piątek, 30 listopada 2018

Lauren Graham - Być Może Kiedyś


Lauren Graham znamy i kochamy głównie z jej ról jako Lorelai Gilmore w Gilmore Girls (pl. Kochane Kłopoty), czy jako Sarah Braverman w Parenthood. Nie ukrywam, że do nabycia i przeczytania tej książki skusił mnie głównie właśnie ten fakt. Od czasów Gilmore Girls udało mi się ją bardzo polubić za świetne poczucie humoru i nastawienie do życia, więc także tego oczekiwałam od jej powieści. Jakiś czas temu przeczytałam jej autobiografię pt. "Talking As Fast As I Can" i byłam nią zachwycona, dlatego też zdecydowałam się na "Być może kiedyś". Byłam przekonana, że dostanę ciepłą i humorystyczną powieść, ale okazało się, że książka nie do końca spełniła moje oczekiwania.

Książka opowiada historię Frances Banks, dwudziestokilkuletniej młodej kobiety z marzeniami. Wyznaczyła sobie trzy lata na spełnienie marzeń o zostanie nowojorską aktorką, co może zakończyć się albo sukcesem, albo powrotem do domu. Jednakże do końca deadline'u zostało już tylko sześć miesięcy, a na swoim koncie ma tylko jedną reklamę obrzydliwego sweterka świątecznego i żadnych innych perspektyw. Jedynymi jej fanami są jej współlokatorzy - Jane oraz Dan. Bardzo pragnie zostać aktorką na miarę Meryl Streep, czy Diane Keaton. Kolejne sześć miesięcy pełne będzie wzlotów i upadków (z naciskiem na upadki), więc czy uda jej się w tym czasie zdobyć wartościową rolę i spełnić swoje marzenia?

Bardzo lubię dzięki książkom czy serialom cofać się do czasów, które były kiedyś - kiedy mnie jeszcze nie było na świecie, czy byłam zbyt młoda, by cokolwiek pamiętać. Dlatego osadzenie czasu powieści w roku 1995 było czymś bardzo ekscytującym dla mnie - ludzie korzystający z pagerów, nagrywający się na stare telefony, nie mający nowoczesnych, drogich urządzeń elektrycznych i inne takie rzeczy, bez których teraz nie potrafilibyśmy żyć. Ten aspekt książki bardzo mi się podobał. Ale poza tym, mam bardzo mieszane uczucia.

Akcja powieści rozwija się bardzo wolno. Potrzeba było ponad stu stron, żeby wreszcie zaczęło dziać się coś, co by mnie nie znudziło. A i tak najwięcej wydarzyło się tak naprawdę w ostatnich kilku rozdziałach, przez co dość trudno było mi się wkręcić w opowieść. Lubię temat, jaki wybrała Lauren, bo wiem, że w kilku aspektach jest inspirowany jej osobistymi przeżyciami. Chociaż nie jest to powieść autobiograficzna, można zauważyć, że autorka ma wiele doświadczenia i wie, o czym pisze. Młoda kobieta, która próbuje swoich sił w aktorstwie i musi radzić sobie z wieloma niepowodzeniami i porażkami to było coś ciekawego. W pewnym sensie dało mi realistyczny wgląd, że życie w show-biznesie wcale nie jest tak kolorowe, jak nam się wszystkim zdaje. Poza tym, pojawiły się także mniej ważne wątki romantyczne, które zeszły tu na drugi plan, ale były przyjemnym dodatkiem do historii.

Najbardziej mieszane uczucia mam do samej głównej bohaterki. Z jednej strony to bardzo dziwaczna, zabawna i sympatyczna postać, a z drugiej nie za bardzo ją polubiłam. Zrozumiałe jest to, że liczne niepowodzenia i porażki mogą powodować frustracje i ból, ale czasami jej zachowanie mnie irytowało. Kiedy coś szło nie po jej myśli, albo ktoś odnosił więcej sukcesów niż ona, stawała się nieprzyjemna. Może nie mówiła tego na głos, ale w myślach zdarzało się jej niemiło skomentować sytuację. Trochę się wywyższała i zdarzało się, że miałam odczucie, iż uważała, że niektóre rzeczy należały się bardziej jej, niż innym osobom. A jej naiwność wręcz mnie bawiła. Niemniej jednak, Lauren Graham świetnie ją wykreowała i nadała jej bardzo wyrazistych cech. Może nie trafi na listę moich ulubionych bohaterek, ale nie była też najgorsza, na pewno nie zepsuła mi żadnej przyjemności z czytania.

Ogólnie książka nie miała w sobie nic takiego, co sprawiłoby, że powiedziałabym "łał, to było coś". Zabrakło mi zaskakujących zwrotów akcji, może trochę więcej optymizmu. Historia na pewno nie była idealna. Ale koniec końców czytało się ją miło i szybko, a zdecydowanie można było wyczuć ten niepowtarzalny humor Graham i jej czarujący sposób pisania. Podobały mi się niektóre sceny, ale nie było szału. Umiliła mi wieczory, aczkolwiek raczej nie zapadnie w mojej pamięci na dłużej.

Tytuł: Być Może Kiedyś
Autor: Lauren Graham
Tytuł w oryginale: Someday, Someday, Maybe
Liczba stron: 424
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data premiery: 5 listopada 2018
Ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.


Czytaj dalej »

niedziela, 25 listopada 2018

Samuel Miller - Między Nami Chaos


"Między Nami Chaos" to nie jest typowa lektura, po jaką sięgam. W końcu cały mój blog jest poświęcony romansom Young Adult/New Adult, a tu powieść, która niby jest zaklasyfikowana jako młodzieżówka, a jednak nie ma w sobie niczego, co normalnie czytam. Największym czynnikiem, który zachęcił mnie do przeczytania tej powieści, jest jej okładka. Kolorowa, przepiękna i tajemnicza, wręcz zmusiła mnie do zastanowienia się, co takiego może w sobie skrywać ta książka. Kiedy przeczytałam opis, jeszcze bardziej mnie ona zaintrygowała.

Bohaterem i narratorem powieści jest osiemnastoletni Arthur Louis Pullman Trzeci, którego cały świat zostaje wywrócony do góry nogami. Dostaje sądowy zakaz zbliżania się do swojej byłej dziewczyny, traci przyjaciela, stypendium i szansę dostania się na dobre studia. Bezradny ojciec w odpowiedzi na destrukcyjne zachowanie syna wysyła go do wujostwa. Tam Arthur odkrywa dziennik swojego chorego na Alzheimera dziadka, sławnego pisarza, który pięć lat temu na tydzień przed swoją śmiercią wyruszył w tajemniczą podróż. Pragnąc poznać motywy jego zachowania, Arthur podąża za wskazówkami znalezionymi w dzienniku i wyrusza w podróż jego śladami. Szuka odpowiedzi na pytania, które zadawane są od lat, a nad którymi nie zastanawiała się nawet sama jego rodzina. Chce dowiedzieć się kim był, czego szukał.

"Jeśli zdradzisz komuś jakąś rzecz, ona zostaje z nim na zawsze. I ten ktoś może ją wykorzystać, jak chce. Nieważne, czy to cię zrani, nieważne, jakie są intencje tej osoby, nieważne, czy jest ona twoim najlepszym przyjacielem, czy dziewczyną - im więcej jej dasz, tym mniej zostawisz dla siebie. A jak dasz za dużo, to zostaniesz z niczym."

Wszystko w tej książce jest dokładnie przemyślane. Począwszy od bardzo symbolicznej okładki (chociaż tutaj pochwała należy się naszemu wydawnictwu, bo oprawa graficzna jest po prostu przepiękna i moim zdaniem, o wiele lepsza niż w oryginale), po każdą część wnętrza tej powieści. Książka składa się tak jakby z trzech części: historii opowiadanej przez Arthura, jego pamiętników i wierszy jego dziadka. Wszystko się idealnie między sobą przeplata, tworząc spójną całość. Nie ukrywam, że największą trudność sprawiły mi właśnie te wiersze, a to dlatego, że jestem beznadziejna w interpretacji poezji. Całe szczęście, że autor przychodził z pomocą i wszystko jasno wyjaśniał wraz z rozwojem fabuły. 

Autor wplata w fabułę wydarzenia lat sześćdziesiątych, głównie zamieszki przeciwko wojnie w Wietnamie. Nigdy nie byłam fanatyczką historii, nie czułam potrzeby zagłębiać się szczegółowo w wydarzenia z przeszłości. Ale sposób w jaki autor przeplata fikcję z realizmem, jak wiele pasji w to wkłada, to jest warte podziwu. Sprawił, że nie mogłam odłożyć książki na bok, bo z szeroko otwartymi oczami pożerałam kolejne strony. "Między Nami Chaos" to podróż Arthura, w sensie dosłownym i przenośnym. Razem z bohaterem odwiedzamy kolejne miasta Ameryki, począwszy od Truckee w Kaliforni, skończywszy w Kent w Ohio i odkrywamy kolejne fakty z życia jego dziadka. Samuel Miller sam odwiedził te same miejsca, pracując nad swoją powieścią, ponieważ były to jedne z najpopularniejszych miejsc tamtejszych czasów. Jednakże jest to także podróż duchowa. Podróż, która pozwoliła bohaterowi pogodzić się ze stratą, śmiercią dziadka. Podróż, której zakończeniem jest odnalezienie siebie i uzdrowienie.

"To wydaje się absurdalne. Pamiętać coś tak długo, nawet gdy zapomniało się wszystko inne. Czuć coś tak mocno, że to nigdy nie znika? Jak tamta kobieta, Sue, żegnająca męża, ciągle i ciągle od nowa. Najwyraźniej miłość przechowujemy gdzieś dużo głębiej niż inne rzeczy, prawda?"

"Między Nami Chaos" to książka bardzo orzeźwiająca. Dopracowana w każdym detalu i aż jestem zaskoczona, że to debiut autora. Fabuła jest ciekawa, z nutką tajemniczości, a bohaterowie wielowarstwowi, wnoszący do fabuły wiele znaczenia. Odkrywanie rodzinnych tajemnic było przyjemnością i niełatwo było się od lektury oderwać. Z łatwością wczułam się w głównego bohatera, trochę zagubionego chłopaka, który skrywał w sobie wiele bólu. Chociaż normalnie nie sięgam po lektury tego typu, jestem bardzo zadowolona, że miałam tę okazję. Jest to powieść warta każdego słowa polecenia. 

Tytuł: Między Nami Chaos
Autor: Samuel Miller
Tytuł w oryginale: A Lite Too Bright
Data premiery: 14 listopada 2018
Liczba stron: 408
Wydawnictwo: Burda Książki
Ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania tej powieści serdecznie dziękuję Wydawnictwu Burda Książki.


Czytaj dalej »

sobota, 24 listopada 2018

Czy posiadasz tę książkę? | BookTag


Dawno nie było już tutaj żadnego posta, który nie byłby recenzją. Dlatego kiedy oglądając książkowe filmiki wpadłam na booktag/challenge "Czy masz tę książkę?", postanowiłam sama się zabawić. Chodzi tu o znalezienie książki, która odpowiada na dane pytanie - a pytań jest aż dwadzieścia. Pomyślałam, że może być ciekawie, zwłaszcza, że moja kolekcja to praktycznie same romanse, a wiadomo, te książki nie są zbytnio zróżnicowane ;) Zaczynajmy!

1. Czy masz książkę z nieobciętymi brzegami?
Jeśli nie wiecie jakie takowe wyglądają, wklejam o
bok zdjęcie, które znalazłam w Google. Niestety ja takowej książki nie posiadam ;)

2. Czy masz książkę z trzema lub więcej osobami na okładce?
Byłam pewna, że takiej nie mam, a tu proszę, znalazłam nawet dwie. Pierwszą jest "Mój Alex" Jenn Bennett, na której znajdują się trzy osoby, a także kilka więcej na ekranie. A drugą "Byliśmy
Łgarzami" E. Lockhart, gdzie mamy trzech ludzi. Książka nie jest nawet romansem, więc jest podwójny sukces :)

3. Czy masz książkę, która opiera się na innej fikcyjnej historii?
Tutaj idealnie nada się "Cinder & Ella" Kelly Oram, która opiera się na dobrze znanej baśni, Kopciuszku. Jest jej współczesnym retellingiem, moim skromnym zdaniem jednym z najlepszych.

4. Czy masz książkę z 10 literami w tytule?
Mam pełno takich książek, jedną z nich jest chociażby "Begin Again" (albo "Trust Again") Mony Kasten.

5. Czy masz książkę z tytułem, który zaczyna się i kończy na tę samą literę?
Niestety nie. W tytułach polskich szczególnie ciężko jest takie znaleźć, zwłaszcza, że większość zaczyna się spółgłoską, a kończy samogłoską.

6. Czy masz książkę "Mass Market Paperback" (która jest mniejsza niż tradycyjna wersja książki, coś w stylu wydania kieszonkowego, a jej produkcja jest tańsza - co skutkuje w gorszej jakości)?
Tak. Mam wersję kieszonkową książki "Dziewczyna Mojego Brata" K.A. Linde, a także "Zanim się Pojawiłeś" JoJo Moyes, która niby nie jest kieszonkową, ale jest mniejsza i trochę gorsza jakościowo od normalnej książki. Obydwie kupiłam w biedronce, więc może to dlatego ;)

7. Czy posiadasz książkę napisaną przez autora, który wykorzystał pseudonim literacki?
Gdzieś tam mam książkę Bolesława Prusa "Placówka", którego prawdziwe imię to tak naprawdę Aleksander Głowacki. Ale jeśli chodzi o współcześniejsze pozycje, to nie - przynajmniej z tego co mi wiadomo.

8. Czy masz książkę z imieniem postaci w tytule?
Tak, kilka takich książek. Tutaj znowu mogę użyć książki "Mój Alex" Jenn Bennett, chociaż nie wiem czy to się liczy, bo tak naprawdę był to tylko pseudonim głównego bohatera. Ci, którzy czytali tę książkę, wiedzą o co chodzi ;) Ale już takim dobrym przykładem jest "Dearest Clementine" Lex Martin, gdzie główną bohaterką jest właśnie Clementine.

9. Czy masz książkę z dwiema mapami?
Mapy są przeważnie w książkach fantasy, więc ciężko coś będzie znaleźć... Chociaż, w "Aż po Horyzont" Morgan Matson jest kilka map. Jes
t to książka, w której główni bohaterowie wybierają się w podróż po Ameryce i na mapach zaznaczane są cele ich podróży. Bardzo fajny dodatek, nie jeden w tej książce :)

10. Czy masz książkę, która została przemieniona w serial?
Tak, "Confess" Colleen Hoover. Książka doczekała się swojej ekranizacji z Katie Leclerc i Ryanem Cooperem w rolach Auburn i Owena - bardzo dobrej ekranizacji :)

11. Czy masz książkę napisaną przez kogoś, kto najpierw znany był z czegoś innego? (celebryta/lekkoatleta/polityk itd.)
Posiadam książę "Być może kiedyś" Lauren Graham. Jest to nowość na naszym rynku, a panią Graham znamy i kochamy z serialu "Gilmore Girls" (pl. Kochane Kłopoty), gdzie wcieliła się w postać Lorelai Gilmore. Nie ukrywam, że głównie dlatego zapragnęłam mieć tą książkę u siebie.

12. Czy masz książkę z zegarem na okładce?
Nie, nie mam takiej książki u siebie.

13. Czy masz książkę z poezją?
Mam znane nam wszystkim "Mleko i miód" Rupi Kaur, ale także "Depresja i inne magiczne sztuczki" Sabriny Benaim. Co jest dość zabawne, bo ja i poezja to jak ogień i woda.

14. Czy masz książkę ze znaczkiem nagrody na okładce?
Nie. Na wielu książkach wspomniane są osiągnięcia autora, ale na żadnej nie znalazłam żadnego znaczka.

15. Czy masz książkę napisaną przez autorka o takich samych inicjałach, co ty?
Nie, ale to żadne zaskoczenie. Czytam głównie książki zagraniczne i trudno i autora, który miałby inicjały W. Cz. ;)

16. Czy masz książkę z krótkimi opowiadaniami?
Na pewno przeczytałam taką książkę, ale nie posiadam jej w wersji fizycznej. Także dodajemy kolejne "nie" do listy...

17. Czy masz książkę, która ma pomiędzy 500-510 stron?
To bardzo specyficzna liczba, no, ale zobaczmy... Mam książki, które mają blisko tylu, albo powyżej, ale żadnej mieszczącej się w tym zakresie.

18. Czy masz książkę, którą przeniesiono na wielki ekran?
Tak, "Zanim się pojawiłeś" Jojo Moyes. Wiele innych ekranizacji przychodzi mi na myśl, ale niestety nie posiadam tych książek u siebie :)

19. Czy masz powieść graficzną?
Nie, bo nie jest to coś, co mnie interesuje.

20. Czy masz książkę napisaną przez dwóch lub więcej autorów?
"Dziki Romans" napisany był przez dwie autorki, które skrywają się pod nazwiskiem Christina Lauren. Ale więcej tytułów raczej nie posiadam.


Podsumowując, mam 12 odpowiedzi na tak i 8 na nie. Spodziewałam się lepszego wyniku, ale w sumie nie jest tak źle. Czy macie jakieś tytuły do pytań, na które ja odpowiedziałam przecząco? Zapraszam was do zabawy! :)

Czytaj dalej »

poniedziałek, 19 listopada 2018

Christina Lauren - Dziki Romans + INSTAGRAMOWE ROZDANIE


Ostatnio albo miałam pecha do erotyków, albo po prostu zaczął mnie ten gatunek trochę nudzić. Powtarzające się fabuły, zbyt dużo scen łóżkowych, mdli bohaterowie - to trochę mnie zniechęcało. Dlatego też z lekka obawiałam się sięgnąć po "Dziki Romans". Pamiętam, że kiedyś czytałam jakąś książkę autorek (bo może nie wiecie, ale za nazwiskiem "Christina Lauren" skrywają się dwie kobietki), jednak do tej pory nie mogę sobie przypomnieć tytułu. Przygotowywałam się na to co zwykle, jeśli chodzi o erotyki przeczytane przeze mnie w ostatnim czasie... a zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona.

Główna bohaterka, Harlow Vega, zawsze jest gotowa do romansu. W ten sposób w ciągu dwunastu godzin udaje jej się zaliczyć małżeństwo w Vegas, noc pełną alkoholu, szaleństwa i niezapomnianych wrażeń seksualnych z niezwykle przystojnym i umiejętnym rybakiem - Finnem Robertsem. Mówią, że to co stało się w Vegas, zostaje w Vegas. Ale ani Harlow, ani Finn nie potrafią o sobie zapomnieć. Gdy Finn przyjeżdża do rodzinnego miasta Harlow w sprawach zawodowych i cała paczka ich przyjaciół zaczyna wspólnie spędzać czas, oboje zdają sobie sprawę, że może trochę dłuższe pociągnięcie romansu nie będzie niczym złym. Dopóki w grę nie zaczynają wchodzić uczucia...

Zupełnie nie spodziewałam się tego, co ta książka ma do zaoferowania. Mogę szczerze się przyznać - po opisie książki lekkomyślnie zaklasyfikowałam tę książkę do tysiąca innych, przeciętnych erotyków na świecie. Ale, że jestem kobietą i nawet takich historii nie potrafię sobie od czasu do czasu odmówić, to zdecydowałam się na jej przeczytanie. A okazało się, że byłam w wielkim błędzie. Harlow to bohaterka, do której z łatwością zapałałam sympatią. Nie jest tą typową, nieśmiałą, śliczną bohaterką, która dopiero za pomocą bohatera odkrywa skrywany w sobie ogień. Harlow jest bezwstydna, otwarta, gadatliwa i czasami trochę impulsywna. Natomiast do Finna nie mogłam się na początku przyzwyczaić. Nie jest postacią do której pałamy od razu miłością, potrzeba trochę czasu, aby go poznać i polubić. Zarówno w życiu Harlow, jak i Finna, bardzo wiele się dzieje i jest to głównie związane z dramatami rodzinnymi. Chociaż na początku może się zdawać, że łączy ich czysto fizyczna bliskość, znajdują w sobie zrozumienie i wsparcie, jakiego się nie spodziewali.

Pomimo wielu scen łóżkowych, czego oczywiście się spodziewałam, wcale mi to nie przeszkadzało. Autorkom udało się przedstawić je w sposób, który mnie nie nudził, a nawet przyprawił o niejeden rumieniec. A to wielki plus - bo mnie bardzo łatwo nudzą liczne sceny erotyczne. Było ich wiele, ale fabuła nie kręciła się tylko wokół tego aspektu ich związku. I to mi się tak bardzo podobało, bo zdaje się, że teraz trudno o erotyk, który ma w sobie coś więcej, niż, no... erotyk. Fabuła była ciekawa, momentami nawet smutna, bohaterowie charyzmatyczni - wprowadzili do książki wiele humoru, a ich przekomarzania i przezwiska rozbawiały mnie do łez. Podobało mi się też to, jak ważną rolę odgrywały postacie drugoplanowe, bo wprowadzały do historii przyjazny, ciepły nastrój. Zabawna sprawa - dopiero jakoś pod koniec książki zdałam sobie sprawę, że "Dziki Romans" to drugi tom serii "Wild Seasons".

"Dziki Romans" wyróżnia się wśród schematycznych erotyków ciekawą fabułą, niemałostkowymi bohaterami. Ale nie brakuje tu także pikanterii i namiętności, które niejedną osobę doprowadzą do wypieków na twarzy. Romanse erotyczne to dość specyficzny gatunek i zazwyczaj sięgamy po niego mając ochotę na coś niewymagającego i z niższej półki, a ta książka zdecydowanie jest jedną z lepszych historii w tym stylu. Chyba nawet skuszę się po dalsze części tej serii, a także będę musiała nadrobić część o Anselu i Mii ;) Bardzo dobra książka, warta polecenia.

" - Kochasz mnie?
- Tak, ty głupku. Już ci to mówiłam. Myślisz, że to znika po paru dniach jak tatuaż zmywalny?"

Tytuł: Dziki Romans
Autor: Christina Lauren
Seria: Wild Seasons. Tom 2
Data premiery: 3 październik 2018
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 328
Ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka :)


Wybaczcie, że w tym miesiącu tak mnie tutaj mało, a tę recenzję publikuję tak późno. Nie wyrabiam się z niczym i zupełnie brakuje mi czasu na czytanie. W tym tygodniu mam matury próbne, więc jest dość intensywnie. Za to jutro na moim Instagramie możecie wyczekiwać rozdania z pewną książką... ;)

UWAGA! NA MOIM INSTAGRAMIE AŻ TRZY OSOBY MOGĄ WYGRAĆ EGZEMPLARZ KSIĄŻKI. SERDECZNIE ZAPRASZAM DO ZABAWY! 
Czytaj dalej »

piątek, 16 listopada 2018

Kelly Oram - Cinder i Ella. Tak się kończy bajka


Uwielbiam, kiedy mogę wrócić do moich ukochanych bohaterów w kolejnych książkach serii. Już po przeczytaniu pierwszego tomu na początku tego roku wszędzie szukałam kontynuacji, z marnymi skutkami. Miałam nawet zamówić sobie książkę w języku angielskim, ale powiedziałam sobie, że poczekam na jej polską premierę. I tak też wytrzymałam aż do listopada, kiedy wreszcie dostałam tom drugi w moje łapki. Co zabawne, zazwyczaj nie jestem za książkami, które ciągną się na kilka części, bo wtedy jest jednak ta niepewność, czy kontynuacja spełni moje oczekiwania, czy jednak zepsuje mi historię. Już niejednokrotnie tak się zdarzyło - a jednak miałam przeczucie, że Kelly Oram mnie nie zawiedzie.

Zanim przejdę do pełnej recenzji, chcę zaznaczyć, że jeśli nie czytaliście jeszcze pierwszego tomu, to może lepiej nie czytajcie tej opinii. Nie chcę wam niczego zdradzić, jeśli się do tej historii przymierzacie. Recenzję części pierwszej znajdziecie tutaj. W drugiej części startujemy tak naprawdę tydzień po tym, jak Brian i Ella oficjalnie zostają parą. Każdy kto czytał pierwszą część wie, jak wiele musieli bohaterowie musieli przejść, aby wreszcie być razem. Przez trzy lata znali się jedynie przez internet pod pseudonimami Cindera i Elli, ale stali się sobie bardzo bliscy. Wspólne zainteresowania, podobne charaktery, to wszystko wystarczyło, by zaczęło rodzić się pomiędzy nimi coś poważnego. Jednak na drodze to bycia razem i poznania się w rzeczywistości stanął między innymi tragiczny wypadek Elli, a także prawdziwa tożsamość Cindera - który w rzeczywistości był popularnym aktorem, Brianem Oliverem. Teraz, kiedy wreszcie odnaleźli drogę do siebie i rozpoczęli wspólne życie, szybko okazuje się, że to "i żyli długo i szczęśliwie" wcale nie jest takie proste. Nowe zainteresowanie mediów Ellą, ukochaną Briana, problemy rodzinne Elli, a także nieumiejętność samoakceptacji głównej bohaterki wnoszą wiele zamętu do ich życia.

Kocham te książki. To takie moje guilty pleasure, bo dobrze wiem, że może nie jest to wybitna historia i pewnie wiele osób znajdzie niejedną rzecz, do której można by się było przyczepić. Ale są takie książki, dla których się po prostu przepada, nieważne czy są wybitne, czy przeciętne. Być może ma to coś wspólnego z głównymi bohaterami, których bardzo mocno pokochałam. A może to ta bajkowa atmosfera, trochę przekoloryzowana, ale tak bardzo słodka, zabawna i przynosząca ogromny uśmiech na moją twarz. Brian oraz Ella to jedni z najlepiej wykreowanych postaci książek młodzieżowych, z jakimi miałam do czynienia. Oboje są niezwykle charyzmatyczni, wielowarstwowi i na pewno nie nudni. Brian Oliver to taki wymarzony książkowy chłopak, którego chętnie Elli bym zabrała dla siebie. Niestety, ta dziewczyna nieźle zawojowała jego sercem (eh, wielka szkoda). Jego opiekuńczość i miłość do Elli rozczulały moje serce. Myślałam, że nie mogę pokochać tego słodkiego, aroganckiego, upartego chłopaka bardziej, niż w pierwszej części, ale jednak się myliłam.

"Może jeśli całkowicie ci zaufam i pozwolę, byś kochał moje wady za mnie, w końcu sama się przekonam, że nie są aż tak straszliwe."

Ella jest osobą zmagającą się z niskim poczuciem wartości z powodu licznych blizn powypadkowych. Niektórym może trudno będzie zrozumieć jej sposób myślenia w pewnych sytuacjach, ale ja, jako osoba, która dobrze wie, co blizny mogą zrobić z człowiekiem, dobrze ją rozumiałam. Teraz jest narażona na opinię całego świata, paparazzi, redaktorzy i przeróżni wpływowi ludzie dobijają się jej do drzwi, ciągle oceniając jej ciało i składając różne propozycje. Ella zmaga się nie tylko z niską samooceną, ale ogólnym niezrozumieniem, głównie u swojego ojca. Jedyną osobą, która ją rozumie i o nią dba, jest oczywiście Brian. Było mi przykro, kiedy autorka przedstawiła kilka nieprzyjemnych scen związanych z jej nową popularnością i tym, jak okrutni potrafią być niektórzy ludzie. Ale Ella to wojowniczka i uważam, że świetnie sobie ze wszystkim poradziła.

Książka może nie pobija tomu pierwszego, ale jest bardzo przyjemnym dodatkiem dla fanów Cindera i Elli. Osobom, którym nie podobała się część pierwsza raczej nie spodoba się ta kontynuacja, bo tak naprawdę nie dzieje się tu nic mega ważnego. Ja jednak uważam, że warto było poświęcić te kilka godzin na lekturę i ponownie zanurzyć się w świecie Briana i Elli - a pewnie zrobię to jeszcze nie raz, bo ta historia szybko stała się jedną z moich ulubionych. "Cinder i Ella" to książki po które sięgamy, mając ochotę na coś romantycznego, słodkiego, może trochę przesłodzonego, zabawnego, ale także niepozbawionego poważniejszych tematów. W końcu jest to retelling Kopciuszka - czego można się spodziewać, jak nie bajkowej historii miłosnej? Najwyraźniej moja niepoprawna romantyczka się odzywa, bo nawet teraz, pisząc tę opinię, nie potrafię powstrzymać uśmiechu, kiedy przypominam sobie niektóre sytuacje z książki. Nie potrafię nawet dokładnie stwierdzić, co takiego jest w tej książce, że tak mnie sobą zachwyciła. Ale coś zdecydowanie jest.

"Tak się kończy bajka" oryginalnie miała być tylko epilogiem, a potem krótką nowelką, a w końcu została przekształcona w prawdziwą powieść, co zresztą czuć. Ale jeśli pokochaliście pierwszą część, to pokochacie też tą. Ja z ręką na sercu mogę wam ją polecić. Zwłaszcza, że fabuła obsadzona jest w dużej mierze w okresie świątecznym, który u nas także coraz bardziej się zbliża :)

Pytanie do osób, które lubią tę historię - czy chcielibyście przeczytać kilka bonusowych scen? Bardzo chętnie przez weekend podjęłabym się ich tłumaczeń i opublikowałabym je tutaj na blogu :)

Tytuł: Cinder i Ella. Tak się kończy bajka
Autor: Kelly Oram
Seria: Cinder & Ella. Tom 2
Data premiery: 19 września 2018
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Liczba stron: 376
Ocena: 10/10


Czytaj dalej »

poniedziałek, 12 listopada 2018

Tillie Cole - Nasze Życzenie


Uwielbiam książki, które zawierają w sobie elementy sztuki, czy muzyki. Kiedy autorzy łączą moje życiowe miłości w jedno, czyli jak w tym przypadku, książki i muzyka, jestem w niebie. Wiedziałam, że musiałam sięgnąć po "Nasze Życzenie" w momencie kiedy przeczytałam opis. A kiedy sobie uświadomiłam, że jest to ta sama autorka, która napisała "Tysiąc pocałunków", tym bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że nie mogę tej książki pominąć. Żeby nie było - nie przeczytałam "Tysiąca pocałunków". Ale bardzo dobrze pamiętam, że swego czasu długo się przykładałam do lektury tej książki. Koniec końców wygrał strach przed opiniami, które mówiły, że ta książka jest druzgocąca. A tu proszę, piszę recenzję do książki, która jest do niej porównywana...

Ta książka... brakuje mi słów. Przepiękna. Druzgocąca. Surowa. Pełna emocji. Niepowtarzalna. Mogłabym iść dalej, a chyba nigdy nie udało by mi się ująć w słowa piękna i mocy tej historii. Jest to chyba pierwsza książka, przy której płakałam od pierwszej, aż do ostatniej strony. Książka, która wykończyła mnie psychicznie, od której wielokrotnie musiałam odchodzić, która nie opuszcza moich myśli odkąd skończyłam ją czytać.

"Niczego nie żałuję. Nie ciebie... Cromwell... Nie ma rzeczy związanej z tobą, której bym żałowała. Ani na początku... ani w środku... a już na pewno nie na końcu."

Cromwell Dean ma tylko dziewiętnaście lat, a jest jednym z najbardziej cenionych i rozpoznawalnych muzyków muzyki elektronicznej. Ma talent, jakiego nie posiada nikt inny, czczą go tysiące ludzi, chociaż tak naprawdę nikt go nie zna. Nikt nie widzi, że jego zapał i miłość do muzyki przygasły. Aż do momentu, kiedy podczas jednego ze swoich koncertów spotyka dziewczynę w fioletowej sukience, dziewczynę, która bez ogródek krytykuje jego muzykę. Bonnie Faraday kocha muzykę. Żyje nią, żyje dla niej i nigdy nie ma jej dość. Bonnie staje się jedyną osobą, która potrafi przebić się przez grube mury, które Cromwell wniósł wokół siebie, staje się osobą, która pomaga mu odnaleźć jego utraconą muzykę.

Ta książka jest dla mnie fascynująca pod tak wieloma względami. Ten krótki zarys fabuły, który przedstawiłam, to tak naprawdę nic. Uważam, że tyle powinniście wiedzieć przed lekturą - a może nawet nie powinniście wiedzieć nic. To książka, której odkrywanie każdej kolejnej strony przynosi tak wiele emocji. Zafascynował mnie temat, który poruszyła autorka i nadal nie mogę wyjść z podziwu tego, jak pięknie i poetycko go przedstawiła. Chromestezja, czyli słyszenie muzyki przez barwy, przypadłość jaką posiada Cromwell, to coś, co do tej pory było dla mnie nieznane. Tillie Cole sprawiła, że czytałam napisane przez nią słowa z zapartym tchem i ogromnym podziwem, zachwycając się nad pięknem tego, jak można przedstawić muzykę. Muzyka to jedna z najważniejszych wartości w moim życiu i chociaż jej nie tworzę, to tak jak Bonnie, nie wyobrażam sobie, że kiedyś miałoby jej zabraknąć. Bałam się tego, jak autorka ją tutaj przedstawi, ale to, co przeczytałam... to przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

"Jej głos miał fioletową barwę. 
Zamknąłem oczy.
Najbardziej lubiłem słuchać fioletowego."

Tillie Cole stworzyła niepowtarzalnych bohaterów, tak charyzmatycznych, że bez problemu mogliśmy się w nich wcielić. Na pierwszy rzut oka mogą się wydawać schematyczni - ot, gburowa
ty, arogancki kobieciarz, który jest bardzo popularny i cicha, lubiąca się uczyć dziewczyna. Ale to tylko pozory, bo im bliżej poznajemy bohaterów, tym bardziej zdajemy sobie sprawę z jak wielu przeróżnych warstw może być stworzona ludzka dusza. Zarówno Cromwell, jak i Bonnie skradli moje serce swoim realizmem. Byli na tak wiele sposobów nieidealni, pokaleczeni przez los, poturbowani, ale to jak szli przez życie dzięki swojej obecności było czymś pięknym. Myślę, że nie będzie osoby, która ich nie pokocha. Może nie na początku, ale im dalej w historię, tym większą zażyłość z nimi czujemy. Najbardziej zabolała mnie historia Eastona, bliźniaka Bonnie, z którym mam wiele wspólnego. Uderzył mnie realizm jego historii i to, jak wiele ludzi na co dzień odczuwa to, co on. Żałuję, że tak mało go w tej książce było, chociaż odegrał tak ogromną rolę.

"Niosłabyś mnie do domu pod gwiazdami,
I objęła w naszej sypialni ramionami."

"Nasze Życzenie" to książka bardzo intensywna, czasami aż za bardzo. To chyba jedyna wada tej powieści - czasami natłok wrażeń, nie tylko tych smutnych, mnie przytłaczał i jak wspomniałam wyżej, musiałam książkę odkładać, bo nie dawałam rady iść dalej. Muzyka przyćmiła uczucie pomiędzy głównymi bohaterami, bo była tutaj na pierwszym miejscu. Ale to nie odebrało mi radości z kibicowania im i rozpaczania nad ich tragicznymi losami. Tillie Cole udało się sprawić, że aż do ostatnich stron nie miałam pojęcia, jak ta książka się zakończy. Poruszyła wiele bardzo poważnych, smutnych tematów i nie potrafiłam przewidzieć, co się stanie dalej. Kiedy zbliżałam się do końca zaczęłam się nawet przygotowywać, że nie dostanę happy endu, bo już nie potrafiłam stwierdzić, w którą stronę zmierza autorka. Nie zdradzę wam, jak się wszystko zakończyło, ale szykujcie chusteczki.

"Chłopak, który tulił mnie w objęciach, był spełnieniem mojego życzenia. Trwał przy mnie w najtrudniejszych chwilach. Posklejał mnie, kiedy się rozpadłam, i sprowadził mnie z powrotem do siebie. 
Dzięki muzyce. 
Dzięki miłości.
I dzięki barwom jego duszy.
Był i na zawsze będzie biciem mojego serca."

Styl pisania Tillie Cole jest wspaniały. Autorka sprawiła, że słyszałam i czułam muzykę, o której czytałam, a to coś wartego podziwu. Napisała naprawdę piękną, niemałostkową historię, o której się nie zapomina. Strasznie podobało mi się to jak autorka wszystko rozwinęła, jaką zmianę przeszli bohaterowie od początku do końca książki, jak wiele wnieśli do swoich światów, kiedy zaczęło rodzić się pomiędzy nimi coś więcej. Historia Bonnie i Cromwella pozostanie ze mną na dłużej i uważam, że każdy powinien w swoim czasie po nią sięgnąć. Ta książka to must read.


Tytuł: Nasze Życzenie
Autor: Tillie Cole
Tytuł oryginału: A Wish for Us
Data premiery: 31 października 2018
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 432
Ocena: 9/10

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Filia!

Czytaj dalej »

piątek, 9 listopada 2018

Vi Keeland - Tylko Dla Ciebie


Fani książki "Tylko Twój" z pewnością będą bardzo zadowoleni z tego, że autorka napisała kontynuację losów Sydney i Jacka. Może wiecie, może nie, ale ja mam bardzo mieszane uczucia co do samej autorki - jedne jej książki uwielbiam, o innych wolałabym zapomnieć. Nie mam pojęcia od czego to zależy, że czasami wychodzi jej napisanie naprawdę fajnego romansu, a czasami bywa gorzej. Seria "Cole" pulsuje się gdzieś tak pomiędzy, nie jest zła, ale też nie ma w sobie nic, co sprawiłoby, że ją pokocham. Miałam pewne obawy przed sięgnięciem po tom drugi, bo zazwyczaj z kontynuacjami erotyków tak bywa, że są zupełnie zbędne i nie wnoszą nic ciekawego do fabuły. Więc jak było tym razem?

Jeśli czytaliście tom pierwszy, to wiecie, że relacja Sydney i Jacka rozwija się bardzo szybko. Coś, co miało być krótkim, przelotnym, wakacyjnym romansem szybko stało się czymś więcej i nim się obejrzeliśmy, ta słodka para planowała wspólne życie. Pod koniec książki Sydney dostaje telefon od swojej przyjaciółki z wiadomością, że mają szansę wyjechać w trasę koncertową po Europie z jednym z najpopularniejszych zespołów na świecie. Tom drugi rozpoczyna się w momencie, kiedy Sydney siedzi w samolocie w drodze do Londynu, gdzie ma odbyć się jej pierwszy koncert. Niestety, oznacza to długie miesiące przebywania z dala od Jacka. Związek na odległość okazuje się być wyzwaniem, gdy na drodze ku ich szczęściu stają przeszkody.

"Tylko Dla Ciebie" odbieramy trochę inaczej, głównie dlatego, że przez dłuższy czas główni bohaterowie są z dala od siebie. Książka w całości opowiedziana jest oczami Sydney, więc poznajemy trochę perypetie podczas trasy i odczucia w związku z byciem daleko od ukochanego. Jestem trochę zawiedziona, w którą stronę poszła autorka, "żeby namieszać" - a mianowicie umieściła Syd w trasie z jej kolegą, któremu się podoba, Justinem. Jest to chyba najbardziej przewidywalny motyw i niestety bardzo mnie nudził. Sam Justin doprowadzał mnie do gorączki swoim niestosownym i niegrzecznym zachowaniem i gdybym miała możliwość, dałabym mu w twarz. Strasznie się cieszę, że Vi Keeland nie zrobiła tu trójkąta miłosnego, bo wtedy bym po prostu rzuciła tą książką. Jeśli chodzi o Sydney to zupełnie nic do niej nie mam, ale nie pałałam do niej też miłością - ot, zwykła, przeciętna książkowa bohaterka.

Jacka polubiłam bardziej, chociaż uderzające jest podobieństwo jego postaci do znanego wszystkim Greya. Arogancki, pewny siebie, bogaty, atrakcyjny, zaborczy i zazdrosny. Nie lubi się dzielić tym, co należy do niego i dość mocno odczuwamy to w jego postawie względem Sydney. Może i by mnie to irytowało, ale postanowiłam sobie podejść do tej książki z dystansem i przymrużyłam oko na co niektóre sytuacje. Ale muszę przyznać, jest naprawdę świetnym i kochanym facetem, który wiele rzeczy robi z troski i miłości. Bardzo żałuję, że autorka nie dała nam możliwości poznać jego strony historii, podczas gdy Sydney była w trasie. Jeśli mam być szczera, o wiele bardziej interesowała mnie jego postać.

Perełką w tej książce jest postać Sienny, najlepszej przyjaciółki Sydney. Ona tu wygrywa wszystko - jest przezabawna, szalona i bardzo ją polubiłam, chyba nawet bardziej niż głównych bohaterów. Sytuacje z nią w roli głównej były moimi ulubionymi. Autorka w tej części trochę bardziej skupiła się na przyjaźni Sydney i Sienny, co mi się spodobało - mieliśmy szanse poznać ich historię ich przyjaźni i uważam to za bardzo miły dodatek.

Najbardziej w tej serii nudziły mnie sceny łóżkowe, których niestety jest tutaj bardzo dużo. Być może naczytałam się ich już tyle, że trudno mnie czymś zaciekawić, a może po prostu był ich nadmiar, ale muszę się przyznać, że niektóre z nich pomijałam. Mam wrażenie, że za każdym razem kiedy Syd i Jack się spotykali, kończyło się seksem. A czasami nawet kilkoma scenami. Irytowało mnie również to, że tak wiele wątków autorka rozpoczęła, a potem chyba o nich zapomniała.

"Tylko dla Ciebie" to moim skromnym zdaniem zbędna kontynuacja pierwszego tomu. Historia Jacka i Sydney spokojnie mogła się skończyć na jednej książce i nie było sensu pisać tomu drugiego, w którym każdy dramat zdawał się być naciągany, po to, aby coś się działo. Książka spodoba się fanom tej historii, bo czyta się ją bardzo szybko, jest bogata w urocze i seksowne sceny, ale mnie do siebie nie przekonała. Z przykrością stwierdzam, że jest to jedna z gorszych serii Vi Keeland. Nie jest zła, ale zdecydowanie nie ma żadnego szału. Jeśli chcecie coś lekkiego, przewidywalnego i seksownego, to czemu nie, książka przypadnie wam do gustu. Ale jeśli oczekujecie czegoś więcej, to tutaj tego nie znajdziecie :)


Tytuł: Tylko Dla Ciebie
Autor: Vi Keeland
Seria: Cole. Tom 2
Tytuł oryginału: Made for You
Data premiery: 12 październik 2018
Liczba stron: 256
Wydawnictwo: Kobiece
Ocena: 6/10

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu! :)



Czytaj dalej »

poniedziałek, 5 listopada 2018

Mia Sheridan - Bez Złudzeń


Chłopiec, który nie pozwolił sobie zapomnieć o miłości i dziewczyna, która dopilnowała, by jej nie pamiętać.

Mię Sheridan znają chyba wszyscy wielbiciele romansów, zwłaszcza tych w stylu Colleen Hoover, czy Brittainy C. Cherry (a jeśli nie znacie, to nie mam pojęcia, czemu jeszcze tego nie zrobiliście). Mi wystarczy, że na okładce zobaczę nazwisko autorki i od razu wiem, że jest to książka, którą muszę przeczytać. Jestem trochę zaskoczona tym, że tak mało się mówi o premierze jej najnowszej powieści. Może to przez tę okładkę, która na pierwszy rzut oka wydaje się być bardzo przeciętna i raczej nie przyciąga uwagi?. Uważam, że w tym przypadku wydawnictwo powinno zostać przy oryginalnej okładce, która skrywa w sobie ważne znaczenie i o wiele bardziej oddaje głębię historii. W każdym bądź razie, "Bez Złudzeń" to kolejna przepiękna, wzruszająca powieść miłosna, która poruszy serce niejednego czytelnika i uważam, że naprawdę warto ją przeczytać.

"Bardzo chętnie będę za tobą gonił, Ellie. Tylko pozwól się od czasu do czasu złapać."

Główną bohaterką jest Crystal, kobieta, dla której miłość kojarzy się jedynie z ogromnym cierpieniem i zawodem. Mężczyźni budzą w niej odrazę i widzi w nich jedynie zło. Ciężkie życie od wczesnych lat doprowadziło ją do miejsca, w którym skrywa w sobie wszystkie rozdzierające uczucia, nieufność i złamane serce. Ledwo wiąże koniec z końcem i dlatego pracuje jako striptizerka w klubie Platinum Pearl, gdzie poznaje Gabriela Daltona - mężczyznę, który wyraźnie nie pasuje do takiego miejsca. Już ze sceny widzi, że czuje się on nieswojo. Gabe jest dla niej całkowitą zagadką - przez dobro bijące z jego postawy zostaje wytrącona z równowagi, dlatego gdy pragnie ją poznać i składa jej niecodzienną prośbę, jej pierwszym instynktem jest od niego uciekać i nie pozwolić mu się do niej zbliżyć.

"Powiedziałam mojemu sercu, żeby przestało bić.
Powiedziałam, żeby przestało mnie boleć.
Powiedziałam sercu, że nie pozwolę, by mnie jeszcze kiedyś tak bolało.
Już nigdy."

Crystal jest bohaterką, z którą wiele osób może mieć problem. Mia Sheridan nie obawia się tworzyć bohaterów z mroczną historią, ale Crystal bardzo się wyróżnia wśród innych jej żeńskich bohaterek. Jest postacią bardzo autodestrukcyjną i to czuć wyraźnie przez strony książki. Życie, jakie prowadzi i problemy, z jakimi się zmagała, a także zmaga, są niezrozumiałe dla wielu ludzi. Wielokrotnie podjęła decyzje, których my nigdy byśmy nie podjęli i to może niektórych zniechęcić do jej postaci. Ale z drugiej strony im bliżej ją poznajemy, tym bardziej rozumiemy, że jest ona wspaniałą, ciepłą i dobrą osobą, którą życie zmusiło do wielu przykrych rzeczy. Moje serce bolało, kiedy czytałam jak godziła się na tak okropne traktowanie, zwyczajnie dlatego, że uważała, że zasługuje na wszystko co złe.

"Poczucie wdzięczności za otaczające piękno to nie plasterek na skaleczenie. Człowiek nadal musi doświadczać uczuć, by móc je przepracować. Piękno i wdzięczność jedynie pozwalają jakoś to znieść. Czasem pomaga przetrwanie do końca dnia, innym razem wytrzymanie z chwili na chwilę."

Gabriel także ma za sobą tragiczną przeszłość. Jako dziecko sześć lat spędził w ciemnej, zimnej piwnicy, przetrzymywany przez nieznajomego człowieka, ale w jego postawie obserwujemy zupełne przeciwieństwo tego, co obserwujemy w Crystal. Jego przeżycia ukształtowały go na człowieka, który teraz mocniej docenia rzeczy zwyczajne i widzi piękno tam, gdzie my widzimy przeciętność. Jego dusza jest wypełniona dobrem i wdzięcznością za to, że przetrwał i przeżył, i to było takie odświeżające, a zarazem inspirujące. Myślę, że nie będzie osoby, która go nie pokocha - ja poczułam do niego sympatię już w pierwszym momencie, w którym się pojawił. Cieszę się, że autorka pozwoliła śledzić nam historię też jego oczami, bo było to bardzo podbudowujące doświadczenie.

"Wygrywam za każdym razem, gdy odważam się kochać. Wygrywam setki, tysiące razy dziennie dzięki temu, że kocham wschód słońca, wiatr i dźwięk kropli deszczu uderzających w moje okno... I ciebie, przede wszystkim ciebie. Nie pozwoliłem, by zły człowiek, którego w przeszłości spotkałem na swojej drodze, powstrzymał mnie przed ofiarowaniem serca ukochanej dziewczynie, tobie. Eloise, mam nadzieję, że je przyjmiesz. Jeśli tego nie zrobisz, to i tak nie będę żałował, że ci je oddałem, ponieważ miłość oznacza moją wygraną."

Nie dałam tej książce maksymalnej liczby gwiazdek za jedną rzecz - nie od razu wkręciłam się w historię. Na początku wszystko rozwijało się bardzo powoli i trzeba było tych kilkudziesięciu stron, żeby zaczęło się coś dziać. Momentami bywało trochę nudnawo, a akcja nabrała tempa dopiero jakoś w połowie. Ale potem wszystko rozwinęło się rewelacyjnie i nie było niczego, co chciałabym zmienić.

"Życie potrafiło być niezwykłe, pełne zadziwiającego piękna i zarazem łamiącej serce rozpaczy, często przemieszanych ze sobą, tak że trudno było je oddzielić."

"Bez Złudzeń" to historia o uzdrowieniu i miłości, nie tylko tej pomiędzy dwojgiem ludzi, ale miłości do siebie samego. Sprawiła, że łzy ciekły mi po policzkach i za nic na świecie nie mogłam ich opanować, bo każda emocja w tej książce była wręcz namacalna. Mia Sheridan pięknie ukazała przemianę bohaterów i ich drogę do osiągnięcia pełni szczęścia. Styl pisania autorki jest chyba ulubioną częścią jej powieści, bo jest prosty i bardzo lekki w odbiorze, a zarazem przepiękny, a nawet trochę poetycki. Niektórzy powiedzą, że trochę przekoloryzowany, ale zupełnie się z tym nie zgodzę. Piękne słowa, którymi posługuje się autorka nadają jej książkom większego znaczenia - nie każdy autor romansowy może się tym pochwalić. "Bez Złudzeń" to powieść o której się nie zapomina.

Tytuł: Bez Złudzeń
Autor: Mia Sheridan
Tytuł oryginału: Most of All You
Data premiery: 17 października 2018
Wydawnictwo: Edipresse Książki
Liczba stron: 343
Ocena: 8/10
Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia