środa, 12 lutego 2025

Tarah Dewitt - Związek z.o.o.



Czy remonty i kłótnie chodzą parami?

LaRynn Lavigne i Deacon Leeds mieli krótki i burzliwy letni romans, gdy byli nastolatkami. Z pewnością nie było to coś, na czym można stawiać fundamenty udanego związku. Blisko 10 lat później znów się spotykają. Okazało się, że ich babcie zapisały im w spadku zrujnowany budynek w Santa Cruz. Mają z nim wiele wakacyjnych wspomnień.

Aby sprzedać dom, muszą go wyremontować. Jest jednak mały problem. LaRynn ma pieniądze, ale żeby uzyskać dostęp do swojego funduszu powierniczego, musi być mężatką. Deacon z kolei ma wiedzę i doświadczenie w branży budowlanej, ale brakuje mu funduszy. Zmuszeni do współpracy, zawierają układ. Ich umowa brzmi: pobieramy się na czas potrzebny do wyremontowania nieruchomości, następnie sprzedajemy dom, dzielimy się zyskiem i każde idzie w swoją stronę.

W domu bez ścian LaRynn i Deacon szybko uczą się, że łatwo jest się ukryć za emocjonalnym murem, nawet w małżeństwie. Czeka ich wspólne życie w remontowanym budynku, konieczność podejmowania razem decyzji i cała masa pułapek.


Nigdy dotąd nie miałam okazji czytać książki Tarah Dewitt (chociaż kilka z nich od dłuższego czasu mam na liście do przeczytania), ale zobaczyłam motyw małżeństwa z rozsądku remontującego razem dom i od razu mnie do tej historii przyciągnęło. Tym bardziej, że byłam świeżo po lekturze "Projekt miłość" Lauren Asher opartej na dość podobnej fabule i bardzo miałam ochotę na coś w tym stylu. Początkowo miałam lekki problem, by się w tę historię wkręcić, ale kiedy już poznałam bliżej bohaterów skończyłam ją błyskawicznie - nawet pomimo paru wad.

LaRynn i Deacona lata temu łączył bardzo burzliwy romans, który skończył się złamanym sercem. Byli wtedy niedojrzałymi nastolatkami, którzy w tajemnicy przed wszystkimi umawiali się na schadzki, ale gdy ponownie spotykają się po latach, szybko staje się jasne, że nie zapomnieli o tym, co się między nimi wydarzyło. Gdy babcie zostawiają im w spadku rozpadający się w posadach dom, oboje niechętnie zgadzają się go wspólnie wyremontować i sprzedać. Jedyny haczyk jest taki, że potrzeba im do tego pieniędzy, a aby LaRynn dostała dostęp do funduszu powierniczego musi wyjść za mąż. Deacon i LaRynn zawierają układ: wezmą ślub, aby mieć budżet na remont, którym zajmie się Deacon, a potem sprzedają dom i oboje rozejdą się w swoje strony. Jednak spędzając razem tyle czasu coraz ciężej jest im ukrywać swoje uczucia i krążyć wokół tematu nieprzegadanej przeszłości. Czy wspólny remont będzie ich drugą szansą w miłości?

Deacon i LaRynn to bohaterowie, którzy początkowo wymagają od czytelnika trochę cierpliwości. W szczególności LaRynn, która robi wrażenie uprzywilejowanej i skupionej jedynie na sobie osoby, która wraca do miasta i jest gotowa pozbyć się domu swojej babci bez wzięcia pod uwagę sytuacji Deacona, który przecież w nim mieszka. Nie będę nawet ukrywać, że mnie irytowała i chociaż Deacon również miał swoje za uszami, to jednak zachowywał się o wiele bardziej racjonalnie, niż LaRynn z jej skłonnościami do nad wyraz emocjonalnych reakcji. A jednak jest jedno, co autorka robi bardzo dobrze: ukazuje tu historię dwóch nieidealnych ludzi, którzy już raz pozwolili dumie i zranionym uczuciom odebrać im coś wartościowego, a którzy muszą nauczyć się jak zburzyć te ogromne mury i zacząć pracować ze sobą, a nie przeciwko sobie. I przy tym obydwoje ogromnie się zmieniają i razem dojrzewają.

Wzajemne żarty i dawanie upustu wieloletniej złości oraz zranieniu to zdecydowanie dobra zabawa (nawet jeśli niedojrzała, ale to nadal świetne tło do wielu przezabawnych sytuacji), ale dla mnie książka jest najlepsza właśnie wtedy, gdy zgłębiamy się w ból tych postaci, który wynika z ich nieporozumienia sprzed lat i dostrzegamy, jak pomimo zranienia zaczynają sobie na nowo ufać i odnajdować to uczucie, które przez tak długi czas kojarzyło im się tylko z czymś złym. Razem z bohaterami odkrywamy na ich temat rzeczy, które rzucają nowe światło na pewne sytuacje i dzięki temu o wiele łatwiej jest ich zrozumieć.

Chociaż bohaterowie tej historii nie są idealni, to ogromnie doceniam wgląd w ich przeszłość, relacje rodzinne i ukazanie tego, w jakich środowiskach dorastali. Ich trudne doświadczenia z miłością mocno odbiły się na ich relacji, co autorka bardzo fajnie rozwija, przybliżając nam lepiej psychikę postaci. Udaje się jej wywołać wiele emocji u czytelnika, a dla mnie absolutnym mistrzostwem jest scena, w której Deacon błaga LaRynn, aby się nad nim zlitowała, bo nie może już dłużej znieść ukrywania swojej miłości do niej. To się nazywa romans!

Dobrze się z tą dwójką bawiłam, autorka ma bardzo przyjemne pióro, ale jednocześnie nie mogę nie zauważyć, że są tu pewne elementy, które powinny być lepiej dopracowane. Najbardziej rzuca się to w momencie, gdy bohaterowie zaczynają się na siebie otwierać, bo nagle błyskawicznie zbliżamy się do końca i ich wręcz wyidealizowanego zakończenia (wisienką na torcie jest bardzo słodki epilog). Etap przejściowy od kruchej przyjaźni do bycia w związku jest tak szybki, że nim zdążyłam mrugnąć, już był koniec. Chciałam trochę więcej zgłębienia się w ich przeszłość, zrozumienia, co dokładnie wtedy zaszło i dlaczego tym razem nie popełnią tych samych błędów. Co ciekawe, tę powieść można znaleźć w dwóch wersjach (nasze polskie wydanie to ta starsza wersja, a w zeszłym roku autorka wydała poprawione i lekko zmienione wydanie dostępne w nowej oprawie) i ogromnie jestem ciekawa, czy te elementy, które tutaj wypadły słabo, zostały poprawione.

Nie będę ukrywać: historia Deacona i LaRynn to bardzo wyidealizowana historia o drugiej szansie w miłości. Jak na tak burzliwy romans pełen nieporozumień i wzajemnej złości autorce bardzo ładnie udało się wszystko zawiązać w różową kokardkę i opatrzyć tytułem "i żyli długo, i szczęśliwie". Nie brak w niej wad, książkę zdecydowanie można było bardziej dopracować, a jednak - mimo wszystko - osobiście miło spędziłam z nią czas. To bardzo krótka historia i jeśli chodzi o pewne elementy zdecydowanie czuć, że można było poświęcić trochę więcej czasu na jej rozwinięcie, ale moim zdaniem autorce i tak udało się stworzyć coś bardzo przyjemnego. Ja nawet pomimo paru wad bardzo dobrze się bawiłam i mogę ją wam polecić, jeśli szukacie jakiejś szybkiej i słodkiej lektury bez większych dramatów.


TARAH DEWITT jest pisarką, żoną i mamą. Kiedy przeczytała już wszystkie dostępne romanse, zaczęła pisać własną książkę. Ostatecznie te zapiski przekształciły się w debiutancką powieść, która szybko zdobyła serca Czytelniczek. Tarah uwielbia opowieści o niedoskonałych bohaterach. Wierzy, że śmiech jest istotną częścią romansu, przyjaźni, rodzicielstwa i życia, i dba o to, by nie zabrakło go w jej powieściach. W swoim dorobku ma takie książki, jak To zabawne uczucie, Rootbound, Związek z.o.o. i Savor It.


Tytuł: Związek z.o.o.
Autorka: Tarah Dewitt
Tytuł w oryginale: The Co-op
Data premiery: 29.01.2025 (wyd I)
Liczba stron: 328
Wydawnictwo: Papierowe serca
Ocena: 6.5/10

Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Papierowe Serca:


Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Dzięki za przeczytanie mojego wpisu! Byłoby mi bardzo miło gdybyś zostawił/a komentarz ze swoją własną opinią :)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia