sekretów, irracjonalnych decyzji i nie trzymających się kupy wyjaśnień.

Historia Emery i Jacka mogła być piękną, bolesną powieścią o utraconych szansach, dającą do myślenia, czy czasami ktoś może po prostu nie być nam pisany, nieważne jak go pragniemy. A dostałam męczącą grę w przyciąganie i odpychanie, z dodatkiem głupich decyzji i irytującego zachowania bohaterów. Co kilka rozdziałów robiliśmy z nimi krok do przodu, aby za chwilę zrobić pięć w tył, aż w końcu już nie było z tego "związku" czego zbierać. W pewnym momencie mocno zaczęłam się zastanawiać czy to na serio historia napisana przez Samanthę Young, bo byłam już tak zirytowana i zniesmaczona, że nie mogłam uwierzyć, że napisała ją ta sama autorka, która napisała tak wiele pięknych, poruszających romansów.

Gdyby nie to, że naprawdę bardzo lubię styl pisania autorki, który nawet tutaj - pomimo nienajlepszej fabuły - mnie nie zawiódł, pewnie dałabym sobie z tą książką spokój. Zupełnie nie trafiła w mój gust i nie mogłabym się czuć na koniec bardziej rozczarowana tym, co przeczytałam. Jeśli miałabym porównać tę część z poprzednią, powiedziałabym, że są jak ogień i woda. I zupełnie szczerze - kłaniam się każdemu, kto potrafił na koniec wybaczyć Jackowi pewne decyzje, które podjął. Ja na miejscu Emery nie wykazałabym się takim zrozumieniem. I szczerze powiedziawszy, mam już dość tego, że w romansach to kobiety zawsze są tymi, które czekają na faceta i powstrzymują się od randek, podczas gdy bohater nie stroni sobie od kobiet i wcale tego nie ukrywa. Mamy 2021 rok, czy nie powinniśmy być trochę bardziej postępowi? "To, co najcenniejsze" to niestety nie była książka dla mnie. Mam nadzieję, że innym spodoba się bardziej, ja niestety jestem na nie.


SAMANTHA YOUNG to młoda autorka, która ma już na swoim koncie wiele sukcesów. Powieści takie jak "Szkoła uwodzenia", "Wbrew zasadom" czy "Wszystkie odcienie pożądania" zdobyły wielkie uznanie na rodzimym oraz europejskim rynku wydawniczym. Wszystkie wymienione pozycje zostały napisane z niebanalnym i niemal niedoścignionym kunsztem jakim autorka dowodzi, iż wszelkie nominacje na listach bestsellerów New York Timesa i Wall Street Journal nie były bezpodstawne. Dziewiętnaście pozycji w wieku dwudziestu ośmiu lat to doskonały bilans - jednak nie można jej zarzucić, że pisze na akord, lecz z natchnieniem jakiego brakuje wielu innym twórcom. Samantha Young to rozchwytywana powieściopisarka, której opowieści grają na naszych uczuciach i wszystkich zmysłach, i dla których warto poświęcić nie jeden wieczór na lekturę.


Tytuł: To, co najcenniejsze
Autor: Samantha Young
Tytuł w oryginale: The Truest Thing
Seria: Hart's Boardwalk. Tom 4
Data premiery: 15 września 2021
Liczba stron: 400
Ocena: 4/10


Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję księgarni Tania Książka!
KUP "TO, CO NAJCENNIEJSZE"




Czytaj dalej »

czwartek, 14 października 2021

A. L. Jackson - Chwyć mnie




Życie Emily to wielka trasa koncertowa. Jej świetnie zapowiadający się country-rockowy zespół Carolina George ma ambicje stania się legendą branży muzycznej. Pewnej nocy znużenie trasą, za dużo wypitej tequili i wybuch wzajemnej chemii sprawią, że Emily wda się w płomienny romans z zabójczo przystojnym, wytatuowanym buntownikiem, przedstawicielem wytwórni płytowej. Przygoda, która powinna była skończyć się nad ranem, może zagrozić wszystkiemu, na co Emily i cały jej zespół tak ciężko pracowali.

Royce, spędzając noc z wokalistką Carolina George, popełnia największy błąd swojego życia. Jeśli nie uda mu się ściągnąć zespołu do swojej wytwórni, cenę za to zapłaci jego rodzina. Czy kompletne zauroczenie Emily przekreśli wcześniejsze starannie ułożone plany?

Młoda piosenkarka przemilcza nękające ją demony przeszłości i traumatyczne wspomnienia przemocy, której doznała. A przystojny buntownik z kolei nie jest gotów wyjawić pewnych szczegółów swojej pracy w wytwórni ani planów, jakie snuł przed poznaniem Emily. Przeszłość Royce’a to historia błędów i bolesnych miłosnych rozczarowań. Czy jego miłość do Emily okaże się kolejnym dramatem?


"Chwyć mnie" to moje drugie podejście do twórczości A. L. Jackson. Po przeczytaniu pierwszego tomu serii "Falling Stars" miałam bardzo mieszane uczucia, ale w drugiej części pokładałam większe nadzieje, bo zapowiadało się na to, że tym razem seria o muzyce rzeczywiście na tej muzyce się skupi - i dokładnie tak było. W rzeczywistości jednak nie dostałam tego, czego oczekiwałam. Pod pewnymi względami historia Emily i Royce'a podobała mi się bardziej. Pod innymi natomiast znowu pojawiły się problemy, przez które lektura tej książki była strasznie frustrującym doświadczeniem i dlatego ciągnęła mi się przez kilka dobrych dni. Obawiam się, że to po prostu nie była seria dla mnie i dlatego nie spełniła moich oczekiwań.

Emily jest członkinią zyskującego sławę i uznanie zespołu Carolina George. W ostatnich latach życie jej i reszty członków zespołu zmieniło się diametralnie, a teraz nie znają niczego poza ciągłymi koncertami i życiem w trasie. Dla niej jednak takie życie, ogromna presja, błędy przeszłości i tragiczne wydarzenie, które od miesięcy nie daje jej spokojnie żyć, to zbyt wiele. Przestaje sobie radzić, co odbija się na jej kumplach z zespołu. Wtedy do jej życia wkracza Royce - tajemniczy, wytatuowany i przystojny mężczyzna, który kradnie jej najlepszy pocałunek w jej życiu, po czym zostawia ją niezaspokojoną w jej pokoju i znika. A potem roztrzaskuje jej serce, gdy okazuje się, że jest przedstawicielem wytwórni płytowej i jego zadaniem jest namówić ją i resztę zespołu do podpisania z nimi kontraktu. Wbrew woli Emily, Royce wyrusza z nimi w dalszą trasę, aby zyskać zaufanie zespołu i omówić warunki współpracy. I chociaż kobieta czuje się oszukana, jej serce wyrywa się do jedynego mężczyzny, przy którym poczuła się bezpieczna i zrozumiana. Royce jednak wie, że nie ma dla nich żadnych szans - zostało mu powierzone zadanie, o którym Emily nigdy nie może się dowiedzieć. Przeszłość tej dwójki pełna jest błędów, bólu i rozczarowań, przez co otworzenie się na nowo przed drugim człowiekiem jest ogromnym wyzwaniem. Czy między nimi ma szansę coś zaistnieć, czy ta relacja od samego początku skazana była na niepowodzenie?

Wiecie, czego najbardziej nie znoszę w romansach? Tak do tego stopnia, że mam ochotę rzucić książką i do niej nie wracać? Kiedy bohaterowie kompletnie ze sobą nie rozmawiają. Podejmują decyzje za kogoś, bo "nie zasługują na tą drugą osobę, bo tacy są źli". I kiedy ciągle robią krok do przodu, żeby za moment zrobić pięć kroków w tył, bo - znowu - w ogóle ze sobą szczerze nie rozmawiają, mają za to milion sekretów. A właśnie to było motywem przewodnim historii Royce'a i Emily. Royce ma za sobą przeszłość, która pełna jest mroku, cierpienia i poczucia winy. Pragnie pomścić tych, którzy odebrali mu wszystko i odzyskać to, co zostało mu brutalnie odebrane. Kiedy jednak w jego życiu pojawia się Emily, nie planuje tego, że stanie się pierwszą kobietą od dawna, dla której jego serce zabije mocniej. Zwłaszcza, że postanawia sobie, że nigdy do niczego między nimi nie dojdzie, a już zdecydowanie nie ma mowy o żadnym związku. I chociaż całkowicie rozumiem jego powody, zwłaszcza w perspektywie tego, co zostaje wyjawione o nim w dalszej części historii, to niesamowicie frustrowały mnie jego sekrety, ciągłe powtarzanie, że Emily zasługuje na kogoś lepszego, chociaż i tak ciągle zwodził ją za nos. Jeden pocałunek za milion różnych niedopowiedzeń, tajemnic i zero zaufania.

Moim kolejnym problemem z tą historią jest sam fakt, jak strasznie podobna jest ona do tej z pierwszej części. Oczywiście z kilkoma różnicami, jeśliby jednak spojrzeć na historię Leifa i Mii, a Royce'a i Emily, nie ma tutaj nic innowacyjnego i interesującego. Zarówno Leif, jak i Royce, mają sekrety z przeszłości, które odebrały im tych, których kochali, przez co pragną zemsty i nie chcą się angażować w nowe związki, a Mia i Emily przeżyły coś traumatycznego i latają za facetami, którzy rzekomo dają im trochę bezpieczeństwa. Te same schematy, tylko troszeczkę inne wykonanie. Niestety nie zadziałało to dobrze na tę historię, bo w połączeniu z tym ciągłym przyciąganiem i odpychaniem się bohaterów, w końcu zaczęła mnie nudzić ta przewidywalność i brak oryginalności.

Natomiast ogromnym plusem tej historii była muzyka, której tak strasznie brakowało mi w "Pocałunku gwiazdy". Nie tylko obserwujemy "od środka" życie muzyków w trasie i problemy, jakie się z takim stylem życia wiążą, ale autorka wreszcie dokonała tego, czego oczekiwałam po serii o muzyce - wplotła piosenki w fabułę. Zrobiła to w świetny sposób, łącząc je z historią głównej pary, co osobiście zawsze uwielbiałam w tego typu historiach. Dodatkowo poruszyła tutaj bardzo ważną tematykę, która ukazuje, jak wiele rzeczy uchodzi na sucho ludziom, którzy mają pieniądze, sławę i władzę.

"Chwyć mnie" wywołało we mnie bardzo mieszane uczucia i chociaż podobało mi się odrobinkę bardziej niż tom pierwszy, to niestety nadal nie było to, czego się spodziewałam. Szczególnie, że obydwie części pod wieloma względami były do siebie bardzo podobne i przez to trochę się nudziłam. Najbardziej zmagałam się jednak z samą relacją między Roycem i Emily, ponieważ okropnie mnie męczyło i frustrowało to ciągłe odpychanie siebie i ukrywanie tajemnic, co ciągnęło się praktycznie do samego końca. Mam wrażenie, że niektóre konflikty można było tak łatwo wyprostować, a zamiast tego ciągle coś się psuło, co odebrało mi całą przyjemność z lektury. Na plus wątek muzyczny i historie poboczne, ale to nie wystarczyło. Może po prostu nie trafiłam z tą serią w mój gust i innym osobom spodoba się bardziej, bo to nie była zła książka. Zostawiam jednak tę decyzję wam.


A. L. Jackson jest znaną, amerykańską autorką powieści erotycznych. Jej książki cieszą się ogromną popularnością, co sprawiło, że "New York Times" i "USA Today" uznały ją za autorkę bestsellerów. Do jej najbardziej znanych utworów należą te zaliczane do serii "Muzyka gwiazd", którą rozpoczyna powieść "Solo dla niej".

Już w college'u pisała liczne wiersze i opowiadania. Twórczość literacka była wówczas jednak dla niej jedynie czymś w rodzaju emocjonalnego wentyla dla młodej mamy, którą była wówczas A. L. Jackson. Poszła za namową przyjaciół wykorzystując fabułę jednego z opowiadań jako motyw przewodni swej pierwszej opublikowanej powieści. Wraz z mężem i trójką dzieci mieszka obecnie w Arizonie.


Tytuł: Chwyć mnie
Autor: A. L. Jackson
Tytuł w oryginale: Catch Me When I Fall
Seria: Falling Stars. Tom 2
Liczba stron: 416
Data premiery: 11 sierpnia 2021
Wydawnictwo: MUZA
Ocena: 6/10

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu MUZA!





Czytaj dalej »

niedziela, 10 października 2021

Scarlett Cole - Granice zła



Lia jedzie z Miami do Orlando, gdzie ma wygłosić prelekcję na targach tatuażu. Kiedy jej samochód odmawia posłuszeństwa na poboczu pustej szosy, dziewczyna nie podejrzewa, że na ratunek pospieszy jej rycerz nie na białym koniu, a na tuningowanym motocyklu. Nie spodziewa się również tego, że błyskawicznie straci dla niego głowę. Po kilku nieudanych związkach Li jest przekonana, że w jej sercu nie ma miejsca dla żadnego mężczyzny, ale przystojny ciemnowłosy mechanik wydaje się idealnym kandydatem na niezobowiązującą, gorącą, jednorazową przygodę. Okazuje się jednak, że to dopiero początek o wiele dłuższej, bardziej skomplikowanej i znacznie gorętszej historii…


"Granice zła" to czwarty tom serii "Tatuaże", którą do tej pory wspominam jako jedną z pierwszych romansów, które czytałam jeszcze jako nastolatka. I chociaż minęło już kilka lat odkąd miałam okazję przeczytać pierwszy tom, zawsze bardzo wyczekuję kontynuacji, ponieważ bohaterowie tej serii sprawiają, że z ogromną chęcią powracam do tego świata. Tym razem nadszedł czas na historię Lii, którą dobrze już znamy z poprzednich historii, ale autorka dodaje do niej mały haczyk, dzięki czemu mamy okazję powrócić do Harper i Trenta z "Najtwardszej Stali". I chociaż pamięć mnie zawiodła, bo nie wracałam do tych powieści od lat, to ponownie odezwały się głęboko skryte uczucia i sympatia to tej serii, bo bawiłam się rewelacyjnie i czytałam ją z uśmiechem na twarzy. Czy będzie to moja nowa ulubiona książka? Z pewnością nie. Ale każdy fan serii na pewno będzie z niej zadowolony.

Lia zawsze skrycie marzyła o byciu artystką, jej rodzina jednak zawsze ten pomysł potępiała. Jej ciało pokryte tatuażami, odważny ubiór i mocny makijaż niejednokrotnie stały się przedmiotem sporu z rodzicami, a już zwłaszcza z jej ojcem, który wymagał od niej perfekcyjnego wyglądu i zachowania dla zachowania pozorów, które pomogłyby mu zostać politykiem. Jako tatuażystka dostaje okazję wygłoszenia przemowy na targach tatuażu, pech jednak tak chce, że po drodze psuje jej się samochód. Nie spodziewa się, że z pomocą przyjdzie jej najprzystojniejszy facet na motocyklu, jakiego kiedykolwiek widziała. I że od razu polecą między nimi iskry. Reid proponuje jej pomoc w swoim warsztacie samochodowym, w rzeczywistości pragnie jednak spędzić jak najwięcej czasu z tą tajemniczą dziewczyną, którą los zaprowadził do jego miasteczka. Obydwoje dobrze wiedzą, że pakowanie się w jakąkolwiek relację nie miałoby sensu. Mieszkają w innych miastach, a na dodatek obydwoje skrywają własne demony, którymi nie chcieliby obarczać drugiej osoby. Ich serca jednak nie dają im o sobie zapomnieć. Wtedy przeszłość i teraźniejszość zderzają się ze sobą, stawiając cały ich nowy związek pod znakiem zapytania.

Bardzo długo wyczekiwałam historii Lii, bo zawsze była ona jedną z moich ulubionych postaci, dlatego nie mogłam się doczekać premiery tej książki. Co prawda nie jest to moja ulubiona część, ale nawet pomimo kilku zgrzytów i rzeczy, do których mogłabym się przyczepić, czytało mi się ją błyskawicznie i bardzo przyjemnie. Muszę jednak przyznać, że kompletnie wyleciały mi z głowy wszystkie zdarzenia z poprzednich tomów - do tego stopnia, że musiałam naprawdę mocno wytężyć pamięć, aby przypomnieć sobie rzeczy, które w tej części okazały się być bardzo istotne. Z tego też powodu w ogóle nie skojarzyłam, że postać Reida także jest mocno powiązana z pewnymi wydarzeniami i miałam duże zaskoczenie, gdy na jaw wyszły pewne sekrety. Autorka w dobrze znanym jej stylu wplata w historię miłosną wątek kryminalny, ale robi to w subtelny i nieprzesadzony, ani tandetny sposób. Ja na ogół mam problem właśnie z takimi wątkami, z tego też powodu, że w większości przypadków mam wrażenie, że czytam scenę rodem z tandetnego filmu akcji, ale Cole zawsze świetnie sobie radziła przedstawiając je w ciekawy, trzymający w napięciu sposób, bo zazwyczaj jej zwrotów akcji się do końca nie spodziewałam. Właśnie tak było również w przypadku tej książki, co było bardzo na plus.

Niestety trochę mniej podobał mi się sam wątek miłosny, ponieważ było to typowe insta love, w którym bohaterowie lecą na siebie pięć sekund po pierwszym spotkaniu, a chwilę później gotowi są dla siebie zrobić wszystko. Osobiście jestem tego typu czytelniczką, która tego unika, bo wolę relacje, które rozwijają się powoli i w swoim czasie - Lia i Reid tak naprawdę rzucają się na głęboką wodę. Gdy poznają się na poboczu drogi, kiedy to psuje się samochód Lii, od razu wybucha między nimi chemia i pożądanie. I chociaż nie wskakują sobie do łóżka od razu, i tak dość szybko coś się między nimi rozwija. To nie zmienia jednak faktu, że byłam absolutnie zauroczona nimi jako osobnymi postaciami. Autorka przyłożyła wiele uwagi, aby nakreślić ich własne historie, nadać im charakteru i tchnąć w nich życie. Zarówno Lia, jak i Reid, mają swój własny bagaż i nie są ani mdli, ani nudni. I to wynagrodziło wszystko, nawet małe potknięcie na początku, jeśli chodzi o ich związek (które zresztą innym może wcale nie przeszkadzać), ponieważ całkowicie pochłonęła mnie ich historia. Przeżywałam wszelkie emocje razem z nimi, kibicowałam nie tylko ich miłości, ale też im, jako osobom.

Moją ulubioną częścią tej historii jest jednak to, że wszystkie historie zataczają tutaj wielkie koło, tworząc idealne zakończenie dla tej serii. W bardzo interesujący i emocjonujący sposób powracamy do historii pary z pierwszego tomu, ale nie zabrakło również bohaterów z drugiej i trzeciej części, dzięki czemu autorka daje nam szansę porządnie się z nimi pożegnać. Autorka zawarła tutaj tyle ważnych momentów, z pewnością wyczekiwanych od lat przez wielu fanów serii. Nie wyobrażam sobie lepszego zakończenia. To była historia pełna emocji i wrażeń, z pewnością nie zabrakło momentów mrożących krew w żyłach, jak to w stylu Scarlett Cole, a nawet Reid i Lia koniec końców całkowicie skradli moje serducho i cieszyłam się, że się odnaleźli, ponieważ byli dla siebie idealni.

"Granice Zła" to było bardzo dobre zwieńczenie historii wszystkich bohaterów, których zdołaliśmy poznać na przestrzeni kilku ostatnich lat. Każdy z tych bohaterów skradł kawałek mojego serca i jestem bardzo zadowolona z tego, że w końcu po tylu przejściach i po całym tym cierpieniu wszyscy odnaleźli szczęście i spokój. Czuję się trochę jakbym żegnała swoją nową, małą rodzinkę, ale teraz czekam na kolejne książki Scarlett Cole, bo chętnie zapoznam się bardziej z jej twórczością. Bardzo polecam wam całą serię, jeśli lubicie romanse z odrobiną intrygi i kryminału. I pisze to osoba, która normalnie takich wątków raczej unika! Scarlett Cole jednak już po raz czwarty udowodniła, że sprawdza się w tego typu historiach rewelacyjnie.






SCARLETT COLE to wielokrotnie nagradzana autorka współczesnych romansów i powieści erotycznych. Pochodzi z Wielkiej Brytanii, ale przesiadywała także w Stanach Zjednoczonych, Japonii, a w końcu w Kanadzie poznała miłość swojego życia.






Tytuł: Granice Zła
Autor: Scarlett Cole
Seria: Tatuaże. Tom 4
Tytuł w oryginale: The Darkest Link
Liczba stron: 320
Data premiery: 1 września 2021
Wydawnictwo: Akurat
Ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Akurat :)



Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia