niedziela, 26 maja 2019

I. M. Darkss - Gwiazdy Nadziei



Jaks zwrócił uwagę Amary już lata temu. Wystarczył jeden uśmiech, by się w nim zakochała. Po latach spędzonych w szkołach z internatem za granicą, Amara wraca do rodzinnego domu tylko z jego powodu. Jej sytuacja rodzinna pozostawia wiele do życzenia, Amara nigdy nie zaznała w domu rodzinnego ciepła, nigdy nie czuła się tam akceptowana. Dla Jaksa jednak jest w stanie znieść wszystko.

Jaks to mężczyzna, który na pierwszy rzut oka zaraża pozytywną energią, ironicznymi komentarzami i swoim uśmiechem potrafi poprawić humor nawet po najgorszym dniu. Niestety wewnątrz siebie nosi wiele bólu, cierpienia, a widmo przeszłości nie pozwala mu na prawdziwe szczęście i miłość. Jego relacje z kobietami są krótkie i nic dla niego nie znaczą. Jaks potrafi być zimny, oschły i zdystansowany, i tak naprawdę nic nie jest w stanie przebić się przez mury, jakie wzniósł wokół swojego serca.

Gdy Amara powraca, stawia sobie jedno zadanie - sprawić, aby Jaks zobaczył, że miłość może być piękna. Niestety czasami blizny są tak głębokie, że nic nie jest w stanie ich uzdrowić...

"Gwiazdy Nadziei" to jedna z tych książek, która zwróciła moją uwagę swoją okładką. Staram się po nich nie oceniać, bo bardzo często są zwodnicze, ale nie będę ukrywać, że to dzięki niej zdecydowałam się sprawdzić, co takiego ta książka ma do zaoferowania. Nie wyobrazicie sobie jakie było moje zdziwienie, kiedy dostałam ten tytuł do rąk i okazało się, że autorka jest Polką. Jestem osobą, która raczej stroni sobie od polskiej twórczości, bo nie mam z nią zbyt dobrego doświadczenia. O wiele lepiej czuję się czytając literaturę zagraniczną i to dlatego sięgam praktycznie tylko po nią. No ale skoro już książka była u mnie, to przecież jej nie wyrzucę - dałam jej szansę, a nawet miałam duże nadzieje, że może zostanę pozytywnie zaskoczona. Niestety, książka okazała się być ogromnym rozczarowaniem i skończyło się na tym, że z jej lekturą męczyłam się przez dobre kilka dni i wielokrotnie chciałam sobie z nią po prostu dać spokój.

Najczęściej śmieją się ci, którzy mają najwięcej bólu do ukrycia.

Nie chcę, żeby wyszło na to, że ja mam coś do polskich autorek, bo absolutnie nie mam. Jestem pewna, że są gdzieś tam perełki, na które ja po prostu jeszcze nie trafiłam. Mój problem z tą książką nie dotyczy nawet sposobu pisania I. M. Darkss, bo tutaj mogłabym się przyczepić jedynie tego, że momentami za bardzo starała się pisać na wzór Brittainy C. Cherry, czy też Colleen Hoover, czego niestety nie da się podrobić. Nie, ja mam ogromny problem z fabułą i bohaterami. Czytałam książki złe, które zdecydowanie nie zasłużyły na to, aby zostały wydane w formie papierowej. A ta książka taka nie jest, ona naprawdę miała szansę, żeby być przyjemną historią miłosną. Z tym, że mam wrażenie, iż autorka trochę zbyt mocno starała się stworzyć coś na miarę znanych nam genialnych romansów, bo nawrzucała tutaj wszystkie schematyczne zachowania, stworzyła schematycznych bohaterów i... przekroczyła granicę, przez to czytanie tej książki było bardzo niewygodnym i frustrującym doświadczeniem.

Ludzie całe życie gonią za czymś, co pozwoli im odnaleźć szczęście. I w końcu umierają nieszczęśliwi, bo już dawno zapomnieli, iż powinni być szczęśliwi właśnie dlatego, że żyją.

Amara powraca do domu rodzinnego po latach spędzonych w szkołach z internatem. Niestety jest to ostatnie miejsce, w jakim chciałaby się znajdować, bo jej rodzina nigdy jej nie akceptowała, a właściwie z wielkim zapałem zaniżała jej wartość. Jedynym powodem, dla jakiego zdecydowała się to wytrzymać, jest Jaks - miłość jej życia, którego pokochała od pierwszego wrażenia i od tamtej pory nie potrafiła o nim zapomnieć. Amara to chyba najbardziej frustrująca, irytująca, naiwna i słaba bohaterka, z jaką miałam do czynienia od naprawdę długiego czasu. Taka płaczliwa klucha, która ciągle marudzi na swój ciężki żywot, chociaż nie robi nic, aby coś w swoim życiu zmienić. Miałam ochotę potrząsnąć nią tyle razy, że nawet nie potrafiłabym zliczyć. Wynudziłam się niemiłosiernie ciągle czytając o tym, jak to całym sercem kocha Jaksa i byłaby w stanie zrobić dla niego wszystko. Niby autorka wspomniała, że jej życie rodzinne nie jest kolorowe, ale zobrazowała to może kilka razy, a ja byłam już na tym etapie, że nie mogłoby mnie to mniej obchodzić. Mam wrażenie, że Amara bardzo lubiła być popychadłem dla innych, ciągle dawała się manipulować. Chociaż wszyscy ostrzegali ją przed cierpieniem, jakie przyniesie jej związek z Jaksem, ba, nawet on sam jej to mówił, ona lgnęła do niego jak ćma do światła. Czepiała się każdej najmniejszej rzeczy z nim związanej i dorabiała sobie własne historyjki, po czym płakała nad swoim strasznym losem. Skarbie, nie ma nic pięknego w takiej obsesyjnej miłości. Nie ma nic pięknego w tym, że jesteś w stanie stracić siebie dla kogoś, kto nawet ciebie nie chce. Kto ciebie ani trochę nie szanuje. Czekałam aż dotrze do niej to, że nie da się zmienić wszystkich tak, jak ona sobie to wymarzyła, ale do niej naprawdę nic nie docierało. Żadne ostrzeżenia, żadna rozmowa. Nie cierpię bohaterek, które dają siebie traktować jak wycieraczkę do butów i desperacko próbują tego nie zauważać. Bo ona wiedziała, że była źle traktowana, a i tak pchała się pod jadący pociąg.

Miłość może wznieść wyżej, niż sięgają gwiazdy, i zranić mocniej, niż będziemy w stanie znieść. Czasami chwila największego szczęścia zjawia się tylko po to, by przynieść upadek.

Jak tak teraz pomyślę, to chyba Amara i Jaks rzeczywiście są siebie warci, bo Jaks był największym palantem na całym świecie, a ona najwyraźniej strasznie na to leciała. Do tej pory próbuję zrozumieć co główna bohaterka w nim widziała, że tak mocno się w nim zakochała. Jedyne co się o nim dowiedziałam, to że ma zadziorny uśmieszek, który wywołuje u Amary palpitacje serca. Jaks był kreowany na typowego samca alfę, atrakcyjnego, gorącego, aroganckiego faceta, który trochę pogubił się w bólu swojej przeszłości, ale zamiast tego wyszedł z niego bezduszny, zimny dupek, któremu na miejscu Amary już dawno dałabym w twarz i zostawiła za sobą. Jasne, jego przeszłość jest traumatyczna, ale to nie usprawiedliwia jego zachowań. Każdy z nas nosi w sobie ból i cierpienie, jedni mniejsze, drudzy większe, to nie daje nam pozwolenia na traktowanie innych ludzi, którzy się o nas martwią, jak nic niewarte śmieci. Bo chociaż główna bohaterka uparcie tego nie zauważała, on ją tak traktował przez większość czasu. Mam wrażenie, że czerpał radość z tego, że owinął sobie ją wokół małego paluszka (albo innej części ciała) i z tego, że ona była na każde jego zawołanie na tyle, że momentami zupełnie nie obchodziło go nic, poza czubkiem własnego nosa. Co więcej, w tej książce nie ma ani jednej postaci, którą obdarzyłabym jakąkolwiek sympatią. Każda postać była lepsza od drugiej, wszyscy byli naiwni, irytujący, zachowywali się jak dzieciaki z podstawówki, a nie osoby dorosłe. Czytając niektóre z ich rozmów po prostu łapałam się za głowę i zastanawiałam się, co jest z nimi nie tak.

Czas się nigdy nie zatrzyma, pustka po osobie, którą kochasz, nigdy nie zostanie zapełniona, a tęsknota za kimś, kto posiadł każde uderzenie twojego serca, nigdy nie minie.

Bardzo nie podoba mi się jaki rodzaj miłości autorka tutaj promuje. Rozumiem konspekt, rozumiem, że Darkss chciała stworzyć historię o ogromnej miłości, która przetrwa wszystkie potyczki losu, ale ta miłość nie była dobra. Jasne, miłość to bycie gotowym na poświęcenia i pewne wyrzeczenia, ale w momencie kiedy przynosi ona więcej cierpienia, niż szczęścia, w momencie, kiedy zatracamy w niej siebie, ta miłość staje się toksyczna i niezdrowa. Nie jestem żadnym specem od miłości, ale nie powinno się być w pełni zależnym od drugiej osoby. Patrząc na to, na ile rzeczy zgadzała się Amara kiedy nawet nie byli razem, nawet nie chcę pomyśleć co by się stało, gdyby miało go kiedyś zabraknąć w jej życiu. Gdyby mężczyzna, którego kochacie powtarzał wam raz po raz, że nigdy nie będzie w stanie was pokochać i dać wam czegoś więcej, niż przygodny seks, który na chwile pomoże mu zapomnieć o przeszłości... gdyby traktował was jakbyście nic dla niego nie znaczyli, ciągle powtarzał wam, że dla niego jesteście nikim ważnym, z kim mógłby popracować nad swoimi demonami... co byście zrobili? Ja uciekałabym gdzie pieprz rośnie i nawet się za siebie nie oglądała. Bo uwierzcie, takie osoby nie są warte waszej miłości i cierpienia. Nie da się pomóc komuś, kto tej pomocy i miłości nie chce. Nie da się kochać kogoś, kto nie kocha siebie samego. Natomiast dla Amary słowo "nie" było jak "nie poddawaj się, walcz dalej, może cię kiedyś pokocha". I wcale nie w tym dobrym, znanym nam stylu. Ona wręcz obsesyjnie widziała pewne rzeczy tam, gdzie ich nie było, przez co z kartki na kartkę była coraz bardziej żałosna. A ja czytając to wszystko, byłam zażenowana i naprawdę miałam dość.

Miłość jest szczęściem. Szczęście jest iluzją. I kiedy zaczynamy to dostrzegać, zostaje tylko... ból, bo niemożliwe jest schwytanie iluzji, choćbyśmy bardzo tego pragnęli.

Ta powieść to prawie pięćset stron niczego. Ja bardzo nie lubię czytać o niczym, a ta książka ciągnęła mi się tak bardzo, że czytałam ją przez kilka dobrych dni i nie mogłam się doczekać, aż ją skończę. Nie ma żadnych zwrotów akcji, dramaty wyssane są z palca, a bohaterowie doprowadzali mnie do szału. Wydarzenia tak naprawdę ciągle się powtarzały, a ja czekałam na rozwój akcji, którego nigdy nie dostałam. Wierzę, że I. M. Darkss ma przed sobą naprawdę świetlaną przyszłość, ale zanim do tego dojdzie, będzie musiała włożyć w swoją twórczość trochę pracy. Bo ona ma naprawdę przystępny sposób pisania, może czasami jest zbyt słodko i o niczym, ale to z czasem można zmienić. Niestety "Gwiazdy Nadziei" nie jest książką, którą potrafiłabym polecić. Kuleje pod względem fabularnym, nic się w niej ciekawego nie dzieje, a poza tym bohaterowie pozostawiają wiele do życzenia, z Amarą i Jaksem na czele. Nie warto szukać miłości u kogoś, kto wyraźnie was nie chce, a na dodatek traktuje was źle. Trzeba znać swoje granice, a takowych główna bohaterka wyraźnie nie miała. Ja niestety jestem na nie.



I. M. DARKSS - Autorka z Warmii kryjąca się pod pseudonimem. Wieczna romantyczka, której trudno funkcjonować bez codziennej dawki cukru. Jej największym marzeniem jest rozpalać zmysły czytelników za pomocą emocji, które wprost ze swojego serca przelewa na papier. Część swoich prac publikuje w Internecie, gdzie cieszy się sympatią wielu użytkowników. W 2016 roku zadebiutowała fantastyczną książką Światło w mroku. Aktualnie pracuje nad kolejną książką.


Tytuł: Gwiazdy Nadziei







Tytuł: Gwiazdy Nadziei
Autor: I. M. Darkss
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data premiery: 2 kwietnia 2019
Liczba stron: 467
Ocena: 5/10

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka!







7 komentarzy:

  1. Na pewno chciałabym przeczytać tę książkę i mam nadzieję, że mi się to uda. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że nie zawiedziesz się nią tak, jak ja :)

      Usuń
  2. Dla mnie ta książka to niewypał, niestety. Bunt Amary dla mnie słaby (ubieranie się na kolorowo? tylko to?) - jej siostra również taka sztuczna i nieprawdziwa. W ogóle męczyłam się strasznie.
    http:.//whothatgirl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Sporo o tej książce czytałam i jestem jej bardzo ciekawa :)
    Pozdrawiam, Pola
    www.czytamytu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi, doktorowi Agbazarze, wspaniałemu rzucającemu zaklęcia, który przywrócił mi radość, pomagając mi odzyskać ukochaną, która zerwała ze mną cztery miesiące temu, ale teraz jest ze mną dzięki pomocy doktora Agbazary, wspaniałego koło zaklęć miłosnych. Dziękujemy mu za wszystko, możesz zwrócić się do niego o pomoc, jeśli jej potrzebujesz w trudnych chwilach poprzez: ( agbazara@gmail.com )

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za przeczytanie mojego wpisu! Byłoby mi bardzo miło gdybyś zostawił/a komentarz ze swoją własną opinią :)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia