piątek, 31 marca 2023

Podsumowanie czytelnicze marca

 
Kończy się marzec, więc czas na comiesięczne podsumowanie czytelnicze! Trochę pozbierałam się po moim zastoju, w którym utknęłam w lutym i udało mi się przeczytać parę świetnych książek. Przeczytałam dziewięć pozycji, w tym krótkie opowiadanie, a dziesiątą zaczęłam i być może nawet jeszcze dzisiaj skończę - "Chłopak z drugiego planu" Mikołaja Milckego.

Marzec to był również miesiąc, w którym premierę miały dwie książki, które miałam okazję objąć patronatem medialnym, za co jestem niesamowicie wdzięczna. Pierwszą z nich jest cudowna i emocjonalna "Fragile Heart", kontynuacja historii Rosie i Adama. Drugą jest natomiast słynna na TikToku książka "To, co zostaje w nas na zawsze" Lucy Score.

A wam które książki przeczytane w marcu podobały się najbardziej?

Alice Oseman, Solitaire - ★★★★★★☆☆☆☆
Elena Armas, The American Roommate Experiment - ★★★★★★★★★★ (reread)
Emily Henry, Book Lovers - ★★★★★★★★☆☆
Weronika Ancerowisz, For Sure Not You - ★★★★★★☆☆☆☆
Meghan Quinn, Nie od pierwszego wejrzenia - ★★★★★★★☆☆☆
Mona Kasten, Fragile Heart - ★★★★★★★★★★ (reread)
Lucy Score, To, co zostaje w nas na zawsze - ★★★★★★★★★☆ (reread)
Monica Murphy, A Million Kisses In Your Lifetime - ★★★★★★★★☆☆
Monica Murphy, Birthday Kisses - ★★★★★★★★★☆


NAJLEPSZA KSIĄŻKA MIESIĄCA:


Pomijając oczywiste odpowiedzi, którymi byłyby moje patronaty i reread "The American Roommate Experiment", bo o tych książkach ciągle tutaj rozmawiam, bardzo spodobało mi się także "Book Lovers" - nowa powieść Emily Henry. To chyba moja ulubiona książka tej autorki i jednocześnie pozycja, na której świetnie się bawiłam ze względu na jej genialny humor. Dawno już tak się nie uśmiałam podczas lektury romansu.

NAJWIĘKSZE ROZCZAROWANIE MIESIĄCA:


Nie wiem czy którąkolwiek z przeczytanych książek uznałabym za rozczarowanie. Niektóre z nich nie do końca trafiły w mój gust i miały swoje wady, ale nie nazwałabym ich złymi. Pod tym względem uważam, że był to naprawdę udany miesiąc :)
Czytaj dalej »

wtorek, 28 marca 2023

Mona Kasten - Fragile Heart | Recenzja patronacka



Minęły trzy miesiące, odkąd Adam zerwał wszelki kontakt z Rosie. Słowa z jego pożegnalnego listu wciąż przelatują jej przez głowę, serce boli tak samo jak pierwszego dnia. Tęskni za głębokimi rozmowami, które z nim prowadziła i za bliskością, którą z nim czuła, nawet gdy był tysiące kilometrów stąd. Jej internetowy program radiowy przynajmniej trochę rozprasza Rosie, a ona niestrudzenie pracuje, aby przywrócić go na właściwe tory po klęsce wywiadu ze Scarlet Luck. Ale kiedy zaczyna wierzyć, że w końcu może zapomnieć o Adamie, ten ponownie kontaktuje się z Rosie – i nagle wszystkie uczucia, nadzieje i marzenia, które tak bardzo starała się stłumić, powracają.


Zanim przejdziecie do przeczytania tej recenzji: mogą się tu pojawić wspominki wydarzeń z pierwszego tomu. Jeśli więc nie chcecie spoilerów, może lepiej jej nie czytajcie :)

Ostrzeżenie o wątkach w książce: depresja, wykorzystywanie seksualne, uzależnienie, używki, ataki paniki, nienawiść

Są pewne książki, które zostają z nami na zawsze i dla mnie jedną z nich jest dylogia Scarlet Luck. Twórczość Mony Kasten ogólnie uwielbiam i podziwiam od lat, bo to jedna z tych autorek, które potrafią wywołać w czytelniku ogrom emocji samymi słowami, ale to historia Rosie i Adama ma szczególne miejsce w moim sercu. Niech was nie zwiodą te przepiękne okładki, to nie jest słodka historia miłosna. To powieść o tym, jak bolesna potrafi być samotność w tak ogromnym świecie i jak jedna sytuacja potrafi na zawsze zmienić nasze życie. O tym, jak trudno odzyskać beztroskę, niewinność i zaufanie, gdy odebrano nam je w okrutny sposób. Czytając tę historię, poznając tych bohaterów, ich traumę, cierpienie, poczucie samotności, fizycznie odczuwałam ból. Zalewałam się łzami, błagając o spokój ich ducha i szczęście. Ale jednocześnie jest to jedna z najpiękniejszych książek, w której w tak wielu momentach ukazana jest nadzieja i potęga miłości drugiego człowieka.

Uczucie, jakie towarzyszyło mi podczas końcówki czytania Lonely Heart chyba zostanie ze mną do końca życia. Nie tylko mną wstrząsnęło, ale też złamało mi serce, chociaż nie wyobrażam sobie, by ta książka miałaby się skończyć inaczej. To był ogromnie ważny katalizator, który pozwolił zrobić bohaterom krok do przodu, nawet jeśli niesamowicie bolało i było trudno o tym czytać. Gdy ponownie spotykamy się z Rosie i Adamem w Fragile Heart, wszystko jest inne, chociaż jednocześnie wiele rzeczy pozostało takich samych. Adam nie jest już tym samym człowiekiem, jakiego zostawiliśmy w poprzedniej książce, Rosie zresztą też nie. Minęły miesiące, podczas których wiele się wydarzyło. Dla Adama był to okres, w którym wreszcie otwarcie poprosił o profesjonalną pomoc, ale kosztowało go to relacje z najważniejszymi osobami w jego życiu. A dla Rosie miesiące te stały się koszmarem, w którym nie tylko leczyła złamane serce po rozstaniu z Adamem, ale zbierała cząstki siebie i swojego programu, które zostały roztrzaskane przez jej byłą przyjaciółkę oraz współpracowniczkę, a także przez publikę, której nienawiść do niej nie ustaje nawet pomimo upływu czasu.

Czytałam wiele książek, które poruszają ważne tematy, ale mało kto robi to w tak otwarty sposób, jak Mona. Przedstawienie zmagań Adama z uzależnieniem oraz jego traumy z przeszłości to nie był tylko wątek poboczny, a ogromnie ważna część historii jego, jak i jego i Rosie. I bardzo jestem autorce za to wdzięczna, bo uważam, że właśnie na to zasłużyli bohaterowie tej książki, jak i każda osoba na świecie, która być może zmagała się z podobnymi problemami. Autorka tak realistycznie przedstawia zmagania bohaterów z uzależnieniem, depresją, atakami paniki, hejtem. Płakałam razem z nimi nad tym, co im odebrano i jak ich potraktowano. I czułam tak ogromną dumę, obserwując proces ich zdrowienia podczas tych dwóch części, bo właśnie to jest najpiękniejsze - to, że możemy zobaczyć, jak bardzo się zmieniają i otwierają na pomoc.

Liczne trudności, z jakimi przyszło się zmierzyć bohaterom, ukazują jedynie, jak wielka siła jest w człowieku i że nawet te kruche, podatne na pęknięcia serca, nigdy się nie złamią do końca. Zanim Rosie i Adam w ogóle mogą pomyśleć o wejściu w związek, muszą zmierzyć się z wieloma demonami, ze swoją traumą, cierpieniem, ale każdy kolejny krok pozwala im na nowo otworzyć swoje serca. I gdzie pierwsza część łamie czytelnika na kawałki, ta stopniowo składa nas do kupy. Gdzieś pomiędzy bólem przeszłości jest w tej historii tak wiele miłości. Ciepła. Spokoju. Zaufania. Zdrowienia. Akceptacji. A w tym wszystkim najpiękniejsza jest miłość Adama i Rosie, która budowana jest na wsparciu, wzajemnym zrozumieniu i poczuciu, że nieważne co by się stało, zawsze znajdą w swoich ramionach bezpieczną przystań.

Związek tych bohaterów musiał znieść tak wiele, ale ze łzami (szczęścia!) w oczach obserwowałam, jak ponownie odnajdują drogę dla siebie i wzajemnie wspierają się w ciężkich momentach. Zawsze najbardziej kochałam w ich relacji to, że nigdy niczego przed sobą nie ukrywali i mogli na sobie polegać w każdym momencie, a w tej części widać to tylko wyraźniej - w każdej chwili, gdy rozumieli się bez słów, w każdym pocałunku, który był dla Adama ogromnym krokiem do przodu i uścisku, który zapewnił im ochronę w swoich ramionach. Szczerze mówiąc, to jedna z najzdrowszych książkowych relacji, o jakich kiedykolwiek czytałam, nawet jeśli ich droga była długa i wyboista.

Pisząc tę recenzję mam łzy w oczach, bo jest to dla mnie jedna z tych ważniejszych, wartościowych historii, które dogłębnie poruszyły moje serce. Wylałam na niej morze łez, fizycznie cierpiałam razem z bohaterami, ale jestem im wdzięczna za tę drogę, którą razem przybyliśmy. A fakt, że miałam okazję objąć obie części tej pięknej historii patronatem, to dla mnie największa duma. To historia o samotności, traumie, niszczycielskiej sile uzależnień, ale też o naszej wewnętrznej sile, powstawaniu nawet wtedy, gdy nie mamy już nadziei i mocy, jaką może mieć wsparcie i miłość drugiej osoby, gdy tego najbardziej potrzebujemy. Mogę mieć tylko nadzieję, że każdy, kto pozna Rosie i Adama, pokocha ich równie mocno, jak ja.




MONA KASTEN urodziła się 1992 roku w Hamburgu i jest niemiecką pisarką, która skupia się w swojej twórczości literackiej głównie na nurcie Young Adult. Jest absolwentką bibliotekoznawstwa. Ostatecznie postanowiła podporządkować swoje życie pasji, jaką jest pisanie. Prócz serii  “Maxton Hall”, na którą składają się: “Save Me”, “Save You” i “Save Us”, przygotowała również inne powieści dla młodych czytelników, m.in. książki wchodzące w skład cyklu “Begin Again”. W opisywanych historiach autorka skupia się przede wszystkim na dokładnym przedstawieniu bohaterów i targających nimi emocji, za co pokochały autorkę miliony czytelników na całym świecie.


Tytuł: Fragile Heart
Autor: Mona Kasten
Seria: Scarlet Luck. Tom 2
Liczba stron: 466
Wydawnictwo: Jaguar
Data premiery: 22marca 2022
Ocena: 10/10

Post we współpracy z Wydawnictwem Jaguar! :)



Czytaj dalej »

sobota, 25 marca 2023

Meghan Quinn - Nie od pierwszego wejrzenia



"Jak się poznaliście?” To zasadnicze pytanie zadane każdej parze przynajmniej raz. W odpowiedzi zazwyczaj można usłyszeć słodką, ckliwą lub zabawną historię. Nie w tym przypadku.

Lottie zostaje zwolniona z pracy – i to przez najlepszą przyjaciółkę. Desperacko potrzebuje pieniędzy, aby spłacić kredyt studencki. Musi znaleźć źródło zarobku albo narzeczonego z milionami na koncie... W dodatku niedługo zjazd klasowy, na którym chciałaby się pochwalić jakimś przystojniakiem.

Wtedy w jej życiu pojawia się Huxley Cane. Lottie i Huxley podpisują umowę i zaczynają maskaradę. Sami jednak nie wiedzą, kiedy przestają udawać.


Na TikToku pełno jest teraz romansideł, które z różnych powodów wybuchają i zyskują coraz większą popularność, a jedną z takich książek zdecydowanie jest "Nie od pierwszego wejrzenia". Wiele moich ulubionych booktuberek opisywało tę książkę w samych superlatywach, podeszłam więc do niej z ogromną ekscytacją. I mogę szczerze powiedzieć, że rozumiem skąd wzięły się te pozytywne reakcje - książka jest przezabawna, absurdalna w bardzo pozytywny sposób i jest naprawdę dobrym romansem z gatunku tych trochę mniej wymagających. Nie będę oszukiwać, że jest to historia idealna, nie nazwałabym jej też książką roku, ale myślę, że to idealny romans na wieczór, gdy potrzebujemy odpoczynku i wyłączenia się na kilka godzin. Zresztą, kto nie lubi czasami lekkich książek, przy których można się po prostu pośmiać i odprężyć?

Wyobraźcie sobie sytuację - zostajecie zwolnieni z pracy przez osobę, która miała być waszą najlepszą przyjaciółką, zostajecie z kredytem studenckim na głowie i prawie pustką na koncie bankowym i na dodatek bez mieszkania... aż pewnego razu poznajecie bogatego i atrakcyjnego faceta, który proponuje wam pomoc w zamian za udawanie jego narzeczonej przez kilka tygodni. Co byście zrobili? Dokładnie w takiej sytuacji znalazła się bohaterka tej książki, Lottie. Zraniona i załamana swoją sytuacją gotowa jest wytoczyć najcięższe działa i wbrew przekonywaniom swojej siostry, trochę niepoważnie, a trochę tak, w desperacji i przypływie emocji udaje się na spacer po zamożnej dzielnicy miasta z nadzieją na to, że los się do niej uśmiechnie i może pozna bogatego męża. I dokładnie tak się staje, z tym, że nie jest to ani trochę sytuacja rodem z bajki, a Lottie nim się obejrzy, zostaje udawaną narzeczoną w udawanej ciąży z Huxley'em, który traktuje ją jak przedmiot transakcji i nie ma w sobie ani krztyny sympatyczności. Ich umowa, chociaż początkowo zdawała się być sposobem na uratowanie swojej sytuacji, szybko okazuje się być największą pomyłką w jej życiu. No bo jak udawać miłość z facetem, który ma ciągle kij w tyłku?

Jeśli książka brzmi wam jak fabuła jakiegoś rom-comu, to nie bez przyczyny, bo czytając "Nie od pierwszego wejrzenia" dokładnie tak się czułam - wręcz widziałam oczyma wyobraźni jak pewne sytuacje, w które wpakowali się bohaterowie, rozgrywają się na ekranie. I przysięgam, naprawdę rzadko mi się zdarza, żebym tak bardzo się śmiała, jak podczas lektury tej książki. Ta historia jest przezabawna - pełna absurdalnych sytuacji, z którymi muszą się zmierzyć bohaterowie podczas udawania zakochanych przed potencjalnym klientem Huxley'a. A dodajmy do tego udawanie ciąży i kłopoty mamy gwarantowane. Dla każdego są parą, która nie może oderwać od siebie rąk, ale za kulisami daleko im do miłości i co chwile skaczą sobie do gardeł. Powiedzieć, że Huxley i Lottie to swoje kompletne przeciwieństwa, to niedopowiedzenie roku. Ale właśnie dlatego ta sytuacja była taka zabawna - ich wyraźny problem dojścia do porozumienia skutkował w tak wielu genialnych sytuacjach, że bawiłam się przednio, a uśmiech nie schodził mi z twarzy.

Muszę jednak przyznać, że postać Huxley'a momentami naprawdę testowała moją cierpliwość. Mamy tutaj typowe zestawienie zupełnych przeciwieństw, gdzie on jest chłodnym i zamkniętym w sobie pracoholikiem, który idzie po trupach do celu i nie ma zamiaru się z nikim ustatkować, a ona ma serce na dłoni, czasami aż za bardzo, i zawsze chce dla wszystkich dobrze. Strasznie mnie jednak irytowało to, do czego się posuwał w stosunku do Lottie i jak chłodno ją traktował przez większość książki. Oczywiście rozumiem skąd takie zachowanie wynikało, ale nie zabolałoby, jakby był chociaż odrobinę przyjemniejszy. Natomiast Lottie to moja idolka - uwielbiam to, jak testowała Huxley'a, wodziła go za nos i kokietowała, mając świadomość tego, jak bardzo na niego wpływa i jak mu się to nie podoba. Nie dała też mu się traktować jak jego wycieraczkę, gdy coś nie szło po jego myśli, a zamiast tego sama odpowiadała atakiem. Ich dynamika była przezabawna, a iskry wręcz się sypały. Zdecydowanie nie było czasu na nudę.

Jedyny powód, dla którego obniżyłam ocenę książki, jest fakt, że w momencie, gdy bohaterowie w końcu się do siebie zbliżają fizycznie, moje emocje opadły. Miałam wrażenie, że prawie do końca książki rozdział za rozdziałem przewijały się tylko kolejne ich zbliżenia, rozmowy o nich, albo aluzje. To tylko i wyłącznie moja osobista opinia, bo nie każdy ma z tym problem. Ja jestem jednak czytelniczką, która woli, kiedy w książkach nie ma zbyt wielu scen erotycznych, a tutaj w pewnym momencie miałam ich już dość. Zdecydowanie wolałabym, aby autorka poświęciła ten czas na rozwinięcie ich relacji na poziomie emocjonalnym. To jednak tylko taka mała błahostka, która większości zapewne nie będzie przeszkadzać.

"Nie od pierwszego wejrzenia", jak mówi tytuł, to nie jest słodka i romantyczna historia miłosna, w której w bohaterów trafia strzała amora i nie widzą poza sobą świata. Hux i Lottie są jak ogień i woda, ale dzięki temu autorka przedstawia tu rewelacyjny i przezabawny slow burn, który wywołuje salwy śmiechu. Żadna to odkrywcza lektura, nie ma co się po niej spodziewać niczego odmieniającego życie, ale była to świetna odskocznia od rzeczywistości. Bardzo jestem teraz ciekawa kolejnych tomów o braciach Huxley'a.


Tytuł: Nie od pierwszego wejrzenia
Autorka: Meghan Quinn
Oryginalny tytuł: A Not So Meet Cute
Seria: Cane Brothers. Tom 1
Data premiery: 08.02.2023
Wydawnictwo: Bukowy Las
Liczba stron: 392
Ocena: 7.5/10

Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Bukowy Las:


Czytaj dalej »

środa, 22 marca 2023

Lucy Score - To, co zostaje w nas na zawsze | Patronat



Knox lubi pić kawę w swoim własnym towarzystwie i tak samo spędza życie: samotnie. Jedyny wyjątek stanowi jego basset hound Waylon. Knox nie toleruje dram, zwłaszcza gdy przybierają postać niedoszłej panny młodej, która uciekła sprzed ołtarza.

Naomi znalazła się w jego orbicie nie tylko dlatego, że zwiała ze ślubnego kobierca. Chciała pomóc dawno niewidzianej siostrze bliźniaczce. Tak znalazła się w Knockemout – przaśnym, prowincjonalnym miasteczku w Wirginii, w którym nieporozumienia rozwiązuje się w staromodny sposób… za pomocą pięści i piwa. Zwykle właśnie w tej kolejności.

Na nieszczęście dla Naomi jej nieprzystosowana społecznie siostra nie zmieniła się ani na jotę. Przywłaszczywszy sobie samochód bliźniaczki, Tina zostawia jej niespodziankę. Siostrzenicę, o której istnieniu Naomi nie miała bladego pojęcia. Utknęła zatem na dobre w nieznanym mieście bez samochodu, pracy, planu i domu, za to z nad wiek dojrzałą jedenastolatką pod swoją opieką.

Knox ma swoje powody, dla których unika komplikacji. Skoro jednak życie Naomi zawaliło się na jego oczach, decyduje się w drodze wyjątku pomóc jej wyjść z opresji. A potem jego życie znowu zmieni się w spokojną, samotną egzystencję.

W każdym razie taki jest plan.


W ostatnim czasie zakochałam się w powolnych, spokojnych historiach, w których mam szansę poznać bohaterów nawet podczas najbardziej przyziemnych sytuacji i obserwować, jak historia miłosna rozwija się na moich oczach nawet w tych niewinnych, na pozór niewiele znaczących momentach. Nic więc dziwnego, że kompletnie przepadłam dla "To, co zostaje w nas na zawsze". Zauroczył mnie ten małomiasteczkowy klimat, w którym każdy zna każdego i zawsze służy pomocą. Gdzie każdy, nawet bohater drugoplanowy, wnosi coś do tej historii. Gdzie po prostu śledzi się wydarzenia jak podczas oglądania ulubionego serialu i nie można się oderwać. Mieszkańcy Knockemout mnie bezpowrotnie zauroczyli, skradli kawałek serca.

Życie Naomi Witt zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni w ciągu zaledwie doby. Jeszcze wczoraj szykowała się do wyjścia za mąż, dzisiaj natomiast trafia do małego miasteczka gdzieś na zadupiu kraju, aby pomóc swojej siostrze bliźniaczce Tinie. Szybko okazuje się, że Tina nie jest lubiana wśród miejscowych, o czym przekonuje się na własnej skórze, gdy zostaje z nią pomylona i już pierwszego dnia atakuje ją miejscowy gbur, Knox Morgan, który każe jej zjeżdżać. Na domiar złego jej siostra kradnie jej samochód i znika gdzie pieprz rośnie, zostawiając jej niespodziankę... w postaci jedenastoletniej siostrzenicy Waylay, o której Naomi nie wiedziała. Kobieta nie tylko musi więc wejść w rolę opiekunki, ale też odnaleźć się w nowym miejscu bez pracy, pieniędzy, bliskich, ani nawet domu. Niespodziewanie na pomoc przychodzi jej Knox, który pomimo jawnej niechęci wobec jej osoby proponuje jej chatkę w pobliżu jego domu. Nie planuje więcej się z nią widywać, ani po raz kolejny ratować jej z opresji - w zupełności wystarcza mu jego życie kawalera i nie zmieniłby go nawet dla dziewczyny ze stokrotkami we włosach. Wkrótce jednak okazuje się, że trzymanie się od niej z daleka nie jest takie proste...

Witajcie w Knockemout - miasteczku, w którym anonimowość to pojęcie nieznane, gdzie na każdym kroku powita cię znajoma twarz, a mieszkańcy rozniosą plotki o twoim życiu szybciej, niż zdążysz się zorientować. Totalnie mnie to miejsce zauroczyło. Co prawda pewnie osobiście nie odnalazłabym się w nim na dłuższą metę, a wrodzona wścibskość takiego małego miasteczka doprowadziłaby mnie do szału, ale to właśnie jego mieszkańcy sprawili, że ta historia była taka żywa, realistyczna i rodzinna. Ta książka to niemały grubasek, bo liczy sobie ponad 600 stron, ale czyta się ją tak, jakbyśmy byli częścią tej cudownej społeczności. To tutaj całe miasto zbierze się do pomocy kobiecie, której przyjdzie się zmierzyć z nieoczekiwaną opieką nad dzieckiem. To tutaj dwaj skłóceni bracia, jeden gburowaty i zamknięty w sobie, drugi pilnujący porządku w mieście i zarażający dobrocią, w potrzebie zjednoczą siły pomimo wieloletnich niedopowiedzeń. Zakochacie się w tym rodzinnym klimacie, zabawnych przepychankach słownych, wzruszających momentach, a nawet w tych bardziej poruszających i boleśniejszych chwilach, gdy bohaterowie wreszcie otworzą swoje serca.

Ta książka zauroczyła mnie tak bardzo właśnie ze względu na to, że jej sercem są bohaterowie. Naomi jest przecudowną bohaterką, której przyszło się zmierzyć z wieloma problemami i niespodziankami, ale nigdy nie pozwoliła, aby zagięło to jej ducha. Niejednokrotnie budziła mój szacunek swoją siłą i determinacją, aby zadbać o wszystkich wokół siebie, nawet jeśli po drodze zapomniała, że powinna zatroszczyć się także o swoje własne serce. Knox, chociaż może początkowo nie robi najlepszego wrażenia i potrafi być frustrujący, roztaczając wokół siebie aurę chłodu i nieprzystępności, przekona was do siebie nim się obejrzycie tymi wszystkimi czynami, którymi udowadnia, jak wielkie ma serce. Ich relacja to typowe enemies to lovers, ale autorka świetnie wplata tutaj też wiele innych popularnych wątków, przez co ta dwójka totalnie skradnie wasze serca. I przy okazji doprowadzi do śmiechu, rumieńców, a nawet łez. Dawno już nie czerpałam takiej przyjemności z obserwowania jak bohater kaja się i próbuje zwrócić na siebie uwagę kobiety, chociaż nogami i rękami zapiera się, że nie chce być w związku - nie mogłam przestać się śmiać w reakcji na ich docinki i wszystkie te sytuacje, gdy wokół siebie tańczyli. Nie sposób się przy nich nudzić.

Jednakże jeśli jest jedna rzecz, za którą absolutnie i bezpowrotnie tę historię pokochałam, to jest nią jej ciepło i szczęście, jakie można odnaleźć w różnych osobach i najzwyklejszych momentach. Wszyscy ci bohaterowie, Naomi, Knox, Nash, Waylay, babka Knoxa i nowi przyjaciele Naomi, a nawet psiak Waylon - każdy miał tu swoje należyte miejsce i ich wątki złączyły się w idealną całość bez której ta powieść nie byłaby tak dobra i wciągająca. Każda postać jest złożona, skomplikowana, nieidealna, ale właśnie takich bohaterów lubię - z krwi i kości. Jeśli więc lubicie powolniejsze książki, które nie skupiają się jedynie na wątku miłosnym, ale pozwalają naprawdę poznać życie bohaterów pod każdym względem, to przepadniecie dla tej historii. Ta historia była tak żywa, że czułam się niemalże tak, jakbym oglądała mój ukochany serial Kochane Kłopoty.

To była niezapomniana przygoda wypełniona głośnym śmiechem, wzruszeniami i rumieńcami, a objęcie jej patronatem to czysta przyjemność. Różne wątki przeplatają się ze sobą tworząc coś cudownego, a bohaterowie krok po kroku zakradają się w nasze serca, aby zostać w nich na zawsze. To nie jest zwykła historia miłosna - to przede wszystkim powieść o poszukiwaniu domu, o znalezieniu osób, którzy sprawią, że poczujemy się ważni, bezpieczni i szczęśliwi. To też historia o tym, że każdy z nas ma prawo postawić siebie na pierwszym miejscu i usunąć z życia osoby, które sprawiają, że nie czujemy się ze sobą dobrze. To historia o znajdowaniu spokoju w najmniej spodziewanych miejscach. Mam ogromną nadzieję, że również pokochacie "To, co zostaje w nas zawsze". A ja już odliczam dni do premiery drugiego tomu, bo nie mogę się doczekać historii Nasha!


Lucy Score to autorka bestsellerowych komedii romantycznych oraz współczesnych romansów – bestsellerów New York Timesa, USA Today, Amazona i Wall Street Journal – które do tej pory zostały przetłumaczone na wiele języków.

Dorastała na wsi w Pensylwanii, a swój wolny czas poświęcała na czytanie. Dorastała w literackiej rodzinie, która upierała się, że stół kuchenny służy do czytania książek. Pasja do pisania pojawiła się u Lucy w wieku pięciu lat – kiedy nauczyła brata pisać jego imię na drzwiach łazienki.

Lucy uzyskała dyplom z dziennikarstwa, a zanim została pełnoetatową pisarką, zajmowała się planowaniem imprez, roznoszeniem gazet czy nauczaniem jogi.

Obecnie pisze na pełen etat z domu w Pensylwanii, który dzieli z mężem oraz „swoim nieznośnym kotem” Cleo. Kiedy nie spędza godzin na pisaniu łamaczy serc i kreowaniu niesamowitych bohaterek, Lucy można znaleźć na kanapie, w kuchni lub na siłowni. Ma nadzieję, że pewnego dnia będzie mogła pisać z żaglówki, pięknego domku nad oceanem lub tropikalnej wyspy z niezawodnym Wi-Fi.


Tytuł: To, co zostaje w nas na zawsze
Autorka: Lucy Score
Tytuł w oryginale: Things We Never Got Over
Seria: Knockemout. Tom 1
Data premiery: 22.03.2023
Wydawnictwo: Media Rodzina
Liczba stron: 640
Ocena: 9/10

Post we współpracy z Wydawnictwem Media Rodzina:


Czytaj dalej »

sobota, 18 marca 2023

Weronika Ancerowicz - For Sure Not You



Natalie Forbes właśnie zaczęła swój ostatni rok w prywatnym liceum Westwood Academy. Dziewczyna jest perfekcyjną uczennicą, ulubienicą nauczycieli i w dodatku przewodniczącą szkoły.

Jedyną rysą na tym idealnym obrazku jest Blaise Daniels. Natalie od lat toczy z nim walkę, szczerze go nienawidząc. Chłopak to jej kompletne przeciwieństwo: wytatuowany, łamiący wszelkie możliwe zasady, z reputacją wskazującą, że jego droga życiowa prowadzi prosto za kratki.

Natalie nie spodziewa się, że to akurat Blaise przyłapie ją podczas pewnej zawstydzającej sytuacji. Chłopak przypadkowo odkryje, jak bardzo dziewczyna jest daleka od ideału, i jakie sekrety skrywa. 

Problem w tym, że będzie chciał je ujawnić…


Sugerując się opisem książki "For Sure Not You" nie miałam pojęcia, że piszę się na coś tak bolesnego i mrocznego. Ominął mnie szał na polskiego Wattpada, podeszłam więc do tej historii z zupełnym brakiem jakichkolwiek oczekiwań i wcześniejszej znajomości bohaterów oraz twórczości autorki, ale przygotowywałam się raczej na szybki licealny romans. Nie mogłabym się bardziej mylić - historia Natalie i Blaise'a to słynna przypowieść o grzecznej dziewczynie i niegrzecznym chłopcu, którym przyszło się zmierzyć z przykrą rzeczywistością, jaką potrafi być życie.

Muszę przyznać, że wraz z upływem czasu coraz ciężej jest mi się odnaleźć w tego typu literaturze młodzieżowej i zdecydowanie wraz z tą książką zaliczyłam ogromny skok w przeszłość, do licealnych czasów, kiedy to zaczytywałam się w tego typu książkach i zakochiwałam się w kolejnych niegrzecznych chłopcach. Teraz raczej nie czerpię już z nich przyjemności i obawiam się, że przez to książka nie do końca do mnie przemówiła. Ta historia poprowadzona jest bardzo w stylu słynnych licealnych dram, trochę jak Plotkara czy Szkoła dla elity, gdzie bogactwo ukazuje wewnętrzne zniszczenie ludzi, kolejne skandale z udziałem uczniów prywatnej szkoły są codziennością, a uczucie pojawia się między wrogami z dwóch różnych światów.

Główna bohaterka, Natalie, to szkolna księżniczka. Przewodnicząca szkoły, najlepsza uczennica, zawsze staranna, idealna i poukładana. Nikt tak naprawdę nie wie, że to tylko maska, którą przybiera, aby ukryć rzeczywistość życia w domu, w którym za najmniejsze przewinienie czeka ją kara, a rodzice doprowadzają ją do wycieńczenia. Jej życie staje się jeszcze bardziej skomplikowane, gdy zostaje przyłapana w kompromitującej sytuacji przez swojego największego wroga. Blaise swoim wizerunkiem niegrzecznego chłopca i okropnym zachowaniem codziennie doprowadza ją w szkole do szału, a teraz ma idealny powód do szantażu, który od razu wykorzystuje. Natalie zmuszona jest udzielać mu korepetycji, aby zapewnić mu miejsce wśród dziesiątki najlepszych uczniów szkoły, które zagwarantuje mu stypendium.

Myślę, że głównym powodem dlaczego ta książka do mnie nie przemówiła jest to, że rzeczywiście czyta się ją jak historię z Wattpada - dużo jest tu nad wyraz dramatycznych sytuacji, wyraźny podział systemowy między Natalie i Blaisem, ich nienawiść, która skutkuje w wielu dziecinnych zagrywkach i wzajemne obsypywanie się wyzwiskami po to, aby chwilę później się obściskiwać. Lata temu absolutnie pożerałabym tego typu historię, ekscytując się każdą interakcją między bohaterami, ale tym razem to słynne "good girl x bad boy" nie zrobiło na mnie większego wrażenia. Dopiero kiedy autorka zaczęła się zanurzać bardziej w historie bohaterów i rozwijać ich postacie, zaczęłam się wciągać.

Ta historia idealnie ukazuje, jak wiele można skrywać pod uśmiechem i jak łatwo ukryć cierpienie pod maską szczęścia. Natalie i Blaise, chociaż osoby z dwóch różnych światów, mają wiele wspólnego - szczególnie to, że ukrywają przed ludźmi swoje prawdziwe ja i nikt nie wie, z czym zmagają się za murami szkoły. Mogłam nie polubić ich jako osoby, a ich zachowanie przez większość czasu mnie irytowało, ale ich życie prywatne pozwoliło mi przymrużyć na wiele sytuacji oko. Szczególnie w przypadku Natalie, która mierzy się z tak wieloma problemami kompletnie samotna. Nikt nie wie jak wygląda jej życie rodzinne, pod jak wielką presją żyje, ani że zmaga się z rzeczami, które ją wyniszczają. Jej myśli były smutne, makabryczne i nie czytało się tego łatwo. A końcówkę śledziłam z nieprzyjemnym uczuciem w żołądku i naprawdę boję się pomyśleć, w jakim kierunku zmierzy drugi tom.

"For Sure Not You" może i nie trafi na listę moich ulubionych książek, ale trzeba przyznać, że była interesująca i wciągająca, nawet pomimo dość żmudnego i przewidywalnego początku. I chociaż nazywam ją młodzieżówką, wbrew pozorom wcale nie poleciłabym jej wszystkim, bo trzeba mieć na uwadze, że to książka, która porusza wiele mrocznych tematów, takich jak przemoc domowa, uzależnienie od narkotyków, seks z nieletnią, a także samookaleczanie. Dodatkowo wątek z jednym mężczyzną, z którym ma do czynienia Natalie, wywoływał we mnie ogromny dyskomfort i mam nadzieję, że zostanie należycie pociągnięty w kontynuacji. Pozostaje mi tylko na nią czekać, aby móc w pełni ocenić, co sądzę o tej historii.


WERONIKA ANCEROWICZ urodziła się w 1997 roku i całe swoje życie poświęciła książkom. Studiowała kierunek związany z branżą wydawniczą, od dawna tworzy także swoje własne historie. Prywatnie prowadzi bookstagrama z recenzjami i rozwija się jako copywriter. Uwielbia czytać fantastykę i młodzieżówki, ale i tak najbardziej kocha swojego owczarka niemieckiego. Zadebiutowała z książką „Pokochaj albo zabij”.


Tytuł: For Sure Not You
Autorka: Weronika Ancerowicz
Data premiery: 25.01.2023
Wydawnictwo: NieZwykłe
Liczba stron: 333
Ocena: 6/10

Współpraca reklamowa z Wydawnictwem NieZwykłym:


Czytaj dalej »

środa, 15 marca 2023

Emily Henry - Book Lovers




Jedno lato. Dwoje rywali. I zwrot akcji, którego nikt się nie spodziewał.

Nora jest bezwzględną agentką literacką. Książki to całe jej życie.

Charlie jest wydawcą z talentem do wyszukiwania bestsellerów. I największym rywalem Nory.

Nora wyjeżdża na urlop do Sunshine Falls – małego miasteczka rodem z romansów. Na miejscu, zamiast spędzać czas na piknikach na łące, spotykać się z seksownym drwalem, przystojnym lekarzem lub uroczym barmanem, wciąż wpada na… Charliego.

Byłoby to całkiem miłe, gdyby nie fakt, że wpadali na siebie już wiele razy wcześniej i te spotkania nigdy nie kończyły się dobrze.

Czy połączy ich coś więcej niż miłość do książek?


A gdyby tak... wyjechać do małego miasteczka na wakacje, gdzie zmuszeni będziecie współpracować razem ze swoim zawodowym rywalem, który być może wzbudza w was uczucia, jakich nie czuliście od lat? "Book Lovers" zabiera nas do malowniczego Sunshine Falls, gdzie marzenia się spełniają, a kobiety zaczynają marzyć o założeniu tam rodziny i odjechaniu ze swoim ukochanym na rumaku w stronę zachodzącego słoń- nie, wróć. Tak naprawdę dla naszej głównej bohaterki wizja zatrzymania się w takim miejscu na dłużej jest równie urokliwa, jak śmierdzące łajno, w które wpada w ciągu kilku pierwszych rozdziałów. Jej życiu daleko do przesłodzonej komedii romantycznej rodem z Netflixa, ale właśnie dlatego natychmiast ją pokochałam. I szczerze mówiąc, pomimo paru zgrzytów, ta książka szybko stała się moją ulubioną powieścią Emily Henry.

Tak to już jest. Kobieta nie ma patentu na właściwe postępowanie. Okazujesz emocje - jesteś historyczką. Chowasz je, żeby chłopak nie musiał się nimi zajmować - jesteś zołzą bez serca.

Nora to prawdziwa kobieta biznesu, z pozoru chłodna, bezwzględna, skupiona na swojej pracy i jej oddana, niczym rekin wśród agentów literackich. Nie ma też zbytnio szczęścia do chłopaków, ale za to ma cudowną siostrę i przesłodkie siostrzenice, a rodzina to wszystko, na czym jej w życiu zależy. Miesięczny wyjazd do Sunshine Falls razem ze swoją ciężarną siostrą, Libby, ma być szansą na odpoczynek i ucieczkę od zgiełku wielkiego miasta, jakim jest Nowy Jork. Dla niej, totalnego mieszczucha, to jednak koszmar... do czasu aż wpada na Charliego Lastrę, jej zawodowego rywala, z którym dwa lata temu doszło do nieudanej współpracy. Charlie, poukładany, schludny i zawsze burkliwy oraz zamknięty w sobie, to ostatnia osoba, której spodziewałaby się w takim miejscu. Tak jak ona nie nadaje się do życia w małym miasteczku, dlatego ze zdziwieniem przyjmuje wiadomość, że mieszka tu od kilku miesięcy i prowadzi lokalną księgarnię. Napięcie między nimi iskrzy za każdym razem, gdy znajdują się blisko siebie, aż w końcu grozi wybuchem... jednakże czy poza niezaprzeczalną chemią i niezwykłą umiejętnością do obrzucania się zgryźliwymi uwagami, połączy ich coś więcej?

Przeczytałam kiedyś, że słoneczniki zawsze ustawiają główki w stronę słońca. Tak samo działa na mnie Charlie Lastra. Z zachodu mógłby się w moją stronę przesuwać pożar, a ja i tak odwracałabym się na wschód ku jego ciepłu.

Emily Henry zawsze tworzy interesujących bohaterów z krwi i kości, których nie da się nie polubić, i tym razem nie mogło być inaczej. Nora od razu zaskarbiła sobie moją sympatię, nawet pomimo okazjonalnej frustracji jej zachowaniem, przede wszystkim dlatego, że się z nią utożsamiłam. Z całą tą swoją energią niesamowicie inteligentnej kobiety biznesu, która nie pozwala społeczeństwu wcisnąć się w etykietkę tego, jaka według innych powinna jako kobieta, wzbudzała mój szacunek. Natomiast Charlie kupił mnie totalnie swoim niewymuszonym, ale jakże inteligentnym poczuciem humoru, dzięki któremu krztusiłam się śmiechem w najbardziej zaskakujących momentach. Ale to jego wrażliwa strona, ta, której nie pokazuje wielu osobom, ta odrobinę samotna, sprawiła, że kompletnie się w nim zakochałam. To zaskakujące, jak wiele Charlie i Nora mają ze sobą wspólnego, chociaż wcale nie chcą tego początkowo zaakceptować. Dwójka ludzi, która w stanie jest poświęcić wszystko, aby zaopiekować się bliskimi, ale nie czuje się wystarczająco dobra, aby postanowić na pierwszym miejscu siebie - do czasu, aż obdarzają tą opieką siebie wzajemnie.

- Ja też cię kocham. - Nie muszę przeciskać tego słowa  przez żaden węzeł czy imadło zaciśnięte na gardle. To jest prawda, która wychodzi ze mnie lekko jak oddech, smużka dymu, westchnienie, kolejny płatek dryfujący w nurcie niosącymi ich całe miliardy.
- Wiem - mówi. - Potrafię cię czytać jak książkę.

Nie będę ukrywać, na początku ciężko było mi się w tę książkę wciągnąć. Uwielbiam slow burn, więc nie w tym problem, ale w ciągu pierwszych stu stron nic się w tej książce nie dzieje - dopiero kiedy na scenę wkracza Charlie, akcja nabiera tempa i zaczyna się najlepsza część. Książka zwodniczo klasyfikowana jest jako enemies to lovers, chociaż ja Norę i Charliego nazwałabym co najwyżej rywalami z wyboru, którzy na siebie skrycie lecą, aniżeli wrogami, bo cała rzekoma wrogość trwa może dwie sekundy i przechodzi w zapomnienie wraz z docinkami podszytymi flirtem i napięciem seksualnym. Ale absolutnie nie ma w tym nic złego! Przepadałam dla dynamiki relacji tej dwójki równie szybko, jak oni porzucili maskę wzajemnej niechęci. No i mam słabość do tych relacji, w których napięcie budowane jest stopniowo, w małych czynach i rozmowach o rzeczach, o których nie rozmawiają z nikim innym, a dokładnie taka jest relacja między Norą i Charliem - podszyta słodkością, wrażliwością, bezpieczeństwem i wzajemną akceptacją.

Naprawdę jesteśmy jak dwa magnesy. Pragnę wsunąć palce w jego włosy i całować go, aż zapomni, gdzie się znajdujemy, zapomni o wszystkim oraz o wszystkich, przez których kiedykolwiek czuł się rozczarowaniem. On zaś patrzy na mnie tak, jakbym tylko ja potrafiła ukoić jego ból.

Wiecie, za co jeszcze tak bardzo pokochałam tę książkę? Za jej humor. Tak z pozoru niezamierzony, czasami zupełnie niespodziewany, inteligentny humor. Czasami tak zaskakiwały mnie niektóre teksty, że chyba całe mieszkanie słyszało moje wybuchy śmiechu o trzeciej w nocy. Dogryzki Charliego i Nory, ich wzajemne przekomarzanki podsycone niesamowitą chemią, to jest właśnie sedno tej historii. Uwielbiam też to, że Emily Henry nigdy nie idzie ze swoimi romansami w tradycyjną stronę i nie boi się poruszać ważnych wątków związanych z rolą kobiety w społeczeństwie, czy tego jak postrzegane są osoby, które nie chcą mieć dzieci. A najbardziej szanuję ją za to, że nie boi się ukazać, że istnieją inne szczęśliwe zakończenia, które niekoniecznie muszą się wiązać z posiadaniem rodziny i małżeństwem, bo szczęśliwym można być na milion różnych sposobów. Kobieca postać, która ceni sobie swoją niezależność i karierę, która kocha życie w mieście i nie chce mieć dzieci, to dokładnie taki typ postaci, jakiego bardzo mi w romansach brakuje. I naprawdę ogromnie cieszy mnie to, że autorka nie próbowała jej zmienić i budować jej związku z Charliem na kompromisach, a zamiast tego ukazała, że każdy mierzy szczęście inaczej i można je osiągnąć, jeśli tylko się chce.

Moja jedyna krytyka wiąże się z tym, że ogromną częścią tej historii jest relacja Nory z jej siostrą, Libby, która od kilku miesięcy coraz bardziej się od niej oddala, bo naprawdę ciężko było mi się z Libby polubić. Być może dlatego, że autorka nie bardzo pozwoliła nam poznać jej stronę historii i do samego końca nie wiedzieliśmy, na czym polega jej problem, ale strasznie irytowała mnie jej niewdzięczna postawa względem Nory, która całe życie poświęciła, aby zapewnić im dobre życie po śmierci ich mamy. A już najbardziej wkurzyło mnie to, że chciała ją zmienić, jakby była jej wakacyjnym projektem. Starałam się wykazać zrozumieniem dla jej postawy, ale czasami miałam po prostu ochotę mocno nią potrząsnąć.

Ale może da się mieć więcej niż jeden dom. Może da się przynależeć na sto różnych sposobów do stu różnych ludzi i miejsc.

Bardzo chciałabym przeczytać więcej tego typu romansów, które serwują zarówno rewelacyjną historię miłosną, jak i nie umniejszają postaciom kobiecym, ani tym bardziej nie zmuszają ich do kompromisów, których nie wymaga się od mężczyzn. I bardzo cieszy mnie to, że wybranie pracy ponad posiadanie rodziny i dzieci nie jest tutaj potępiane, bo każdy ma prawo do napisania swojego własnego idealnego szczęśliwego zakończenia. Charlie i Nora mnie absolutnie zauroczyli i mam nadzieję, że wy też ich pokochacie - bardzo wam tę książkę polecam!



Emily Henry to amerykańska autorka powieści młodzieżowych oraz takich przeznaczonych tylko dla dorosłych. Kilka jej książek osiągnęło status bestsellerów. Studiowała kreatywne pisanie w Hope College i nieistniejącym już New York Center for Art & Media Studies. Obecnie spędza większość czasu w Cincinnati w Ohio, ale też w sąsiednim stanie, Kentucky. W Polsce znana choćby jako autorka powieści "Miłość, która przełamała świat".


Tytuł: Book Lovers
Autor: Emily Henry
Tytuł w oryginale: Book Lovers
Data premiery: 8 lutego 2022
Wydawnictwo: Kobiece
Liczba stron: 464
Ocena: 8/10



Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Kobiecym:

Czytaj dalej »

sobota, 11 marca 2023

Elena Armas - The American Roommate Experiment



Rosie Graham ma problem. A właściwie kilka. Rzuciła dobrze płatną pracę dla kariery pisarskiej. Tyle że właściwie nie pisze, a deadline oddania wydawcy tekstu zbliża się nieubłaganie. Na domiar złego sufit jej nowojorskiego mieszkania dosłownie wali jej się na głowę.

Zdesperowana szuka tymczasowego schronienia u swojej przyjaciółki. Jak się okazuje, nie ona jedna. Na miejscu zastaje kuzyna Cataliny – Lucasa Martína, którego od miesięcy „stalkuje” na Instagramie. Rosie zgadza się dzielić mieszkanie z Lucasem. Szybko odkrywa, że nie tylko paraduje on po domu w samym ręczniku – ma także zniewalający uśmiech, niesamowicie pociągający akcent i świetnie gotuje.

Kiedy Lucas dowiaduje się o zastoju pisarskim Rosie, proponuje jej eksperyment: zabierze ją na kilka randek, by odnalazła inspirację. Rosie uznaje, że nie ma nic do stracenia, i zaczyna spotykać się z Lucasem. Wszystko okazuje się jednak dużo bardziej skomplikowane, gdy randki stają się o wiele lepszą zabawą, niż Rosie przypuszczała…


Znacie to uczucie spokoju i szczęścia towarzyszące wam podczas czytania tej jednej, konkretnej książki? Ten błogi stan, w którym spędzanie czasu z bohaterami jest jak przebywanie w domu? Dokładnie tym stały się dla mnie książki Eleny Armas, najpierw The Spanish Love Deception, a teraz The American Roommate Experiment. Może i dla wielu nie są to wyjątkowe, wyróżniające się historie, ale ja zawsze sięgając po nie wiem, że będę świetnie się bawić. Historię Rosie i Lucasa czytałam już po raz kolejny i uśmiech nie schodził mi z twarzy - to taka idealna pozycja na odprężenie, pełna słodkości i uroku, eksperymentalnych randek i rosnących na sile uczuć, którą nie sposób się nie zauroczyć.

Życie Rosie stanęło w miejscu, zarówno w życiu osobistym, jak i profesjonalnym. Z zazdrością obserwuje miłość swojej najlepszej przyjaciółki, podczas gdy jej kolejne związki okazują się być jeszcze większą porażką, a na dodatek kilka miesięcy temu zwolniła się ze stabilnej pracy, aby spełniać marzenia o pisaniu książek, ale od tamtej pory nie napisała ani słowa. Żeby tego było mało, właśnie została - w dosłownym znaczeniu - bez dachu nad głową. Gdy w jej mieszkaniu zawala się sufit, zmuszona jest przenieść się do mieszkania przyjaciółki na czas remontu. Lina i tak przebywa właśnie na swoim miesiącu miodowym, nie powinna mieć więc nic przeciwko. Pech tak chciał (a może przeznaczenie), że nie zdążyła poinformować Rosie, że w tym czasie w Nowym Jorku ma przebywać jej kuzyn, Lucas, w którym Rosie od kilku miesięcy się skrycie podkochuje i na dodatek ma zamieszkać w mieszkaniu Liny. Obydwoje jednak szybko wpadają w zgodny rytm i rodzi się między nimi specjalna więź i przyjaźń. Kiedy więc Lucas proponuje jej pomoc w odzyskaniu inspiracji i zabranie ją na kilka eksperymentalnych randek, Rosie postanawia skorzystać z okazji. W końcu ich relacja i tak ma termin ważności, a Lucas za kilka tygodni wróci do Hiszpanii. Wtedy jednak granice między fikcją, a prawdą zaczynają się zacierać, a serca mogą zostać złamane...

Jeśli czytaliście The Spanish Love Deception, to jestem pewna, że nie trzeba wam przedstawiać ani Rosie, ani Lucasa. Najlepsza przyjaciółka Liny i jej kuzyn wreszcie dostają swoją szansę w miłości, a wszystko to w wyniku zabawnej sytuacji, w której zmuszeni są zamieszkać razem w jednym mieszkaniu. Dorzućmy do tego eksperymentalne randki, wspólne gotowanie, tańce w deszczu oraz skradzione pocałunki, a zakochanie się w tej dwójce macie gwarantowane. Kto nie chciałby przeżyć takiej miłości rodem z romansu albo komedii romantycznej?

Za pierwszym razem pokochałam Rosie i Lucasa za to, jak czysta i piękna była ich miłość do siebie, ale to za drugim razem zaczęłam dostrzegać tę miłość w dziesiątkach najmniejszych momentów, które być może umknęły mi wcześniej. Rosie to kobieta o ogromnym sercu, która zawsze na pierwszym miejscu stawia dobro innych, swoich przyjaciół, taty, brata, ale za to nigdy nie myśli o zadbaniu o siebie. To Lucas pomaga jej dostrzec jej wartość i podbudować pewność siebie, a przy tym na każdym kroku udowadnia jej, jak wspaniałą jest kobietą. To bohaterka, która skradła moje serce swoją dobrocią i delikatnością.

Natomiast Lucas to w pewien sposób powiew świeżości, bo za każdym razem, gdy się pojawiał, uśmiech nie schodził mi z twarzy. No bo kto nie zakochałby się w facecie, który gotuje, piecze, mówi do ciebie po hiszpańsku, zabiera cię na najlepsze "udawane" randki i traktuje cię jak najcenniejszą osobę w swoim życiu? Skradł mi serce swoją pozytywną energią i aurą człowieka, który potrafi poprawić humor drugiej osobie jedynie samym swoim uśmiechem. Dostrzegamy jednak, że pod maską szczęśliwego człowieka skrywa się ból utraconych marzeń i poczucie beznadziei, z jakim mierzy się w samotności. Tak naprawdę nikt poza Rosie nie wie, że ostatnie tygodnie spędził podróżując po Stanach Zjednoczonych i lecząc złamane serce po wypadku, który odebrał mu wszelkie marzenia o karierze zawodowego surfera. I nikomu nie daje po sobie poznać, że czuje się bezwartościowy i zagubiony, tracąc tę jedną rzecz, która go definiowała. To Rosie pomaga mu na nowo dostrzec jego wartość, w którą zwątpił - zupełnie jak on robi to dla niej.

Ta dwójka nie mogłaby do siebie bardziej pasować i obserwowanie, jak rozwija się ich uczucie, to była najlepsza część tej historii. Dwójka zagubionych ludzi, których życie przybrało niespodziewany kierunek, z niepewną przyszłością i lekko poturbowanymi sercami, nagle ma zamieszkać razem pod jednym dachem, w malutkim nowojorskim mieszkanku. Od sekretnego zauroczenia, przez współlokatorów i przyjaciół, aż w końcu po najpiękniejszy rodzaj miłości. Chemia między nimi była ogromna, a ja zakochiwałam się razem z nimi. W tych drobnych gestach, w szczerych rozmowach, które pozwalały im poznać się na sposoby, w które jeszcze nikt nigdy ich nie poznał, w udawanych randkach, w które wkradali całe swoje serca, w tym bezinteresownym wsparciu, zaufaniu, w tym poczuciu, że to jest właśnie to. To jest ta osoba, dla której byliby w stanie zrobić wszystko.

Jeśli szukacie książki, która napełni was radością i miłością, przy której spędzicie najprzyjemniejsze godziny i będziecie się zakochiwać razem z bohaterami, to koniecznie czytajcie "The American Roommate Experiment". To czterysta stron pełne randek jak z najlepszych komedii romantycznych, uśmiechów i miłości skrytej w każdym uśmiechu, czynie, słowie. To historia o zdrowiejących sercach i dawaniu szansy miłości, która czasami pojawia się w najmniej spodziewanych momentach. Poza tym, czy wspominałam, że nie zabraknie tu także Liny i Aarona? Jeśli więc stęskniliście się za tą dwójką, to tym bardziej musicie sięgnąć po tę pozycję. Szczególnie jeśli lubicie slow burn i friends to lovers!

Na skrzydełku książki możecie znaleźć moją osobistą polecajkę! :)


ELENA ARMAS to hiszpańska pisarka, kolekcjonerka książek i nieuleczalna romantyczka. Uwielbia współczesną popkulturę. Prowadzi konto na Instagramie, gdzie dzieli się swoimi opiniami o książkach. The Spanish Love Deception to jej pierwsza powieść (i od razu bestseller).


Tytuł: The American Roommate Experiment
Autor: Elena Armas
Seria: The Spanish Love Deception. Tom 2
Data premiery: 15.02.2023r.
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 400
Ocena: 10/10

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwartemu!




Czytaj dalej »

piątek, 10 marca 2023

Podsumowanie czytelnicze lutego


Hej, kochani! O wiele spóźniona przez chaos w moim życiu i brak organizacji czasu, ale wreszcie przychodzę z podsumowaniem czytelniczym lutego! Niestety nie był to dla mnie najlepszy miesiąc, bo mniej więcej w połowie utknęłam i wpadłam w zastój czytelniczy po paru rozczarowujących książkach, a na dodatek większość z nich była dość przeciętna. Trafiłam na parę nowych perełek i miałam też przyjemność powrócić do kilku ulubieńców, ale poza tym niestety był to jeden z gorszych miesięcy. Tak wygląda cała moja lista:

Mariana Zapata, Wszystkie drogi prowadzą do ciebie - ★★★★★★★★★★
Julia Popiel, Bez Przyszłości - ★★★★★★★★★★ (reread)
Colleen Hoover, Without Merit - ★★★★★★★★☆☆ (reread)
Benjamin Alire Saenz, Arystoteles i Dante przepadają w toni życia - ★★★★★★★☆☆☆
Brittainy C. Cherry, Wschodnie światła - ★★★★★☆☆☆☆☆
Anna Benning, Vortex. Dzień, w którym rozpadł się świat - ★★★★★★★★★☆ (reread)
Rosie Danan, The Roommate. Współlokatorzy - ★★★★☆☆☆☆☆☆
Elizabeth O'Roark, Diabeł z Hollywood - ★★★★★★★★☆☆


NAJLEPSZA KSIĄŻKA MIESIĄCA:


Pomijając książki, których robiłam reread, bez dwóch zdań najlepszą historią, jaką przeczytałam w lutym, było "Wszystkie drogi prowadzą do ciebie" Mariany Zapaty. Po tej książce ciężko mi było znaleźć coś, co utrzymało by tak wysoki poziom. W ostatnim czasie uwielbiam zaczytywać się w książkach z motywem slow burnu, a Zapata nigdy nie zawodzi - klimat tej książki, świetni bohaterowie, emocje, pokochałam to wszystko. Gdybym mogła, powróciłabym do niej od razu.

NAJWIĘKSZE ROZCZAROWANIE MIESIĄCA:


Szczerze mówiąc, dwie najbardziej rozczarowujące książki to jednocześnie dwie pozycje, co do których miałam wielkie oczekiwania i tym bardziej jest mi z tego powodu smutno. Mowa tu o "The Roommate" Rosie Danan oraz "Wschodnie światła" Brittainy C. Cherry. Pierwsza z nich była po prostu inna, niż oczekiwałam i strasznie się na niej wynudziłam, a nowa Cherry kompletnie nie trafiła w mój gust czytelniczy i była źródłem mojego zastoju czytelniczego, bo męczyłam się z nią przez tydzień. Nie wiem czy to mój gust się zmienił, czy styl pisania autorki, ale jej ostatnie książki niestety do mnie nie trafiają.

A jak wypadł wasz luty? Macie jakichś nowych ulubieńców?
Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia