Jedno lato. Dwoje rywali. I zwrot akcji, którego nikt się nie spodziewał.
Nora jest bezwzględną agentką literacką. Książki to całe jej życie.
Charlie jest wydawcą z talentem do wyszukiwania bestsellerów. I największym rywalem Nory.
Nora wyjeżdża na urlop do Sunshine Falls – małego miasteczka rodem z romansów. Na miejscu, zamiast spędzać czas na piknikach na łące, spotykać się z seksownym drwalem, przystojnym lekarzem lub uroczym barmanem, wciąż wpada na… Charliego.
Byłoby to całkiem miłe, gdyby nie fakt, że wpadali na siebie już wiele razy wcześniej i te spotkania nigdy nie kończyły się dobrze.
Czy połączy ich coś więcej niż miłość do książek?
A gdyby tak... wyjechać do małego miasteczka na wakacje, gdzie zmuszeni będziecie współpracować razem ze swoim zawodowym rywalem, który być może wzbudza w was uczucia, jakich nie czuliście od lat? "Book Lovers" zabiera nas do malowniczego Sunshine Falls, gdzie marzenia się spełniają, a kobiety zaczynają marzyć o założeniu tam rodziny i odjechaniu ze swoim ukochanym na rumaku w stronę zachodzącego słoń- nie, wróć. Tak naprawdę dla naszej głównej bohaterki wizja zatrzymania się w takim miejscu na dłużej jest równie urokliwa, jak śmierdzące łajno, w które wpada w ciągu kilku pierwszych rozdziałów. Jej życiu daleko do przesłodzonej komedii romantycznej rodem z Netflixa, ale właśnie dlatego natychmiast ją pokochałam. I szczerze mówiąc, pomimo paru zgrzytów, ta książka szybko stała się moją ulubioną powieścią Emily Henry.
Tak to już jest. Kobieta nie ma patentu na właściwe postępowanie. Okazujesz emocje - jesteś historyczką. Chowasz je, żeby chłopak nie musiał się nimi zajmować - jesteś zołzą bez serca.
Nora to prawdziwa kobieta biznesu, z pozoru chłodna, bezwzględna, skupiona na swojej pracy i jej oddana, niczym rekin wśród agentów literackich. Nie ma też zbytnio szczęścia do chłopaków, ale za to ma cudowną siostrę i przesłodkie siostrzenice, a rodzina to wszystko, na czym jej w życiu zależy. Miesięczny wyjazd do Sunshine Falls razem ze swoją ciężarną siostrą, Libby, ma być szansą na odpoczynek i ucieczkę od zgiełku wielkiego miasta, jakim jest Nowy Jork. Dla niej, totalnego mieszczucha, to jednak koszmar... do czasu aż wpada na Charliego Lastrę, jej zawodowego rywala, z którym dwa lata temu doszło do nieudanej współpracy. Charlie, poukładany, schludny i zawsze burkliwy oraz zamknięty w sobie, to ostatnia osoba, której spodziewałaby się w takim miejscu. Tak jak ona nie nadaje się do życia w małym miasteczku, dlatego ze zdziwieniem przyjmuje wiadomość, że mieszka tu od kilku miesięcy i prowadzi lokalną księgarnię. Napięcie między nimi iskrzy za każdym razem, gdy znajdują się blisko siebie, aż w końcu grozi wybuchem... jednakże czy poza niezaprzeczalną chemią i niezwykłą umiejętnością do obrzucania się zgryźliwymi uwagami, połączy ich coś więcej?
Przeczytałam kiedyś, że słoneczniki zawsze ustawiają główki w stronę słońca. Tak samo działa na mnie Charlie Lastra. Z zachodu mógłby się w moją stronę przesuwać pożar, a ja i tak odwracałabym się na wschód ku jego ciepłu.
Emily Henry zawsze tworzy interesujących bohaterów z krwi i kości, których nie da się nie polubić, i tym razem nie mogło być inaczej. Nora od razu zaskarbiła sobie moją sympatię, nawet pomimo okazjonalnej frustracji jej zachowaniem, przede wszystkim dlatego, że się z nią utożsamiłam. Z całą tą swoją energią niesamowicie inteligentnej kobiety biznesu, która nie pozwala społeczeństwu wcisnąć się w etykietkę tego, jaka według innych powinna jako kobieta, wzbudzała mój szacunek. Natomiast Charlie kupił mnie totalnie swoim niewymuszonym, ale jakże inteligentnym poczuciem humoru, dzięki któremu krztusiłam się śmiechem w najbardziej zaskakujących momentach. Ale to jego wrażliwa strona, ta, której nie pokazuje wielu osobom, ta odrobinę samotna, sprawiła, że kompletnie się w nim zakochałam. To zaskakujące, jak wiele Charlie i Nora mają ze sobą wspólnego, chociaż wcale nie chcą tego początkowo zaakceptować. Dwójka ludzi, która w stanie jest poświęcić wszystko, aby zaopiekować się bliskimi, ale nie czuje się wystarczająco dobra, aby postanowić na pierwszym miejscu siebie - do czasu, aż obdarzają tą opieką siebie wzajemnie.
- Ja też cię kocham. - Nie muszę przeciskać tego słowa przez żaden węzeł czy imadło zaciśnięte na gardle. To jest prawda, która wychodzi ze mnie lekko jak oddech, smużka dymu, westchnienie, kolejny płatek dryfujący w nurcie niosącymi ich całe miliardy.- Wiem - mówi. - Potrafię cię czytać jak książkę.
Nie będę ukrywać, na początku ciężko było mi się w tę książkę wciągnąć. Uwielbiam slow burn, więc nie w tym problem, ale w ciągu pierwszych stu stron nic się w tej książce nie dzieje - dopiero kiedy na scenę wkracza Charlie, akcja nabiera tempa i zaczyna się najlepsza część. Książka zwodniczo klasyfikowana jest jako enemies to lovers, chociaż ja Norę i Charliego nazwałabym co najwyżej rywalami z wyboru, którzy na siebie skrycie lecą, aniżeli wrogami, bo cała rzekoma wrogość trwa może dwie sekundy i przechodzi w zapomnienie wraz z docinkami podszytymi flirtem i napięciem seksualnym. Ale absolutnie nie ma w tym nic złego! Przepadałam dla dynamiki relacji tej dwójki równie szybko, jak oni porzucili maskę wzajemnej niechęci. No i mam słabość do tych relacji, w których napięcie budowane jest stopniowo, w małych czynach i rozmowach o rzeczach, o których nie rozmawiają z nikim innym, a dokładnie taka jest relacja między Norą i Charliem - podszyta słodkością, wrażliwością, bezpieczeństwem i wzajemną akceptacją.
Naprawdę jesteśmy jak dwa magnesy. Pragnę wsunąć palce w jego włosy i całować go, aż zapomni, gdzie się znajdujemy, zapomni o wszystkim oraz o wszystkich, przez których kiedykolwiek czuł się rozczarowaniem. On zaś patrzy na mnie tak, jakbym tylko ja potrafiła ukoić jego ból.
Wiecie, za co jeszcze tak bardzo pokochałam tę książkę? Za jej humor. Tak z pozoru niezamierzony, czasami zupełnie niespodziewany, inteligentny humor. Czasami tak zaskakiwały mnie niektóre teksty, że chyba całe mieszkanie słyszało moje wybuchy śmiechu o trzeciej w nocy. Dogryzki Charliego i Nory, ich wzajemne przekomarzanki podsycone niesamowitą chemią, to jest właśnie sedno tej historii. Uwielbiam też to, że Emily Henry nigdy nie idzie ze swoimi romansami w tradycyjną stronę i nie boi się poruszać ważnych wątków związanych z rolą kobiety w społeczeństwie, czy tego jak postrzegane są osoby, które nie chcą mieć dzieci. A najbardziej szanuję ją za to, że nie boi się ukazać, że istnieją inne szczęśliwe zakończenia, które niekoniecznie muszą się wiązać z posiadaniem rodziny i małżeństwem, bo szczęśliwym można być na milion różnych sposobów. Kobieca postać, która ceni sobie swoją niezależność i karierę, która kocha życie w mieście i nie chce mieć dzieci, to dokładnie taki typ postaci, jakiego bardzo mi w romansach brakuje. I naprawdę ogromnie cieszy mnie to, że autorka nie próbowała jej zmienić i budować jej związku z Charliem na kompromisach, a zamiast tego ukazała, że każdy mierzy szczęście inaczej i można je osiągnąć, jeśli tylko się chce.
Moja jedyna krytyka wiąże się z tym, że ogromną częścią tej historii jest relacja Nory z jej siostrą, Libby, która od kilku miesięcy coraz bardziej się od niej oddala, bo naprawdę ciężko było mi się z Libby polubić. Być może dlatego, że autorka nie bardzo pozwoliła nam poznać jej stronę historii i do samego końca nie wiedzieliśmy, na czym polega jej problem, ale strasznie irytowała mnie jej niewdzięczna postawa względem Nory, która całe życie poświęciła, aby zapewnić im dobre życie po śmierci ich mamy. A już najbardziej wkurzyło mnie to, że chciała ją zmienić, jakby była jej wakacyjnym projektem. Starałam się wykazać zrozumieniem dla jej postawy, ale czasami miałam po prostu ochotę mocno nią potrząsnąć.
Ale może da się mieć więcej niż jeden dom. Może da się przynależeć na sto różnych sposobów do stu różnych ludzi i miejsc.
Bardzo chciałabym przeczytać więcej tego typu romansów, które serwują zarówno rewelacyjną historię miłosną, jak i nie umniejszają postaciom kobiecym, ani tym bardziej nie zmuszają ich do kompromisów, których nie wymaga się od mężczyzn. I bardzo cieszy mnie to, że wybranie pracy ponad posiadanie rodziny i dzieci nie jest tutaj potępiane, bo każdy ma prawo do napisania swojego własnego idealnego szczęśliwego zakończenia. Charlie i Nora mnie absolutnie zauroczyli i mam nadzieję, że wy też ich pokochacie - bardzo wam tę książkę polecam!
Emily Henry to amerykańska autorka powieści młodzieżowych oraz takich przeznaczonych tylko dla dorosłych. Kilka jej książek osiągnęło status bestsellerów. Studiowała kreatywne pisanie w Hope College i nieistniejącym już New York Center for Art & Media Studies. Obecnie spędza większość czasu w Cincinnati w Ohio, ale też w sąsiednim stanie, Kentucky. W Polsce znana choćby jako autorka powieści "Miłość, która przełamała świat".
Tytuł: Book Lovers
Autor: Emily Henry
Tytuł w oryginale: Book Lovers
Data premiery: 8 lutego 2022
Wydawnictwo: Kobiece
Liczba stron: 464
Ocena: 8/10
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Kobiecym:
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Dzięki za przeczytanie mojego wpisu! Byłoby mi bardzo miło gdybyś zostawił/a komentarz ze swoją własną opinią :)