piątek, 26 sierpnia 2022

Shaun David Hutchinson - Stany Zjednoczone Miłości


Wystarczy jeden alarm bombowy i dwaj synowie politycznych rywali trafiają do tego samego schronu. To spotkanie wyborcze skończy się albo katastrofą, albo czymś nieoczekiwanie wspaniałym.

Dre jest przyzwyczajony do sławy… no dobrze, rozpoznawalności. Kręci filmiki, przebiera ludzi za kosmitów, a na konwentach ustawiają się do niego kolejki fanów! Głośny, fantazyjnie ubrany, a przede wszystkim wyoutowany i z tego dumny – zwraca uwagę i budzi emocje. Emocje, które mogą odebrać jego ojcu szanse na zostanie prezydentem Stanów Zjednoczonych.

Dean nie ma takich problemów. Od zawsze wiedział, że jego mama mierzy wysoko, a on musi uważać na każdy swój krok. Jako idealny syn zrobi wszystko, żeby republikanie zwyciężyli. Pokaże się nawet z dziewczyną wybraną dla niego przez sztab wyborczy. To w końcu żaden kłopot. Przynajmniej nie musi się zastanawiać, czy jego mama faktycznie akceptuje go takiego, jakim jest.

Rozmowa w schronie pokazuje obu chłopakom, że przeciwieństwa się przyciągają, a miłość ponad podziałami politycznymi jest możliwa. O ile nikt nikogo nie śledzi ani nie próbuje szantażować. A przecież nie wszyscy kandydaci grają równie uczciwie, prawda?


Jedną z moich ukochanych książek jest "Red, White & Royal Blue" Casey McQuiston, więc kiedy przeczytałam opis "Stany Zjednoczone Miłości", od razu książka wzbudziła moje zainteresowanie. Historia brzmiała podobnie, ale nie na tyle, aby można było ją nazwać kopią, więc pomyślałam: czemu nie? Dopiero podczas lektury w oko wpadły mi wszelkie negatywne opinie na jej temat i szybko okazało się, że jej podobieństwo do "Red, White & Royal Blue" to najmniejszy z problemów. Nie wiem nawet jak tę książkę opisać, bo jej lektura wzbudziła we mnie bardzo mieszane uczucia, a z pewnymi kwestiami autor sobie po prostu nie poradził, wręcz podszedł do nich szkodliwie. Okazuje się, że ta historia to idealny przykład tego, jak wiele szkody może narobić książka skierowana do młodzieży i jak bardzo może zamydlić oczy uroczą historią miłosną, która w połączeniu z pewnymi kwestiami po prostu nie powinna była mieć miejsca.

Dre i Dean to synowie rywali politycznych, których rodzice startują przeciwko sobie w wyborach na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Różni jak ogień i woda. Dre jest głośny, odważny i dumnie wyoutowany, a Dean zna jedynie życie w cieniu swojej matki, jest cichy, poukładany i uważa na wszystko, co robi, aby nie zaszkodzić swojej mamie. Kiedy jednak podczas jednego z wieców wyborczych zostają zamknięci razem w jednym schronie, okazuje się, że mają ze sobą więcej wspólnego, niż mogłoby się zdawać. Rozumieją się na sposoby, na jakie nikt inny ich nie rozumie. W ten sposób rozwija się między nimi sekretna przyjaźń na odległość, która po czasie przeradza się w coś poważniejszego. Jednakże czy miłość między podziałami politycznymi ma w ogóle szanse zaistnieć?

Nawet nie wiem od czego zacząć, tyle myśli kotłuje mi się w głowie. Przeraża mnie trochę to, ile osób przeczyta tę książkę i powie, że to była urocza historia LGBT, "Red, White & Royal Blue" dla młodzieży. I całkowicie to rozumiem, bo ta historia rzeczywiście była bardzo przyjemna i lekka, a główni bohaterowie dali się lubić. Talentu pisarskiego autorowi nie da się zarzucić. I zupełnie szczerze, przeciętny czytelnik, nieinteresujący się polityką amerykańską, życiem w Stanach i problemami, które są kompletnie różne od problemów, z jakimi zmagamy się w naszym kraju, pewnie nie zauważy tego, jak problematyczne są pewne kwestie w tej historii. Szczególnie, że to powieść skierowana do młodzieży. Ale kiedy do głosu dochodzą osoby, które czują się osobiście skrzywdzone tym, jak autor podszedł do pewnych wątków, pojawia się pytanie: hej, może coś tutaj rzeczywiście jest nie tak? I wtedy zaczynamy się zastanawiać, czy taka historia w ogóle powinna mieć miejsce.

Kiedy po raz pierwszy przeczytałam opis fabuły tej książki, a mianowicie tę część o tym, że zakochują się w sobie synowie dwóch rywali politycznych, miałam w głowie trochę inny koncept. Spodziewałam się, że autor poruszy ważną konwersację na temat programów wyborczych Demokratów i Republikanów, że to będzie dobry sposób na wskazanie problemów, z jakimi zmaga się amerykańska społeczność, które zresztą wpływają na cały świat. Nie spodziewałam się natomiast, że polityka będzie właściwie pionkiem w grze miłosnej, przeszkodą wykorzystaną do tego, aby nieść jedną wiadomość: miłość wygrywa ze wszystkim. Przykro mi to pisać, ale to najgłupsza rzecz, jaką przeczytałam. Może i w pięknym życiu, w którym ludzie nie muszą codziennie walczyć o równouprawnienia, prawo do życia, walczyć przeciwko homofobii, rasizmowi, mizoginii, transfobii i wielu innym rzeczom, to byłby piękny, bajkowy przekaz. Ale nie żyjemy w takim świecie. Żyjemy w świecie, w którym kobiety zmuszane są do porodu i posiadania dzieci, w którym pary jednopłciowe są bite za miłość, w którym czarny człowiek uważany jest za śmiecia i to tylko z powodu koloru skóry. I takie zakończenie książki wypadło bardzo ignorancko i naiwnie, a już szczególnie, że to były kwestie, które mocno dotykały jednego z głównych bohaterów.

A to i tak nie jest najgorsza część tej historii. Najbardziej nie spodobało mi się to, jak autor podchodzi do samej kwestii przedstawienia rywalizacji między matką Deana, która startuje na prezydentkę, oraz ojcem Dre, kandydata na prezydenta. Republikanka vs Demokrata. Dean przedstawiony jest jako bohater, który od zawsze zmagał się z uwagą społeczności z powodu życia publicznego jego matki. Jego wsparcie dla jej kandydatury, a więc jej konserwatywnych poglądów wobec wielu kwestii, wbrew jego własnym opiniom wiązało go z jej personą i tym, co reprezentuje jako Republikanka. Natomiast Dre, homoseksualny chłopak znany z kanału, na którym razem z przyjaciółką tworzy fantazyjne makijaże i kostiumy, jest synem Demokraty i utożsamia się z większością poglądów reprezentowanych przez jego tatę, nawet jeśli polityka to nie jest jego bajka. Niemieszanie polityki w tę relację jest więc niemożliwe, nawet jeśli bardzo się starają o niej nie rozmawiać. Ale jak na historię tak mocno opartą na polityce, autor naprawdę z wielką łatwością ucieka od problemów, które powinny były być mocniej rozwinięte. Nagle fakt, że matka Deana reprezentuje sobą wszystko to, co mocno wpływa na bohaterów tej książki, nie ma znaczenia, bo love wins all.

Aby uniknąć poruszenia pewnych wątków, autor przedstawia nam trzeciego bohatera, który utożsamia wszystko, co złe i pragnie zniszczyć matkę Deana oraz ojca Dre. I to chyba przelało czarę goryczy, bo w jakim świecie Republikanie i Demokraci współpracowaliby razem, aby zniszczyć przeciwnika i pokazać wsparcie dla związku swoich synów? Wyobrażacie to sobie? Miałam wrażenie, że to był sposób autora na wybielenie matki Deana i jej problematycznych poglądów, na zjednoczenie dwóch kontrastujących ze sobą frontów i odłożenie na bok kontrowersyjnych kwestii, o których powinno się mówić, a nie przemilczeć dla dobra miłości. Myślę, że ta książka to idealny przykład tego, że pewnych rzeczy nie powinno się i nie można romantyzować. A człowiek, który cały swój plan wyborczy opiera na odbieraniu praw mniejszościom i opresjonowanym ludziom, nie staje się nagle lepszy, tylko dlatego, że na horyzoncie pojawia się jeszcze gorsza osoba. To było kompletnie bez sensu.

Żeby tego było mało, kolejną problematyczną kwestią jest sam fakt, że Dre i jego rodzice mieli mieć rzekomo meksykańskie korzenie i ciemną skórę. Wiecie skąd to wiem? Z opinii innych ludzi. W książce wspomniane zostało to właściwie tylko raz. Ta wyraźna nieumiejętność autora, by stworzyć postać poc, jest bardzo problematyczna i zupełnie mnie nie dziwi, że tyle osób poczuło się skrzywdzonych i domaga się lepszego traktowania. Wyszło tak, że autor wrzucił tę informację dla wprowadzenia odrobiny różnorodności w swojej historii (chociaż, kto wie, może za bardzo starał się opierać na RW&RB, jest dużo podobieństw między Dre, a Alexem) i stwierdził "okej, wykonałem swoją robotę na dziś".

Jak widać, na temat tej książki można by było napisać cały esej i zapewne każdy miałby wiele do powiedzenia. Najbardziej rozczarowujące jest to, że ta historia mogła być naprawdę bardzo dobra. Sam wątek między Deanem i Dre mi się bardzo podobał (pomijając oczywiście wyżej wymienione kwestie), ich chemia też była świetna. Jedynie irytowało mnie to, że Dre ciągle czepiał się cichej osobowości Deana, jego zamiłowania do planowania i nazywał go sztywnym, jakby było coś w tym złego. Poza tym polubiłam tych chłopaków. Wolałabym jednak po raz dziesiąty przeczytać "Red, White & Royal Blue", albo jakąkolwiek inną książkę m/m, niż polecić tę, biorąc pod uwagę wszystkie te problematyczne kwestie. To nie była dobrze poprowadzona młodzieżówka. Nie wiem jak ją ocenić, więc tego tym razem nie robię. Swoje napisałam, ale oczywiście wy macie pełne prawo się ze mną nie zgodzić. Decyzję, czy chcecie ją przeczytać, pozostawiam wam.

Shaun David Hutchinson urodził się w West Palm Beach na Florydzie pierwszego maja 1978 roku. Studiował literaturę średniowieczną i renesansową, po czym porzucił swój stopień naukowy, aby pracować w IT, zajmując się projektowaniem baz danych, budując aplikacje i kodując strony internetowe, zanim opublikował swoją pierwszą książkę, List śmierci. Dziś Shaun jest pełnoetatowym autorem mieszkającym w Seattle.

Tytuł: Stany Zjednoczone Miłości
Autor: Shaun David Hutchinson
Tytuł w oryginale: The State of Us
Data premiery: 04.07.2022r.
Wydawnictwo: Znak Horyzont
Liczba stron: 352

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak :)





Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Dzięki za przeczytanie mojego wpisu! Byłoby mi bardzo miło gdybyś zostawił/a komentarz ze swoją własną opinią :)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia