Czasami myślisz, że pragniesz życia jak z bajki, kiedy tak naprawdę chcesz czegoś – lub kogoś – kto jest bardzo realny
Lucie wyszła za mąż za faceta, który miał ją kochać i troszczyć się o nią. Niestety nic nie ułożyło się tak, jak miała nadzieję. Teraz kobieta została sama z dwójką dzieci. Odeszła od męża, nie ma pracy, a powrót do tego, kim była, wymaga siły i odwagi, których jej brakuje. Jedyne, co posiada, to dom ciotki, w którym mieszkała jako dziecko. To właśnie tam poznała Caleba… Obserwowała go z daleka, zastanawiając się, czy kiedykolwiek będzie jej księciem z bajki. Pragnęła tego. Ale szansa nigdy nie nadeszła i ich drogi się rozeszły. Okazuje się jednak, że Caleb wciąż mieszka w swoim rodzinnym domu. Jest nie tylko jej sąsiadem, ale i nowym szefem. I co gorsza, nie jest już tym miłym chłopakiem, którego zapamiętała z dzieciństwa…
Caleb to pracoholik, który nie dba o nic poza rozwojem swojej firmy. Nowa sąsiadka coraz bardziej działa mu na nerwy – zarówno w domu, jak i w biurze. Nie chce, by ona lub jej dzieci stały się mu bliskie. Bo łatwiej jest, kiedy nikt na nim nie polega. Wszystko jest prostsze, kiedy może robić, co chce, i wyłącznie samemu ponosić konsekwencje. Jednak z czasem życzliwe serce Lucie cegła po cegle zaczyna przebijać się przez mury, które Caleb wzniósł wokół siebie.
Oboje będą musieli stawić czoła swoim demonom. Muszą zrobić krok naprzód i zdać sobie sprawę, że być może tego lata będą mieli jedyną szansę, aby uratować siebie nawzajem.
Nie ma drugiej książki, której tak się bałam, jak "Lata, kiedy cię ocaliłam". Pierwszy tom tej serii mnie zdruzgotał. Szczerze mówiąc, do tej pory nie potrafię o nim myśleć bez bólu serca. Jeśli autorka zaserwowałaby takie same pokłady cierpienia w tym tomie, nie jestem pewna, czy bym to przetrwała. Całe szczęście - choć książka jest oczywiście pełna emocji - nie czułam się pod koniec aż tak wykończona psychicznie, jak poprzednim razem. Trzeba natomiast przyznać, że Elizabeth O'Roark dobrze wie, jak ukryć pod tak niepozorną okładką historię, która zapadnie prosto w serce, wywoła radość, ból, a nawet łzy. Czytając tę książkę przeżyłam chyba każdą możliwą emocję.
Życie Lucie ułożyło się zupełnie inaczej, niż marzyła jeszcze jako nastolatka. Jako samotna matka dwójki bliźniaków właśnie przechodzi przez ciężki rozwód z mężczyzną, który miał być jej opoką na dobre i na złe, a okazał się być toksycznym człowiekiem. Nie ma wielu oszczędności i zostaje zmuszona do wyprowadzki do starego domu swojej zmarłej ciotki, w którym pomieszkiwała jako nastolatka. To tutaj po raz pierwszy spotkała Caleba - chłopaka, w którym jako młoda dziewczyna się bardzo podkochiwała i który zawsze jako jedyny traktował ją jak wartą uwagi. Kiedy jednak okazuje się, że Caleb nadal mieszka po sąsiedzku, a na dodatek ma być jej nowym szefem przez najbliższe miesiące, wszystko staje na głowie. Ten Caleb nie ma już w sobie wiele z dawnego chłopaka. Jest chłodny, trudny i całe swoje życie poświęca pracy. Ciepłe serca Lucie i jej dzieci jednak krok po kroku przebijają się przez wysokie mury mężczyzny, ale czy to wystarczy, aby ocalić człowieka, który ma za sobą doświadczenia, z którymi nie potrafi sobie poradzić? Czy nadszedł czas, aby w końcu ocalić siebie?
Jeśli jestem czegoś w stu procentach pewna to tego, że Elizabeth O'Roark potrafi ukryć pod pozornie prostą fabułą najbardziej druzgocącą historię, po której człowiek zostanie ze swoimi myślami i nie będzie wiedział, co począć dalej. Gdy sięgałam po tę książkę, nigdy w życiu bym nie pomyślała, że przeczytam powieść o ludziach, którzy przeżyli tak ogromną traumę, że do dzisiaj nie potrafią sobie z nią poradzić. Caleb na pierwszy rzut oka zdaje się być okropnym dupkiem i prawdziwym pracoholikiem, dla którego nie liczy się nic, poza czubkiem własnego nosa. I nie będę ukrywać, nie jest on moją ulubioną postacią na świecie, ale nie zawsze muszę się w bohaterach zakochiwać. Bo autorka ukazała nam tu człowieka tak złamanego pewnym doświadczeniem, że radzi sobie na tylko sobie znane sposoby, nawet jeśli nieumyślnie rani tym kogoś innego. I mogłam się na niego wściekać, frustrować jego decyzjami, ale trudno było to robić bez jednoczesnego współczucia, bo jego historia po prostu złamała mi serce.
Ta historia to także historia kobiety, która wychodzi z toksycznego koła i odchodzi od męża, który krok po kroku ją niszczył. Kobiety, która w końcu stawia na pierwszym miejscu siebie i swoje dzieci, choć nikt nigdy w życiu nie zrobił tego dla niej. Lucie to tak silna i wspaniała kobieta, że nie mogłam nie czuć dumy i wzruszenia na myśl o każdej innej kobiecie, która została pozostawiona w podobnej sytuacji i pomimo trudności i wielu wątpliwości w końcu podjęła ten odważny krok. A także o każdej kobiecie, która bała się tego dokonać. Do nikogo nie czułam tak potężnej nienawiści, jak do Jeremy'ego. I tak naprawdę do każdej innej osoby, która sprawiła, że Lucie poczuła się tak, jakby tylko na to zasługiwała.
Lucie i Caleb to mieszanka wybuchowa, bo oboje skrywają w swoich sercach tak wiele cierpienia. A jednocześnie to spotkanie po latach jest dla nich swego rodzaju początkiem długiego procesu zdrowienia i radzenia sobie z rzeczami, które od lat ich dręczą. Chociaż nie jest to proces łatwy i bez przeszkód, to wzruszające było obserwować, jak Caleb - człowiek tak zamknięty w sobie, prawdziwy pracoholik - zakochuje się w możliwości stworzenia prawdziwego domu z Lucie i jej dziećmi. Jak zaczyna mu prawdziwie zależeć na tym, aby poskładać swoje życie do kupy, nawet jeśli jest mu ciężko i często pochłaniają go jego własne lęki. Ta surowość ich relacji, ale też realizm ich obaw, niepewności, różnych potyczek, sprawiły, że ta historia naprawdę chwyciła mnie za serce.
Ale jak już wspomniałam wyżej, pomimo ciężkiego wydźwięku i wielu bolesnych aspektów, ta historia jest też wzruszająco piękna i inspirująca. Miłość Caleba i Lucie, choć nie wolna od problemów, jest czysta i piękna. To taka miłość, przy której od razu wiadomo, że to jest to. Ale chyba najbardziej wzruszyła mnie miłość Lucie do jej własnych dzieci - miłość tak potężna, że dla nich jest gotowa poświęcić nawet swoje własne szczęście. Wszelkie sceny z tą trójką (a czasami też czwórką) ocieplały moje serce tak bardzo, że zakochiwałam się w nich coraz mocniej. Gdzieś między elementami żałoby, cierpienia, wielu wątpliwości i poczucia winy ukazał się obraz prawdziwej rodziny i silnej kobiety, która jest w stanie przezwyciężyć wszystko.
Nie jest to moja ulubiona powieść autorki, ani też nie jestem pewna, czy będę tę serię kontynuować (przede wszystkim dlatego, że jest ona wymagająca emocjonalnie i do tego muszę być w wyjątkowym humorze), ale doceniam to, że po raz kolejny udało jej się stworzyć coś tak nietuzinkowego i pełnego emocji, ale jednocześnie ciepłego i poruszającego. Dla fanów emocjonalnych romansów z pewnością będzie to książka, na którą warto zwrócić uwagę.
ELIZABETH O'ROARK po latach pisania publikacji medycznych, postanowiła, że w końcu chce zacząć pisać coś, co jest tylko i wyłącznie wytworem jej wyobraźni. Jej powieść Przebudzenie Olivii zyskała ogromne uznanie fanów w Polsce i za granicą, a także została nagrodzona złotym medalem Independent Publisher Book Awards. Elizabeth mieszka w Waszyngtonie z trójką swoich dzieci.
Tytuł: Lato, kiedy cię ocaliłam
Autor: Elizabeth O'Roark
Tytuł w oryginale: The Summer I Saved You
Seria: Pewnego lata. Tom 2
Data premiery: 26 czerwca 2024
Wydawnictwo: Papierowe Serca
Liczba stron: 352
Ocena: 7/10
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Papierowe Serca: