Tytuł: Pan Wyposażony
Autor: Lauren Blakely
Data premiery: 2018-01-11
Liczba stron: 240
Tytuł w oryginale: Hard Rock
Wydawnictwo: Editio
Ocena: 7/10
„Pan Wyposażony” wiele razy mi się przewijał przed oczami
w ciągu ostatniego miesiąca, a ja ciągle się zastanawiałam, co takiego może być
w książce o takim tytule. Odradzano mi ją tyle samo razy, co polecano, a ja nie
wiedziałam czy dać jej szansę, czy raczej zrezygnować. Nie oszukujmy się, tytuł
do najbłyskotliwszych nie należy i raczej odpycha, niż
przyciąga. Co zabawne, w oryginale brzmi jeszcze lepiej, ale to inna sprawa.
Ważne jest, że jednak się skusiłam, aby sprawdzić o co takie halo.
Spencer Holiday jest znany ze swoich podbojów na
kobietach. Wie co robi, a żadna kobieta nie wychodzi z jego łóżka
niezaspokojona. Ale kiedy jego ojciec prosi go o ukrycie tej części jego życia,
gdy pojawiają się inwestorzy, chcący kupić ich sklep z biżuterią, nie pozostaje
mu nic innego, jak zagrać odpowiedzialnego mężczyznę. Dlatego też mówi, że ma
narzeczoną. I jest nią Charlotte, jego najlepsza przyjaciółka. Przed parą
przyjaciół staje wyzwanie grania kochanków przez tydzień. Szybko jednak
zaczynają zacierać się granice pomiędzy udawaniem, a rzeczywistością…
Prolog, ah, ten prolog. Pierwsze strony to zachwyt
Spencera nad swoim… przyrodzeniem. Nie jestem przekonana, że taki wstęp zachęca
ludzi do przeczytania książki. Mnie niezbyt interesuje wulgarny opis swojego
wielkiego wyposażenia, który zaspokaja każdą spragnioną kobietę w mieście. Ale
co kto woli, prawda? Ze względu na humorystyczne pióro pani Blakely,
postanowiłam czytać dalej.
"Mężczyźni nie rozumieją kobiet. To po prostu niezaprzeczalny fakt."
|
Okładka w oryginale. Która według
was prezentuje się lepiej? |
I właściwie wciągnęłam się od razu. Cała książka
opowiedziana jest z perspektywy faceta, co na swój sposób jest odświeżające. W
końcu umysł mężczyzny działa inaczej niż kobiety, więc możliwość wejścia w
niego przynajmniej na kilka godzin było ciekawym przeżyciem. Zwłaszcza, że dane
mi było posiedzieć w umyśle Spencera, sławnego kobieciarza z Nowego Jorku.
Daleko w zapomnienie poszło moje niezadowolenie prologiem, bo od razu zawojował
mną swoim humorem, bezwstydnością i seksapilem. Charlotte również niczego nie
brak. Seksowna, pewna siebie, z niewyparzonym językiem, od razu sprawiła, że ją
polubiłam. Razem stworzyli wybuchowe połączenie, a napięcie między nimi można
było wręcz ciąć nożem.
Podoba mi się również to, że na swój sposób książka
odstaje wśród innych. Owszem, historia może nie jest niczym niezwykłym, bo
pełno jest powieści o przyjaciołach, którzy zostali kochankami, ale było też
wiele rzeczy, których normalnie nie znajduje się w romansach. Jak na przykład brak
dramatów rodzinnych, nieprzyjemnej przeszłości, demonów, z którymi trzeba
walczyć. W ilu książkach o tym już czytaliście? To kolejna odświeżająca rzecz,
która mi się spodobała w „Panie Wyposażonym”. I zdecydowanie spodoba się tym, którzy szukają takiej niezobowiązującej historii, bez większego efektu "wow".
"Poczułem jak coś we mnie odżywa. I nie mam tu na myśli żadnego obcego czy innego podobnego dziwoląga. Był to puls mojego serca, nabierający coraz szybszego tempa, tętniący nadzieją."
Pomiędzy bohaterami nie było większych dramatów, nawet
kiedy na horyzoncie zaczęły pojawiać się głębsze uczucia. Autorka napisała
przyjemne, lekkie romansidło. Na pewno spodoba się tym, którzy szukają ciepłej,
uroczej historii miłosnej, bez dramatów i łez. A co najważniejsze, bo w końcu
jest to erotyk, Lauren Blakely słowami przyprawi was o rumieniec i duszności,
bo zdecydowanie robiło się gorąco, kiedy opisywała sceny łóżkowe.
Nie powinniście dać się zrazić przez tytuł czy okładkę. Zdecydowanie
nie jest to książka najwyższych lotów, ale jeśli chcecie odpocząć od głębokich,
smutnych historii, ta będzie idealnym wyborem. To książka do której podchodzi się z dystansem, bez większych oczekiwań, aby miło spędzić te kilka godzin. Jest humorystyczna, radosna,
seksowna i po prostu przyjemna ;)
Czytaj dalej »