Raeve pracuje dla grupy rebeliantów jako elitarna zabójczyni. Jej zadaniem jest wykonywać rozkazy i nie dać się złapać. Do czasu, kiedy rywal Raeve, łowca nagród, obraca w gruzy jej świat, a on a sama wpada w ręce Gildii Szlachty, grupy wpływowych fae.
Kaan Vaegor, jeździec smoków, pogrążony w żałobie po stracie bliskiej osoby, przejmuje władzę w sąsiednim królestwie. Aby ukoić niedający mu spokoju ból serca, wyrusza w podróż, która zaprowadzi go do pilnie strzeżonego więzienia o zaostrzonym rygorze. Tam natyka się na uwięzioną Raeve.
Razem muszą zmierzyć się z prawdą o swojej przeszłości.
Nie będę ukrywać, że do przeczytania "Kiedy wykluł się księżyc" skusiły mnie smoki, motyw, na punkcie którego oszalał w ostatnich latach cały książkowy świat. Poza tym niewiele na temat tej książki czy autorki wiedziałam, więc można powiedzieć, że czytałam ją w ciemno. I chociaż jestem zachwycona światem przedstawionym i tym, jak szczegółowo został dopracowany, nie do końca wiem jak ją ocenić, bo mam wrażenie, że książka podobałaby mi się o wiele bardziej, gdyby nie była aż tak rozciągnięta - przez to czytałam ją przez niemal dwa tygodnie z przerwami i z każdym kolejnym rozdziałem bawiłam się coraz gorzej.
Raeve pracuje dla rebeliantów jako zabójczyni i ma w rękawie wiele sztuczek, które pozwalają jej pozbyć się największych łajdaków w królestwie i nie zostać przy tym złapaną. Wszystko się jednak sypie, gdy jeden z łowców nagród odbiera jej jedyną osobę, na której jej zależy, rozwalając jej cały świat. Raeve wpada w ręce Gildii Szlachty i czeka na rozprawę, w której może zostać skazana na śmierć za swoje morderstwa. Poddana torturom z resztkami godności przygotowuje się na swój koniec, gdy w więzieniu pojawia się Kaan Vageor - młody król sąsiedniego królestwa, jeździec smoków i jeden z braci Vaegor, o których krążą same złe plotki. Kaan leczy złamane serce po śmierci bliskiej mu osoby, poszukując sposobu na złagodzenie cierpienia i niespodziewanie odkrywa uwięzioną Raeve, której widok zmusza go do zmierzenia się z trudną przeszłością.
Jak to z high fantasy, świat stworzony przez Sarah A. Parker pełen jest niuansów, pełnych szczegółów opisów i postaci oraz stworzeń, w których łatwo się pogubić. Prawdopodobnie gdyby nie ściąga zawarta na końcu książki nie zrozumiałabym większości obcych słów, o których czytałam, bo autorka raczej stroni od wyjaśniania ich na kartach książki (co moim zdaniem jest minusem). To historia, która robi wrażenie, jest dopracowana w każdym calu, intrygująca - a przynajmniej w tych chwilach, gdy nie sposób się oderwać od kolejnych rozdziałów, bo chce się wiedzieć, co dalej. Bywały niestety też takie momenty, gdy ta ilość zawoalowanych opisów, często niepotrzebnych, bo nie wnosiły do fabuły nic znaczącego, mnie nużyła i wydłużała lekturę bardziej, niż to konieczne. Na siedemset stron spokojnie można było uciąć jakieś dwieście i niewiele by się zmieniło, poza tym, że może lektura byłaby bardziej dynamiczna.
Ciężko mi napisać tę recenzję, bo minęło już parę dni, odkąd książkę skończyłam i coraz bardziej jestem niepewna, jakie mam wobec niej odczucia. Jeśliby spojrzeć na samo sedno tej historii, to tak naprawdę nie mamy tutaj nic odkrywczego. Wielu wątków można się domyślić, jeśli czytało się inne popularne tytuły fantasy (albo sobie je zaspoilerować, jak zrobiłam to ja, zaglądając na koniec książki do terminologii, gdzie na pierwszej stronie można się natknąć na największy plot twist), tym bardziej, że odpowiedzi można znaleźć między wierszami, jeśli czyta się wystarczająco uważnie. Raeve jest też dość typową bohaterką, jakich wiele - zabójczyni z ciętym językiem, niedoceniana kobieta, która w rzeczywistości ma ogromną siłę i inteligencję. Zaskakująco mało rzeczy w tej historii prawdziwie zaskakuje.
Największe wrażenie robi jednak nie sam "szkielet", a ciężka praca, jaka musiała zostać włożona w opracowanie skomplikowanego systemu magii, obmyślenie całej masy fantastycznych postaci i stworzenie kompletnie nowego świata. Nie będę ukrywać, dłuższy czas zajęło mi wkręcenie się w akcję, przyzwyczajenie do lirycznego stylu pisania autorki (momentami aż za bardzo skomplikowanego, przynajmniej w moim odczuciu) i zrozumienie tego złożonego systemu magii oraz folkloru. Jednak kiedy już przyswoiłam najważniejsze informacje i kolejne elementy zaczęły wskakiwać na miejsce, mogłam w końcu docenić całą resztę. Może nie jest to do końca mój preferowany styl, ale jestem pod wrażeniem pracy, w jaką autorka musiała włożyć w tę powieść.
Tym samym uważam, że czasami było tego wszystkiego po prostu... za dużo. Rozwlekłe opisy, skomplikowane wyrażenia, które można było uprościć, aby czytało się książkę płynniej - aż jestem pod wrażeniem pracy tłumacza, który musiał to wszystko rozpracować i sensownie skleić w całość. Czasami to jak najbardziej pasowało, a czasami zwyczajnie przedłużało lekturę do tego stopnia, że musiałam sobie robić przerwy. Równie dezorientujące były wrzucane od czasu do czasu rozdziały z perspektywy innych postaci, z czego niektóre w pełni rozumiałam, a inne nie miały kompletnie sensu. Być może taki był zamysł autorki, a wszystko zostanie w końcu wyjaśnione, ale dla mnie było to odrobinę frustrujące, bo książkę kończymy bez odpowiedzi na wiele ważnych pytań.
Jeśli sięgacie po tę historię dla romansu, to ostrzegam - szykujcie się na bardzo, bardzo powolny slow burn. Zdecydowanie określiłabym tę książkę fantastyką z elementami romansu w tle, niż odwrotnie. Dla mnie to nie ma znaczenia, lubię dobre fantasy, jeśli świat mnie w pełni angażuje, ale i tak uważam, że sam romans tutaj pozostawia wiele do życzenia. Wątek Raeve i Kaana rozwija się powoli, ale nietrudno się domyślić, w którą stronę autorka kieruje ich historię. Najbardziej emocjonalne są rozdziały z perspektywy Kaana, w których dowiadujemy się trochę więcej na temat jego przeszłości. Uważam jednak, że wątek tej dwójki wymaga jeszcze dużego dopracowania i rozwinięcia, więc mam nadzieję, że właśnie na tym skupimy się w drugim tomie.
Myślę, że "Kiedy wykluł się księżyc" to jedna z tych książek, która oferuje wiele i w samym sercu jest bardzo angażującym światem, ale jednocześnie bywa żmudnym doświadczeniem czytelniczym. Chciałabym, aby w drugim tomie autorka trochę lepiej rozwinęła elementy, które tutaj giną - takie, jak smoki, związany z nimi lore, a nawet charakterystyka fae, która zupełnie nie jest tutaj wyjaśniona. A zwłaszcza wątki związane z historią Kaana i Raeve, bo jest cała masa rzeczy wymagających dopracowania. Ostatecznie jestem ciekawa dalszych losów bohaterów i z pewnością sięgnę po kontynuację, ale nie wiem, czy poleciłabym ją każdemu - na pewno nie spodziewajcie się szybkiej i prostej lektury romantasy w stylu "Fourth Wing" (a takich porównań widziałam mnóstwo).
SARAH A. PARKER urodziła się w Nowej Zelandii. Spędziła dzieciństwo na farmie, wśród pastwisk i lasów, gdzie zaczęła obmyślać swoje historie. Teraz mieszka w Australii z mężem, trójką dzieci, psem i mnóstwem roślin. Od jakiegoś czasu kreowane przez siebie opowieści przelewa na papier.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Dzięki za przeczytanie mojego wpisu! Byłoby mi bardzo miło gdybyś zostawił/a komentarz ze swoją własną opinią :)