sobota, 29 lutego 2020

Colleen Hoover - Maybe Now



Maybe Now:

Ridge najchętniej nie rozstawałby się z Sydney, jednak musi pomóc swojej byłej, z którą się przyjaźni. Po rozstaniu z nim Maggie postanowiła żyć pełnią życia i zrobić to wszystko, na co wcześniej nie miała odwagi. Kiedy skacze ze spadochronem, poznaje niezwykle inteligentnego i przystojne go Jake’a. Jednak obiecała sobie, że już z nikim się nie zwiąże, bo dzięki temu uniknie rozczarowań.

Może jednak warto czasem zaryzykować?

Może właśnie teraz?

Maybe Not:

Co się stanie, kiedy charyzmatyczny i zabawny Warren zamieszka z zimną i wredną Bridgette? Może uda mu się ją przekonać, że warto czasem zdjąć pancerz i otworzyć się na miłość? A może nie...

Dwie wyjątkowe historie, wiele pytań: Czy miłość pojawi się tam, gdzie nikt na nią nie czeka? Może warto postawić wszystko na jedną kartę? Może właśnie teraz? A może jednak nie...


Od pierwszego razu, kiedy przeczytałam "Maybe Someday" minęło już naprawdę dużo czasu. Właściwie była to chyba druga książka CoHo jaką przeczytałam w swoim życiu, zaraz po "Hopeless". Nadal jest jedną z moich ulubionych romansów, nawet pomimo tego, że opiera się na trójkącie miłosnym (który, swoją drogą, jest jedynym trójkątem, który mi nie przeszkadzał, bo został rewelacyjnie poprowadzony). Dlatego po kontynuację tej historii sięgnęłam bez chwili zastanowienia, czytałam ją już w czasie, gdy autorka publikowała rozdziały na Wattpadzie i kiedy nadeszła okazja wrócić do niej po polsku, zrobiłam to z chęcią. I chociaż drugi tom nie pobija pierwszego, to nadal bardzo miło było wrócić do tych bohaterów.

Ridge i Sydney wreszcie dostają szansę, aby być razem tak naprawdę, bez poczucia winy i problemów, które ciągle ich otaczały. Najchętniej już nigdy by się nie rozstawali, Ridge musi jednak pomóc swojej byłej dziewczynie, która jako opiekuna ma tylko jego i ich przyjaciela, Warrena. Sydney musi pogodzić się z tym, że Maggie zawsze będzie w ich życiu.
Maggie po rozstaniu z Ridge'm postanawia zmienić swoje życie i zrealizować listę rzeczy do zrobienia przed śmiercią. Nie spodziewa się, że los na jej drodze postawi Jake'a, przystojnego lekarza, przy którym znowu czuje, że żyje. Dziewczyna jednak boi się angażować w kolejny związek, wiedząc, że nie czeka jej tak długie życie, jak innych. Zwłaszcza, że czuła się ciężarem przez dłuższy czas w swoim poprzednim związku. Czy jednak pewne rzeczy nie są warte ryzyka? Może właśnie teraz jest czas, aby zacząć żyć bez strachu przed przyszłością?

Akcja tej książki zaczyna się dokładnie po zakończeniu "Maybe Someday", czyli po tym, jak Ridge i Sydney zostają oficjalnie parą. Każdy kto czytał pierwszy tom wie, jak trudna była ich droga, aby się w tym punkcie znaleźć. Teraz, zakochani jak nigdy, pragną jedynie każdą sekundę spędzać ze sobą. Miesiąc miodowy jednak szybko się kończy, kiedy Sydney uświadamia sobie, że Maggie zawsze będzie częścią ich życia, gdy Ridge i Warren otrzymują telefon, że Maggie jest w szpitalu. Relacja tych bohaterów jest tak nietypowa, że cieszę się, że autorka się tym tak zabawiła. Ja osobiście nie wyobrażam sobie być na miejscu Syd, dlatego czułam do niej tak wielki szacunek, za każdym razem kiedy wykazywała się zrozumieniem, gdy Ridge musiał się zaopiekować Maggie. Widać, że wcale nie było jej z tym dobrze, wiele sytuacji ją bolało, a jednak nie pozwalała, aby jej uczucia stanęły na drodze jej związkowi z Ridgem, w który włożyła wiele zaufania. Rozumiem też Ridge'a, który znalazł się trochę pomiędzy, pragnąc być z Sydney i stawiając ją na pierwszym miejscu, a jednocześnie nie potrafiąc całkowicie odsunąć się od Maggie, która ma tylko jego i Warrena do opieki w czasie swojej choroby. Obydwoje muszą nauczyć się jak połączyć swój nowy związek z nowymi problemami, które ciągle się nawarstwiają.

Tym razem autorka postanawia wpleść w fabułę perspektywę Maggie, która moim zdaniem jest świetnym dodatkiem. Jak na kogoś, kto nie znosi trójkątów miłosnych całym sercem, Maggie jest chyba jedyną byłą dziewczyną, którą naprawdę polubiłam. A dzięki tej części miałam okazję poznać ją jeszcze bliżej i zdobyć zupełnie inne spojrzenie na jej sytuację. Dziewczyna choruje na mukowiscydozę, która definiowała ją przez całe życie. W jej rodzinnej sytuacji, w jej związku, wszędzie. Choroba odebrała jej tak wiele, a jednak zawsze stara się patrzeć na świat pozytywnie i nie wpadać w stany depresyjne. Kiedy traci Ridge'a, czuję się trochę, jakby straciła rękę, bo przez lata był jej oparciem. Z drugiej strony czuje się także wreszcie wolna, jakby mogła odetchnąć po raz pierwszy od lat, bo pomimo tego, że kochała go mocno, wielokrotnie w ich związku czuła się przytłoczona. Teraz pragnie trochę wolności, chce spróbować rzeczy, o których zawsze marzyła. To właśnie spełniając jedną z tych rzeczy poznaje Jake'a, mężczyznę, do którego czuje przyciąganie już od pierwszego spojrzenia. Gdy po raz pierwszy od dawna stawia na spontaniczność i trafia z nim do łóżka, nie spodziewa się, że tak ciężko będzie o nim zapomnieć. A wie, że musi to zrobić, bo nie ma między nimi żadnej przyszłości.

Jak dla mnie Jake pojawiał się tu zbyt rzadko, bo bardzo go polubiłam. Maggie nie jest najprostszą osobą, o czym sam się przekonuje i podziwiam jego zrozumienie i spokój, jakim się wykazywał. Jednocześnie ich związek wniósł wiele świeżości do tej książki, chociaż był trochę przesłodzony i instalove-y. Chociaż może właśnie o to chodziło? W końcu bohaterowie przekonują się, że planowanie przyszłości jest przereklamowane i liczy się życie tu i teraz.

Jak wspomniałam wyżej, sytuacja, w której znajdują się Ridge, Sydney, Maggie, Jake, Warren i Bridgette jest bardzo skomplikowana i niecodzienna. Pojawia się wiele spięć, a jednocześnie wychodzi z tego coś, czego nawet się nie spodziewałam. Bo kto by pomyślał, że tak spodoba mi się pomysł przyjaźni między Sydney i Maggie? Chociaż tak bym tego nie nazwała, bo długa droga przed nimi, aby zaczęły się nazywać przyjaciółkami, ale obydwie znajdują w końcu nić porozumienia i naprawdę bardzo mi się ten wątek podobał. Ciężko znaleźć w romansach taki przypadek, że dziewczyny bliskie głównemu bohaterowi ze sobą nie rywalizują, a się zaprzyjaźniają. Dołączyć do tego jeszcze Bridgette i dostajemy kilka naprawdę świetnych i zabawnych scen. Może niektórzy uznają, że to trochę zbyt piękne, aby było prawdziwe, ale ja osobiście nie narzekam i cieszę się, że autorka poszła z tym wątkiem w tę stronę.

"Maybe Now" to o wiele spokojniejsze, słodkie zakończenie tej historii. Czyta się je zdecydowanie mniej emocjonalnie niż część pierwszą, chociaż nadal równie lekko i przyjemnie. Nadal miłym dodatkiem są piosenki, które czytelnik może odsłuchać razem z bohaterami. Powiedziałabym, że tutaj jest bardziej kolorowo, słodko, już zwłaszcza pod koniec, który może i jest mało realistyczny, ale kim ja jestem, żeby się czepiać. Bardzo miło mi się wracało do tych postaci i cieszę się, że Colleen Hoover podarowała swoim fanom taki prezent.

Wydawnictwo zdecydowało się także włączyć do wydania krótką nowelkę o Warrenie i Bridgette, "Maybe Not". Wszyscy dobrze znamy tę zwariowaną parę z części pierwszej i bardzo ciekawe było poznanie ich historii. Co prawda te sto stron nie wystarczy, by zagłębić się we wszystkie wątki, ale wystarczyło, byśmy ich polubili i im kibicowali. Zdecydowanie są niecodzienną parą i trzeba podejść do nich z otwartym umysłem, zwłaszcza, że ciężko im się ze sobą komunikować, pojawia się dużo zazdrości i kłótni, ale jednocześnie miłość między tą dwójką jest tak ewidentna, że nie sposób ich nie polubić. Taki miły, krótki dodatek, który umili lekturę.


COLLEEN HOOVER to amerykańska pisarka, autorka poruszających romansów i powieści z gatunku New Adult. Pisarka urodziła się w 1979 roku w Sulphur Springs (miasto w Teksasie). Zaczęła pisać dla przyjemności. Ponieważ jej książki zostały docenione przez czytelników, porzuciła pracę jako pracownik socjalny i skoncentrowała się na pisaniu kolejnych powieści. Dotychczas napisała ich już kilkanaście, a kilka z nich trafiło na listy bestsellerów „New York Timesa”. Każda natomiast została bardzo wysoko oceniona przez użytkowników Goodreads.




Tytuł: Maybe Now. Maybe Not
Autor: Colleen Hoover
Data premiery: 15 stycznia 2020
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 464
Ocena: 8/10





Czytaj dalej »

wtorek, 25 lutego 2020

Jennifer L. Armentrout - Sztorm i Furia



Osiemnastoletnia Trinity Marrow potrafi widzieć i komunikować się z duchami i zjawami. Jej wyjątkowy dar stanowi część tajemnicy tak niebezpiecznej, że dziewczyna ukrywana jest przez lata w odosobnionej posiadłości strażników – gargulców, które strzegą ludzkość przed demonami. Gdyby piekło odkryło prawdę o Trinity, dla pozyskania mocy zostałaby pożarta.

Kiedy wysłannicy innego klanu przywożą niepokojące wieści o czymś, co zabija zarówno demony, jak i strażników, poukładany świat dziewczyny legnie w gruzach. Nie przez niebezpieczeństwo, a dzięki najbardziej irytującemu i fascynującemu chłopakowi, jakiego poznała. Zayne ma własne sekrety, które na nią wpłyną. Jednak współdziałanie stanie się konieczne, gdy demony wtargną na teren społeczności, a tajemnica Trinity ujrzy światło dzienne.

Aby ocalić rodzinę i być może świat, dziewczyna będzie musiała zaufać przystojnemu strażnikowi. Wszystko może się zdarzyć, gdy rozpocznie się nadprzyrodzona wojna…


Nie jest żadnym sekretem, że ja niezbyt przepadam za książkami fantasy, od czasu do czasu lubię jednak sięgnąć po coś, co jest trochę inne, niż książki, które czytam na co dzień. Tu z pomocą zawsze przychodzi Jennifer L. Armentrout, która napisała jedną z moich ulubionych serii na całym świecie - mowa oczywiście o "Lux". Skusiłam się na "Sztorm i Furię", bo bardzo zaciekawił mnie opis. Bałam się jednak, że będzie mi przeszkadzać nieznajomość podstawowej serii, tj. "Dark Elements", na której oparty jest ten spin-off. Na szczęście nie czułam w żadnym momencie, że coś straciłam, bo autorka pośpieszyła z wytłumaczeniem wszystkiego. A ja wciągnęłam się tak, że nie mogłam tej książki odłożyć.

Trinity Marrow ma umiejętność kontaktowania się z duchami i zjawami, a to tylko część tego, kim jest, a o czym nie może się dowiedzieć nikt spoza kilku zaufanych osób. Dziewczyna ukrywana jest w odosobnieniu od lat i można jej przebywać jedynie w posiadłości strażników - gargulców, strzeżonej przed demonami. Gdyby piekło odkryło prawdę do Trinity, spisano by ją na śmierć.

Niestety świat zostaje atakowany przez coś, co zabija zarówno demony, jak i strażników. Gdy wysłannicy innego kraju przywożą wieści, wszyscy zaczynają sobie zdawać sprawę z powagi sytuacji. W tym dziewczyna, która wie, że swoją mocą mogłaby uratować tysiące ludzi, gdyby przestała się ukrywać. Gdy poznaje Zayne'a, przystojnego strażnika z innego klanu, jej świat zmienia się diametralnie. Wkrótce oboje zmuszeni są do współpracy, aby uratować świat, zanim będzie za późno. Jednak przebywanie blisko siebie sprawia nie tylko, że coraz trudniej im się sobie oprzeć, ale jednocześnie oboje zaczynają odkrywać głęboko skrywane sekrety, które mogą wszystko zmienić. Dziewczyna nie ma jednak wyjścia i w obliczu wojny musi zaufać atrakcyjnemu strażnikowi. Tylko tak uratuje świat przed zagładą.

Trinity jest kimś specjalnym, chronionym. Niewiele osób wie o jej mocach, dlatego, że każdy możliwy wyciek o prawdzie oznaczałby jej śmierć. Strażnicy zapewniają jej opiekę, zwłaszcza Misha, jej protektor, z którym połączona jest nierozerwalną więzią. Jest niemalże ślepa z powodu choroby, jednak nic nie powstrzymuje jej przed tym, aby ćwiczyć i stać się jedną z najlepszych wojowniczek. Z tym, że zabronione jest jej wychodzić spoza strefę chronionej posiadłości. Odwiedzają ich członkowie innego klanu z przerażającą wiadomością o czymś, co atakuje i zabija ludzkość, strażników i demony. Dziewczyna jest impulsywna, lekkomyślna i nieustraszona, dlatego często pakuje się w kłopoty. Kiedy słyszy o niebezpieczeństwie, któremu wie, że mogłaby zaradzić dzięki swoim mocom, pragnie wyrwać się z murów swojego domu i stawić czoła wojnie.

Gdy Zayne staje na jej drodze, nie może zaprzeczyć, że jest najprzystojniejszym strażnikiem, jakiego kiedykolwiek widziała. Działa jej jednak na nerwy tak mocno, że nie potrafi się powstrzymać przed docinkami. W niczym nie pomaga też to, że z jednej strony słyszy o nim same dobre rzeczy, a z drugiej jej najlepszy przyjaciel ostrzega ją przed chłopakiem, zdradzając różne przedziwne rzeczy.  Jeśli jesteście fanami serii "Dark Elements", na pewno wiecie więcej niż ja. Ja dzięki autorce poznałam sytuację po łebkach i wiem tyle, że Zayne miał swoją rolę w całej trylogii i tutaj wraca kilka miesięcy później. JLA zarysowała sytuację Roth'a, Layli i Zayne'a, nie jestem jednak za trójkątami miłosnymi i wiem, że to wszystko nie byłoby dla mnie. Z drugiej strony polubiłam Zayne'a tak mocno, że nie chciałabym patrzeć, jak zostaje odrzucony. Trzeba przyznać, że z łatwością go polubiłam, tak samo zresztą jak Trinity. Obydwoje są tak różni od siebie, a jednak coś sprawia, że tak bardzo do siebie pasują. Podczas gdy Trinity jest w gorącej wodzie kąpana, Zayne wyraża się opanowaniem, rozsądkiem i stanowczością. Za każdym razem, gdy ich charaktery się spotykają, są niemalże jak mieszanka wybuchowa. I właśnie to sprawia, że ich relacja jest tak interesująca. Uwielbiam ich przekomarzanki, wzajemne dogadywanie sobie i przeciąganie granic. Autorka rozwija ich w bardzo interesujący sposób i już nie mogę się doczekać, co wydarzy się w drugiej części. Bez spoilerów ciężko o czymkolwiek mówić, ale uwierzcie - dzieje się. I będzie się działo!

JLA dobrze wie jak stworzyć fabułę, by czytelnik nie mógł się od książki oderwać. Szczególnie uwielbiam wątek duchów i zjaw, bo zawsze z jakiegoś powodu lubiłam o tym czytać. Fakt, że główna bohaterka posiada umiejętność komunikowania się z nimi wnosi do historii wiele interesujących rzeczy. Mamy chociażby Orzeszka, ducha, którego po stopach bym całowała, bo jest cudowny. Wnosi do powieści wiele ciepła i humoru, sceny z nim zawsze mnie rozbawiały i uwielbiam to, że jest takim osobistym przyjacielem Trinity, którego widzi tylko ona, a który (prawie) zawsze przy niej jest. Dodatkowo sam wątek wojny między demonami, a strażnikami może rozwinąć się na wiele interesujących sposobów. Autorce udało się mnie zaskoczyć tak wiele razy, że nie domyśliłam się tego, co było podstawione mi pod nos. Fabuła jest wciągająca, nieprzewidywalna, a to dopiero początek. Z niecierpliwością wyczekuję kontynuacji losów Trinity i Zayne'a.

"Sztorm i Furia" to pierwsza część serii "The Harbinger", będącą spin-offem serii "Dark Elements". Fani serii z pewnością powrócą do tego świata, a nawet i ci, którzy jej nie znają, znajdą tu wiele ciekawych i wciągających wątków. Ja osobiście jestem całkowicie kupiona tą historią i z niecierpliwością będę wyczekiwać kolejnych wątków. Autorka bardzo dobrze wie jak prowadzić akcję, by nigdy nie było nudno i zawsze działo się coś zaskakującego. Dodatkowo dostajemy wiele humoru, chemii i nawet kilka genialnych scen walki. Akcja ma szansę rozwinąć się na tak wiele sposobów, więc jestem pierwsza w kolejce, by poznać kontynuację. Jeśli szukacie dobrej historii fantasy z romansem, ta z pewnością wam się spodoba. Polecam!


JENNIFER L. ARMENTROUT, znana również jako J. Lynn, to znana w Stanach Zjednoczonych autorka, która pisze książki z nurtu young adult. Zasłynęła między innymi z takich publikacji jak "Lux", czy seria "Zaczekaj na mnie".  Jennifer pochodzi z Zachodniej Virginii i tam też mieszka do tej pory. Urodziła się 11 czerwca 1980 roku. Autorka twierdzi, iż pisze przez 8 godzin niemal każdego dnia. Natomiast w czasie wolnym uwielbia czytać, oglądać filmy na temat zombie, ćwiczyć oraz... udawać, że pisze!

Autorka jest uznawana za bardzo zaradną osobę, ponieważ bez problemu jest w stanie publikować swoje powieści samemu przy jednoczesnym podpisywaniu i aktywnym realizowaniu kontaktów z prestiżowymi wydawcami, do których na chwilę obecną zaliczają się Spencer Hill Press, Entangled Publishing, Hallequin Teen, Disney/Hyperion oraz Harper Collins.


Tytuł: Sztorm i Furia
Autor: Jennifer L. Armentrout
Tytuł w oryginale: Storm and Fury
Seria: The Harbinger. Tom 1
Data premiery: 22 stycznia 2020
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 552
Ocena: 9/10

Za możliwość przeczytania ślicznie dziękuję Wydawnictwu Filia.


Czytaj dalej »

środa, 19 lutego 2020

Elle Kennedy - Ryzyko



Wszyscy twierdzą, że niedobra ze mnie dziewczyna. Mają rację tylko po części – nie pozwalam, by rządził mną strach i z pewnością nie obchodzi mnie, co myślą o mnie ludzie. Jake Connelly – gwiazdorski napastnik Harvardu na swoje nieszczęście grzeszy arogancją, butnością i zbyt przystojną aparycją. Niestety, okrutny los sprawił, że muszę prosić go o pomoc w zdobyciu tak upragnionego przeze mnie stażu. Na moją prośbę Jake Connelly udaje, że jest moim chłopakiem. On jednak nie ułatwia mi zadania, za każdą udawaną randkę żąda… prawdziwej.

Sprawa jest prosta - Elle Kennedy ogłasza, że wydaje kolejną książkę z serii Off-Campus/Briar U, a ja ustawiam się pierwsza w kolejce. Nie trzeba mnie niczym przekonywać. Wyobraźcie sobie jak ciągnęło mi się to oczekiwanie na drugi tom, bo przerwa trwała aż rok. ROK. Szczerze nie wyobrażam sobie, żebym miała teraz czekać kolejny na "The Play", a zapowiada się, że właśnie tak będzie. Czytelnicy mogą sobie mówić, że historie są przeciętne, niewyjątkowe, przewidywalne, czy coś tam jeszcze, ale ja szczerze nie potrafiłabym powiedzieć ani złego słowa na ich temat. Moje serce przepadło już lata temu i od tamtej pory pozostaję wierna tej serii. A zakochanie się w Brennie i Jake'u to była najprostsza rzecz na świecie i stała się już w "Pościgu".

Oficjalnie zostałam jego fanką. Ale nic nie szkodzi, bo on jest moim fanem. Kibicujemy sobie nawzajem, Jesteśmy dobrzy dla siebie nawzajem. I nie mogę się doczekać, by zobaczyć, co szykuje dla nas przyszłość.

Brenna Jensen nikomu nie daje sobą pomiatać. Nie obchodzi jej co myślą o niej inni i nie pozwala nikomu układać sobie życia. Jako córka trenera drużyny uniwersyteckiej Briar wiernie kibicuje swoim przyjaciołom i marzy o karierze dziennikarki sportowej. Jake Connelly to jej największa zmora - gwiazdor Harvardu, jeden z najlepiej zapowiadających się zawodników hokeja, a zarazem jej wróg. Nieważne jak piękną ma buźkę, Brenna nigdy nie przespałaby się z kimś, kto należy do przeciwnej drużyny. A dokładniej z aroganckim Jake'm.

Jednak gdy podczas rozmowy o pracę wymyka jej się, że jest on jej chłopakiem, nie ma innego wyjścia jak poprosić go o przysługę. Za bardzo zależy jej na stażu, żeby nie skorzystać z okazji. Jake jednak nie ma zamiaru ułatwić jej tego zadania. Za każdą udawaną randkę żąda prawdziwej.

Wiesz, że historia będzie rewelacyjna, kiedy zaczynasz bohaterom kibicować już wtedy, gdy pojawiają się jedynie jako postacie poboczne. Jake i Brenna mieli może ze dwie, trzy interakcje w całym "Pościgu", a ja od razu wiedziałam, że będzie z nich wybuchowa para i przepadnę dla tej historii. Ani trochę się nie myliłam. Już na drugiej stronie chichotałam jak mała dziewczynka i nie mogłam pozbyć się tego szerokiego uśmiechu aż do końca książki. Właśnie taki wpływ miała na mnie ta para, bo przysięgam, taką chemię potrafi stworzyć tylko Elle Kennedy.

Jeśli chcesz, bym cię błagał, to tak zrobię. Jeśli chcesz, bym przeskoczył przez obręcz, to ją przynieś. Poświęcę każdą godzinę wolną od snu, by udowodnić ci, ile dla mnie znaczysz. Aż dowiodę, że jestem tego wart.

Brenna to twardzielka, nie daje sobą pomiatać i twardo stąpa po ziemi. Jest córką trenera drużyny Briar, chociaż jej relacja z ojcem jest daleka do perfekcji. Pragnie dostać wymarzony staż w jednej z najpopularniejszych stacji telewizyjnych nadających sport w kraju, ponieważ marzy o byciu sportową dziennikarką. Bohaterka szybko jednak przekonuje się, że kobietom w świecie sportu nie jest ani trochę łatwo, gdy jej potencjalnym szefem okazuje się być seksistowski i mizoginistyczny dupek. Już od razu się z nią polubiłam za to jak zaciekła, pełna pasji i determinacji była. Nietrudno utożsamić się z bohaterką, która rzucona jest w świat, gdzie niesłusznie i stereotypowo rządzą jedynie faceci. Wiele z nas z pewnością będzie odczuwało wzajemną frustrację, gdy co chwilę jakiś facet mówi jej, że nie tu jest jej miejsce. Przysięgam, nienawidzę takich dupków. I cieszę się, że autorka porusza tutaj taką tematykę, bo o tym trzeba mówić. Skupienie Brenny na swojej karierze oznacza, że dziewczyna zupełnie nie myśli o związkach. Zwłaszcza, że nadal męczy ją przeszłość i rzeczy, które wtedy się zdarzyły. Lubi się zabawić i wcale się z tym nie ukrywa, ale związki nie są dla niej.

Jake pod tym względem jest taki sam. Związki to ostatnie, co jest w jego głowie, ponieważ od lat całe swoje życie poświęcał hokejowi. Jedni zarzucą mu egoizm i egocentryzm, on jednak po trupach dąży do celu, gotów jest zrobić wszystko, by wygrać i zapewnić sobie rewelacyjną karierę sportową. Dlatego chociaż Brenna wpada mu w oko i pragnie mieć ją w swoim łóżku, odpowiada mu ich mała gra, jaką ciągną od miesięcy, bo właśnie tym jest. Grą - niczym więcej. Wzajemne docinki, dogryzanie sobie, nienawiść, każda interakcja sprawia, że pragnie jej coraz bardziej. Dlatego gdy dziewczyna przychodzi do niego z prośbą o udawanie jej chłopaka, Jake się zgadza. I w zamian prosi o prawdziwą randkę, ponieważ z jakiegoś powodu pragnie spędzić z nią trochę więcej czasu. Myślę, że nie ma sensu mówić wam, że się w tym chłopaku zakochacie, bo to wiadome. Tak to już bywa z tymi seriami, że nie da się nie zakochać w tych chłopcach. Co z tego, że Jake gra przeciwko Briar, drużynie, której kibicujemy odkąd poznaliśmy ją w "Układzie"? Nagle zaczynamy być także fanami Harvardu tylko dlatego, że Connelly jest tam gwiazdą.

Nie chcesz być z kimś, kto jest dokładnie taki jak ty. Pragniesz kogoś, kto będzie stawiał ci wyzwania, kto skłoni cię, byś się otworzyła, chociaż byłaś zamknięta w sobie przez całe życie.

Jake i Brenna nie mogliby się lepiej dobrać. Jestem na przegranej pozycji, jeśli chodzi o wątki hate-to-love. A już zwłaszcza, gdy mam do czynienia z bohaterami, pomiędzy którymi jest tyle pasji, ognia i chemii. Między zdeterminowaną Brenną i aroganckim, samolubnym Jake'm iskra jest od zawsze. Każda ich interakcja przywołuje na twarz rumieńce czy też szeroki uśmiech. Dodatkowo autorka wplata tu wątek miłości zakazanej, jako, że Brenna jest córką trenera Briar, a Jake gra dla drużyny, która z nimi rywalizuje. Dodatkowo jego trenerem jest mężczyzna, z którym ojciec Brenny od lat toczy spór. Naprawdę mało kto potrafi sprawić, że podczas lektury czuję taką ekscytację i podniecenie, a tutaj autorce udało się to z łatwością, od pierwszej do ostatniej strony. Podoba mi się to, że Kennedy nie spieszyła się z rozwojem uczucia między bohaterami. Każdy etap trwał tyle, ile trzeba i chociaż chemia cały czas tam była, Brenna i Jake nie od razu zaufali sobie na tyle, by się przed sobą otworzyć. Ale uwierzcie, kiedy to się stało, całe to czekanie okazało się być warte. Uwielbiam to, że stworzyli taką piękną relację polegającą na wzajemnej adoracji, wsparciu, a jednocześnie nie zatracili tej pasji, ich docinki i humor nadal tam były.

Nie mogłabym nie wspomnieć o bohaterach drugoplanowych, bo w książkach Elle Kennedy są oni równie ważni, jak ci główni. A tutaj autorka serwuje nam chyba mój absolutnie ulubiony wątek poboczny, a mianowicie związek Rupi i Hollisa. Hollis jest nam już dobrze znany z części pierwszej, jako jeden z współlokatorów Summer i Fitza, natomiast Rupi przedstawiona jest po raz pierwszy. A Rupi.... Rupi to coś. Jest gadatliwa (nawet bardziej niż Summer!), otwarta, towarzyska, nie ma filtra w ustach i no cóż, jest trochę inna. Nie chcę mówić szalona, bo nie lubię tak określać ludzi, ale w momencie, gdy ją poznajemy, Rupi błaga Brennę i Summer o numer Hollisa, mówiąc, że jest jej przeznaczony i musi się z nim umówić. Wyobraźcie sobie przerażenie Hollisa, gdy odebrał telefon od dziewczyny, która kazała mu zabrać się na randkę, a potem przyszła do jego mieszkania i go z niego wyciągnęła. Przysięgam, nigdy nie spotkałam się z taką bohaterką, a jednocześnie to tak bardzo tutaj pasowało. Hollis i Rupi dostarczyli mi solidną dawkę humoru i co chwilę musiałam ocierać łzy ze śmiechu. Aż żałuję, że autorka nie ma w planach napisania ich własnej historii, bo chętnie zobaczyłabym jak dokładnie to wszystko się rozwinęło.

Niech mnie szlag trafi, jeśli to nie najpiękniejsza kobieta, jaką widziałem. Jest odważna i dzika, a te cechy w połączeniu z jej pięknem sprawiają, że zyskuje siłę, z którą należy się liczyć.

Niestety nie pojawiają się tu bohaterowie z serii "Off-Campus", jedynie gdzieniegdzie zostają wspomniani, ale za to często przewijają się Summer razem z Fitzem. Miło było zobaczyć ich w solidnym związku, obydwoje nadal są niesamowicie zakochani i uroczy. Autorka dużą uwagę skupiła również na Hunterze, a raczej na tym, że, no cóż, stał się męską dziwką. Po historii z Summer zdaje się, że to jedyny jego sposób na odreagowanie. Przydarza się jednak coś, co sprawia, że pod koniec książki przysięga sobie celibat i, moi drodzy, jestem gotowa na jego książkę. Chłopak ma moje serce, uważam, że zasługuje na szczęśliwe zakończenie i już się nie mogę doczekać, żeby zobaczyć, jak autorka to rozwinie.

"Ryzyko" mogę skomentować tylko tak - cud, miód i orzeszki. Czuję, że rozgadałam się za bardzo i nikomu nie będzie się chciało tego czytać, ale szczerze, o tych książkach mogłabym gadać godzinami i nigdy by mi się nie znudziło. Kawał dobrego humoru, ognistych bohaterów, pasji, chemii, namiętności i miłości. Co więcej, to nie jest wcale kolejna zwyczajna historia studencka, bo autorka nie boi się poruszyć wielu poważniejszych tematów. Przede wszystkim historia Brenny wnosi wiele emocji do tej książki, ale w wielu momentach znajdziecie coś więcej, niż tylko romansidło. Wiedziałam, że pokocham Brennę i Jake'a, i się nie zawiodłam. Szczerze, ta część została jedną z moich ulubionych spośród wszystkich z obydwu serii, z pewnością kiedyś do niej powrócę. Polecam całym serduszkiem!

ELLE KENNEDY to kanadyjskiego pochodzenia autorka romansów. Napisała takie książki jak "Błąd" czy "Układ". Znalazła się na liście bestsellerów New York Time, USA Today oraz Wall Street Journal. Jest również znana pod pseudonimem Leeanne Kenedy.

W 2010 roku pisarka była nominowana do prestiżowej nagrody RITA Award za swoją debiutancką powieść "Silent Watch". Ponadto nominowano ją do Goodreads Choice Award w kategorii: najlepszy romans.

Elle Kennedy dorastała w Toronto, Ontario, natomiast w 2005 r. ukończyła anglistykę na Uniwersytecie Nowojorskim. Już od najmłodszych lat wiedziała, że pragnie zostać pisarką i już jako nastolatka usilnie próbowała spełnić to marzenie. Na chwilę obecną pisze dla kilku różnych wydawców. Ponadto twierdzi, iż uwielbia silne bohaterki oraz seksownych alfa bohaterów.


Tytuł: Ryzyko
Autor: Elle Kennedy
Tytuł w oryginale: The Risk
Seria: Briar U. Tom 2 (spin-off "Off-Campus")
Data premiery: 11 lutego 2020
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 456
Ocena: 10/10

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka! :)


Czytaj dalej »

niedziela, 16 lutego 2020

Lex Martin - Dearest Madeline



Madeline ma jedno postanowienie – już nigdy nie umówi się ze sportowcem. Nie po tym, jak przyłapała swojego faceta na zdradzie.

Razem ze spakowanymi kartonami i złamanym sercem ląduje u przyjaciółki ze studiów. Na szczęście może rzucić się w wir pracy, aby zapomnieć o tym, co było. Jednak w najmniej spodziewanym momencie pojawia się on.

Darren to nowy zawodnik NFL i gorąca gwiazda amerykańskiego futbolu. Kiedy odkrywa, że jego sąsiadka ma nową współlokatorkę, liczy na przyjaźń… z bonusami. Czy Madeline złamie dla niego swoje postanowienie?

Lex Martin po raz kolejny uraczyła mnie cudowną, słodką historią. Jako że uwielbiam romanse studenckie, trafiłam na tę serię idealnie. Jej historie to dokładnie to, czego potrzebuję, gdy mam ochotę na coś przyjemnego i nie do końca wymagającego - wtedy sprawdzają się idealnie. "Dearest Madeline" to już trzecia część, chociaż przyznam szczerze, że zabierając się za nią zupełnie nie miałam pojęcia, czego się spodziewać. Nie czytałam opisu, nie znałam więc nawet głównych bohaterów. A od przeczytania dwóch poprzednich części minęło już tyle czasu, że oboje przewijali się już wcześniej.

Gdy Madeline przyłapuje swojego chłopaka na zdradzie, przysięga sobie, że już nigdy nie zaufa żadnemu sportowcowi. Z własnego doświadczenia wie, że ich pokusy są zbyt wielkie i nie warto. Postanawia się skupić na swojej wymarzonej pracy dziennikarki i zapomnieć o nieudanym związku. Z górą kartonów ląduje u swojej przyjaciółki ze studiów. Pech jednak chciał, że jej sąsiadem okazuje się być nie kto inny, jak Daren, gwiazda futbolu amerykańskiego, którego poznała już lata temu. Jego piękna buźka i charyzmatyczna osobowość z daleka krzyczą, że chłopak to same kłopoty. Dla niej i dla jej serca.

Gdy Madeline zostaje wkręcona w serię programów telewizyjnych poświęconych sportowcom, nie ma wyjścia, jak się zgodzić. Oznacza to jednak, że będzie musiała więcej przebywać w towarzystwie Darena, od którego najchętniej trzymałaby się z daleka. W końcu dobrze zna takich jak on. Jednak im bliżej się poznają, tym bardziej Maddie się przekonuje, że Daren nie jest w żadnym stopniu podobny do jej byłego. Ale nawet jeśli pomimo parą iskrzy, dziewczyna dobrze wie, że nie powinna się umawiać z kimś, z kim pracuje.

Z każdą kolejną książką coraz bardziej przekonuję się, że ta seria niesamowicie przypomina mi "Off-Campus" oraz "Briar U" Elle Kennedy. Gdybym miała przeczytać tę historię bez znajomości tytułu i autora, ciężko byłoby nie powiedzieć, że są podobne. Ale to bardzo dobrze, bo obydwie serie Elle Kennedy są jednymi z moich najulubieńszych na całym świecie, a teraz "Dearest Madeline" rozkochała mnie w sobie równie mocno. Czytałam ją z mocno bijącym sercem i szerokim uśmiechem na twarzy.

Moje serce? Ten mięsień w piersi, który towarzyszył mi na męczących treningach, sprawia, że płonie całe moje ciało. Rozpada się od miłości, jaką czuję do tej dziewczyny.

Muszę mieć naprawdę słabą pamięć, bo na początku zupełnie nie połączyłam faktów i nie przypomniałam sobie, że zarówno Daren, jak i Madeline, mieli już swoją rolę w poprzednich dwóch częściach. Głównie Daren, który już w pierwszej części został przedstawiony jako były chłopak Clementine, który zrobił w jej życiu wiele bałaganu. Dopiero kiedy ta sytuacja została wspomniana coś mi zaświtało w głowie i przypomniałam sobie, że za chłopakiem niezbyt przepadałam. Jeszcze bardziej interesujące stało się poznawanie historii jego oczami, kiedy dobrze wiedziałam, czego dopuścił się w przeszłości i jak mocno zmienił się od czasów, gdy był głupim nastolatkiem. A uwierzcie, zmienił się niesamowicie i nie sposób się w nim nie zakochać. Daren, którego poznajemy w tej części, oczarował nie tylko Maddie, ale i mnie. Świeżo po zerwaniu ze swoją długoletnią dziewczyną, z którą był w bardzo burzliwym związku, nie ma ochoty pakować się w nowy. Skupia się na sporcie i swojej kwitnącej karierze. Do czasów, aż nie wpada ponownie na Maddie, którą pamięta sprzed kilku miesięcy, gdy została mu przedstawiona przez Clem.

"- Przestań się gapić.
Unosi brwi. Wzrokiem nadal wodzi po mojej twarzy.
- Przestań być tak oszałamiająco piękna."

Maddie także przewijała się już wcześniej, głównie pamiętam ją z tego, że przeprowadzała wywiad z Clementine po wydaniu jej powieści i potem trochę się z nią zakolegowała. Zdradzona przez swojego chłopaka, zupełnie jak Daren nie ma ochoty na nowe związki. Skupia się na swojej pracy i stara się trzymać z dala od swojego nowego sąsiada. Pech tak chciał, że musi z nim pracować nad nową serią telewizyjną, którą Maddie ma prowadzić. No cóż, wszyscy wiemy, jak takie sytuacje się kończą... wkrótce oboje zaczynają spędzać ze sobą coraz więcej czasu. Od razu czują ze sobą połączenie, iskry lecą i w końcu postanawiają zrobić z tego użytek i zostać przyjaciółmi z bonusem. Uwielbiam w sposób, w jaki rozwinęła się ich relacja. Wbrew temu czego się obawiałam, autorka nie robiła niepotrzebnych dramatów, które ciągnęłyby się przez pół książki. Dodatkowo docinki między Darenem i Maddie przyniosły mi wiele zabawy, wybuchałam śmiechem niemalże co chwilę. Ich historia to było idealne połączenie humoru, słodkich momentów, wzajemnej adoracji i zrozumienia. Nie spodziewałam się, że tak będzie, ale ta część bez dwóch zdań została moją ulubioną.

Autorka prowadzi fabułę w ten sposób, że nie da się od niej oderwać. Świetna jest nie tylko chemia między głównymi bohaterami, ale historia, jaką oboje mają do opowiedzenia. Jestem wdzięczna, że autorka dała mi szansę poznania przeszłości oczami Darena, bo dało mi to zupełnie inną perspektywę na wszystko, co się wydarzyło z Clementine. I chociaż nie usprawiedliwiam jego czynów, okazuje się, że jest w nim naprawdę dużo więcej, niż jego błędy z młodości. Madeline natomiast to inspirująca babka, która brnie po szczeblach swojej kariery i nikomu nie daje sobą pomiatać. Wykazuje się siłą nawet w momencie, gdy wszystko się sypie, a to jest godne podziwu. Cieszę się, że jej postać pokazuje, że kobiety w świecie sportu to nic nadzwyczajnego i wcale nie muszą być w tym gorsze, niż mężczyźni. Uwielbiam historię, którą nam opowiada.

"Dearest Madeline" to naprawdę rewelacyjne zakończenie trylogii (chociaż autorka wspominała coś o tym, że chciałaby tę serię kontynuować, więc miejmy nadzieję na kolejne części!), której lektura była czystą przyjemnością. Uwielbiam pierwszą część, ale to ta skradła mi większą część serducha. Było coś w Darenie i Maddie takiego, że serducho mi się rozpływało i nie mogłam zmyć głupiego uśmiechu z twarzy. Jeśli jesteście fanami serii, to się nie zawiedziecie. Zwłaszcza, że w tle ciągle gdzieś przewijają się dobrze już nam znane pary. Polecam!
LEX MARTIN to bestsellerowa autorka serii Dearest, All about the D oraz Shameless. Jest utalentowaną pisarką i nauczycielką języka angielskiego. Uwielbia wywoływać czarno-białe zdjęcia, słuchać muzyki z płyt winylowych i zatracać się w doskonałych książkach. Obecnie wraz z mężem i córkami mieszka w Los Angeles.


Tytuł: Dearest Madeline
Autor: Lex Martin
Tytuł w oryginale: Kissing Madeline
Seria: Dearest. Tom 3
Liczba stron: 376
Data premiery: 15 stycznia 2020
Ocena: 10/10

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu!



Czytaj dalej »

czwartek, 13 lutego 2020

Brittainy C. Cherry - Eleanor & Grey



Greyson East mnie naznaczył.

Zakochałam się w nim jako młoda dziewczyna, która nie wiedziała nic o życiu.
Dni były idealne… aż wszystko się zepsuło i musieliśmy się rozstać. Pozostawiając za sobą pierwszą miłość, trzymałam się wspomnień i pragnienia, aby móc go odnaleźć.

A kiedy moje marzenie się spełniło, nic nie było takie, jak sobie wyobrażałam.

Zgłaszając się na rozmowę w sprawie posady niani, nie spodziewałam się, że moim nowym szefem będzie chłopak, którego znałam, a który był teraz zimnym, zamkniętym w sobie, samotnym mężczyzną.
Zniknął uśmiech, który tak kochałam, zbladły wspomnienia. Każdą jego cząstkę spowijał świeży ból.
Kiedy Greyson zorientował się kim jestem, wymógł na mnie obietnicę profesjonalizmu w pracy, abym nie próbowała się do niego zbliżać, nie odkurzała wspomnień.

Czasami jednak w jego burzliwych oczach dostrzegałam przebłyski dawnego chłopca. Widziałam tego, który się uśmiechał, który skradł dziewczynie serce i nie miałam wątpliwości, że warto było o niego walczyć.

Dostałam drugą szansę z tym, który mnie naznaczył, więc miałam nadzieję, że w jakiś sposób ja również odcisnę się w jego duszy.

Popełniłam błąd i przed przeczytaniem tej książki naczytałam się opinii na Goodreads, z czego wiele z nich nie wypowiadała się na jej temat zbyt dobrze. Z drugiej strony praktycznie wszystkie polskie czytelniczki wychwalają tę pozycję na prawo i lewo, co skutkowało w tym, że zaczęłam przekładać lekturę "Eleanor & Greya" w czasie, bo bałam się tego, co przeczytam. Brittainy C. Cherry jest jedną z moich absolutnie ukochanych autorek, bez dwóch zdań autorka dobrze wie jak za pomocą słów wywołać milion emocji w czytelniku i wiedziałam, że nie ma innej opcji i tę książkę w końcu przeczytam. Więc czy warto było tak się tym denerwować?

Śmialiśmy się, całowaliśmy, kochaliśmy.
Miłość...
Zakochałam się w nim bez wysiłku. Prawie tak, jakby od zawsze było mi pisane kochać tego mężczyznę.

Eleanor poznała Greya, kiedy przechodziła przez ciężki okres. Jako nieśmiała, introwertyczna, młoda dziewczyna nie miała zbyt wielu przyjaciół, nie zwracała także uwagi chłopców. To dopiero on zobaczył w niej coś, czego nie widział nikt inny. Stał się jej oparciem, gdy jej matka walczyła z rakiem. Ona stała się dla niego światłem w ciemności, gdy zmagał się z samotnością i problemami rodzinnymi. Byli dla siebie bezpieczną przystanią. Dopóki los ich nie rozłączył, sprawiając, że nie widzieli się przez długie lata.

Niemalże dwie dekady później spotykają się ponownie, gdy Eleanor stara się o pracę opiekunki nad dwiema jego córkami. Kobieta nie widzi w nim już jednak tego ciepłego, pełnego współczucia chłopca, którego kochała jako nastolatka. Ten Grey jest oziębły, zamknięty i złamany. Cały jego czas zajmuje praca. Na dodatek zdaje się, że czas, który spędzili razem jako nastolatkowie zupełnie nic dla niego nie znaczy. Eleanor nie potrafi jednak nie czuć do niego współczucia. Gdy patrzy w jego smutne oczy, pragnie jedynie sprawić, aby przestał się czuć samotny. Tak jak on robił to przez długi czas, kiedy byli młodzi. Jednakże czy da się uratować serce kogoś, kto stracił tak ważną jego część?

Nie trzeba było mówić o miłości, by wiedzieć, że istniała. Nie stawała się prawdziwa tylko dlatego, że ktoś o niej mówił. Nie, miłość tkwiła w mroku nocy, lecząc po cichu nasze złamane serca.

Autorka podzieliła książkę na dwie części. Tę pierwszą, gdzie Eleanor i Grey są młodzi, oraz tę drugą, w której spotykają się ponownie kilkanaście lat później. Przez pierwszą niemalże przeleciałam. Brittainy C. Cherry już ma to do siebie, że jej słowa się wręcz spija i nim się obejrzymy, a książka się kończy. Tak się czułam, gdy czytałam pierwszą część. Uwielbiałam ten wgląd w początki naszych głównych bohaterów, gdy tacy niewinni i trochę samotni znaleźli w sobie schronienie. Eleanor właśnie zmagała się z druzgocącą wiadomością, jaką był rak jej mamy, a Grey stracił właśnie dziadka, jedyną osobę, która sprawiała, że nie czuł się samotnie, gdy jego rodzice po raz kolejny się kłócili, albo znikali. Chociaż dziewczyna była nieśmiała, jej ulubioną formą spędzania wolnego czasu było czytanie książek (piąteczka!), a chłopak cieszył się popularnością i uwagą innych dziewczyn, coś ich do siebie przyciągnęło i zrodziła się między nimi wyjątkowa więź. Moje serce rosło, gdy czytałam o tej pięknej, młodzieńczej miłości.

Musiał wiedzieć, że mógł się załamać. Rozpaść. Rozbić i spłonąć. Następnie, gdy przyjdzie czas, by ponownie stanąć na nogach, gdy będzie potrzebował pomocnej dłoni, podam mu swoją.

To dopiero w drugiej części mój zapał do tej historii trochę osiadł. Gdy bohaterowie spotykają się ponownie, mija naprawdę wiele czasu. W ciągu piętnastu lat zmienia się tak wiele, że Eleanor i Grey są już dla siebie niemalże obcymi ludźmi. Greyson ma swoją własną rodzinę, dwie piękne córki, pracę, a co najważniejsze, leczy złamane serce po śmierci ukochanej żony. W niczym nie przypomina chłopca, którym był, który z łatwością potrafił przywołać uśmiech na twarz Eleanor. Jego zimna, oschła i oficjalna postawa rani kobietę, chociaż stara się nie dać tego po sobie poznać. Dobrze wie, że między nimi już nic nie ma, a Grey ruszył ze swoim życiem. I tu jak dla mnie pojawił się problem... bo Greyson ruszył ze swoim życiem, a mam wrażenie, że Eleanor ciągle stała w miejscu. Co gorsze, śmierć jego żony ciągle wisiała nad nimi jak chmura burzowa, która tylko czeka, aby się rozpętać. Nie zrozumcie mnie źle, ja dobrze wiem, że życie układa się na różne sposoby i nikt nie musi czekać na swoją nastoletnią miłość, ale kiedy autorka ciągle zaznacza, że to jego żona była miłością jego życia, trochę mnie to zniechęcało. W moim odczuciu to sprawiło, że historia Eleanor i Greya straciła na znaczeniu. I dlatego przez całą drugą część ciągle czułam, że czegoś mi tu brakuje. Że to rozwijało się trochę za szybko, jak na fakt, że Grey ciągle opłakiwał swoją niedawno zmarłą żonę, którą rzekomo tak mocno kochał. I że Eleanor wcale nie była jego pierwszą miłością, jak mieliśmy uważać po pierwszej części. Ba, bywały momenty, że zastanawiałam się, czy główna bohaterka nie była dla niego tylko pocieszeniem.

Potrzebował wytchnienia. Potrzebował czegoś, co odciągnęłoby jego umysł od smutku.
Może potrzebował mnie tak bardzo, jak ja jego, by się nie załamać.

Widzicie, tu jest problem, kiedy autorzy decydują się pisać o bohaterach, którzy opłakują bliskie połówki. Kiedy sięgam po romans, nie chcę mieć uczucia, że gdyby ta zmarła ukochana osoba nagle miała jakimś cudem wrócić, nasz główny bohater wróciłby do niej bez mrugnięcia okiem. I wiem, że to durne myślenie, ale jako czytelniczka jestem wybredna i niestety było mi bardzo szkoda Eleanor, bo według mnie kobieta zasłużyła na coś więcej, niż bycie czyjąś drugą opcją. Trzeba jednak przyznać, że historia jest interesująca i wzruszająca. Może i zazgrzytało w pewnych momentach, ale Cherry zrekompensowała się tym, że poruszyła tak wiele innych wątków, które zostały poprowadzone cudownie. Moim ulubionym jest wątek rodzica i swoich dzieci, który przewija się w przeróżnych relacjach między bohaterami. Sama relacja Eleanor i swojej mamy wielokrotnie doprowadziła mnie do łez, bo była piękna, sprawiła, że sama uciekłam myślami do mojej mamy i jeszcze bardziej doceniłam to, że jest przy mnie i mnie wspiera. Gdy autorka przedstawiła nam Lorelai (Czy wspominałam, że kocham Cherry za to, że bohaterki tej książki tak mocno kochają Kochane Kłopoty? Mój ukochany serial?) oraz Karlę, od razu je pokochałam. Dwie całkowicie różne bohaterki, a jednak każda z nich miała własną historię do opowiedzenia. Bardzo chętnie w przyszłości przeczytałabym książkę o Karli, bo ta dziewczyna ma naprawdę wiele do powiedzenia.

Eleanor zaczynała być moją pierwszą myślą rano i ostatnią, gdy moja głowa lądowała wieczorem na poduszce.
Nie miałem pojęcia, że to możliwe.
Nie zdawałem sobie sprawy, jak szybko moje serce może zacząć bić dla kogoś, kto jeszcze kilka tygodniu był mi zupełnie obcy.

Właśnie za to tak bardzo uwielbiam książki Cherry. Bo nawet jeśli znajdzie się w nich coś, co mi się nie spodoba, to koniec końców wiem, że sięgam po wartościową lekturę, o której nie da się zapomnieć z upływem czasu. Autorka ma dar do nadawania symboliki najmniejszym rzeczom, słowom, a to nie umyka nawet z czasem. Jestem pewna, że po tej książce już nigdy nie spojrzę tak samo na ważki czy Harry'ego Pottera (każdy, kto czytał, wie o co chodzi). Sposób, w jaki autorka pisze, zawsze robił na mnie wielkie wrażenie. Nie każdy potrafi tak poruszyć moje serducho, jak ona. I nawet jeśli pod koniec czułam pewien niedosyt, to chyba nigdy nie potrafiłabym skrytykować czegoś, co wychodzi spod jej rąk.

"Eleanor & Grey" to może nie będzie moja ulubiona książka Brittainy C. Cherry, nie można jednak zaprzeczyć, że historia, jaką przedstawia, jest piękna, bolesna i inspirująca. Pomimo tego, że nie czuję się w pełni usatysfakcjonowana pewnymi wyborami fabularnymi, autorka zdołała mnie poruszyć. Przez książkę wręcz przepłynęłam. To piękna historia o rodzinie, złamanych sercach, samotności, stracie bliskiej osoby i uzdrowieniu, jakie znajdujemy w codziennych, pięknych i prostych rzeczach, czy osobach. Bardzo jestem ciekawa historii Landona oraz Shay, zdaje się, że może być ona wielkim rollercoasterem emocji. Polecam!



BRITTAINY C. CHERRY - Amerykańska pisarka, autorka poczytnych książek z gatunku romans. Brittainy Cherry była zakochana w słowach od dnia, w którym wzięła swój pierwszy oddech. Ukończyła Carroll University Degree Bechelors na kierunku Sztuka Teatralna oraz kurs kreatywnego pisania m.in. scenariuszy. Uwielbia aktorstwo, taniec, kawę, herbatę chai i wino. Brittainy mieszka w Milwaukee, Wisconsin ze swoją rodziną. Kiedy nie pisze, opiekuje się i bawi ze swoimi zwierzętami.




Tytuł: Eleanor & Grey
Autor: Brittainy C. Cherry
Tytuł w oryginale: Eleanor & Grey
Liczba stron: 462
Wydawnictwo: Filia
Data premiery: 22 stycznia 2020
Ocena: 8/10 

Za możliwość przeczytania ślicznie dziękuję Wydawnictwu Filia :)


Czytaj dalej »

wtorek, 11 lutego 2020

Podsumowanie stycznia



Styczeń już za nami, więc czas na jego podsumowanie. Przyznam szczerze, że był to miesiąc kiedy ani nie miałam czasu na czytanie, ani większych chęci. Połowę książek przeczytałam "na kolanie", to jest w drodze na uczelnię, czy do domu, głównie w wersji elektronicznej. Sesja i studia pochłonęły cały mój czas i musiałam odsunąć książki na kilka tygodni. I tak jestem zaskoczona, ponieważ w styczniu udało mi się przeczytać siedem książek, z czego jedynie cztery w wersji papierowej. Plus jest taki, że wszystkie mi się podobały :) A lista wygląda tak:


  • Penelope Ward, Punk 57 - ★★★★★★★★★★
  • Bianca Iosivoni, First Last Night - ★★★★★★★★☆☆
  • Ella Frank & Brooke Blaine, Aced. Wymarzony - ★★★★★★★★☆☆
  • Penelope Ward, Grzechy Sevina - ★★★★★★☆☆☆☆
  • Ginger Scott, Cry Baby - ★★★★★★☆☆☆☆
  • Ella Frank & Brooke Blaine, Locked - ★★★★★★★★★★
  • + książka, która na razie objęta jest tajemnicą ;)




NAJLEPSZA KSIĄŻKA STYCZNIA:

W styczniu przeczytałam wiele cudownych pozycji, które zasługują na wysoką ocenę, ale jeśli mam wybierać tą jedną, to pewnie postawiłabym na "Punk 57" Penelope Douglas. W książkach tej autorki już jest coś takiego, że potrafi sprawić, że zakochuję się bez reszty. Nikt nie pisze lepiej o wątku hate-to-love, a Misha i Ryen mieli od samego początku w sobie coś takiego, dzięki czemu nie mogłam się oderwać. Ich historia to był istny rollercoaster emocji i chcę tylko więcej!


NAJGORSZA KSIĄŻKA STYCZNIA:

Na szczęście nie ma w tym miesiącu książki, którą określiłabym "najgorszą" :)


A wam ile pozycji udało się przeczytać w styczniu?
Czytaj dalej »

niedziela, 9 lutego 2020

Laura Kneidl - Tylko Bądź Przy Mnie



Ona boi się miłości.

Ale jeszcze bardziej boi się, że straci tego chłopaka...

Z Luką Sage była szczęśliwsza niż kiedykolwiek w życiu. Pokazał jej, co to znaczy ufać, żyć i kochać. Ale ciemna przeszłość Sage dopadła ją i zniszczyła wspólne szczęście.

Nawet po dramatycznym rozstaniu Sage nie może zapomnieć o Luce, bez względu na to, jak bardzo się stara. Każdego dnia odczuwa jego brak. Ale wtedy on pojawia się nagle u jej drzwi i prosi, by wróciła. Czy pomimo tego wszystkiego, co zaszło między nimi, mają szansę na nowy początek?


Od kiedy przeczytałam pierwszą część losów Sage i Luki, nie mogłam się doczekać kontynuacji. Zwłaszcza po takim zakończeniu, bo autorka zostawiła nas z roztrzaskanymi sercami. I gdyby nie to, że książkę dostałam w rączki dopiero kilka dni temu, nie czekałabym ani chwili, aby od razu zagłębić się w ten świat. Bo kiedy to zrobiłam, całkowicie przepadłam. Autorka zabawiła się moimi uczuciami i na koniec zostawiła ze łzami w oczach gdy musiałam się pożegnać z bohaterami, których zdołałam tak mocno pokochać.

Zanim przejdę do recenzji, nie chcę nikomu zaspoilerować pierwszej części, więc czytacie na własną odpowiedzialność. Postaram się nie zdradzać zbyt wiele, ale może być trudno.

Po dramatycznym rozstaniu z Luką, Sage znowu pozostaje bez dachu nad głową, gdy zostaje wyrzucona z jego mieszkania. Zamieszkuje w obskurnym motelu, jedynym miejscu, na które może sobie pozwolić biorąc pod uwagę swoją sytuację finansową. Załamana, ze złamanym sercem i przerażona swoim okropnym ojczymem, ponownie wraca do stanu, w którym była chwilę po przyjeździe do miasta. Pragnie bezpieczeństwa, jakie dawały jej ramiona Luki, wie jednak, że bycie z chłopakiem jest niemożliwe. Nie, kiedy w grę wchodzi bezpieczeństwo jej młodszej siostry. Stara się ruszyć dalej, znaleźć niedrogie mieszkanie i udawać, że wszystko gra. Nawet jeśli sam widok chłopaka sprawia, że jej serce wyrywa się do niego z tęsknoty. Znalezienie nowego lokum wcale nie jest takie proste i dni zmieniają się w tygodnie, a życie w obskurnym motelu nie jest dla niej zdrowe.
Dlatego, gdy na jej progu staje Luca i prosi, aby wróciła do ich mieszkania, dziewczyna się zgadza. Pragnie mieć go w swoim życiu, nawet jeśli tylko jako przyjaciela. Poza tym tęskni za April, swoją przyjaciółką. Życie pod jednym dachem po tak bolesnym rozstaniu okazuje się być jednak trudniejsze, niż im się zdawało. Tęsknota się nasila i uczucia ponownie dają o sobie znać. Sage wie jednak, że nie można jej słuchać swojego serca, bo przyniesie jej to wiele kłopotów. Boleśnie sobie o tym przypomina, gdy niespodziewanie zaczyna otrzymywać anonimowe prezenty...

Kiedy piszę, że zakończenie pierwszej części złamało mi serducho, mam na myśli potok łez, który nie chciał przestać lecieć nawet po odłożeniu książki. Nie spodziewałam się jednak, że autorka zdoła roztrzaskać je jeszcze bardziej. Druga część startuje niemalże w tym samym momencie, w którym kończy się pierwsza, więc na świeżo dostajemy informacje, co dzieje się z Sage po rozstaniu z Luką. I pomijając już sam fakt oczywistego rozstania, nie mogłam uwierzyć, że znowu byłam zmuszona do obserwowania jak życie traktuje tę dziewczynę jak gówno i nie daje jej nawet chwili spokoju. Wystarczająco naczytałam się o tym w części pierwszej, a tutaj bolała mnie każda część ciała, za każdym razem, gdy znowu coś się jej waliło. Los potrafi być tak okrutny i niesprawiedliwy, a historia Sage po prostu łamała mi serce. Pragnęłam ją przytulić i odjąć trochę tego bólu, bo nikt, absolutnie nikt nie zasługuje na to, przez co ta dziewczyna musiała przejść. Jednocześnie cieszę się, że autorka nadal kontynuowała proces ukazania psychiki osoby, która zmagała się z molestowaniem i przemocą domową. Sage to bohaterka, z którą utożsami się niejedna osoba i jej historia jest inspiracją. Rozpierała mnie duma, gdy wykazywała się siłą i odwagą w sytuacjach, które przynosiły jej tak wiele trudu.

Tak, zraniliśmy się. Niezależnie jednak, czy się z nim kłóciłam, czy przestawałam z nim rozmawiać, kochałam go i nigdy go nie zapomnę.

Luca natomiast musi poradzić sobie z bólem po stracie Sage i okropnych słowach, jakie usłyszał z jej ust. Robi to w, cóż, dość specyficzny sposób. I chociaż jego akcje mnie bolały, to nie byłam zaskoczona, że zareagował w taki, a nie inny sposób. Luca nie jest idealny, Sage zresztą też nie, ale właśnie za to tak bardzo ich pokochałam. Bo obydwoje w końcu stawiają czoła swoim lękom i błędom, i starają się je naprawić. Cieszę się, że nawet pomimo tych kłótni i nieporozumień, Luca nadal pozostawał dla Sage taką bezpieczną przystanią. Jednocześnie bolało mnie serce, gdy widziałam jego tęsknotę i bezsilność w stosunku do Sage. Ten chłopak ma złote serce i nawet pomimo tego, że kreowany jest na kobieciarza, którego nic nie obchodzi, widać jak mocno troszczy się o tych, na których mu zależy i zawsze stara się robić to, co właściwe. Uwielbiam jego postać.

Chociaż początek tej części był trudny i bolesny, to całościowo książkę czytało mi się lżej niż tom pierwszy. Przede wszystkim dlatego, że teraz historia zaczyna się rozwijać, sami bohaterowie, jak i relacja między nimi, przechodzą ogromną zmianę. Luka i Sage nie są już tymi samymi osobami, jakimi byli w "Jednak mnie kochaj", a jednocześnie ich uczucie tylko rośnie na sile. Ta historia z trudnej, bolesnej i pełnej cierpienia zmienia się w taką, która daje nadzieję na lepsze jutro i pokazuje, że nawet po najgorszej burzy zawsze wychodzi słońce. I jasne, nawet jeśli nie jest łatwo, ani idealnie, to wszystko jest łatwiejsze, gdy mamy przy sobie te właściwe osoby. Sage i Luca to właśnie w sobie odnajdują zrozumienie i miłość potrzebną, by przetrwać, nawet jeśli ich droga do tego jest zawiła, bolesna i pełna cierpienia. Ale rany, tak bardzo warto wytrwać z nimi do końca. Bardzo rzadko tak mocno kibicuję jakiejś parze, ale ta dwójka od samego początku miała to coś, co sprawiło, że w nich wierzyłam. I każda bolesna scena była tego warta, gdy wreszcie dostałam fragmenty, dzięki którym uśmiech nie schodził mi z twarzy.

Jedno, co wiem, Sage, to to, że za tobą tęsknię.

Ta historia to tak dużo, niż tylko historia miłosna. I naprawdę cieszę się, że autorka nie zatraciła tego, próbując naprawić sytuację między Lucą i Sage. Bo to przede wszystkim sama historia Sage sprawia, że ta pozycja jest tak wyjątkowa. Temat przemocy domowej i molestowania nie jest czymś łatwym do napisania, a uważam, że każda reakcja bohaterki została przedstawiona w adekwatny sposób. Niełatwo się czytało, gdy musiała sobie radzić z przerażeniem i swoją traumą, a jednocześnie cieszę się, że autorka niczego nie koloryzowała, a przedstawiła prawdę taką, jaką jest. Ataki paniki, trauma z przeszłości, strach, to nie znika jak za dotknięciem magicznej różdżki tylko dlatego, że uciekamy, znajdujemy nowych przyjaciół, czy miłość. Jasne, dzięki temu jest milion razy łatwiej, ale to nadal jest i cieszę się, że Sage nauczyła się akceptować tę część siebie i z nią radzić. To naprawdę mocne i inspirujące.

"Tylko bądź przy mnie" to idealna kontynuacja, a jednocześnie zakończenie losów Sage i Luki. Przekręcenie ostatniej strony było dla mnie nie lada wyzwaniem, bo poczułam jakąś pustkę, gdy zdałam sobie sprawę, że to koniec. Tak długo żyłam ich historią, że ciężko było się pożegnać. Przyznaję, że cała przygoda była bardzo emocjonalna i momentami wykańczająca, ale było warto. Autorka napisała kawał wzruszającej, inspirującej i emocjonalnej powieści, która zostanie w moim sercu na długo. Wiem, że Sage i Luca nie dadzą o sobie zapomnieć. Nie mogę się doczekać, aż w przyszłości sięgnę po więcej pozycji spod pióra Laury Kneidl.


LAURA KNEIDL pisze powieści o codziennych wyzwaniach, fantastycznych światach i miłości. Urodziła się w 1990r. w Erlangen. Studiowała zarządzanie biblioteką i informacją w Stuttgarcie. Pracę nad swoją pierwszą powieścią rozpoczęła w 2009 roku. Przez długi czas mieszkała w Szkocji, obecnie w Lipsku, a jej mieszkanie przypomina bibliotekę. Prowadzi konto na Instagramie i lubi rozmawiać ze swoimi czytelnikami.


Tytuł: Tylko Bądź Przy Mnie
Autor: Laura Kneidl
Tytuł w oryginale: Verliere Mich. Nicht
Seria: Jednak Mnie Kochaj. Tom 2
Data premiery: 22 stycznia 2020
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 416
Ocena: 10/10

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar!


Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia