środa, 28 września 2022

Alex Aster - Lightlark | Recenzja premierowa



Co sto lat z wody wyłania się wyspa Lightlark, na której odbywa się mordercza gra Centennial. Biorą w niej udział władcy sześciu krain. Stawka rywalizacji jest wysoka. Chodzi ni mniej, ni więcej tylko o złamanie okrutnych klątw rzuconych na każdą z krain. Każdy władca ma coś do ukrycia, a każda klątwa jest niezwykle okrutna. Aby jednak dokonało się zdjęcie klątwy, jeden z władców musi ponieść śmierć.

Isla Crown jest młodą przywódczynią Dzikich. Klątwa, którą dźwigają mieszkańcy jej krainy, skazuje ich na uśmiercanie zakochanych w nich mieszkańców innych krain. Nawet, gdy odwzajemnią tę miłość.

Władcy innych królestw gardzą nimi i czują lęk przed przeklętą mocą. Wszyscy, poza Grimem z krainy Mrocznych. On nie obawia się niczego.

Żeby przeżyć, Isla musi kłamać, oszukiwać i zdradzać… A gdy dodatkowo podczas rywalizacji w grę wchodzi miłość, wszystko się komplikuje.


Dzisiaj premiera jednej z najgłośniejszych książek fantasy tego roku, o której na pewno już słyszeliście. "Lightlark" to debiutancka powieść Alex Aster, która jeszcze przed oficjalną premierą została okrzyknięta tytułem fenomenu TikToka, a prawa do powieści zostały sprzedane ogromnej wytwórni firmowej, spod której wyszła ekranizacja chociażby "Zmierzchu". Poza tym wokół tego tytułu rozkręciła się ogromna, kontrowersyjna i negatywna otoczka, której nie sposób pominąć. Nie bez powodu więc powieść ta zwróciła moją uwagę i sama zapragnęłam sprawdzić, co w niej takiego, że ciągle się o niej mówi. No więc, czy było warto?

Nie jestem osobą, która ocenia książki oczami innych. Zdecydowanie więc nie skreślam autora, czy też danej serii/książki, bo wybuchła na TikToku, czy gdzieś indziej. Jeśli książka mnie zainteresuje, to ją przeczytam. Jeśli nie, po prostu ją pominę i nie będę nikomu mówić, czy ma ją czytać, czy nie, bo nic mi do tego. Niestety "Lightlark" padło ofiarą takiej zawistnej spirali, w której ludziom nie spodobał się jej sukces i jeszcze na długo przed premierą, zanim książka trafiła do recenzentów, na portalach pojawiło się setki niesprzyjających opinii. Uważam, że jest to niesamowicie niesprawiedliwe i ani trochę tego nie popieram. Nie chcę więc, aby moja recenzja została odebrana w ten sposób, bo moja opinia nie ma z tym nic wspólnego. Cenię sobie jednak szczerość, a chociaż dałam tej książce szczerą szansę i naprawdę podeszłam do niej z ogromną ekscytacją i nadzieją, nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak się spodziewałam.

Lata temu na przywódców krain rzucona została klątwa, przez którą ich pewne moce stały się ich przekleństwem. Teraz, co sto lat, z wody wyjawia się wyspa Lighlark, na której odbywają się rozgrywki Centennialu, w których udział bierze sześciu władców królestw Dzikich, Gwiezdnych, Słonecznych, Mrocznych, Księżycowych i Niebiańskich. Nagrodą za zwycięstwo jest złamanie klątw, jest tylko jeden problem - jednym z warunków zdjęcia klątwy jest zabicie jednego z przywódców królestw. Jedną z osób biorących udział w tegorocznych rozgrywkach jest Isla Crown, przedstawicielka Dzikich. Przekleństwem Dzikich jest zabójstwo każdego, kto się w nich zakocha z wzajemnością. Na dodatek z dnia na dzień jej królestwo powoli wymiera, dziewczyna ma więc plan, by za wszelką cenę wygrać i uratować swoich poddanych. Jednakże szybko okazuje się, że wygranie wcale nie będzie takie proste. Komu uda się przełamać klątwy, a kto zginie?

Fabuła tej książki nie jest skomplikowana, a jednak nie do końca polubiłam się ze sposobem, w jaki autorka przedstawia świat. Mam wrażenie, że system podziału i różne królestwa, które wymyśliła, nie są trudne do ogarnięcia, a jednak opisywała je momentami w tak skomplikowany sposób, że sama nie wiedziałam co i jak. Nie pomogły też liczne postaci, które zlewały się w jedno. A chyba największy problem pojawił się z samym wątkiem klątwy, która spadła na Lightlark, bo do samego końca nie wiedziałam, na czym ta klątwa w końcu dokładnie polegała. Mam wrażenie, że czasami autorka zmieniała ją, aby pasowała do danego momentu w fabule. W ten sposób w historii zapanował chaos, chociaż jednocześnie fabuła wcale nie powinna być skomplikowana.

Największym powodem, dla którego nie do końca z książką się polubiłam, jest właśnie fakt, że chyba bardziej ekscytował mnie opis i zapowiedź tej historii, aniżeli samo jej wykonanie. Przez większą część książki się niestety nudziłam i czekałam na coś interesującego, a ciekawie zaczęło się robić dopiero w ostatnich stu stronach, co mi nie do końca wystarcza. Mam wrażenie, że zabrakło tutaj tej ekscytującej iskierki, mrocznej tajemniczości. Spodziewałam się przede wszystkim krwawej, dynamicznej akcji, walki przeciwko swoim przeciwnikom, a nie było w tym ani ekscytacji, ani niczego ciekawego. Opis obiecuje "rozgrywki na śmierć i życie", a wcale nic takiego tutaj nie było. Być może autorka zostawia akcję na dalsze części serii, w końcu to dopiero pierwszy tom, ale po tej książce wcale nie czuję potrzeby, aby dowiedzieć się, co dalej.

Jestem tym typem czytelniczki, która największą uwagę skupia na bohaterach - ich przemianie, relacjach z innymi postaciami, rzeczach, jakich się uczą. Dla mnie to właśnie bohaterowie są w centrum i jeśli z nimi się nie polubię, to nieważne jak bardzo fajna będzie fabuła, nie będę potrafiła się w pełni w książkę wkręcić. A niestety tutaj z bohaterami również się za bardzo nie polubiłam. Chociaż może to za mocne stwierdzenie - po prostu mam wrażenie, że są jednowymiarowi, zbyt bardzo podobni do siebie, aby ktokolwiek z nich zapadł mi w pamięci. Tak jak w przypadku fabuły, wypadli bardzo prostolinijnie i nieciekawie. Żałuję, że autorka nie poświęciła więcej czasu, aby przedstawić tło poszczególnych królestw i ich przedstawicieli. Opis okazał się być mylący nawet wobec samej Isli, która jest główną bohaterką, bo spodziewałam się odważnej wojowniczki, a przez większość czasu irytowała mnie swoją naiwnością, nieostrożnością i pochopnością. Ciągle myślała jedynie o sobie i kierowała się uczuciami, przez co wpakowywała się w kłopoty, których można było tak łatwo uniknąć.

Nie wierzę też, że to napiszę, ale nie lubię wątku miłosnego w tej książce i niemalże żałuję, że w ogóle zajął tak dużą część historii Isli. Mamy tutaj trójkąt miłosny, ale szczerze powiedziawszy, żaden z obiektów miłosnych bohaterki nie był interesujący, przynajmniej nie jako jej partner. Grim, władca Mrocznych, który od początku budzi w niej ciekawość i pożądanie, okazał się być taki sam, jak milion innych tego typu bohaterów - rzekomo mroczny, zepsuty i nikczemny, chociaż autorka praktycznie w ogóle nie postarała się, aby to ukazać. O wiele ciekawszy okazał się być Oro, król Lightlarku, ale tylko i wyłącznie jako osobna postać, nie jako jej potencjalny partner - bo szczerze powiedziawszy, chemii nie miała z żadną z postaci i te wątki nie miały najmniejszego sensu. Oro skrywa wiele tajemnic, a jednocześnie wykazuje się sprytem i opiekuńczością, a także lojalnością. To zdecydowanie moja ulubiona postać z całej książki i zupełnie szczerze, wyczekiwałam wszystkich momentów, w których się pojawiał.

Ta historia miała ogromny potencjał, ale moim zdaniem nie został do końca wykorzystany. Nie mam problemu ze stylem pisania autorki, ale mam wrażenie, że wiele tu zabrakło - emocji, zaskakujących zwrotów akcji, tajemniczości, czegoś, co cały czas trzymałoby w napięciu. Oczywiście nie uważam, że książka jest zła, jest to po prostu bardzo lekkie fantasy, bardziej skierowane do młodszych czytelników. Może kilka lat temu byłabym tą historią bardziej zachwycona - obecnie raczej nie jestem odpowiednią grupą docelową. Z tego też powodu raczej nie planuję serii kontynuować. Mam jednak nadzieję, że wam spodoba się bardziej :)

Alex Aster - obsypana nagrodami młoda pisarka. Napisała serie Emblem Island, Lightlark i powieści graficzne. Ukończyła anglistykę na UPenn. Tworzy też filmiki wideo osiągające ponad 100 milionów wyświetleń. O Alex Aster głośno jest w mediach różnego rodzaju: NBC News, Bustle, Teen Vogue, Glamour, Shondaland czy Good Morning America. 
Prowadzi bardzo popularnego TikToka.


Tytuł: Lightlark
Seria: Lightlark. Tom 1
Autorka: Alex Aster
Data premiery: 28.09.2022r.
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 480
Ocena: 5/10

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar! :)








Czytaj dalej »

niedziela, 25 września 2022

Alison Cochrun - Długo i szczęśliwie



Dev zawsze wierzył w bajki. Odkąd sięga pamięcią, pochłaniał romanse, oglądał dramaty sercowe osadzone w romantycznych sceneriach i marzył o miłości. Nic więc dziwnego, że został producentem reality show, w którym gwiazdy poszukują dla siebie idealnego partnera lub partnerki. W pracy wykazuje się szóstym zmysłem i niczym kupidyn z łukiem bezbłędnie przewiduje idealne historie miłosne. W prywatnym życiu jednak nigdy nie miał szczęścia.

Do czasu gdy głównym bohaterem programu Długo i szczęśliwie zostaje introwertyczny geniusz Charlie Winshaw, który spięty i milczący nie jest w stanie nawiązać nawet najprostszej konwersacji z uczestniczkami. Dev musi ratować sytuację, więc postanawia dać Charliemu kilka lekcji, by znaleźć techniki na rozluźnienie przed kamerami oraz spróbować natchnąć go do nawiązania głębszej relacji z którąś z dziewczyn. Ku zaskoczeniu Deva i Charliego prawdziwa chemia zadzieje się jednak całkowicie poza scenariuszem programu, bo między nimi!

Tylko czy motyle w brzuchu i szansa na prawdziwą miłość wystarczą, by mieć odwagę wywrócić życie do góry nogami?


Trigger Warnings do książki: depresja, zaburzenia lękowe, OCD, fobia społeczna

Wierzycie w szczęśliwe zakończenia i bajkowe "żyli długo i szczęśliwie"? Chociaż może powinnam zapytać - wierzycie, że można je znaleźć w reality show, w którym 20 kobiet walczy o serce jednego mężczyzny? Zresztą, czy w ogóle może być mowa o miłości, gdy w grę wchodzi Hollywood? Debiutancka powieść Alison Cochrun właśnie tym mnie zaintrygowała, kiedy miesiące temu po raz pierwszy przeczytałam jej opis. Co prawda udało mi się po nią sięgnąć dopiero teraz, kilka dni przed oficjalną premierą, ale tak jak się spodziewałam - zostałam zauroczona i naprawdę pozytywnie zaskoczona. Kompletnie nie spodziewałam się tego, jak wiele ważnych i poruszających wartości znajdujemy w tej historii i jak bardzo trafi prosto do mojego serca. Czytając tę książkę poczułam się widziana, zrozumiana i odrobinę mniej samotna, co jest najlepszą nagrodą, jaką autorzy mogą podarować czytelnikom. I jestem pewna, że wiele osób poczuje się tak samo.

Deva od dziecka fascynowała miłość. Wychował się w przekonaniu, że gdzieś na świecie na każdego człowieka czeka ta jedna, odpowiednia osoba. A wszystko za sprawą uwielbianego reality show Długo i szczęśliwie, w którym osoby poszukują dla siebie idealnego partnera, czy partnerki. Nie jest więc żadnym zaskoczeniem, że praca na planie programu jest dla niego spełnieniem marzeń. Chociaż nie wszystko wygląda tak, jak to sobie wyobrażał, od sześciu lat daje z siebie wszystko, aby być najlepszym producentem, który pomaga innym znaleźć swoją drugą połówkę. Nawet jeśli jego własne życie osobiste to jedna wielka katastrofa, a sam zmuszony jest codziennie pracować ze swoim byłym chłopakiem. Zniesie długie dni i noce, a nawet współpracę z ich nowym Księciem z Bajki, którego ekipa produkcyjna daje mu pod opiekę. Charles w niczym nie przypomina poprzednich gwiazd ich programu. Może i jest niesamowicie atrakcyjny, a kamery go uwielbiają, ale jest też przy tym okropnie niezręczny, milczący, bojaźliwy i przy jego kandydatkach na żonę wypada sztywno. Dev ma jedno zadanie - sprawić, aby Charlie poczuł się lepiej przed kamerami i znaleźć mu miłość wśród dwudziestu kobiet, które przez najbliższe tygodnie będą walczyć o jego względy. Wszystko zaczyna się jednak komplikować, gdy okazuje się, że to między Devem i Charliem wybucha chemia, jakiej brakuje Charliemu przed kamerami. 

Kocham koncept tej książki. Co jest zabawne, bo na ogół nie oglądam za wiele reality TV (okej, przyznaję się do binge'owania kilku Netflixowych produkcji, ale zatrzymajmy to między nami), ale ta książka od razu przypomniała mi o "Rywalkach", tylko w dzisiejszych czasach i queer. No i może bez żadnych trójkątów... czworokątów miłosnych. Autorka nie tylko wplata w historię kilka wycinek ze scenariuszy, ale zabiera nas jednocześnie za kulisy, a także przed kamerę. A działo się tam, działo! Idea dwudziestu kobiet walczących o względy głównego bohatera trochę może być przytłaczająca, ale dość szybko zdajemy sobie sprawę, że jasne, gdzieś tam przewijają się jakieś dramaty, sekrety i skandale, ale to przede wszystkim historia napisana z sercem, która ma przemawiać prosto do serc czytelników. Autorka trafiła prosto w moje do tego stopnia, że niespodziewanie płakałam razem z tymi bohaterami, a moje serce boleśnie się ściskało. Bo okazuje się, że gdzieś po tą fasadą komedii romantycznej ukrywa się emocjonalna, odrobinę bolesna, ale prawdziwa historia o ludziach, którzy całe życie zmagają się z bólem nieposiadania własnego miejsca na świecie, z samotnością i poczuciem, że nie zasługują na to, by być kochani.

Historia Deva i Charliego to nie tylko piękna i słodka historia miłosna, ale przede wszystkim do bólu prawdziwa rzeczywistość osób zmagających się ze swoim zdrowiem psychicznym. Autorka w tak ważny sposób ukazuje, jak łatwo ukryć cierpienie i samotność pod uśmiechem, bogactwem i popularnością. Jak łatwo bierzemy za pewnik nasze dobre samopoczucie, które może się popsuć jak za dotknięciem różdżki. Porusza tematykę depresji, lęku, fobii społecznej, OCD i daje swoim bohaterom przestrzeń, aby zmierzyli się ze swoimi problemami na własnych warunkach, w swoim czasie. A co najważniejsze, nie romantyzuje tych chorób i nie stara się przekazać wiadomości, że miłość leczy wszystkie rany - bo przecież wcale tak nie jest. A dbanie o zdrowie psychiczne to ciągła walka.

Charlie całkowicie skradł moje serce. I wiem, że piszę to dość często, bo wielu bohaterów książkowych uwielbiam z różnych powodów, ale tym razem było inaczej. Gdybym mogła wybrać jednego bohatera, aby wziąć go w ramiona, uścisnąć, aż wszystkie jego zmartwienia znikną, skryć go przed całym światem, bólem, strachem i wstydem, padłoby właśnie na niego. Być może dlatego, że byłoby to jak przytulanie pewnej części mnie. I z pewnością wielu osób na świecie, którzy codziennie zmagają się z podobnymi problemami i niezrozumieniem ze strony bliskich, rówieśników, znajomych. To nietuzinkowy bohater, a jednocześnie taki, który zapada w sercu. Chociaż większość ludzi widzi go jako odnoszącego sukcesy geniusza technologicznego z milionami dolarów na koncie i pięknym ciałem, niewielu tak naprawdę wie, że życie i praca to dla niego ciągłe wyzwanie. Całe życie wmawiano mu, że jego zaburzenia, lęk i aspołeczność to dziwactwa, których należy się wstydzić. Jego rodzina, współpracownicy, przyjaciele, wszyscy dawali mu do zrozumienia, że nie jest wart uznania, miłości i dobroci. Wzięcie udziału w nowym sezonie Długo i szczęśliwie ma być dla niego szansą poprawienia reputacji po tym, jak został zwolniony z jego własnej firmy, ale jak się okazuje, nie ma w tym nic prostego. I szczerze powiedziawszy, obserwowanie jego zagubienia na planie łamało mi serce.

Na uznanie zasługuje też sposób, w jaki autorka przedstawia zmagania Deva z depresją i jak wiele jest stereotypów z nią związanych. Dev przybiera wiele masek, ale ta najpopularniejsza i najbardziej lubiana to Fajny Dev. Ludzie lubią uśmiechniętego, pracowitego i beztroskiego Deva. Mało kto zna tego Deva, który potrafi tygodnie spędzić w łóżku, nie mając siły, by się z niego podnieść. Ważne było zobaczyć, jak Dev i Charlie odnajdują w sobie spokój i zrozumienie, jakiego nie odczuli nigdy w swoim życiu. I chociaż ich relacja nie okazała się być magicznym sposobem do uzdrowienia, stała się podstawą do zrozumienia, że każdy zasługuje na to, by czuć się kochanym i wartym miłości. Spodziewałam się uroczego romansu i oczywiście taki dostałam, ale relacja Deva i Charliego okazała się być głębsza i ważniejsza na tak wielu poziomach. Bogata w ważne konwersacje na temat zdrowia psychicznego, orientacji seksualnej, poczucia własnej wartości i braku przynależności. Płakałam z tymi bohaterami, śmiałam się i razem z nimi się zakochiwałam.

"Długo i szczęśliwie" okazała się być zaskakująco inspirującą i wartościową powieścią, którą polecam z całego serca. To idealne połączenie fajnego pomysłu na fabułę, odrobiny dramatyzmu i skandali prosto z planu filmowego, z bardzo ważnymi wątkami, rewelacyjną reprezentacją osób zmagających się ze swoim zdrowiem psychicznym, mniejszości kulturowych oraz seksualnych. Książka mi się momentami odrobinę dłużyła i to jest jej jedyna wada i powód, dla którego troszkę obniżyłam ocenę. W drugiej połowie zrobiła się z tej fabuły lekka opera mydlana i z pewnością momentami miałam ochotę z frustracji potrząsnąć niektórymi bohaterami, ale to już moje osobiste preferencje. Poza tym uważam, że to historia warta polecenia - ciepła, wzruszająca, realistycznie bolesna, ale też bajkowa i romantyczna. Ja Deva i Charliego pokochałam.


Tytuł: Długo i szczęśliwie
Autorka: Alison Cochrun
Tytuł w oryginale: The Charm Offensive
Wydawnictwo: W.A.B.
Data premiery: 28.09.2022r.
Liczba stron: 400
Ocena: 8.5/10

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu W.A.B!








Czytaj dalej »

środa, 21 września 2022

Elena Armas - The American Roommate Experiment



Rosie Graham has a problem. A few, actually. She just quit her well paid job to focus on her secret career as a romance writer. She hasn’t told her family and now has terrible writer’s block. Then, the ceiling of her New York apartment literally crumbles on her. Luckily she has her best friend Lina’s spare key while she’s out of town. But Rosie doesn’t know that Lina has already lent her apartment to her cousin Lucas, who Rosie has been stalking—for lack of a better word—on Instagram for the last few months. Lucas seems intent on coming to her rescue like a Spanish knight in shining armor. Only this one strolls around the place in a towel, has a distracting grin, and an irresistible accent. Oh, and he cooks.

Lucas offers to let Rosie stay with him, at least until she can find some affordable temporary housing. And then he proposes an outrageous experiment to bring back her literary muse and meet her deadline: He’ll take her on a series of experimental dates meant to jump-start her romantic inspiration. Rosie has nothing to lose. Her silly, online crush is totally under control—but Lucas’s time in New York has an expiration date, and six weeks may not be enough, for either her or her deadline.


Nawet nie wiecie, jak długo wyczekiwałam tej premiery. Właściwie to czekałam na nią jeszcze zanim autorka oficjalnie ogłosiła, że książka w ogóle powstanie. Czekałam, odkąd niemalże rok temu, czytając po raz pierwszy "The Spanish Love Deception", przeczytałam ten jeden fragment, tę małą iskierkę czegoś, co mogło się w przyszłości rozwinąć w coś równie dobrego, jak historia Aarona i Liny. I wreszcie jest - historia Rosie i Lucasa (tak, TEGO Lucasa - kto czytał "The Spanish Love Deception", ten wie). Najlepszej przyjaciółki i kuzyna Liny. I moje serducho nie mogłoby się bardziej cieszyć. Pokochałam debiutancką powieść Eleny Armas, nie miałam więc wątpliwości, że pokocham również jej drugą książkę. I miałam rację, ta historia kompletnie mnie pochłonęła, w moim brzuchu szalały motylki, a z twarzy nie schodził szeroki i radosny uśmiech. Jestem pewna, że każdy, kto pokochał Aarona i Catalinę, pokocha również Rosie i Lucasa. Mam ogromną nadzieję, że nie będziemy musieli długo czekać na polskie wydanie.

Because when his lips finally met mine, I felt it. Deep in my bones. I felt his beautiful smile, his kindness, his selflessness, his honesty, his love. I felt all the things that made him him and that I adored so much. Everything that had made me fall so helplessly in love with him.

Rosie Graham pół roku temu rzuciła pracę, pragnąc spełnić swoje marzenia o zostaniu pisarką romansów. Od sukcesu jej pierwszej powieści nie udało jej się jednak napisać nic nowego, a zbliżający się termin oddania szkicu jej drugiej książki sprawia, że czuje się, jakby zawaliła. Na dodatek w jej mieszkaniu zawala się sufit, przez co zmuszona jest przenieść się na kilka tygodni do przyjaciółki, która aktualnie przebywa poza miastem. Pech tak chciał (albo przeznaczenie?), że okazuje się, że Lina już zgodziła się udostępnić mieszkanie przebywającemu w mieście kuzynowi, Lucasowi, o czym jej nie poinformowała. Temu samemu kuzynowi, w którym Rosie sekretnie podkochiwała się od miesięcy. Dzielenie małego mieszkania może i jest wyzwaniem i pokusą, ale niespodziewana przyjaźń Lucasa wiele dla Rosie znaczy. Szczególnie, gdy dowiaduje się o jej braku weny i proponuje jej, że zabierze ją na cztery udawane randki, które zainspirują ją do napisania jej książki. Eksperymentalne randkowanie z facetem, w którym kocha się od miesięcy, który przecież za kilka tygodni wróci do Hiszpanii... co może pójść nie tak?

You scatter my thoughts, Rosie. There'll never be a moment when you don't distract me from whatever I'm thinking or doing. You have that power over me.

Kiedy czytając książkę mam na twarzy szeroki wyszczerz, który nie znika nawet na moment, to wiem, że ta historia będzie miała szczególne miejsce w moim sercu. A właśnie tak czułam się, czytając "The American Roommate Experiment" - czułam radość, szczęście, wszystkie te emocje związane z zakochiwaniem się, zupełnie jakbym przez te kilka godzin żyła razem z bohaterami. Rosie i Lucas są dobrze znani tym, którzy czytali poprzednią książkę Eleny, ale miło było wreszcie móc poznać ich bliżej, a zwłaszcza Lucasa. Szczególnie, że tym razem autorka wprowadziła rozdziały oczami zarówno Rosie, jak i Lucasa, czego tak mi brakowało w TSLD.

Rosie, najlepsza przyjaciółka Liny, od miesięcy sekretnie podkochuje się w jej kuzynie, Lucasie. Chociaż z powodu jego nieobecności na ślubie Cataliny i Aarona nigdy nie miała szansy poznać go osobiście, śledzenie jego profili społecznościowych i wysłuchiwanie historii przyjaciółki na jego temat stało się jej słodką tajemnicą. Szczególnie, że jej życie uczuciowe to tak naprawdę jedna wielka katastrofa i dobrze wie, że to zauroczenie nigdy nie rozwinie się w nic więcej, poza niewinną fantazję.

I read you like you were my favourite book, Rosie. Like I've memorized you.

Lucas natomiast ostatnie tygodnie spędził podróżując po Stanach Zjednoczonych i lecząc złamane serce po wypadku, który odebrał mu wszelkie marzenia o karierze zawodowego surfera. Nikt z jego rodziny nie zna prawdy, dlaczego opuścił Hiszpanię i zamknął się w sobie. Nowy Jork jest ostatnim miastem na jego liście do odwiedzenia, aż niespodziewanie los na jego drodze stawia Rosie, która pomieszkuje w mieszkaniu Liny pod jej nieobecność. Dwójka zagubionych ludzi, których życie przybrało niespodziewany kierunek, z niepewną przyszłością i lekko poturbowanymi sercami, nagle ma zamieszkać razem pod jednym dachem, w malutkim nowojorskim mieszkanku. Pokochałam ich od razu, a Lucas szczególnie skradł moje serce. No bo kto nie zakochałby się w facecie, który gotuje, piecze, mówi do ciebie po hiszpańsku, zabiera cię na najlepsze "udawane" randki i traktuje cię jak najcenniejszą osobę w swoim życiu?

Uwielbiam także dynamikę między Rosie i Lucasem. Od pierwszej chwili, kiedy spotykają się w dość niefortunnych okolicznościach, poczułam ich niesamowitą chemię, ale to sposób, w jaki autorka rozwija ich relację od nieznajomych, do przyjaciół, do udawanych randek, aż do miłości, zauroczył mnie najmocniej, bo wręcz czułam, jak ich relacja robi się silniejsza i jak wiele byliby w stanie dla siebie zrobić. Elena Armas posiada tę niepowtarzalną umiejętność ukazywania miłości w sposób, który sprawia, że czytelnik czuje się tak, jakby sam przeżywał właśnie to samo. Ja zakochiwałam się razem z Rosie i Lucasem. W tych drobnych gestach, w szczerych rozmowach, które pozwalały im poznać się na sposoby, w które jeszcze nikt nigdy ich nie poznał, w udawanych randkach, w które wkradali całe swoje serca, w tym bezinteresownym wsparciu, zaufaniu, w tym poczuciu, że to jest właśnie to. To jest ta osoba, dla której byliby w stanie zrobić wszystko.

You had to be perfect, didn't you? You had to be capable of taming and pulling at everything that's inside of me?

Rosie i Lucas tak wspaniale się dopełniali. On jest tym odrobinę bardziej otwartym, towarzyskim, romantycznym i noszącym swoje serce na wierzchu, a ona jest trochę bardziej nieśmiała, skryta, ale też zawsze służy pomocą i stawia dobro innych ponad swoje. Obydwoje wydobywali z siebie co najlepsze, a każda ich interakcja skutkowała tym, że nie potrafiłam przestać się uśmiechać. Jeśli lubicie slow burn, to Elena Armas serwuje tutaj najsłodszą torturę, prawdziwy rollercoaster emocji i niezaprzeczalną chemię. Poza tym osobiście jestem zakochana w tym, w jaki sposób autorka wplotła w fabułę udawane randki, bo dzięki nim Lucas rozkochał mnie jeszcze bardziej. Jego zauroczenie Rosie to była najsłodsza rzecz pod słońcem. Serio, po Aaronie i Lucasie, jak jeszcze Armas uderzy w moje serce?

And I imagined this, his hug, his body, him, being my safe haven. My normal. My bad days, my good days. My every day.

"The American Roommate Experiment" to była absolutna radość sklejona w 400 stron. Szczęście, miłość, akceptacja i zdrowiejące serca w każdym słowie, uśmiechu, pocałunku i czynie. Jestem przekonana, że Elena Armas nie potrafi napisać złej książki, bo to już drugi raz, kiedy mnie absolutnie, nieodwracalnie rozkochała. Historia Rosie i Lucasa skradła moje serce na milion różnych sposobów i z pewnością trafi na listę najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku. To taki comfort read, do którego będę powracać w gorsze dni, bo wiem, że to książka, która skutecznie przywróci uśmiech na moją twarz. A pokochacie ją szczególnie, jeśli podobało wam się "The Spanish Love Deception", bo naszych ukochanych Aarona i Cataliny oczywiście nie mogło zabraknąć!


ELENA ARMAS to hiszpańska pisarka, kolekcjonerka książek i nieuleczalna romantyczka. Uwielbia współczesną popkulturę. Prowadzi konto na Instagramie, gdzie dzieli się swoimi opiniami o książkach. The Spanish Love Deception to jej pierwsza powieść (i od razu bestseller).


Tytuł: The American Roommate Experiment
Autor: Elena Armas
Data premiery: 06.09.2022r.
Język: angielski
Liczba stron: 410
Ocena: 10/10




Czytaj dalej »

niedziela, 18 września 2022

Pippa Grant - Miliarder do wzięcia



Czarujący romans, który rozbawi was do łez opisami kobiety, która ma lekkie problemy z głową, mężczyzny, który ma lekkie kłopoty z sercem, nieudanej depilacji woskiem oraz najsłodszego psiaka, jaki kiedykolwiek bawił się w swata...

Niedostępny emocjonalnie. Jest wycofany, zimny i zamknięty jak magazyn z pociskami nuklearnymi. Stanowi również najlepszą partię stulecia. Przynajmniej według jego bankowych wyciągów. Mój udawany chłopak.

Hayes Rutherford wyznaczył mi proste zadanie. Mam trzymać swatających krewnych oraz zainteresowane kobiety na dystans od zamkniętego w sobie, zrzędliwego spadkobiercy mojego ulubionego imperium filmowego.

Jednak im bardziej przenikam przez otaczający Hayesa mur, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że mamy ze sobą wiele wspólnego.

Ale, jak to w przypadku udawanego związku z miliarderem, wszystko fajnie, pięknie, aż rozpęta się skandal.


Przyznaję - do sięgnięcia tej książki skusiła mnie perspektywa wątku udawanego małżeństwa. Ostatnio pożeram tego typu romanse i chociaż jestem prawie pewna, że co trzecia książka, którą czytałam w ostatnich miesiącach, właśnie na tym wątku się opiera, nadal jest mi mało. A opis "Miliarder do wzięcia" przemówił do mnie od razu. Muszę jednak przyznać, że dawno już żadna książka nie sprawiła, że skończyłam ją czytać taka skonfundowana i niepewna, jak ją w ogóle ocenić. Z jednej strony czytało mi się ją błyskawicznie i przyjemnie, a z drugiej przedziwnie. Czekałam z napisaniem tej recenzji kilka dni i szczerze powiedziawszy, nadal nie jestem pewna, co o niej sądzę. Zdecydowanie nie była to historia, jakiej się spodziewałam po tak zachęcającym opisie.

Begonia niedawno rozstała się z mężem, pragnie więc jednego - resetu, odrobiny odpoczynku z dala od matki, która zmusza ją, aby do niego wróciła i swojej przeszłości. Wynajmuje więc dom w urokliwym miasteczku, przekonana, że spędzi tam tygodnie w towarzystwie ukochanego psa i odpocznie. Nie spodziewa się jednak, że pewnego wieczoru w domu pojawi się nieznajomy mężczyzna, który oskarży ją o włamanie. Który - jak się wkrótce okazuje, - jest właścicielem domu i słynnym miliarderem, ostatnim na świecie singlem przed czterdziestką z taką fortuną na koncie. Hayes już jest gotów wywalić ją za drzwi, kiedy odbiera telefon od swojej wścibskiej matki, która przylatuje do jego domu z nową proponowaną kandydatką na żonę. Hayes składa więc Begonii propozycję nie do odrzucenia - będzie udawać jego nową dziewczynę przed jego matką, aby ta zostawiła go w spokoju, w zamian za to, że nie oskarży jej o włamanie do jego domu. Co może wyniknąć z udawania miłości z najbardziej pożądanym miliarderem na świecie?

Moim największym problemem okazał się sam styl pisania autorki. Do tej pory nie miałam styczności z twórczością Pippy Grant (a przynajmniej sobie tego nie przypominam), nie wiem więc, czy to jej typowy styl, czy po prostu tak zaplanowała sobie tę książkę, ale momentami miałam wrażenie, że czytam infantylny romans napisany przez nastolatkę na Wattpadzie, aniżeli romans o dorosłych ludziach. Wszyscy bohaterowie tej książki, a szczególnie Hayes i Begonia (już samo jej imię powinno dać wam znać o humorze tej książki), mówili i robili czasami takie rzeczy, że serio zastanawiałam się, czy mają te trzydzieści, czterdzieści lat. Jestem rozdarta, bo potrafię przyznać, że nie zawsze mi to przeszkadzało. Bywały momenty kiedy naprawdę świetnie się bawiłam i wybuchałam szczerym śmiechem, więc to nie tak, że całość była zła. Jest jakiś urok w tych kiepskich żartach i przedziwnych porównaniach. Ale mam wrażenie, że ta książka nie została dobrze dopracowana, bo na jedną rzecz, która mi się spodobała, znalazłabym drugą, którą bym poprawiła.

Zacznijmy może od bohaterów. Begonia jest aż do bólu pozytywną osobą. Zawsze uśmiechniętą, rozgadaną, odrobinę naiwną i dziecinną, aż czasami ciężko uwierzyć, że ktoś rzeczywiście może mieć aż tak pozytywne podejście do życia. Hayes, przynajmniej ten z początku książki, to jej kompletne przeciwieństwo. Miliarder pochodzący ze słynnej rodziny, która od lat próbuje go zeswatać z dobrze ustawioną kobietą, ma dość wszystkiego i pragnie jedynie odpocząć w zaciszu swojego domu. Jest chłodny, zamknięty na miłość, a obecność nieznajomej kobiety w jego przestrzeni to ostatnie, czego się spodziewał. I trzeba przyznać, ta dwójka bardzo fajnie się dopełniała. To było zestawienie kompletnie różnych charakterów i czasami wynikały z tego zabawne sytuacje, a ja też dość łatwo się z bohaterami polubiłam. Ale niestety nie potrafię znaleźć w nich niczego, co sprawiłoby, że zapadliby w mojej pamięci na dłużej. Tak naprawdę poza Żelkiem, psem głównej bohaterki, który był absolutną gwiazdą tej historii, nie potrafię wymienić ani jednej postaci, która czymś by się wyróżniła.

Taki sam zresztą mam problem z samą relacją między Hayes'em i Begonią. Mam niestety wrażenie, że w momencie, kiedy zaczęli udawać związek, coś się popsuło. Z jednej strony przewijały się ciągle jakieś urocze momenty, słodkie teksty, które wywoływały motylki w brzuchu, z drugiej rozwinęło się to jakoś przesadnie szybko, nierealistycznie. A co najgorsze, chemia między tą dwójką pozostawia wiele do życzenia. Autorka stworzyła solidny fundament do romansu, który z łatwością mógłby zostać moim nowym ulubieńcem, ale po drodze coś poszło nie tak. Nie jestem do końca pewna co, ale nie potrafiłam się w pełni wciągnąć i stąd też moja niepewność, jak tę książkę powinnam ocenić.

Oczywiście nie uważam, że "Miliarder do wzięcia" to zła historia, bo mogę szczerze powiedzieć, że jako komedia romantyczna wypada fajnie. Czyta się ją naprawdę szybko i przyjemnie, czasami jest zabawnie i słodko, ale jednocześnie wiem, że to historia, która zapewne nie na długo pozostanie w mojej pamięci. Taka jednorazowa przyjemność na jeden wieczór, ale nic więcej. Trochę dziwaczna, infantylna, ale momentami urokliwa. Niestety niewystarczająco, abym kiedykolwiek chciała do niej powrócić. Jeśli więc szukacie takiego przerywacza na poprawę humoru, może wam się spodoba. Jeśli chcecie czegoś poważniejszego, ja nie traciłabym czasu.


Tytuł: Miliarder do wzięcia
Autor: Pippa Grant
Tytuł w oryginale: The Last Eligible Billionaire
Data premiery: 28.08.2022r.
Wydawnictwo: Hype (Filia)
Liczba stron: 416
Ocena: 6/10

Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Filia :)






Czytaj dalej »

czwartek, 15 września 2022

Alice Oseman - Nick i Charlie



Marzenia i miłość nie zawsze chodzą w parze… Czy pierwsza miłość może być tą na całe życie?

Opowiadanie ze świata Heartstoppera.

Bohaterowie, których poznawaliśmy w kolejnych tomach bestsellerowego cyklu komiksowego Heartstopper Alice Oseman, wracają w nowej odsłonie gatunkowej.

Nick i Charlie to nowela opisująca moment kryzysowy dla każdego szkolnego związku: ten, w którym drogi zakochanych się rozchodzą. Chłopcy są razem od dwóch lat i spędzają wspólnie niemal każdą wolną chwilę, przychodzi jednak koniec roku szkolnego, który dla Nicka oznacza całkowite pożegnanie ze szkołą. Chłopak jest podekscytowany perspektywą wyjazdu na uniwersytet, nowy etap w jego życiu oznacza jednak wyprowadzkę i rozstanie z Charliem.

Forma prozatorska pozwala jeszcze lepiej poznać Nicka i Charliego – dojrzalszych, bogatszych o wiele doświadczeń, ale wciąż w sobie zakochanych. Ilustracje schodzą tym razem na drugi plan, a autorka bliżej przygląda się temu, co dzieje się w głowach bohaterów


Między wyczekiwaniem na drugi sezon serialu "Heartstopper" i premierą ostatniego tomu komiksów, wydawnictwo nie ustaje i zaspokaja naszą ciekawość dalszymi losami ukochanych bohaterów najnowszą premierą nowelki "Nick i Charlie". Jest to krótkie opowiadanie, w którym przeskakujemy kilka lat do przyszłości, gdzie mamy szansę jeszcze raz spotkać się z bohaterami, którzy są odrobinę starsi, doświadczeni, ale równie mocno zakochani. Jesteście ciekawi jak potoczyły się losy Nicka i Charliego? Czy ich związek ma przyszłość, na kilka tygodni przed wejściem w prawdziwą dorosłość? Czy ich nastoletnie uczucie przetrwa? Właśnie na te pytania dostaniemy tutaj odpowiedź.

Zbliża się koniec szkoły średniej i Nick szykuje się do wyprowadzki na studia, podekscytowany nowymi możliwościami i malującą się kolorowo przyszłością. Dla Charliego jednak nie jest to równie ekscytujący czas, ponieważ przytłacza go świadomość, że kiedy jego chłopak będzie zdobywał wszystkie nowe, studenckie doświadczenia, on spędzi jeszcze rok w klasie maturalnej, daleko od niego. Gdy Tao i Elle zrywają ze sobą, przekonani, że nie powinni się ograniczać związkiem na odległość, jego niepewność nie daje mu spokoju i konfrontuje Nicka ze swoimi przemyśleniami. Czy są naiwni, szykując się na związek z dala od siebie? Czy w ogóle ich szkolna miłość jest wystarczająco silna, aby to przetrwać?

W "Nick i Charlie" mamy szansę zobaczyć odrobinę inną stronę związku Nicka i Charliego od tego, znanego nam z komiksów. To krótkie opowiadanie zabiera nas do przyszłości, w której bohaterowie są już ze sobą od dłuższego czasu, mają swoją rutynę i prowadzą spokojne, stabilne życie. Wszystko to zostaje jednak zakwestionowanie, gdy zbliża się czas rozstania i wyjazdu Nicka na studia. Autorka w realistyczny sposób eksploruje naturalnie pojawiające się wątpliwości związane z tak wielką zmianą w życiu dwójki zakochanych nastolatków. Fajnie było też zobaczyć, że chociaż naturalne jest, że z biegiem czasu w ich związku zapanuje rutyna, pojawią się pewne spięcia i kłótnie, to ich miłość jest równie silna, jak podczas pierwszych miesięcy.

Mogę szczerze napisać, że to był bardzo przyjemny dodatek dla fanów tych bohaterów. Konflikt nie został przeciągnięty na siłę i wszystko rozwiązało się tak, jak się tego spodziewałam, a poza tym ja zawsze bardzo chętnie powrócę do tych bohaterów, bo mają szczególne miejsce w moim sercu. Jasne, nie było tutaj nic wielkiego, ani nad wyraz wartościowego, ale dla wielu osób Nick i Charlie znaczą bardzo wiele i chociaż nie uważam tej nowelki za must have, to przyjemnie mi się ją czytało. Alice Oseman ma talent do poruszania ważnych tematów w taki naturalny, prosty sposób i jestem pewna, że wiele osób utożsami się ze zmaganiami bohaterów.

Jeśli lubicie Nicka i Charliego i mało wam "Heartstoppera", to polecam wam ten dodatek. Fajnie było zobaczyć ich w tak stabilnym i zdrowym związku, nawet pomimo upływu czasu. Co prawda nie oszalałam na punkcie tej nowelki tak, jakbym się tego spodziewała, ale też nie znalazłam w niej niczego konkretnego, do czego miałabym się przyczepić. Podobały mi się też niewidziane wcześniej rysunki Alice. Jeśli więc lubicie tych książkowych bohaterów, to polecam.




Alice Oseman - brytyjska pisarka, autorka wielu komiksów i jednocześnie studentka anglistyki na Uniwersytecie Durham. Jej pierwsza publikacja została wydana, gdy miała 17 lat. W swoich historiach skupia się na życiu nastolatków we współczesnej Wielkiej Brytanii.


Tytuł: Nick i Charlie
Autor: Alice Oseman
Tytuł oryginału: Nick and Charlie
Data premiery: 24 sierpnia 2022
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 178
Ocena: 7/10

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar!




Czytaj dalej »

poniedziałek, 12 września 2022

Mariana Zapata - Wielki mur z Winnipeg i ja



Vanessa Mazur jest przekonana, że podjęła słuszną decyzję. Nie powinna mieć absolutnie żadnych wątpliwości. W końcu bycie asystentką, a w praktyce służącą i kucharką, słynnego Aidena Gravesa miało być tylko tymczasowe. Facet znany na boisku jako Wielki Mur z Winnipeg jeszcze co prawda nie wie, co go czeka, ale Vanessa jest już pewna, że nie zostanie przy boku Aidena.

Są rzeczy, których Vanessa naprawdę nienawidzi w tej pracy, a najbardziej nie cierpi zmian planów. To frustruje ją do granic możliwości. I oczywiście sam humorzasty, gburowaty Aiden. Na szczęście już zaoszczędziła wystarczającą ilość pieniędzy, aby móc odejść.

Jednak kiedy mężczyzna przychodzi do niej i błaga, aby wróciła, Vanessa stwierdza, że wszystkiego mogła się spodziewać, ale nie tego. W końcu Wielki Mur z Winnipeg przez cały czas ich współpracy nie potrafił jej odpowiedzieć „Dzień dobry”, a nagle ośmiela się prosić ją o coś takiego.

Niestety ten facet nigdy nie spotkał się z odmową.


Królowa slow burn powraca na polski rynek z jej najpopularniejszą książką "Wielki mur z Winnipeg i ja"! Osobiście do tej pory miałam okazję przeczytać tylko jedną książkę tej autorki, a mianowicie "Kulti", ale to wystarczyło, abym zakochała się w stylu jej pisania. Czytanie jej romansów porównałabym do słodkiej tortury, siedzenia na szpilkach w oczekiwaniu na tej jeden, upragniony moment i pożeranie na jednym wdechu każdego, nawet najmniejszego momentu, z motylkami w żołądku i szerokim uśmiechem na twarzy. Po jej drugiej książce, jaką dane mi było przeczytać, jestem przekonana, że twórczość tej autorki trafi na listę moich absolutnie ukochanych.

Vanessa Mazur spędziła dwa lata pracując dla najpopularniejszego na świecie, odnoszącego sukcesy futbolisty, Aidena Gravesa. I chociaż każda inna kobieta oddałaby wszystko, aby znaleźć się na jej miejscu w roli jego osobistej asystentki, dla Vanessy jest to największy koszmar w jej życiu. Każdego dnia obiecuje sobie, że to ostatni dzień, w którym znosi jego chłód, rozkazy, niedostępność i absolutną obojętność. Każdego dnia przekonuje siebie, że zasługuje na coś więcej, nawet pomimo dobrej płacy i stabilizacji finansowej, która w przyszłości pozwoli jej spełniać marzenia i nie martwić się długami, w które wpakowała się jako naiwna nastolatka wchodząca w dorosłość. Wystarczy jedna chwila, aby pękła. Kiedy wyznaje Aidenowi, że rzuca pracę, z zaskoczeniem przyjmuje jego zimną obojętność, nawet jeśli jest do tego przyzwyczajona. W końcu po dwóch latach bliskiej współpracy mógłby okazać chociażby minimalne zainteresowanie jej osobą? Aiden jednak utwierdza ją w przekonaniu, że podjęła dobrą decyzję i ich drogi powinny się rozejść. Nie spodziewa się jedynie, że miesiąc po pożegnaniu, mężczyzna pojawi się pod drzwiami jej mieszkania, nadal chłodny i zamknięty w sobie, jak zwykle, ale z propozycją nie do odrzucenia. Udawane małżeństwo w zamian za spłacenie jej długów. Pięć lat udawania, w zamian za wolność finansową i szansę rozwinięcia upragnionej firmy. Co może wyniknąć z udawania związku z najbardziej zamkniętym w sobie facetem na Ziemi?

Zaczynam rozumieć to, że zawsze potrafisz znaleźć czas na to, co najważniejsze.

Jak inne autorki uwielbiam z różnych powodów - za słodycz, namiętność, motylki w brzuchu, pikanterię i dużo miłości, - tak Marianę Zapatę uwielbiam za jej zdolność przedstawienia drogi do zakochania właśnie taką, jaką w dużej mierze jest. Pełną niepewności, powolną, niezręczną, wykańczającą, wywołującą szybsze bicie serca w najmniej spodziewanych momentach. W jej książkach nie znajdziemy ogromnej miłości, która w stanie byłaby pokonać wszelkie przeciwności losu już dwa tygodnie po pierwszym spotkaniu. Nie ma też szaleńczego pożądania od pierwszego spotkania. Tempo jej historii jest boleśnie powolne, pozwalające bohaterom zbudować fundamenty pod coś, czego wielu z nas szuka całe życie. I zapewne nie przypadnie do gustu każdemu, bo trzeba być gotowym na długie, powolne momenty, podczas których bohaterowie budują zaufanie, poznają się na różnych poziomach i nawet czasami popełniają błędy. I właśnie to tak bardzo zauroczyło mnie w tej książce.

Historia Vanessy i Aidena nie jest usłana różami, nie ma wybuchającej przez strony książki chemii od pierwszego momentu, kiedy ich poznajemy. Właściwie przez długi czas nie ma nic, poza niechęcią spowodowaną nieudaną współpracą i zbierającym się przez długie miesiące rozczarowaniem oraz zranieniem. Gdy poznajemy Aidena, trudno go polubić. Jest zdystansowany, humorzasty, gburowaty i skupiony na jednym - na swojej miłości do sportu i byciu w tym najlepszym. Nie ma w jego życiu czasu na przyjaźń, rodzinę, ani kobiety. Właściwie to nie ma czasu na nic, poza treningami i meczami. Nic więc dziwnego, że Vanessa ma w końcu tego dość i nie boi się wyrzucić mu prawdy - że chociaż wielokrotnie proponowała mu przyjaźń i starała się być najlepszą asystentką, nie ma zamiaru dłużej pracować dla człowieka, który zachowuje się jak robot i w ciągu dwóch lat nigdy nie powiedział jej nawet "dzień dobry".

Nie znam się na związkach, Van, ale wiem, że cię kocham. Wiem, że całe życie czekałem, by cię pokochać, i zrobię, co będzie trzeba, by nam się udało.

To zabawne, że czasami wystarczy jeden, z pozoru nic nieznaczący moment, aby spadły klapki z oczu. Abyśmy zaczęli doceniać rzeczy, dopóki je mamy. W momencie, gdy Aiden traci Vanessę, uświadamia sobie jej znaczenie w jego życiu. I to była najcudowniejsza, najbardziej frustrująca przemiana, a autorka pozwoliła nam ją obserwować w najmniejszych momentach, w nieśmiałych i subtelnych gestach, w niewypowiedzianych słowach, tajemniczych i lekkich uśmiechach. W połączeniu z ich udawanym małżeństwem, ta przemiana od praktycznie obcych sobie osób, którzy ze sobą współpracowali, do przyjaciół, a w końcu czegoś więcej, była jednocześnie frustrująco bolesna i cudownie ekscytująca. Bo liczył się każdy, najmniejszy moment. Każde słowo. I chociaż oczekiwanie jest długie, a droga wykańczająca, to ten czas, który autorka poświęciła na zbudowanie relacji między Aidenem i Vanessą jest tego wszystkiego tak bardzo, bardzo warty. Bo koniec końców wszystko wskakuje na swoje miejsce. Jakby tak miało być od samego początku.

Jestem świadoma, że nie każdemu przypadnie do gustu takie powolne tempo. A musicie wiedzieć, że kiedy piszę slow burn, mam na myśli bardzo powolny slow burn. A jednak z jakiegoś powodu wcale nie miałam poczucia, że książkę czyta się powoli. Mariana Zapata posiada tę umiejętność nadawania znaczenia małym momentom. I byłam tym absolutnie oczarowana do tego stopnia, że praktycznie nie mogłam się oderwać. Umierałam powoli przy każdym tym momencie, bo czułam się tak, jakby ta miłość rodziła się na moich oczach - jakby ci bohaterowie musieli na nią zapracować, aby na koniec docenić ją właśnie za taką, jaką jest. Odrobinę niespodziewaną, tworzącą się z najmniejszych momentów i wartą wszystkiego. I pod koniec właśnie dzięki temu doceniłam tę historię jeszcze bardziej.

Może właśnie tego nie rozumiałam w miłości, zanim poznałam Aidena. Podobnie jak futbol i sztuka, jak wszystko na tym świecie, miłość była marzeniem. I jak w przypadku każdego marzenia, niczego nie można było brać za pewnik. Nie rozwijała się samoistnie. Nie rozkwitała bez wysiłku.
Uwidaczniała się w subtelnych gestach.
Wzmacniała się bezinteresownością.
I mogła trwać wiecznie z kimś, kto nie bał się korzystać z możliwości, jakie dawała.

To dopiero druga książka Zapaty, jaką mam szansę czytać, ale ta autorka już zdołała skraść moje serce. Jest niesamowicie utalentowana i udowadnia to na każdym kroku. Nie znam drugiej takiej autorki, która zawarłaby tak wiele w tak małych momentach, ale ona jakimś sposobem zawsze chwyta mnie za serce. Jej bohaterowie zawsze stają się tak realistyczni, jakby byli prawdziwymi osobami z krwi i kości. Tego samego dokonali Vanessa i Aiden. I całe to powolne tempo, stopniowe budowanie relacji było tego w stu procentach warte. Żałuję jedynie, że nie mieliśmy okazji przeczytać tej historii z perspektywy Aidena, bo mam przeczucie, że doceniłabym ją dzięki temu jeszcze bardziej. Ja teraz z niecierpliwością wyczekuję kolejnych premier autorki, bo jestem pewna, że zakocham się w nich równie mocno.


MARIANA ZAPATA zaczęła pisać niedługo po tym, jak nauczyła się czytać. Pewnie nie powinna przyznawać, że wykradała romanse z biblioteczki ciotki, jeszcze zanim była w stanie zrozumieć, co to znaczy, że mężczyzna podciąga kobiecie spódnicę (nie mówcie o tym jej mamie). Znalazła się na liście bestsellerów New York Timesa i USA Today, dotarła do siódmego miejsca w rankingu autorów Amazonu. Jej książka The Wall of Winnipeg and Me trafiła na pierwsze miejsce na liście bestsellerów Amazonu i została nominowana w plebiscycie Goodreads Choice Awards 2016. Mariana urodziła się w Teksasie. Gdy akurat nie pisze, czyta.


Tytuł: Wielki mur z Winnipeg i ja
Autor: Mariana Zapata
Data premiery: 18.08.2022 r.
Wydawnictwo: NieZwykłe
Liczba stron: 516
Ocena: 9/10

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu!








Czytaj dalej »

sobota, 10 września 2022

Jenny Han - Dla nas zawsze będzie lato

 


Nie było jednego konkretnego momentu. To jak stopniowe budzenie. Przechodzisz od snu do przestrzeni pomiędzy, a następnie do świadomości. To powolny proces, ale kiedy w końcu to sobie uświadomisz, nie można tego pomylić z niczym innym. Nie ma wątpliwości, że to była miłość.

Belly od zawsze wiedziała, że kocha dwóch chłopców o nazwisku Fisher. Minęły dwa lata, odkąd Conrad powiedział Belly, żeby wybrała jego brata. Od tamtej pory Belly i Jeremiah są nierozłączni, uczęszczają do tego samego college'u i wydaje się, że są swoimi bratnimi duszami. Ale ich związek tylko pozornie jest tak szczęśliwy.

Kiedy Jeremiah popełnia najgorszy z możliwych błędów, Belly musi zakwestionować to, co uważała za prawdziwą miłość.


"Dla nas zawsze będzie lato" to finalny tom uwielbianej przez nastolatki trylogii "Lato". Bardzo długo odkładałam w czasie lekturę tej książki, bo niestety drugi tom mi się nie podobał. A co jest jeszcze bardziej rozczarowujące, po obejrzeniu serialu (dostępnego na Prime Video), miałam tak duże oczekiwania co do tej trylogii, że byłam przekonana, że ją pokocham. Niestety żałuję, że nie zaprzestałam na tomie pierwszym bo z każdą kolejną częścią czytanie tej historii sprawiało mi coraz mniejszą przyjemność. Gdyby nie to, że książkę otrzymałam do recenzji, nawet nie zmuszałabym się do jej przeczytania, bo niestety mnie wykończyła, a nawet nie dałam rady jej do końca przeczytać. Niestety pomimo szczerej próby, żeby się z tą historią polubić, okazuje się, że nie była to trylogia dla mnie.

Od wydarzeń z końcówki drugiego tomu minęły dwa lata i związek Belly i Jeremiaha silnie się rozwija. Belly jest przekonana, że właśnie tak miało się wszystko potoczyć - miała skończyć na studiach, budując przyszłość ze swoim najlepszym przyjacielem z dzieciństwa, którego kochała całym sercem. A przynajmniej tak myślała, dopóki Jeremiah nie popełnia największego błędu, który stawia ich wspólne życie pod znakiem zapytania. Teraz Belly raz na zawsze musi zmierzyć się z kwestią, która dręczyła ją przez całe nastoletnie życie: czy to Jeremiah jest miłością jej życia? Czy popełniła błąd wchodząc z nim w związek, kiedy jej serce nadal częściowo należało do Conrada?

Nie wiem nawet jak opisać moje rozczarowanie tą książką, a nawet całą serią. Podobały mi się pierwsze trzy rozdziały tej części. Potem dla mnie ta historia mogłaby nie istnieć. Wszystko to, co spodobało mi się w pierwszym tomie, ten letni, rodzinny klimat - wszystko to tutaj zniknęło. Kompletnie. A nawet powiedziałabym, że się rozpadło, bo nie wiem czy została chociaż jedna relacja, która nie zostałaby naruszona lub zniszczona przez głupie i dziecinne zachowanie bohaterów. Ta część w pełni została poświęcona rozwiązaniu tego żenującego trójkąta miłosnego między Belly, Conradem i Jeremiahem, ale jak dla mnie mogłaby nie istnieć, bo i tak wszyscy dobrze wiedzieliśmy jak ta seria się skończy, a autorce po drodze udało się zniszczyć wszystko to, co jeszcze mi się podobało. Patrząc wstecz na to, jak przyjemnie się czytało "Tego lata stałam się piękna", nawet pomimo wad tej książki, kompletnie nie mogę uwierzyć, że to kontynuacja tej samej historii. Wszystko jest inne. Historia, klimat, bohaterowie, relacje. I nie potrafię znaleźć ani jednej rzeczy, która jeszcze by mi się podobała.

Nie wiem jakim sposobem Jenny Han udało się popsuć tak sympatycznych (cóż, w większości) bohaterów z początku, ale nie potrafiłam ich już tutaj znaleźć. Nawet Jeremiah, który przez całą tą serię bym moim ulubieńcem, popełnił w tej części niewybaczalne błędy i zachowywał się kompletnie jak nie on. Właściwie to mam naglące wrażenie, że autorka nie wiedziała, jak wyplątać się z tego wszystkiego, co zniszczyła w drugim tomie między Belly i Conradem, więc w pewnym sensie zamieniła Jeremiah i Conrada miejscami, aby wybielić zachowanie tego drugiego i na siłę udowodnić czytelnikom, że tak właśnie miało być. Cóż, ja tego nie kupuję. Cały tej trójkąt miłosny wykończył mnie zanim w ogóle się na dobre rozpoczął i po prostu nie mogę uwierzyć, że trójka rzekomo dojrzałych osób mogła pozwolić, aby ten dramat, brak komunikacji i oszukiwanie siebie i wszystkich naokoło, ciągnął się przez tak długie lata, niszcząc po drodze wszystko, co było dobre. Miłość, przyjaźń, rodzinę.

Kompletnie szczerze, nie wiem, czy kiedykolwiek zrozumiem fenomen tej historii. Mogę mieć tylko nadzieję, że twórcy serialu będą kontynuować tę dobrą passę i nie pozwolą zrobić z niego takiego bałaganu. Bo właśnie tak opisałabym tę trylogię: jeden wielki bałagan i niewystarczająco rzeczy, które umililyby lekturę. A "Dla nas zawsze będzie lato" to była część zupełnie zbędna, bezsensowna, nie działo się w niej nic ważnego i cała historia została rozwiązana w epilogu, jakby tak po prostu dało się o wszystkim zapomnieć. To była historia o toksycznej miłości, której nie życzyłabym nikomu, więc naprawdę zastanawia mnie to uwielbienie, jakim obdarzono Belly i Conrada. I mogę tylko napisać, że żałuję, że Jenny Han tak potraktowała całą resztę bohaterów, rozwalając ich wszystkich po kolei, bo koniec końców nie zostało tutaj nic wartego wspomnienia. Co jest ogromnie rozczarowujące, bo wiązałam z tą trylogią ogromne nadzieje.


Jenny Han urodziła się 30 września 1980 roku w Stanach Zjednoczonych w Richmond. Jest amerykańską pisarką, która szybko podbiła światowe listy bestsellerów, pisząc powieści przeznaczone dla młodzieży. Tworzy i wydaje od 2006 roku.

Autorka, urodzona i wychowana w Richmond, nie spodziewała się, że czeka ją tak zawrotna kariera. Po ukończeniu studiów przeniosła się na stałe do Nowego Jorku, gdzie mieszka do dzisiaj. Swoją pierwszą powieścią “Do wszystkich chłopców, których kochałam” podbiła szczyty list bestsellerów New York Timesa. Ponadto powieść doczekała się na platformie Netflix ekranizacji cieszącej się nie mniejszą popularnością.

Autorka tworzy powieści młodzieżowe, w których porusza problemy typowe dla wieku dojrzewania. Dzięki temu grono młodych czytelniczek może odnaleźć cząstkę siebie w wykreowanych przez Jenny Han postaciach oraz poczuć odrobinę zrozumienia w obfitującym w emocje trudnym czasie, jakim jest wchodzenie w dorosłość. Druga część przygód bohaterów pod tytułem “P.S. Wciąż Cię kocham” otrzymała nagrodę Young Adult 2015-2016 Asian/Pacific American Award for Literature.


Tytuł: Dla nas zawsze będzie lato
Autor: Jenny Han
Tytuł w oryginale: We'll Always Have Summer
Seria: Lato. Tom 3
Data premiery: 27.07.2022r.
Wydawnictwo: Young
Liczba stron: 304
Ocena: 2/10

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Young!



Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia