czwartek, 13 czerwca 2019

Kate Stewart - Drive


Muzyka… najwierniejsze odbicie serca.

Przeciętna piosenka trwa trzy i pół minuty. Może sprawić, że zatrzymasz się, zamrugasz i pomyślisz o przeszłości lub przeniesie cię do rozrywających serce wspomnień.

W szczytowym okresie kariery miałam wszystko, czego pragnęłam i wiodłam wymarzone życie. Odnalazłam swoje tempo, wpadłam we właściwy rytm, ale jakiś czas później odebrałam telefon, który sprawił, że wszystko przepadło.

Widzisz, moje ulubione piosenki potrafiły się na siebie nakładać i grać równocześnie. Zakochałam się w melodii jednego mężczyzny a słowach drugiego. Jeśli chodzi jednak o podkład muzyczny naszego życia, to czy ktokolwiek potrafiłby wybrać ulubioną piosenkę? I właśnie po to, by wyzbyć się wątpliwości, zrezygnowałam z miejsca w pierwszej klasie samolotu i postawiłam na jazdę samochodem i przemyślenia.

Dwa dni.
Jedna playlista.
I długa droga do domu, do czekającego na mnie mężczyzny.


Muzyka to tak nieodłączna część mojego życia, jak chociażby oddychanie. Dlatego tak uwielbiam książki z motywem muzyki i to właśnie to przyciągnęło mnie do "Drive" Kate Stewart. Poza tym swego czasu za granicą było o niej bardzo głośno, wszyscy się książką zachwycali, a potem także wiele polskich czytelniczek mi ją gorąco polecało. Więc dlaczego potrzeba mi było niemal trzech miesięcy po premierze, żeby się do niej zabrać? A no dlatego, że nie wiedziałam jednego - że jest to historia oparta na trójkącie miłosnym, a wszyscy już chyba wiedzą, że to najbardziej znienawidzony przeze mnie motyw w romansach. Wreszcie postanowiłam, że czas dać jej szansę, bo przecież tak dobre opinie i wysokie oceny nie biorą się z niczego.

Wiele osób mówiło, że ta książka trafi na ich listę najlepszych powieści roku, dlatego czuję się dziwnie przyznając, że na mnie niestety nie zrobiła wielkiego wrażenia. Nie do końca wiem jak się czuć i jak ją ocenić. Czy mi się nie podobała? Absolutnie nie, jestem w stanie dostrzec dlaczego wiele osób sobie ją chwali. Ale czy zasłużyła na miano najlepszej książki roku? Dla mnie niestety nie, ale tutaj na ocenę wpływają moje osobiste preferencje, a mianowicie niechęć do trójkąta miłosnego, który odgrywa tutaj główną rolę. To ten przypadek, w którym nie zawiniła książka, a ja. Muszę jednak przyznać, że nie jest to taki trójkąt, z jakim zazwyczaj mamy do czynienia. Nie jest po to, aby namieszać w fabule, a po to, aby pokazać jak różny wpływ w życiu głównej bohaterki miała dwójka mężczyzn, których naprawdę kochała i jak ją ta miłość ukształtowała.

- Była miłość, było też wiele innych rzeczy.
- A potem?
- A potem zaliczyliśmy upadek.

Powieść zaczyna się tajemniczo, bo razem ze Stellą, główną bohaterką, dowiadujemy się, że jej były ukochany bierze ślub. W tym też czasie przebywa w innym mieście, wykonując zlecenie, dzięki któremu jej kariera rozkwita. Wiadomość ta wstrząsa nią na tyle, że postanawia zrezygnować z lotu do domu, a zamiast tego wsiąść w samochód i ruszyć w drogę, do czekającego na nią mężczyzny. W drodze uruchamia swoją specjalną playlistę, dzięki której wraca wspomnieniami do wydarzeń, które krok po kroku sprawiły, że znalazła się tam, gdzie właśnie jest. Do końca historii nie wiemy który z mężczyzn jest jej byłym, nie wiemy też do którego wraca, z którym ułożyła sobie życie.

Stella to w porządku bohaterka, chociaż nie stała się też moją ulubioną. Ogromną rolę w jej życiu odgrywa muzyka i chociaż sama nie ma żadnego talentu, by ją tworzyć, to zajmuje się pisaniem na jej temat. Jej marzeniem jest praca dla gazety i odkrywanie nowych talentów. Jest też osobą bardzo emocjonalną i mocno przywiązującą się do innych osób. Chociaż na początku nie mogłam się do niej przekonać, to jej charakter mocno zmienia się z kolejnymi latami i wiele rzeczy uczy się pod wpływem doświadczeń. Autorka świetnie poradziła sobie z rozwojem jej postaci (jak zresztą każdej innej).

Reid to przyjaciel siostry Stelli, z którym razem pracuje w restauracji, a na dodatek jest perkusistą w zespole. Kiedy Reid i Stella poznają się po raz pierwszy, oboje nie robią dobrego wrażenia. On jest ponury, zamknięty w sobie i widocznie nosi na swoich barkach ciężar pewnych wydarzeń, a ona zbyt wygadana i zbyt wścibska. Ale kiedy Stella zaczyna go bardziej poznawać i dostaje wgląd w jego popękaną duszę, jej serce zaczyna się o niego troszczyć. Reid nie jest ani trochę idealny, a już zwłaszcza wtedy, kiedy poznajemy go po raz pierwszy. Widocznie boryka się z czymś, co nie daje mu spokoju, niejednokrotnie też przegrywa walkę z mrokiem, jaki skrywa w środku siebie. Mimo tego, że podejmuje głupie decyzje i łamie serce Stelli, nie da się mu nie współczuć, bo jest to postać niezwykle torturowana przez życie. Cieszę się, że autorka przez kolejne lata rozwijała jego postać, bo on naprawdę starał się z całych sił stać się lepszym człowiekiem. Być może jestem zbyt miękka i moje serce już naturalnie lgnie do takich poturbowanych postaci, ale przywiązałam się do niego o wiele bardziej, niż do głównej bohaterki i to głównie jego historia sprawiła, że podeszłam do tej książki emocjonalnie.

Miłość nie umierała, nawet gdy przestawałeś ją karmić. Tęsknota za kimś, z kim dzieliło się serce, ciało i życie, nie miała daty ważności.

Nate pojawia się w życiu Stelli niedługo po tym, jak poznaje ona Reida. I chociaż wyraźnie okazuje jej zainteresowanie, Stella odmawia. Dopiero później Nate zaczyna odgrywać ważniejszą rolę. Nate to zupełne przeciwieństwo mrocznego i poturbowanego Reida, dlatego też wnosi do życia Stelli zupełnie inne uczucia. Sprawia, że czuje się bezpieczna i kochana, dba o nią, a ich miłość całkowicie różni się od tej, jaka łączyła ją z Reidem. Jest dobrym człowiekiem, takim, który wie jak zadbać o swoją kobietę i jak ją uszczęśliwić. I chociaż go polubiłam i nic do niego nie miałam, to jednak nie potrafiłam się jego postacią jakoś szczególnie przejąć. Być może dlatego, że przez większą część książki poznawałam postać Reida i już wtedy całkiem skradł moje serce. Może też było go w tej książce za mało, abym go poznała wystarczająco by zobaczyć to, co widziała w nim Stella. Jego postać zdecydowanie została rozwinięta najmniej i chociaż odegrał ogromną rolę w życiu głównej bohaterki, to ja niekoniecznie to poczułam.

Moim zdaniem nietrudno się domyślić z którym mężczyzną Stella dostanie szczęśliwe zakończenie, ja odgadłam to już po kilkudziesięciu pierwszych stronach. Więc czy jestem z tego zakończenia zadowolona? Nie jestem pewna. Nie jestem pewna, czy sama Stella jest zadowolona. Nie chcę wam niczego zdradzić, więc nie będę się za bardzo na tym skupiać, ale w moim osobistym odczuciu zabrakło w tej książce dobrego, solidnego epilogu. Po tym całym dramacie, bólu i cierpieniu przez jakie przeszli wszyscy bohaterowie chciałabym przeczytać trochę więcej o tym, jak wygląda życie Stelli i jej ukochanego te lata później. Autorka tak mocno skupiła się na tej emocjonalnej części, że zabrakło mi trochę tego szczęścia na koniec. Ale to też tylko moje osobiste preferencje, inni mogą uznać takie zakończenie za idealne. Muszę się też przyczepić do tego, że w pewnym momencie zupełnie się pogubiłam kiedy dzieje się akcja, ile czasu w końcu minęło. Autorka najpierw przeskoczyła w przeszłość, potem akcja przewijała się co kilka lat, miesięcy, aż w końcu nie wiem nawet kiedy trwała ta "teraźniejszość". Bardzo mnie to wybijało z rytmu.

W jego oczach dostrzegłam fragment siebie, który mi zabrał.

"Drive" to bardzo dobrze napisany romans, pełen uczucia i emocji, o potężnej sile miłości. Ale uświadomił mi też, że chyba czas najwyższy raz na zawsze skończyć z trójkątami miłosnymi, bo one zawsze odbierają mi przyjemność z lektury. Nie potrafię się w pełni wczuć w główną bohaterkę, która jest rozdarta między dwóch mężczyzn. To całkiem nie moja bajka i jestem świadoma, że przez to nie doceniam w pełni potencjału tej powieści. A Kate Stewart ma naprawdę świetny sposób pisania i jestem pewna, że jeśli kiedyś jeszcze pojawi się jakaś jej powieść na naszym rynku, to będę chciała po nią sięgnąć. Pisze bardzo emocjonalnie, wciąga czytelnika w świat i bohaterów, i nie daje o książce zapomnieć. Jestem pewna, że osoby, które nie mają problemu z trójkątami miłosnymi absolutnie się w tej powieści zakochają. W moim odczuciu ta książka byłaby o wiele lepsza bez przedstawiania drugiego obiektu miłosnego.





KATE STEWART mieszka w Charleston w Karolinie Południowej z mężem Nickiem i ich niegrzeczną suczką beagle Sadie. Pochodząca z Dallas Kate, porzucając ośmioletnią karierę, przeprowadziła się do Charleston już w trzy tygodnie po swojej pierwszej wizycie w tym mieście i określiła je mianem swojej muzy. Pisze pokręcone, seksowne, przepełnione emocjami współczesne romanse oraz komedie romantyczne i pełne napięcia erotyki, ponieważ właśnie to sama kocha czytać. Bawi się fotografią, potrafi zrobić na drutach szalik i fałszuje na ukulele.




Tytuł: Drive
Autor: Kate Stewart
Data premiery: 6 marca 2019
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 459
Ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję wydawnictwu Filia.




4 komentarze:

  1. Mam ją w planach :D
    http://whothatgirl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Taka piękna okładka, że aż chce się czytać ♥♥
    pozdrawiam, Pola
    www.czytamytu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okładki książek od Filii zawsze są przecudne! :D

      Usuń

Dzięki za przeczytanie mojego wpisu! Byłoby mi bardzo miło gdybyś zostawił/a komentarz ze swoją własną opinią :)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia