piątek, 27 listopada 2020

Melanie Moreland - Bentley



Trzech młodych mężczyzn spotyka się na uniwersytecie, gdzie rodzi się między nimi przyjaźń na całe życie. Ich przeszłość wpływa na to, jacy są teraz, ale to teraźniejszość kształtuje ich przyszłość.
Co się stanie, jeśli każdy z nich spotka tę jedyną osobę, która jest mu przeznaczona? Czy będą potrafili zwalczyć uczucia i odejść? A może jednak złamią się i poznają słodką agonię, jaką jest miłość?
*
Bentley.
Lider grupy. Spięty, formalny i chłodny. Sztywny i nielubiący zmian, zawsze podążający tą samą ścieżką. Aż do dnia, gdy wpadł na nią. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo był samotny w świecie interesów. To był świat, w którym czuł się dobrze, wiedział, kiedy i jaką decyzję podjąć. Ale pieniądze nie zapewnią mu pełni szczęścia...
*
Emmy.
Ona wnosi do życia Bentleya spontaniczność i światło. Jej świat różni się całkowicie od jego świata, a mimo to mężczyzna nie potrafi kontrolować pożądania, które ona w nim wzbudza. Nie potrafi też wyjaśnić, że pragnie się nią opiekować, ani wyznać, jak się przy niej czuje. Szczęśliwy. Kochany.
*
Tłem uczucia Emmy i Bentleya są interesy i ogromne pieniądze. A finanse to często niebezpieczeństwo i problemy...

Miałam okazję tylko raz czytać coś spod pióra Melanie Moreland i była to książka "Twoje Zdjęcie". Nie zrobiła ona na mnie jakiegoś ogromnego wrażenia, ale była przyjemna. Problem polega na tym, że po upływie lat tak naprawdę nic już z niej nie pamiętam, bo była to jedna z tych pozycji, o której zapomina się zaraz po odłożeniu na półkę. "Bentleya" tak naprawdę nie miałam zamiaru czytać, bo niezbyt mnie opis zachęcił. Ale przeczytałam wiele bardzo pozytywnych opinii i koniec końców stwierdziłam, że może jednak warto spróbować. Nie ma co ukrywać, nie jest to najlepsza książka wszechczasów. W rzeczywistości powieliło się wiele problemów, jakie miałam podczas czytania "Twojego Zdjęcia", ale czy była to zła książka? Nie, czytało się ją przyjemnie i szybko. Historia była interesująca, a romans uroczy. Niestety, nie wyróżnia się ona za bardzo wśród setek innych książek.

Bentley to mężczyzna, dla którego najważniejsza jest praca. Ludzie mają go za bogatego sztywniaka i może mają rację - zdecydowanie nie lubi się angażować w relacje z innymi, a praca zwyczajnie sprawia mu przyjemność. Jednak kiedy poznaje Emmy, wszystko się zmienia. Wpada na nią w kawiarni i od razu urzeka go jej poczucie humoru, cięty język i uroda. Wystarczy jedno spotkanie, aby dziewczyna zawróciła mu w głowie. Bentley wbrew sobie i swoim zwyczajom pragnie poznać ją bliżej. Jednak już wkrótce pojawiają się pierwsze problemy w raju, gdy okazuje się, że Bentley pada ofiarą pogróżek ze strony niemożliwego do namierzenia przeciwnika w walce o drogocenną ziemię. Jego praca w finansach niesie za sobą pewne niebezpieczeństwo, a Bentley nie może pozwolić na to, aby we wszystko zamieszana została Emmy. Zależy mu tylko na tym, aby czuła się tak, jak ona sprawia, że przy niej się czuje - kochana i bezpieczna. Ale czy uda mu się tego dokonać, zanim nie będzie za późno?

Początek tej książki tak naprawdę nie porywa niczym szczególnym, nietrudno jednak paść urokom relacji Bentley'a i Emmy. Są ludźmi z kompletnie różnych światów. On jest ciężko pracującym miliarderem, współwłaścicielem firmy nieruchomościowej, którą prowadzi z dwójką najlepszych przyjaciół, Aidenem oraz Maddoxem. Ona jest początkującą studentką, tak naprawdę ledwo wiążącą koniec z końcem. Chociaż na pierwszy rzut oka ich związek nie miałby szansy bytu, bo w tak wielu aspektach się różnią, łączy ich natychmiastowe uczucie i przywiązanie. Nie sposób się nie uśmiechnąć, gdy czytamy o tym pierwszym spojrzeniu, pierwszym dotyku, pierwszym pocałunku. I na początku, nawet pomimo tego, że wszystko rozwinęło się bardzo szybko, polubiłam tę dwójkę i im kibicowałam.

Fabuła zaczęła się w pewnym momencie trochę ciągnąć, bo autorka skupiła się głównie na rozwoju relacji między bohaterami, ale przy tym poznajemy też trochę więcej szczegółów o tym kim oboje są. Bardzo ich polubiłam, zarówno Bentleya, jak i Emmy. Może czasami pewne momenty były zbyt przesłodzone i trochę nienaturalne, ale na to da się przymknąć oko. Niestety, im dalej brnęłam w książkę, tym większe rozczarowanie czułam tym, że wątek Bentleya dostającego pogróżki od kogoś nieznajomego został tak bardzo zepchnięty na bok. Oczekiwałam jakiejś akcji w tle, może kilku nieprzyjemnych niespodzianek, ale zdaje się, że autorka zapomniała o tym aż do ostatnich rozdziałów, gdzie wszystko zostało rozwiązane trochę za szybko. Doceniam jednak tę nutkę tajemniczości, cały ten wątek sprawił, że w trakcie czytania cały czas miałam gdzieś z tyłu głowy dziesiątki pytań. Nie trzeba zbyt wiele wysiłku, aby odgadnąć sedno tego wątku, ale napięcie było utrzymane, szkoda tylko, że dopiero pod koniec.

Muszę tutaj także wspomnieć o wielu drugoplanowych bohaterach, bo jestem absolutnie zakochana w Aidenie, prywatnym ochroniarzu Bentley'a, a także jego najlepszym przyjacielu. Może nie powinnam się przyznawać, ale zainteresował mnie on nawet bardziej niż nasz główny bohater. Jego chłodne nastawienie do związków, a nawet powiedziałabym, że awersja, a także słabość do przyjaciółki Emmy, mogą być materiałem na bardzo dobrą książkę. Jego historia czeka już na mojej półce, więc z pewnością po nią niedługo sięgnę. Maddox również przewija się nam w tle i dostaje swoje pięć minut. Wielu z tych bohaterów może mieć dużo do powiedzenia, więc mogę tylko mieć nadzieję, że z każdą kolejną częścią ta seria będzie tylko lepsza.

"Bentley" to dość prosta książka, połączenie uroczego i pikantnego romansu z nutką kryminalnego wątku, która na pewno umili czas niejednej osobie. Fabuła może i nie jest jakoś szczególnie oryginalna, książka raczej nie zapadnie też w pamięci na dłużej, ale nawet pomimo tego, mi czytało się ją bardzo lekko i nie mogę powiedzieć, że się źle bawiłam. Ten świat mnie wciągnął i ciekawa jestem historii dalszych bohaterów. Cóż mogę więcej powiedzieć? Może i nie było szału, ale polecam ją tym, którzy mają ochotę na coś słodkiego i niewymagającego. Ta historia nada się idealnie na cichy, relaksujący wieczór.
Melanie Moreland - autorka bestsellerów New York Timesa i USA Today. Wiedzie szczęśliwe życie w spokojnej dzielnicy Ontario z ukochanym mężem i kotką Amber. Jest uzależniona od kawy. Wszystko, co wiąże się z komputerami i technologią, stanowi dla niej wyzwanie. Uwielbia piec, gotować i testować nowe przepisy. Lubi podróżować, ale uważa, że powrót do domu jest najlepszą częścią każdej podróży.


Tytuł: Bentley
Autor: Melanie Moreland
Seria: Prywatne Imperium. Tom 1
Data premiery: 8 września 2020
Liczba stron: 320
Wydawnictwo: Editio.red
Ocena: 6/10

Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Editio.Red! :)









Czytaj dalej »

poniedziałek, 23 listopada 2020

Bianca Iosivoni - Flying High



Hailee skrywała tajemnicę. Mroczną i ponurą, o której nikt nie wiedział i nikt nie powinien się dowiedzieć. A już na pewno nie Chase. Hailee nie chce już dłużej udawać. Wpadła po same uszy, wbrew wszelkim swoim wcześniejszym planom. Wbrew temu, że od pierwszej sekundy, kiedy przed
nim stanęła, była przekonana, że straci Chase'a. Ale każdym uśmiechem i każdym dotykiem chłopak coraz bardziej podbijał jej serce. Może jednak Hailee i Chase mają jakąś szansę? A może przeciwnie muszą zdać sobie sprawę, że czasami nawet miłość nie wystarcza, aby dwoje ludzi mogło być razem?

(Uwaga: nie zalecam czytać tej recenzji, jeśli nie czytaliście tomu pierwszego i nie chcecie spoilerów!)

Kilka miesięcy temu Bianca Iosivoni złamała mi serce książką "Falling Fast", będącą pierwszym tomem tej dylogii. I chociaż minęło już trochę czasu, podczas którego niecierpliwie wyczekiwałam kontynuacji, nadal się nie pozbierałam po tym wstrząsającym zakończeniu, które jak żadna inna książka wywołało we mnie ogrom emocji i morze łez, a także wszechogarniający strach, co stanie się dalej. Gdy na jaw wyszła tajemnica Hailee i autorka zakończyła książkę jej listem pożegnalnym, nie wiedziałam co ze sobą zrobić, bo chciałam tylko wiedzieć, czy wszystko skończy się dobrze. Chyba nie zniosłabym jej śmierci. Kiedy tylko otrzymałam drugi tom, zabrałam się za niego niemalże od razu. Z szaleńczo bijącym sercem, strachem i niepewnością, ale też odrobiną nadziei. Co mogę powiedzieć: Iosivoni przeprowadza czytelnika przez tematykę żałoby, depresji i myśli samobójczych jak nikt inny.

Nie pytają nawet, kim jest albo czy dopiero go poznałam, a ja w obliczu ich reakcji nie potrafię zdobyć się na odwagę, nie mówiąc już o sile, żeby wyjaśnić im, że to właśnie on był przy mnie w ciągu ostatnich kilku tygodni. Że to właśnie on był przy mnie w momencie, kiedy byłam na samym dnie i że to on trzymał mnie mocno, kiedy opadałam już z sił.

Przez cały pierwszy tom poznawaliśmy Hailee jako taką uśmiechniętą, odważną i wspaniałą dziewczynę, która każdego dnia stara się chwytać dzień i spełniać rzeczy ze swojej listy. Obserwowaliśmy jej odkrywczą podróż po kraju, jej wzloty i upadki, ale nic nie mogło wskazywać na to, do czego jej historia zmierzała. Być może właśnie dlatego zakończenie, w którym dowiadujemy się o śmierci jej siostry bliźniaczki i czytamy jej list pożegnalny do Chase'a, tak bardzo mnie wbiło w łóżko. Bo przegapiłam wszystkie znaki. I być może dlatego śledzenie jej historii w drugim tomie było kompletnie innym doświadczeniem, bo było niemalże tak, jakby opadła cała jej maska szczęśliwej dziewczyny, jakby zniknęły jej chęci do udawania, a my razem z nią musieliśmy obserwować jak sięga dna. To bolało jak cholera, bo czytanie o takich przeżyciach nigdy nie jest proste. Zwłaszcza, że autorka każdy jej upadek, każdą myśl i wszystkie zmagania, opisuje z taką ogromną dozą realizmu, że wręcz nie da się przejść przez tę powieść bez chwili psychicznego odpoczynku.

Czy to nie dziwne, jak świat po prostu dalej się kręci, mimo że twoje własne życie nagle się zatrzymało? Jak wszyscy ludzie żyją dalej, jak gdyby to był kolejny normalny dzień, mimo że dla ciebie już nic nie jest takie samo?

Żałoba po śmierci bliskich osób, temat depresji i myśli samobójczych, są bardzo trudne do przekazania, ale autorka robi to znakomicie. Nie pomija ciężkich szczegółów zmagań Hailee, nie umniejsza jej bólu, przedstawia nam jej postać od tej najmroczniejszej strony, ale też od tej całkiem innej, nowej - dziewczyny, która zaczyna walczyć, która stara się, aby jej się poprawiło. U jej boku jest tak wiele cudownych osób, że serce mi puchło za każdym razem kiedy zdawałam sobie sprawę jak wielką miłością i zrozumieniem obdarzyli się bohaterowie tego małego miasteczka, i jak bardzo to ja się do nich przywiązałam. Chase jest w tej części równie idealny, równie cudowny i myślę, że nie wystarczyłoby mi słów, aby wyrazić mój zachwyt nad jego osobą. Ze świecą szukać takiego przyjaciela, chłopaka, kolegi - Chase gotów był zrobić wszystko, aby zapewnić bezpieczeństwo tym, których kocha. Iosivoni wspaniale ukazała także jego własne zmagania z tym, co wydarzyło się z Hailee, bo i w niego uderzyło to mocno. Zagłębiamy się również mocniej w jego relację ze starszym bratem oraz w jego zmagania z przyszłością, której nie pragnie. A nawet pomimo jego problemów, nieszczęścia, rozterek, zawsze gotów jest rzucić wszystko i być blisko Hailee, czym wygrał całe moje serce.

Jak to możliwe, że nieobecność Hailee wydaje mi się taka dotkliwa, skoro jej pobyt w Fairwood trwał w sumie tak krótko? Jak mogła tak szybko stać się stałym elementem mojego życia, skoro od początku było wiadomo, że sprawa między nami potrwa jedynie do końca lata?

Pomimo ciężkich tematów i skupieniu głównie na problemach i zmaganiach Hailee, romans między naszymi głównymi bohaterami nadal tu jest i powiedziałabym, że teraz jest na kompletnie innym poziomie. Co prawda zszedł na dalszy plan - i słusznie - ale w ich relacji zachodzi zmiana, pojawia się całkiem inny poziom intymności, a te ciężkie, mroczne chwile sprawiają, że oboje stają się sobie jeszcze bliżsi i jeszcze ważniejsi. Nawet pomimo dzielących ich kilometrów, ta dwójka przyciąga siebie jak dwa magnesy i bez dwóch zdań jest to jeden z najlepszych wątków miłosnych, jakie przeczytałam w tym roku. Ponieważ ich uczucie nie opierało się już tylko na przyciąganiu fizycznym, tych kilku krótkich miesiącach w lecie, kiedy byli razem, teraz połączyło ich coś o wiele silniejszego, nierozerwalnego.

Nie chcę, żeby było łatwo. Chcę tego mężczyznę ze wszystkimi tego konsekwencjami. Nawet jeśli będzie bolało - a będzie, jeśli ponownie będziemy musieli się pożegnać. Ale to jest ostatnia rzecz, o której teraz chcę myśleć.

Pod względem fabuły tak naprawdę nie dzieje się w tej książce nic zaskakującego, ale to nic, bo właśnie o to chodzi. Ogromna przepaść dzieli te dwa tomy serii, bo to pierwsza część pełna była akcji, była historią młodej dziewczyny, która wyrusza w podróż w kraju i zupełnie przez przypadek trafia do miejsca, w którym poznaje ukochanego chłopaka i wielu przyjaciół, była pełna ekscytacji, szczęścia i chociaż poruszała też cięższe tematy, ogólnie czytało się ją o wiele lżej. Tutaj autorka zagłębia się bardziej w psychikę bohaterów, opisuje ze szczegółami zmagania osoby, która utraciła kogoś bliskiego, która codziennie musi uczyć się jak walczyć ze swoją depresją i demonami, które nie dają jej w nocy spać. Właśnie to nadało tej części zupełnie innej wartości, sprawiło, że historia Hailee, Chase'a i innych, drugoplanowych bohaterów, tak mnie poruszyła. Zawsze pojawia się we mnie taki niepokój, że rozkładanie historii na dwa tomy sprawi tylko, że zostanie ona niepotrzebnie rozciągnięta w czasie, ale tym razem było to wręcz koniecznie. A autorka poradziła sobie z tym mistrzowsko.

Chase opiera głowę o moje czoło i kładzie ręce na mojej talii. Nie wiem, czy on trzyma mnie, czy ja jego, czy może oboje trzymamy się nawzajem. Wiem tylko, że chcę tego, co tu się teraz dzieje, że pragnę tego mężczyzny - i wszystkiego, co się z nim łączy. Nieważne, jak niepewna jest przyszłość i jakie trudności stoją jeszcze przed nami.

"Flying High" to przepiękna, pełna emocji książka. I zalecałabym sięgać po nią z paczką chusteczek pod ręką, bo ja ciągłe przyłapywałam się na tym, że piekły mnie oczy. Jest momentami trudna do czytania, bo autorka przekazuje wszystkie emocje i zmagania bohaterów bez zbędnego koloryzowania, zagłębia się w mroczne myśli towarzyszące wielu osobom na świecie. Ale nie można też zapominać, że to również piękna historia o potędze miłości, przyjaźni, a nawet o rodzinie. Autorka stworzyła tutaj wiele cudownych relacji, nie tylko między Hailee, a Chase'm, ale też między innymi bohaterami, ukazując tę piękną przyjaźń, jaką między sobą zbudowali, dzięki której zawsze mogli na sobie polegać. Ciężko się żegnać z tak dobrymi książkami, ale jestem pewna, że jeszcze nie raz do tej dylogii wrócę. A wam mogę ją jedynie całym sercem polecić.

BIANCA IOSIVONI to niemiecka autorka romansów i powieści fantasy. Zaczęła pisać już w wieku kilkunastu lat. Od zawsze miała głowę pełną pomysłów, a odkąd w pełni poświęciła się pisarstwu, przestała walczyć z ich zalewem. Studiowała nauki społeczne w Hanowerze. W 2017 roku ukazała się powieść jej autorstwa zatytułowana "First Last Look".


Tytuł: Flying High
Autor: Bianca Iosivoni
Seria: Hailee & Chase. Tom 2
Data premiery: 4 listopada 2020
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 380
Ocena: 10/10

Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar!



Czytaj dalej »

czwartek, 19 listopada 2020

Holly Black - Zła Królowa



Szesnastoletnia Kaye jest współczesną koczowniczką. Uparta i niezależna, podróżuje z miasta do miasta z zespołem rockowym swojej matki, póki złowróżbne wydarzenie nie zmusi jej do powrotu w rodzinne strony. Tam, w przemysłowym krajobrazie New Jersey, Kaye odkrywa, że stała się pionkiem w odwiecznej walce o władzę między dwoma rywalizującymi królestwami skrzatów walce, która może się skończyć jej śmiercią.


Holly Black to jedna z najczęściej pojawiających się autorek fantasy na bookstagramie, więc w końcu i ja zaczęłam się zastanawiać, czy nie powinnam się przełamać i przeczytać czegoś spod jej pióra. W końcu ma rzeszę fanek, nie tylko w Polsce, ale i za granicą, a że akurat miałam ochotę na jakąś historię fantasy, postanowiłam spróbować z serią "Elfy ziemi i powietrza". "Zła Królowa" to tom pierwszy, a autorka przenosi nas do świata elfów, który skrywa wiele mrocznych tajemnic i chociaż jest piękny, jest też niebezpieczny. Niestety, chociaż książka mnie interesowała i chciałam wiedzieć co będzie dalej, tak zbyt często miałam też ochotę przestać ją czytać, bo wiele rzeczy mi najzwyczajniej w świecie przeszkadzało.

Kaye to młoda, niezależna dziewczyna, która pochodzi z trudnej rodziny i razem z należącą do rockowego zespołu mamą podróżuje po kraju. Kiedy powraca do domu, jej życie całkowicie się zmienia. Nagle zostaje wrzucona do nowego, nieznanego świata elfów, gdy dowiaduje się, że wcale nie jest tak zwykłą dziewczyną, jak się jej zdawało. Staje się pionkiem w grze między dwoma królestwami elfów, gdy poznaje Roibena, jednego z rycerzy Królowej, o którym dziewczyna nie może przestać myśleć. Dziewczyna nie zdaje sobie sprawy na jakie niebezpieczeństwo została skazana - i że jej życie już nigdy nie będzie takie samo.

Zacznijmy może o tego, że ten świat elfów, który Holly Black wykreowała, robi mega wrażenie. Jest opisany w każdym detalu, zapiera dech w piersiach, a każde stworzenie jest przepiękne. W tym pięknie kryje się tak wiele brzydoty i okrucieństwa, czego nawet się nie spodziewałam - a co bardzo mi się spodobało. To jeden z największych plusów tej powieści, bo autorka zdecydowanie wiedziała jak zainteresować czytelnika tym wyimaginowanym światem.

Kaye poznajemy jako trochę dziwaczną, niezależną, upartą i nierozważną nastolatkę, która widzi i doświadcza dziwnych rzeczy. Chodzi po imprezach i nie wraca do domu na noc. Rzuca szkołę, bo nie widzi w niej sensu. A już wkrótce dowiaduje się, że jest częścią magicznego, elfiego świata i zawsze była - tylko o tym nie wiedziała. I, że znalazła się w samym środku wojny między dwoma dworami, gdzie służyć ma jako pewna przynęta. Nie potrafiłam jednak się z nią połączyć i przeżywać wszystkiego, co się jej przytrafiało, bo tak zupełnie szczerze, jej postać pozostała mi obojętna. Jak na to, co można było stworzyć z tego, o czym się o niej dowiedzieliśmy, nie była za bardzo interesującą, dającą się polubić postacią.

Co innego jeśli chodzi o postać Roibena, o którym kompletnie nic nie wiedziałam i o którym stopniowo odkrywamy nowe fakty. Nie czytałam innych książek Black, więc dla mnie ten świat i te stworzenia są całkowicie nowe, więc odkrywanie jego postaci było fascynujące. Zwłaszcza, że przedstawiony jest w dużej mierze jako antybohater, a przynajmniej na początku. Jest bezwzględny, zimny, nieporuszony, służy Królowej i wykonuje każdy jej rozkaz. I z każdym kolejnym rozdziałem autorka ukazuje więcej, więcej tego kim naprawdę jest i kim chciałby być. Ale czy mogłabym powiedzieć, że oszalałam na jego punkcie? Nie.

I tutaj przechodzimy do mojego głównego problemu z tą książką, a mianowicie do kompletnego chaosu, jaki w niej panował. Z tego co mi wiadomo, ta książka swoją pierwotną premierę miała już ponad piętnaście lat temu i jestem pewna, że od tamtego czasu autorka miała dużo możliwości, aby popracować nad swoimi pisarskimi umiejętnościami, ale tutaj była po prostu jedna wielka katastrofa. Nie dało się połączyć z żadnymi bohaterami, ponieważ fabuła ciągle przeskakiwała od jednego wydarzenia do drugiego. Działa się jedna rzecz, ale nie było do tego żadnego wprowadzenia, ani wytłumaczenia, a zaraz o niej zapominano. Oczywiście zarysowany został główny zarys fabuły, ale czasami działo się tutaj coś, a ja kompletnie nie wiedziałam o co chodzi, albo dlaczego to się wydarzyło. Albo jaki cel miały pewne miejsca, postacie, wydarzenia. Może gdyby pewne rzeczy zostały opisane dłużej i bardziej szczegółowo, nie byłoby tego problemu. Bo jasne, świat został przedstawiony rewelacyjnie, ale jeśli chodzi o akcję, tutaj autorka bardzo poległa.

To odbiło się niestety również na romansie między Kaye, a Roibenem. Dobrze wiecie, że ja doceniam każdy wątek miłosny, jak na prawdziwą romansoholiczkę przystało, nie potrafiłam jednak kibicować tej dwójce, bo zupełnie nie rozumiem ich połączenia. Pojawiło się nagle i bez większego rozwinięcia, a za chwilę oboje gotowi byli poświęcić dla siebie życie. Jak to się stało w przeciągu dosłownie chwili? Nie mam pojęcia. A wielka szkoda, bo widzę w nich duży potencjał i mam nadzieję, że w kolejnej części będzie chociaż trochę lepiej.

Gdyby nie niedbałe i trochę leniwe wykonanie, "Zła Królowa" mogłaby być naprawdę dobrą książką. Ponieważ trzymała mnie na szpilkach do samego końca i szczerze byłam zainteresowana dalszymi wydarzeniami. I być może z tego powodu skuszę się na kontynuację, bo nawet pomimo wad, coś w tym mrocznym świecie mnie zainteresowało i chciałabym wiedzieć, jak skończy się historia Kaye i Roibena. Cała książka niesamowicie oddaje ten niemalże gotycki nastrój, temu nie można zaprzeczyć. Ale niestety styl pisania autorki momentami bardzo mi przeszkadzał i przez to moja przygoda z tą książką nie należy do najlepszych.


Holly Black to amerykańska autorka powieści dziecięcych i młodzieżowych, utrzymanych często w konwencji fantasy. Największą sławę przyniosła jej seria książek dla dzieci "Kroniki Spiderwick”. Uznaniem wśród krytyki i czytelników cieszy się także jej "Danina: Nowoczesna baśń”, powieść będąca prawdziwą gratką dla wielbicieli urban fantasy.

Pisarka przyszła na świat w roku 1971 jako Holly Riggenbach. Przez pierwsze lata życia mieszkała wraz z rodziną w starym, zapuszczonym, wiktoriańskim domu. Ukończyła studia na College of New Jersey w 1994. Później kontynuowała naukę pracując jednocześnie jako redaktor w czasopismach medycznych, m.in. "The Journal of Pain”, a także w traktującym o grach fabularnych miesięczniku "8d”. Od zawsze chciała pisać, jednak gdyby ten pomysł nie wypalił, planowała zostać bibliotekarką. Okazało się to jednak niepotrzebne. W 1999 wyszła za mąż za swoją szkolną miłość, Theo Blacka, znakomitego ilustratora i projektanta stron internetowych. Namiętnie kolekcjonują oni książki folklorystyczne, dziwaczne lalki i wariackie kapelusze.

W 2002 roku ukazała się pierwsza powieść Holly Black zatytułowana "Danina: Nowoczesna baśń”. Była to pierwsza część trylogii urban fantasy, na którą poza wymienioną powieścią złożyły się "Waleczna” oraz "Ironside”. Te nowoczesne lub, jak kto woli, wielkomiejskie baśnie stanowią znakomite połączenie urban fantasy i romantycznego horroru. Jak do tej pory przetłumaczono je na czternaście języków. W roku 2003 Black opublikowała pierwsze dwa tomy serii książek dla dzieci "Kroniki Spiderwick”. Powstały one we współpracy z pisarzem i rysownikiem Tonym DiTerlizzi.


Tytuł: Zła Królowa
Autor: Holly Black
Tytuł w oryginale: Tithe
Seria: Elfy ziemi i powietrza
Data premiery: 30 września 2020
Liczba stron: 350
Wydawnictwo: Jaguar
Ocena: 6/10

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar! :)



Czytaj dalej »

poniedziałek, 16 listopada 2020

Bianca Iosivoni - First Last Song



Mason i Grace studiują na tej samej uczelni, ale nie pozostają w żadnych zażyłych relacjach. Sytuacja zmienia się radykalnie, kiedy Grace postanawia nieco schudnąć, a Mason zaczyna pełnić funkcję jej personalnego trenera. Był ostatnim facetem, którego opinią na swój temat by się przejmowała, a że kiedyś ona oddała mu przysługę, uznała, że nadszedł czas na rewanż.

Generalnie Grace wcale nie uważa, że musi zeszczupleć  – podświadomie czuje, że powinna zadowolić despotyczną matkę i swojego chłopaka.
Nie da się ukryć, poczucie własnej wartości jest u Grace żałośnie niskie. Tak bardzo, że gotowa jest poświęcić swoje marzenia i zrezygnować z przesłuchań i ze kariery na scenie. Nie chce dłużej poddawać się niczyjej presji, nie zostanie wokalistką.
Pod wpływem Emery, swojej przyjaciółki, postanawia jednak udowodnić coś sobie – i jej. Przesłuchanie wygrywa, ale członkinią zespołu wciąż nie chce być.

Mason, który  w zespole gra na gitarze i trochę śpiewa, doskonale  zdaje sobie sprawę, ile warta jest Grace, jej profesjonalne przygotowanie oraz znakomity głos. Jeśli zespół ma mieć jakiekolwiek szanse na wygraną w konkursie, do czego się właśnie przygotowuje, i na dalszą karierę w showbiznesie, może to osiągnąć tylko z Grace w roli wokalistki.
Podejmuje więc usilne starania, aby ją przekonać…


Seria "Firsts" zasłynęła na naszym rynku już jakiś czas temu i oczywiście od razu się w niej zakochałam. Wątek romansów studenckich to zdecydowanie jeden z moich ulubionych wątków, dlatego zawsze sięgam po nie bez chwili zastanowienia. Bianca Iosivoni kupiła mnie już pierwszym tomem - historią Emery i Dylana - i skutecznie sprawiła, że z każdą kolejną częścią ta seria stawała się jedną z moich ulubionych. "First Last Song" to już czwarta i zarazem ostatnia część, w której wreszcie zagłębiamy się w historię Grace i Masona, dobrze nam już znanych z poprzednich tomów. I przyznam szczerze, bardzo żałuję, że na razie nie można dostać tej książki w wersji papierowej, bo na ostatnich stronach wylałam łzy i ani trochę nie chciałam się rozstawać z bohaterami, którzy stali mi się tak bliscy.

Nie mogę wytrzymać tego, jak teraz między nami jest, okej? Kiedy to... to "może" unosi się nad nami, ale oboje wiemy, że nigdy się nie zrealizuje.

Grace i Mason znają się od dawna, ale poza jedną przysługą, jaką było zaśpiewanie w zastępstwie za wokalistkę w zespole Masona na jednym koncercie, tak naprawdę w ogóle nie mieli ze sobą do czynienia. Cóż, nie licząc jednego pocałunku podczas gry na imprezie. Jedyny kontakt jaki ich łączy, jest przez ich wspólnych znajomych. Kiedy pod wpływem słów wymagającej matki i chłopaka Grace postanawia schudnąć, zwraca się o pomoc w treningach do Masona. Wie, że chłopak ma doświadczenie w wymagających ćwiczeniach i nie będzie jej oceniał, a poza tym wisi jej przysługę. Gdy jej przyjaciółka Emery rzuca jej wyzwanie polegające na wzięciu udziału w przesłuchaniu na nową wokalistkę w zespole Masona, Grace pomimo wielu zastrzeżeń, postanawia spróbować, aby sobie coś udowodnić. Niespodziewanie jednak zostaje wybrana na nową członkinię zespołu. Mason i Grace zaczynają spędzać ze sobą coraz więcej czasu, poznając się bliżej i zaprzyjaźniając. Nie podoba się to jednak dziewczynie Masona, z którą jest w burzliwym związku. Grace także nie czuje się z tym dobrze, gdy na każdym kroku daje o sobie znać jej niskie poczucie wartości i brak wiary. Żadne z nich nie potrafi jednak zaprzeczyć nasilającej się chemii, jaka się między nimi pojawia.

Myślę, że jeśli przeczytaliście poprzednie części, to nie muszę wam przedstawiać ani Masona, ani Grace. Mason to chłopak, którego poznaliśmy już w pierwszym tomie, gdy Emery na powitanie przywaliła mu w nos. Jako jej współlokator bardzo często się przewijał w tle, zresztą to dzięki jego głupiemu zachowaniu Emery i Dylan się do siebie zbliżyli. Studiuje muzykę, jest członkiem zespołu, gdzie śpiewa i gra na gitarze, a poza tym przez dobre trzy części śledziliśmy jego przygody z Jenną - jego dziewczyną, z którą ciągle się rozstaje i schodzi. Jenna jest dla niego bardzo ważna, na tyle, że jest bardzo dużą częścią jego planów na przyszłość. Chyba nie muszę tu tego mówić, ale osobiście nie znoszę Jenny i tego wodzenia za nos, bo za każdym razem to Mason musiał być na każde jej zawołanie i to ona doprowadzała do ich zerwań. Ta dziewczyna działała mi na nerwy już od pierwszego tomu i zdecydowanie nie zasługiwała na dobre serce Masona, który tak w nich wierzył. Miło było jednak poznać spojrzenie Masona na to wszystko, co do tej pory śledziliśmy jedynie oczami innych bohaterów. Okazuje się, że sytuacja wcale nie jest taka prosta.

Grace i ja? Nigdy nie przypuszczałem, że było to możliwe. Może właśnie dlatego tak mnie trafiło. Nagle stała się częścią mojego życia, najpierw malutką, potem zaczęła być coraz ważniejsza. Tak ważna, że pod żadnym pozorem nie chciałem jej znowu wypuścić z rąk. [...] Chciałem mieć ją tuż obok, chciałem ją całować, obejmować publicznie, śmiać się z nią, pisać z nią wspólnie muzykę i co noc doprowadzać do rozkoszy.

Grace także dobrze znamy, bo dzieli ją wspólna przeszłość z Emery. Dziewczyna uciekła z domu rodzinnego, aby zacząć nowy rozdział. Szybko jednak przekonała się, że wredne i oceniające komentarze jej matki podążają za nią nawet na drugi koniec kraju i już do końca życia będą gdzieś z tyłu jej głowy. Docinki na temat jej figury, zachowania, wszystko to skończyło się na tym, że Grace ma o sobie bardzo niskie mniemanie. Gdy w żartach słyszy nieprzyjemny komentarz z ust swojego chłopaka, Grace postanawia wziąć się za siebie i narzucić na sobie rygorystyczne ćwiczenia. Takim też trafem ląduje w mieszkaniu Masona, prosząc go o przysługę w formie wojskowych ćwiczeń. Historia Grace łapie za serce, bo na pewno nie jedna osoba wie, jak przykre słowa mogą na nas wpłynąć. Nasza główna bohaterka była gotowa się wykończyć, aby tylko uciszyć głosy matki i udowodnić jej, że może mieć idealną figurę. Wiele z wydarzeń z przeszłości wpłynęło na to, że Grace przestała publicznie śpiewać i występować dla samej zabawy, dlatego tak długo zeszło jej się zgodzenie na bycie częścią zespołu Masona, a nawet i po tym nic nie było dla niej proste. Muszę przyznać, że Grace to chyba moja ulubiona bohaterka zaraz po Emery, bo czułam się z nią połączona i bardzo dobrze rozumiałam jej zachowanie.

Najbardziej frustrujące było śledzenie tego jak Grace i Mason wokół siebie krążyli, i ciągle uciekali od tego, co oczywiste. Chemia między nimi daje o sobie znać od samego początku, chociażby w tym, że oboje przyznają się do tego, iż nie mogą zapomnieć o pijackim pocałunku sprzed miesięcy. Bardzo podobało mi się to, że autorka najpierw rozwinęła ich przyjaźń, bo dzięki temu ich relacja była bardziej wartościowa i nie czułam się tak, jakby coś było przyśpieszone i wymuszone. To właśnie takie subtelne znaki i stopniowe zmiany sprawiają, że zaczynam bohaterom kibicować, a tej dwójce zdecydowanie życzyłam szczęścia. Obydwoje napotykają na drodze do bycia razem wiele przeszkód, ale naprawdę warto jest poczekać. Zdecydowanie czytało się tę część lżej niż chociażby historię Tate i Trevora, która była wręcz bolesna, ale i ta dwójka swoje musi wycierpieć. Dlatego szykujcie się na emocjonalną przygodę, bo to wam Grace i Mason z pewnością zapewnią.

- Nie miałaś racji.
- W czym?
- Że będę tego żałował. Że to nie było warte podjęcia ryzyka - oparł czoło o moje i wziął głęboki wdech. - To jest warte ryzyka i nie będę tego żałował. Ani dzisiaj. Ani jutro. Ani nigdy.

W tej części autorka skupia się także na innej, dobrze już nam znanej parze, a mianowicie na Dylanie i Emery (z "First Last Look"). Nie będę ukrywać, ich historia jest moją ulubioną i za każdym razem, kiedy ktoś wspominał ich kryzys, nosiło mnie i przestawałam zwracać uwagę na wszystko inne. W pewnym momencie zwątpiłam w którą stronę autorka chce pójść z tą dwójką i uwierzcie mi, łamało mi się serce. Jednocześnie jestem wdzięczna, że Bianca zrobiła pełne koło i wrzuciła trochę informacji na temat pary, od której to wszystko się zaczęło. Zdecydowanie mniej było innych bohaterów, zabrakło Elle i Luke'a, czy Tate i Travisa, bo chociaż gdzieś się tam pojawiali, to jednak nie w takim stopniu, jak Emery i Dylan. Ale i tak doceniam to, że słuch o nich nie zaginął i ciągle są w jakimś stopniu obecni.

"First Last Song" utrzymuje wysoki poziom swoich poprzedniczek i wywołuje wiele emocji. Grace i Mason mnie w sobie rozkochali, kibicowałam im przez całą książkę. Dodatkowo cała część oparta jest na muzyce, bez której osobiście nie wyobrażam sobie życia, co było dodatkowym plusem. Ta historia to nie tylko powieść miłosna, ale też historia o akceptacji siebie i przyjaźni. Zakończenie tej części sprawiło, że łzy stanęły mi w oczach, bo uderzyło we mnie, że przecież raz na zawsze żegnam się już z tymi bohaterami, których tak bardzo zdołałam pokochać. Z reguły łatwo się przywiązuję do bohaterów, więc kiedy wszyscy się żegnali, ja sobie ocierałam oczy. Z bólem serca przekręciłam ostatnią stronę. Pożegnaliśmy Emery, Dylana, Elle, Luke'a, Tate, Trevora, Masona i Grace, ale przecież to nie musi być koniec. Wszystkie cztery książki były na swój sposób wyjątkowe i z pewnością do nich jeszcze nie raz wrócę. Jednocześnie polecam wam sięgnąć po ostatni tom, bo z pewnością go pokochacie! :)

(Aktualizacja) Uwaga! Teraz książkę dostaniecie już w wersji papierowej, więc zainteresowanych odsyłam do linków poniżej :)



BIANCA IOSIVONI to niemiecka autorka romansów i powieści fantasy. Zaczęła pisać już w wieku kilkunastu lat. Od zawsze miała głowę pełną pomysłów, a odkąd w pełni poświęciła się pisarstwu, przestała walczyć z ich zalewem. Studiowała nauki społeczne w Hanowerze. W 2017 roku ukazała się powieść jej autorstwa zatytułowana "First Last Look".


Tytuł: First Last Song
Autor: Bianca Iosivoni
Tytuł w oryginale: Der letzte erste Song
Seria: Firsts. Tom 4
Data premiery: 8 kwietnia 2020
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 392
Ocena: 9/10

Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar!


Czytaj dalej »

piątek, 13 listopada 2020

Penelope Bloom - Jej Ogródek



Harry Barnidge. Spotkałam go pierwszego dnia mojego nowego życia. Nie udało mi się spełnić największego marzenia – zostać artystką – żaden mój związek nie wypalił, ale tego jednego nie chciałam zepsuć.

Rzeźbienia z roślin.

Zdecydowałam, że będę zarabiać kasę, przycinając ogródki.

I pierwszy w moim ogródku wylądował ON.

No dobra, tak naprawdę nie tylko przycinam krzaki. Według wszystkich nauczycieli świata nie nadawałam się na rzeźbiarkę, więc postanowiłam oddać się szlachetnej sztuce upiększania ogrodów dla bajecznie bogatych właścicieli domów… nie, nie domów – REZYDENCJI.

W razie czego, jeśli się utnie nie to, co trzeba, to przecież i tak odrośnie!

A że nie jestem specjalnie cierpliwa, no to wyszło, jak wyszło. W moim pierwszym ogródku wyrzeźbiłam… no… nie wiem, czy chcielibyście mieć taką rzeźbę w ogrodzie… Ale o dziwo, jeden z najważniejszych krytyków sztuki ogrodniczej okrzyknął moją rzeźbę prawdziwym arcydziełem!

A gorący Harry stwierdził, że chętnie pomoże w mojej przypadkowej karierze artystycznej… I mam wielką nadzieję, że będzie bywał w moim ogródku o wiele częściej…


Seria "Obiekty Pożądania" to pierwsza seria, o której myślę, gdy mam ochotę na coś lekkiego, niewymagającego i prostego w odbiorze. Te książki są jak dobra komedia romantyczna: skutecznie umilają czas, nawet jeśli nie wnoszą nic do naszego życia. Być może dlatego cieszą się dość dobrą opinią wśród romansoholiczek i dlatego doczekaliśmy się właśnie aż szóstej części. "Jej Ogródek" to historia o Harrym - bracie Petera znanego z piątego tomu pt. "Jej Sekret" - oraz jego... ogrodniczce.

Nell właśnie po raz kolejny rozpoczyna nowy rozdział w swoim życiu. Po wielu nieudanych próbach znalezienia swojego powołania i szczęścia, postanawia, że tym razem koniecznie musi się jej udać. Dlatego zatrudnia się jako rzeźbiarka roślin. Jej marzenie o byciu artystką nie wypaliło, ale bycie ogrodniczką i rzeźbienie w krzewach jest przecież temu bliskie. W tym problem... że jest w tym beznadziejna. I przekonuje się o tym, kiedy na zlecenie atrakcyjnego milionera, Harry'ego, rzeźbi w jego krzaczku ogromne męskie przyrodzenie, chociaż teoretycznie miał być to pingwin. No cóż, wyszło, jak wyszło.

Niespodziewanie jej rzeźba zostaje doceniona przez jedną z najważniejszych krytyków sztuki, a przystojny Harry proponuje jej pomoc i zostanie jej osobistym agentem. Wyraźnie daje jej jednak do zrozumienia, że jej ogródek to nie jedyna rzecz, którą jest zainteresowany. Zresztą - z wzajemnością. Problem jest jednak taki, że Nell już się kiedyś sparzyła i to dość mocno. Nie jest pewna, czy zainteresowanie Harry'ego jest prawdziwe i czy może mu zaufać. Dlatego mężczyzna podejmuje się wyzwania, aby udowodnić jej, że jest gotów o nią zawalczyć. O nią i jej krzaczek...

Relacja Nell i Harry'ego rozwinęła się, mam wrażenie, o wiele szybciej niż pomiędzy bohaterami z poprzednich książek. W jednym momencie są dla siebie zupełnie nieznajomymi ludźmi, w drugiej nie mogą przestać o sobie myśleć i (oczywiście w myślach) pragną zedrzeć z siebie ubrania. Jako, że ja nie jestem fanką takiego natychmiastowego zakochania, to trochę za szybko wszystko się dla mnie rozwinęło. Przymknęłam na to jednak oko, bo książka ma niewiele ponad 250 stron, więc mogłam się tego spodziewać. Potem akcja jednak rusza, zwłaszcza po tym jak Nell niespodziewanie i niezamierzenie tworzy dzieło sztuki i dostaje propozycję wystawienia swojej rzeźby ogrodniczej u jednej z najbardziej renomowanych krytyczek sztuki. Kobieta czuje się tym wszystkim przytłoczona i lekko jakby oszukiwała, w końcu nie jest żadną artystką, a rzeźbę stworzyła przypadkiem. Podobało mi się to, że autorka przedstawiła jej realistyczne zmagania i wątpliwości, bo nawet pomimo tego, że sam ten wątek może wydawać się tak nierealistyczny jak chociażby wygranie na loterii, zmagania Nell były zrozumiałe.

Gdy Harry zaprasza ją na randkę, nie może uwierzyć w swoje szczęście. W końcu mężczyzna jest spełnieniem marzeń, jest atrakcyjny, zabawny i czarujący, a Nell wręcz na siłę doszukuje się w nim jakichś wad. Spoiler alert: ten facet jest idealny. Harry, uwielbiam cię. Nell ze swojego poprzedniego związku nie wyszła bez szwanku i nadal nie może się pogodzić z tym, że przez tak długi czas dała sobą pogrywać. Dlatego nieważne jak bardzo podoba jej się Harry, nie potrafi się przed nim szczerze otworzyć i zaufać. Podobało mi się to, bo pomimo, że natychmiastowo pojawiło się między nimi połączenie i napięcie, a ja obawiałam się takiego insta love, ich droga była wyboista i niełatwa, a autorka ukazała prawdziwe zmagania dwójki ludzi, którzy już kiedyś się sparzyli. I jasne, może momentami było to irytujące, doceniam jednak to, że dzięki temu ich uczucie nabrało głębi i nie wydawało się być tylko przyciąganiem seksualnym.

Oczywiście nie byłaby to książka Penelope Bloom, gdyby nie było w niej pełno przezabawnej i wręcz absurdalnej akcji, w której co chwilę znajdowali się bohaterowie. Nie mogłam przestać się śmiać, a już zwłaszcza, kiedy pojawiał się William (tak, nadal jest moim ulubieńcem!) razem z babunią Hailey i razem odwalali jakieś rzeczy. Nieważne jak absurdalne są sytuacje, ciągle łapiesz się na tym, że nie możesz się przestać uśmiechać. To ten typ książek, które idealnie nadawałby się na ekran, bo z tego dałoby się stworzyć genialną komedię romantyczną.

"Jej Ogródek" to kolejna, unikalna historia z tej rewelacyjnej serii i co prawda nie jest ona moją ulubioną częścią, ale bawiłam się na niej przednio. Przeczytałam ją w ciągu kilku godzin i skutecznie się przy niej rozluźniłam, a wielokrotnie nawet popłakałam ze śmiechu. Penelope Bloom jest w tym niezawodna. Potrzebujesz książki po stresującym dniu? Ta seria będzie do tego idealna. Harry i Nell są świetnym duetem, doceniam też to, że autorka nie zapomina o ulubionych bohaterach z poprzednich tomów i zawsze jakimś cudem zamieszani są w najzabawniejsze akcje. Nie poleciłabym jej wymagającym czytelnikom, którzy potrzebują jakiejś głębszej historii, ale jeśli potrzebujecie chwili rozluźnienia, to koniecznie po te książki sięgnijcie. Mam nadzieję, że autorka na tym serii nie zakończy i pojawi się jeszcze kiedyś kolejna część :)

PENELOPE BLOOM - Bestsellerowa autorka według "USA Today", jedna z 5 najpopularniejszych autorek na Amazonie! Kocha pisać o takich romansach, jakie sama chciałaby przeżyć. Podobają jej się mężczyźni o grzesznych myślach i złotym sercu skrzętnie za nimi ukrytym. Żeby na poważnie zająć się pisaniem, porzuciłam pewny etat nauczycielki. Zawsze marzyła o tym, by zostać pisarką, i w końcu postawiła wszystko na jedną kartę, by udowodnić swoim córko, że nie ma rzeczy niemożliwych ani marzeń zbyt wielkich i śmiałych - niezależnie od tego, co mówią nam inni. Wszystkie bezsenne noce, fale zwątpienia i ataki lęku warte były tego, by stać się żywym dowodem na to, że chcieć znaczy móc. Pisanie okazało się dla Penelope niezwykłą podróżą, w trakcie której odkrywała siebie i swój niepowtarzalny styl.


Tytuł: Jej Ogródek
Autor: Penelope Bloom
Seria: Obiekty Pożądania. Tom 6
Tytuł w oryginale: Her Bush
Wydawnictwo: Albatros
Data premiery: 30 września 2020
Liczba stron: 256
Ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Albatros!



Czytaj dalej »

poniedziałek, 9 listopada 2020

Kirsty Moseley - Chłopak, dla którego kompletnie straciłam głowę



Zagorzała singielka Amy Clarke jest dumna z trzech rzeczy w swoim życiu: różowych włosów, kolekcji conversów oraz zdolności do wypicia dużej ilości margarity bez wymiotowania. Nie szuka miłości. Jest całkowicie szczęśliwa, romansując jednocześnie z Netflixem oraz Benem i Jerrym. Problem w tym, że czasami miłość sama cię odnajduje, nawet gdy tego nie chcesz.

Pięć miesięcy temu on wsiadł do jej pociągu i od tej pory nic nie jest już takie samo. Amy jeszcze nie zna jego imienia, ale wie, że ten facet ją kręci. Wysoki, przystojny geek, który jeździ jej pociągiem co drugi poniedziałek, nie ma pojęcia, że na widok jego uśmiechu Amy traci głowę, a jej serce bije jak oszalałe.

Kiedy przypadkowe spotkanie poza pracą pozwala im na pierwszą normalną rozmowę, sprawy szybko przechodzą od platonicznego uczucia do bliskich – i bardzo bliskich – relacji. Czy mimo ciągu miłosnych katastrof w przeszłości, Amy znalazła w końcu swojego Pana Idealnego? A może los ma dla niej inne plany?


Twórczość Kirsty Moseley poznałam za sprawą "Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno", którą przeczytałam kilka lat temu. Nie pamiętam już jednak z tej książki za wiele, poza tym, że była to dość przyjemna młodzieżówka, która koniec końców przekonała mnie do tego, aby trochę bardziej zagłębić się w twórczość tej autorki. Od tamtej pory miałam okazję przeczytać już kilka innych historii stworzonych przez Moseley, żadna jednak nie zrobiła na mnie ogromnego wrażenia. Jej książki są po prostu urocze, lekkie i proste, nie jest to jednak żadna literatura z wyższej półki. Z ciekawości postanowiłam przeczytać również "Chłopak, dla którego kompletnie straciłam głowę", zaciekawił mnie opis, miałam akurat ochotę na coś takiego niewymagającego, więc ta pozycja wydawała się być idealna. I rzeczywiście, taka była, nie do końca jednak wiem jak czuję się z pewnymi wyborami, jakie autorka podjęła.

Amy to młoda, lekko szalona kobieta, lubiąca swoje proste życie i nie szukająca wrażeń. Pracuje jako konduktorka na popularnej trasie kolejowej. Gdyby ktoś ją zapytał jaki jest jej ulubiony dzień tygodnia, bez chwili zawahania odparłaby, że jest to poniedziałek. Poniedziałek - dzień przeznaczony dla jej obiektu westchnień, przystojnego, zapierającego dech w piersi mężczyzny, który co dwa tygodnie jeździ jej pociągiem i nie daje jej o sobie zapomnieć. Wystarczy pięć miesięcy, aby Amy zakochała się w nim na zabój. Co prawda nie zna jego imienia, ale to nie szkodzi - wie, czym się interesuje, widzi jego stosunek do innych, od miesięcy obserwuje jego życzliwe i nerdowskie serce. Problem polega na tym, że kompletnie nie potrafi się zmusić, aby do niego zagadać. Dlatego kiedy los ich popycha w swoje ramiona, gdy zupełnie przypadkowo wpadają na siebie w kawiarni i mężczyzna zaprasza ją na kawę, Amy nie waha się nawet przez chwilę. W końcu to mężczyzna jej marzeń! Życie jednak potrafi rozdawać pokrętne karty i wkrótce Amy przyjdzie się o tym przekonać.

Amy to przesympatyczna bohaterka. Czytanie tej książki jej oczami było jak oglądanie ciepłej, przezabawnej komedii romantycznej (a kto takiej nie lubi obejrzeć od czasu do czasu?), bo dziewczyna jest dziwaczna, niezdarna i przeurocza. Na pierwszy rzut oka trochę nieśmiała, ale jak tylko czuje się w czyimś towarzystwie komfortowo, ukazuje swoje prawdziwe oblicze. Niesamowicie ją polubiłam i nawet pomimo tego, że w pewnym momencie zaczęła mnie frustrować swoim zachowaniem, potrafiłam postawić się w jej sytuacji i zrozumieć jej zachowanie.

Akcja nabiera tempa kiedy dochodzi do spotkania między nią, a jej tajemniczym zauroczeniem z pociągu, Jaredem. Mężczyzna jest jak marzenie, z tym pięknym ciałem i uśmiechem, który wywołuje motylki w jej brzuchu, ale to jego charyzma i cechy charakteru są dla niej najbardziej atrakcyjne. Im bliżej go poznaje, tym bardziej się w nim zakochuje. I kompletnie się jej nie dziwę, bo ja też się w nim zakochałam. Jared to nie tylko przystojniak, ale też przesłodki i kochany facet, który nosi serce na dłoni. Mężczyzna, który jest trochę skryty i od lat ciężko pracował na swój sukces. Może się zdawać, że jest kompletnym przeciwieństwem Amy i nie łączy ich wiele wspólnego, ale w rzeczywistości ta dwójka dopełniała się idealnie.

Nie ma co ukrywać, że mamy tu do czynienia z przypadkiem insta love, bo tak właśnie jest. Związek między Amy, a Jaredem rozwija się bardzo szybko (oczywiście pomijając ten okres wzdychania do siebie w pociągu) i bardzo łatwo, przez połowę książki nie ma żadnych komplikacji, jest tylko wzajemne odkrywanie siebie, jak to bywa w początkowym etapie związku. Chemia między tą dwójką jest jednak tak silna, że nie miałam autorce za złe tego, że wszystko potoczyło się tak szybko i łatwo. Czekałam jednak na jakąś akcję... nie spodziewałam się jednak, że ta historia zmierzała akurat w takim kierunku.

W pewnym momencie na jaw wychodzi całe sedno tej historii i trzeba przyznać, takiego zwrotu akcji raczej nikt się nie spodziewał - ja chyba po raz pierwszy z czymś takim się spotkałam. Do tej pory nie jestem jednak w stanie stwierdzić, czy mi się to podobało, czy jednak nie. Mam bardzo mieszane uczucia, bo sytuacja jest bardzo skomplikowana, o czym przekonują się nie tylko bohaterowie, ale też my, jako czytelnicy. Nic dziwnego więc, że Amy się w pewnym momencie trochę pogubiła, ja sama poczułam się zagubiona i nie wiedziałam co myśleć. Najważniejsze jest jednak to, że cała ta sytuacja ukazała, w jak pokrętny sposób potrafi działać przeznaczenie. Amy i Jared może i muszą zmierzyć się z trudną sytuacją, ale ich miłość wychodzi z tego jeszcze silniejsza, a dla mnie to właśnie było najważniejsze. Więc owszem, nie jestem fanką tego plot twistu, ale to tylko moja osobista awersja do tego typu motywów w książkach. Cieszę się jednak, że patrząc na to z szerszej perspektywy, autorka potrafiła nadać tym wydarzeniom większego znaczenia i w rezultacie wzmocnić uczucie między naszymi głównymi bohaterami. Bo byłabym bardzo rozczarowana, gdyby w jakiś sposób przekroczyła granice i tym samym zepsuła mi wszystko, co do tego momentu zostało przedstawione.

Pomimo moich lekkich narzekań, to nie sposób nie przyznać, że dobrze się bawiłam czytając "Chłopaka, dla którego kompletnie straciłam głowę" i nie żałuję, że zdecydowałam się po tę książkę sięgnąć. Czy będzie to mój nowy ulubiony romans? Absolutnie nie. Czy miło spędziłam przy tej książce kilka godzin? Jasne, zdecydowanie. Raczej nie zapadnie ona w mojej pamięci na dłużej, miło było przeczytać jednak historię o dziewczynie, która zdobyła swojego chłopaka z pociągu, bo kto z nas nie znalazł się kiedyś w takiej sytuacji, w której ktoś wpadł nam w oko i chociaż nie znaliśmy nawet jego imienia, nie mogliśmy go sobie wybić z głowy? Miło było przez chwilę żyć tym marzeniem i się uśmiechnąć. Odrobina słodyczy nikomu nie zaszkodzi ;) Jeśli macie ochotę na coś niezobowiązującego i bardzo słodkiego, to ta książka nada się do tego idealnie.


KIRSTY MOSELEY jest brytyjską pisarką urodzoną w Hertfordshire w Anglii. Jest autorką kilku cieszących się sporym zainteresowaniem czytelników powieści z gatunku romansu obyczajowego, z których największą popularność przyniosła jej ta pod tytułem „Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno”.

Od wczesnego dzieciństwa Kirsty Moseley miała marzenie, by zostać profesjonalną pisarką, jednak przez długi czas wszystko, co napisała, chowała głęboko na dno szuflady. Nie miała śmiałości opublikować czegokolwiek, obawiając się krytycznych opinii. W 2000 roku przeprowadziła się do Norfolk, gdzie poznała swojego przyszłego męża, Lee. Pięć lat później urodził im się syn.

Kiedy Kirsty siedziała w domu z małym dzieckiem, przypadkiem trafiła na stronę internetową, na której pisarze-amatorzy zamieszczali swoją twórczość. Przez pewien czas po prostu śledziła portal, czytając opowiadania stworzone przez innych – aż w końcu postanowiła sama zamieścić tam jedną ze swoich historii. Pozytywny odzew czytelników przerósł jej najśmielsze oczekiwania. Pokrzepiona pochlebnymi opiniami i wzrastającym w niesamowitym tempie wskaźniku odsłon jej opowieści, postanowiła własnym nakładem opublikować swój debiut literacki w tradycyjnej formie. Książka „Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno” ukazała się w druku w 2012 roku.

Aktualnie Kirsty Moseley ma na koncie jeszcze kilka powieści i krótszych opowiadań, z których każde przez publikacją w wersji drukowanej zostało przeczytane przez miliony internautów.


Tytuł: Chłopak, dla którego kompletnie straciłam głowę
Autor: Kirsty Moseley
Tytuł w oryginale: Man Crush Monday
Data premiery: 23 września 2020
Wydawnictwo: Harper Collins
Liczba stron: 368
Ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Harper Collins.


Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia