środa, 31 stycznia 2018

[RECENZJA] Leisa Rayven - Złe Serce


Tytuł: Złe Serce
Autor: Leisa Rayven
Seria: Starcrossed
Data premiery: 2018-01-10
Liczba stron: 352
Wydawnictwo: Otwarte

Utrata kogoś z kim wyobrażaliście sobie przyszłość, komu oddaliście całą swoją duszę i serce, może zniszczyć. Ale ponowne spotkanie i stanięcie twarzą w twarz z faktem, że ta osoba ruszyła dalej i kocha kogoś innego? To może rozwalić serce na kawałki, tak, że nikt nie będzie w stanie poskładać ich do kupy.

Kiedy tylko usłyszałam o premierze kolejnej części „Złej” trylogii Leisy Rayven, nie posiadałam się z radości. Należałam do tej grupy ludzi, którzy byli kompletnie oczarowani Złym Romeo i Złą Julią, chociaż wiem, jak różne opinie były na temat historii Cassie i Ethana. Na początku myślałam, że to kontynuacja ich love story, bo w końcu trylogie skupiają się na tej samej historii, ale okazało się, że tym razem książka skupi się na siostrze Ethana, Elisse. Co ucieszyło mnie jeszcze bardziej, bo dla mnie historia Ethana i Cassie skończyła się na Złej Julii. Kiedy kilka dni temu wreszcie dostałam „Złe Serce” w swoje łapki, od razu wzięłam się za czytanie. Byłam bardzo ciekawa co takiego ma do opowiedzenia Elisse.

"Jak szybko można się zakochać?
W sekundę? W tydzień? W rok?
To jak pytać, ile czasu trwa zasypianie. Niektórzy chrapią, kiedy tylko przyłożą głowę do poduszki. Inni godzinami leżą w ciemnościach i dopiero gdy gonitwa myśli na moment ustaje, wkrada się sen i wciąga ich w swoje odmęty.
Tak właśnie wyobrażam sobie proces zakochania. Niektórzy zakochują się tak łatwo, że sprawiają wrażenie nieustraszonych. Kochają odważnie i bez ograniczeń.
Niektórzy ludzie to idioci."
Elissa Holt poznała miłość swojego życia sześć lat temu. Ale on złamał jej serce i wyjechał, a ona musiała nauczyć się żyć bez niego. Kiedy przyjmowała pracę inspicjentki najnowszej produkcji na Broadwayu, nie wiedziała, że los ponownie rzuci ją w ramiona dawnego kochanka, Liama Quinna. I zdecydowanie nie była przygotowana na to, że będzie musiała pracować z nim i jego narzeczoną – najgorętszą parą Hollywood. Ból złamanych serc powraca, kiedy Liam i Elissa ponownie stają przed sobą, sześć lat po rozstaniu, z ogromem nadal trwających uczuć w swoich sercach.

"Oto, czego nauczyły mnie te wszystkie lata: można zrezygnować w życiu z wielu rzeczy i nadal być szczęśliwym. Można uznać, że jogging to wymysł szatana. Stwierdzić, że popularny bestseller, którym zachwycają się wszyscy wokół, po prostu nie jest w twoim guście. Można kupić karnet na siłownię, a potem ani razu nie przekroczyć jej progu. Ale jedyna rzecz, z której nie wolno rezygnować, to prawdziwa miłość. Kiedy ją znajdziesz, łap ją obiema rękami i pod żadnym pozorem nie puszczaj, ponieważ choć nie zawsze jest łatwa i wygodna, prawdziwa miłość jest warta każdego wysiłku. Tego jednego jestem absolutnie pewna."
Autorka świetnie nadaje charakter uczuciom bohaterów. Sprawia, że czytelnik czuje każdą emocję, szczęście, smutek, ból złamanego serca, czy nadzieję. Liam i Elissa zostali wykreowani wspaniale. Czytając jak Elissa została ze złamanym sercem, a potem ponownie stanęła twarzą w twarz z mężczyzną, który był tego powodem i na dodatek musiała codziennie oglądać jego i jego ukochaną, z którą planował wspólne życie? To rozwaliło mi serce, a byłam tu tylko czytelniczką. Chyba każdy, kto chociaż raz miał złamane serce, może poświadczyć, że to okropne, brzydkie uczucie.

"Miłość to kawał drania. Ma w nosie nasze plany. Nigdy nie przychodzi w wygodnym momencie. Zjawia się nieproszona i każe ci czuć, czy ci się to podoba czy nie. I nawet kiedy wiesz, że powinnaś przestać kogoś kochać, dalej cię trzyma."
Czułam się też źle ze względu na Liama. Chociaż na początku mógł się wydawać dupkiem za to jak ją pozostawił, to jednak nie dało się na niego złościć. Wystarczyło kilka stron, a mi już ciekła ślinka. Sprawił, że zakochałam się w jego postaci w przeciągu kilku minut. Myślę, że to dlatego rozgryzłam już na początku co wydarzy się dalej. Wyparłam możliwość, że umyślnie skrzywdziłby Elissę, bo proste było dla mnie, że ją pokochał. Kiedy wreszcie potwierdziły się moje domysły i wyszło na jaw co stało za jego zachowaniem, mogłam tylko siedzieć i rozpływać się w zachwycie, jednocześnie czując ból ze względu na tą dwójkę ludzi, którzy zakochali się w sobie do szaleństwa w niewłaściwym momencie i czasie. Już od ich pierwszego spotkania czuć było intensywność uczuć, jakimi do siebie pałali.

"Możemy być razem teraz albo nigdy. A ponieważ nie jestem w stanie pogodzić się z "nigdy", głosuję za "teraz"."
W jednym momencie śmiałam się do łez, w drugim płakałam, zupełnie rozdarta niesprawiedliwością losu, w innym ryczałam ze szczęścia, wachlowałam zarumienione policzki i coraz bardziej zakochiwałam się w tej historii. Pokochałam nie tylko Liama i Liss, ale także bohaterów drugoplanowych, Josha, najlepszego przyjaciela Elissy, i Angel, narzeczoną Liama. Tak, nawet jego narzeczoną! Jeśli podchodzicie do książki z zamiarem znienawidzenia jej, przysięgam, nie uda wam się. Jest tak wiele rzeczy, które chciałabym tu poruszyć, ale po prostu musicie przekonać się sami, że ta historia ma w sobie o wiele, wiele więcej niż spodziewany trójkąt miłosny i nieszczęśliwa miłość. To wspaniała powieść o nadziei, przeznaczeniu i drugiej szansie.

"Tęskniłem za tobą. Te lata bez ciebie bolały, ale to... Jesteś obok, a ja nie mogę cię mieć. To boli o wiele bardziej."
Po trzeciej lekturze spokojnie mogę powiedzieć, że Leisa Rayven to królowa powieści miłosnych o drugich szansach. Pokochałam ją już za Złego Romeo i Złą Julię, ale jestem w stanie stwierdzić, że Złe Serce kocham najmocniej. Trzecia część wydaje się być dojrzalsza i o wiele lepiej poprowadzona, niż poprzednie. Chociaż rozgryzłam fabułę dość szybko, to książka cały czas trzymała mnie w napięciu. Wiedziałam, że piszę się na rollercoaster emocji i pięknej powieści o namiętnej miłości. Autorka mnie nie zawiodła. Spędziłam kilka godzin na śmiechu i płaczu, a jeśli ktoś potrafi sprawić, że zmieniam się w rozemocjonowaną papkę, zajmuje u mnie wysoką pozycję.

"- Ty. Ty jesteś dla mnie wszystkim - szepcze prosto w moje usta."
Jeśli przeczytaliście „Złego Romeo” i „Złą Julię” i nie podobało wam się, albo nie mieliście jeszcze z tymi książkami do czynienia, i tak powinniście sięgnąć po „Złe Serce”. Spokojnie można to traktować jako oddzielną książkę, a uważam, że jest lepsza niż jej poprzedniczki. Gwarantuję wam świetną zabawę - nie tylko intensywność emocji, ale też solidną dawkę humoru, a bohaterowie zdobędą wasze serce już od pierwszego spotkania.

Na koniec taki zabawny moment, jeden z moich ulubionych:
"Wącham ser.
- Rany, włoski. Dojrzały. Pachnie niesamowicie.
Liam unosi brew.
- Może wolicie zostać sami?
Odkładam ser na blat i głaszczę czule.
- Nie. Pragnę go, lecz przecież nie należy do mnie. Będę więc wzdychać do niego z oddali.
Liam wyjmuje z szafki papierową torbę.
- Nie ma mowy. Nie wolno stawać na drodze prawdziwej miłości."

A wam, która część się najbardziej podobała? A może żadna? Piszcie w komentarzach! :)

2 komentarze:

  1. Uwielbiam te trylogię! :D Najbardziej mi przypadła do gustu właśnie ta część <3

    Zabookowany świat Pauli

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam "Zły Romeo" i "Zła Julia".Nie miałam jeszcze okazji przeczytać tej ale mam nadzieję,że będzie lepsza od poprzednich.
    Jeśli będziesz miała chwilę zajrzyj też do mnie :)
    https://kinga16czyta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za przeczytanie mojego wpisu! Byłoby mi bardzo miło gdybyś zostawił/a komentarz ze swoją własną opinią :)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia