poniedziałek, 19 lipca 2021

Corinne Michaels - Zostań dla mnie



Jacob robi karierę filmową w Hollywood. Jako przystojny kawaler jest obiektem zainteresowania paparazzi i prasy plotkarskiej. Nie pasuje do małego Sugarloaf, ale zgodnie z ostatnią wolą ojca musi tu spędzić sześć miesięcy. Kiedy spotyka Brennę Allen, jego świat staje na głowie. Czy wykorzysta szansę na prawdziwą miłość i znajdzie powód, by zostać w swoim rodzinnym miasteczku?

„Hollywood nauczył mnie wszystkiego, co wiem o związkach, prócz tego, jak w nich trwać. Jako aktor stałem się mistrzem udawania. Udawania, że koszmarne dzieciństwo nie miało na mnie wpływu. Udawania, że wszystko w porządku. Udawania, że wiem, jak ocalić siebie, dziewczynę, cały ten przeklęty świat.

Zawsze jednak znałem prawdę – nie jestem niczyim bohaterem.

Do czasu, kiedy muszę wrócić do Sugarloaf na sześć miesięcy, a Brenna Allen daje mi szansę udowodnienia, że mogę zostać jej bohaterem. Ona jest wszystkim, czego pragnąłem, a czego nie mogę mieć. Jej złamane serce, piękna twarz i cudowne dzieci wywracają mój świat do góry nogami. Zamiast przygotowywać się do następnej głównej roli, zaczynam reżyserować sztukę teatralną w miejscowym gimnazjum.

Wszystko dla samotnej matki z małego miasteczka.

Byle tylko zobaczyć jej uśmiech.

Im dłużej tu jestem, tym bardziej chcę zostać. Dla niej. Zacząć życie od nowa w miejscu, do którego nigdy nie chciałem wracać.

Kiedy jednak wszystko się komplikuje, muszę zdecydować, czy dla kobiety, którą kocham, lepiej będzie, jeśli zostanę czy wyjadę?”

Nadszedł czas pożegnać się z braćmi Arrowood, których zdążyliśmy tak mocno pokochać w ostatnim czasie! "Zostań dla mnie" to czwarta i już ostatnia część serii, i po Connorze, Declanie oraz Seanie nadszedł czas na najprawdopodobniej najbardziej tajemniczego z braci, Jacoba. Piszę tajemniczego, bo mam wrażenie, że to jego było najmniej w poprzednich częściach. W porównaniu z resztą pojawiał się bardzo sporadycznie. Głównie dlatego bardzo zaintrygowała mnie jego część, bo strasznie chciałam go poznać. I wiecie co? Zakochałam się w nim od razu - do tego stopnia, że teraz już nie potrafiłabym wybrać ulubionego z braci. Tą historię czytało mi się tak lekko i przyjemnie, że nie wyobrażam sobie lepszego zakończenia serii, która zdążyła znaleźć sobie ważne miejsce w moim sercu.

Jacob jest aktorem, którego całe życie kręci się wokół Hollywood. Zna bogactwo, blichtr, życie w świetle reflektorów i wzdychanie tysięcy kobiet - jego życie prywatne jednak tak naprawdę nie istnieje, bo zaangażowanie się w jakikolwiek związek mogłoby skończyć się upokorzeniem w tabloidach. Gdy nadchodzi jego kolej przeprowadzenia się do rodzinnego miasteczka, Sugarloaf, zgodnie z ostatnią wolą jego zmarłego ojca, planuje wytrzymać tam sześć miesięcy i powrócić do swojego życia. Wtedy jednak poznaje Brennę, która niecały rok temu straciła męża w katastrofie. Jej dzieci, zwłaszcza jej młodszy syn, są największymi fanami Jacoba i poznanie go na żywo jest dla nich jak spełnienie marzeń. I chociaż cierpienie po utracie męża oraz ojca jest nadal żywe, Jacob z dnia na dzień wnosi w ich życie trochę światła i nadziei, że kiedyś pozbierają się po tragedii, jaka ich spotkała. I chociaż Brenna dla dobra dzieci nie chce się angażować w nowy związek, nie może udawać, że obojętna jest jej obecność mężczyzny, który robi wszystko, aby uszczęśliwić jej dzieci i oddać im trochę normalności. Każde kolejne spotkanie udowadnia im jak cudowną mogliby mieć razem przyszłość. Ale Jacob prowadzi zupełnie inny styl życia, w którym praca pochłania go do reszty, a Brenna już była w związku z mężczyzną, który stawiał ją na drugim miejscu i którego koniec końców straciła. Obydwoje muszą więc podjąć decyzję czy warto angażować się w związek, czy lepiej o sobie zapomnieć, zanim będzie za późno.

Bohaterowie nie wkładają peleryny i nie ratują świata. Po prostu robią, co należy. Bohaterowie są bohaterami dla ludzi, których ratują.

Moje pierwsze wrażenie po przeczytaniu tej książki było takie, że spośród wszystkich czterech książek akurat tę czytało mi się najlżej i najłatwiej. Właściwie nie było tutaj żadnych zbędnych konfliktów, uczucie między Jacobem oraz Brenną było jasne od samego początku, bez żadnych tajemnic i podchodów, a na dodatek było pełno scen, które sprawiały, że wręcz rosło mi serce. I nie piszę tego w negatywnym sensie, bo to nie oznacza też, że nic się nie działo, ani że bohaterowie nie mieli żadnych trudności do pokonania. Ale patrząc na poprzednie części, odprężające było to, że ci bohaterowie koniec końców zawsze podejmowali ryzyko, aby jakoś przepracować swoje problemy i być razem. Autorka nie ciągnęła też znowu tego powtarzającego się problemu, że jedno zostaje w mieście, a drugie musi wyjechać - owszem, na początku takie myśli się pojawiały, ale sama decyzja była prosta jak słońce, co w porównaniu z chociażby Seanem i Devney było bardzo przyjemną odmianą. Właśnie za to tak pokochałam Jacoba i Brennę, i kibicowałam im jak szalona. Być może ma to też wiele wspólnego z faktem, że to ostatnia już część i autorka wyraźnie starała się zakończyć wszystkie wątki i przedstawić nam szczęśliwe zakończenie dla wszystkich par, które już poznaliśmy.

Nie da się nie polubić ani Brenny, ani Jacoba, bo obydwoje zostali rewelacyjnie wykreowani. Nie spodziewałam się, że aż tak pokocham Jacoba, ale ten mężczyzna swoją determinacją, lojalnością i ogromnym sercem ukradł moje serducho równie łatwo, jak jego bracia. A Brenna budziła mój podziw tym, w jak trudnej sytuacji się znalazła po utracie męża, jednak nigdy się nie poddawała dla dobra swoich dzieci. Jednocześnie autorka starała się pokazać, że smutek po utracie bliskiej osoby jest jak najzupełniej normalny, ale ponowne odnalezienie szczęścia jest równie ważne, co czasami może się wydawać niemożliwe. Pomiędzy Jacobem i Brenną była niesamowita chemia, a ich miłość przybrała najczystszą, najpiękniejszą postać. Warto tutaj też wspomnieć o relacji Jacoba z jej dziećmi, która była przepiękna i przeurocza. Nie mogłam przestać się uśmiechać!

Wszyscy jesteśmy ułomni. Stajemy się wspaniali, gdy znajdziemy kogoś, kto dostrzeże piękno w rysach i pęknięciach. Możesz mieć drobne wady, ale to one czynią cię tym, kim jesteś.

Jak wspomniałam wyżej, ta książka to nie tylko historia Jacoba i Brenny, ale też zakończenie całej serii, więc cały czas pojawiają się tutaj dobrze już nam znani bohaterowie. Wszyscy stworzyli tutaj taką jedną, wielką rodzinę, co mnie absolutnie rozczuliło - po całym tym cierpieniu, przez który musieli przejść, dobrze było zobaczyć ich po raz ostatni razem i to tak szczęśliwych. A ten epilog? Doprowadził mnie do łez ze wzruszenia, bo był idealnym pożegnaniem każdego bohatera tej serii. Dodatkowo chciałabym wspomnieć, że kolejna rzecz, którą zauważyłam i która tak mi się spodobała, to ilu bohaterów z innych książek Corinne pojawiało się w całej serii - każdy, kto czytał inne jej książki na pewno wielu z nich rozpozna. Pojawili się bohaterowie z takich serii jak "Salvation", "Wróć do mnie", czy też "Second Time Around", co było przemiłym ukłonem w stronę wiernych czytelników jej książek. Każde pojawienie się kogoś, kogo rozpoznawałam, wywoływało uśmiech na mojej twarzy.

Ciężko mi pisać, że "Zostań dla mnie" to już ostatni raz kiedy powracam do tego urokliwego miasteczka Sugarloaf razem z bohaterami, których zdołałam tak mocno pokochać. Po drugim tomie miałam lekkie obawy, że być może nie będzie to seria dla mnie, ale każda kolejna część rozwiała wszelkie możliwości i teraz wiem, że w przyszłości powrócę do braci Arrowood jeszcze nie raz. Connor, Ellie, Sean, Devney, Jacob, Brenna, nawet Declan i Sydney już na stałe mają cząstkę mojego książkowego serca. Jeśli lubicie romanse, które złamią wam serce, przeprowadzą przez emocjonalny rollercoaster, ale wynagrodzą to w wielu przepięknych momentach, to ja polecam bardzo tę serię (szczególnie "Wróć do mnie", "On jest dla mnie" i oczywiście "Zostań dla mnie"). Warta jest każdej wylanej łzy, bo gwarantuję, że na koniec ta niemała rodzinka zawładnie waszym sercem.




CORINNE MICHAELS to amerykańska autorka poczytnych romansów, która niedawno wkroczyła na polski rynek i od razu znalazła się również w polskiej czołówce najbardziej lubianych i popularnych autorów tego gatunku. Wiele z jej pobudzających zmysły i kradnących całą uwagę czytelników powieści znalazło się na listach bestsellerów takich czasopism jak „New York Times”, „Wall Street Journal” oraz „USA Today”. Corinne Michaels dorastała w New Jersey, na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Miłością do literatury romantycznej zapałała już jako trzynastolatka, kiedy zamiast oglądać telewizję zaczęła zaczytywać się w książkach Daniel Steele i Nory Roberts – autorka do dzisiaj pamięta, jak przeżywała z bohaterami tych książek zakręty życiowe, problemy, dylematy, tragedie i miłości. Swoją przygodę z pisaniem rozpoczęła podczas wielomiesięcznej rozłąki ze swoim mężem, oficerem marynarki wojennej. Corinne Michaels przez dłuższy czas zabijała swoją samotność, czytając mnóstwo książek, aż w końcu sama usiadła przed klawiaturą i napisała pierwsze słowa swojej własnej powieści.


Tytuł: On jest dla mnie
Autor: Corinne Michaels
Tytuł oryginału: The one for me
Data premiery: 26 maja 2021
Wydawnictwo: Muza
Seria: Bracia Arrowood. Tom 3
Liczba stron: 448
Ocena: 9/10

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Muza!






3 komentarze:

  1. Mnie ten cykl nie jest znany, ale fajnie, że Tobie się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta seria zupełnie nie jest dla ty mnie, ale cieszę się, że miałaś przyjemność z jej czytania.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakiś czas temu mocno nie spodobała mi się jedna z książek autorki i od tamtego momentu nic nowego jej pióra nie przeczytałam :D Ale dam jeszcze szansę! Bo myślę, że inna historia może mnie na nowo wciągnąć.

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za przeczytanie mojego wpisu! Byłoby mi bardzo miło gdybyś zostawił/a komentarz ze swoją własną opinią :)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia