środa, 31 października 2018

Sara Ney - Jak poderwać drania. Sebastian


Do książki "Sebastian" podeszłam z ogromnym dystansem. No bo czego można się spodziewać po tytule w którym znajduje się słowo "drań" i niezbyt oryginalnym opisie fabuły? Na pewno żadnego szału. Ale, że bardzo lubię od czasu do czasu sięgnąć po takie książki, to zapragnęłam sprawdzić co skrywa w sobie ta pozycja. Zwłaszcza, że dość dużo razy przewijała mi się ona w blogosferze i czytałam dobre opinie. Miałam tylko nadzieję, że nie będzie to kolejny wulgarny erotyk z irytującymi bohaterami, przepełniony scenami seksu - chociaż i tego się spodziewałam. Dlatego do tej pory jestem zaskoczona, że ta książka okazała się nie być wcale taka zła.

Nie oceniaj książki po okładce - uniwersalne powiedzenie, które jest tematem głównym tej książki. Główna bohaterka - Jameson Clark - to poukładana i pilna uczennica, która uwielbia nosić kardigany i perły na szyi. Przez jej styl ubierania zaklasyfikowana została jako nudna dziewica, chociaż im dalej w książce, tym bardziej dowiadujemy się, że daleko jej do nudnej, a już co dopiero dziewicy. Z James polubiłyśmy się od samego początku - jest zupełnie odporna na błazeństwo i podrywy Sebastiana, jest wyszczekana i nie daje sobie w kaszę dmuchać. Strasznie obawiałam się, że będzie to jedna z tych licznych bohaterek, które niby miały być odporne na czar głównego bohaterka, a tak naprawdę potem okazywało się, że zamiast myśleć głową, to myślą czymś innym. James twardo stąpała po ziemi i była nieugięta w wielu sprawach, za co bardzo lubię jej postać. Oczywiście wiadomo, że z czasem się mu poddała, ale zostało to bardzo fajnie poprowadzone i tak naprawdę stało się to dopiero pod koniec książki - ale o ich relacji opowiem za chwilę.

Miałam troszkę problem z postacią Sebastiana. Sebastian "Oz" Osborne to bardzo popularny zapaśnik, niewstydliwy i trochę wulgarny kobieciarz, któremu panienki padają u stóp. I nie zapomnijmy, że jest draniem - draniem z prawdziwego zdarzenia, a nawet dupkiem. Nie polubiłam go i potrzebowałam trochę czasu, aby się do niego przekonać. Może miało to związek z tym jak traktował kobiety, w tym nawet Jameson. A może to, że musiałam ze szczegółami śledzić jego seksualne przygody z różnymi dziewczynami (w tym także na oczach James), które były niesmaczne i zupełnie niepotrzebne. A najbardziej drażniło mnie to, że dla tego faceta numer jeden w hierarchii wartości jest seks. I to nie tylko jego uprawianie, ale myślenie o nim, rozmawianie. I nie żartuję - każda jego rozmowa z kimkolwiek w końcu schodziła na temat seksu. Na szczęście wynagradzał mi to genialnym poczuciem humoru. Nie dało się nie śmiać z jego absurdalnych tekstów i zachowań. Okazało się jednak, że pod tą warstwą drania i kobieciarza skrywa się naprawdę fajny chłopak, a nawet romantyk. Żałuję tylko, że tak mało dowiedzieliśmy się o jego życiu rodzinnym i ogólnie życiu poza szkołą.

James i Oz spotykają się z powodu zakładu. Koledzy Oz'a podpuszczają go, że jeśli pocałuje James, wygra pięćset dolarów, na co sama James po kilku negocjacjach się zgadza za połowę wygranej. Tak rozpoczyna się ich szalona przygoda, bo chociaż miało się zacząć i skończyć na tym zakładzie, to żadne z nich nie może przestać o sobie myśleć. Sebastian pragnie zdobyć dziewczynę i zaciągnąć ją do swojego łóżka, chociaż James pozostaje nieugięta. W czasie jego zabiegań wytwarza się pomiędzy nimi przyjaźń. I nie wiem jak wy, ale ja mało czułam tej chemii pomiędzy nimi. To jeden z tych związków, który w dużej mierze opiera się na fizyczności, a mnie to niezbyt przekonuje.

Wielka szkoda, że jakoś nie polubiłam też żadnego drugoplanowego bohatera. Chociaż przewijało ich się tam pełno, to do nikogo nie mogłam się przekonać, albo po prostu miałam ich gdzieś. Najbardziej denerwowali mnie koledzy Oza - nie da się ich określić inaczej jak seksistowskimi świniami. Sposób, w jaki odzywali się do innych dziewczyn  i ich traktowanie było obrzydliwe i niejednokrotnie miałam ochotę im przywalić. Całe szczęście, że Sebastian miał trochę oleju w głowie i znał swoje granice. Na czele tych dupków stał Zeke, który, o ile się nie mylę, jest głównym bohaterem drugiej części. Zupełnie nie rozumiałam jego zachowania i nienawiści do James i jej koleżanek, dlatego przeczytanie drugiej książki może być ciekawe, bo nie wyobrażam sobie, żebym miała go polubić.

Żeby nie było, że piszę tylko o negatywnych rzeczach, uwielbiam tę książkę za jej humor. Dawno się tak nie zaśmiewałam podczas lektury, jak przy czytaniu "Sebastiana". Niektóre teksty bohaterów, przekomarzania się Oza i James nie jeden raz doprowadziły mnie do płaczu ze śmiechu. A najzabawniejsze były cytaty przez rozdziałami, które jak autorka podkreśliła na koniec, są zaczerpnięte z życia jej czytelników. Nieźle się uśmiałam czytając niektóre z nich. Absurdalne i głupie, a jednak komiczne. Dzięki temu przez książkę się wręcz leciało, bo chciało się ją czytać dla samego świetnego stylu pisania autorki.

Więc jaki mamy morał tej książki? Nigdy nie oceniaj dziewczyny po kardiganie. A może lepiej - nie oceniajmy nikogo po pozorach, bo pozory mylą, a my nigdy nie wiemy, co ukrywa w sobie dana osoba. Pierwszy tom "Jak poderwać drania" okazał się być świetną odskocznią od ciężkich lektur i chociaż miał w sobie kilka wad to ja miałam ubaw po pachy. To jedna z tych książek, przy której śmiejemy się nawet w najmniejszych głupot. Plusy należą się za głównych bohaterów i sam rozwój ich relacji, wszystko działo się w swoim czasie i nie było przesadzone. Może nie jest to książka roku i pewnie do niej już nie wrócę, ale było fajnie ją przeczytać. Zauważyłam, że wiele osób porównuje ją do powieści Elle Kennedy "Układ" - a że Układ to jedna z moich ulubionych książek, to muszę się nie zgodzić. Sebastian jednak nie dorównuje poziomem serii "Off-Campus" i wśród innych romansów tego typu tak naprawdę niczym się nie wyróżnia. Książkę czytało mi się dobrze, ale nie było szału.


Kilka najzabawniejszych cytatów:

"- Skarbie, Oz to tylko ksywka. Jeszcze mnie nie wygooglowałaś?
Rozbawiona przewraca swoimi błękitnymi oczami.
- Jestem pewna, że googlowałeś samego siebie tyle razy, że starczy za nas oboje.
Jasne, ma rację. Faktycznie często to robię."

"Posiadanie penisa to jak posiadanie naprawdę głupiego, wiecznie pijanego kumpla. Widzisz, jak robi głupoty, ale nic nie możesz na to poradzić. I czasami pstrykasz mu zdjęcia."

"Zeszłej nocy laska spoliczkowała mnie, bo pomyliłem jej imię w trakcie seksu. A potem przypomniała sobie, że sama mi się przedstawiła tym fałszywym imieniem."


Tytuł: Jak poderwać drania. Sebastian
Autor: Sara Ney
Tytuł oryginału: How to date a Douchebag: The studying Hours
Seria: Jak poderwać drania. Tom 1
Wydawnictwo: Kobiece
Data premiery: 23 października 2018
Liczba stron: 423
Ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu! :)

Czytaj dalej »

niedziela, 28 października 2018

Colleen Hoover - Wszystkie Nasze Obietnice | PRZEDPREMIEROWO


Colleen Hoover to jedna z tych autorek, po której książki sięgam na ślepo. Jedne mają specjalne miejsce w moim sercu, inne podobały mi się trochę mniej, ale każda ma w sobie coś, co wyróżnia je wśród setek innych romansów. Jej ostatnie książki spotykały się z przeróżnymi opiniami, wielu fanów Hoover było rozczarowanych. Miałam ogromne nadzieje związane z premierą jej najnowszej książki pod tytułem "All Your Perfects", nie tylko ze względu na ciekawą i niespotykaną tematykę (bo w końcu ile jest romansów o rozpadającym się związku?), ale też z powodu wielu bardzo pozytywnych opinii zagranicznych, o których czytam już od dobrych kilku miesięcy. Bardzo, bardzo długo wyczekiwałam premiery tej książki w Polsce. Kiedy wreszcie znalazłam czas dla siebie, od razu wzięłam się za jej czytanie. I rany... książka mnie tak wciągnęła, że przeczytałam ją w ciągu kilku godzin, w jednym posiedzeniu.

"Jeśli oświetlisz tylko swoje wady, cały twój ideał zostanie przyćmiony."

Zazwyczaj staram się wam przybliżać fabułę książki, ale uważam, że tym razem nie powinnam. Ja biorąc się za lekturę wiedziałam niewiele, bo chciałam mieć niespodziankę. Zwłaszcza, że CoHo zawsze znajdzie sposób, by mnie jakoś zaskoczyć. Mamy Grahama i Quinn - małżeństwo, które powoli się rozpada. Ich historia skacze między "wtedy", gdzie autorka przybliża nam ich pierwsze spotkanie, drogę do zakochania oraz ich "teraz" - siedem lat później, gdy są w nieszczęśliwym małżeństwie. I tak naprawdę zanim weźmiecie się za lekturę powinniście wiedzieć tylko tyle - Colleen Hoover poradzi sobie o wiele lepiej w wyjaśnieniu ich sytuacji, niż ja. Czytałam wcześniej wiele opinii innych ludzi na temat tej książki i jedna rzecz, która je łączyła, to to, że jest to książka, na której się obrzydliwie płacze. I cóż, okazało się to być prawdą.

"Ta chwila, gdy czuję, że jego serce się zatrzymuje, chwila, gdy przyciska usta do moich włosów i wypuszcza stracony bezpowrotnie oddech, chwila, w której uświadamia sobie, że chociaż otoczył mnie obiema rękami, i tak mnie nie przytula. Już od jakiegoś czasu nie jest w stanie mnie przytulić. Trudno jest trzymać w ramionach kogoś, kto dawno się wymknął."

Naprzemienne rozdziały mówiące o przeszłości i teraźniejszości to był zarazem najgorszy i najlepszy pomysł Hoover. Najgorszy - bo przez to czułam się rozchwiana emocjonalnie. W jednej minucie czytałam jak bardzo ta dwójka się kocha i jak ogromna jest siła ich uczucia, uśmiechając się szeroko, gdy poznawałam historię początków ich związku. A w drugiej czułam jak moje serce się łamie i rozpada, i musiałam walczyć z tymi okropnymi, wielkimi łzami, kiedy czytałam jak wszystko się popsuło. Ta część bolała najbardziej. Najlepszy - właściwie z tego samego powodu. Doświadczenie nie tylko tego, co działo się teraz, pozwoliło mi poznać szerszą perspektywę na ich miłość i to, jakimi ludźmi są, i byli.  Dzięki temu nie śledziłam tylko ich tragedii, ale mogłam trzymać się tej małej nadziei, którą cały czas miałam w sercu - że może jednak wszystko się między nimi ułoży. A co najważniejsze, kiedy czułam, że wydarzenia teraźniejszości mnie przytłaczają, mogłam uciec w o wiele szczęśliwszą przeszłość. 

"To dziwne. Dawniej samotność mi nie przeszkadzała. Ale teraz, kiedy mam ciebie, w samotności czuję się s a m o t n y."

@swiatromansow
Na tyle okładki widnieje takie zdanie - "Idealna miłość, nieidealni ludzie". I uważam, że to krótkie zdanie idealnie definiuje historię Quinn i Grahama. Colleen Hoover zawsze wkłada w swoje postaci wiele serca, ale tworząc głównych bohaterów tej powieści nadała im bardzo wyrazistego realizmu. Bo są to ludzie nieidealni, popełniający wiele błędów i gubiący się w dorosłym, ciężkim życiu. Nie próbuje ich usprawiedliwiać i idealizować, za to stara się przybliżyć ich, jako prawdziwych ludzi, z którymi utożsami się tysiące ludzi na całym świecie. Dotyka ich bardzo poważny problem, z którym codziennie borykają się kobiety na całym świecie i pokazuje, co taka prywatna tragedia może zrobić z człowiekiem i jak łatwo może zniszczyć małżeństwo. Co jest bardzo ważne, Quinn i Grahamowi nie brakowało miłości - jest to dwójka osób, które określa się mianem bratnich dusz i bardzo wyraźnie było to widać i czuć. Dlatego ich historia tak bardzo łamała moje serce - bo ich miłość była ogromna, ale okazuje się, że to nie ona jest najważniejsza w związku. Colleen Hoover pokazała, że małżeństwo to coś o wiele więcej, niż samo uczucie. 

"Nasze małżeństwo nie było idealne. Żadne małżeństwo nie jest. Zdarzało się, że żona z nas rezygnowała. Częściej zdarzało się, że rezygnowałem z nas ja. Sekret naszego długiego stażu polega na tym, że nigdy nie zrezygnowaliśmy w tym samym czasie."

Realizm związku Grahama i Quinn może albo zyskać fanów, albo ich stracić. Bo wiele osób czyta dla fikcji, w której panuje słodycz, namiętność, a tutaj autorka stawia na realizm. W rzeczywistości nie ma "i żyli długo i szczęśliwie". Żyjemy tak, jak nam życie zagra. Zmagamy się z wieloma wybojami, czasami tracimy spojrzenie na te dobre rzeczy, bo przyćmiewa je coś innego, gorszego. Jest miłość, jest szczęście, jest spełnienie, ale zawsze pojawiają się też te gorsze chwile. Miłość bohaterów była przepiękna, ale ukazała także wiele bolesnych prawd o życiu. Wciągnęłam się w ich historię do tego stopnia, że kiedy skończyłam, odkładałam książkę z żalem. Nadal ciągle zaprząta moją głowę, a minęło już kilkanaście godzin, odkąd skończyłam ją czytać. Najchętniej czytałabym dalej i poznawała ich dalsze życie. 

"W ciągu czterech i pół miliarda lat na świecie wydarzyło się tak dużo, że trudno uwierzyć, że jakiegoś Boga mógłbym obchodzić ja albo moje problemy. Ale ostatnio doszedłem do wniosku, że ja i ty trafiliśmy na tę samą planetę, należymy do tego samego gatunku, żyjemy w tym samym stuleciu i byliśmy w tym samym stanie, w tym samym mieście, na tym samym korytarzu, pod tymi samymi drzwiami z tego samego powodu, dokładnie w tym samym czasie. Gdyby Bóg we mnie nie wierzył, musiałbym uznać, że pojawiłaś się w moim życiu przez przypadek. A to nie mieści mi się w głowie o wiele bardziej niż sam fakt istnienia siły wyższej."

Jak wspomniałam wyżej, "Wszystkie Nasze Obietnice" to jedna z tych książek, przy której nie da się nie rozpłakać. Albo przynajmniej być na skraju płaczu. Emocje wylewają się z każdej strony i je się po prostu czuje. Ja płakałam łącznie dwa razy - przez Grahama i drugi raz właściwie też przez niego. Nie chcę zdradzić co takiego zrobił, że złamał mi serce, ale kiedy o tym czytałam, nie tylko rzewnie płakałam, ale trzęsłam się na całym ciele i dosłownie czułam, jak wraz z Quinn się rozpadam. Natomiast drugim powodem były jego listy, które wyjaśniły bardzo wiele spraw, o których nie mieliśmy pojęcia, śledząc historię oczami Quinn. I które sprawiły, że pokochałam jego postać jeszcze bardziej. Zazwyczaj nie lubię kiedy historie opowiadane są w dwóch książkach, w dwóch perspektywach. Ale muszę przyznać, bardzo chciałabym przeczytać tę historię oczami Grahama i poznać co działo się w jego sercu i umyśle, przez ten cały czas. 
@swiatromansow

"Wszyscy mamy mnóstwo wad. Całe setki. Są jak malutkie dziurki rozsiane po skórze. Wróżba mówi prawdę, czasami za bardzo skupiamy się na swoich wadach. Jednak niektórzy ludzie starają się ignorować własne wady i koncentrują się na cudzych, do tego stopnia, że nie widzą nic poza nimi. Stale się ich czepiają, jakby dłubali w nich palcem, aż wydrapują wielką dziurę i tylko tym się dla nich stajemy: jedną wielką ziejącą dziurą."

"Wszystkie Nasze Obietnice" czytało mi się strasznie ciężko pod względem emocjonalnym. Kiedy odkładałam książkę, wręcz czułam jak opada ze mnie napięcie, ale jestem zachwycona tym, jak Hoover poprowadziła tę historię. Zakończenie było wspaniałe - prawdziwe, surowe i w pełni satysfakcjonujące. Uwielbiam, że autorka poruszyła tak ważny temat, który dotyka tak wiele osób na świecie. Temat, którego wiele z nas nie rozumie i który traktuje z pewną ignorancją. Książka jest z tych, o których się nie zapomina. Wiem, że pozostanie ona w moim sercu na bardzo długo, a może nawet za kilka lat będę chciała do niej wrócić. Ta książka pokazuje prawdziwe oblicze życia i miłości - te dobre i zły strony. Gwarantuję wam, że pokochacie Quinn i Grahama, nie będziecie mogli się oderwać od ich historii i na bardzo długo o niej nie zapomnicie. Wspaniała powieść, to jest właśnie Colleen Hoover, którą znamy i kochamy. Jestem w pełni usatysfakcjonowana. Premiera książki już 14 listopada, także pamiętajcie by nabyć swój egzemplarz!

Tytuł: Wszystkie Nasze Obietnice
Autor: Colleen Hoover
Tytuł oryginału: All Your Perfects
Data premiery: 14 listopad 2018
Liczba stron: 294
Wydawnictwo: Otwarte
Ocena: 10/10

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwartemu! :)

Czytaj dalej »

czwartek, 25 października 2018

Shari L. Tapscott - Odrobina Blasku


"Odrobina Blasku" to druga książka z serii "Bling" Shari L. Tapscott i zarazem druga książka autorki, jaką dane mi było przeczytać. Na ponure, deszczowe, jesienne dni, taka lektura wydawała się być dla mnie idealna, bo ponownie przeniosła mnie w okres słonecznych wakacji.

Książka opowiada o Riley, najlepszej przyjaciółce głównej bohaterki pierwszego tomu, Lauren. Dziewczyna po skończeniu szkoły średniej wyjeżdża do swojej ciotki, Marissy, aby zastanowić się nad swoimi planami na przyszłość. Zawsze znana jako "ta" dziewczyna - popularna, piękna, cheerleaderka, poukładana i ambitna, teraz pragnie spróbować czegoś innego, spoza jej strefy komfortu. Z tego też powodu w oko wpada jej Zeke - przystojny malarz z dziarami na ramionach o zniewalającym uśmiechu i aurą bad boya. Pragnąc jego uwagi Riley kłamie, że zajmuje się wyrobami mydła. W tym samym czasie poznaje również Linusa - chłopaka, który na pierwszy rzut oka wydaje się jej nudny i zbyt miły, zupełnie nie pasujący do jej obrazu wymarzonego niegrzecznego chłopaka. Jednak im bliżej go poznaje, tym bardziej dostrzega jego dobre cechy i urodę. Umysł pragnie uwagi Zeke'a, ale serce zdaje się bić szybciej dla Linusa. Riley staje przed decyzją, który chłopak będzie dla niej odpowiedni.

Jeśli czytaliście pierwszy tom (bo tak naprawdę kolejność czytania nie robi tu większej różnicy), to wiecie, że *uwaga, mały spoiler* Riley przez dłuższy czas biegała za Harrisonem i pragnęła zwrócić na siebie jego uwagę *koniec spoilera*. Z kilku powodów nie mogłam się jakoś do niej przekonać, a czasami mnie wręcz irytowała. Sięgając po tę część miałam nadzieję, że uda mi się zmienić co do niej zdanie. Niestety nie całkiem mi się to udało, bo siedząc w jej głowie tylko bardziej przekonałam się, że jest to typ osoby, która stara się zawsze wszystkim przypodobać. Trochę naiwna, bardzo niepewna siebie. Gdybym miała się z nią zaprzyjaźnić, raczej by to nie wypaliło. Zdaje się, że w wielu sytuacjach to ona sama była swoim największym wrogiem. Wielokrotnie miałam chęć potrząsnąć jej ramionami i wbić trochę rozumu do głowy. Ale nie mogę jej skreślić, bo zdecydowanie jest to osoba o ogromnym sercu, mająca dobre intencje. Koniec końców udało jej się dojrzeć, więc moja cierpliwość popłaciła.

W "Odrobinie Brokatu" lubiłam obydwu chłopaków odgrywających rolę obiektów miłosnych Lauren (Grant mi nie przeszkadzał, chociaż kibicowałam Harrisonowi). Natomiast w tej książce ani trochę nie przepadałam za Zekiem. Co jest zabawne, seksowny bad boy, kobieciarz to typ bohaterów, których zazwyczaj kocham, ale nie tym razem. Od samego początku coś mi w nim nie pasowało i nie zaprezentował sobą niczego dobrego.

Natomiast pokochałam Linusa! To, jaką cierpliwością się wykazywał w stosunku do Riley, jest godne podziwu. Z każdym kolejnym momentem, kiedy Riley zauważała w nim coś nowego, tym bardziej ja przepadałam. Bardzo polubiłam go za to jaki jest zrównoważony, hojny, spokojny i przede wszystkim troskliwy. Odstaje wśród innych takich samych męskich bohaterów. Dla Riley, która uważała, że nie jest dla niej odpowiedni, tak naprawdę był idealny. Oboje się balansowali i chociaż byli całkiem różni, uważam, że świetnie do siebie pasowali. Shari L. Tapscott podała mi na tacy kolejnego chłopaka, do którego mogę powzdychać!

"Odrobina Blasku" to przeurocza i lekka młodzieżówka. Nie zabrakło w niej dobrego humoru, a aktorka wróciła także do znanych nam już bohaterów. Jak wspomniałam przy okazji recenzowania pierwszego tomu, bardzo mi ta seria przypomina książki Kasie West. Jej fanki powinny być zachwycone. "Odrobina Blasku" może nie podobała mi się aż tak bardzo jak jej poprzedniczka, ale i tak czytało się ją przyjemnie. Książkę polecam z czystym sumieniem jeśli szukacie czegoś niewymagającego!


Tytuł: Odrobina Blasku
Autor: Shari L. Tapscott
Seria: Bling. Tom 2
Tytuł w oryginale: Shine and Shimmer
Data premiery: 14 września 2018
Wydawnictwo: Young (Kobiece)
Liczba stron: 269
Ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu! :)

Czytaj dalej »

sobota, 20 października 2018

Jay McLean - Więcej niż My


"Więcej niż my" to jedna z tych książek, którą przeczytałam niezliczoną ilość razy. Kiedy wkręcałam się w romanse bardzo pokochałam historię Jacka i Kayli, a przez długi czas była to jedna z moich ulubionych powieści. Niestety odkąd przeczytałam ją po raz ostatni minęło trochę czasu, dlatego bardzo się ucieszyłam, kiedy Wydawnictwo Kobiece ogłosiło, że powieść ta wreszcie pojawi się w Polsce. Byłam ciekawa, czy po tym czasie nadal będzie to jedna z moich ulubionych książek.

"Więcej niż bardzo go kocham."

Główna bohaterka, Mikayla ma dobre życie - wspaniałych rodziców, kochaną siostrę, ukochanego i najlepszą przyjaciółkę. Jej bal na zakończenie liceum miał być nocą jak z bajki, a tymczasem szybko obrócił się w najgorszy dzień jej życia. W ciągu 24 godzin traci każdą osobę, którą kochała, ale niespodziewanie zdobywa też tą jedną osobę, która pomaga jej przetrwać i okazuje się być tym, kogo najbardziej potrzebowała. Nieznajomy chłopak, Jake, staje się świadkiem tragedii Kayli i chociaż okoliczności są więcej niż przykre, to jednak tę dwójkę od razu coś łączy. Kayla nigdy by się nie spodziewała, że to właśnie on uleczy jej roztrzaskane serce, stanie się jej bezpieczną przystanią, ocali jej życie.

"Może musisz być kompletną osobą, a może jednak nie musisz. Ale przede wszystkim zastanów się, czy to właśnie on nie jest przypadkiem tą brakującą połową."

Historia Mikayli do tej pory łamie moje serce, a przecież dobrze wiedziałam czego się spodziewać. Nikomu, nawet najgorszemu wrogowi nie życzyłabym tego, co jej się przytrafiło. Myślałam, że już wystarczająco łez wylałam, czytając jej historię, a tu zaskoczenie - bo i tym razem udało mi się rozpłakać. Autorka sprawiła, że czułam się tak, jakbym przeżywała wszystko razem z bohaterką, a to tylko spotęgowało moje uczucia. Natomiast Jake to taki chłopak, którego pragnie chyba każda dziewczyna. Chyba trochę zapomniałam jak bardzo kocham tego chłopaka lata temu. Chociaż Kayla jest dla niego zupełnie nieznajomą dziewczyną, nie waha się by jej pomóc, kiedy staje się świadkiem kolejnych tragedii w jej życiu. Pragnie trzymać ją w ramionach i ukryć przed całym cierpieniem, jakie na nią spada. Ofiaruje jej nie tylko wsparcie w sobie, ale w swojej rodzinie i przyjaciołach. Trzyma jej kruche serce w swoich dłoniach i pragnie tylko tego, aby pozwoliła mu się kochać.

"W tamtej chwili wiedziałam już z całą pewnością, że stoję przed moim na zawsze."

Kayla i Jake już podczas pierwszego spotkania czują do siebie przyciąganie. Ale zanim zacznie się pomiędzy nimi coś poważniejszego, wytwarza się pomiędzy nimi bardzo silna przyjaźń. Rozwój ich relacji był genialny. Każdy intymny moment był wręcz przesiąknięty pasją i miłością. Każdy dotyk, każde spojrzenie, każdy uśmiech - to wszystko było czuć i to w tej książce jest jedną z moich ulubionych rzeczy. Bo autorka stworzyła pomiędzy tą dwójką coś naprawdę pięknego i to w taki sposób, że my, jako czytelnicy, czujemy tą silną więź. Frustrujące było to, że była pomiędzy nimi taka niepewność, a oczekiwanie, aż wreszcie wyjawią sobie swoje uczucia było wręcz brutalne. Ale w takich okolicznościach potrafiłam przymrużyć na to oko. Zwłaszcza, że chociaż nic pomiędzy nimi nie było oficjalne i pojawiało się wiele nieporozumień, ta dwójka cały czas należała do siebie.

"Kiedy coś ci łamie serce i tracisz dosłownie wszystko, co ci zostało w życiu, możesz już tylko płakać."

Podczas tej książki wyjawia się moja wewnętrzna niepoprawna romantyczka, bo przysięgam, ta historia sprawiła, że niejednokrotnie się rozpływałam. Pośród tego bólu, cierpienia i płaczu było także wiele szczęścia, śmiechu i ciepła. Uważam, że takie książki są najlepsze - takie, które rozwalają emocjonalnie, które potrafią poruszyć czytelnika. Kocham też to, że mamy tu tak bardzo wyraźne postacie drugoplanowe, czyli przyjaciół Jake'a, jego rodzinę, a nawet kilka istotnych osób z życia Kayli. Pokochałam Lucy i Logana! Lucy sprawiła, że przez nią nie potrafiłam przestać się śmiać.

"[...] I nagle stajesz przed nią, i już wiesz, że to Twoja druga połowa. Świat wiruje i Twoje serce wybucha, a Ty nie pragniesz niczego więcej od życia, jak tylko być zawsze przy tej jednej osobie. A gdy nie jesteś, myślisz tylko o niej, aż cały Twój mózg wiruje, jakby się dusił albo tonął... Ale w dobrym sensie, bo to tak, jakby miłość była dosłownie wszędzie wokół Ciebie.
Boże, nawet nie potrafię Ci tego opisać... Tak bardzo bym chciała, żebyś i Ty to kiedyś poczuła.
Żebyś poznała swojego Jake'a Andrewsa i wtedy byś wiedziała.
Wiedziałabyś od razu, jak to jest stać przed Twoim "na zawsze"."

"Więcej niż my" to przepiękna, łamiąca serce, rozczulająca i emocjonalna historia o sile miłości i przyjaźni, o stracie, uzdrowieniu i akceptacji. Może przemawia przeze mnie sentymentalizm, ale uważam, że jest to naprawdę bardzo dobra książka, dla której warto poświęcić swój czas. Bez zastanowienia poleciłabym tę książkę każdemu! Z niecierpliwością wyczekuję dwóch kolejnych części, które poświęcone są Loganowi - dawno temu czytałam pierwszą i wiem, że czeka nas kolejna genialna historia.


Tytuł: Więcej niż my
Autor: Jay McLean
Seria: Więcej. Tom 1
Tytuł w oryginale: More Than This
Data premiery: 15 października 2018
Wydawnictwo: Kobiece
Liczba stron: 304
Ocena: 9/10

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu! :)

Czytaj dalej »

środa, 17 października 2018

Ginger Scott - Zapadnij w serce


Mało jest takich książek, które wiem, że mi się spodobają, nawet zanim zacznę je czytać. Właściwie dzieje się to bardzo rzadko, ale z tą książką po prostu czułam, że to historia idealnie wpasowująca się w moje gusta. Bardzo długo wyczekiwałam jej premiery, a tak naprawdę to nie wiedziałam nic o autorce, nie czytałam też żadnych innych recenzji. Zdałam się na moją intuicję i całkowicie przepadłam.

Czasami życie musi potraktować nas bardzo boleśnie, aby wreszcie pozwolić na odpoczynek i szczęście. Tak właśnie dzieje się w przypadku nastoletniej Rowe, która w jednej chwili jest normalną, szczęśliwą nastolatką, a w drugiej w wyniku szkolnej strzelaniny zostają jej odebrane nie tylko najlepsza przyjaciółka i chłopak, ale jej szczęście, poczucie bezpieczeństwa i chęć do życia. Na długi czas zamyka się w sobie, a jej rodzina zmuszona jest przenieść Rowe na nauczanie domowe. Po dwóch ciężkich latach uczenia się, jak radzić sobie z tragedią, jaka na nią spadła i problemami, które ciągle ciążą jej na barkach, bohaterka postanawia rozpocząć studia w mieście na drugim końcu kraju i rozpocząć nowe życie.

Ginger Scott w subtelny sposób poruszyła tak delikatny dla amerykanów temat, a mianowicie - strzelaniny w szkole. To przerażające, ale doszliśmy do takiego momentu, kiedy jest ich tak wiele, że nie jesteśmy w stanie odróżnić danych tragedii od siebie. A przecież nie powinno tak być - młodzi ludzie nie powinni ginąć. Autorka dała nam wgląd w umysł osoby, która była świadkiem wydarzeń i która straciła przez nie ukochane osoby. Ukazała nie tylko jej cierpienie wywołane śmiercią przyjaciółki i tragedią ukochanego chłopaka, ale też jak mocno wpłynęło to na jej charakter i zachowania.

Jestem pełna podziwu tego, jak dobrze Rowe sobie radziła. Chociaż o takich wydarzeniach nie da się zapomnieć tak łatwo - a nawet nie trzeba - to uważam, że powinna być dumna z tego, że w końcu zrozumiała, co tak naprawdę jest ważne. I mam tu na myśli pamięć, ale też nie pozwolenie na to, by przeszłość już na zawsze rządziła jej losem. Chociaż droga Rowe była wyboista, w końcu jej się udało. I mam nadzieję, że każdy, kto musiał przechodzić przez to, co bohaterka, odnajdzie swój spokój.

Na studiach Rowe poznaje Nate'a, który, o rany, skradł moje serce w ciągu sekund. Pisząc, że jest popularnym sportowcem opisałabym praktycznie każdego męskiego bohatera romansów, a Nate był kimś o wiele więcej, niż schematyczną postacią. Ma ogromne serce i świadczy o tym chociażby sam fakt, że wybrał studia ze względu na swojego brata na wózku, pragnąc być przy nim. Tyle razy sprawił, że się rozpływałam w zachwycie, że przestałam liczyć. Miał też swoje wady i popełnił niejeden błąd, co tylko sprawiło, że jego postać była bardziej realistyczna.

Rowe i Nate spotykają się przypadkowo i trochę niezręcznie. Ale pomiędzy nimi natychmiastowo pojawia się niespodziewane przyciąganie. Tej dwójki wręcz nie dało się razem nie pokochać - ich historia od razu skrada serce i wciąga. Mamy dziewczynę po przeżyciach, która stara się poukładać swoje życie na nowo i otworzyć na miłość oraz chłopaka, który jest gotowy zrobić wszystko, aby zdobyć jej serce. I chociaż były momenty kiedy łamało mi się dla nich serce, byłam zachwycona każdym fragmentem tej książki. Uwielbiam poczucie humoru bohaterów i to, jak swobodnie czuli się w swojej obecności. Potrafili rozmawiać na poważne tematy, ale też z siebie drwić i ucinać psikusy.

"Zapadnij w serce" to słodka i piękna historia miłosna z nutką dobrego humoru, ale też dramatu. Ale przede wszystkim ukazuje drogę do uzdrowienia i siłę miłości, dzięki której można przetrwać wszystko. Autorce udało się doprowadzić mnie do śmiechu, łez, a także załamania nerwowego, bo tak mnie książka wciągnęła, a ja nie miałam czasu, aby do niej porządnie przysiąść i przeczytać. Ta książka ma w sobie wszystko, co powinien zawierać dobry romans i jestem w niej absolutnie zakochana! Już nie mogę się doczekać historii brata Nate'a - Tysona.


Tytuł: Zapadnij w serce
Autor: Ginger Scott
Tytuł oryginału: This is Falling
Seria: Falling. Tom 1
Data premiery: 19 września 2018
Wydawnictwo: Kobiece
Liczba stron: 368
Ocena: 10/10

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu! :)

Czytaj dalej »

piątek, 12 października 2018

Kirsty Moseley - Chłopak, który wiedział o mnie wszystko


Kirsty Moseley znam jedynie z książki "Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno", którą czytałam dawno, dawno temu. Chociaż chodziły o niej różne opinie to ja byłam w tej części, której książka się podobała i właśnie dlatego skusiłam się na nowość autorki, a mianowicie "Chłopaka, który wiedział o mnie wszystko". Miałam nadzieję na coś lekkiego, przyjemnego i dobrego, a dostałam... cóż, czytajcie dalej.

Historia rozpoczyna się w momencie kiedy główna bohaterka, Riley, powraca z miesięcznych wakacji w Anglii i rozpoczyna naukę w nowej szkole. Jest niezadowolona, że musiała pozostawić wszystkich swoich przyjaciół, ale jej oparciem jest jej o rok starszy, najlepszy przyjaciel (a zarazem sąsiad), Clay. Już od razu zauważamy, że ta dwójka jest sobie aż nadzwyczaj bliska - i mam tu na myśli wskakiwanie sobie w ramiona, robienie malinek i otwarte filtrowanie. Riley jako piękna nowa dziewczyna w szkole wzbudza wielkie zainteresowanie nie tylko u płci przeciwnej, ale też u dziewczyn, które nie pałają do niej sympatią, ze względu na to, jak blisko jest z Clayem - najprzystojniejszym chłopakiem w szkole i zarazem najbardziej pożądanym przez kobiety.

Kiedy sięgałam po tę książkę, byłam przekonana, że spędzę przy niej miło czas. Zaskoczyło mnie to, jaką cegiełką się ta powieść okazała, bo ma ona ponad 500 stron i chociaż zastanowiło mnie, o czym autorka tyle mogła pisać, to nie pozwoliłam, by mnie to zraziło. Do czytania podeszłam z naprawdę dobrym nastawieniem, no ale niestety szybko wszystko zaczęło się sypać. Książka skupiła w sobie praktycznie każdy schematyczny, przewidywalny wątek, jej czytanie ciągnęło mi się tydzień, miałam wrażenie, że napisana została ręką dwunastolatki (nie obrażając dwunastolatek) i była chyba najbardziej nierealistyczną i absurdalną książką, jaką dane mi było przeczytać w ostatnim czasie. Nienawidzę pisać negatywnych opinii, ale ta powieść aż się o taką prosi.

Jeśli chodzi o bohaterów, to niesamowicie irytowała mnie główna bohaterka. Znacie te wszystkie tandetne amerykańskie filmy, w których w szkole pojawia się nowa dziewczyna i nagle chłopcy padają jej u stóp, staje się popularna, a na końcu i tak zdobywa tego najpopularniejszego niegrzecznego chłopca? (I oczywiście nie mówię tu, że wszystkie filmy tego typu są złe, bo ja sama z chęcią niektóre oglądam). Tak, Riley jest właśnie taką postacią. Ledwo pojawia się w szkole, a każdy chłopak pragnie się z nią umówić, jest najpiękniejsza w całej szkole, a każda inna dziewczyna jest ble. Nagle ugania się za nią tajemniczy, seksowny i także popularny Blake, który skończył już liceum, do którego teraz uczęszcza Riley, a skrycie kocha ją także Clay, obiekt westchnień zdaje się całej żeńskiej populacji w szkole (a także poza nią). Zważywszy na to, że prawie cała książka napisana jest z jej perspektywy, miałam wrażenie, że umieszczona byłam w umyśle dziecka, które ciągle tylko na coś narzekało i beczało. Paradoksem było to, że miała siedemnaście lat, autorka na siłę pragnęła zrobić z niej dorosłą, a zachowywała się jak bachor. I wielka szkoda, że nie dowiedziałam się o niej nic, poza tym, że lubi kolor różowy.

Jeśli chodzi o Claya, to on jest takim perfekcyjnym chłopakiem, który nie ma żadnych wad. Mogłabym się do tego przyczepić, ale patrząc na całą książkę, to jego postać nawet umiliła mi czytanie. Chociaż autorka chyba chciała wykreować go na badboya, to tak naprawdę był bardzo kochany, troskliwy no i oczywiście nieziemsko przystojny. Poza tym, również nie dowiedziałam się o nim nic - może tylko tyle, że gra w futbol. Każda dziewczyna zasługuje na takiego chłopaka, jak Clay, więc zdecydowanie był on jasnym punktem tej książki.

Podczas lektury robiłam sobie notatki, żeby wspomnieć o tych najbardziej absurdalnych sytuacjach, ale w pewnym momencie zaczęło przybywać ich tyle, że przestałam. Największy problem miałam z przejściem przez pierwsze dwieście stron, gdzie Riley kręciła z Blakiem, jednocześnie wiedząc, że czuła coś do Claya. Żeby nie zaspoilerować całego wątku, wspomnę tylko o jednym fragmencie - rozmowie, w której powiedziała Blake'owi, że nie może zabronić jej przyjaźni z Clay'em i wspomniała coś jeszcze o tym, że nie zaakceptuje zdrady. Śmiech na sali. Sam fakt, że wybrała przyjaciela ponad chłopaka może i byłby uroczy, ale kurde - kto chciałby, by jego druga połówka spała półnago z innym facetem, robiła mu malinki (i vice versa) i rzucała się w jego ramiona, jak jakaś przylepa? Bo ja na pewno nie chciałabym, by mój chłopak zachowywał się tak z inną dziewczyną. Już nie wspominając o jej hipokryzji, gdy mówiła o zdradzie, gdy sama skakała z kwiatka na kwiatek. Jej zachowanie było złe, niewłaściwie i ukazało zupełny brak poszanowania dla Blake'a, który był, jaki był, ale jednak się z nim umawiała.

Kolejna sprawa - rodzice. A raczej ich brak. Który rodzicom o zdrowym umyśle pozwala swojej siedemnastoletniej córce robić takie rzeczy? Rodzice Riley byli równie niepoważni, co ona sama, a o rodzicach Claya to nawet szkoda wspominać, bo ręce opadają.

Już pomijając niektóre absurdalne zachowania, czy sytuacje, ta książka ma w sobie pełno ogromnych i poważnych błędów, które wręcz rażą w oczy. Może się nie znam i nie powinnam wypowiadać na ten temat, ale od kiedy przy przesłuchaniu na policji niepełnoletniej osobie może towarzyszyć zupełnie przypadkowa dorosła osoba? O ile mi wiadomo, to powinien być to rodzic, opiekun - osoba prawnie odpowiadająca za osobę niepełnoletnią - a nie osiemnastoletni sąsiad. Druga sprawa - wygrana pieniężna w kasyno nie wpada nam od tak do kieszenie! Tutaj również nie mam żadnego doświadczenia, ale czy nie wymaga to jakiejś papierkowej roboty?

Naprawdę byłam przekonana, że książka mi się spodoba, a zawiodła mnie w tak wielu aspektach. Strasznie wymęczyło mnie to pięćset stron i wielokrotnie byłam bliska odłożenia tej książki nieskończonej. Jednak brnęłam dalej z nadzieją, że dalej będzie lepiej. Głupia ja... Zawsze staram się znaleźć jakiś pozytywny aspekt w książkach, które mi się nie podobają, dlatego powiem, że książka napisana jest lekkim językiem i rzeczywiście jest bardzo urocza. Może spodoba się osobom, które lubią przerysowane historie typu "od przyjaciół do kochanków". Myślę, że podeszłabym do niej zupełnie inaczej lata temu, kiedy nałogowo czytałam fanfiction, bo ta książka bardzo mi przypominała takie właśnie zakręcone opowiadania z młodzieńczych lat.

"Chłopak, który wiedział o mnie wszystko" napisany jest bardzo prostym, łatwym w odbiorze językiem. Niepotrzebnie autorka rozciągnęła akcję na pięćset stron, bo spokojnie dałoby radę skrócić to nawet o połowę - może wtedy książka nie ciągnęłaby mi się tak długo. Gdyby nie to, że od lektury wymagam jednak kilku rzeczy, może i przymrużyłabym oczy na te niedociągnięcia i skupiła się na tym, że to słodka historia o przyjaźni, która przeobraża się w wielką miłość. Niestety mnie ta historia nie kupiła.


Tytuł: Chłopak, który wiedział o mnie wszystko
Autor: Kirsty Moseley
Seria: Best Friend. Tom 1
Tytuł oryginału: Always You
Data premiery: 19 września 2018
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Liczba stron: 511
Ocena: 4/10

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu HarperCollins Polska.

Czytaj dalej »

niedziela, 7 października 2018

Tijan - Pozwól mi Zostać


Do przeczytania tej książki skusiła mnie przepiękna okładka, a kiedy przeczytałam opis fabuły wiedziałam, że muszę ją zdobyć. Do tej pory udało mi się przeczytać tylko jedną książkę Tijan i był nią "Antybrat", który niestety niekoniecznie przypadł mi do gustu. Ale postanowiłam nie kierować się wrażeniami po jednej książce i dać szansę kolejnej, zwłaszcza, że byłam jej bardzo ciekawa. Tak naprawdę z okładkowego opisu fabuły wiemy niewiele i przez to nie wiedziałam, czego oczekiwać od książki. Dopiero kiedy zaczęłam czytać i dowiedziałam się, jaki temat autorka poruszyła, zaczęłam przygotowywać się na potok łez i wiele emocji. 

"Nie można walczyć z kimś, kto już wszystko stracił."

Książka obraca się wokół samobójczej śmierci bliźniaczki głównej bohaterki, Mackenzie. Samobójstwo, zwłaszcza osób młodych, to temat tabu i jest bardzo rzadko poruszany przez ludzi. Sama autorka w końcowej notce napisała, że miała wiele problemów i wątpliwości przy tworzeniu tej historii. Wielokrotnie chciała od niej odejść i przestać pisać, albo zakończyć, ale zatrzymać ją dla siebie, ale koniec końców nie potrafiła zostawić jej nieukończonej. Wiedziała, że będzie wyjątkowa. Na końcu napisała, że zmieniła ją jako człowieka i uważam, że na każdego będzie miała taki wpływ.

Mackenzie razem z rodzicami, bratem i siostrą bliźniaczką przeprowadzają się do nowego miasta, gdy jej ojciec dostaje awans. Dzień później, jej siostra bliźniaczka, Willow, popełnia samobójstwo, a Mackenzie jest świadkiem całego zajścia. Wstrząśnięta rodzina musi zmierzyć się z niespodziewaną tragedią i z tego też powodu Mackenzie wraz z bratem na kilka dni trafia do domu sąsiadów - a dokładniej do łóżka Ryana, przy którym udaje się jej spokojnie zasnąć. Na początku wydawało mi się to trochę dziwne. Właściwie cała książka była dla mnie dziwna i zupełnie nie wiedziałam co o niej myśleć. Ale z czasem w rzeczach, które dla normalnego oka były dziwne i szalone, odnajdywałam zrozumienie. 

"Tkwi we mnie wiele warstw bólu. Takiego, którego nie potrafię opisać słowami, a pod nim kryje się piekło. Jest krwawe, płonie żywym ogniem. To agonia. Cierpienie. Tortura. 
I zaprzeczenie. To znajdowało się we mnie na dnie. Było czarną dziurą."

Mac jest w stanie zaprzeczania i zrozumienie znajduje dopiero w Ryanie, który tak jak ona, kiedyś stracił kogoś ważnego i nadal uczy się z tym żyć. Ryan to popularny chłopak, lubiany przez wszystkich. Jest sympatyczny, bezproblemowy, ale ma w sobie też mrok, który widzi tylko Mackenzie, która sama odczuwa to samo. Nie wiedziałam co sądzić o ich relacji, bo połączyło ich cierpienie i ból. Na początku oboje siebie wykorzystywali, aby zapomnieć i poczuć spokój oraz bezpieczeństwo, ale potem dotarło do mnie, że może właśnie tego potrzebują, aby przetrwać. Oboje byli dla siebie oparciem w ciężkich chwilach, a autorka świetnie nakreśliła chemię pomiędzy nimi. Ryan rozumiał ból Mackenzie i pozwalał jej na wszystko, co pozwalało jej zapomnieć i przetrwać, a jednocześnie dbał, aby nie dotknęła dna. 

"Jakimś cudem Ryan stał się dla mnie koniecznością. Chronił mnie, osłaniał. Przy nim miałam głowę ponad powierzchnią wody. Bez niego bym się utopiła. 
Sama bym się utopiła."

Jeśli mam być kompletnie szczera, od książki spodziewałam się kolejnego, typowego romansu. I owszem, relacja Ryana i Mac odgrywa tu dużą rolę, ale "Pozwól mi Zostać" to tak naprawdę historia o radzeniu sobie ze stratą bliskiej osoby. Autorka umieszcza nas w umyśle człowieka, który przechodzi przez żałobę i radzi sobie z tragedią, niczego nie koloryzując. Dużą uwagę poświęca rodzinie Mac, ukazuje jak różnie można radzić sobie z bólem po stracie - źle, czy dobrze, ale jednak inaczej. Niestety pokazuje też reakcję innych ludzi i to, jak okrutni i nieczuli potrafią być na cierpienie innej osoby. Miałam ochotę uderzyć niektóre postaci i jestem pod wrażeniem, jak opanowana była Mackenzie w niektórych sytuacjach. 

Spodziewałam się, że będę płakać, bo ja do książek podchodzę bardzo emocjonalnie, ale udało mi się nie uronić ani jednej łzy. Byłam blisko dopiero w epilogu, gdzie autorka zrzuciła wielką bombę na samo zakończenie, ale dałam radę. Może książka nie jest perfekcyjna i brakowało mi w niej kilka rzeczy, jednak historia sama w sobie jest bardzo dobra. Cieszę się, że autorka poruszyła w niej tak ważny temat, bo chociaż rozmowy o samobójstwie są ciężkie, to jednak problemów nie można zamiatać pod dywan. Zakończenie mnie bardzo zaskoczyło i zdecydowanie się go nie spodziewałam, przez co książka stała się jeszcze bardziej wyjątkowa. Nabrała innego znaczenia i wiem, że jeśli kiedyś miałabym przeczytać ją ponownie, na wszystko patrzyłabym z całkiem innej perspektywy. 

"Zawsze myślałam, że zaczynało mi odbijać, ale gdy tego ranka obudziłam się w ramionach Ryana, poczułam się mniej szalona.
Poczułam się trochę lepiej.
Poczułam się, jakbym była trochę bardziej cała."

"Pozwól mi Zostać" to przejmująca historia. Chociaż porusza drażliwy temat, to autorka obchodzi się z nim z szacunkiem. Tijan napisała bardzo dobrą, może trochę ciężką do czytania książkę, jednak uważam, że warto ją przeczytać. Jako, że przechodzimy przez cały ból i rozpacz razem z bohaterką, sprawia to, że jej cierpienie ciąży nam na sercu. Ale to sprawia, że całe doświadczenie jest jeszcze bardziej wartościowe. Zabrakło mi w niej niestety tych emocji, o których tak się naczytałam w wielu innych opiniach, bo spodziewałam się, że będę płakać, a nic takiego się nie stało. Może nie jest to historia perfekcyjna, ale warto zwrócić na nią uwagę.

Tytuł: Pozwól mi Zostać
Autor: Tijan
Tytuł oryginału: Ryan's Bed
Data premiery: 28 września 2018
Liczba stron: 408
Wydawnictwo: Young (Kobiece)
Ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.

Czytaj dalej »

czwartek, 4 października 2018

Shari L. Tapscott - Odrobina Brokatu


Lauren pasjonuje się robótkami ręcznymi i brokatem. Prowadzi bloga DIY i to planuje robić po ukończeniu szkoły średniej. Jednakże jej studio nagraniowe przejmuje Harrison - przystojny i irytujący przyjaciel jej starszego brata, który wprowadza się do ich domku gościnnego na czas studiów. Teraz Lauren nie tylko traci swoją pracownię, ale musi znosić jego towarzystwo i jego zaczepki. Jednak ignorowanie intruza nie wychodzi jej najlepiej, gdy Lauren zdaje sobie sprawę, że zaczyna coś do niego czuć...

Książkę "Odrobina Brokatu" chciałam przeczytać już od dłuższego czasu, jednak jakoś nie było do tego okazji. Potem na rynku pojawił się tom drugi i powiedziałam sobie, że muszę się w końcu za te książki wziąć, bo naczytałam się o nich wiele dobrego i byłam ich ciekawa. O fabule wiedziałam niewiele, tylko tyle, że jest niewymagająca i słodka, dlatego najlepszy moment przyszedł, kiedy desperacko pragnęłam sięgnąć po coś lekkiego po emocjonalnie wykańczającej lekturze "Poświęcenia" Adriany Locke (recenzję możecie przeczytać w poprzednim poście).

Główną bohaterką jest nastoletnia Lauren, fanatyczka robótek ręcznych i wszystkiego co się świeci. Prowadzi bloga DIY i ma nadzieję, że uda jej się to robić przez wiele kolejnych lat. Jest w ostatniej klasie szkoły średniej i chociaż nie ma pomysłu na swoje studia, to wie, że chce wyjść za mąż za kogoś sławnego, zamieszkać w ładnym domku i po prostu - żyć długo i szczęśliwie. Myślę, że Lauren może reprezentować wiele nastolatek, które trochę żyją swoimi marzeniami, nie mają konkretnego planu na życie po ukończeniu szkoły i poszukują miłości - i nie ma w tym nic złego, w końcu po to są te lata młodzieńcze. Lauren polubiłam za szczerość i pasję, jaką wkładała we wszystko, co robiła. Jest przesympatyczną, niewinną postacią książkową i chociaż może troszkę naiwną, to wcale nie w złym kontekście.

W jej życiu miesza Harrison, najlepszy przyjaciel jej starszego brata, który na czas studiów i pracy wprowadza się do ich domku gościnnego. Zajmuje jej studio nagraniowe i przypomina o czasach z dzieciństwa, kiedy to razem z bratem jej dokuczali, przez co Lauren nie jest zadowolona z jego obecności. Harrison jest trzy lata starszy i przez to trochę dojrzalszy - ma już własną, dobrze płatną pracę i dobrą pozycję w swojej branży. Lauren przedstawia go troszkę jako dupka, bo stroi sobie z niej żarty i się z nią drażni, ale w rzeczywistości jest miłym, atrakcyjnym i troskliwym chłopakiem, którego bardzo polubiłam. Myślę, że w tej książce nie było ani jednej osoby, której nie darzyłabym sympatią.

Relacja między Harrisonem, a Lauren była przesłodka. Ich potyczki słowne i drażnienie się doprowadzały mnie do śmiechu, ale gołym okiem było widać, że pod tym wszystkim tej dwójce naprawdę na sobie zależy. Rozpływałam się na łóżku, kiedy Harrison troskliwie zajmował się Lauren, chociażby wtedy kiedy była chora. Kibicowałam im od samego początku i chociaż trochę czasu minęło, zanim się zeszli, to było warto czekać.

Warto tutaj jeszcze wspomnieć o dwóch postaciach drugoplanowych, którzy odgrywają dość ważną rolę w historii Lauren i Harrisona, a mianowicie o Riley i Grancie. Riley (która jest główną bohaterką w drugim tomie, "Odrobina Blasku") to najlepsza przyjaciółka Lauren, która zawiesza oko na przystojnym nowym współlokatorze głównej bohaterki, a Grant to potencjalny obiekt miłosny dla Lauren. Tak, wiem jak to brzmi - trójkąt (a może kwadrat?) miłosny. No i rzeczywiście jest tu w pewnym sensie ten trójkąt, których, jak dobrze wiecie, ja nie cierpię. Zdaje się, że każda książka z tej serii opiera się na tym schemacie, ale wcale mi to tutaj nie przeszkadzało. Nie jest to nic irytującego, ani odbierającego przyjemność z lektury, ale dowiecie się dlaczego dopiero jak przeczytacie książkę :)

Uważam, że tę historię pokochają osoby, które lubią książki Kasie West - a ja je uwielbiam. "Odrobina Brokatu" bardzo mi je przypomina z wielu powodów. Książka jest trochę przewidywalna, jednak ja świetnie się przy niej bawiłam. Jest pełna ciepłego humoru, słodkiej i uroczej miłości, przyjaźni i nie ma w niej prawie żadnych dramatów. Tak jak się spodziewałam, jest napisana lekkim i niewymagającym piórem i spokojnie można ją przeczytać w jednym podejściu. Po drugą książkę sięgnę z przyjemnością!

Tytuł: Odrobina Brokatu
Autor: Shari L. Tapscott
Seria: Bling. Tom 1
Tytuł oryginału: Glitter and Sparkle
Wydawnictwo: Young (Kobiece)
Data premiery: czerwiec 2018
Liczba stron: 309
Ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu! :)

Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia