piątek, 24 lutego 2023

Rosie Danan - The Roommate. Współlokatorzy



Clara Wheaton to dziewczyna z dobrej rodziny. Jest ambitna, ma dobre maniery, jest przewidywalna. Kiedy szkolna miłość Clary zaprasza ją do siebie na drugi koniec kraju, oferta jest zbyt kusząca, by można było się jej oprzeć. Niestety, jest to również zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe.

Okazuje się, że Clara wynajmuje mieszkanie razem z czarującym nieznajomym. Josh może być trochę zbyt dociekliwy i… przystojny, by czuła się całkowicie komfortowo w jego towarzystwie.

Być może przetrwają lato, dzieląc lokum. Ona tylko nie może szukać go w internecie.

Kiedy Clara dowiaduje się, w jaki sposób Josh zyskał sławę, uświadamia sobie, że mieszkanie z nim może wywołać skandal, jakiego do tej pory nawet w rodzinie Wheatonów nie było.

Jego profesjonalizm zaczyna jednak inspirować ją do walki z mitami na temat kobiecego pożądania. Josh i Clara mogą się ze sobą nie zgadzać w wielu kwestiach, ale oboje uważają, że kobiety zasługują na lepszy seks.

To, co postanawiają z tym zrobić, zmieni ich życie, a jeśli będą mieli szczęście, pomogą też innym.


Znacie to uczucie, kiedy budujecie sobie wyobrażenie na temat danej książki w oparciu o liczne zachwyty i pozytywne opinie, a potem w końcu zaczynacie ją czytać i okazuje się, że nic nie jest takie, jak się spodziewaliście? Dokładnie tak poczułam się, kiedy po miesiącach zabierania się do lektury, w końcu sięgnęłam po "The Roommate" Rosie Danan. Ta książka kusiła mnie od dłuższego czasu i byłam pewna, że ją pokocham. Opis brzmiał interesująco, pozytywnych opinii przybywało, nie mogłam się więc doczekać, aż w końcu ją przeczytam. A potem ją zaczęłam i czytałam ją przez prawie 1,5 tygodnia, bo zupełnie nie potrafiłam się w nią wciągnąć. Jest to niestety jedna z najbardziej męczących i przeciętnych książek, jakie przeczytałam od jakiegoś czasu, co bardzo mnie rozczarowało.

Główna bohaterka, Clara Wheaton, pochodzi z zamożnej rodziny, dla której jakikolwiek skandal jest jak koniec świata. Kiedy jednak jej wielka miłość zaprasza ją do siebie, na drugi koniec kraju, gdzie miałaby zacząć nowy rozdział z dala od rodziny i może wreszcie zawalczyć o szansę na związek, nie potrafi mu odmówić. Tak też trafia do małego mieszkanka, bez pracy i prospektów na przyszłość, ale z nadzieją, że teraz wszystko zacznie się układać... do czasu, aż okazuje się, że jej nowym współlokatorem nie zostanie Everett, jej najlepszy przyjaciel, w którym jest zakochana, a nieznajomy facet o imieniu Josh. Nadzieja Clary znika, a teraz pozostaje jej tylko ustalić zasady dzielenia mieszkania z kimś, kogo nie zna, aby żyło im się komfortowo. Zasady, dzięki którym pozostaliby tylko dwójką ludzi, którzy dzielą mieszkanie, niczym więcej. Wkrótce jednak Clara i Josh zaczynają się bliżej poznawać i zaprzyjaźniać. Kiedy jednak kobieta dowiaduje się, na czym Josh zarabia, jej życie staje do góry nogami, bo wie, że być może czeka ją właśnie największy skandal w jej życiu...

Podeszłam do tej historii z ogromnymi nadziejami, ale nie trzeba było długo, abym się zorientowała, że to historia zupełnie inna, niż się spodziewałam. Przede wszystkim zacznijmy od tego, że jakimś sposobem nigdzie nie natknęłam się na informację, że to powieść skupiająca się na branży pornograficznej, a co za tym idzie, autorka nie szczędzi czytelnikom wielu szczegółowych scen erotycznych. Jak na osobę, która sięga po romanse dla aspektu romansu, a niekoniecznie zbliżeń bohaterów, poczułam się rozczarowana. A to uczucie jedynie przybierało na sile, bo szybko zdałam sobie sprawę, że poza tym w książce nic innego interesującego się nie dzieje. 

Gdybym miała określić mój największy problem, to napisałabym, że tutaj po prostu wszystkiego zabrakło. Zabrakło rozwoju relacji między Joshem i Clarą, poza ich przyciąganie seksualne. Zabrakło jakiejkolwiek chemii, emocji, uczuć. Zabrakło humoru, którego spodziewałam się po rzekomym rom-comie. Zabrakło ciekawego wykorzystania dobrego pomysłu na fabułę. Zabrakło nawet namiętności w tych wszystkich scenach erotycznych, a spodziewałam się, że chociaż pod tym względem książka sobie poradzi. Nic z tego - każda kolejna scena mnie nudziła i zlewała się w jedno. Właściwie to niestety cała ta historia zlała mi się w mgliste wspomnienie, o którym szybko zapomnę, bo nie wydarzyło się tutaj nic ekscytującego, ani emocjonującego.

Nie miałabym aż tak dużego problemu z tym, o czym opowiada historia, gdyby jej bohaterowie byli interesujący, a ich historia wciągająca, ale nawet Josh i Clara wypadli prostolinijnie i nieciekawie. Nie potrafiłam poczuć z nimi więzi, przez co od początku do końca czułam się oderwana od tego, co czytam. Gdyby nie moja niechęć do robienia DNFów książek, zapewne przerwałabym ją już po pierwszych kilku rozdziałach, bo już wtedy było wiadomo, że to nie jest powieść dla mnie. Cała ich relacja zaczyna się od seksu i właściwie przez cały czas miałam wrażenie, że poza ich wzajemnym zainteresowaniem swoimi ciałami nie łączy ich nic więcej. 

Cała książka kręci się wokół jednego - problemów w branży pornograficznej, w której pracuje Josh, i prób bohaterów, aby je naprawić za pomocą nowego start-upu, który ma pomóc ludziom czerpać pełną przyjemność z seksu. I oczywiście pod tym względem autorka zrobiła na mnie duże wrażenie. Myślę, że mało kto z nas myśli na co dzień o realiach pracy w tej branży, ale z tym tematem wiąże się też wiele innych bardzo ważnych problemów, o których autorka nie boi się mówić, chociażby takich jak uprzedmiatawianie ciał kobiet, czy slut-shaming. Więcej książek powinno tak otwarcie mówić o tematach, z których społeczeństwo do dziś robi temat tabu. Niestety mam wrażenie, że nawet tutaj potencjał książki nie został do końca wykorzystany, a przesłanie nie trafiło do mnie tak mocno, jakbym się tego spodziewała.

Ta książka mogła być o wiele lepsza, ciekawsza, zabawniejsza i nawet pikantniejsza, a wypadła nad wymiar przeciętnie. Zdaję sobie sprawę, że jestem w mniejszości, bo wielu osobom się podoba, ale ja niestety strasznie się na niej wymęczyłam i trochę żałuję, że spędziłam nad nią tak długi czas. Moim największym problemem jest relacja między Joshem, a Clarą, która wypadła płytko i sztucznie - na próżno szukać tu miłości, czy głębszych emocji. Ogromny plus za poruszenie ważnych tematów związanych z seksem i seksualnością, ale poza tym historia jest po prostu bardzo przeciętna i nijaka.


Rosie Danan to bestsellerowa autorka pełnych namiętności książek. "The Roommate. Współlokatorzy" to jej debiutancka powieść, a kolejne jej książki to "The Intimacy Experiment" oraz "Do Your Worst".


Tytuł: The Roommate. Współlokatorzy
Autor: Rosie Danan
Seria: The Shameless Series. Tom 1
Data premiery: 08.02.2023 r.
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 464
Ocena: 4/10

Za współpracę dziękuję Wydawnictwu Filia!



Czytaj dalej »

niedziela, 19 lutego 2023

Brittainy C. Cherry - Wschodnie światła



Pewnej halloweenowej nocy Aaliyah postanowiła wyjść z baru, gdzie imprezowała, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Ten wieczór miał jej pomóc zapomnieć o facecie, który ją zdradził, ale w zasadzie czuła się jeszcze gorzej.

Nigdy by nie przypuszczała, że nagle jej głowę zaczną zaprzątać myśli o zupełnie innym mężczyźnie. Był przebrany za superbohatera, a ona za Czerwonego Kapturka. Byli dwojgiem nieznajomych, którzy spędzili ze sobą szaloną, halloweenową noc w dziwnych ubraniach.

Mijają dwa lata. Przed Aaliyah staje ogromne wyzwanie. Ma przeprowadzić wywiad na wyłączność z najbardziej pożądanym mężczyzną w Nowym Jorku – Connorem Roe. Dla całego świata jest on jednym z najpotężniejszych i najgorętszych facetów w Nowym Jorku. Dla niej to superbohater, który tamtej nocy pozwolił jej zapomnieć o pewnym draniu. Tylko że jej serce już nie jest złamane, a obiecane innemu mężczyźnie.


Kiedy mam ochotę na emocjonalną, poruszającą historię, wiem, że Brittainy C. Cherry mnie nie zawiedzie. Kiedyś kochałam jej książki i zawsze z niecierpliwością wyczekiwałam kolejnej. Trafiały do mojego serca, wywoływały wszelkie emocje, a niektóre cytaty z jej historii zapamiętałam do dziś. Minęło jednak wiele czasu, odkąd w Polsce pojawiło się jej coś nowego, dopóki nie nadeszła premiera serii "Kompas" - pierwszej serii autorki, którą przeczytałam od dłuższego czasu. I niestety trochę się zawiodłam. Pierwszy tom "Południowe sztormy" nie zrobił na mnie takiego wrażenia, jak się spodziewałam. A drugi, chociaż zaczął się naprawdę obiecująco i byłam przekonana, że go pokocham... skończył się porażką. Co jest dla mnie ogromnie rozczarowujące, bo miałam duże oczekiwania.

Dwójka ludzi, która spotyka się zupełnie przypadkowo na imprezie halloweenowej i postanawia spędzić ją razem, bez żadnych obietnic i oczekiwań. Czerwony Kapturek i Kapitan Ameryka. Bez obietnicy przyszłości, jedynie kilka godzin wspólnie spędzonego czasu i zakochiwania się w życiu i jego najmniejszych momentach. A potem rozejście się we własne strony. Zakochałam się w Connorze i Aaliyah od samego początku. Chociaż nie lubię insta love, ich natychmiastowa chemia, humor i wzajemne zrozumienie, przyciągnęły mnie do nich od razu. I chociaż cały czas wisiało nad nimi widmo rozstania wraz ze wschodem słońca, ten początek książki pełen szczerych rozmów z nieznajomym, zakochiwania się w małych momentach i szukania razem szczęścia tam, gdzie go zabrakło, bardzo mi się spodobał. Ale potem wszystko się skończyło... a wraz z ich pożegnaniem zniknęły wszystkie te rzeczy, za które na początku pokochałam tę historię.

Nie lubię książek, w których dramaty są tak niepotrzebnie naciągane i bezsensowne, a ta książka jest tego pełna. Kiedy po raz kolejny spotykamy bohaterów, mijają dwa lata i Aaliyah szykuje się właśnie do ślubu z mężczyzną, którego poznała chwilę po Connorze. I właśnie w tym momencie okazuje się, że ta pełna życia kobieta, nawet jeśli lekko załamana, którą poznaliśmy na początku, zniknęła. Zamiast tego mamy tę ślepo zakochaną osobę, która nie zauważa żadnych znaków, że mężczyzna, którego ma poślubić, to najgorszy typ człowieka. Chciałabym wykazać się większym zrozumieniem dla jej sytuacji, ale autorka nie poświęciła wystarczającej ilości czasu, aby ukazać nam jej strach wynikający z przeszłości, ani tym bardziej pomóc nam zrozumieć, skąd jej decyzja. A co gorsze, ten wątek ciągnął się ciągle, niczym cień, prawie do samego końca i przez to naprawdę ciężko było mi polubić nie tylko Aaliyah, ale także wszystkich bohaterów drugoplanowych (poza Dominikiem, którego pokochałam).

Szczerze mówiąc, gdyby nie postać Connora, który natychmiastowo skradł moje serce, nie jestem pewna, czy skończyłabym tę książkę. To bohater idealny, dokładnie taki człowiek, jakiego życzyłabym każdemu w swoim życiu. Kocha całym sercem i nawet jeśli nosi w nim ból życia w strachu przed utratą matki z powodu choroby, zawsze zachwycał mnie swoim pozytywizmem, otwartością na innych i gotowością do zrobienia wszystkiego, by wywołać u drugiego człowieka uśmiech. To taki promyczek tej historii i zupełnie inna postać od wielu, do których jestem przyzwyczajona. Niestety jeśli chodzi o Aaliyah, zupełnie nie potrafiłam jej zrozumieć i wczuć się w jej problemy. Oczywiście, moje serce współczuło jej z powodu jednego z wątków, który w książce się rozwija, ale poza tym ciężko było mi się z nią utożsamić. Podobała mi się jej droga do samoakceptacji i postawieniu siebie na pierwszym miejscu po raz pierwszy od długiego czasu, ale po drodze wiele rzeczy po prostu nie wyszło.

Mimo wszystko, nawet jeśli nie jestem zachwycona historią, trzeba przyznać, że jak to w stylu Cherry, znowu udało jej się wywołać moje łzy. Szczególnie czytając ostatnie rozdziały poczułam emocje, jakich się nie spodziewałam. Ta książka ma w sobie tę typową dla autorki emocjonalną aurę, a niektóre fragmenty poruszyły mnie do tego stopnia, że czytałam je ze ściśniętym sercem. Gdyby tylko cała książka była tak dobra, jak jej początek i koniec, miałaby nawet szansę stać się jedną z moich ulubionych. Bo jednego autorce nigdy nie będę mogła odmówić - jej styl pisania jest przepiękny, trafiający prosto do serca. Nawet w tym przypadku nie było inaczej. Mogę mieć tylko nadzieję, że trzeci tom przemówi do mnie bardziej.




BRITTAINY C. CHERRY - Amerykańska pisarka, autorka poczytnych książek z gatunku romans. Brittainy Cherry była zakochana w słowach od dnia, w którym wzięła swój pierwszy oddech. Ukończyła Carroll University Degree Bechelors na kierunku Sztuka Teatralna oraz kurs kreatywnego pisania m.in. scenariuszy. Uwielbia aktorstwo, taniec, kawę, herbatę chai i wino. Brittainy mieszka w Milwaukee, Wisconsin ze swoją rodziną. Kiedy nie pisze, opiekuje się i bawi ze swoimi zwierzętami.





Tytuł: Wschodnie światła
Autor: Brittainy C. Cherry
Tytuł w oryginale: Eastern Lights
Seria: Kompas. Tom 2
Liczba stron: 401
Wydawnictwo: NieZwykłe
Data premiery: 5 stycznia 2023
Ocena: 6/10 

Za możliwość przeczytania ślicznie dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu :)




Czytaj dalej »

poniedziałek, 13 lutego 2023

Benjamin Alire Saenz - Arystoteles i Dante przepadają w toni życia



Arystoteles i Dante zakochali się w sobie. Teraz muszą odkryć, co to właściwie znaczy budować związek w świecie, który zdaje się kwestionować ich istnienie.

Ari praktycznie przez całe liceum ukrywał to, kim jest. Zawsze był cichy i niewidzialny. Sądził, że ostatni rok w szkole będzie wyglądał podobnie. Ale coś w nim pękło. Coś się zmieniło i nie można tego cofnąć. Zakochał się w Dantem.

W jednym momencie odkrywa, że może mieć przyjaciół, przeciwstawić się dręczycielom i sprawić, że jego głos stanie się słyszalny. A do tego wszystkiego jest przy nim Dante. Marzycielski i dowcipny, potrafiący równie dobrze wzbudzić irytację i rozbudzić pożądanie.

Chłopcy są zdeterminowani, by wytyczyć sobie ścieżkę w świecie, który ich nie rozumie. Kiedy Arystoteles staje w obliczu szokującej straty, będzie musiał walczyć jak nigdy przedtem, aby stworzyć życie, które będzie prawdziwie szczęśliwe.


Kiedy dowiedziałam się o kontynuacji historii Arystotelesa i Dantego, byłam wniebowzięta. Co prawda nie przepadam za kontynuowaniem jednotomówek po upływie czasu (a w tym przypadku wielu lat, niemalże dekady), ale bardzo polubiłam tę historię i tych bohaterów, więc z przyjemnością do nich powróciłam. Kiedy ostatni raz widzimy chłopaków w "Arystoteles i Dante odkrywają sekrety wszechświata", wreszcie przyznają się do swoich uczuć. Teraz mamy szansę zobaczyć, czy ten związek ma w ogóle szansę zaistnieć w rzeczywistości i jak bohaterowie sobie z nim radzą. W typowym dla siebie stylu, autor wręcz poetycko opisuje ich zmagania i pozwala im dojrzeć. Jednocześnie niestety mam wrażenie, że w kontynuacji zabrakło tego czegoś, dzięki czemu pierwszy tom był magiczny i poruszający, przez co kończąc książkę poczułam niedosyt.

Styl pisania autora jest zupełnie różny od tego, do czego jestem przyzwyczajona, ale przede wszystkim dlatego za pierwszym razem historia Ariego i Dantego tak mnie poruszyła. Potrafi napisać niewiele, a przekazać swoimi słowami ukryte prawdy i filozofie życiowe. Te krótkie rozdziały i skupienie się przede wszystkim na dialogach między bohaterami zmuszają czytelnika do refleksji, a czasami nawet najkrótsze wypowiedzi zapadają głęboko w serce. Mam jednak wrażenie, że tym razem czegoś tutaj zabrakło i nie mogłam się do końca wkręcić, przez co moje odczucia po przeczytaniu tej książki są takie pomieszane i niejasne. Początek tej książki podobał mi się ogromnie, od razu wszystko kliknęło na miejsce, jakby wcale nie upłynęło tak wiele czasu odkąd czytałam tom pierwszy. Ale potem sceny zaczęły się trochę powtarzać, a historia mocno spowolniła i zrobiła się monotonna, a kolejne nowe wątki, które pojawiały się co chwilę sprawiły, że czułam się strasznie oderwana od tego, co czytałam.

Myślę, że moim największym problemem jest fakt, że Dante tak naprawdę schodzi tutaj na dalszy plan, a autor pozwala wielu innym bohaterom zająć jego miejsce. Tak wielu, że przestałam w końcu odróżniać kto jest kim, bo imiona zaczęły mi się mieszać. Może nie jest to do końca coś złego, bo wynikło z tego wiele pięknych lekcji i sytuacji, ale jak na książkę zatytułowaną tak, a nie inaczej, spodziewałabym się więcej właśnie Arystotelesa i Dantego. W pewnym momencie nie było go prawie w ogóle. Muszę jednak przyznać, że obserwowanie jak rozwija się ich miłość i jak bardzo ci chłopcy siebie wzajemnie adorują, to był miód na moje serce. To nie jest łatwa relacja, a nad ich uczuciami ciągle wisi chmura zawiści świata wobec miłości takiej, jak ich. Mimo to czerpałam radość z każdej ich interakcji, z ich szczęścia, że są razem, nawet jeśli nie było to proste.

Pomimo moich narzekań, w tej książce jest też też wiele pięknych momentów i chociażby ze względu na nie nie żałuję, że ją przeczytałam. A najpiękniejsza jest przemiana Ariego, jego dojrzałość i droga do samoakceptacji i miłości. Ari z pierwszej książki to zupełnie inna osoba, a ja z szerokim uśmiechem na twarzy obserwowałam, jak otwierał się na nowe doświadczenia i nowych ludzi, jak zaufał swoim przyjaciołom, a nawet stworzył nowe przyjaźnie. Gina, Susie i Cassandra pomogły mu zburzyć mury wokół swojego serca, a ich przyjaźń ociepliła tę historię (chociaż mówiąc szczerze, nie jestem do końca przekonana do jego relacji z Cassandrą, bo cały czas czułam się dziwnie, jakby autor sam nie do końca wiedział, jak chce tę relację poprowadzić). A najbardziej pokochałam relację Ariego z jego rodzicami, która ogromnie się zmieniła wraz z upływem czasu. Chyba właśnie to poruszyło mnie w tej książce najmocniej - jak wiele można się dowiedzieć o drugim człowieku, gdy wreszcie zacznie się mu poświęcać uwagę i wpuszczać do swojego serca. I jak różne są nasze doświadczenia, co sprawia, że każda relacja jest na swój sposób wyjątkowa.

Jeśli miałabym być całkowicie szczera, nie uważam, aby "Arystoteles i Dante przepadają w toni życia" to była konieczna kontynuacja. W pewnych momentach troszkę mi się dłużyła i zdecydowanie wolałabym, aby pewne wątki i postacie zostały skrócone albo nawet całkiem wycięte. Jednocześnie wiem, że ta historia przynosi wielu osobom komfort i poczucie bezpieczeństwa, więc chociażby z tego powodu cieszę się, że powstała. Ari i Dante zdecydowanie mają szczególne miejsce w moim sercu i nawet mimo wad, ta powieść mnie poruszyła i zauroczyła pięknymi cytatami oraz przemyśleniami na temat życia, naszych relacji ze światem i ludźmi, a nawet naszej samej egzystencji. Autor nie obawia się poruszać wielu ważnych życiowych tematów i z tego też powodu uważam, że to jedna z najpiękniejszych i najbardziej wartościowych młodzieżówek.



BENJAMIN ALIRE SAENZ - Urodzony w 1954 r., laureat American Book Award, autor poezji i prozy dla dorosłych i młodzieży. Obecnie jest wykładowcą na Uniwersytecie w Teksasie (El Paso). Jego książka Aristotle and Dante Discover the Secrets of the Universe (tytuł polski: Arystoteles i Dante odkrywają sekrety wszechświata) otrzymała nagrody: Printz Honor Book, Stonewall Award, Pura Belpre Award, Lambda Literary Award for Children's/Young Adult Fiction.


Tytuł: Arystoteles i Dante przepadają w toni życia
Autor: Benjamin Alire Saenz
Tytuł w oryginale: Aristotle and Dante Dive into the Waters of the World
Seria: Arystoteles i Dante. Tom 2
Data premiery: 11 stycznia 2023
Wydawnictwo: We Need YA
Liczba stron: 512
Ocena: 6.5/10

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu We Need YA! :)




Czytaj dalej »

piątek, 10 lutego 2023

Colleen Hoover - Without Merit



Hej, to ja, Merit.

Mam siedemnaście lat i mieszkam w dawnym kościele, o czym wciąż przypominają mi stare witraże w oknach. Moja schorowana matka mieszka w piwnicy, a ojciec – razem z nową żoną i moim rodzeństwem – na piętrze. Jest dziwnie? To nie wszystko! Mam siostrę bliźniaczkę. Honor to chodzący ideał i zawsze była moim przeciwieństwem. A mój brat Utah? Nieznośny perfekcjonista, z którym się nie dogaduję.

Jak możecie się domyślić, nie pasuję do tej rodziny. Zawsze stoję z boku. Sytuacji nie poprawia fakt, że jestem zakochana w chłopaku siostry… Czy powiem o tym komukolwiek? Nie pisnę słowa. Będzie to kolejna tajemnica, którą dorzucę do worka z sekretami rodziny Vossów. Boję się, że gdy zaczną wychodzić na jaw, pozostanie mi po prostu zniknąć – z domu i z własnego życia.

A może lepiej będzie, jeśli opuszczę ich już teraz?

Lepiej im będzie bez Merit, prawda?


Miałam okazję czytać "Without Merit" po raz pierwszy prawie trzy lata temu i pamiętam, że książka mocno we mnie wtedy uderzyła. Być może dlatego, że czytałam ją w momencie, kiedy wątki poruszane przez autorkę do mnie z wielu powodów przemówiły i właśnie dlatego zapadła mi w serce. Powracając do niej po latach miałam tylko jedną obawę - czy będzie tak dobra, jak ją zapamiętałam? W końcu jest to jedna z tych powieści autorki, które nie cieszą się zbyt pozytywną opinią. Jak się jednak okazuje, obawiałam się bezpodstawnie, bo książka już drugi raz zrobiła na mnie duże wrażenie i do tej pory nie do końca rozumiem, dlaczego tak wiele osób jej nie lubi. To bardzo wartościowa młodzieżówka, która zmusza do refleksji i daje czytelnikowi popalić. I właśnie za to bardzo ją lubię.

Merit to siedemnastoletnia dziewczyna, żyjąca w dość niecodziennej rodzinie. Jej ojciec związał się i zamieszkał z kochanką, z którą ma dziecko, a na dodatek w piwnicy ich domu mieszka schorowana matka Merit, która nie opuściła progów swojego małego mieszkania od lat. Dziewczyna kompletnie nie dogaduje się także swoją siostrą bliźniaczką, Honor oraz ze starszym bratem, Utah. Całe miasteczko nienawidzi jej rodziny z powodu dramatu sprzed lat, a życie w szkole to dla dziewczyny niemalże piekło. Merit nie potrafi znaleźć sobie miejsca, czuje, że nigdzie nie należy. Dlatego pewnego dnia postanawia przestać chodzić do szkoły, zaszyć się w pokoju, przestać się odzywać i coraz mocniej zastanawia się, czy ktokolwiek zauważyłby, gdyby zniknęła...

Czara goryczy się przelewa, gdy poznaje przystojnego chłopaka, który jednym przypadkowym pocałunkiem wstrząsa jej światem. A potem dowiaduje się, że jest to nikt inny, jak Sagan - nowy chłopak jej siostry bliźniaczki, który je pomylił. Który nagle zaczyna spędzać w ich domu niemalże każdą wolną chwilę.

Natłok emocji i niespodziewane uczucia do chłopaka swojej siostry sprawiają, że dziewczyna ma wszystkiego dość. Przytłaczają ją uczucia, kłamstwa rodziny i samotność. Czuje żal z powodu niezrozumienia ze strony rodziny, a na dodatek ciągle przydarza jej się coś złego. Gdy jej plan zniknięcia z domu nie wypala, musi zastanowić się, czy powinna dać drugą szansę sobie i swojej rodzinie.

"Without Merit" to nie jest historia, po którą sięgnęłabym dla przyjemności. Jest w niej dużo smutku, frustracji i rozczarowania, jej bohaterowie ciągle popełniają błędy i podejmują niewłaściwe decyzje, a na dodatek nie jest to romans, do czego jesteśmy przyzwyczajeni jeśli chodzi o Colleen. To historia o nieidealnej rodzinie, która nie potrafi się ze sobą dogadać. O samotnej dziewczynie, która czuje się niewidzialna wśród najbliższych i codziennie walczy z poczuciem beznadziei i samotności, nie do końca rozumiejąc, dlaczego tak się czuje. O tajemnicach, które mogą zniszczyć każdą relację, miłości, której nie potrafimy okazywać i naszej wrodzonej skłonności do skupiania się na naszych własnych problemach i oceniania innych bez przyjrzenia się, czy nie skrywają wewnątrz siebie bólu i cierpienia.

Merit to nie jest bohaterka idealna. Właściwie są momenty, kiedy naprawdę ciężko jest ją lubić i zrozumieć jej zachowanie, a czasami wręcz trzeba sobie przypominać, że to nadal nastoletnia dziewczyna, która samotnie zmaga się z wieloma uczuciami, których nie rozumie. Zachowuje się irracjonalnie, jest wybuchowa i szczera do bólu, odpycha od siebie wszystkich, którzy wyciągają do niej rękę, a jednocześnie pragnie bliskości i miłości. Zapewne wielu czytelników nie dostrzeże, że jej zachowanie to coś więcej, niż nastoletnie kaprysy. Ma dość sekretów swojej rodziny, nie rozumie ojca, który związał się z kochanką, ani matki, która od lat nie wychodzi ze swojego mieszkania, nie potrafi dogadać się ze swoją siostrą bliźniaczką, Honor, ani bratem, Utah. Jej czyny, milczenie, zamykanie się w sobie, unikanie szkoły, to wołanie o pomoc, którego nikt nie zauważa. Nawet my, jako czytelnicy, dopiero w pewnym kluczowym momencie zdajemy sobie sprawę, że mamy do czynienia z czymś poważniejszym. Nie zauważa nikt, poza Saganem - chłopakiem jej siostry, który kilka dni temu skradł jej pocałunek, myląc ją z Honor. Hoover nigdy nie bała się poruszać trudnych tematów w swoich książkach, nic więc dziwnego, że tak szczerze i otwarcie przedstawia zmagania Merit z jej zdrowiem psychicznym.

Bardzo podoba mi się to, że z pozoru ta historia wcale nie jest tak poważna, jak na początku się wydaje, bo przez to koniec uderza mocniej. Rodzina Merit jest dysfunkcyjna, każdy z członków ukrywa jakieś sekrety, nikt ze sobą nie rozmawia i siebie nie słucha. Absurdu całej sytuacji dodaje fakt, że mieszkają w starym kościele, a wkrótce wprowadza się do nich Sagan, rzekomy chłopak Honor oraz jedynie parę lat starszy od głównej bohaterki brat nowej żony ich ojca, Luck. Obserwowanie ich dynamiki jest jednocześnie zabawne i smutne, ale to dopiero w momencie, gdy Merit wybucha, zaczynamy zdawać sobie sprawę z powagi tej historii i tego, co autorka stara się nam przekazać poprzez postać Merit. I wszystko nabiera nowego sensu. Warto mieć jednak na uwadze, że chociaż uważam, że to wartościowa powieść, zawiera w sobie elementy, które pewnym osobą mogą zaszkodzić, takie jak rozmowy o depresji, samobójstwie, czy homofobii.

Każdy z bohaterów tej historii ma do opowiedzenia swoją własną historię. Może i są odrobinę pokręceni, zepsuci, frustrujący, ale mają też w sobie smutek i samotność. Chociaż solidaryzowałam się z Merit, rozumiałam też jej członków rodziny. Chyba właśnie chodziło w ich historii - aby ukazać, że każda historia ma wiele stron i nawet dorośli ludzie, którzy rzekomo powinni mieć wszystko pod kontrolą, mogą być zagubieni, bo życie to jedna, wielka niewiadoma. A nikt nie daje nam instrukcji, jak radzić sobie w trudnych sytuacjach. I chociaż nie jest to romans, mamy tu też wątek miłosny, który jest w życiu Merit swego rodzaju światełkiem w tunelu, bo w Saganie w końcu znajduje zrozumienie, jakiego nie znalazła w nikim innym - pomimo nieporozumień i złych początków.

Pomimo wielu niepochlebnych opinii, uważam, że "Without Merit" to powieść zasługująca na to, by o niej mówić. Nawet pomimo paru niedoskonałości, jest to jedna z wartościowych młodzieżówek, które niosą ważny przekaz i mówią o tematach, których wielu z nas unika. Chociaż nie poleciłabym jej z czystym sercem każdemu, bo to trudna młodzieżówka, a przed lekturą warto zapoznać się z trigger warnings, wiele osób z pewnością odnajdzie w Merit cząstkę siebie.



COLLEEN HOOVER to amerykańska pisarka, autorka poruszających romansów i powieści z gatunku New Adult. Pisarka urodziła się w 1979 roku w Sulphur Springs (miasto w Teksasie). Zaczęła pisać dla przyjemności. Ponieważ jej książki zostały docenione przez czytelników, porzuciła pracę jako pracownik socjalny i skoncentrowała się na pisaniu kolejnych powieści. Dotychczas napisała ich już kilkanaście, a kilka z nich trafiło na listy bestsellerów „New York Timesa”. Każda natomiast została bardzo wysoko oceniona przez użytkowników Goodreads.




Tytuł: Without Merit
Autor: Colleen Hoover
Data premiery: 9 stycznia 2023 (wyd. II)
Liczba stron: 318
Wydawnictwo: Moondrive
Ocena: 8/10

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję księgarni TaniaKsiazka.pl!


Czytaj dalej »

wtorek, 7 lutego 2023

Mariana Zapata - Wszystkie drogi prowadzą do ciebie



Aurora De La Torre wie, że powrót w rodzinne strony po latach nieobecności nie będzie łatwy. Teraz musi zacząć wszystko od nowa w miejscu, które kiedyś było jej domem. W miejscu, w którym nie ma już ludzi bliskich jej sercu.

Nie spodziewała się ciepłego przywitania, bo kto mógłby na nią czekać po tych wszystkich latach? Jednak nastawienie właściciela domu, który miała wynająć, i tak mocno ją zaskoczyło. Mężczyzna nie tylko zachowywał się bardzo nieuprzejmie, ale i oskarżył ją o włamanie oraz wtargnięcie na teren jego posiadłości.

Tego było już za wiele.

Jak Aurora odnajdzie się w tym wszystkim i czy uda jej się dogadać z pochmurnym Tobiasem Rhodesem? Dobrze, że mężczyzna jest przystojny, to może ukoić jej nerwy.


Slow burn w wykonaniu Mariany Zapaty to mistrzostwo i autorka udowodniła mi to już czwarty raz. Tak powoli rozwijające się, spokojne i długie książki zdecydowanie trzeba lubić, aby je w pełni docenić, ale w mój gust czytelniczy wpisują się idealnie. "Wszystkie drogi prowadzą do ciebie" to już czwarty raz, kiedy mam tę przyjemność czytać coś spod jej pióra i jestem kompletnie zauroczona. Zakochana. Ta powieść jest piękna w całej swojej prostocie, jest w niej tyle uroku i życia, chociaż tak naprawdę nie znajdziemy tu żadnych większych dramatów. Skradła moje serce tym spokojem, delikatnością najmniejszych momentów życia, klimatem miejsca otoczonego naturą, a przede wszystkim tym, że czytając ją, poczułam się jak w domu - jakbym przeniosła się do tego miejsca, które otacza czytelników chmurką bezpieczeństwa, akceptacji i miłości.

To było moje schronienie. Miejsce, w którym moja mama chciała, żebym była. Miejsce, które dodawało mi otuchy i podtrzymywało mnie na duchu nawet w najgorsze dni.

Czasami nie wszystko idzie w naszym życiu tak, jak sobie to wyobrażamy. Ludzie odchodzą, marzenia się nie spełniają, a przyjaciele znikają z naszego życia, aż nagle budzimy się i zadajemy sobie pytanie: co my właściwie robimy ze swoim życiem? Czy jesteśmy szczęśliwi? Czy całe życie podporządkowywaliśmy się innym, chwytając się złudzenia szczęścia, aby w końcu zostać z niczym? Właśnie w takiej sytuacji znalazła się Aurora, kiedy rok temu zakończył się jej czternastoletni związek z facetem, który pozbył się jej jak śmieci, gdy naszła go taka ochota. Powraca do miasteczka, w którym wychowywała się ze swoją zmarłą już matką, mając nadzieję, że to właśnie tutaj dostanie drugą szansę na szczęście. Kiedy jednak przybywa do wynajmowanego mieszkania, szybko przekonuje się, że nie będzie to takie proste. Już pierwszej nocy zdaje sobie sprawę, że zaszło jakieś nieporozumienie. Gdy właściciel mieszkania, Tobias Rhodes, niemalże wyrzuca ją na próg i oskarża o włamanie, nie jest przygotowana na to, że wstawi się za nią jego nastoletni syn, Amos, a Rhodes w końcu da jej szansę. Pobyt na ich posiadłości pozostaje napięty, ale to pierwszy raz od dawna, kiedy kobieta czuje, że wreszcie zrobiła coś dla siebie. Mieszkanie obok gburowatego samotnego ojca i jego nieśmiałego nastoletniego syna to tylko małe potknięcie na jej drodze... a może pewien znak, że chociaż nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli, szczęście można odnaleźć w najmniej spodziewanych momentach?

- Jesteś moja. Tak samo jak Amos. I tak jak nikt inny nigdy nie będzie.
Łza spłynęła po moim policzku, a on ją otart. Brwi opadły mu nisko na oczy.
- Jesteś częścią nas - powiedział ochryple. - Mówiłem ci to już wcześniej, prawda? - Poruszył jedną z rak spoczywających na moich policzkach i ujął w palce płatek mojego ucha. - Nie wiem, jak ktokolwiek mógłby pozwolić ci odejść, na pewno nie będę to ja. Nie dzisiaj. Nie jutro. Ani nigdy. Czy to jasne?

Ta książka to spokój. Komfort. Dom. Szczęście. Miłość. Rodzina. To historia o dawaniu sobie drugiej szansy, nawet jeśli rozpoczynanie od nowa to ostatnie, na co mamy ochotę. O tym, że nigdy nie jest za późno na zmiany, a szczęście można odnaleźć w najmniejszych rzeczach, w niepozornych sytuacjach, w osobach, które pojawiają się w naszych sercach niespodziewanie. Jest w niej tak wiele uroku i życia, w tych codziennych sytuacjach, w powolnym otwieraniu się na nowe doświadczenia i osoby, w budowaniu swojego miejsca na świecie dzięki ludziom, którzy stają się naszą bezpieczną przystanią. To nie jest tylko romans, ale historia Aurory - kobiety ze złamanym w najokrutniejszy sposób sercem przez kogoś, kto miał ją kochać na dobre i na złe, która powraca do miejsca przypominającego jej o żałobie za mamą, ale też o wszystkich szczęśliwych momentach, które niegdyś tu poczuła, szukając tu tego samego poczucia spokoju i miłości. Historia Rhodesa, który ciężko pracuje, aby zapewnić byt swojemu synowi, ale od lat nikogo nie wpuszcza do swojego serca, bo nigdy nie zaznał prawdziwej miłości. I historia Amosa, nastoletniego chłopca z wielkimi marzeniami i jeszcze większym sercem, który wybudował wokół siebie mury i mało komu pozwala przez niego zajrzeć. A ja pokochałam tych bohaterów całym sercem.

Kochamy cię, ja cię  kocham, bo jesteś moja. Bo bycie blisko ciebie jest jak bycie blisko słońca. Bo widok twojego uśmiechu sprawia, że chce mi się śmiać, a widok twojego smutku sprawia, że chcę zrobić wszystko, co trzeba, by pozbyć się go z twojej twarzy.

Ta historia, chociaż prosta i spokojna, i być może bardzo różna od innych powieści z tego gatunku, jakie znajdziemy na półkach księgarń, jest niesamowicie klimatyczna i urokliwa. Wręcz zamarzyłam, by znaleźć się w tym miasteczku, w którym wszystko zdaje się być prostsze i lepsze. Wziąć udział w wędrówkach po górach, rozpalić ognisko, rozłożyć biwak na środku podwórka. Zauroczyła mnie dzika przyroda, jeziora, góry. I tak bardzo podoba mi się to, że tą powieścią autorka ukazała, na ile różnych sposobów można odnaleźć szczęście - w porannej kawie, w pieszych wędrówkach, w późnonocnych rozmowach, w dotyku bliskiej osoby i niewypowiedzianych słowach, które znaczą tak wiele. Chłonęłam każdy ten subtelny moment, dzięki któremu poznawałam bohaterów i miałam szansę obserwować, jak ich relacja się rozwija. Zakochiwałam się w nieśmiałych uśmiechach, ostrożnych uściskach i wszystkich tych sytuacjach, w których bohaterowie pokazywali sobie, jak bardzo im na sobie zależy.

Żałoba była ostatecznym sposobem, w jaki mogliśmy powiedzieć naszym bliskim, że wywarli wpływ na nasze życie. Że bardzo nam ich brakuje. [...] Ludzie, których tracimy, zabierają ze sobą część nas,  ale zostawiają też z nami cząstkę siebie.

Nie polecam wam tej książki, jeśli szukacie samego romansu i nie przepadacie za powolnym rozwojem akcji. Mariana Zapata to królowa slow burnu, ale jej slow burn zasługuje wręcz na osobną kategorię - to pełne tortury wyczekiwanie na pierwszy pocałunek, doszukiwanie się znaczenia w różnych momentach. A z Rhodesem i Aurorą było to wręcz bolesne wyczekiwanie, ale warte każdej najmniejszej sekundy. Dzięki nim uśmiech nie schodził mi z twarzy, a takich motylków w brzuchu nie miałam już od dawna. Dokładnie to uwielbiam w jej książkach i zawsze nie mogę wyjść z podziwu, że pomimo tego, że jestem powolną czytelniczką, a jej powieści mają po 600 stron, mijają mi w mgnieniu oka. Jakbym była zaczarowana, aż w końcu zdaję sobie sprawę, że przekręcam ostatnią stronę, a mi zostaje jedynie leczyć się z ogromnego kaca książkowego przez najbliższe tygodnie.

Można zacząć od nowa w każdym dniu tygodnia, o każdej porze roku, w każdym momencie życia i nie było w tym nic złego.

"Wszystkie drogi prowadzą do ciebie" to mój nowy ulubieniec zaraz po "Od Lukova z miłością" i już nie mogę się doczekać kolejnych powieści Zapaty. Gdybym mogła, pochłonęłabym je wszystkie. Nie znam drugiej takiej autorki, która tworzyłaby tak pełne komfortu i uroku romanse, które nawet nie są w pełni romansami. Zawsze jest w nich tak wiele do odkrycia i tak wiele powodów, by je pokochać. Bardzo wam je polecam, jeśli lubicie wolniejsze, spokojniejsze powieści. Aurora, Rhodes i Amos zakradną się do waszych serc i już na zawsze tam pozostaną.



MARIANA ZAPATA zaczęła pisać niedługo po tym, jak nauczyła się czytać. Pewnie nie powinna przyznawać, że wykradała romanse z biblioteczki ciotki, jeszcze zanim była w stanie zrozumieć, co to znaczy, że mężczyzna podciąga kobiecie spódnicę (nie mówcie o tym jej mamie). Znalazła się na liście bestsellerów New York Timesa i USA Today, dotarła do siódmego miejsca w rankingu autorów Amazonu. Jej książka The Wall of Winnipeg and Me trafiła na pierwsze miejsce na liście bestsellerów Amazonu i została nominowana w plebiscycie Goodreads Choice Awards 2016. Mariana urodziła się w Teksasie. Gdy akurat nie pisze, czyta.


Tytuł: Wszystkie drogi prowadzą do ciebie
Autor: Mariana Zapata
Tytuł w oryginale: All Rhodes Lead Here
Data premiery: 26.01.2023 r.
Wydawnictwo: NieZwykłe
Liczba stron: 635
Ocena: 10/10

Czytaj dalej »

sobota, 4 lutego 2023

Jennifer L. Armentrout - Siła Protektora



Kiedy świat śmiertelników powoli pogrąża się w boskim chaosie, Alexandria Andros musi poradzić sobie z doznaną porażką, przez którą wątpi, by ta wojna kiedykolwiek dobiegła końca.

Wspaniały Aiden St. Delphi towarzyszy jej w podróży w głąb Zaświatów. Para, na drodze której co rusz pojawiają się nowe przeszkody, musi zaufać śmiertelnemu wrogowi i uwolnić najniebezpieczniejszego boga wszech czasów.

W oszałamiającej, pełnej akcji książce, stanowiącej kulminację serii Covenant, Alex przyjdzie zmierzyć się ze straszliwą decyzją: pozwolić na zniszczenie wszystkich i wszystkiego, co kocha... lub zgładzić samą siebie.


Zanim przeczytacie recenzję tego tomu, małe ostrzeżenie: mogą pojawić się tu spoilery z poprzednich czterech tomów!

Prawie trzy lata czekałam na moment, aż do mojej kolekcji wreszcie będę mogła dołączyć finalny tom serii "Covenant". Przyznaję, mogę mieć małą obsesję na punkcie tej historii. Co zabawne, nie zawsze tak było - podczas mojego pierwszego podejścia do pierwszego tomu nie byłam nawet pewna, czy powinnam serię kontynuować. Teraz znajduje się ona wśród trzech ulubionych serii fantasy, jakie kiedykolwiek przeczytałam i nie wyobrażam sobie, jak to jest nie pokochać tego świata, tego klimatu, bohaterów, a już szczególnie Aidena i Alex. Chociaż dwa lata temu miałam okazję czytać finał po angielsku, do dzisiaj nie do końca się po nim pozbierałam i już na zawsze będzie to jedno z najbardziej słodko-gorzkich zakończeń, jakie przeczytałam. Armentrout bawiła się emocjami czytelnika od samego początku, a już szczególnie w końcówce "Mocy Apoliona", ale to tutaj polało się najwięcej łez, a moje serce zostało złamane. Tyle zwrotów akcji, tyle trzymających w napięciu wydarzeń i ciągłe pytanie z tyłu głowy: czy jest tu w ogóle szansa na szczęśliwe zakończenie?

Kiedy ostatnio widzieliśmy się z bohaterami, Alex poległa tragicznie w walce z Aresem, bogiem wojny i zniszczenia. Nigdy nie zapomnę mojego szoku, gdy czytałam te ostatnie strony książki. Chociaż bogowie interweniują i jej życie zostaje przywrócone, nic już nie jest takie samo. Alex nie radzi sobie ze swoimi uczuciami po tak traumatycznym przeżyciu i chociaż wie, że to nie czas ani miejsce, aby się nad sobą użalać, nie potrafi walczyć tak zawzięcie, jak kiedyś i czuje się tak, jakby utraciła ważną część siebie. A czas mija i bohaterowie muszą się zmierzyć z nieuchronną prawdą - Ares musi być powstrzymany za wszelką cenę, inaczej ucierpią niewinni i wybuchnie wojna. Z pomocą ukochanego Aidena i przyjaciół opracowują plan, który raz na zawsze ma zakończyć wojnę. Wszystko wskazuje jednak na to, że jedynym wyjściem z sytuacji jest narażenie na niebezpieczeństwo tych, których kocha... albo jej własna śmierć.

Nie mam pojęcia co za zaklęcie Armentrout rzuciła na tę książkę, ale jej lektura po raz drugi była nawet lepsza, niż za pierwszym razem. Nawet pomimo tego, że wiedziałam, co mnie czeka. Chłonęłam te wydarzenia z niespokojnym oczekiwaniem na to, co miało się wydarzyć. Z innej perspektywy spojrzałam na pewne wątki, co sprawiło, że lektura była jeszcze bardziej emocjonalna i uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą. A przede wszystkim po prostu szalałam ze szczęścia, że po tylu latach oczekiwania wreszcie miałam okazję do tej historii powrócić i jeszcze raz spotkać się z ulubionymi bohaterami.

Alex i Aiden niejednokrotnie przeszli już razem przez piekło, ale ich miłość jedynie przybiera na sile. Może to nieuleczalna romantyczka brzmiąca we mnie, ale zawsze będę pamiętać ich historię jako jedną z najbardziej epickich wątków miłosnych. Od początku do końca musieli zmierzyć się z tak wieloma rzeczami - z bólem, śmiercią, rozstaniami, wojną. Tyle rzeczy musieli poświęcić, a w tym tomie jeszcze więcej i jednocześnie łamało mi to serce oraz napawało pewnym spokojem, bo wiem, że mimo wszystko, ta dwójka zawsze sobie razem poradzi. I jestem z nich taka dumna, bo śledząc ich rozwój i przemianę na przestrzeni kolejnych tomów, obydwoje stali się tak cudownymi osobami i prawdziwymi wojownikami. Alex, która niegdyś była naiwną i trochę nierozważną nastolatką, wyrosła na młodą kobietę, gotową poświęcić nawet własne życie i szczęście, aby uratować niewinnych i słabszych. I Aiden, który zawsze wykazuje się zrozumieniem i wspiera ją nawet wtedy, kiedy najchętniej sam naraziłby życie, aby ją ochronić. Nadal jest tym samym, cudownym facetem (będę go bronić rękami i nogami, mówcie co chcecie), którego poznaliśmy w "Dwóch światach".

Czytając tę serię, czułam się jak taki nerd z obsesją na punkcie mitologii, którym zresztą jestem. Przeczytałam tę książkę niemalże na jednym tchu, jeszcze bardziej zakochując się w świecie, który autorka tutaj stworzyła. Połączenie świata śmiertelników i bogów olimpijskich (a nawet tytanów!) nie tylko ciągle trzymało w napięciu, ale wielokrotnie skutkowało przezabawnymi sytuacjami. Niebezpieczeństwo, śmierć i zniszczenie przeplatały się z humorem, miłością i rodzinnymi więzami. Każda postać została świetnie rozwinięta, dostajemy nawet szansę jeszcze raz spotkać się z tymi, których musieliśmy pożegnać w poprzednich tomach. A zamieszanie, jakie sprowadzają bogowie olimpijscy na świat śmiertelników to moja ulubiona część tej historii, bo każdy z nich - Apollo, Ares, Hades i wielu innych - był intrygującą postacią samą w sobie, nawet jeśli ich tajemnice i intrygi były głównym powodem mojej frustracji.

Nie wyobrażam sobie lepszego zakończenia tej historii, nawet jeśli jest ono słodko-gorzkie i bolało. Bolało za pierwszym razem, bolało i za drugim. Przeżyłam taki huragan przeróżnych emocji i uczuć, jakiego dawno już nie przeżyłam, od strachu, bólu, przerażenia, żałoby, frustracji, po akceptację, nadzieję i miłość. Kiedy myślisz, że Armentrout już niczym się nie zaskoczy, ona właśnie to robi. Nie przesadzam pisząc, że pod koniec tej części wylałam całe morze łez. Jest to zaskakujące zakończenie, ale też na swój sposób właściwe. I pozostawia szansę na kontynuację tej historii, co zresztą ma miejsce w spin-offie Titan, którego bardzo wyczekuję i mam nadzieję, że doczekamy się go po polsku.

"Siła Protektora" miała w sobie wszystko to, czego oczekiwałam po zakończeniu tak rewelacyjnej historii i mam ogromną nadzieję, że jeśli jeszcze nie przeczytaliście tej serii, to teraz to zrobicie. To piękna i emocjonalna historia, z ciekawą fabułą, wielowarstwowymi postaciami, licznymi zwrotami akcji i niezastąpionym wątkiem miłosnym, który nadal jest jednym z moich ulubionych. Darzę "Covenant" ogromnym sentymentem i z wielką przyjemnością jeszcze raz do tego świata powróciłam. A wam ogromnie tę serię polecam!



JENNIFER L. ARMENTROUT - Bestsellerowa autorka New York Timesa i USA Today.  Jennifer pochodzi z Zachodniej Virginii i tam też mieszka do tej pory z mężem i psami. Urodziła się 11 czerwca 1980 roku. Autorka twierdzi, iż pisze przez 8 godzin niemal każdego dnia. Jeśli tego nie robi, swój czas spędza czytając, ćwicząc, oglądając filmy zombie i udając, że pisze.
W 2011 roku w Stanach Zjednoczonych jej książki sprzedały się w nakładzie ponad miliona egzemplarzy, dostały się do finałów Goodreads Choice Awards, w 2017 roku wygrały w plebiscycie romansów RITA, a także były nominowane do wielu innych nagród. 


Tytuł: Siła Protektora
Autor: Jennifer L. Armentrout
Tytuł w oryginale: Sentinel
Seria: Covenant. Tom 5
Data premiery: 25 stycznia 2023
Liczba stron: 408
Wydawnictwo: Filia (Hype)
Ocena: 10/10


Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Filia (Hype):



Czytaj dalej »

czwartek, 2 lutego 2023

Podsumowanie czytelnicze stycznia


Hej, kochani! Nadszedł czas na pierwsze podsumowanie tego roku. Muszę przyznać, jestem naprawdę zadowolona z tego, jak wypadł mój styczeń pod względem czytelniczym, bo udało mi się przeczytać dziesięć książek, a kilka z nich to były długie (przynajmniej dla mnie), kilkudniowe lektury. Może nie wszystkie pokochałam, ale za to w tym miesiącu udało mi się powrócić do kilku moich ulubionych autorek i chociażby z tego względu uważam ten miesiąc za bardzo udany. Tak wygląda cała moja lista z ocenami:

Danielle L. Jensen, Niechciany następca - ★★★★★★★☆☆☆
Lucy Score, To, co zostaje w nas na zawsze - ★★★★★★★★★☆
Jennifer L. Armentrout, Królestwo ciała i ognia - ★★★★★★☆☆☆☆
Jennifer L. Armentrout, Korona ze złoconych kości - ★★★★★★★★☆☆
Casey M. Morgan, Klub Pustych Portfeli - ★★★★☆☆☆☆☆☆
Matthew Perry, Przyjaciele, kochankowie i ta Wielka Straszna Rzecz - ★★★★★★★★☆☆
Kristen Callihan, Make It Sweet - ★★★★★★★★★★
Kristen Callihan, Niegrzeczny Rockman - ★★★★★★★★★★ (reread)
Ana Huang, Miłość. Seria Twisted - ★★★★★★☆☆☆☆
Jennifer L. Armentrout, Siła Protektora - ★★★★★★★★★★


Najlepszymi książkami miesiąca bez dwóch zdań zostają "Make It Sweet" Kristen Callihan, "To, co zostaje w nas na zawsze" Lucy Score, którą miałam tę przyjemność czytać przedpremierowo oraz "Siła protektora" Jennifer L. Armentrout - finał historii, na który czekałam od lat. A jak wypadł wasz styczeń pod względem czytelniczym? Macie jakichś nowych ulubieńców?
Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia