Przychodzę z przedostatnim już podsumowaniem miesiąca w tym roku! Nie mogę uwierzyć, że za kilka tygodni przywitamy nowy rok, bo listopad minął mi w mgnieniu oka. Plus jest taki, że udało mi się przeczytać kilka świetnych książek, odsłuchać jednego audiobooka (chociaż nie w całości, bo niestety zrobiłam DNF książki) i patronowałam jednej z moich ulubionych hokejowych książek - "Offside" Avery Keelan. W kilku zdaniach podsumowałam wszystkie przeczytane przeze mnie powieści (dłuższe recenzje znajdziecie na blogu):
Od lat nie czytałam żadnej książki Ali Hazelwood i tak czekały na mojej półce na swoją kolej, aż naszła mnie niespodziewana ochota na coś YA... i oto przepadłam dla historii o szachach. Kto by się spodziewał, że szachy mogą być tak seksowne? Mallory i Nolan uzależnili mnie swoją chemią, tym tańcem, jakim były dla nich szachy. Nawet jeśli sama bohaterka czasami testowała moją cierpliwość, to jej złożona charakterystyka została poprowadzona naprawdę dobrze i dlatego wybaczyłam jej jędzowatość. To dopiero moja druga książka autorki, ale zdecydowania (jak na razie) ulubiona.
Duet Christiny Lauren w ostatnim czasie trafia idealnie w mój gust, bo ta historia o małżeństwie dla korzyści i udawanym związku, osadzona na malowniczej wyspie, to był strzał w dziesiątkę. Może fabularnie nie mamy tu nic nadzwyczajnego, takich romansów jest na pęczki, ale w sercu tej historii są bohaterowie i ich wielowarstwowa relacja opierająca się na wzajemnym wsparciu, zaufaniu i prawdziwym partnerstwie - nawet pomimo tego, że wszystko zaczyna się od czysto biznesowego układu. To zdecydowanie jedna z moich ulubionych książek autorek.
Może znajduję się z moją opinią w mniejszości, ale uważam "Władcę chciwości" za jedną z najlepszych książek Any Huang. Może to dlatego, że jej powieści w dużej mierze zaczęły mi się troszkę zlewać, a tutaj jest coś trochę innego. Zdecydowanie jest to najbardziej emocjonalna historia, w końcu opowiada o małżeństwie z problemami. Co prawda książka jest krótka i pewne rzeczy można było trochę bardziej rozwinąć, ale i tak uważam, że autorce udało się dobrze przedstawić zmianę Dominika dla Alessandry oraz ich pracę nad swoim związkiem. Ta powieść zdecydowanie chwyta za serce.
Niestety jednym z rozczarowań miesiąca okazała się być moja długo wyczekiwana hokejówka. "Za bandą" to niestety książka typu "do przeczytania i zapomnienia". Po tygodniach od lektury niewiele już z niej pamiętam, bo była bardzo schematyczna i powtarzalna, a do tego zdecydowanie za długa, jak na to, że niewiele się w niej działo. Trochę słodyczy nie wystarcza, aby skraść moje serce. Wiele rzeczy wypadło w tej powieści dość płytko.
W listopadzie miałam największą przyjemność przeczytać przedpremierowo drugi tom hokejowej serii Avery Keelan, której premiera już 26 grudnia i oczywiście ponownie się zakochałam! Te książki idealnie trafiają w mój gust. W tym tomie mamy układ współlokatorów z korzyściami, ale z odpowiednią ilością emocjonalnych momentów i świetnie rozwiniętą relacją na o wiele większym poziomie, niż czysto fizycznym. Seraphina i Tyler skradli moje serce - mam nadzieję, że skradną również wasze.
Po rozczarowaniu, jakim było "Bez skazy" (pierwszy tom serii "Chestnut Springs") bałam się sięgnąć po inną książkę Elsie Silver, ale cieszę się, że to zrobiłam, bo "Wild Love" to jedna z moich ulubionych książek tego roku. Slow burn, małe miasteczko, samotny ojciec, wiejski klimat i motyw found family, a wszystko to napisane wspaniałym, wzruszającym stylem autorki. To jedna z tych historii, które zostają z czytelnikiem na dłużej. Mam tylko nadzieję, że cała seria będzie tak dobra.
Po lekturze "Wild Love" dopadł mnie taki kac książkowy, że tylko Liz Tomforde mogła sobie z nim poradzić - i to zrobiła! Od miesięcy zbierałam się do kolejnych tomów serii "Windy City", ale powrót do tego świata był jak powrót do domu. Nie potrafię wyrazić słowami, jak bardzo pokochałam Kaia (jeśli kochacie Ryana, to jego zdecydowanie pokochacie), Miller i malutkiego Maxa. Niania i samotny ojciec? SIGN ME UP. Ta historia dała mi najlepsze motylki. Jak zwykle, autorka stworzyła nie tylko wspaniałą historię miłosną, ale powieść o rodzinie, poszukiwaniu szczęścia i odnajdowaniu go w często najmniej spodziewanych rzeczach. To chyba mój ulubiony tom tej serii, ale tak naprawdę uwielbiam je wszystkie.
Niestety, jedyny DNF tego miesiąca (i chyba roku) przypadł na trzeci tom sportowej serii Grace Reilly. Próbowałam słuchać tej części w audiobooku tak, jak poprzednie, ale kiedy drugi tom udało mi się jeszcze przetrwać, tak tutaj poddałam się w połowie. Nie polubiłam się z bohaterami (zwłaszcza z Mią, której nie mogłam znieść), ich relacja nie miała sensu, bo przez większość czasu Mia traktowała Sebastiana jak swoją zabawkę, a do tego wymęczyły mnie te ciągłe sceny erotyczne. Ten tom to była niestety porażka.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Dzięki za przeczytanie mojego wpisu! Byłoby mi bardzo miło gdybyś zostawił/a komentarz ze swoją własną opinią :)