Wren Beaumont zdecydowanie ma powody, by czuć się królową szkoły. Ludzie z liceum ją uwielbiają, dziewczyny, chcą być takie jak ona, a chłopcy podążają za nią pełnym pożądania wzrokiem. Czasami Wren czuje się tym zmęczona, ale za wszelką cenę nie chce ich wszystkich zawieść. Ani ich wyobrażenia o niej.
Jednak jest jedna osoba, która niczego od niej nie chce, tylko nieustannie ją obserwuje. Spojrzenie zimnych niebieskich oczu wszędzie za nią podąża. Wren nie wie, dlaczego Crew Lancaster bez przerwy na nią patrzy, ani tym bardziej, dlaczego w jego wzroku czai się nienawiść.
Macie takie książki, które może nie są idealne, może czasami wzbudzały w was mieszane emocje, ale miały w sobie coś takiego, co do was po prostu trafiło i książka stała się waszym guilty pleasure? Właśnie tym jest dla mnie A Million Kisses In Your Lifetime Moniki Murphy. Czy jest to najlepsza książka, jaką kiedykolwiek przeczytałam? No nie. Właściwie to na początku nie do końca wiedziałam, czy to w ogóle książka dla mnie - wywołała we mnie tak skrajne uczucia, że w jednym momencie się nią zachwycałam, a w drugim miałam jej dość. Muszę jednak przyznać, że to jedna z książek, w której przemiana bohaterów i ich dojrzewanie ukazane jest po mistrzowsku - bohaterowie tej książki, chociaż początkowo nieidealni, frustrujący i męczący, krok po kroku się rozwijali, a ja nawet nie wiem kiedy, aż w końcu totalnie zauroczyłam się ich historią.
Wren Beaumont to królowa szkoły - każdy ją uwielbia, dziewczyny spijają z ust każde jej słowo i każdy chce być trochę jak ona. Wszyscy znają ją też z tego, że dumnie nosi na palcu pierścionek, który oznacza jej dziewictwo. Wren jako dobra i przykładna uczennica daje z siebie wszystko, aby nikogo nie zawieść. Jedyną osobą, która zupełnie nie kupuje tego słodkiego i niewinnego obrazku, jest Crew Lancaster - bogaty chłopak, który od lat marzy o tym, aby ją mieć w swoim łóżku, zostać skazą na tym obrazku czystej dziewczyny. Codziennie obserwuje ją chłodnym wzrokiem, wprawiając ją w zakłopotanie. Kiedy jednak nauczycielka łączy ich w parę do projektu na psychologię, podczas którego zmuszeni są poznać się bliżej, ich światy trzęsą się w posadach. Okazuje się, że są bardziej podobni, niż im się zdawało... i że jest między nimi chemia, jakiej jeszcze nigdy nie czuli.
Jak to z popularnymi książkami bywa, opinie na temat tej historii są różne i dobrze to rozumiem. Jak wspomniałam wyżej, sama początkowo nie wiedziałam, czy ta historia mi się w ogóle podoba. Nie jestem największą fanką takiego przejechanego na wszystkie strony licealnego wątku dobrej dziewczyny i złego chłopca, a bohaterowie na początku pozostawili wiele do życzenia. Nie żałuję jednak, że dałam tej historii szansę i czytałam ją dalej, bo gdzieś w międzyczasie z tego bully romansu zrodziła się naprawdę urocza, słodka i zaskakująco dobra historia miłosna, a bohaterowie zbudowali razem piękną relację, zdrową i wolną od nieporozumień, czego początkowo zupełnie się nie spodziewałam.
Wren i Crew, główni bohaterowie tej książki, to nie są bohaterowie idealni. Trzeba dużo czasu, aby się z nimi polubić, a już szczególnie z Crew, który w pierwszych kilku rozdziałach to rozpieszczony bachor, który niczym przedszkolak wkurza się na dziewczynę, która mu się podoba, bo nie zwraca na niego uwagi, więc zaczyna jej dokuczać. Urodzony w najbogatszej rodzinie w mieście, z jego własnym nazwiskiem w nazwie szkoły na poparcie, myśli, że wszystko mu wolno i wszystko mu ujdzie na sucho. Nie omieszka się poznęcać się nad Wren, którą obserwuje od lat - niewinną, czystą dziewczynę, która znana jest ze swojej dobroci i pierścionka na palcu, który symbolizuje jej czystość i dziewictwo. Sama Wren też mnie irytowała, chociaż odrobinę mniej niż Crew. Nie tyle jej niewinność i pruderyjność, bo nie ma w tym nic absolutnie złego, ale jej poczucie wyższości nad każdą dziewczyną, która zachowuje się inaczej i jej skłonność do oceniania każdej osoby.
Jeśliby spojrzeć na samą fabułę tej powieści, to mamy tu dość typową Wattpadową historię (chociaż o ile mi wiadomo nią nie jest) - dobra, niewinna dziewczyna i zły chłopiec, który chce ją zdemoralizować. Ale wkrótce przekonujemy się, że pod tym wszystkim skrywa się wiele warstw i ci bohaterowie stają się coraz ciekawsi, a ich relacja coraz lepsza. Gdy zmuszeni są razem współpracować nad projektem z psychologii i wzajemnie się poznać, zaczynają zdejmować swoje maski, a nawet uczyć się wzajemnie nowych rzeczy. Crew z buntownika myślącego nie tą głową co trzeba zamienia się w chłopaka, który dla Wren gotowy jest zrobić wszystko - stawia na pierwszym miejscu jej dobro, bezpieczeństwo i szczęście. Natomiast Wren otwiera się na nowe rzeczy, przekracza swoje granice, zaczyna uczyć się swojego ciała, akceptować je na nowo i zaczyna zauważać rzeczy, których dotychczas nie zauważała.
Myślę, że właśnie to w tej historii tak bardzo mnie zauroczyło. To, jak strona po stronie, moment po momencie, wzajemnie burzyli swoje mury i popychali do bycia lepszymi osobami. Na początku tej książki strasznie się martwiłam, że wyjdzie z tego toksyczna relacja, ale zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona. Zdobywali kawałek mojego serca krok po kroku, z każdą kolejną uroczą sceną, w której widać było ich miłość do siebie. A wątek z obrazem i kupowaniem szminek? Mistrzostwo. Siedząca we mnie romantyczka spija wszelkie takie dodatki w książkach, które sprawiają, że już na zawsze będą mi się kojarzyć z daną książką. Myślę, że dużą rolę odegrał tutaj także sam styl pisania autorki, bo naprawdę świetnie opisuje wszelkie romantyczne i słodkie sceny. Nie bez powodu mój egzemplarz pełen jest adnotacji i karteczek - chciałabym zapamiętać niektóre z tych momentów na długi czas.
Nawet jeśli A Million Kisses In Your Lifetime to nie jest książka idealna, jej fabuła jest dość typowa i potrzeba czasu, aby zrozumieć bohaterów i ich polubić, to ja miło spędziłam na niej czas. Obawiam się niestety, że tłumaczenie tej książki tutaj nie pomogło w odbiorze, bo znalazłam wiele niezręcznych i dość dosłownie przetłumaczonych zdań, przez co ciężko było mi ją czytać. Żałuję trochę, że nie poznałam jej w oryginale, bo mam wrażenie, że wtedy wypadłaby lepiej. Jak już wspomniałam, traktuję tę historię jako guilty pleasure i cieszę się, że podeszłam do niej bez większych oczekiwań, bo dzięki temu przyjemnie mi się ją czytało. To była szybka, lekka i niewymagająca lektura, ale też pełna słodyczy i pikanterii (ostrzegam, że scen 18+ jest tutaj dużo i to zdecydowanie takich odważniejszych, które nie spodobają się każdemu - zapewne wielu z was słyszało o scenie z lizakiem, nawet bez przeczytania książki). Ja polecam, ale sami zdecydujcie, czy to coś dla was, czy gustujecie w raczej innego typu romansach.
Tytuł: A Million Kisses In Your Lifetime
Autorka: Monica Murphy
Data premiery: 16.02.2023
Liczba stron: 535
Wydawnictwo: Niezwykłe Zagraniczne
Ocena: 8/10
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem NieZwykłe:
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Dzięki za przeczytanie mojego wpisu! Byłoby mi bardzo miło gdybyś zostawił/a komentarz ze swoją własną opinią :)