sobota, 4 lutego 2023

Jennifer L. Armentrout - Siła Protektora



Kiedy świat śmiertelników powoli pogrąża się w boskim chaosie, Alexandria Andros musi poradzić sobie z doznaną porażką, przez którą wątpi, by ta wojna kiedykolwiek dobiegła końca.

Wspaniały Aiden St. Delphi towarzyszy jej w podróży w głąb Zaświatów. Para, na drodze której co rusz pojawiają się nowe przeszkody, musi zaufać śmiertelnemu wrogowi i uwolnić najniebezpieczniejszego boga wszech czasów.

W oszałamiającej, pełnej akcji książce, stanowiącej kulminację serii Covenant, Alex przyjdzie zmierzyć się ze straszliwą decyzją: pozwolić na zniszczenie wszystkich i wszystkiego, co kocha... lub zgładzić samą siebie.


Zanim przeczytacie recenzję tego tomu, małe ostrzeżenie: mogą pojawić się tu spoilery z poprzednich czterech tomów!

Prawie trzy lata czekałam na moment, aż do mojej kolekcji wreszcie będę mogła dołączyć finalny tom serii "Covenant". Przyznaję, mogę mieć małą obsesję na punkcie tej historii. Co zabawne, nie zawsze tak było - podczas mojego pierwszego podejścia do pierwszego tomu nie byłam nawet pewna, czy powinnam serię kontynuować. Teraz znajduje się ona wśród trzech ulubionych serii fantasy, jakie kiedykolwiek przeczytałam i nie wyobrażam sobie, jak to jest nie pokochać tego świata, tego klimatu, bohaterów, a już szczególnie Aidena i Alex. Chociaż dwa lata temu miałam okazję czytać finał po angielsku, do dzisiaj nie do końca się po nim pozbierałam i już na zawsze będzie to jedno z najbardziej słodko-gorzkich zakończeń, jakie przeczytałam. Armentrout bawiła się emocjami czytelnika od samego początku, a już szczególnie w końcówce "Mocy Apoliona", ale to tutaj polało się najwięcej łez, a moje serce zostało złamane. Tyle zwrotów akcji, tyle trzymających w napięciu wydarzeń i ciągłe pytanie z tyłu głowy: czy jest tu w ogóle szansa na szczęśliwe zakończenie?

Kiedy ostatnio widzieliśmy się z bohaterami, Alex poległa tragicznie w walce z Aresem, bogiem wojny i zniszczenia. Nigdy nie zapomnę mojego szoku, gdy czytałam te ostatnie strony książki. Chociaż bogowie interweniują i jej życie zostaje przywrócone, nic już nie jest takie samo. Alex nie radzi sobie ze swoimi uczuciami po tak traumatycznym przeżyciu i chociaż wie, że to nie czas ani miejsce, aby się nad sobą użalać, nie potrafi walczyć tak zawzięcie, jak kiedyś i czuje się tak, jakby utraciła ważną część siebie. A czas mija i bohaterowie muszą się zmierzyć z nieuchronną prawdą - Ares musi być powstrzymany za wszelką cenę, inaczej ucierpią niewinni i wybuchnie wojna. Z pomocą ukochanego Aidena i przyjaciół opracowują plan, który raz na zawsze ma zakończyć wojnę. Wszystko wskazuje jednak na to, że jedynym wyjściem z sytuacji jest narażenie na niebezpieczeństwo tych, których kocha... albo jej własna śmierć.

Nie mam pojęcia co za zaklęcie Armentrout rzuciła na tę książkę, ale jej lektura po raz drugi była nawet lepsza, niż za pierwszym razem. Nawet pomimo tego, że wiedziałam, co mnie czeka. Chłonęłam te wydarzenia z niespokojnym oczekiwaniem na to, co miało się wydarzyć. Z innej perspektywy spojrzałam na pewne wątki, co sprawiło, że lektura była jeszcze bardziej emocjonalna i uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą. A przede wszystkim po prostu szalałam ze szczęścia, że po tylu latach oczekiwania wreszcie miałam okazję do tej historii powrócić i jeszcze raz spotkać się z ulubionymi bohaterami.

Alex i Aiden niejednokrotnie przeszli już razem przez piekło, ale ich miłość jedynie przybiera na sile. Może to nieuleczalna romantyczka brzmiąca we mnie, ale zawsze będę pamiętać ich historię jako jedną z najbardziej epickich wątków miłosnych. Od początku do końca musieli zmierzyć się z tak wieloma rzeczami - z bólem, śmiercią, rozstaniami, wojną. Tyle rzeczy musieli poświęcić, a w tym tomie jeszcze więcej i jednocześnie łamało mi to serce oraz napawało pewnym spokojem, bo wiem, że mimo wszystko, ta dwójka zawsze sobie razem poradzi. I jestem z nich taka dumna, bo śledząc ich rozwój i przemianę na przestrzeni kolejnych tomów, obydwoje stali się tak cudownymi osobami i prawdziwymi wojownikami. Alex, która niegdyś była naiwną i trochę nierozważną nastolatką, wyrosła na młodą kobietę, gotową poświęcić nawet własne życie i szczęście, aby uratować niewinnych i słabszych. I Aiden, który zawsze wykazuje się zrozumieniem i wspiera ją nawet wtedy, kiedy najchętniej sam naraziłby życie, aby ją ochronić. Nadal jest tym samym, cudownym facetem (będę go bronić rękami i nogami, mówcie co chcecie), którego poznaliśmy w "Dwóch światach".

Czytając tę serię, czułam się jak taki nerd z obsesją na punkcie mitologii, którym zresztą jestem. Przeczytałam tę książkę niemalże na jednym tchu, jeszcze bardziej zakochując się w świecie, który autorka tutaj stworzyła. Połączenie świata śmiertelników i bogów olimpijskich (a nawet tytanów!) nie tylko ciągle trzymało w napięciu, ale wielokrotnie skutkowało przezabawnymi sytuacjami. Niebezpieczeństwo, śmierć i zniszczenie przeplatały się z humorem, miłością i rodzinnymi więzami. Każda postać została świetnie rozwinięta, dostajemy nawet szansę jeszcze raz spotkać się z tymi, których musieliśmy pożegnać w poprzednich tomach. A zamieszanie, jakie sprowadzają bogowie olimpijscy na świat śmiertelników to moja ulubiona część tej historii, bo każdy z nich - Apollo, Ares, Hades i wielu innych - był intrygującą postacią samą w sobie, nawet jeśli ich tajemnice i intrygi były głównym powodem mojej frustracji.

Nie wyobrażam sobie lepszego zakończenia tej historii, nawet jeśli jest ono słodko-gorzkie i bolało. Bolało za pierwszym razem, bolało i za drugim. Przeżyłam taki huragan przeróżnych emocji i uczuć, jakiego dawno już nie przeżyłam, od strachu, bólu, przerażenia, żałoby, frustracji, po akceptację, nadzieję i miłość. Kiedy myślisz, że Armentrout już niczym się nie zaskoczy, ona właśnie to robi. Nie przesadzam pisząc, że pod koniec tej części wylałam całe morze łez. Jest to zaskakujące zakończenie, ale też na swój sposób właściwe. I pozostawia szansę na kontynuację tej historii, co zresztą ma miejsce w spin-offie Titan, którego bardzo wyczekuję i mam nadzieję, że doczekamy się go po polsku.

"Siła Protektora" miała w sobie wszystko to, czego oczekiwałam po zakończeniu tak rewelacyjnej historii i mam ogromną nadzieję, że jeśli jeszcze nie przeczytaliście tej serii, to teraz to zrobicie. To piękna i emocjonalna historia, z ciekawą fabułą, wielowarstwowymi postaciami, licznymi zwrotami akcji i niezastąpionym wątkiem miłosnym, który nadal jest jednym z moich ulubionych. Darzę "Covenant" ogromnym sentymentem i z wielką przyjemnością jeszcze raz do tego świata powróciłam. A wam ogromnie tę serię polecam!



JENNIFER L. ARMENTROUT - Bestsellerowa autorka New York Timesa i USA Today.  Jennifer pochodzi z Zachodniej Virginii i tam też mieszka do tej pory z mężem i psami. Urodziła się 11 czerwca 1980 roku. Autorka twierdzi, iż pisze przez 8 godzin niemal każdego dnia. Jeśli tego nie robi, swój czas spędza czytając, ćwicząc, oglądając filmy zombie i udając, że pisze.
W 2011 roku w Stanach Zjednoczonych jej książki sprzedały się w nakładzie ponad miliona egzemplarzy, dostały się do finałów Goodreads Choice Awards, w 2017 roku wygrały w plebiscycie romansów RITA, a także były nominowane do wielu innych nagród. 


Tytuł: Siła Protektora
Autor: Jennifer L. Armentrout
Tytuł w oryginale: Sentinel
Seria: Covenant. Tom 5
Data premiery: 25 stycznia 2023
Liczba stron: 408
Wydawnictwo: Filia (Hype)
Ocena: 10/10


Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Filia (Hype):



2 komentarze:

  1. A jakie inne serie fantasy Pani poleca i o których Pani wspomniała w tym wpisie, jako ulubionych?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam Pani autorkę Sarah J. Maas i całą serię "Dwór cierni i róż" (6 książek). Niesamowita pisarka. Romantyczne fantasy. Inne serie tej pisarki również są przepiękne. Seria "Szklany tron", seria "Księżycowe miasto". Pozdrawiam

      Usuń

Dzięki za przeczytanie mojego wpisu! Byłoby mi bardzo miło gdybyś zostawił/a komentarz ze swoją własną opinią :)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia