sobota, 20 czerwca 2020

Meagan Brandy - Elita Brayshaw High



„Dziewczyny takie jak ty, nie są mile przyjmowane w podobnych miejscach, więc się nie wychylaj i odwracaj wzrok”.

Powiedziała opiekunka społeczna, po czym podrzuciła mnie do kolejnej nory zwanej domem dla trudnej młodzieży.

Nie posłuchałam i wzbudziłam zainteresowanie.

Chłopcy próbowali sprawić, bym przestrzegała ich zasad, dostosowała się do zaprowadzonego przez nich porządku społecznego.

Niestety dla nich, nie uznaję zasad.

Niestety dla mnie, są zdeterminowani, by mnie do nich zmusić.

Niesłychanie przystojni i traktowani jak elita, trzęsą szkołą średnią Brayshaw High.

A ja jestem dziewczyną, która stoi im na drodze.


Książka "Elita Brayshaw High" nie była nawet na mojej liście do przeczytania, kiedy dostałam przesyłkę niespodziankę od wydawnictwa. Naczytałam się dość dużo pochlebnych opinii, więc koniec końców zdecydowałam się dać jej szansę. Wiem, że seria "Brayshaw High" cieszy się bardzo dużą popularnością za granicą, więc spodziewałam się dobrej, troszkę innej książki... a dostałam coś okropnego. I należę chyba do tej mniejszości, której książka w ogóle się nie spodobała.

Raven mieszka ze swoją matką prostytutką w przyczepie kempingowej, zaniedbana i znana wśród rówieśników jako "córka dziwki". Po pewnej sytuacji opieka społeczna zabiera ją spod opieki matki i takim sposobem Raven ląduje w grupowym domu dla trudnej młodzieży. Rozpoczyna naukę w nowej szkole, gdzie już pierwszego dnia staje na celowniku trójcy z Brayshaw High. Maddoc, Captain i Royce rządzą całą szkołą i miastem, sieją postrach i podziw wśród ludzi, chociaż nikt tak naprawdę nie wie dlaczego. Raven swoją niewyparzoną buzią i postawą mówiącą, że na niczym jej nie zależy, od razu zwraca ich uwagę. Pragną zrobić z jej życia piekło, aby ją ustawić do pionu i pokazać gdzie jest jej miejsce. Raven jednak nie ma zamiaru ich słuchać.

Ta pozycja to jedno wielkie cliché. Z każdą kolejną absurdalną sceną łapałam się za głowę i nie mogłam uwierzyć, że coś takiego czytam. Niezliczoną ilość razy miałam ochotę sobie podarować czytanie tej książki, bo ewidentnie się nie polubiliśmy. Niestety, jestem tym typem czytelnika, który kończy książki nieważne jak bardzo mi się nie podobają - i tak w wielkich bólach dotarłam do ostatniej strony. Nasza główna bohaterka, Raven, to największa hipokrytka z jaką w ostatnim czasie miałam do czynienia. Jako córka prostytutki ciągle powtarza, że nigdy nie będzie jak swoja matka i nienawidzi tego, że na każdym kroku ją do niej porównują. Wrzało w niej za każdym razem, kiedy ktoś rzucał w jej stronę jakiś osąd. Po czym co robiła? Oceniała każdą nowo poznaną osobę w ciągu kilku pierwszych sekund znajomości. Prawie każda dziewczyna w jej oczach była suką, czy dziwką. Ale broń Boże oceniać ją samą!

Przechodząc do naszej świętej trójcy od siedmiu boleści... rany boskie, chyba nigdy nie miałam okazji poznać tak żałosnych bohaterów, jak ta trójka. Autorka bardzo mocno starała się stworzyć z nich typowych bad boyów rządzących całym miastem i szkołą, których wszyscy się boją, a którzy mają tak naprawdę duże serca i ciężką przeszłość, ale niestety coś nie wyszło. Mam wrażenie, że jedyne co ci chłopcy robili to rzucali sobie Raven kiedy im się tak podobało i pojawiali się w momentach napięcia odstraszając innych samym swoim spojrzeniem (zza ciemnych okularów oczywiście). Ajaj, przerażające! Poza tym muszę o tym wspomnieć, bo nadal mnie to bawi, ale kompletnie nie mam pojęcia o co z nimi chodzi. Przysięgam, naprawdę starałam się zrozumieć dlaczego są tak ważni i przerażający, że sam dyrektor puszcza w gacie na ich widok, ale ich historia nie trzymała się kupy i chociaż skończyłam książkę, to nadal nie rozumiem. Nic z tego co autorka starała się przedstawić nie miało sensu. Zrozumiałam jedynie tyle, że dwie rodziny od lat ze sobą walczą.

Mam wrażenie, że Captain i Royce byli tam tylko po to, żeby co chwilę dawać Raven znać, że są na nią napaleni, podczas gdy Maddoc stał obok i się na nich za to złościł. Ah, chyba zapomniałam wspomnieć, że Raven i Maddoc w pewnym momencie okazują sobą zainteresowanie i coś się zaczyna dziać. Chociaż tak naprawdę tej relacji też nie rozumiem, bo nie ma między nimi ani chemii, ani zaufania, jedynie tyle, że musi być tak, jak Maddoc zapragnie. Ja w dużej mierze potrafię odsunąć swoje własne wartości i podejść do książki z otwartym umysłem, ale ta pozycja przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Jak na bohaterkę, która nie daje sobą rządzić, Raven dość często ulegała tym chłopakom i z jakiegoś powodu pozwalała na to, aby traktowali ją jako swoją zabawkę, z którą mogą robić wszystko, co im się żywnie podoba. Brakowało mi tylko tego, żeby rzeczywiście wymieniali się nią na noce, jak to na początku wszystkim rozpowiadali.

Ta pozycja pełna jest tylu absurdalnych sytuacji, że dawno się tak nie uśmiałam z zażenowania. Była tu taka jedna scena, mniej więcej w połowie książki, z udziałem Raven i chłopaków w ciemnym pokoju (jeśli czytaliście, to pewnie wiecie o której scenie mówię), przez którą rzuciłam tą książką i powiedziałam, że więcej tego nie zniosę. Nie dość, że nie wierzę, że do tego doszło, to jeszcze nie wierzę, że autorka naprawdę pomyślała, że coś takiego przejdzie i z poważnego tematu, który dotyka wielu z nas, starała się zrobić erotyczną scenę. Nie tylko poczułam się obrzydzona, ale i urażona. Ostatnie sto stron tylko przeleciałam wzrokiem, bo nie widziałam już nawet sensu w udawaniu, że mnie w ogóle interesuje jak historia się zakończy. Nie interesuje mnie i żałuję, że straciłam na tę książkę tyle czasu.

"Elita Brayshaw High" to bardzo, bardzo słabiutka książka, która mogła być interesującą historią, a wyszła z tego taka karykatura. Nijacy, mdli i irytujący bohaterowie, których za nic na świecie nie potrafiłam zrozumieć, żałosna i niezrozumiała fabuła i zakończenie, które niczym mnie nie zainteresowało, aby sięgnąć po kontynuację. Nie oceniam tej książki niżej tylko dlatego, że miałam okazję przeczytać kilka gorszych pozycji. Chciałabym też wspomnieć o tym, że nie wierzę, że ta książka została w takim stanie wydana, ponieważ o ile na początku tego nie zauważyłam, tak im dalej w książkę, tak nie dawało się nie dostrzec, że co chwile jakieś zdania nie trzymały się kupy. Na początku myślałam, że to wina tłumaczenia, ale z ciekawości prześledziłam kilka opinii na Goodreads i okazuje się, że to już w oryginale autorka popełniła wiele gaf, a żaden edytor tego nawet nie wyłapał. Osobiście musiałam momentami czytać pewne fragmenty po kilka razy, żeby pojąc co kto mówi i jaki jest sens w tych słowach. Wierzę, że tłumacz robił wszystko, aby to naprawić, ale czasami nawet najlepsze tłumaczenie nie naprawi tego, co w oryginale nie ma najmniejszego sensu. Podsumowując, jestem zażenowana i zdecydowanie nie polecam.


Meagan Brandy - szaleje na punkcie ciastek, uwielbia też liryczne piosenki. Urodzona oraz wychowana w Kalifornii, wyszła za mąż i doczekała się trzech wspaniałych synów, którzy w zależności od pory roku ciągają ją na różne boiska, ale nie zamieniłaby tego na nic innego na świecie. Starbucks to jej przyjaciel, a słowa utrzymują przy zdrowych zmysłach.


Tytuł: Elita Brayshaw High
Autor: Meagan Brandy
Seria: Brayshaw High. Tom 1
Data premiery: 12 lutego 2020
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 504
Ocena: 3/10

Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Filia.



Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Dzięki za przeczytanie mojego wpisu! Byłoby mi bardzo miło gdybyś zostawił/a komentarz ze swoją własną opinią :)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia