środa, 31 maja 2023

Chloe Gong - Foul Lady Fortune. Nikczemna fortuna



Cztery lata temu Rosalind Lang otarła się o śmierć, ale poddana dziwnemu eksperymentowi nie dość, że uratowała życie, to jeszcze zyskała pewne nietypowe właściwości. Teraz, aby zadośćuczynić za dawno popełnioną zdradę, wykorzystuje swoje umiejętności jako zabójczyni pracująca dla swojego kraju.

Kiedy jednak Cesarska Armia Japońska rozpoczyna inwazję na Chiny, Rosalind otrzymuje nową misję. Seria morderstw, których sprawcami mogą być Japończycy, budzi zaniepokojenie w Szanghaju. Zgodnie z nowymi rozkazami Rosalind ma przeniknąć do powiązanej z Cesarstwem Japonii agencji prasowej i znaleźć osoby odpowiedzialne za działania terrorystyczne.

Aby odsunąć od siebie podejrzenia, musi udawać żonę innego szpiega nacjonalistów, Oriona Honga, a chociaż jego nonszalancja i maniery playboya doprowadzają ją do furii, zgadza się z nim współpracować w imię wyższego dobra. Jednakże Orion ma własne plany, zaś Rosalind skrywa tajemnice, których nie zamierza ujawniać. Dwójka szpiegów stara się dotrzeć do sedna spisku, ale z czasem zaczyna się przekonywać, że cała ta intryga ma znacznie większy zasięg i jest bardziej przerażająca niż przypuszczali.


Dajcie mi cokolwiek napisanego przez Chloe Gong, a ja przeczytam to w ciemno. Po tym, jak w zeszłym roku zakochałam się w jej dylogii These Violent Delights, a już szczególnie po jej zakończeniu (przez które nadal mam serce złamane, dziękuję bardzo), przybierałam rączkami, żeby na nowo zanurzyć się w tym świecie, który tak mnie zauroczył. Obiecałam sobie jednak, że przeczytam ją bez jakiejkolwiek znajomości fabuły, aby mieć całkowitą niespodziankę i to była najlepsza decyzja, jaką mogłam podjąć, bo autorka zaserwowała tutaj tyle zaskakujących zwrotów akcji, że pod koniec zbierałam szczękę z podłogi. I na już potrzebuję kontynuacji.

Kto czytał poprzednie dwie części (a jeśli nie, to nie martwcie się - ich znajomość nie jest wymagana), z pewnością pamiętacie wydarzenia, które wstrząsnęły światem bohaterów i Szanghajem. W Foul Lady Fortune przeskakujemy jednak kilka lat do przodu, a do głosu tym razem dochodzi Rosalind, a także parę innych znanych nam już bohaterek, takich jak Celia i Alisa. Szanghajem nie rządzą już wrogie gangi, ale miastu daleko do pokojowego życia. Dwie partie polityczne rozwalają je od środka, a na dodatek Chinom grozi inwazja od strony Cesarskiej Armii Japońskiej. Rosalind znajduje się w samym środku konfliktu, działając jako tajna agentka i płatna zabójczyni o pseudonimie Fortuna. Kiedy jednak w mieście pojawia się nowy chemiczny morderca, którego zabójstwa budzą niepokój, Rosalind zostaje wybrana do nowej misji, która ma na celu zdemaskowanie udziału Japonii w działaniach terrorystycznych. Jej partnerem zostaje tajny szpieg nacjonalistów, Orion Hong, jest jednak pewien haczyk - dla odsunięcia od siebie podejrzeń muszą razem udawać małżeństwo, nawet jeśli od samego początku nie potrafią się dogadać.

Dajcie mi dobre fantasy z wątkiem udawanego małżeństwa, a ja je połknę bez mrugnięcia okiem. Chłodna zabójczyni i trochę nierozważny playboy, którzy mają razem pracować jako szpiedzy pod przykrywką zakochanych, świeżo poślubionych małżonków? Tak, poproszę! Nie będę ukrywać, początkowo podeszłam do tej książki z pewną dozą sceptycyzmu, szczególnie mając cały czas w głowie wydarzenia z poprzedniego tomu, przez które postać Rosalind budziła we mnie bardzo mieszane uczucia. Dodatkowo powieści Chloe Gong mają to do siebie, że potrzeba czasu, aby fabuła się rozkręciła i na dobre rozwinęła, więc początkowo nie za bardzo mogłam się wciągnąć. Tym bardziej, że brakowało mi wielu znajomych postaci, do których zdążyłam się już mocno przywiązać.

Ale o rany, jak to się genialnie rozwinęło! Za każdym razem gdy czytam coś nowego spod pióra tej autorki, nie mogę wyjść z podziwu, jak świetnie przeplata prawdziwą historię z fikcją, nawiązuje do ważnych wydarzeń z przeszłości, ale dodaje też parę smaczków od siebie tak, aby zaintrygować czytelnika. Może i na początku nie byłam do końca przekonana tym, w którą stronę idzie książka, bo nie mogłam się w pełni przekonać do dość nowej odsłony tej historii z wieloma dotychczas nieznanymi bohaterami, ale dalej, a już szczególnie pod koniec, zbierałam się z szoku, gdy autorka zrzucała bombę za bombą. Po raz kolejny udało jej się mnie zaskoczyć tak bardzo, że aż poczułam się głupio, że nawet nie podejrzewałam takiego obrotu wydarzeń. Ostatnie strony to był taki rollercoaster różnych emocji, że łapałam się za głowę z szoku.

Bardzo podoba mi się też to, jak kompleksowi i interesujący są bohaterowie, których poznajemy w tym tomie. Nawet Rosalind bardzo mnie zaskoczyła, bo jak już zdążyłam wspomnieć, budziła we mnie mieszane emocje po tym, do czego się przyczyniła w Our Violent Ends. Ta Rosalind, którą poznajemy w tej książce, jest dojrzalsza, zmieniona i robi wszystko, aby odpokutować za swoje błędy i naprawić podzielone i zniszczone miasto. A dzięki temu, że mamy szansę w końcu śledzić wydarzenia jej oczami, dostrzegamy jej cierpienie i poczucie winy, które od lat nosi w swoim sercu, a także dostrzec zupełnie inną jej stronę, niż tą, którą widzieliśmy ostatnim razem.

Autorka ma to do siebie, że nie skupia się jedynie na jednym bohaterze, więc i tym razem rozwija w tle całą masę różnych wątków i pozwala nam poznać przeróżnych bohaterów. Wątki miłosne schodzą na dalszy plan w całym tym politycznym i wojennym zawirowaniu, ale są - i to nie jeden, a nawet kilka. Osobiście chciałabym poczytać o nich trochę więcej, bo nawet Rosalind i Orion nie zrobili na mnie aż takiego wrażenia, jak swego czasu Roma i Juliette (których historia, nie oszukujmy się, to klasyk), ale wierzę, że to może się zmienić w kolejnej części. Szczególnie, że Orion odkrywa bardzo ważną rolę w życiu naszej głównej bohaterki i bardzo jestem ciekawa, jak to wszystko się rozkręci. Nawet Celia dostaje swoje pięć minut, pracując po przeciwnej stronie polityki razem z bratem Oriona, Oliverem, a ich romans także ma szansę ciekawie się rozwinąć.

Foul Lady Fortune to dopiero początek nowej dylogii ze świata Szanghaju lat 20. i 30., a ja już nie mogę się doczekać kolejnego tomu, a także nowelki o pewnych bohaterach, za którymi niesamowicie tęsknię. Może i nie wstrząsnęła moim światem tak, jak These Violent Delights, ale to nadal była równie wciągająca, szokująca i emocjonująca historia. A po takim zakończeniu pozostaje tylko niecierpliwie czekać, aby poznać kontynuację. Nie czytałam jeszcze w swoim życiu nic tak klimatycznego, tak świetnie opierającego się na historii (a także na niektórych dziełach Szekspira) i z ręką na sercu mogę polecić wszystkie te książki. To gwarancja wciągającej przygody, od której nie sposób się oderwać.



Chloe Gong znalazła się na liście bestsellerów „The New York Times” dzięki powieści These Violent Delights oraz jej kontynuacji, Our Violent Ends. Niedawno ukończyła dwa kierunki na Uniwersytecie Pensylwanii: anglistykę oraz stosunki międzynarodowe. Urodziła się w Szanghaju, wychowała w Auckland w Nowej Zelandii, a obecnie mieszka w Nowym Jorku i udaje, że jest całkiem dorosła.

Po pochłonięciu wszystkich książek z działu Young Adult w lokalnej bibliotece w wieku trzynastu lat zaczęła pisać własne powieści dla zabicia czasu i od tamtej pory robi to nieustannie. Plotki głoszą, że Chloe pojawia się tajemniczo, jeśli ktoś spojrzy w lustro i trzy razy powtórzy „Romeo i Julia to arcydzieło Szekspira, które nie zasługuje na pomiatanie nim w popkulturze”.

Można ją znaleźć na Twitterze, Instagramie i TikToku pod nickiem @thechloegong.


Tytuł: Foul Lady Fortune. Nikczemna fortuna
Autor: Chloe Gong
Seria: Foul Lady Fortune. Tom 1
Data premiery: 08.03.2023r.
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 562
Ocena: 8/10

Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Jaguar:
Czytaj dalej »

sobota, 27 maja 2023

Talia Hibbert - Zacznij żyć, Chloe Brown



Chloe Brown, cierpiąca na przewlekłą chorobę maniaczka komputerowa, ma jasno określony cel, plan działania i listę zadań. Po tym, jak prawie (choć nie do końca) otarła się o śmierć, opracowała siedem punktów, dzięki którym ma zacząć żyć pełnią życia. Pierwszy z nich został już odhaczony – wreszcie wyprowadziła się z luksusowej rodzinnej rezydencji. Co jest następne?

Wyjść na miasto i nie żałować sobie alkoholu.
Przejechać się motocyklem.
Wybrać się na biwak.
Uprawiać niezobowiązujący, ale przyjemny seks.
Zwiedzić świat, zabierając ze sobą tylko bagaż podręczny.
I… zrobić coś niedobrego.

Okazuje się jednak, że nie tak łatwo być niegrzecznym, nawet jeśli dysponuje się instrukcją wyjaśniającą krok po kroku, jak to zrobić. Chloe potrzebuje przewodnika, i tak się składa, że zna kogoś odpowiedniego do tej roli…


Czy jest na świecie książkoholiczka, która w ciągu ostatnich kilku miesięcy nie widziała chociaż raz książek z serii o siostrach Brown Talii Hibbert? Ja mam wrażenie, że w pewnym momencie atakowały mnie na każdym portalu społecznościowym, na TikToku szczególnie, aż naturalnie wzbudziły moją ciekawość i sama zapragnęłam sprawdzić o co takie zamieszanie. Niestety, jak to z popularnymi książkami bywa, czasami jest ryzyko, że stają się popularne z pewnego powodu i nie przemówią do każdego odbiorcy, co stało się właśnie w moim przypadku. Chociaż nie uważam, żeby to była zła historia, to nieważne jak bardzo starałam się w książkę zaangażować i się z nią polubić, po drodze coś po prostu poszło nie tak.

Naprawdę, naprawdę chciałam pokochać tę książkę. Mam wrażenie, że naczytałam się i nasłuchałam tylu pozytywnych opinii na jej temat, szczególnie od zagranicznych recenzentek, że stworzyłam sobie w głowie oczekiwania i taką wizję historii, która wstrząśnie moimi posadami, a rzeczywistość okazała się być zupełnie inna. Myślę jednak, że to jedna z tych bardzo subiektywnych książek, którą każdy odbierze inaczej wedle własnego gustu i preferencji czytelniczych, bo nie bez powodu znalazłam się w tej mniejszości, do której książka po prostu nie przemówiła. Nie oznacza to jednak, że była zła - miała swoje świetne momenty i gdyby nie reszta, może mogłabym ją bardziej polubić.

Zacznijmy od tego, że ja mam osobiście duży problem z romansami, które napisane są z perspektywy trzeciej osoby. Czasami zdarza się, że do narracji się przyzwyczajam, ale w większości przypadków niestety właśnie taka narracja jest powodem dlaczego nie mogę się w historię zaangażować, bo brakuje mi tego wewnętrznego monologu, zajrzenia do odczuć bohatera. Tak też niestety zdarzyło się teraz. Chociaż chciałam polubić spokojną, poukładaną Chloe, jej poruszającą historię o czerpaniu radości z życia pomimo swojej choroby, a także Reda, jej zupełne przeciwieństwo, taki mały promyczek szczęścia tej historii, to nie udało mi się przywiązać do nich emocjonalnie.

To, że nie mogłam się w książkę wkręcić, bardzo zaważyło na tym, jak odebrałam historię bohaterów, a już szczególnie wątek miłosny, bo kompletnie tego nie poczułam. Były między Chloe i Redem takie rzeczy, które mi się bardzo podobały - ich wzajemne docinki i żarty, szczególnie te wymieniane w mailach, to powoli rozwijające się zainteresowanie i zauroczenie, którego się nie spodziewali, ale które wypadło bardzo naturalnie. Zaskoczyło mnie natomiast to, że ta historia była tak mocno erotyczna, a sceny seksu zostały opisane bardzo odważnie i szczegółowo, co w połączeniu z tą trzecioosobową narracją sprawiło, że czułam się niezręcznie, jakbym czytała coś nie na miejscu. Tak dosadna pikanteria i tak nie jest w moim guście, ale tutaj tym bardziej do mnie nie przemówiła.

Żeby nie było, że jedynie narzekam, to muszę tutaj przyznać, że pomysł na fabułę bardzo mi się podobał. Może nie było to nic wyszukanego, ale podoba mi się to, że dzięki układowi, który zawierają Chloe i Red - on ma pomóc jej w wykonaniu rzeczy z jej listy, która ma pozwolić jej znowu korzystać z życia, a ona w zamian ma przygotować dla niego stronę internetową - mamy szansę zaobserwować jak bardzo rozwijają się ci bohaterowie. Na początku jest między nimi wiele nieporozumień, co tylko udowadnia jak mylące potrafi być pierwsze wrażenie. Nie przepadają za sobą, ich różne osobowości ze sobą kolidują i no cóż... zdecydowanie nie ma tutaj miejsca na miłość od pierwszego wejrzenia. A jednak im więcej czasu ze sobą spędzają, tym większe rozwija się między nimi zrozumienie i pewna czułość.

Chociaż mi nie udało się do bohaterów przywiązać, to trzeba przyznać, że autorka świetnie poradziła sobie z ich kreacją. Nie są to jednowymiarowe postaci, których łatwo zakwalifikować do jednej szufladki - czasami są frustrujący, czasami ciężko ich zrozumieć, ale za ich zachowaniem skrywają się różne doświadczenia, które ich na zawsze naznaczyły. Chloe zmaga się z chorobą, która odebrała jej wszystko, co kiedyś kochała - przyjaciół, narzeczonego, swobodę do korzystania z życia jak potrafiła kiedyś. Może się wydawać chłodna, pretensjonalna, nawet nieprzystępna, ale nie bez powodu od lat ukrywa się w bezpieczeństwie swojego mieszkania, do którego wstęp ma tylko jej rodzina. Chyba największą przyjemność sprawiło mi obserwowanie, jak odkrywa co teraz przynosi jej największe szczęście, u boku osoby, która dbała o jej dobro i komfort. Red to jej przeciwieństwo - dozorca jej budynku, który zawsze wita wszystkich uśmiechem i każdemu pomaga, chociaż sam nosi w sercu blizny po dawnym toksycznym związku, przez który już nie jest tym, kim był niegdyś. Jego doświadczenia mocno odbiły się na tym, jak reaguje na nowe osoby w swoim życiu i jak ciężko jest mu zaufać. To bohaterowie z krwi i kości, co mi się bardzo podobało.

Nie umiem jednoznacznie ocenić "Zacznij żyć, Chloe Brown", bo dla mnie była to po prostu przeciętna historia, do której nie do końca się przywiązałam. Miała swoje wady i zalety, ale myślę, że każdy czytelnik i tak odbierze ją inaczej. Może dla was akurat będzie to strzał w dziesiątkę. Ja niestety na tym etapie raczej zakończę moją przygodę z tą serią, bo nie trafiła do końca w mój gust. 


Talia Hibbert to czarnoskóra brytyjska pisarka, zamieszkująca sypialnię pełną książek. Podejrzewa, że świat nie kończy się na tym pomieszczeniu, ale jak do tej pory nie była tym na tyle zaciekawiona, żeby zbadać sprawę. Spod jej ręki wychodzą zmysłowe historie miłosne – pełne różnorodności, bo uważa, że ludzie o marginalizowanych tożsamościach zasługują na rzetelną i pozytywną reprezentację w literaturze. Do jej zainteresowań należą dbanie o urodę, niezdrowe jedzenie i zbyteczny sarkazm.


Tytuł: Zacznij żyć, Chloe Brown
Autorka: Talia Hibbert
Seria: Siostry Brown. Tom 1
Tytuł w oryginale: Get a Life, Chloe Brown
Data premiery: 22.02.2023
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 416
Ocena: 6/10

Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Czwarta Strona:



Czytaj dalej »

poniedziałek, 22 maja 2023

Elizabeth O'Roark - Diabeł na Hawajach



Jak najlepiej sprawdzić faceta? Pojechać z nim na wakacje!

Wakacje z byłym? To nie brzmi jak dobry pomysł, ale jeśli istnieje idealne miejsce, by spróbować od nowa, to z pewnością są nim słoneczne Hawaje! Zresztą znana wokalistka Drew i tak nie ma w tej chwili lepszego pomysłu na wyjście z życiowego kryzysu. Pakuje więc walizki i wraz ze swoim ekschłopakiem wyrusza na rodzinną wycieczkę.

Tropikalna przygoda szybko zmienia się w prawdziwy tor przeszkód. Drew naprawdę stara się dać Joelowi drugą szansę i przy okazji odwdzięczyć się jego rodzinie za okazaną życzliwość. Okazuje się to jednak szalenie trudne, kiedy na każdym kroku wpada na irytującego starszego brata swojego byłego – Joshuę. Ten nadęty i złośliwy lekarz sprawia, że złamane serce Drew zaczyna bić szybciej. Ale zaraz, zaraz… Przecież to nie z tym Baileyem miała spędzić gorące wakacje…


Są takie książki, które pod pozorami czegoś zupełnie innego skrywają historie, które na długi czas zapadną w naszych sercach. Tak samo, jak są ludzie, których podczas pierwszego wrażenia nieprzychylnie oceniamy, aby z czasem odkryć ich kolejne warstwy i pokochać to, czego nie zauważyliśmy na początku. Dla mnie właśnie do tej kategorii należy seria "Nie taki diabeł straszny" Elizabeth O'Roark - niepozorna, w pierwszej chwili przywodząca na myśl erotyk, obok którego łatwo nam przejść obojętnie, a w środku skrywająca jedne z najpiękniejszych historii. Pamiętam, że pierwszy tom zrobił na mnie duże wrażenie i byłam przekonana, że kolejne części nie dadzą rady go pobić. Jak się myliłam! Drugi tom to coś innego. To książka, która trzymała moje serce na dłoni, wywołała śmiech, rumieńce, a nawet łzy.

Główna bohaterka tej książki jest nam już dobrze znana - Drew to słynna piosenkarka, która zaprzyjaźnia się z Tali w pierwszej części, przesympatyczna osoba, która niestety tkwi w związku z beznadziejnym facetem. Nie będę ukrywać, że bardzo się bałam tego tomu ze względu na właśnie ten wątek z Sixem, bo jeśli autorka poszłaby w stronę trójkąta miłosnego, nie wiem czy dałabym radę dotrwać do końca. Ale kompletnie się nie spodziewałam, że historia Drew aż tak mnie dotknie, a cała sytuacja nabierze zupełnie innego znaczenia. Zastanawialiście się kiedyś, jak dużo poniżenia, smutku i beznadziei jest w stanie znieść człowiek w swoim życiu, zanim zacznie je akceptować jako swoją normalność, na którą zasługuje? Poznanie kulisów tego ekstrawaganckiego życia Drew, tego, jak traktowana jest przez swojego menadżera i innych ludzi, jak zmuszana jest do pracowania w nienormalnych ilościach godzin, jakby była robotem, a nie tylko człowiekiem, a dodatkowo przedstawienie tego w zestawieniu z jej życiem rodzinnym, które wcale nie ma się lepiej, złamało mi serce na milion malutkich kawałeczków.

Wyjazd na Hawaje ma być odpoczynkiem od niekończącej się pracy oraz ostatnią szansą, aby uratować związek z Sixem, ale ta wycieczka szybko staje się czymś zupełnie innym, niż Drew się spodziewała. Cóż, po pierwsze, na miejscu nie zastaje swojego niby chłopaka, a zamiast tego spotyka Josha i jego dziewczynę - irytująco przystojnego brata Sixa, który z jakiegoś powodu jej nie znosi. A po drugie, dzień po dniu coraz bardziej zaczyna zdawać sobie sprawę, że jej związek z Sixem nie ma prawa się udać, ale nie ma ochoty skrzywdzić jego chorej matki, która traktuje ją jak swoją własną córkę i jest dla niej przesympatyczna. Wkrótce nawet Josh, jej jedyny wróg na tej wycieczce (nie licząc jego irytującej dziewczyny), staje się jej bliski i Drew odkrywa, że jest on wspaniałym człowiekiem, którego z łatwością mogłaby pokochać, gdyby prowadziła inne życie.

Relacja Josha i Drew to definicja motywu "right person, wrong time", a ich historia zafunduje wam solidny wachlarz przeróżnych emocji. To dwójka osób, która pomimo początkowej niechęci i nieporozumień odkrywa w sobie coś, czego nie znaleźli jeszcze nigdy w żadnej innej osobie. To Josh okazuje Drew wsparcie i zrozumienie, gdy rozpada się na kawałki i ma wszystkiego dość. I to Drew budzi w Joshu instynkty, aby zmienić coś w swoim życiu na lepsze, zaryzykować i otworzyć swoje serce na prawdziwą miłość. Pokochałam w nich tak wiele, te wzajemne docinki i to, jak świetnie rozumieli swoje poczucie humoru. Te wrażliwe rozmowy, podczas których zdradzali sobie swoje największe sekrety i uczucia, o których z nikim innym nie rozmawiali. Nawet te ich małe momenty, których nie dzielili z nikim innym, bo kochali to, że były tylko ich. To razem z nimi śmiałam się do łez, ale też płakałam z powodu złamanego serca.

Czy muszę wam mówić, że autorka na tacy serwuje wam kolejnego genialnego męża książkowego, dla którego przepadniecie? Josh zauroczył mnie z tak wielu powodów, ale najważniejsze było to, że jego miłość do Drew widać było we wszystkim, co dla niej robił. Jak się o nią troszczył, słuchał każdego jej słowa, jak pokazał jej, że miłość może być bezinteresowna, a ona zasługuje na lepsze traktowanie niż to, na które dotychczas się godziła. A taką wisienką na torcie jest osadzenie większości akcji na malowniczych Hawajach, gdzie naszych bohaterów czeka nie tylko cały rollercoaster zawirowań sercowych, ale też wiele przygód pośród dzikiej natury. Do samego końca nie mogłam się oderwać i gdybym mogła, przeczytałabym jeszcze więcej o tych bohaterach. Teraz tym bardziej nie mogę się doczekać kolejnego tomu tej serii!







ELIZABETH O'ROARK po latach pisania publikacji medycznych, postanowiła, że w końcu chce zacząć pisać coś, co jest tylko i wyłącznie wytworem jej wyobraźni. Jej powieść Przebudzenie Olivii zyskała ogromne uznanie fanów w Polsce i za granicą, a także została nagrodzona złotym medalem Independent Publisher Book Awards. Elizabeth mieszka w Waszyngtonie z trójką swoich dzieci.







Tytuł: Diabeł na Hawajach
Autor: Elizabeth O'Roark
Tytuł w oryginale: A Devil and the Deep Blue Sea
Seria: Nie taki diabeł straszny. Tom 2
Data premiery: 8 marca 2023
Wydawnictwo: Niegrzeczne Książki
Liczba stron: 392
Ocena: 9/10

Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Niegrzeczne Książki:




Czytaj dalej »

czwartek, 18 maja 2023

Emma Lord - Gdy nadarzy się okazja



Nic ani nikt nie stanie na przeszkodzie marzeniom Millie Price o zostaniu gwiazdą Broadwayu. Nie jej kochany, ale introwertyczny tata, który samotnie ją wychował. Nie jej nieznośny rywal z kółka teatralnego, Oliver. I nie „Humorki Millie”, czyli intensywne emocje, które często ją przytłaczają.

Dziewczyna potrzebuje jednak kogoś, kto jej pomoże. Kiedy zupełnym przypadkiem trafia na komputerze ojca na jego pamiętnik z przeszłości i dowiaduje się kilku rzeczy o swojej biologicznej mamie, już wie, co musi zrobić. Odszukać ją.

Czy uda jej się znaleźć nową część swojego życia i dopasować ją do starego?

I czy możliwe, że poszukując przeszłości, w jakiś sposób i tak trafi do tego, co miała przez cały czas?


Miałam już okazję przeczytać wiele retellingów, ale nigdy jeszcze nie spotkałam się z tak fajnym połączeniem fabuły mojego ukochanego musicalu Mamma Mia z młodzieżówką, jak w najnowszej książce Emmy Lord. Nie ukrywam, chociaż byłam bardzo podekscytowana opisem tej książki, miałam też pewne obawy, bo to już trzecia powieść autorki, którą czytam, a ja mam z nią dość burzliwą relację. Po świetnym i uroczym "Tweet Cute" przyszło nieszczęsne "Pasujemy do siebie", które mi się niestety bardzo nie spodobało, więc do tej książki podeszłam ostrożnie i bez większych oczekiwań. I chociaż nie będzie to moja nowa ukochana książka, to był to zdecydowanie krok w dobrym kierunku po poprzedniej, bo zauroczyły mnie wszystkie te nawiązania, wplątanie teatru i musicali, a nawet jej bohaterowie. Poza tym czy istnieje na świecie książkara, która nie ma specjalnego miejsca w swoim sercu na połączenie enemies to lovers, piosenek Abby i poszukiwanie rodzica rodem z zakręconego "Mamma Mia"?

O Millie można powiedzieć jedno - gdy nadarzy się okazja, aby zabłysnąć na scenie, nigdy nie przejdzie obok niej obojętnie. Dziewczyna zrobi wszystko, aby zostać gwiazdą Broadwayu. Nawet złoży papiery do szkoły na drugim końcu kraju bez wiedzy własnego taty. Nie przeszkodzi jej w tym nawet jej największy wróg ze szkolnego kółka teatralnego. Kiedy jednak jej tata nie okazuje wsparcia jej pomysłowi, a ona przypadkiem natrafia na stare wpisy z jego młodości, które dają jej wskazówki na temat tego, kim może być jej matka, postanawia wykorzystać ostatnią szansę, aby ją odnaleźć, z nadzieją, że może odnalezienie jej pomoże w przekonaniu ojca, że wyjazd do Kalifornii to szansa jedna na milion. Pech tak chciał, że jeden ze szlaków prowadzi ją na staż, podczas którego zmuszona jest współpracować z Oliverem, swoim szkolnym nemesis. Trzy kandydatki, jeden wróg i jedno lato. Czy uda jej się odgadnąć zagadki przeszłości?

Żadna ze mnie teatromaniaczka, ale czytając tę książkę wręcz czułam, jak stronami wylewa się pasja autorki do teatru. Podobały mi się te wszystkie nawiązania do wystawianych na Broadwayu sztuk, do aktorów i przeróżnych musicali, do muzyki, a wisienką na torcie było osadzenie akcji w Nowym Jorku - to nadało tej historii niesamowity, niepowtarzalny klimat. Zakochałam się w tym chaosie i magii branży, która dla mnie jest tak odległym światem. A już szczególnie, że główny wątek oparty jest na fabule prosto z "Mamma Mia" i nie zabraknie tu przeróżnych nawiązań do tego filmu.

Główna bohaterka tej książki to niesamowicie ciekawa postać, bo bardzo różni się od typowych bohaterek młodzieżówek. Jest ekscentryczna, troszeczkę próżna, utalentowana muzycznie i aktorsko, a co najważniejsze - bardzo zbzikowana na punkcie teatru. Można by powiedzieć, że jej jedyną wadą są jej tak zwane "Humorki Millie", jak sama je nazywa, ale który teatromaniak nie lubi trochę dramy? Gdy niczym Sophie zaczyna w tajemnicy przed rodziną szukać rodzonej matki, aż nagle odnajduje trzy kandydatki do tej roli i sama już nie wie, która z nich może być odpowiedzią na wszystkie jej pytania, w jej życiu zaczyna się totalny chaos. Tym samym razem z nią odkrywamy kolejne tajemnice życia miłosnego jej taty, a także jego przeszłości, w której Millie nadal odkrywa pewne luki. Jasne, pewne wątki w tej książce zostały rozwiązane aż za łatwo, ale naprawdę świetnie się bawiłam, podróżując śladami przeszłości rodziny Millie.

Moim ulubieńcem w tej książce jest jednak zdecydowanie Oliver i to nawet nie dlatego, że mam słabość do wątku enemies to lovers. Poznajemy go jako wroga szkolnego Millie, z którym od lat zmuszona była współpracować w kole teatralnym, ale ja od razu obdarzyłam go ogromną sympatią i z czułością odkrywałam kolejne warstwy jego osoby, a nawet jego relacji z Millie. Połączyła ich świetna chemia, a zmuszenie ich do współpracy podczas stażu i włączenie do tego pewnej rywalizacji to był rewelacyjny pomysł, bo niektóre momenty między nimi były przezabawne. Gdzie Millie jest głośna i obecna wszędzie, gdzie pójdzie, on jest spokojny i ambitny, ale razem po prostu współgrają.

Lektura tej książki zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie i z ręką na sercu poleciłabym ją młodszym czytelnikom, czy też wielbicielom młodzieżówek. Jest po prostu lekka, przyjemna, zabawna i emocjonalna, taka lektura na jeden wieczór. Raczej już do niej nie powrócę, bo jednak nie jestem do końca docelowym odbiorcą, ale z pewnością znajdą się osoby, które takie historie bardzo lubią.



Emma Lord to autorka bestsellerów „New York Timesa”: „Tweet Cute”, „You Have a Match” i „When You Get the Chance”. Mieszka w Nowym Jorku, gdzie po prostu spędza czas, kiedy nie pisze, nie biega ani nie nagrywa utworów w teatrze społecznym. Ukończyła psychologię na University of Virginia ze specjalizacją w przechylaniu ekranu komputera, aby nikt nie zauważył, że aktualizuje swoje fanowskie powieści z tylnego rzędu.


Tytuł: Gdy nadarzy się okazja
Autorka: Emma Lord
Tytuł w oryginale: When You Get the Chance
Data premiery: 08.02.2023
Wydawnictwo: Young
Liczba stron: 368
Ocena: 7/10

Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Young :)


Czytaj dalej »

niedziela, 14 maja 2023

Ella Maise - Marriage for One | Recenzja przedpremierowa



Jack i ja zrobiliśmy wszystko dokładnie na odwrót.

Dzień, w którym zwabił mnie do swojego biura, był jednocześnie dniem naszego pierwszego spotkania i naszych zaręczyn. Magia chwili i huk otwieranego szampana? Nie… Jack Hawthorne wcale nie przypominał narzeczonego moich marzeń.

Byłam zła i winiłam go za wszystko. Za swoją bezbronność i zamroczenie. Za jego błękitne oczy, za przepastne spojrzenie wycelowane wprost we mnie. Za układ, w który mnie wmanewrował.

W jednej sekundzie był dla mnie nikim. W następnej stał się wszystkim.

W jednej sekundzie był nieosiągalny. W następnej wydawał się całkowicie mój.

W jednej sekundzie myślałam, że jesteśmy zakochani. W następnej – że to tylko kłamstwo.

Wpadłaś w kłopoty, Rose. W końcu czego się po sobie spodziewałaś?


Macie takie książki, które słowo po słowie kradły kawałek waszego serca i nawet pomimo tego, że może fabularnie nie mogą się pochwalić niczym szczególnym, to czytając je czuliście się jak w domu? Właśnie tym jest dla mnie książka "Marriage for One". Nie wiem czy spodoba się ona wszystkim - to historia, która charakteryzuje się powolnym rozwojem akcji, składa się z ponad pięciuset stron, które skupiają się na najmniejszych szczegółach, dzięki którym obserwujemy rozwój relacji głównych bohaterów, ale jest to jeden z najsłodszych i najpiękniejszych slow burnów, jakie kiedykolwiek czytałam. Pomimo braku zaskakujących zwrotów akcji czy przesadnych dramatów, emocje czułam w każdym słowie wypowiedzianym przez bohaterów, w każdej, nawet najmniejszej czynności. Kiedy czytałam ją po raz pierwszy ponad rok temu nawet nie spodziewałam się, że tak mnie ta historia zauroczy, a do dzisiaj jest jednym z moich najukochańszych romansów, do których powracam z czystą przyjemnością.

Relacja Rosie i Jacka zaczyna się w niecodziennych okolicznościach, bo propozycją fałszywego małżeństwa. Gdy umiera rodzina Rosie, dzięki której miała otworzyć swoją wymarzoną kawiarnię i dowiaduje się o zmianach, przez które miejsce może odziedziczyć tylko jeśli zostanie przepisane na jej męża, kobieta traci wszelkie nadzieje na spełnienie marzenia. Nie stać jej na wykupienie posiadłości, nie pozwoli jej również na to rodzina. Więc kiedy Jack Hawthorne pracujący w firmie prawniczej zaprasza ją do swojego biura i składa propozycję udawanego małżeństwa, Rosie pomimo oczywistego szaleństwa tego planu postanawia się zgodzić. Dwa lata. Tylko tyle musi udawać jego żonę, pojawić się na kilku uroczystościach u jego boku, a w rezultacie dostaje zielone światło na otworzenie swojej ukochanej kawiarni. Wkłada w pracę nad nią całe swoje serce, zdeterminowana wykorzystać sytuację najlepiej jak może, jednocześnie unikając swojego nowego męża, którego praktycznie nie zna. Jack Hawthorne ma jednak inne plany - aby uwiarygodnić ich grę każe jej się do siebie wprowadzić, na dodatek codziennie odwiedza ją w pracy i oferuje swoją pomoc. Mężczyzna, który miał być tylko pionkiem do celu i nieznajomym, nagle staje się stałym elementem jej życia i jej oparciem. W jednej sekundzie był dla niej nikim. W drugiej staje się wszystkim. Jednakże czy w tej grze jest szansa na coś prawdziwego?

Mam w zwyczaju narzekać na schematyczne książki, w których główny bohater jest bogatym, aroganckim kobieciarzem, a główna bohaterka jest taką "dziewczyną z sąsiedztwa", ale Ella Maise wykorzystała ten trop i stworzyła z tego coś cudownego. Nasi główni bohaterowie, chociaż na pierwszy rzut oka właśnie tacy - on bogaty, ona biedna - składają się z tylu warstw, tylu różnych cech charakteru, małych dziwactw i rzeczy, które zauważamy po czasie, że nie da się ich nie pokochać.

Okazuje się, że da się stworzyć bohatera z wyższych sfer, który wcale nie jest aroganckim samcem alfa, który zaliczył połowę miasta. Jack może i jest skryty w sobie, mało się odzywa i na pierwszy rzut oka wydaje się gburowaty, jednakże im bliżej go poznajemy, tym bardziej zaczynamy się zakochiwać w tych szczegółach. Szczerze, w momencie kiedy roześmiał się po raz pierwszy, zupełnie jak Rose czułam się tak, jakbym wygrała na loterii. Poza tym czy wspominałam o tym, że absolutnie, kompletnie, bezwarunkowo go kocham? Jack zniszczył dla mnie wszystkich przyszłych facetów (książkowych i nie tylko). Wszystko, co zrobił dla Rose, każdy sposób, w który pokazywał swoją miłość do niej - kupowanie świeżych kwiatów co tydzień, pomaganie w renowacji kawiarni, odbieranie jej z pracy każdego dnia, i wiele innych rzeczy - te najmniejsze rzeczy, które dla niej robił, kradły mi serce kawałek po kawałku.

Rose to również nie jest wcale kolejna typowa mdła bohaterka, która zostaje przyćmiona przez bohatera. Jej historia i cała jej osoba skradły kolejny kawałek mojego serca - jej determinacja, aby spełnić własne marzenie o otworzeniu kawiarni, nawet pomimo potu, łez i ciągłego zmęczenia. Jej przeszłość, gdy trafiła do rodziny zastępczej, w której nie czuła się kochana. Jej siła i odwaga, gdy przyszło jej zmierzyć się z czymś niesamowicie trudnym i traumatycznym. Jej pozytywna energia, którą zarażała wszystkich wokół i jej dobre serce, które dzieliła nawet z nieznajomymi osobami. Rzadko się zdarza, że bohaterki są równie dobrze rozwinięte jak bohaterowie, taka już przypadłość tego gatunku, ale Rose szybko stała się jedną z moich ulubionych postaci.

Zresztą cały związek Rose i Jacka jest godny podziwu, bo nieczęsto się czyta o tak zdrowych, pełnych zaufania i komunikujących się ze sobą parach. Jestem tak przyzwyczajona do różnych dramatów, że miłość tej dwójki do siebie, ich szczerość, gotowość do poświęceń i prawdziwe partnerstwo mnie zszokowało. Ta dwójka sprawiła, że przez większość książki motylki szalały mi w brzuchu, a na twarzy widniał szeroki uśmiech. Okazuje się, że wcale nie trzeba mieszać w życiu bohaterów dramatami wyssanymi z palca tylko po to, żeby coś się działo, bo historię miłosną można poprowadzić na wiele innych sposobów. I jak wspomniałam wyżej, ich historia to slow burn, więc wszystko rozwija się bardzo powoli i stopniowo, ale ja byłam w tym absolutnie zakochana - w każdym znaku, że zaczęło się rodzić między nimi coś więcej, w każdym czynie, słowie, uśmiechu. Zostałam całkowicie zauroczona.

"Marriage for One" to taka przyjemna historia, że już zawsze będę ją wspominać jako jedna z najsłodszych, najmniej skomplikowanych, a jednocześnie przepięknych i wciągających historii miłosnych, jakie dane mi było przeczytać. I naprawdę ogromnie mnie cieszy fakt, że wreszcie pojawi się u nas na rynku i każdy będzie mógł się w niej zakochać. I chociaż jestem świadoma, że nie każdy się ze mną zgodzi, bo takie powolne romanse trzeba po prostu lubić, to ja wam ją polecam z ręką na sercu. Gwarantuję, Jack i Rose skradną kawałek waszego serca. Polecam!



Ella Maise to pochodząca ze Szwecji młoda pisarka, która zdobyła już pokaźne grono wiernych czytelników. Tworzy powieści z gatunku literatury kobiecej i obyczajowej. Z lekkością przemyca do swoich historii poczucie humoru i skłaniające do refleksji wypowiedzi, a także rozmaite emocje. Wśród opublikowanych przez nią pozycji znajdują się między innymi “The Hardest Fall” oraz “Marriage for One”.

Tytuł: Marriage for One
Autor: Ella Maise
Data premiery: 17.05.2023
Wydawnictwo: Znak JednymSłowem
Liczba stron: 520
Ocena: 10/10

Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Znak:


Czytaj dalej »

środa, 10 maja 2023

Racquel Marie - Ophelia mimo wszystko



Najważniejsze, żeby zawsze być sobą. Mimo wszystko.

Ophelia Rojas doskonale wie, co lubi najbardziej na świecie: swoich przyjaciół, kubańskie jedzenie, róże. I… chłopców. Bliscy żartują z jej romantycznej duszy i kolejnych zauroczeń, ale Ophelia nie mogłaby tego zmienić, nawet gdyby chciała.

Jednak kiedy zauważa, że częściej myśli o uroczej, cichej Talii Sanchez niż o chłopaku, który z nią zerwał, jej wizja dotycząca tego, kim jest, zaczyna pękać. Kłótnie z bliskimi, koniec liceum i nowe uczucia sprawiają, że ma wrażenie, jakby traciła to, co było dla niej pewne.

I będzie musiała dokonać wyboru – trzymać się wymyślonej wersji siebie, którą zawsze miała w głowie, czy odrzucić oczekiwania innych osób, by odkryć, kim naprawdę jest.


Są takie książki, które bardzo chciałabym mieć, gdy sama przechodziłam okres dojrzewania i wszystko wydawało mi się być tysiąc razy intensywniejsze. Ophelia mimo wszystko jest jedną z takich książek. To wartościowa młodzieżówka, która pokazuje wszystkie te nastoletnie rozterki i wewnętrzne kryzysy, z jakimi wielu z nas z pewnością się zmagało (a może nadal zmaga). Może nie jest to do końca powieść idealna i z pewnością przeznaczona raczej dla młodszych czytelników, ale świetnie sobie radzi, ukazując to, że każdy z nas tylko próbuje siebie zrozumieć, zaakceptować, znaleźć swoje własne miejsce na świecie i ludzi, którzy będą trwać przy nas pomimo wszystko.

Nastoletnia Ophelia najbardziej na świecie kocha swoich przyjaciół, ogród róż oraz kubańskie dania. Jej najbliżsi żartują sobie z jej romantycznej duszy, bo znana jest z tego, że często zakochuje się w chłopcach. Kiedy zbliża się koniec szkoły i studniówka, na którą zaprasza ją jej były chłopak, wszystko zaczyna się komplikować. Ophelia zaczyna kwestionować, czy tak naprawdę zależy jej na pójściu na szkolną potańcówkę z byłym, gdy zaczyna zdawać sobie sprawę, że bardziej interesuje ją cicha Talia, którą poznała kilka miesięcy temu. Emocje ją przytłaczają, czuje się zagubiona i niezrozumiana, a jej niespodziewanym sojusznikiem zostaje ostatnia osoba, której się spodziewała. Ostatnia klasa to dla niej szansa, aby porzucić oczekiwania innych i naprawdę odkryć samą siebie.

Mam wrażenie, że ostatnio czytam zbyt wiele młodzieżówek i przez to nie doceniłam w pełni tej historii, ale bardzo podoba mi się jej prostota i realizm. To jedna z tych ciepłych, komfortowych historii, w których bohaterowie może i nie są idealni, ale uczą się na swoich błędach i zmieniają się na lepsze. Jasne, czasami czułam się sfrustrowana. Przewijają się tu dość typowe, nastoletnie dramaty, rozterki i trójkąty miłosne, a także brak komunikacji między bohaterami, co do wielu może nie przemawiać, ale autorka rewelacyjnie sobie z nimi radzi, pozwalając bohaterom się rozwijać i zmieniać. W końcu nastoletni czas to właśnie okres odkrywania samego siebie, popełniania błędów i uczenia się na nich.

Ophelia to przesympatyczna bohaterka, której historia jest nie tylko inspirująca, ale z pewnością wielu osobom bliska. Ja sama poczułam z nią więź i to nie tylko dlatego, że obie kochamy kwiaty. Sprostanie oczekiwaniom innych ludzi na nasz temat to jedna z najtrudniejszych rzeczy, z którymi wielu z nas się zmaga, w tym także Ophelia. Przyjaciele i rodzina znają jej jedno oblicze, ale kiedy dziewczyna zaczyna zdawać sobie sprawę, że być może nie jest już tą osobą, za którą wszyscy ją uważają, pojawia się zagubienie, a jej naturalną reakcją jest zamknięcie się w sobie. Bardzo się cieszę, że autorka pozwoliła tej postaci się rozwinąć, nauczyć sięgać po pomoc i kiedy sytuacja tego wymagała, przeprosić. Ta historia skupia się przede wszystkim na jej odkrywaniu swojej własnej tożsamości i drogi do samoakceptacji, ale autorka świetnie radzi sobie też z przedstawieniem jej kubańskiego dziedzictwa, a także jej przyjaźni, tych starych i tych nowych, oraz jej relacji z rodzicami.

Ophelia mimo wszystko to też książka, która dość mocno skupia się na grupie przyjaciół bohaterki, ale jeśli mam być szczera, ta część interesowała mnie najmniej. Głównie ze względu na to, że wiele dramatów ciągnących się niemalże do końca wiązało się z trójkątem miłosnym w grupie, a ja nie bardzo za takimi wątkami przepadam. Brak komunikacji, napięcie i szczerze mówiąc, dość frustrujące zachowanie bohaterów, mnie trochę męczyły. Za to moje serce totalnie przepadło dla Wesa i żałuję, że tak duża część jego historii została poświęcona Lindsay (za którą, szczerze mówiąc, nie za bardzo przepadam). Wolałabym poznać go bliżej bez tego przyćmiewającego go dramatu miłosnego - był jedną z najbardziej interesujących postaci w tej książce.

Rozumiem miłość czytelników do tej historii, bo to bardzo wartościowa i poruszająca wiele ważnych tematów młodzieżówka. Jak wspomniałam wyżej, bardzo żałuję, że nie poznałam jej w nastoletnim wieku, bo jestem pewna, że wtedy pokochałabym ją bardziej. Jeśli lubicie takie historie o poznawaniu siebie, odkrywaniu własnej tożsamości i seksualności (ogromny plus za tak różnorodną reprezentację osób LGBT+), to ją wam polecam. Myślę, że Ophelia mimo wszystko może was zauroczyć.


RACQUEL MARIE dorastała w południowej Kalifornii, gdzie jej pasja do opowiadania wszelkiego rodzaju historii była wspierana przez jej przyjaciół i dużą rodzinę. Pisze przede wszystkim powieści współczesne YA, w których występują queerowe latynoskie postacie, takie jak ona sama. Jest autorką książek „Ophelia mimo wszystko” i „You Don't Have a Shot”.


Tytuł: Ophelia mimo wszystko
Autorka: Racquel Marie
Tytuł w oryginale: Ophelia After All
Wydawnictwo: Young
Data premiery: 26.04.2023
Liczba stron: 352
Ocena: 7/10

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję księgarni TaniaKsiazka.pl:


Czytaj dalej »

poniedziałek, 8 maja 2023

Sarah Sprinz - Dunbridge Academy. Tam gdzie ty



Emma dostaje się na upragnioną roczną wymianę – do elitarnej szkockiej szkoły Dunbridge Academy, gdzie przed laty poznali się jej rodzice. Liczy na to, że znajdzie tam wskazówki, które pomogą jej odszukać ojca. Ułożyła plan idealny. Jednak nie uwzględniła w nim Henry’ego...

Henry pomaga Emmie odkryć drugie oblicze szkoły: podczas nocnych spacerów prowadzi ją w głąb starych budynków i na sekretne imprezy o północy. I choć wydaje się, że ten niemal idealny chłopak doskonale ją rozumie, to Emma wie, że nie może połączyć ich nic więcej niż przyjaźń.

Wkrótce dziewczyna przekonuje się, że niektórych uczuć nie da się powstrzymać – nieważne, jak bardzo by się starała.


Uwielbiam książki, które mają świetny klimat, bo wtedy od razu łatwiej mi sobie wyobrazić, jakbym sama brała udział w wydarzeniach razem z bohaterami. Czytając Dunbridge Academy właśnie tak się poczułam - jakbym przeniosła się do szkoły z internatem w Szkocji, bawiła się w nielegalnych imprezach z innymi uczniami, przechadzała się korytarzami starych budynków, mających w sobie ducha poprzednich pokoleń. Co prawda nie jest to książka, która zapadnie mi na dłużej w pamięci i zdecydowanie miała swoje wady, ale czytało się ją szybko i przyjemnie, i uważam, że spodoba się wielu młodszym czytelnikom niż ja.

Wychowywana przez samotną matkę Emma całe swoje życie pragnęła poznać swojego ojca i dostać od niego odpowiedź na pytanie dlaczego ich opuścił. Okazja nadarza się, gdy dostaje się na wymianę do szkoły w Edynburgu, gdzie ma zamieszkać przez najbliższy rok. Jedzie tam zdeterminowana, by się uczyć i odnaleźć ojca, zdecydowanie nie ma w planach się zakochiwać ani zawierać przyjaźni na dłużej. Sytuacja się komplikuje, gdy już na lotnisku w Niemczech wpada na Henry'ego - studenta jej nowej szkoły, który także leci samolotem do Edynburga. Ogromna chemia między nimi ją zaskakuje, a jeszcze bardziej czekająca na niego dziewczyna. Henry powinien być poza jej zasięgiem, ale Emma szybko przekonuje się, że uczucia nie są takie proste, gdy w grę wchodzi serce.

Muszę się tutaj przyznać z ręką na sercu, że tak naprawdę wyobrażałam sobie tę historię zupełnie inaczej. Sięgnęłam po nią przede wszystkim dla romansu, a tak naprawdę zostałam dla historii rodziny Emmy i bohaterów pobocznych. To nie oznacza oczywiście, że sam romans był zły, ale zdecydowanie oczekiwałam czegoś więcej. Natomiast ogromnie wciągnęła mnie tajemnica historii rodziców głównej bohaterki, szczególnie, że szkoła Dunbridge Academy okazuje się być pełna wskazówek na temat tego, kim niegdyś byli. To właśnie w tym miejscu rozkwitło ich pełne wybojów uczucie. Sytuację tym bardziej komplikuje fakt, że wielu pracujących w szkole nauczycieli zdaje się rozpoznawać Emmę, w tym jej nowy nauczyciel, pan Ward, który nie ukrywa swojej niechęci do dziewczyny. Co takiego więc mogło się tutaj wydarzyć lata temu?

Fabuła tej książki może i nie zachwyca niczym zaskakującym, ale trzeba przyznać, że lekki styl pisania autorki i przywiązywanie uwagi do interesujących szczegółów pozwalają na to, by w pełni przenieść się do tej fikcyjnej szkoły. Bardzo mi się podobało poznawanie historii tego miejsca, tego niezastąpionego klimatu i bohaterów, nawet tych epizodycznych. Lubię kiedy książki zostają rozwinięte poza główny wątek miłosny, a tutaj zdecydowanie dostajemy wiele historii w jednym - różne nastoletnie dramaty, miłostki i przyjaźnie. Autorka porusza przeróżne tematy, z którymi zmagają się nastolatkowie i ukazuje, jak różnie każdy sobie radzi z problemami, które los niespodziewanie stawia na naszej drodze.

Natomiast jeśli chodzi o naszych głównych bohaterów, Emmę i Henry'ego, trochę miałam z nimi problem. Może to moja wina, bo nastawiłam się na coś innego, ale nie jestem do końca przekonana do tego, jak rozwinął się ich wątek. Jako osobne postacie byli naprawdę sympatyczni - z zaciekawieniem śledziłam drogę Emmy do odkrycia nie tylko historii swojej rodziny, ale też samej siebie w zupełnie nowym kraju, natomiast Henry był dającym się lubić i złożonym bohaterem, któremu przyszło się zmierzyć z pierwszymi rozterkami. Jednakże bardzo przeszkadzało mi to, że duża część ich historii rozwijała się za plecami dziewczyny Henry'ego i nie jestem do końca przekonana do sposobu, w jaki autorka poradziła sobie z tym wątkiem.

Podoba mi się natomiast to, że ta dwójka od początku po prostu siebie rozumiała. Obserwujemy jak ich relacja się rozwija dzięki późnonocnym rozmowom na wszystkie tematy, okazywaniu sobie wsparcia w momentach, gdy tego potrzebują najbardziej i po prostu ufaniu sobie. Już pomijając dramaty miłosne, najbardziej podobały mi się te ciche momenty między nimi, kiedy naprawdę można było dostrzec, jak im na sobie zależy i jak bardzo to uczucie rośnie na sile. Żałuję tylko, że doszło do tego w takich warunkach, bo nie potrafiłam przez to w pełni się do nich przekonać.

Nie ma co ukrywać, że Dunbridge Academy to młodzieżówka przeznaczona raczej dla młodszych odbiorców, aniżeli dla takich czytelników jak ja, którzy preferują dojrzalsze powieści, ale i tak uważam ją za taką przyjemną odskocznię na parę wieczorów. To była lekka, niewymagająca historia, z paroma odrobinę bardziej emocjonalnymi momentami. Może i nie rozkochała mnie tak, jak tego oczekiwałam, ale i tak z wielką chęcią jeszcze do tych bohaterów powrócę w kolejnych tomach, szczególnie, że pokochałam bohaterów pobocznych i jestem ciekawa ich historii. Jeśli więc macie ochotę przenieść się do klimatycznej szkoły w Szkocji i poczytać o licealnych miłostkach i dramatach, to polecam!


Sarah Sprinz stworzyła pełną ciepła i emocji powieść romantyczną, która z łatwością stała się bestsellerem. Pierwsza część sagi została napisana z wielką dbałością o szczegóły, a wykreowany świat i bohaterowie budzą pozytywne uczucia czytelników. Powieść "Tam gdzie ty. Dunbridge Academy. Tom 1" oczarowuje opisami pozwalającymi poczuć niesamowity klimat starych szkockich budowli, a jednocześnie intryguje licznymi zagadkami i zaskakującymi zwrotami akcji.


Tytuł: Dunbridge Academy. Tam gdzie ty
Autorka: Sarah Sprinz
Seria: Dunbridge Academy. Tom 1
Tytuł w oryginale: Dunbridge Academy. Anywhere
Data premiery: 26.04.2023
Liczba stron: 440
Wydawnictwo: Moondrive
Ocena: 7/10

Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Moondrive:



Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia