Rob i Anna poznali się na studiach i od tamtej pory ich miłość jedynie wzrastała na sile. Gdy na świat przychodzi ich syn, Jack, wydaje się, że ich życie nie mogłoby być szczęśliwsze. Jest ich oczkiem w głowie i źródłem bezgranicznego szczęścia. Niestety w wieku pięciu lat, Jack wykazuje objawy, które niepokoją rodziców. Podczas wizyty u lekarza, chłopiec zostaje zdiagnozowany z nowotworem mózgu. Zrozpaczeni rodzice pragną zrobić wszystko, aby wyleczyć swojego ukochanego syna i zwyciężyć z niespodziewaną chorobą. Przed nimi kręta droga, pełna żalu, rozpaczy, nadziei, bezsilności, a w końcu uzdrowienia.
"Niebo na Własność" nie jest typową lekturą po jaką zazwyczaj sięgam. Tym bardziej, że porusza tematykę ciężkiej, śmiertelnej choroby, a ja z wielu powodów zawsze takowej unikałam. Nigdy nie czułam się na siłach, by czytać książki o ludzkim cierpieniu, bo jestem z natury osobą emocjonalną i wrażliwą, a takie autentyczne, surowe historie na długo zostają w moich myślach i nie dają spokoju. Sięgam po książki z happy endami, bo przy nich czuję się bezpiecznie i są pewną odskocznią od przykrego, trudnego codziennego życia. Dlatego przeczytanie tej pozycji było dla mnie pewnym wyzwaniem, którego zapragnęłam się podjąć.
Luke Allnutt do tej pory był dla mnie autorem nieznanym. "Niebo na Własność" to jego debiut - według mnie bardzo udany. Książka powstała jakiś czas po tym, jak sam autor został zdiagnozowany z nowotworem jelita grubego. Była wyrazem jego strachu i przerażenia, przytłaczających uczuć związanych z niespodziewaną chorobą.
Już sama świadomość, że historia opowiada o Jacku, kilkuletnim dziecku u którego zdiagnozowano ciężki rodzaj raka mózgu, sprawiła, że o wiele trudniej było mi podejść do tej lektury niż do każdej innej. Autor w ciągu tych kilkuset stron przedstawia nam historię Anny, Roba i Jacka, począwszy już od pierwszego spotkania Anny oraz Roba. Opowiedziana oczami ojca daje nam możliwość zajrzenia wgłąb człowieka, któremu przychodzi zmierzyć się z ciężką chorobą ukochanego syna.
"Niebo na Własność" to książka, która ukazuje przykry porządek świata. Jack jest jedynie pięcioletnim chłopcem, kiedy pojawiają się pierwsze objawy groźnej choroby. Problemy z koncentracją, zawroty głowy, aż w końcu przykra diagnoza raka mózgu. Poznajemy go jako młodego, pełnego energii i pasji chłopca, który ma ogromne zamiłowanie do wspinania się na ogromne budowle i robienia z nich zdjęć. Obserwowanie jak choroba powoli wyniszczała jego zapał do życia złamała moje serce, a przecież nigdy nie przyszło doświadczyć mi tego na własnej skórze. Czytanie tej lektury uświadomiło mi jak kruche jest życie każdego człowieka. Przecież każdy z nas jest świadomy swojej śmierci, która jest nieodłącznym elementem naszego życia, ale to dopiero w chwilach takich jak strata kogoś bliskiego, uświadamiamy sobie, jak szybko, łatwo i niespodziewanie może do tego dojść. Jednego dnia tworzenie planów, cieszenie się z życia i korzystanie z niego może być dla nas najnormalniejszą czynnością, a drugiego niespodziewanie staje się to czymś niewłaściwym. Wystarczy dosłownie chwila, by czyjeś życie zmieniło się już na zawsze.
Strata dziecka to najgorsze co może przydarzyć się rodzicom i historia utraty Jacka przez Annę i Roba absolutnie złamała moje serce. Luke Allnutt ukazał jak różnie każdy człowiek reaguje na żałobę, jak desperacko pragnie uratować swoje dziecko przed śmiercią i do czego jest zdolny się posunąć, sprawiając, że wielokrotnie byłam na skraju łez. Lektura takich książek zmusza do refleksji nad tym, jakie szczęście mamy posiadając to, co jest dla nas najważniejsze i sprawia, że natychmiastowo bardziej to doceniamy. W końcu ilu z nas bierze na pewnik pewne osoby, rzeczy, nie zdając sobie sprawy, że tak szybko może tego zabraknąć?
Mogłabym się przyczepić do kilku rzeczy. Między innymi do postaci Anny i Roba, których naprawdę starałam się zrozumieć i polubić, ale nie udało mi się tego dokonać. W wielu momentach tak naprawdę mnie od siebie odpychali. Ale może właśnie tak powinno być? W końcu każdy człowiek reaguje zupełnie inaczej na ciężkie sytuacje, czasami zupełnie nie myśląc przy tym racjonalnie. Koniec końców to właśnie ich zachowanie nadało książce realizmu, jaki bardzo cenię sobie w tego typu literaturze.
"Niebo na Własność" bez dwóch zdań jest lekturą wartą przeczytania, porusza zakamarki naszej duszy. Jest ostoją i nadzieją dla tych, którzy zmagali się z chorobą, albo utracili kogoś bliskiego. Napisana przez człowieka, kto doskonale rozumie jak to jest kiedy jednego dnia życie może stanąć do góry nogami, jak trudno jest zacząć żyć od nowa po tragedii, która zmienia człowieka. Wystarczy uświadomić sobie jakie znaczenie skrywa za sobą sam tytuł, by lektura nie opuściła naszych myśli przed długi czas. Autor wielokrotnie posunął się o wręcz poetyckie poruszenie niektórych spraw, które sprawiły, że z pewnością na niektóre rzeczy będę patrzeć teraz inaczej. Zdanie z okładki idealnie podsumowuje przesłanie książki - kiedy wszystko jest stracone, liczy się tylko miłość. Bo w najtrudniejszych momentach życia bez miłości ciężko byłoby nam przetrwać. Zdecydowanie polecam sięgnąć po tę książkę, jest jedną z tych, która na długo zostaje w naszych sercach.
Tytuł: Niebo na Własność
Autor: Luke Allnutt
Tytuł oryginału: We Own The Sky
Data premiery: 17 lipca 2018
Wydawnictwo: Otwarte
Ocena: 9/10
Za egzemplarz i możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwartemu.
Właśnie dziś zaczęłam czytać tę książkę i czuję,że nie będzie mi łatwo ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńTakie książki nigdy nie są łatwe, ale warte każdej łzy. Powodzenia!
UsuńNa razie nie dam rady przeczytać żadnej wypełnionej smutkiem i bólem książki - brakuje mi siły na to. Szukam czegoś lekkiego, ale tytuł sobie zapiszę i wykorzystam już niedługo!
OdpowiedzUsuńPOCZYTAJ ZE MNĄ
To zrozumiałe, na takie książki trzeba być emocjonalnie przygotowanym. Mimo wszystko dobrze, że jej nie skreślasz, bo warto kiedyś przeczytać :)
UsuńOkładka jest prześliczna. Mam ją w planach, ale coś czuję, że nie raz uronię łzy :(
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
Mnie też ta okładka oczarowała. Pewnie tak będzie, bo ja też byłam temu bliska, ale chyba nie pozostaje nic innego, jak pozwolić sobie na płacz ;p
UsuńZgadzam się, że to lektura warta poznania. We mnie łez wzruszenia nie wywołała, ale podobało mi się w jaki sposób autor przedstawił tę historię :)
OdpowiedzUsuńMyślę że jest to książka dla mnie a jej okładka jest piękna!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Grovebooks :)
Super! I tak, okładka jest śliczna :D
Usuń