czwartek, 31 lipca 2025

Tahereh Mafi - Rozbudź mnie



Nic już nigdy nie będzie takie samo.

Losy Punktu Omega pozostają nieznane. Wszyscy, na których Juliete w życiu zależało, mogą być martwi. Wojna może się skończyć, zanim naprawdę się zaczęła.

Juliette jest jedyną osobą, która stoi na przeszkodzie Przywróceniu. Wie, że ta gra skończy się tylko w jeden sposób – ona albo oni. Na planszy musi pozostać wyłącznie zwycięzca.

Ale żeby pokonać Przywrócenie i człowieka, który prawie ją zabił, dziewczyna musi zaufać temu, którego miała nadzieję nigdy nie prosić o pomoc – Warnerowi. W momencie gdy ich ścieżki się łączą i zaczynają działać razem, Juliette odkrywa, że to, co wiedziała o Warnerze, Przywróceniu, a nawet o Adamie, było nieprawdą.


Czy ktoś mi wytłumaczy, co takiego autorka dodała do tej książki, że nagle od historii, którą byłam trochę rozczarowana i zmęczona, przeszliśmy do historii, której oddałam swoje serce, na której prawdziwie dobrze się bawiłam i pragnę więcej? To tak, jakby przy Rozbudź mnie załączył się jakiś pstryczek, autorka naprawdę się przebudziła i w końcu napisała coś, czego od początku pragnęłam, a czego ciągle mi brakowało. Jeszcze czytając Odkryj mnie kompletnie nie spodziewałam się, że naprawdę się w tej historii zakocham. A oto proszę - nastał cud i w końcu zaczynam rozumieć skąd u ludzi tak ogromna miłość do tych postaci i całej serii, nawet pomimo upływu lat. Bo powstało tu coś wartego całej mojej frustracji.

W ostatniej bitwie pod koniec Odkryj mnie poległo wielu żołnierzy i cywili, a Juliette ponownie została pojmana przez Przywrócenie i postrzelona przez Andersona. Ostatnią rzeczą, jaką się spodziewała, to że zaopiekuje się nią Warner, który przecież zbiegł z Punktu Omega. Dziewczyna nieufnie podchodzi do jego pomocy, a jednocześnie jest coraz bardziej zafascynowana chłopakiem, który jest zupełnie inny, niż go oceniła. I zaczyna zdawać sobie sprawę, że być może wcale go już nie nienawidzi. Jednego jest jednak pewna: nie może z nim zostać, nie, kiedy istnieje szansa na to, że jej przyjaciele żyją i nie wiedzą o tym, że ona także przeżyła. Powraca do Punktu Omega, z którego zostały już tylko zgliszcza, z misją: koniec starej Juliette, która wszystkiego się boi. Koniec dziewczyny przerażonej swoimi mocami. Czas na walkę i odzyskanie normalności. W tym celu musi jednak połączyć siły z jedyną osobą, którą wszyscy uważają za wroga...

Mam wrażenie, że w tym tomie w końcu wszystko poszło w tę stronę, w którą powinno iść już od dawna. Fabuła zaczęła się robić dynamiczniejsza, bohaterowie mniej jednowymiarowi. Zaczęłam zauważać dużą zmianę w praktycznie każdym aspekcie tej historii, co sprawiło, że naprawdę świetnie się bawiłam podczas lektury i nie chciałam jej kończyć. A najważniejszym powodem, dlaczego tak się stało, jest przemiana Juliette. Wiem, że na nią narzekałam przez poprzednie dwie części. Wiem, że straciłam już wiarę, że kiedykolwiek ruszy do przodu. A jednak jej dojrzałość, determinacja i siła w tej części budzą we mnie tak wielki szacunek, że chyba muszę w końcu przyznać, że zaczęłam ją prawdziwie darzyć sympatią.

Przez ostatnie dwie części jej życie definiował strach, żal nad własnym losem i samotność. Pod tak wieloma względami Juliette ciągle zamykała się w swojej głowie, co jest zresztą zupełnie zrozumiałe, biorąc pod uwagę jej traumatyczne przeżycia z własnymi mocami, nad którymi nie potrafiła zapanować i odseparowaniem jej od całego społeczeństwa w imię ochrony przed nią wszystkich wokół. Bardzo długo jej zajęło przebudzenie się z pewnego stuporu, w którym tkwiła i zauważenie, że jej moce wcale nie muszą być złe - że być może drzemie w niej siła, która może odmienić cały ich świat. Ale kiedy już to się stało, wyłonił się obraz silnej, odważnej osoby, która w końcu stawia kroki do przodu i pragnie zmiany. I jest to niesamowicie satysfakcjonujące.

W jej drodze do akceptacji zaczyna jej towarzyszyć Warner i ich wątek w tym tomie jest zdecydowanie najlepszy (a zaskakująco jest ich jeszcze kilka). Przez tak długi czas pochodziłam do niego z rezerwą, nie do końca wiedząc jak się ustosunkować do rzeczy, których dokonał, że kiedy tutaj w końcu zaczynamy prawdziwie zgłębiać jego tragiczną przeszłość i okoliczności, w jakich dorastał, cała bańka pęka. Pozostaje tylko ból serca dla chłopaka, który nigdy nie zaznał ciepła drugiej osoby, był poniżany i traktowany jak zwierzę, został zmuszony do egzystowania jak robot bez emocji od dziecięcych lat i nigdy nie znał życia ponad to, do którego go zmuszono. Rzeczy, które wyjawiał o sobie, łamały mi serce na miliony kawałeczków. I pozwoliły dostrzec cały skomplikowany obraz jego osoby, która może u podejmuje wątpliwe decyzje, ale stara się jedynie przetrwać.

Ten tom tak świetnie ukazuje różnice między relacją Juliette z Adamem a Warnerem. Adam jest sam w sobie ciężkim przypadkiem, bo jest mu wyraźnie trudno pogodzić się z myślą, że utracił Juliette i to dla kogoś, kto przecież sam prawie go zamordował. I chociaż rozumiem go po części, bo wiem, że wiele przeżył, by z nią być, to przekroczył tak wiele granic, że czasami nie mogłam uwierzyć, że akurat on zaczął zachowywać się w tak okrutny sposób. Adam traktuje Juliette w pewnym sensie jak zranione zwierzątko, które chciał uchronić i schować przed światem. A kiedy mu ucieka, ciężko mu się pogodzić z tym, że nie ma już tej smutnej dziewczyny, która potrzebuje jego wsparcia. Może nie było w tym nic celowo złego, ale dopiero gdy Juliette i Warner się do siebie zbliżają dostrzegamy, jak bardzo ją ta relacja z Adamem ograniczała i utrzymywała w bezpiecznym schronieniu, które ostatecznie by jej tylko bardziej zaszkodziło.

Warner dla odmiany jest dla Juliette pełną motywacją, by w końcu bez strachu i wątpliwości sięgnąć po swoją moc i coś zmienić. Pomaga jej z cierpliwością i delikatnością, której bym się po nim nie spodziewała. A jednocześnie zaczyna chronić swoje serce, które już tyle razy złamała. Na początku trochę się obawiałam, że ich wątek rozwinie się za szybko, ale w przeciwieństwie do tej błyskawicznej relacji Adama i Juliette, tym razem autorka daje Juliette czas, aby pogodzić się z tym, że zależy jej na Warnerze i samej dojść do głębi swoich uczuć, tym razem już nie definiowanych przez okoliczności i strach. I to, w jaki sposób rozwija się ich uczucie, zachwyca delikatnością, prawdziwą przyjaźnią i wrażliwością, jaką sobie ukazują. A najbardziej podoba mi się to, że po tylu razach, kiedy Warner otwierał na Juliette serce, które raz po raz łamała, teraz to ona odkrywa sposoby, aby o nie zadbać. Kompletnie się nie spodziewałam, że tak bardzo ich pokocham.

W tym tomie zachwyciło mnie także to, jak autorka pogłębia różne więzi i przyjaźnie, tworząc coś na wzór posklejanej z różnych ludzi rodziny. Myślę, że ta seria tego bardzo desperacko potrzebowała, tych momentów przyjaznych przekomarzanek, humoru, takiego ciepła niespodziewanego wsparcia ludzi, którzy jeszcze niedawno byli dla siebie obcy - czegoś, co pozwoli zapomnieć o boleśnie przykrym życiu na zewnątrz, które ciągle wisi nad ich losami. Juliette i Kenji stali się moim ulubionym duetem, James jest przekochanym dzieciakiem, który po Kenjim jest chyba moją ulubioną osobą, a wszystko wskazuje także na to, że nieśmiało ich częścią zaczyna się stawać także Warner i tak bardzo nie mogę się doczekać rozwoju tych wszystkich relacji.

Gdybym miała się do czegoś przyczepić, to nadal jestem niestety trochę rozczarowana brakiem głębszego rozwoju tego fikcyjnego świata. Wszystkie fakty, jakich się dowiadujemy na przestrzeni całej tej pierwszej trylogii są bardzo proste i powierzchowne, nie zgłębiają niuansów wojny politycznej, która mogłaby sprawić, że cały ten konflikt, w którym bohaterowie biorą udział będzie miał bardziej emocjonalny wpływ na czytelnika. Nawet sama postać Andersona, ojca Warnera, nie zostaje w pełni wykorzystana, a przecież można było skorzystać bardziej z potencjału, jaki daje jako prawdziwy czarny charakter. Wiem, że to seria YA, a nie żadne high fantasy, ale ciągle czekam na coś więcej. Mogę mieć tylko nadzieję, że na tym skupimy się w drugiej trylogii.

Tymczasem mogę śmiało napisać, że Rozbudź mnie to mój ulubiony tom dotychczas i być może rzeczywiście warto było przetrwać tę wyboistą drogę, jaką z tą serią przeżyłam. I aż dziwi mnie, że autorka początkowo na tym momencie trylogię zakończyła, bo przecież dopiero tutaj rozpoczyna się najlepsza zabawa i jest tak wiele obiecujących wątków, które jeszcze można rozwinąć. Dlatego na pewno niedługo będę kontynuować moją przygodę z Shatter Me i nie mogę się doczekać, aż powrócę do tych postaci. Mogę mieć tylko nadzieję, że się nie zawiodę.


Tahereh Mafi jest autorką powieści dla dzieci i młodzieży. Jej książki sprzedały się w milionach egzemplarzy i zostały przetłumaczone na trzydzieści języków. Powieść Mafi Gdyby ocean nosił twoje imię została uznana przez magazyn „Time” za jedną z „najlepszych książek YA wszech czasów”, a wytwórnia Levantine Films wykupiła prawa do jej ekranizacji. Obecnie mieszka w południowej Kalifornii z mężem i córką.


Tytuł: Rozbudź mnie
Autorka: Tahereh Mafi
Seria: Shatter Me. Tom 3
Data premiery: 09.11.2022 (drugie wydanie), 21.05.2014 (pierwsze wydanie)
Liczba stron: 396
Wydawnictwo: We Need Ya
Ocena: 9/10

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Dzięki za przeczytanie mojego wpisu! Byłoby mi bardzo miło gdybyś zostawił/a komentarz ze swoją własną opinią :)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia