sobota, 4 grudnia 2021

Beth O'Leary - W drogę!


Mały samochód. Pięcioro pasażerów. I całe mnóstwo ich historii.

Kierunek? Miłość! Najnowsza powieść autorki bestsellerowych „Współlokatorów”.

Mały samochód pełen dużych dylematów. Przygotuj się na jazdę bez trzymanki!

To miała być miła podróż do Szkocji na ślub przyjaciółki. Trochę długa, bo licząca 600 kilometrów, ale Addie i Deb dobrze się do niej przygotowały, miały zapas przekąsek i specjalnie na tę okazję przygotowaną playlistę. Kiedy jednak dzień wyjazdu zaczął się od stłuczki z samochodem, który prowadził Dylan, były partner Addie, stało się jasne, że ta podróż nie będzie należała do udanych. Zwłaszcza że w dalszą drogę na ślub muszą ruszyć wspólnie.

Co może być gorszego od utknięcia na wiele godzin w wypchanym po brzegi mini cooperze ze spragnioną przygód siostrą, wciąż przystojnym, ale znienawidzonym ex, jego denerwującym kumplem i trochę dziwnym gościem z Facebooka zabranym na doczepkę?

W małym samochodzie pełnym bagaży i tajemnic oprócz wielu kilometrów pasażerom przyjdzie również pokonać skrywane urazy, frustrację, gniew, a przede wszystkim skonfrontować się z przeszłością.

Ale być może również zdecydować o przyszłości…

No to… w drogę!


"W drogę!" to już trzecia książka Beth O'Leary jaką miałam okazję przeczytać po tym, jak zakochałam się we "Współlokatorach". Tym razem autorka postanowiła wykorzystać jeden z moich ukochanych motywów, jakim jest motyw podróży, więc naturalnie od razu zapragnęłam tę książkę przeczytać. I o ile ten klimat podróży samochodem połączony z wątkiem drugiej szansy był tutaj idealny, tak książka niestety pozostawiła mnie z bardzo mieszanymi odczuciami. Pod pewnymi względami spodobała mi się bardzo, pod innymi... cóż, coś nie do końca wyszło.

Addie i Deb miały zaplanowaną całą podróż na ślub przyjaciółki - przekąski, wyliczoną drogę i postoje, playlisty. I Rodney'a, dziwnego pasażera na doczepkę, który się z nimi zabrał. Jednakże stłuczka z mercedesem krzyżuje ich wszystkie plany, gdy okazuje się, że pasażerami drugiego samochodu są Dylan i Marcus - były chłopak Addie i jego toksyczny przyjaciel. Kiedyś Addie i Dylan byli w sobie szalenie zakochani. Potem wszystko się zepsuło i nie widzieli się przez dwa lata. Jako że wszyscy wybierają się w to samo miejsce, dziewczyny zgadzają się na to, aby Dylan i Marcus dołączyli do nich. Kilkadziesiąt godzin w malutkim aucie ze znienawidzonym eks i jego denerwującym przyjacielem, który odegrał dużą rolę w ich zerwaniu to wręcz przepis na katastrofę. A może szansa na miłość?

"W drogę!" podzielona została na naprzemienne rozdziały z przeszłości i teraźniejszości, dostajemy więc szansę poznania całości historii tych bohaterów ze wszystkimi szczegółami. Jeszcze mi się to chyba nie zdarzyło, ale nie podobała mi się relacja Dylana i Addie z przeszłości. Prawdopodobnie był to świadomy zabieg autorki, więc nie piszę tego jako coś negatywnego, po prostu nie potrafiłam zobaczyć dla nich szczęśliwej przyszłości. Gdy ich poznajemy, spotykają się po raz pierwszy w pięknym miasteczku we Francji, gdzie zakochują się do siebie do szaleństwa i nikt, ani nic, nie staje im na drodze. Kiedy jednak uderza w nich prawdziwe życie i pojawiają się pierwsze problemy, okazuje się, że zupełnie nie potrafią ze sobą rozmawiać i tak naprawdę nic o sobie nie wiedzą. Problemem staje się przede wszystkim najlepszy przyjaciel Dylana, Marcus, który ciągle pakuje się w kłopoty. Addie zaczyna czuć się jakby była w tym związku na drugim miejscu, gdy Dylan ciągle rzuca mu się na pomoc, ale boi się z nim o tym porozmawiać, aby nie wyjść na wyrodną dziewczynę. Nie pomaga też fakt, że Marcus wyraźnie jej nie znosi i świadomie ciągle doprowadza do konfliktów między nią, a Dylanem. Dylan natomiast nie wie co robić, ponieważ kocha ich oboje. Jak można być z kimś w związku, budować razem życie, jeśli przestaje się ze sobą rozmawiać o tak ważnych rzeczach? Jeśli nie stawia się związku na pierwszym miejscu i nad nim nie pracuje? To najlepsza droga to tragedii i śledzenie wydarzeń z ich przyszłości właśnie tym było: jedną wielką zbliżającą się katastrofą. Ciężko było znaleźć jakieś urocze, radosne sceny z tą dwójką, bo ciągle coś się psuło, przez co miałam wrażenie, że oni po prostu do siebie nie pasują. Strasznie mnie to zaczynało męczyć i frustrować, bo mam wrażenie, że te złe momenty kompletnie przeważyły te dobre i ja sama zaczęłam tracić wiarę w to, że ten związek ma jakąkolwiek szansę bytu.

Ogromnym plusem i powodem, dla którego ta książka ostatecznie nie dostała ode mnie złej oceny jest ta część z teraźniejszości. Nie tylko wyruszamy z bohaterami w podróż samochodem na ślub bliskiej przyjaciółki Dylana i Addie, gdzie dochodzi do wielu przezabawnych sytuacji, ale bohaterowie są teraz zupełnie innymi ludźmi i ich przemiana sprawiła, że nie mogłam się tych rozdziałów doczekać, bo właśnie na nich się tak dobrze bawiłam. Kiedy jest się ściśniętym w jednym samochodzie przez kilkadziesiąt godzin z osobą, która kiedyś znaczyła dla ciebie tak wiele, oczywiście na jaw zaczną wychodzić dawne uczucia i niewypowiedziane słowa. Odetchnęłam z ulgą kiedy Addie i Dylan wreszcie zaczęli ze sobą szczerze rozmawiać, a jednocześnie frustrowało mnie to, że musieli zostać dosłownie ściśnięci razem w jednym aucie żeby po tylu latach porozmawiać o rzeczach i obawach, które mogli obgadać lata temu i rozwiązałaby się połowa ich problemów.

Mój problem wynika jednak nie z samej fabuły, bo chociaż owszem - była frustrująca i nieidealna, to jednak od początku do końca czytałam tę książkę z szybko bijącym sercem zaintrygowana co takiego się wydarzyło, że doszło do zerwania Addie i Dylana na dwa lata. Nie, moim największym problemem byli bohaterowie, a już szczególnie Marcus. Nie chcę napisać, że to czarny charakter tej książki, bo trudno tak nazwać osobę z wieloma problemami i skłonnością do toksycznych reakcji, ale do samego końca nie udało mi się go polubić, chociaż autorka wyraźnie starała się wytłumaczyć jego zachowanie. Przez te lata wypowiedział tyle okrutnych słów do Addie, posunął się do tylu okropnych czynów i wykorzystywał przyjaźń Dylana, że zupełnie nie pokryło mi się to z końcowymi rewelacjami, które zaserwowała nam autorka. Trochę wydawało mi się to wyssane z palca, tylko po to, żeby jakoś wybielić jego postać. I jeśli mam być szczera, za Dylanem też szczególnie nie przepadam. Polubiłam go trochę bardziej już kiedy przeskoczyliśmy o kilka lat, ponieważ wyraźnie wpłynęło na niego zerwanie z Addie i dało mu do myślenia na temat toksyczności jego przyjaźni z Marcusem, ale nie jestem pewna, czy do końca uwierzyłam w tę przemianę. Potrafił być okropnie ślepy, uprzywilejowany, snobistyczny i egoistyczny.

Addie polubiłam chyba najbardziej, bo chociaż nie zgadzam się z jej wszystkimi decyzjami i jak każdy inny bohater kilkukrotnie mnie rozczarowała, tak najbardziej potrafiłam zrozumieć motywy jej poczynań. Cieszę się też, że nie pozwoliła na to, aby ktokolwiek ją źle traktował i uważam, że zerwanie z Dylanem na te dwa lata dobrze jej zrobiły. Zresztą, dobrze zrobiło to im obojgu, a szczególnie ich związkowi. Ciężko mi jednoznacznie ocenić tę książkę, bo rozumiałam zachowanie bohaterów i podobała mi się zawiłość fabuły, ale jednocześnie czytanie ich historii w dużej mierze nie przyniosło mi przyjemności i mnie po prostu męczyło. Pod tym względem ta historia była kompletnie inna niż poprzednie powieści Beth O'Leary, które były bardziej lekkimi, uroczymi komediami romantycznymi. Nie wiem, może zabrakło dobrej równowagi między wydarzeniami z przeszłości a teraźniejszości? Rozdziały "wtedy" czytałam sfrustrowana, zdenerwowana, przytłaczało mnie to poczucie beznadziei i ciągłe problemy, natomiast rozdziały "teraz" były lekkie, zabawne i przyjemne, ale znowu oparte głównie na problemach z Marcusem. I o ile zazwyczaj nie mam z tym problemu, to skakanie między przeszłością, a teraźniejszością strasznie wytrącało mnie z równowagi, zwłaszcza, że momentami te wydarzenia nie miały ze sobą żadnego powiązania. Chyba wolałabym jakby autorka podzieliła książkę na pół, zamiast takiego skakania między jedną częścią, a drugą.

"W drogę!" to z pewnością zupełnie inna historia niż poprzednie książki autorki, więc jeśli spodziewacie się czegoś w stylu "Współlokatorów" to niestety zostaniecie mocno rozczarowani. Mało tu uroczych i wywołujących uśmiech na twarzy sytuacji i chociaż oczywiście zdarzały się zabawne momenty, to w dużej mierze jest to historia o grupie toksycznych ludzi, którzy podejmują jedną beznadziejną decyzję za drugą. Jest to zupełne przeciwieństwo tego, czego oczekiwałam po okładce i opisie, przez co skończyłam rozczarowana. Poza tym czytając romanse powinniśmy chcieć, aby główni bohaterowie byli razem pomimo wszystkich przeciwności losu, a ja nie do końca jestem pewna, czy kibicowałam Addie i Dylanowi. Czy książkę polecam? Nie wiem. Myślę, że sami najlepiej zdecydujecie czy lubicie tego typu historie.



BETH O'LEARY to brytyjska autorka. Absolwentka filologii angielskiej, zaczynająca swoją karierę w wydawnictwie publikującym książki dla dzieci. Mieszka na przedmieściach Londynu, swoją pierwszą powieść napisała w podmiejskim pociągu. Teraz jest pełnoetatową powieściopisarką, która jeśli akurat nie pisze, na pewno czyta coś porywającego, owinięcia kocem, z filiżanką herbaty w ręce.




Tytuł: W drogę!
Autor: Beth O'Leary
Tytuł w oryginale: The Road Trip
Data premiery: 29 września 2021
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 416
Ocena: 6.5/10

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Albatros :)





Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Dzięki za przeczytanie mojego wpisu! Byłoby mi bardzo miło gdybyś zostawił/a komentarz ze swoją własną opinią :)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia