Declan Arrowood, najstarszy z czterech braci, odnoszący sukcesy biznesmen z Nowego Jorku, po śmierci znienawidzonego ojca na co najmniej pół roku zmuszony jest przeprowadzić się do Sugarloaf, niewielkiej miejscowości w Pensylwanii, w której wspólnie z braćmi się wychowywał. Taki warunek musi spełnić każdy z braci, żeby odziedziczyć spadek po ojcu. Powrót w rodzinne strony wiąże się niestety z bolesnymi wspomnieniami. To właśnie tutaj mieszka młodzieńcza miłość Declana, Sydney Hastings, która po ukończeniu prawa zatrudniła się w miejscowej kancelarii.
Związek Declana i Sydney miał być bajkową historią z gatunku tych, które kończą słowa: „i żyli długo i szczęśliwie”. Zakochani do nieprzytomności obiecywali sobie dozgonną miłość, a potem on niespodziewanie ją porzucił. Bez słowa wyjaśnienia zniknął z miasta i z jej życia.
Teraz, blisko dziesięć lat później, powraca i nie może przestać myśleć o dawnej ukochanej. Wie, że odchodząc, złamał jej serce. Jednak uczucia są silniejsze od rozsądku. Sydney również uważa, że Declan nie zasługuje na drugą szansę, ale nie potrafi bez niego żyć. Zwłaszcza że on znów jest tak blisko. Jeśli po tym wszystkim, przez co przeszli, mają być razem, Declan będzie musiał udowodnić, że mu na niej zależy.
Czy można zaufać komuś, kto wcześniej tak bardzo zranił? Czy młodzieńcza miłość ma szansę przetrwać w dorosłym życiu? A wreszcie – czy historia Declana i Sydney może zakończyć się happy endem?
Nie mogłam się doczekać premiery "Zawalcz o Mnie", ponieważ tom pierwszy serii o braciach Arrowood, czyli "Wróć do Mnie", skradł mi serce. To była emocjonalna lektura i tego też oczekiwałam od kolejnego tomu, zwłaszcza, że opowiada on historię Declana i Sydney, dobrze nam już znanych z poprzedniej części, którzy od razu mnie zaintrygowali. Podeszłam do tej książki z wielkimi oczekiwaniami i niestety, ale z przykrością muszę jednak stwierdzić, że nie zostałam w pełni usatysfakcjonowana i w dużej mierze ten tom po prostu bardzo mnie frustrował. Nie wiem co poszło nie tak, bo zazwyczaj uwielbiam powieści Corinne, ale niestety "Zawalcz o Mnie", chociaż ogółem mi się podobało, z lekka mnie rozczarowało.
Declan i Sydney kiedyś byli w sobie szalenie zakochani. Znali się od dzieciństwa i przez wiele lat nie widzieli poza sobą świata. Przysięgali sobie wieczność, planowali założyć rodzinę i dom. Potem jednak wydarzyło się coś, przez co Declan złamał Sydney serce i wszelkie złożone jej obietnice, i wyjechał, nie oglądając się za siebie. Przez osiem lat trzymał się z daleka od rodzinnego miasta, przysięgając sobie, że już nigdy nie wróci. Kiedy jednak umiera jego ojciec i zostawia w spadku jemu i jego młodszym braciom ziemię, musi powrócić. Sydney nie chce mieć z nim już nic do czynienia, nawet pomimo tego, że nadal kocha go całą sobą i nie pogodziła się z jego stratą. Declan nadal nie ma zamiaru zostawać w rodzinnych stronach dłużej, niż musi i nie chce wodzić Sydney za nos. Ich uczucia wychodzą jednak z ukrycia, gdy ich ponowne spotkanie po latach prowadzi do chwili uniesienia, która przynosi ogromne konsekwencje. Teraz to Declan musi zdecydować co jest dla niego ważniejsze - zawalczyć o Sydney i ich wspólne życie, czy po upływie pół roku raz na dobre zamknąć za sobą ten rozdział. Zły wybór i już na zawsze może stracić to, co jest dla niego najważniejsze.
Strasznie byłam podekscytowana tą książką, ponieważ wątek drugiej szansy to jeden z moich ulubionych wątków i oczekiwałam historii, która złamie mi serce i wywoła potok łez. W rzeczywistości jednak... nic takiego się nie wydarzyło. I z przykrością stwierdzam, że głównym powodem jest tutaj niestety postać Declana. Najstarszy z braci Arrowood, prowadzi własną firmę w Nowym Jorku i nosi w sobie głębokie blizny po ciężkim dzieciństwie. I chociaż minęło już osiem lat odkąd zostawił za sobą Sugarloaf, swoje rodzinne miasteczko, nadal nie może zapomnieć o wydarzeniu, które na zawsze zmieniło jego oraz jego braci, odbierając mu w rezultacie dziewczynę, którą kochał całym sercem. Gdy powraca, aby według woli zmarłego ojca przez pół roku zamieszkać w swoim domu z dzieciństwa, świat znowu staje mu na głowie, gdy ponownie spotyka Sydney.
Bracia Arrowood mają za sobą traumatyczne przeżycia i z tego też powodu starałam się mieć otwarty umysł na zmagania Declana. Każdy kto czytał pierwszy tom już wie, co wydarzyło się osiem lat temu, tym razem nie było więc żadnego zaskoczenia. W każdego z braci wydarzenie to uderzyło inaczej, to zrozumiałe, ale... nie wiem jak inaczej miałabym go opisać, niż najzwyklejszy hipokryta i tchórz. Niestety, ale gdzieś w połowie książki straciłam do niego cierpliwość. Zastanawiałam się ile razy można wykorzystać swoją przeszłość jako wytłumaczenie swojego beznadziejnego zachowania wobec kogoś, kogo rzekomo się kocha, i okazuje się, że bardzo dużo. Declan robił to co chwilę. I z każdym kolejnym przykrym słowem rzuconym w stronę Sydney, albo za jej plecami, za każdym razem kiedy brał i zaraz się od niej odwracał, moja sympatia do niego malała, aż w końcu została tylko frustracja. Jego wytłumaczenia może i szły prosto z serca, i może rzeczywiście na swój sposób myślał, że robi dobrze, ale zachowywał się przy tym strasznie samolubnie. I przykro mi, ale ani razu nie uwierzyłam w to tłumaczenie, że trzymając się z daleka od Sydney, chociaż jednocześnie ciągle wodził ją za nos, chciał ją tylko chronić. Niestety wyszło to tak, że patrzył tylko na czubek własnego nosa. Jak można kogoś chronić przed zranieniem, jednocześnie raniąc go na każdym kroku?
Nie wiem czy mam podziwiać Sydney, czy jej współczuć, że przez ten czas z niego nie zrezygnowała. Zostawiona na osiem lat przez swoją pierwszą, wielką miłość, mogę zrozumieć jej nieumiejętność ruszenia dalej. Pierwszy chłopak, który przez długi czas był twoim najlepszym przyjacielem, z którym planowało się razem przyszłość, zawsze będzie dużo znaczył. Nie mogłabym spojrzeć krytycznie na to, że nie potrafiła przestać go kochać. Ale w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać ile jeszcze będzie w stanie znosić jego humorków, zanim Declan zniszczy jej serce doszczętnie. Ile razy będzie za nim latać i błagać o to, aby o nią zawalczył, zanim już nic z niej nie zostanie. Czasami miałam ochotę nią potrząsnąć, żeby wreszcie dała sobie z nim spokój, bo ja już dawno kopnęłabym go w tyłek. Zdaje się, że każdy naokoło wykazał się większą mądrością niż Declan i chciał nim potrząsnąć równie mocno, jak ja sama, chociażby jego brat Connor, bohater "Wróć do Mnie" (dzięki Bogu za tego człowieka i Ellie, bo bez nich to chyba Sydney i Declan wodziliby siebie za nos do końca życia). Lubiłam postać Sydney, ale kiedy chodziło o Declana niestety zbyt wiele razy dała się traktować jak wycieraczkę. Miłość miłością, ale rany, to nie ona powinna go błagać o ponowną szansę.
Niestety historia Sydney i Declana to przykry przypadek tego, jak wątek drugiej szansy może pójść źle. To przyciąganie i odpychanie szybko stało się męczące, wymówki Declana w pewnym momencie stały się płytkie i bezsensowne, a Sydney już na samym początku powinna była postawić granice i mocno nim potrząsnąć. To Declan za każdym razem wszystko psuł, a ona za nim latała i szybko mnie to zmęczyło. Nie potrafiłam się z tymi bohaterami połączyć, nie rozumiem większości ich motywów i cały ten dramat był niestety wyssany z palca. Nie radzę się też sugerować tytułem, ani opisem z tyłu okładki, bo ten krótki fragment "A potem to ona mnie zostawia. Teraz muszę walczyć. Dla niej. Dla nas. O życie, którego oboje pragniemy." nijak ma się do rzeczywistej fabuły.
Jestem szczerze przekonana, że gdyby nie frustrujący bohaterowie (zwłaszcza Declan), ta książka podobałaby mi się o wiele bardziej. I nie chcę pisać, że to była zła książka, bo uwielbiam styl pisania autorki i chociaż trochę sobie ponarzekałam, autorka i tak mocno mnie wciągnęła w historię i sprawiła, że do samego końca nie mogłam się oderwać. Nadal jestem strasznie ciekawa kolejnych części, ale niestety jest ogromna przepaść między tomem pierwszym, a drugim i z tego powodu jestem rozczarowana. Chyba po prostu moje wyobrażenia względem tej historii były zbyt wielkie. Ogromnym plusem jest to, że często przewijają się inni bohaterowie, bo oni skutecznie umilali mi lekturę tej książki. Zwłaszcza Connor, Ellie i Hadley, bo absolutnie ich uwielbiam i za każdym razem sprawiali, że na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Ale Sydney i Declan niestety nie wzbudzili we mnie tak ciepłych uczuć. Z tego też powodu "Zawalcz o Mnie" to tylko dobra książka, bez szału, obawiam się, że może być najsłabsza z całej serii. Nie mogę się jednak doczekać już książki Seana i Devney, bo z pewnością będę chciała ją przeczytać. Miejmy nadzieję, że tym razem się nie zawiodę.
CORINNE MICHAELS to amerykańska autorka poczytnych romansów, która niedawno wkroczyła na polski rynek i od razu znalazła się również w polskiej czołówce najbardziej lubianych i popularnych autorów tego gatunku. Wiele z jej pobudzających zmysły i kradnących całą uwagę czytelników powieści znalazło się na listach bestsellerów takich czasopism jak „New York Times”, „Wall Street Journal” oraz „USA Today”. Corinne Michaels dorastała w New Jersey, na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Miłością do literatury romantycznej zapałała już jako trzynastolatka, kiedy zamiast oglądać telewizję zaczęła zaczytywać się w książkach Daniel Steele i Nory Roberts – autorka do dzisiaj pamięta, jak przeżywała z bohaterami tych książek zakręty życiowe, problemy, dylematy, tragedie i miłości. Swoją przygodę z pisaniem rozpoczęła podczas wielomiesięcznej rozłąki ze swoim mężem, oficerem marynarki wojennej. Corinne Michaels przez dłuższy czas zabijała swoją samotność, czytając mnóstwo książek, aż w końcu sama usiadła przed klawiaturą i napisała pierwsze słowa swojej własnej powieści.
Tytuł: Zawalcz o Mnie
Autor: Corinne Michaels
Tytuł oryginału: Fight for Me
Data premiery: 7 kwietnia 2021
Wydawnictwo: Muza
Seria: Bracia Arrowood. Tom 2
Liczba stron: 438
Ocena: 6/10
Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Muza!
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Dzięki za przeczytanie mojego wpisu! Byłoby mi bardzo miło gdybyś zostawił/a komentarz ze swoją własną opinią :)