Tytuł: It Ends With Us
Autor: Colleen Hoover
Data premiery: 2017-10-11
Liczba stron: 352
Wydawnictwo: Otwarte
Zanim przejdę do recenzji, chciałam was zapytać, czytacie
książki w języku angielskim? Uważam, że jest tyle perełek, które nie dotarły na
polski rynek i pewnie nie zostaną przetłumaczone przez długi czas, albo nawet w
ogóle, że szkoda je pomijać, nawet jeśli są w języku angielskim. Osobiście dla
mnie nie jest to żaden problem i zastanawiam się czy nie chcielibyście, abym od
czasu dodawała recenzje książek anglojęzycznych. Bardzo bym prosiła, abyście
zostawili w komentarzu swoje własne opinie na ten temat. A teraz zapraszam do
recenzji „It Ends With Us”!
Colleen Hoover to autorka, która ma szczególne miejsce w
moim sercu, bo to właśnie ona wprowadziła mnie w świat literatury kiedy jeszcze
byłam przeciwko książkom. Pokochałam ją już za czasów „Hopeless” – pierwszego
romansu jaki kiedykolwiek przeczytałam. Uwielbiam jej książki, jedne mniej,
inne bardziej, ale każda zawsze ma w sobie coś nowego, oryginalnego. Kiedy
widzę, że wydaje coś nowego, mam ochotę od razu mieć to w swoich rękach,
nieważne, czy to w języku angielskim, czy polskim. Mam jednak taki problem, że
nie potrafię do jej książek zasiąść bez uprzedniego przygotowania się
emocjonalnie, bo Hoover zawsze wyciska ze mnie wszystkie możliwe emocje.
Dlatego też „It Ends With Us” odkładałam aż do 2018 roku.
„To, że ktoś cię krzywdzi, nie oznacza, że możesz tak po prostu przestać go kochać. To nie czyny sprawiają najwięcej bólu, lecz miłość. Gdyby czynom nie towarzyszyła miłość, ból byłby trochę łatwiejszy do zniesienia.”
Długo zastanawiałam się, czy powinnam wstawiać do
recenzji opis fabuły, właściwie to pisałam go kilka razy i usuwałam.
Postanowiłam jednak, że będzie to pierwsza recenzja, w której go nie będzie.
Uważam, że to jedna z tych historii, które po prostu trzeba przeczytać
osobiście, bo żadne słowa nie oddadzą tego, o czym opowiada ta powieść.
„Nie ma czegoś takiego jak źli ludzie. Po prostu wszyscy czasami robimy złe rzeczy.”
Jak pisałam we wstępie, dość długo odkładałam
przeczytanie tej pozycji. Dokładnie zdawałam sobie sprawę, że jest to dla autorki
bardzo osobista książka. Colleen Hoover w „It Ends With Us” porusza temat
przemocy domowej, wplatając w książkę momenty z jej własnego życia. Długo się
zastanawiałam, czy jestem gotowa by przez nią przejść, dlatego, że okazało się,
że dla mnie to także coś osobistego. I chociaż nie przeżyłam przemocy domowej
osobiście, widziałam ją u bliskich mi osób. Przez lata zastanawiałam się co
musi czuć i myśleć osoba, która jest poniżana przez kogoś, kto powinien ją
kochać, szanować, zapewnić bezpieczeństwo. Autorka dała mi odpowiedź na wiele pytań,
otworzyła mi oczy na kilka spraw, których do tej pory nie rozumiałam.
„Jeśli moje życie będzie wystarczająco dobre, żebyś mogła zostać jego częścią, odnajdę cię.”
„It Ends With Us” to jedna z najmocniejszych książek,
jakie dane mi było przeczytać. Przemoc domowa jest czymś okropnym i smutnym -
dzieje się pod dachem, który powinien być schronieniem, bezpiecznym azylem,
powinien być wypełniony miłością. Autorka wprowadza nas w historię Lily,
kobiety, która zakochuje się w mężczyźnie, zakłada z nim rodzinę, tylko po to,
aby w piętnaście sekund całe jej życie,
wszystko w co wierzy i kocha, zmieniło się diametralnie. Najbardziej
boli mnie to, że na początku naprawdę lubiłam Ryle’a i chyba dokładnie o to
chodziło autorce. Skoro ja, jako czytelniczka, nie spodziewałam się tego, do
czego to wszystko doprowadzi, to jak mogła zrobić to Lily, która kochała go
całym sercem i oddała mu swoje życie? Colleen Hoover swoimi słowami wręcz
zmusza nas do przemyśleń. Zadajemy sobie pytania dlaczego od niego nie odeszła,
dlaczego mu zaufała, dlaczego go usprawiedliwiała, jak mogła go kochać. Daje
nam wgląd w umysł kobiety, która jest bita przez człowieka, którego kocha całą
sobą i pozwala nam zrozumieć każdą podjętą przez nią decyzję.
„Ludzie często nie mogą zrozumieć, dlaczego kobiety nie odchodzą. A gdzie się podziali ci, którzy nie mogą pojąć, dlaczego mężczyźni stosują przemoc? Bo czy to nie mężczyźni powinni ponosić całą winę?”
Chyba najbardziej z całej historii podobały mi się wpisy
z pamiętników, które Lily pisała jeszcze jako nastolatka w formie listów do
Ellen DeGeneres. Dają nam dokładny wgląd w przeszłość Lily i tego jak silny
wpływ na jej życie miał Atlas, chłopak, który był jej pierwszą miłością,
pierwszym prawdziwym przyjacielem i człowiekiem, którego uratowała. Już od
początku mocno pokochałam tego chłopaka. Jej pamiętniki tworzą kontrast między
jej przeszłością, a teraźniejszością – pokazują dwa aspekty jej życia, które
mają równie mocny wpływ na to kim jest Lily. Może się wydawać, że skoro pojawia
się dwóch mężczyzn, to będzie również trójkąt miłosny. Tu chyba mogę was
zapewnić, że to coś o wiele, wiele głębszego i chyba musicie po prostu zaufać
autorce. Uwierzcie, że będzie warto.
„Jeśli w przyszłości… jakimś cudem znowu będziesz w stanie się zakochać… zakochaj się we mnie. – Przyciska usta do mojego czoła. – Nadal lubię cię bardziej niż innych, Lily. To się nigdy nie zmieni.”
Przez długi czas, zanim jeszcze przeczytałam książkę,
zastanawiałam się do czego odnosi się tytuł (dosłownie tłumacząc - „to kończy
się na nas”). Okazało się, że w książce te słowa są dokładnie użyte w danym
momencie i nie mogłabym być bardziej dumna i szczęśliwa z takiego obrotu spraw.
To podsumowanie tego jak silna jest główna bohaterka, która przeszła przez
piekło, ale powstała i żyła dalej.
„Przesuwa usta do mojego ucha i szepcze. – Lily, możesz już przestać płynąć. Wreszcie dotarliśmy do brzegu.”
Przyznam szczerze, recenzja przysporzyła mi wiele
problemów. Głównie dlatego, że czytając miałam tak wiele myśli w głowie,
których do tej pory nie potrafię uporządkować, więc mam problem z przelaniem
tego na tekst. Wydaje się, że wszystko co chcę napisać, zaraz ucieka mi z
głowy, a zastępowane jest inną, równie ważną myślą. Chcę jednak powiedzieć, że
to jedna z tych książek, dla której warto poświęcić kilka godzin. To pierwsza
książka od bardzo dawna, którą pochłonęłam w jeden wieczór, nie odrywając się
od niej na krok. Czytałam ją trzymając się za serce, wchłaniając każdą stronę z
ciężkim oddechem. Książka jest niesamowicie bolesna, szczera i łamie serce.
„- Jesteśmy dokładnie tacy sami - powiedział.
Spojrzałam mu w oczy.
- Ja i Ty?
Pokręcił głową.
- Nie. Rośliny i ludzie. Rośliny potrzebują miłości, żeby przetrwać. Ludzie też. Żeby przeżyć, od początku musimy mieć wystarczająco dużo miłości ze strony rodziców. Jeśli rodzice nam tę miłość okazują, stajemy się lepszymi ludźmi. A jeśli nas zaniedbują... - Ściszył głos. Zabrzmiało to jakoś smutno. (...) - Jeśli nas zaniedbują, stajemy się bezdomni i niezdolni do tego, co ważne.”
„It Ends With Us” reprezentuje każdą kobietę, która
musiała przejść przez piekło, kochając niewłaściwą osobę. Hoover opowiada tylko
jedną z wielu możliwych historii, przeprowadza nas przez etapy niszczącej
relacji i pomaga ponownie odnaleźć szczęście. Ukazuje jak trudno jest odrzucić
wszystko co się stworzyło, wszystko co się kocha, nawet jeśli niszczy to nas
kawałek po kawałku. Bohaterka książki miała takie szczęście, że miała ludzi
wokół, którzy ją kochali i wspierali w każdej podjętej decyzji. Miała
przyjaciół, Atlasa, matkę, która dokładnie rozumiała wszystko, przez co Lily
przechodziła i ją wspierała. Ale na świecie jest wiele kobiet, które nie mają
nikogo i codziennie wstają, wystarczająco silne by żyć. Jestem bardzo dumna z
Colleen Hoover za stworzenie historii, która jest tak inspirująca dla wielu
kobiet. Uważam, że każdy powinien ją przeczytać, chociażby po to, aby z r o z u m i e ć.
Z niecierpliwością czekałam na jej premierę. Zwłaszcza, że naprawdę wiele osób zachwycało się tą pozycją. W końcu się doczekałam i w sumie...Nie żebym nie przeczytała jej szybko, żeby mnie nie wciągnęła, ale chyba spodziewałam się czegoś lepszego. Jakoś nie przemówiła do mnie akurat ta pozycja. P.S. Obserwuję i zapraszam do siebie :) http://whothatgirl.blogspot.com
OdpowiedzUsuń