Mason i Grace studiują na tej samej uczelni, ale nie pozostają w żadnych zażyłych relacjach. Sytuacja zmienia się radykalnie, kiedy Grace postanawia nieco schudnąć, a Mason zaczyna pełnić funkcję jej personalnego trenera. Był ostatnim facetem, którego opinią na swój temat by się przejmowała, a że kiedyś ona oddała mu przysługę, uznała, że nadszedł czas na rewanż.
Generalnie Grace wcale nie uważa, że musi zeszczupleć – podświadomie czuje, że powinna zadowolić despotyczną matkę i swojego chłopaka.
Nie da się ukryć, poczucie własnej wartości jest u Grace żałośnie niskie. Tak bardzo, że gotowa jest poświęcić swoje marzenia i zrezygnować z przesłuchań i ze kariery na scenie. Nie chce dłużej poddawać się niczyjej presji, nie zostanie wokalistką.
Pod wpływem Emery, swojej przyjaciółki, postanawia jednak udowodnić coś sobie – i jej. Przesłuchanie wygrywa, ale członkinią zespołu wciąż nie chce być.
Mason, który w zespole gra na gitarze i trochę śpiewa, doskonale zdaje sobie sprawę, ile warta jest Grace, jej profesjonalne przygotowanie oraz znakomity głos. Jeśli zespół ma mieć jakiekolwiek szanse na wygraną w konkursie, do czego się właśnie przygotowuje, i na dalszą karierę w showbiznesie, może to osiągnąć tylko z Grace w roli wokalistki.
Podejmuje więc usilne starania, aby ją przekonać…
Nie mogę wytrzymać tego, jak teraz między nami jest, okej? Kiedy to... to "może" unosi się nad nami, ale oboje wiemy, że nigdy się nie zrealizuje.
Grace i Mason znają się od dawna, ale poza jedną przysługą, jaką było zaśpiewanie w zastępstwie za wokalistkę w zespole Masona na jednym koncercie, tak naprawdę w ogóle nie mieli ze sobą do czynienia. Cóż, nie licząc jednego pocałunku podczas gry na imprezie. Jedyny kontakt jaki ich łączy, jest przez ich wspólnych znajomych. Kiedy pod wpływem słów wymagającej matki i chłopaka Grace postanawia schudnąć, zwraca się o pomoc w treningach do Masona. Wie, że chłopak ma doświadczenie w wymagających ćwiczeniach i nie będzie jej oceniał, a poza tym wisi jej przysługę. Gdy jej przyjaciółka Emery rzuca jej wyzwanie polegające na wzięciu udziału w przesłuchaniu na nową wokalistkę w zespole Masona, Grace pomimo wielu zastrzeżeń, postanawia spróbować, aby sobie coś udowodnić. Niespodziewanie jednak zostaje wybrana na nową członkinię zespołu. Mason i Grace zaczynają spędzać ze sobą coraz więcej czasu, poznając się bliżej i zaprzyjaźniając. Nie podoba się to jednak dziewczynie Masona, z którą jest w burzliwym związku. Grace także nie czuje się z tym dobrze, gdy na każdym kroku daje o sobie znać jej niskie poczucie wartości i brak wiary. Żadne z nich nie potrafi jednak zaprzeczyć nasilającej się chemii, jaka się między nimi pojawia.
Myślę, że jeśli przeczytaliście poprzednie części, to nie muszę wam przedstawiać ani Masona, ani Grace. Mason to chłopak, którego poznaliśmy już w pierwszym tomie, gdy Emery na powitanie przywaliła mu w nos. Jako jej współlokator bardzo często się przewijał w tle, zresztą to dzięki jego głupiemu zachowaniu Emery i Dylan się do siebie zbliżyli. Studiuje muzykę, jest członkiem zespołu, gdzie śpiewa i gra na gitarze, a poza tym przez dobre trzy części śledziliśmy jego przygody z Jenną - jego dziewczyną, z którą ciągle się rozstaje i schodzi. Jenna jest dla niego bardzo ważna, na tyle, że jest bardzo dużą częścią jego planów na przyszłość. Chyba nie muszę tu tego mówić, ale osobiście nie znoszę Jenny i tego wodzenia za nos, bo za każdym razem to Mason musiał być na każde jej zawołanie i to ona doprowadzała do ich zerwań. Ta dziewczyna działała mi na nerwy już od pierwszego tomu i zdecydowanie nie zasługiwała na dobre serce Masona, który tak w nich wierzył. Miło było jednak poznać spojrzenie Masona na to wszystko, co do tej pory śledziliśmy jedynie oczami innych bohaterów. Okazuje się, że sytuacja wcale nie jest taka prosta.
Grace i ja? Nigdy nie przypuszczałem, że było to możliwe. Może właśnie dlatego tak mnie trafiło. Nagle stała się częścią mojego życia, najpierw malutką, potem zaczęła być coraz ważniejsza. Tak ważna, że pod żadnym pozorem nie chciałem jej znowu wypuścić z rąk. [...] Chciałem mieć ją tuż obok, chciałem ją całować, obejmować publicznie, śmiać się z nią, pisać z nią wspólnie muzykę i co noc doprowadzać do rozkoszy.
Grace także dobrze znamy, bo dzieli ją wspólna przeszłość z Emery. Dziewczyna uciekła z domu rodzinnego, aby zacząć nowy rozdział. Szybko jednak przekonała się, że wredne i oceniające komentarze jej matki podążają za nią nawet na drugi koniec kraju i już do końca życia będą gdzieś z tyłu jej głowy. Docinki na temat jej figury, zachowania, wszystko to skończyło się na tym, że Grace ma o sobie bardzo niskie mniemanie. Gdy w żartach słyszy nieprzyjemny komentarz z ust swojego chłopaka, Grace postanawia wziąć się za siebie i narzucić na sobie rygorystyczne ćwiczenia. Takim też trafem ląduje w mieszkaniu Masona, prosząc go o przysługę w formie wojskowych ćwiczeń. Historia Grace łapie za serce, bo na pewno nie jedna osoba wie, jak przykre słowa mogą na nas wpłynąć. Nasza główna bohaterka była gotowa się wykończyć, aby tylko uciszyć głosy matki i udowodnić jej, że może mieć idealną figurę. Wiele z wydarzeń z przeszłości wpłynęło na to, że Grace przestała publicznie śpiewać i występować dla samej zabawy, dlatego tak długo zeszło jej się zgodzenie na bycie częścią zespołu Masona, a nawet i po tym nic nie było dla niej proste. Muszę przyznać, że Grace to chyba moja ulubiona bohaterka zaraz po Emery, bo czułam się z nią połączona i bardzo dobrze rozumiałam jej zachowanie.
Najbardziej frustrujące było śledzenie tego jak Grace i Mason wokół siebie krążyli, i ciągle uciekali od tego, co oczywiste. Chemia między nimi daje o sobie znać od samego początku, chociażby w tym, że oboje przyznają się do tego, iż nie mogą zapomnieć o pijackim pocałunku sprzed miesięcy. Bardzo podobało mi się to, że autorka najpierw rozwinęła ich przyjaźń, bo dzięki temu ich relacja była bardziej wartościowa i nie czułam się tak, jakby coś było przyśpieszone i wymuszone. To właśnie takie subtelne znaki i stopniowe zmiany sprawiają, że zaczynam bohaterom kibicować, a tej dwójce zdecydowanie życzyłam szczęścia. Obydwoje napotykają na drodze do bycia razem wiele przeszkód, ale naprawdę warto jest poczekać. Zdecydowanie czytało się tę część lżej niż chociażby historię Tate i Trevora, która była wręcz bolesna, ale i ta dwójka swoje musi wycierpieć. Dlatego szykujcie się na emocjonalną przygodę, bo to wam Grace i Mason z pewnością zapewnią.
- Nie miałaś racji.- W czym?- Że będę tego żałował. Że to nie było warte podjęcia ryzyka - oparł czoło o moje i wziął głęboki wdech. - To jest warte ryzyka i nie będę tego żałował. Ani dzisiaj. Ani jutro. Ani nigdy.
W tej części autorka skupia się także na innej, dobrze już nam znanej parze, a mianowicie na Dylanie i Emery (z "First Last Look"). Nie będę ukrywać, ich historia jest moją ulubioną i za każdym razem, kiedy ktoś wspominał ich kryzys, nosiło mnie i przestawałam zwracać uwagę na wszystko inne. W pewnym momencie zwątpiłam w którą stronę autorka chce pójść z tą dwójką i uwierzcie mi, łamało mi się serce. Jednocześnie jestem wdzięczna, że Bianca zrobiła pełne koło i wrzuciła trochę informacji na temat pary, od której to wszystko się zaczęło. Zdecydowanie mniej było innych bohaterów, zabrakło Elle i Luke'a, czy Tate i Travisa, bo chociaż gdzieś się tam pojawiali, to jednak nie w takim stopniu, jak Emery i Dylan. Ale i tak doceniam to, że słuch o nich nie zaginął i ciągle są w jakimś stopniu obecni.
"First Last Song" utrzymuje wysoki poziom swoich poprzedniczek i wywołuje wiele emocji. Grace i Mason mnie w sobie rozkochali, kibicowałam im przez całą książkę. Dodatkowo cała część oparta jest na muzyce, bez której osobiście nie wyobrażam sobie życia, co było dodatkowym plusem. Ta historia to nie tylko powieść miłosna, ale też historia o akceptacji siebie i przyjaźni. Zakończenie tej części sprawiło, że łzy stanęły mi w oczach, bo uderzyło we mnie, że przecież raz na zawsze żegnam się już z tymi bohaterami, których tak bardzo zdołałam pokochać. Z reguły łatwo się przywiązuję do bohaterów, więc kiedy wszyscy się żegnali, ja sobie ocierałam oczy. Z bólem serca przekręciłam ostatnią stronę. Pożegnaliśmy Emery, Dylana, Elle, Luke'a, Tate, Trevora, Masona i Grace, ale przecież to nie musi być koniec. Wszystkie cztery książki były na swój sposób wyjątkowe i z pewnością do nich jeszcze nie raz wrócę. Jednocześnie polecam wam sięgnąć po ostatni tom, bo z pewnością go pokochacie! :)
(Aktualizacja) Uwaga! Teraz książkę dostaniecie już w wersji papierowej, więc zainteresowanych odsyłam do linków poniżej :)
BIANCA IOSIVONI to niemiecka autorka romansów i powieści fantasy. Zaczęła pisać już w wieku kilkunastu lat. Od zawsze miała głowę pełną pomysłów, a odkąd w pełni poświęciła się pisarstwu, przestała walczyć z ich zalewem. Studiowała nauki społeczne w Hanowerze. W 2017 roku ukazała się powieść jej autorstwa zatytułowana "First Last Look".
Tytuł: First Last Song
Autor: Bianca Iosivoni
Tytuł w oryginale: Der letzte erste Song
Seria: Firsts. Tom 4
Data premiery: 8 kwietnia 2020
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 392
Ocena: 9/10
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar!
Chociaż nie uważam tej serii za najlepszą jakościowo, ta książka mi się podobała :) Od początku byłam ciekawa losów tej pary!
OdpowiedzUsuńMoże i najlepsza nie jest, a jednak czyta się bardzo przyjemnie :D Mnie też Mason i Grace od początku intrygowali!
UsuńCzytałam i mi się podobała :)
OdpowiedzUsuńPoziom z poprzednich tomów utrzymany ;)
OdpowiedzUsuń