czwartek, 18 stycznia 2018

Bonusowa świąteczna scena z "The Consolation Duet" Corinne Michaels!


Wiele autorów publikuje dodatkowe lub usunięte sceny ze swoich książek na blogach czy stronach internetowych. Kiedy przeglądałam inne książki Corinne Michaels, do ręki wpadła mi bonusowa scena ze świętami Natalie i Liama, i od razu wiedziałam, że muszę się nią z wami podzielić. Chociaż święta już minęły, z pewnością miło będzie się wam ją czytało. Przetłumaczyłam ją osobiście, więc prosiłabym tekstu nie udostępniać. No i radzę nie czytać, jeśli nie zapoznaliście się najpierw z Consolation i Conviction, bo akcja dzieje się już daleko po zakończeniu książek, więc możecie sobie kilka rzeczy zaspoilerować :) Miłego czytania!






- Kochanie? Możesz tu podejść? – Liam woła z salonu, gdzie powinien ustawiać choinkę. To nie może być nic dobrego.

- Co do cholery? – wydaję zduszony okrzyk, gdy wchodzę do pokoju. Tylko on. Tylko mój mąż mógł przywiązać drzewko do sufitu i do nóg kanapy oraz pianina. – Liam! To nie jest namiot! To choinka.

- Ciągle się wywracała, więc ją naprawiłem – promienieje dumą.

Nawet nie mam słów, aby opisać idiotyzm, który tkwi w tym jakże wspaniałym, utalentowanym, mężczyźnie, który właściwie jest geniuszem. Bo naprawdę? Uwiązać drzewko?

- Napraw ją jeszcze raz! Naprawdę myślisz, że to zadziała? Aarabele potknie się o liny, nawet nie wspominając o twoim synu, który wkłada wszystko do buzi! – kręcę głową w niedowierzaniu.

Zakłada ręce i spogląda na swoją robotę. – Wszystko będzie w porządku. Stoi rzetelnie, w porównaniu z tym jak było jeszcze piętnaście minut temu. Plus, nawet nie musiałem użyć taśmy.

Moje życie z Liamem zawsze jest pełne niespodzianek. Trzyma mnie w gotowości, to na pewno. To pierwsze święta Shane’a i daliśmy z siebie wszystko. Odwiedziliśmy moich rodziców w Arkansas, potem polecieliśmy do Ohio, żeby zobaczyć się z jego tatą. Na szczęście daliśmy radę wrócić do domu, aby spędzić święta pod własnym dachem. Ale to oznaczało, że dostaliśmy ostatnią dostępną choinkę. Była o pół metra za wysoka i musieli ją uciąć, aby się zmieściła, ale nadal jest za duża.

To jest po prostu niedorzeczne. – Jesteś niepoważny, Liam! Sznur jest praktycznie przybity do sufitu!

Postanawiam wyjść z pokoju zanim powiem coś głupiego – świąteczna radość i te sprawy – ale jego silne ramiona oplatają się wokół mojej sylwetki. Tak bardzo jak mam ochotę go odepchnąć, nie potrafię. Jego dotyk rozmiękcza moje serce, a cała moja złość znika. Wszystko w naszym wspólnym czasie jest wyjątkowe.

- Lee – szepcze do mojego ucha. – Jest szansa, że nie będzie mnie tu w następne święta. Naprawdę chcesz je spędzić wkurzając się o choinkę?

Niech go diabli.

Moja głowa odsuwa się w bok, gdy ociera się zarostem o moją szyję. – Dlaczego sprawiasz, że tak łatwo ci wybaczam?

- Bo mnie kochasz.

- A i tak ciągle mnie denerwujesz.

-Athair! – Aarabelle wbiega do pokoju, witając Liama słowami „tato” po celtycku i zatrzymuje się, spoglądając na choinkę. – Uh oh – mówi, odwracając się do Liama.

Obydwoje się śmiejemy, a on całuje mnie w szyję. – Idź przyrządzić talerz dla Mikołaja, kobieto – daje mi klapsa w tyłek, łagodnie popychając w stronę drzwi.

Odwracam się i posyłam w jego stronę spojrzenie. – Masz szczęście, że jesteś gorący.

Idę do kuchni i przygotowuję talerz batoników proteinowych – najwyraźniej Święty Mikołaj musi nabrać sił w naszym domu, a nikt nie pozwolił mi gotować… - a potem biorę piwo. To były żądania Liama – Mikołaj potrzebuje „jedzenia dla mężczyzn”, ponieważ „to gówno z ciasteczkami i mlekiem nie doda mu sił. A ma wiele gówna do zrobienia.” Więc najwyraźniej uczymy nasze dzieci, że Mikołaj lubi zdrowe batoniki i alkohol.

- Lee! – krzyczy Liam. – Przyprowadź tu swój tyłek!

Nasz dom wygląda jakby wybuchła w nim bomba. Rzeczy są rozsypane po każdym pokoju, torby tarasują korytarz, to śmiertelna pułapka. Biorę talerz i Sama Adamsa, i wchodzę do salonu.

Prawie upuszczam talerz.

Właściwie to jestem w szoku, że tego nie robię.

Choinka nadal jest przywiązana. Jednakże teraz Aarabelle jest opleciona światełkami, a Shane uderza o siebie dwie ozdoby, które jakimś cudem jeszcze nie pękły. Liam stoi na drabinie ze światełkami. – Czy twoi rodzice kiedykolwiek ubierali choinkę? – pytam, podchodząc do dzieci. – Jakim cudem wszystko pogorszyłeś w te pięć minut kiedy mnie nie było?

- Mama! – Aarabelle obraca się, jeszcze bardziej się zaplątując. – Łane światełka!

- Tak, kochanie – zaczynam ją rozplątywać i zabieram szklane ozdoby od Shane’a. Kiedy już odsuwam ich na bezpieczną odległość od ich ojca i bałaganu jakim jest nasza choinka, podchodzę, aby pomóc.

Liam rzuca światełka na podłogę. – Nie chcą się okręcić wokół liny.

- Masz na myśli tą linę przygwożdżoną do sufitu? – przewracam oczami. – Jak ty przeszedłeś BUDs? Czy nie musicie tam budować rzeczy i przetrwać z pudełkiem zapałek i kijem?

Liam rzuca we mnie gałązką. – Nie jestem MacGyverem. Albo Chuckiem Norrisem?

- Nie, nie jesteś – rzucam w jego stronę uśmieszek. – On ustawiłby choinkę, wyprostował ją i zapalił w kominku już w wieku Shane’a. Sprawiłby, że choinka ustawiłaby się samoistnie, podczas gdy on grillowałby krowę i opróżniał butelkę whiskey. Chuck Norris to twardziel.

- Więc lecisz na twardzieli?

- Lecę na facetów, którzy potrafią naprawiać rzeczy. Nie tak jak mój mąż osioł, który potrzebuje do tego liny albo taśmy klejącej.

Liam schodzi z drabiny z błyskiem w oku. Obejmuje mnie, przyciągając do siebie. – Naprawiłem ciebie.

- Nie wiedziałam, że byłam zepsuta – uśmiecham się.

Ale naprawił mnie. Naprawił nas wszystkich. Jego miłość, cierpliwość i wytrwałość skleiły mnie w całość. Liam wypełnił luki o których nawet nie miałam pojęcia. Teraz jest tym, co trzyma nas wszystkich razem.

- Nie zepsuta, a trochę popękana. I może trochę wgnieciona – pochyla się i przyciska swoje usta do moich, zanim mam szansę na odpowiedź.

- Ja ci dam wgnieciona.

- Możesz mi dać buziaka – proponuje.

Odsuwam się i ciężko wzdycham, aby się z nim zabawić. Liam mocno mnie ściska i ociera swoim zarostem o moją szyję. – Liam! – protestuję.

- Pocałuj mnie – żąda.

Moje ręce obejmują jego twarz, gdy przyciskam usta do jego. Trzyma mnie blisko, a jego dłonie suną po moich plecach, przytrzymując mnie blisko przy nim. Drzewko przywiązane do sufitu, dzieci zaplątane w światełka, cały bałagan i szaleństwo, wszystko to znika. Mimo, że pocałunek jest krótki, jest pełen pasji i uwielbienia. Zatracam się w Liamie dopóki ktoś nie ciągnie mnie za nogę.

- Mamo!

Odsuwamy się od siebie ze śmiechem.

- Mamo! Mikołaj przyjdzie?

Kucam, pstrykam ją w nosek i uśmiecham się. – Tak, księżniczko. Chodźmy do łóżka, żeby Mikołaj mógł przyjść.

- Tęsknię za czasami, kiedy nie miała jakiegoś dziwnego radaru, który wyłapuje każdy moment kiedy cię dotykam.

Wybucham śmiechem. – Po prostu nienawidzi kiedy nie zwracasz na nią uwagi.

- Czy to prawda, Aara? – Przyciąga ją w swoje ramiona. – Tak jest? Chcesz mojej uwagi? – pyta żartobliwie. Chichocze, kiedy Liam podrzuca ją w powietrze i łapie. Biorę Shane, a dźwięki jej chichotów wypełniają powietrze.

Kiedy kładziemy dzieciaki do łóżka, Liam zaczyna znosić wszystkie prezenty ze strychu. Oh, ta nadchodząca radość, kiedy będzie musiał złożyć domek dla lalek Aarabelle. Jestem w połowie podekscytowana, a w połowie przerażona.

- Wykupiłaś cały sklep z zabawkami?

- Kiedy są mali, po prostu wydaje się, że jest tego dużo. Przestań marudzić. Pomyśl o tym jak o ćwiczeniach. Przy okazji, twoje mięśnie wyglądają na trochę mniej… wyrobione?

- Zabawne – jego oczy zwężają się kiedy go klepię. Oczywiście, że to daleka prawda. Liam ćwiczy każdego dnia, nawet jeśli nie może pójść na siłownię. Co to był za widok, kiedy robił pompki z Aarabelle na jego plecach. Cholernie seksowny widok.

- Tak sądzę – wzruszam ramionami, rzucając w jego stronę mój najbardziej niewinny uśmieszek.

Podchodzi do przodu. – Nie zapominajmy co się stało ostatnim razem kiedy insynuowałaś, że jestem gruby.

Moje myśli wracają do tamtego wieczora. Wieczora, kiedy coś zmieniło się w naszej przyjaźni. Wieczora, kiedy spojrzałam na niego inaczej. Kręcę głową. – Nie tym razem, Przystojniaku. Masz robotę do wykonania.

Jego uśmiech znika. – Robotę?

- Myślisz, że kto złoży ten domek dla lalek?

- Chyba sobie ze mnie kurwa żartujesz.

- Nie. Do roboty.

Bierze piwo ze stołu, kopie pozostałości liny i światełka na bok, podczas gdy ja staram się udekorować drzewko. Kilka następnych godzin mija na przeklinaniu Liama, który przeklina fabryki zabawek.

Liam wyrzuca śrubokręt i instrukcję za siebie. – Przysięgam na Boga! Ludzie, którzy tworzą te rzeczy to wcielenie diabła. Wiedzą, że ojcowie na całym świecie siedzą całą noc próbując ogarnąć, gdzie przykręcić kawałek J34, bo to śrubka, która wygląda jak każda cholerna inna śrubka!

- Jeśli użyjesz jakiegokolwiek ze swoich „naprawiających” narzędzi, nigdy więcej nie będziemy uprawiać seksu – ostrzegam go.

- Nie potrafisz mi się oprzeć.

- Przekonajmy się.

Łapie instrukcje i wraca do roboty. Po kolejnych dwóch godzinach i niezliczonych piwach, domek dla lalek i mata do zabaw Shane’a zostają złożone – prawidłowo, z małą kupką pozostałych tajemniczych części, które niby przypadkiem wyrzuca do kosza, kiedy ja zawieszam kokardki. 

Idziemy na górę, mając nadzieję na kilka godzin snu. Wchodzę do łazienki, aby się przygotować i zatrzymuję się przed lustrem, aby spojrzeć na swoje odbicie. Przysięgam, że wczoraj nie miałam tych zmarszczek.

W lustrze widzę Liama, opierającego się o drzwi. – Wyglądasz pięknie.

- Kłamiesz.

- Jesteś perfekcyjna, Lee. – Staje za mną i przytula do swojej klatki piersiowej. – Nie masz pojęcia jak bardzo cię kocham, kochanie.

Wychylam się do tyłu, opierając głowę o jego ramię. – Mam bardzo dobre pojęcie, ale nie kochasz mnie tak bardzo, jak ja kocham ciebie.

- Wątpliwe.

Pozostajemy w tej pozycji, pozwalając momentowi trwać najdłużej jak to możliwe. Z naszymi pracami, jego nieobecnościami, dwójką dzieci, domem i po prostu życiem… nie ma ich zbyt wiele.

- A teraz – chrapliwy głos Liama odbija się echem w pokoju. – Chcę otworzyć mój prezent.

Jego usta znajdują się tuż pod moim uchem. – Tak? A byłeś grzeczny?

- Bardzo – znowu mnie całuje.

- Może jesteś na liście niegrzecznych.

Język Liama zjeżdża po mojej szyi, kiedy ściąga ramiączko mojego stanika. – Tylko z tobą.

Jego ręce jadą po moim brzuchu, aż łapie moje piersi. Jęczę, odsuwając głowę w bok, kiedy je masuje i ciągnie. Łapie mnie za biodra i obraca. Nie mija nawet jedno bicie serca, a jego usta już odnajdują moje. Nasze języki odnajdują siebie, a on trzyma tył mojej głowy i mój tyłek. Całujemy się, jakbyśmy nie całowali się od miesięcy. Ciężko oddychamy kiedy odsuwa się ode mnie. Patrzy w moje czy i nie musi nic mówić. Wiem czego potrzebuje – mnie.

Liam niedługo wyjeżdża i ta myśl ciężko nad nami wisi. Kolejny wyjazd na misję. Kolejne poświęcenie naszego wspólnego czasu, ale to nasze życie i wiedziałam, że to nadejdzie.

- Kocham cię. Bardzo – mówię mu jedyną rzecz, której moje serce jest pewne w tym momencie.

- Wiem. A ja kocham ciebie. A teraz przymknij się, żebym mógł ci pokazać jak bardzo.

Zaciskam usta, a Liam zdejmuje moją bluzkę. Na szczęście dla mnie, ma na sobie tylko bokserki, żebym miała łatwy dostęp. Moje dłonie wędrują po każdym calu jego klatki piersiowej. Śledzę każdą krzywiznę i równię jego ciała.

Boże, jestem szczęściarą.

Unosi mnie do góry i sadza na zlewie. Zimny granit sprawia, że gwałtownie zaczerpuje wdech. Liam odpada na kolana, ściąga moje majtki i zarzuca moje nogi na swoje ramiona. Moja głowa opada do tyłu, uderzając o lustro, gdy ociera język o moją łechtaczkę.

Jęczę, a on kontynuuje doprowadzanie mnie do szaleństwa. Moje dłonie mocno ściskają brzegi, gdy Liam mnie pożera. Porusza się w rytmie, który jednocześnie jest irytujący i odurzający. – Liam – błagam. – Proszę, potrzebuję cię.

Gryzie mnie, a ja się rozpadam. Wykrzykuję jego imię, a on nieustająco krąży i ssie. Zatrzymuje się, ściąga swoje bokserki i przyciąga mnie na krawędź. – Wesołych Świąt, kochanie – mówi, zanim wchodzi we mnie powoli.

- Najlepszy. Prezent. Na. Świecie.

Gdy kończymy się kochać, Liam zanosi mnie do łóżka. Szeroko otwiera ramiona, a ja wtulam się w zgięcie jego ramienia. Przytulanie się nie jest jego ulubioną rzeczą, ale wie jak wiele to dla mnie znaczy. Wiele nocy spędzę zimno i samotnie w tym łóżku, więc dopóki jest w domu, potrzebuję jego ciepła.

- Dobranoc, Lee.

- Dobranoc, skarbie.

Zapadamy w sen, owinięci w siebie.

- Mamo! Athair! Mamo! Mikołaj psisiedł! – Przysięgam, że dopiero co zamknęłam oczy.

Liam podnosi Aarę do naszego łóżka i przytula do swojej klatki piersiowej. – Naprawdę?

- Chodź i zobacz! Chodź i zobacz, Athair! Mikołaj psisiedł! – piszczy, gdy on ją łaskocze.

- No to chodźmy zobaczyć! – Liam jest podekscytowany bardziej niż ktokolwiek. Ale patrząc na to, że spędził godziny na składaniu domku dla lalek, wyobrażam sobie, że chce zobaczyć jej reakcję.

Aarabelle zeskakuje z łóżka i biegnie do pokoju Shane’a. – Wśtawaj, Shane! Mikołaj psisiedł! – szturcha go przez barierki.

Podnoszę go i podążamy za Aarabelle na dół, jej śliczne loczki powiewają za nią, gdy biegnie.

Pukanie w drzwi zatrzymuje naszą dwójkę. Moje serce nadal lekko się zatrzymuje. Ten odgłos przenosi mnie do wspomnień, nieważne jak bardzo staram się temu zapobiec. Wiem, że to szalone. Wiem, że Liam jest teraz bezpieczny, ale usłyszenie, że twój mąż nie żyje to coś, czego nigdy nie zapomnę.

- Oczekujesz kogoś? – pyta.

- Nie,  ty?

Nie widzieliśmy się z nikim, kiedy oblatywaliśmy kraj. Więc nie mam pojęcia kto mógłby nas odwiedzić o szóstej rano.

Aarabelle biegnie do drwi, zapominając o prezentach. Liam unosi ją do góry, a ja biorę butelkę Shane’a. Nie obchodzi go nic, poza jedzeniem. Oczy prawie wychodzą mi z orbit, gdy wchodzę do salonu. Wszyscy tu są.

Każdy z nich.

Jackson, Catherine, Mark, Aaron i Quinn. O szóstej rano, wszyscy tu są.

- Mamo! – Aarabelle krzyczy, kiedy jej „wujkowie” przekazują ją sobie. – Mikołaj odwiedził domy wsistkich!

- Wesołych Świąt! Przybyłem obdarzyć was mą boską mądrością w ten świąteczny czas. Daj staremu wujkowi przytulasa, co? – Mark idzie w moją stroną z szeroko otwartymi ramionami.

- Jesteś idiotą. Kiedy te święcenia kapłańskie wygasną?

- Kochasz mnie – odpowiada.

Przez sekundę obserwuje widok wokół nas i zaczyna się histerycznie śmiać. – Stary, jesteś szczególny, wiesz? Niezła robota z linami.

Jęczę. – Nie. Pochlebiaj. Mu. Co wy wszyscy tu robicie?

Catherine wyciąga ręce po dziecko. – Ponieważ jesteśmy rodziną i chcieliśmy spędzić poranek świąteczny z naszą rodziną.

Jackson obejmuje ją ramieniem, gdy ona trzyma Shane’a. – Liam to zorganizował. Wiedział, że chciałabyś, aby te święta były specjalne.

Spoglądam na mojego męża, który siedzi na podłodze z Aarabelle. Biega pomiędzy Markiem a Liamem, korzystając z uwagi jaką jej poświęcają. Aaron i Quinn siedzą na kanapie, śmieją się i popychają. Catherine i Jackson przeżywają mały moment, kiedy patrzą na Shane’a i myślą o wspólnej przyszłości. Liam ciągle daje mi coś, o czym nawet nie wiedziałam, że mi potrzeba. Zaplanował ten poranek dla mnie. Otoczona ludźmi, których kocham. Jasne, są lekko świrnięci, ale to tylko sprawia, że jest tak idealnie. Wiedział, że to był jedyny prezent, który miał znaczenie i znowu – podarował mi go.

Liam łapie moje spojrzenie i mruga. Podchodzę do niego, a on mnie do siebie przyciąga. – Szczęśliwa?

Patrzę w jego niebieskie oczy. – Jestem szczęśliwa z tobą.


- To dobrze – całuje mnie w nos. – Wesołych Świąt, kochanie. To tylko początek.


2 komentarze:

  1. O matko, cudowne :D Zakochałam się w tej historii na nowo :D Zdjęcia tez są wspaniałe :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super ☺ Bardzo dziękuję za możliwość przeczytania.

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za przeczytanie mojego wpisu! Byłoby mi bardzo miło gdybyś zostawił/a komentarz ze swoją własną opinią :)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia