środa, 5 maja 2021

Kirsty Moseley - Chłopak, który oszalał na moim punkcie



Dwa złamane serca. Jedna umowa na udawane randki. Co może pójść nie tak?

Lucie sądziła, że ma wszystko, czego pragnie – kochającego mężczyznę, śliczne mieszkanie i pracę, w której jest naprawdę świetna. Ale piękna bańka prysła, kiedy Lucie nakryła swojego idealnego narzeczonego na tym, jak bzyka się ze swoją osobistą trenerką na ich wymarzonej nowiusieńkiej sofie. Teraz, trzy miesiące później, Lucie mieszka ze swoją najlepszą przyjaciółką i próbuje poukładać sobie życie bez zdradzieckiego niedoszłego męża.

Theo wybiera się na długi weekend do malowniczej Szkocji, gdzie ma być drużbą na ślubie brata. Perspektywa pięknych widoków, a także darmowej wyżerki właściwie powinna go napawać większym entuzjazmem. Gdyby tylko nie żywił uczuć do przyszłej panny młodej…

Kiedy los niespodziewanie krzyżuje drogi tych dwojga, Lucie i Theo zacieśniają więzi przy pączkach, opowiadając o swoich miłosnych katastrofach… i dochodzą do wniosku, że chyba mogą sobie nawzajem pomóc. Jeśli oboje będą przestrzegać zasad, nie ma mowy, żeby coś poszło nie tak.

Pisemny kontrakt? – Załatwiony.
Zmysłowe randki na niby? – Załatwione.
Seksualne iskrzenie, od którego wręcz może zająć się pościel? – A jakże, zała...
Chwila, co?!
Tego nie było w umowie...


Z Kirsty Moseley mam taką relację hate-love. Są takie jej książki, które lubię i określiłabym mianem guilty pleasure, ale są niestety też takie, o których wolałabym zapomnieć. Nie nazwałabym się największą fanką jej twórczości, ale kiedy w zeszłym roku miałam okazję przeczytać "Chłopak, dla którego kompletnie straciłam głowę", zostałam pozytywnie zaskoczona, ponieważ okazało się, że to urocza, nieskomplikowana pozycja, która w pewien sposób mnie sobą oczarowała. Dlatego, gdy dowiedziałam się, że powstała druga część, tym razem o bracie głównego bohatera z pierwszego tomu, od razu wiedziałam, że muszę ją przeczytać - głównie dlatego, że skradł moje serducho i bardzo życzyłam mu szczęśliwego zakończenia. I teraz, będąc już po lekturze, muszę przyznać, że "Chłopak, który oszalał na moim punkcie" to jeszcze lepsza historia. Przeczytałam ją błyskawicznie, z szerokim uśmiechem na twarzy i skutecznie oderwałam się od rzeczywistości na kilka godzin.

Theo ukrywa przed swoim bratem bliźniakiem największy sekret - odkąd kilka lat temu poznał jego narzeczoną w pracy, podkochuje się w niej i nie potrafi się z niej wyleczyć. Dlatego teraz, gdy zbliża się ślub Jareda i Amy, Theo pragnie jedynie wykręcić się z imprezy i zapić na śmierć, aby zapomnieć o złamanym sercu i nie popełnić jakiejś głupoty. Kocha swoją rodzinę, życzy im szczęścia, ale jego serce działa wbrew jego woli.

Lucie niedawno rozstała się ze swoim narzeczonym, gdy nakryła go na zdradzie w ich nowym mieszkaniu. Zaczyna zdawać sobie sprawę, że dla niego poświęciła wszystko, swoją pracę, marzenia, a przede wszystkim samą siebie i teraz została z niczym. Za wszelką cenę pragnie stanąć na nogi i pokazać byłemu, że nie wie, co stracił. Jej przyjaciółka załatwia jej staż w wydawnictwie, w którym pracuje, co jest pierwszym krokiem w stronę uzdrowienia i poskładania swojego życia w kupę.

Spotykają się w najbardziej absurdalny sposób - w zepsutej windzie, gdzie zmuszeni są spędzić razem godzinę i wbrew wszystkiemu bardzo szybko znajdują wspólny język, opowiadając sobie o swoich katastrofalnych życiach miłosnych. Zawierają układ - Lucie pojedzie z Theo do malowniczej Szkocji jako partnerka na ślubie jego brata, a Theo pojawi się z Lucie na jej imprezie rodzinnej, aby utrzeć nosa jej byłemu i wzbudzić w nim zazdrość. Spisują umowę nad paczką pysznych pączków, zamknięci w windzie, nie zdając sobie sprawy, że właśnie na zawsze przypieczętowali swoją wspólną przyszłość i rozpoczęli coś, co wcale nie skończy się tak szybko... 

Każdy kto czytał "Chłopaka, dla którego kompletnie straciłam głowę" z pewnością wie kim jest Theo i jak wyglądała jego przygoda z Amy. Od razu strasznie polubiłam go za jego złote serce i energiczne, pozytywne podejście do życia, dlatego serce mi się złamało, gdy na jaw wyszła ta cała pomyłka Theo z Jaredem przez Amy, bo Theo w ogóle na to nie zasłużył. Jednocześnie dobrze wiem, że tak właśnie miało być, bo bez dwóch zdań Amy i Jared byli sobie pisani. Gdy Lucie i Theo się poznają, od razu wiadomo, że ta dwójka pasuje do siebie jak dwie strony medalu. Chociaż oboje leczą złamane serca, rodzi się między nimi więź, przywiązanie, wzajemne przyciąganie i szacunek, wiadomo więc, że są sobie pisani. Oboje rzucają się trochę na głęboką wodę. Mało kto zdecydowałby się polecieć na wesele z nieznajomym, ale dzięki temu ich wspólna przygoda była jeszcze bardziej ekscytująca. Podobało mi się to, że nie narzucali na siebie żadnych ograniczeń i po prostu postanowili się zabawić, bez zastanawiania się nad przyszłością. Doszło do kilku przezabawnych sytuacji, dzięki których świetnie się bawiłam, śledząc ich historię. Było uroczo i zabawnie, czyli dokładnie tak, jak się spodziewałam.

Oczywiście nie jest to górnolotna powieść, od której moglibyśmy oczekiwać emocji, głębi, czy czegoś, co zmieni nasze życie. Nie jest to też fabularnie wymagająca historia, bo ja sama miałam okazję przeczytać już niejeden romans z wątkiem udawanego związku. To raczej pozycja, która ma oczarować swoją lekkością i prostotą, oderwać na chwilę od życia i problemów, gdy będziemy śledzić jak dwójka ludzi zakochuje się nad jeziorem w Szkocji, bawi się i pakuje w różne sytuacje, robi rzeczy, których normalnie by nie zrobili, bo nie wypada. Udzieliło mi się trochę tego ich lekkiego ducha i szczęścia, bo przez większość książki miałam szeroki uśmiech na twarzy. Ich relacja rozwinęła się bardzo szybko, bo właściwie w przeciągu tygodnia, czy dwóch, ale nawet mi to za bardzo nie przeszkadzało. Chociaż muszę przyznać, zaskoczenie Lucie na wieść, że Theo jej pragnął, rozbawiło mnie do łez, bo nie wiem czy ktoś mógłby być bardziej oczywisty, niż on. 

Autorce udaje się nawet poruszyć poważniejszy temat toksycznej relacji, ukazując jak wielki wpływ na Lucie miał jej związek z Lucasem, byłym narzeczonym. Ten facet to klasyczny przykład dupka, który wykorzystywał Lucie dla swojej przyjemności, manipulował nią, aby stworzyć sobie jej wymarzoną wersję, aż do tego stopnia, że dziewczyna przestała zauważać, że nie tak powinna wyglądać miłość. Miałam ochotę go udusić za każdym razem kiedy chociażby go wspominała. I byłam z niej taka dumna, kiedy pokazała mu w końcu, gdzie jest jego miejsce. Jednocześnie miałam ochotę potrząsnąć każdą osobą z jej otoczenia (a już zwłaszcza jej rodzicami) za to, że zrobili z niego ofiarę, nie pytając jej nawet o to jak się czuje po ich rozstaniu. Nikt nie kiwnął nawet palcem na to, przez co przechodziła przez osiem lat związku. No co jest, ludzie?

Zaczęłam "Chłopak, który oszalał na moim punkcie" z uśmiechem na twarzy i tak też ją skończyłam. To nie jest pozycja od której powinno się wiele wymagać, ale i tak uważam, że spełnia swoje zadanie, bo bawi, wywołuje motylki w brzuchu i jest idealna, żeby się rozerwać. Lucie i Theo od razu zarażają swoją energią, radością, ich relacja łapie w swoje sidła i nim się obejrzymy, już przewracamy ostatnią stronę. Może i nie jest idealna, ale wszelkie niedoskonałości przyćmiewa fakt, że ci bohaterowie są świetni, charyzmatyczni i wręcz chce się o nich czytać. A już zwłaszcza o Theo, który jest tutaj moim ulubieńcem. Nie mogę się już doczekać trzeciego tomu, tym razem o Aubrey. Tymczasem jeśli szukacie lekkiej, słodkiej historii miłosnej, polecam poznać Lucie i Theo!



KIRSTY MOSELEY jest brytyjską pisarką urodzoną w Hertfordshire w Anglii. Jest autorką kilku cieszących się sporym zainteresowaniem czytelników powieści z gatunku romansu obyczajowego, z których największą popularność przyniosła jej ta pod tytułem „Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno”.

Od wczesnego dzieciństwa Kirsty Moseley miała marzenie, by zostać profesjonalną pisarką, jednak przez długi czas wszystko, co napisała, chowała głęboko na dno szuflady. Nie miała śmiałości opublikować czegokolwiek, obawiając się krytycznych opinii. W 2000 roku przeprowadziła się do Norfolk, gdzie poznała swojego przyszłego męża, Lee. Pięć lat później urodził im się syn.

Kiedy Kirsty siedziała w domu z małym dzieckiem, przypadkiem trafiła na stronę internetową, na której pisarze-amatorzy zamieszczali swoją twórczość. Przez pewien czas po prostu śledziła portal, czytając opowiadania stworzone przez innych – aż w końcu postanowiła sama zamieścić tam jedną ze swoich historii. Pozytywny odzew czytelników przerósł jej najśmielsze oczekiwania. Pokrzepiona pochlebnymi opiniami i wzrastającym w niesamowitym tempie wskaźniku odsłon jej opowieści, postanowiła własnym nakładem opublikować swój debiut literacki w tradycyjnej formie. Książka „Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno” ukazała się w druku w 2012 roku.

Aktualnie Kirsty Moseley ma na koncie jeszcze kilka powieści i krótszych opowiadań, z których każde przez publikacją w wersji drukowanej zostało przeczytane przez miliony internautów.


Tytuł: Chłopak, który oszalał na moim punkcie
Autor: Kirsty Moseley
Tytuł w oryginale: Stand-In Saturday
Seria: Love For Days. Tom 2
Data premiery: 24 marca 2021
Wydawnictwo: Harper Collins
Liczba stron: 352
Ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Harper Collins.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Dzięki za przeczytanie mojego wpisu! Byłoby mi bardzo miło gdybyś zostawił/a komentarz ze swoją własną opinią :)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia