Zaraz po lekturze książki "Drań z Hollywood" Alessandry Torre (recenzję znajdziecie tutaj), od razu zabrałam się za obejrzenie ekranizacji. Ekranizacji filmu podjął się Passionflix, a jego premiera odbyła się 20 września 2017 roku. Film oparty na powieści opowiada historię Cole'a Mastena, atrakcyjnego aktora Hollywood oraz Summer Jenkins, wiejskiej dziewczyny z Południa, których losy się łączą, gdy w mieście Quincy ma być nakręcony film, w którym gra i produkuje sam Cole. Nad głębszym opisem fabuły nie będę się ponownie skupiać, bo spokojnie możecie przeczytać moją recenzję książki, aby dowiedzieć się więcej.
W rolę naszej głównej bohaterki, Summer, wciela się Emma Rigby, która już od pierwszej sceny mnie całkowicie kupiła swoją interpretacją bohaterki. Ma w sobie niesamowitą charyzmę, a jej cięty język i gra aktorka sprawiły, że zaśmiewałam się do łez już od samego początku. Idealnie pasowała mi do Summer, jaką poznaliśmy w książce. Emma tchnęła w nią życie i nadała charakterku, przez co polubiłam ją jeszcze bardziej, niż w powieści. Jedyne, do czego mogłabym się przyczepić, to jej akcent, który na początku dość mocno mnie raził. Aktorka jest Brytyjką i niestety czasami mieszał się jej akcent z tym, który powinna grać - to jest dziewczyny z Południa. Ale w końcu zupełnie przestałam na to zwracać uwagę i się przyzwyczaiłam.
Film z pewnością nie nadaje się dla młodszych widzów, bo zawiera bardzo dużo scen seksu, mamy trochę nagości i ogólnie jest GORĄCO. Uwierzcie, jak stwierdziłam, że książka momentami przyprawiała o rumieńce, tak film wszedł na zupełnie inny poziom, za co należą się brawa dla aktorów, bo świetnie sobie poradzili.
Najbardziej ciekawiło mnie jednak jak bardzo różny będzie scenariusz od samej książki. W końcu adaptacje filmowe są znane z tego, że bardzo często odchodzą od wydarzeń w książce i nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać. Na szczęście byłam świeżo po lekturze, więc wszystkie wydarzenia miałam dokładnie poukładanie w głowie. Już na początku się mocno zaskoczyłam, bo film jest praktycznie słowo w słowo taki sam jak książka. Oczywiście niemożliwe jest przeniesienie wszystkich wydarzeń z prawie pięćset stronicowej książki na ekran, więc te mniej ważne zostały wycięte, ale w ciągu tych dwóch godzin pojawiły się wszystkie ważne sceny, które bardzo wiernie oddają fabułę książki (dzięki Bogu za koguta Cocky'ego!). Nie było żadnych większych zmian, co mnie niesamowicie pozytywnie zaskoczyło. Brakowało mi jednak fragmentów z zakupami w Walmarcie, bo są one jednymi z moich ulubionych scen w książkach, no ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Twórcy i tak perfekcyjnie poradzili sobie z przeniesieniem postaci i wydarzeń z książki na ekran.
"Drań z Hollywood", zarówno książka, jak i film, jest moim zdaniem godny polecenia. Aktorka dobrana rewelacyjnie, jej chemia z filmowym partnerem na szóstkę. Można się mocno pośmiać i gwarantuję wam, że miło spędzicie czas. Także jeśli książka wam się spodobała, powinniście sprawdzić także film.
Nie czytałam jeszcze, ani nie oglądałam :)
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
Polecam w takim razie :D
UsuńTrzeba będzie nadrobić :D
UsuńNawet nie wiedziałam, że jest film, muszę obejrzeć, ewentualnie później wrócić do książki :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Pola
www.czytamytu.blogspot.com
Też bym nie wiedziała, gdyby nie zupełny przypadek :P Ale polecam! :)
UsuńRecenzja "Drania z Hollywood" ciekawie analizuje, czy ekranizacja dorównała książkowemu pierwowzorowi. Twoje spostrzeżenia na temat różnic między mediami są bardzo trafne, szczególnie jeśli chodzi o ograniczenia filmu w porównaniu z książką. To interesująca refleksja nad tym, jak adaptacje filmowe mogą inaczej interpretować oryginalną historię.
OdpowiedzUsuńhttps://klasykavod.pl/wpis/podroz-przez-burzliwy-romans-tessy-i-hardina-recenzja-serii-after/