Stella to nieco szalona, nieprzewidywalna dziewczyna, która zawsze polega na swoim zmyśle węchu i wręcza obcym ludziom czekoladowe batoniki na poprawę humoru. Nie jest jednak typem osoby, która wprosi się na cudzą imprezę, aby najeść się do syta i napić drogiego szampana. No chyba że… owa impreza będzie wystawnym weselem odbywającym się w gmachu Nowojorskiej Biblioteki Publicznej, a zaproszenie wystawione na jej byłą współlokatorkę i tak by się zmarnowało. A kiedy jeszcze okaże się, że drużba jest najwspanialszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziała, poprosi ją do tańca i spowoduje, że chemia między nimi będzie bliska wybuchu, wtedy po prostu nie będzie już mogła się wycofać.
Niestety dobra zabawa urywa się gwałtownie, kiedy mężczyzna marzeń orientuje się, że Stella nie jest tym, za kogo się podaje. Dziewczynie pozostaje jedynie rzucić się do ucieczki, a na pocieszenie zgarnąć ze stołów kilka butelek alkoholu. Stella była przekonana, że ten jednorazowy wyskok w jej spokojnym życiu pozostanie jedynie szalonym wspomnieniem. Szybko jednak się orientuje, że zostawiła przy stole coś, dzięki czemu mężczyzna będzie w stanie ją wytropić…
Ja i Vi Keeland ostatnio zrobiłyśmy sobie przerwę. Niestety po kilku schematycznych i rozczarowujących książkach, na które trafiałam, gdy ostatnio sięgałam po jej powieści, stwierdziłam, że czas zrobić krok do tyłu i na kilka miesięcy dać sobie chwilę odpoczynku. Ale potem nadeszła premiera "Zaproszenia" i wszelkie moje postanowienia szlag trafił, bo z każdej strony zaczęły mnie atakować dobre opinie. A że wiele z nich pochodziło od zaufanych mi osób, musiałam dać tej książce szansę i sama sprawdzić, czy rzeczywiście jest tak dobra, jak wszyscy mówią. I muszę przyznać, książka była rzeczywiście bardzo urocza i przyjemna. Szybko mi się ją czytało i zdecydowanie należy do tych lepszych książek Keeland. Pewnie nie zapadnie mi w pamięci na jakoś długo, ale myślę, że przypadnie do gustu tym, którzy lubią takie lekkie, niezobowiązujące romanse.
Jeden raz, kiedy Stella postanawia zrobić coś szalonego, stawia jej życie do góry nogami. Gdy daje się namówić swojemu najlepszemu przyjacielowi na kłamstwo i pod skradzioną tożsamością swojej byłej współlokatorki wprasza się na wesele, aby się zabawić i najeść, nie spodziewa się, że to będzie noc, która rozpocznie największy chaos w jej życiu. Wbrew pozorom takie zachowanie nie jest dla niej codziennością. Prowadzi spokojne życie i stara się zrobić wszystko, aby spełniło się jej największe marzenie posiadania własnej firmy, w której sprzedawałaby personalizowane perfumy. To na tej imprezie poznaje najprzystojniejszego mężczyznę, jakiego kiedykolwiek widziała. Chemia między nimi wybucha i zdaje się, że wszystko prowadzi do jednego... dopóki nie zostaje przyłapana na kłamstwie, poniżona i ucieka z wesela w popłochu. Przekonana, że już nigdy nie spotka Hudsona, ani jego rodziny, kompletnie nie spodziewa się telefonu od jego siostry, która była panną młodą, z propozycją spotkania. Jedno prowadzi do drugiego i Stella dostaje propozycję zainwestowania w jej nowy biznes. Jedyny haczyk jest taki, że najważniejszą osobą, którą musi przekonać do siebie i swojego pomysłu jest stojący na czele zarządu Hudson - ten sam mężczyzna, który na weselu wpadł jej w oko i który uważa ją teraz za szaloną oszustkę. Czy ich ponowne spotkanie będzie dla niej szansą wytłumaczenia niezręcznej sytuacji i rozpoczęcia nowej ścieżki życiowej... a może nawet szansą na miłość? Czy wykorzystanie zaproszenia współlokatorki okaże się największą pomyłką jej życia?
Początek tej książki to była droga wyboista. Niezbyt polubiłam się z głównym bohaterem i jego skłonnościami do poniżania osób, które zaszły mu za skórę, a już szczególnie, że Stellę od samego początku bardzo polubiłam i nie zasłużyła na takie traktowanie, jakie jej zafundował. Owszem, ich pierwsze spotkanie nie mogłoby się skończyć gorzej, ale nie przesadzajmy - kiedy już spotykają się ponownie i na horyzoncie pojawiła się szansa współpracy biznesowej, Hudson zaczął mi mocno działać na nerwy. Jego siostra nawet wytknęła, że to tego typu osoba, która urazę trzyma do grobu i wcale się nie myliła - jego zachowanie wobec Stelli mówiło samo za siebie. Całe szczęście w końcu dowiadujemy się więcej o jego życiu i powodach, dlaczego jest, jaki jest, bo inaczej niezbyt byśmy się lubili.
Fabuła tej książki nie jest niczym odkrywczym. W rzeczywistości czytałam już ten schemat romansu biurowego dziesiątki razy, w innych wariacjach i zapewne akurat ta historia nie zapadnie w mojej pamięci na dłużej. Ale jest w niej coś takiego, jakiś niezaprzeczalny urok, dzięki czemu po prostu świetnie spędziłam na niej czas. Determinacja, odwaga i małe dziwactwa Stelli, która bez dwóch zdań kradnie światło reflektorów w tej historii, przekonały mnie, że dla niej warto książkę czytać. Uwielbiam jej zamiłowanie do czytania pamiętników i obsesję na punkcie zapachów, bo to czyni ją bardzo oryginalną i niepowtarzalną postacią. A im dalej, tym było lepiej. Okazuje się, że Stellę i Hudsona wiele łączy, wbrew temu, jak zaczyna się ich historia. Dopełniają się, są dla siebie powodem do radości, wzajemnie się wspierają i podbudowują, tworząc zgraną parę. Nawet Hudson odkrywa swoją wrażliwszą stronę i w pewnym momencie nie pozostało mi nic, jak po prostu wybaczyć mu to małe potknięcie na początku - wcale nie jest złym człowiekiem i koniec końców naprawdę go polubiłam.
Autorka bardzo fajnie wkręciła w ich historię wątek przeznaczenia, bawiąc się ich przeszłością i przeplatając pewne sploty wydarzeń. Chociaż zakończenie było przewidywalne i dość oczywiste po znakach, które Keeland wrzucała w pewnych rozdziałach, bardzo ładnie połączyło to historię Hudsona i Stelli. Pewnie nie każdy się ze mną zgodzi, w końcu niewiele w tym wszystkim realizmu, ale we mnie drzemie niepoprawna romantyczka i kupuję wszystkie takie zagrania. Pewne wątki mocno chwyciły mnie za serce.
"Zaproszenie" to może nie jest najlepsza książka, jaką czytałam w swoim życiu, ale wywołała szeroki i radosny uśmiech na mojej twarzy i motylki w brzuchu, a głównie tego oczekuję od historii, po które sięgam. To była jedna z lepszych od Keeland i bardzo się cieszę, że nie znalazłam tutaj tych rzeczy, które nie spodobały mi się w poprzednich jej książkach. Nawet pomimo tego, że to kolejny romans biurowy, to główna bohaterka jest tutaj wreszcie w centrum uwagi i odnosi liczne sukcesy z powodu swojej kreatywności, inteligencji i determinacji, a Hudson jest dla niej wsparciem. Jeśli lubicie takie szybkie romanse i po drodze wam z twórczością Vi Keeland, to tę pozycję mogę wam spokojnie polecić.
VI KEELAND to jedna z najbardziej poczytnych amerykańskich autorek romansów. Jej książki często goszczą na listach bestsellerów magazynu "New York Times". Łączny nakład jej powieści to już ponad milion egzemplarzy. Szczególną sławę przyniosły jej cykle powieściowe "Na scenie", "Cole" i "MMA fighter". Każda nowa powieść jej autorstwa niemal automatycznie staje się bestsellerem. Ogromna popularność sprawiła, że książki Keeland tłumaczone są obecnie na ponad dwadzieścia języków. Pisarka śmieje się, że jej piętą achillesową w szkole były nauki ścisłe, mimo to poślubiła nauczyciela tych przedmiotów. Jej najbardziej ukochanym miejscem do spędzania wakacji jest grecka wyspa Santorini. Mieszka obecnie w swym rodzinnym Nowym Jorku wraz z mężem i dziećmi. Swojego męża poznała w wieku sześciu lat i to właśnie z nim przeżywa nieustannie swoje love story.
Tytuł: Zaproszenie
Autor: Vi Keeland
Tytuł w oryginale: The Invitation
Data premiery: 11 maja 2022
Wydawnictwo: Niegrzeczne Książki (Kobiece)
Liczba stron: 416
Ocena: 7/10
Mnie się bardzo podobała 🥰
OdpowiedzUsuń