Epilog
Demi
O jedenastej wieczorem w
niedzielę siedzimy na kanapie u Huntera i oglądamy mój ulubiony serial.
Dzisiejszy odcinek nosi tytuł „Magicy, którzy zabijają”. Summer śpi na drugim
końcu kanapy. Brenna zwinęła się w kłębek na fotelu, oglądając ekran z fascynacją,
a Fitz zajął drugi, nadal niezdecydowany co sądzić o odcinku. Oglądamy go
dopiero od dziesięciu minut, a on już skomentował go słowami „to popieprzone” z
sześć razy.
- Przysięgam na Boga,
jeśli w cylindrze tego magika pojawi się jej ścięta głowa, wstaję i wychodzę –
Fitz ostrzega.
Hunter pochyla się, gdy brzęczy
jego telefon, leżący na stoliku.
- Hej, to Hollis.
- Odbierz – nakazuje
Brenna. – Zapytaj kiedy wracają do domu.
- Ale dzwoni na FaceTime
– Hunter narzeka.
- No i? Co, musisz
poprawić makijaż? – nabija się z niego.
Chichoczę.
- Nieważne – odbiera i
chwilę później w salonie wybucha eksplozja hałasu.
- AHHHHHHH! LUDZISKA!
Summer podrywa się,
przebudzona w ciągu sekundy.
– Co, do cholery? Co się
dzieje? – dopytuje, przecierając oczy zaalarmowana.
- Ludzie! Słyszycie nas?!
– Rupi piszczy zmartwiona. – Mike! Nie wiem czy nas słyszą!
- Słyszą nas, kochanie!
- Słyszymy was! –
oznajmia rozdrażniony Hunter. – Co, do cholery? Gdzie wy jesteście? Dlaczego
jest u was tak jasno?
Spoglądam w jego telefon,
ale też nie wiem gdzie się znajdują. Na pewno jest u nich dzień. Ale w jakiej są
strefie czasowej?
Brenna podskakuje i
przysiada na oparciu kanapy, aby lepiej widzieć, a Summer zagląda zza mojego
ramienia. Fitz co prawda się nie podnosi, ale widzę, że nasłuchuje ze
skupieniem.
- Jesteśmy w Nepalu –
wyjawia Hollis.
Wszyscy zastygamy.
- Jak to w Nepalu? –
Brenna dopytuje.
- No w Nepalu. Ludzie,
zatrzymaliśmy się w najfajniejszym miejscu na świecie! Jesteśmy tak jakby na
samym szczycie góry, a obok jest klasztor buddyjski i, Davenport! Tu żyją
prawdziwi mnisi i oni na serio w ogóle nie uprawiają seksu! Wszyscy przyjęli
śluby milczenia, więc nie zdradzili mi żadnych szczegółów, ale…
- Hollis – Summer mu
przerywa. – Co wy robicie w Nepalu?
Rupi znowu pojawia się w
kadrze, a od jej idealnych, śnieżnobiałych zębów, odbija się górskie, nepalskie
słońce, czy gdziekolwiek się oni znajdują.
- Świętujemy nasz miesiąc
miodowy! – wykrzykuje.
Summer bierze gwałtowny
wdech, a reszta z nas gapi się w telefon.
- Stroicie sobie żarty? –
Brenna pyta, mrużąc swoje ciemne oczy.
- Nie! – Hollis
odpowiada. Ekran wypełniają twarze jego i Rupi, i nie ma co ukrywać, nigdy nie
widziałam dwójki ludzi bardziej szczęśliwych. – Wzięliśmy ślub w piątek!
Przepraszamy, wiemy, że chcielibyście przy tym być. I Fitz… wiem, wiem, zawsze
marzyłeś o byciu moim drużbą…
- Zawsze – stwierdza
sucho Fitz.
- Wybacz, stary. Jakoś ci
to wynagrodzę. Letem odbędzie się prawdziwe wesele. W Indiach. I każdy z was jest
zaproszony.
- Co się właśnie dzieje?
– Summer brzmi na kompletnie zszokowaną.
- Poważnie wzięliście
ślub? – Hunter pyta z niedowierzaniem.
- Tak, w urzędzie stanu
cywilnego w Bostonie. Naszym świadkiem był ziomek, który próbował się wykręcić
z mandatu.
Tłumię śmiech.
- I teraz spędzacie
miesiąc miodowy w Nepalu – Brenna powtarza powoli każde słowo, nadal w
osłupieniu. – A latem odbędzie się prawdziwe wesele. W Indiach.
- Tak! – Rupi krzyczy
dumnie. – Czyż to nie wspaniałe?
Nikt nie odpowiada.
Ta nagła cisza wywołuje u
niej kolejny krzyk:
- Czy nikt z was nam nie
pogratuluje? – jej oczy płoną.
To budzi nas do życia, bo
nagle wszyscy wykrzykujemy słowa gratulacji.
- Cieszymy się waszym
szczęściem! Serio! – Summer zapewnia ze szczerością w głosie. – Jesteśmy po
prostu zdumieni. Nikt z nas nie spodziewał się, że uciekniecie, aby wziąć ślub.
- Właśnie o to chodzi!
Aby nikt się nie spodziewał! – Rupi szczęśliwie świergocze.
- Jak długo będziecie w
Nepalu? – Fitz wykrzykuje w stronę telefonu. – Kiedy wracacie?
- Za rok – odpowiada
Hollis.
- Za rok? – Summer
powtarza w zdumieniu. – Ale…
- Co z twoją pracą? –
Hunter pyta Hollisa.
- I ze studiami, Rupi? –
dodaję.
- Rzuciłem – mówi Hollis.
- Rzuciłam – oznajmia
Rupi.
Gapię się na nich.
- Nawet nie wybrałam
jeszcze specjalizacji – mówi Rupi, machając obojętnie dłonią. – Mam gdzieś
college.
- A mnie nie obchodzi
praca – Hollis dorzuca. – Davenport zasugerował podróże, więc właśnie to
robimy.
Spoglądam na Huntera z
wielkim co, do cholery? wypisanym na twarzy.
- Poradziłem mu, aby
razem z Rupi wyjechali gdzieś na weekend albo na wakacje – broni się Hunter. –
A nie, żeby wzięli ślub i wyjechali do Indii!
- Do Nepalu – poprawia go
Hollis. – Jezu, słuchaj mnie uważnie, ziom.
- Cóż – Summer
odchrząkuje. – Wszyscy się cieszymy. Nie mogę uwierzyć, że się pobraliście.
Ja też nie, ale Rupi i
Hollis wyglądają na przeszczęśliwych, więc kim jestem, by ich osądzać?
- Okej, ludziska, tutaj
jest jakaś ósma rano, a my mamy cały dzień zaplanowany – Rupi oznajmia typowym
dla niej władczym tonem.
- Zdzwonimy się za kilka
dni – Hollis nas zapewnia. – Albo za miesiąc. Nieważne. Kochamy was! Do
zobaczenia za rok!
Połączenie się kończy.
Wszyscy spoglądamy na
siebie zdumieni.
- Rzuciła college –
Brenna mówi niemalże z podziwem słyszalnym w jej głosie.
- Pobrali się – dodaje
Fitz, chyba wstrząśnięty.
- Rupi ma tylko dziewiętnaście
lat – zdaję sobie sprawę.
- To prawda, ale w
obronie Rupi, ta dziewczyna wiedziała, że wyjdzie za Hollisa jak tylko go
poznała – zwraca uwagę Summer.
- Racja – zgadza się
Brenna.
- Albo rozwiodą się za
tydzień, albo będą razem na zawsze – Hunter przepowiada z westchnieniem. – Z tą
dwójką nie ma nic pomiędzy.
Summer wsuwa swoje złote
włosy za ucho.
- Cieszę się ich
szczęściem, na serio. Ale cholera jasna, tego się nie spodziewałam.
Hunter kilkakrotnie
potrząsa głową, jakby próbował wybudzić się ze snu.
- Okej, więc. To było…
fascynujące – mówi, podnosząc pilot od telewizora. – Oglądamy dalej? Właśnie
mieli zdradzić czy ta ścięta głowa wyląduje w kapeluszu tego magika.
- Idę na górę pograć w
Fortnite – Fitz burczy.
- A ja idę spać – dodaje
Summer.
Brenna się podnosi.
- Pójdę sprawdzić czy
Jake jeszcze nie śpi. Muszę go wtajemniczyć w nowe rewelacje.
- Sztywniaki – oskarżam
ich.
Gdy współlokatorzy
Huntera się rozchodzą i znikają, ten przytula mnie do swojego ciepłego,
zbudowanego ciała.
- Jak uważasz, kochanie?
Oglądamy?
Odchylam głowę i szczerzę
się do niego.
- No no.
Hunter piorunuje mnie
wzrokiem.
- Nabijasz się ze mnie.
- No tak. Przecież tego
nie ukrywałam.
Zanim zdążę zareagować,
już leżę na plecach, a jego muskularne ramiona przyciskają mnie do kanapy.
- Jak spodobałoby cię,
gdybym to ja nabijał się z ciebie? – warczy.
Przewracam oczami.
- Ciągle to robisz,
Mnichu.
- Były Mnichu – poprawia
mnie. W jego oczach pojawia się diabelski błysk w tym samym momencie, w którym
zdaję sobie sprawę, że jego erekcja wbija mi się w udo.
- Rozmowa z Hollisem cię
podnieca, co? – pytam ze współczuciem. – Nie martw się, kochanie, wróci za rok.
Hunter w odpowiedzi
parska, czym łaskocze mnie w twarz. Zniża swoje usta w moją stronę i krótko mnie
całuje, dając mi przedsmak czegoś więcej.
- Obydwoje wiemy kto tak
naprawdę mnie podnieca i zdecydowanie nie jest to Mike Hollis.
Mrugam niewinnie.
- Oh. A więc kto?
- Brenna.
Moja szczęka opada.
- Oh, ty pieprzony dupku…
Hunter śmieje się
histerycznie, przewracając się na bok, a ja uderzam go prosto w jego szeroką
klatkę piersiową.
- Nie wierzę, że to
właśnie powiedziałeś – wyrzucam mu.
Nadal trzęsie się ze
śmiechu.
- Więc Hollis może mnie
podniecać, ale Bee już nie? O to chodzi?
- Właśnie! Bo Brenna to
najseksowniejsza laska na świecie, a tobie nie wolno o niej fantazjować. Tylko
ja mogę być obiektem twoich fantazji – piorunuję go wzrokiem, ale on tylko
uśmiecha się uroczo.
- Uwierz, tylko o tobie myślę
– uspokaja mnie.
- To dobrze – też się
obracam, aż leżymy twarzą w twarz. – I tylko ja mogę być powodem, dla którego
ci staje. – Aby mu to udowodnić, moja dłoń wędruje pod gumkę jego dresu. – To
jest moje.
- Twoje – zgadza się,
kiedy obejmuję dłonią jego gorącą, twardą długość. Wzdycha, gdy poruszam ręką.
– Kochanie. Każdy może tu teraz wejść…
Ignoruję jego ostrzeżenie
i nadal go gładzę.
- Więc miejmy nadzieję,
że będą wystarczająco mili i stąd wyjdą.
- Nikt w tym domu nie
jest miły – Hunter odpowiada, ale też nie odpycha mojej dłoni. Nie próbuje też
mnie powstrzymać, gdy obniżam jego spodnie i wyciągam jego kutasa.
Wystrzeliwuje prosto w moją stronę, cały gorący i gruby, aż cieknie mi ślinka.
Zniżam się z kanapy i
klękam przed nim.
- Dawaj – żądam.
Jego spojrzenie płonie,
zamglone przez pożądanie.
- Naprawdę chcesz to
tutaj zrobić?
Zamiast odpowiedzieć
słowami, używam języka.
- O kurwa – jęczy.
Kiedy liżę czubek jego
penisa, spoglądam w górę i puszczam mu oczko.
Jego seksowna twarz
zdradza pożądanie.
- Jesteś najlepszą
dziewczyną na świecie.
- Wiem. – Biorę go do ust
i szczęśliwie zaczynam ssać.
Hunter łapie mnie za tył
głowy. Nie próbuje mnie naprowadzać, za to bawi się moimi włosami,
przepuszczając kosmyki przez jego długie palce, gdy porusza biodrami prosto w
moje usta. Uwielbiam odgłosy jakie wydaje, ciche i chrapliwe. I uwielbiam jego
smak, ciepło. Tę kobiecą siłę, gdy metaforycznie pada przede mną na kolana, gdy
to ja na nich jestem.
- Hej ludzie, czy… O mój
Boże, ups! – Głos Brenny i jej kroki zbliżają się oraz znikają niemalże w tym
samym czasie. – Do kurwy nędzy – słyszymy tylko jej stłumiony krzyk, gdy kroczy
z powrotem w stronę schodów.
- Mówiłam – mamroczę,
wypuszczając Huntera z ust. – Są milutcy.
Znowu wybucha śmiechem. W
ogóle zdaje się nie przejmować faktem, że Brenna nakryła nas w intymnej
sytuacji. Ja zresztą też nie. Nikt i nic nie istnieje poza naszą dwójką, gdy z
nim jestem. Mój świat to tylko jego chrapliwy śmiech, twardy kutas i miłość,
która błyszczy w jego pięknych oczach.
- Mój – ponownie szepczę,
po czym obejmuję go ustami.
Hunter gładzi mnie po
włosach i spogląda z góry.
- Twój – odpowiada
szeptem.
Hollis
Nepal
- Może się mylę, ale nie
wyglądali, żeby się cieszyli naszym szczęściem – oznajmiam, jak tylko się rozłączam.
- No nie? – moja
dziewczyna tupie nogą wkurzona.
Niektórzy ludzie uważają,
że jest przesadnie dramatyczna. Osobiście uważam, że przez większość czasu
wcale nie przesadza. No bo jaki jest cel życia, jeśli nie rzucasz się na
głęboką wodę? I w jaki sposób? Cóż, czując wszystko, co powinniśmy odczuwać w
danym momencie. Wrzeszcząc, gdy jesteśmy wściekli albo tańcząc nago w
pieprzonym deszczu, gdy czujemy się szczęśliwi. To wcale nie jest takie trudne.
- Nie rozumieją tego –
Rupi dodaje, wzdychając głośno. – Ale to nic. Większość ludzi tego nie rozumie.
- Tak – zgadzam się. – A
wiesz dlaczego?
Jej oczy błyszczą
determinacją.
- Bo większość ludzi to
idioci.
- Dokładnie.
- Dokładnie.
Kiwam głową gorączkowo.
- Nie wiedzą jak powinno
się żyć.
- Dokładnie.
- Dokładnie – jęczę
szczęśliwie. – Kurwa, jak ja cię kocham.
- Nie przeklinaj – Rupi
żąda. – Ale ja ciebie też kocham.
Rzuca się w moje ramiona.
Łapię ją z łatwością, bo
mierzy tylko jakieś półtora metra wzrostu i jest leciutka jak piórko. Zarzuca
ramiona wokół mojej szyi, obejmuje mnie nogami w pasie i przywiera do mnie jak
małpka, a mój mózg wykonuje koziołki i pajacyki, a nawet pieprzone potrójne obroty
w powietrzu, bo to teraz moja żona.
Jesteśmy małżeństwem, a
ja nie żałuję tego ani trochę, ani ociupinkę. Rupi Miller-Hollis pojawiła się w
moim życiu jak tornado i mnie rozpieprzyła. Ale w ten dobry sposób. To jedyna
kobieta na całym świecie, która mnie rozumie. Rozumie mnie, ziom. Rozumie to,
że życie polega na dążeniu do tego, czego się pragnie i nie przejmowaniu się tym,
co inni o tobie myślą.
Wie, że ludzie uważają ją
za wariatkę. I nie obchodzi jej to.
Ja wiem, że ludzie
uważają mnie za wariata. I zgadnijcie co – też mnie to nie obchodzi.
- Ten rok będzie
magiczny! – Rupi wykrzykuje, wtulając twarz w zgięcie mojej szyi.
Taki będzie. Z pewnością.
Patrzę właśnie na pieprzone Himalaje. Ten górski krajobraz to wariactwo, jest
piękny, nigdy czegoś takiego nie widziałem. W cholerę z Nową Anglią. Właśnie
tutaj powinienem być. Cholera, może nawet podbijemy Everest skoro już tu jesteśmy.
W końcu nie może być to takie trudne, nie? Chociaż będziemy musieli kupić Rupes
inne buty.
Nie mogę się doczekać, aż
poznam ten świat z nią u boku. Nie zrozumcie mnie źle – wiem, że będziemy się
kłócić jak szaleni i krzyczeć na siebie całymi dniami. Ale będziemy się też
pieprzyć do nieprzytomności, trzymać za ręce i tulić do snu przez całą noc. Bo
tacy jesteśmy.
- Jesteś głodna? – pytam
moją żonę.
- UMIERAM z głodu! –
odpowiada żarliwie.
- Ja tak samo. Poszukajmy
tego mnicha, żebym cię mógł nakarmić – mówię, ruszając w stronę naszej małej
chatki, bez puszczania jej z rąk. Nadal jest owinięta wokół mnie jak bluszcz,
moje ramiona dają jej szczęście, wygodę i ciepło.
To tutaj jest jej
miejsce.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Dzięki za przeczytanie mojego wpisu! Byłoby mi bardzo miło gdybyś zostawił/a komentarz ze swoją własną opinią :)