Czasem nie warto walczyć z przeznaczeniem.
Po walentynkach, które okazały się kompletną katastrofą, wszystko, czego chce Emilie, to ukryć się u babci z kubełkiem lodów na pocieszenie. Pragnie, żeby ten dzień już się skończył. Zasypia na kanapie, a kiedy się budzi, jest we własnym domu i… znów są walentynki!
Emilie uświadamia sobie, że utknęła w pętli czasowej, z której nie może się wydostać. Raz za razem musi przeżywać zdradę swojego chłopaka Josha. Nie może też uciec przed tajemniczym Nickiem, na którego wpada każdego powtarzającego się dnia.
Ile razy można patrzeć bezradnie, jak całe twoje życie uczuciowe staje (dosłownie) w płomieniach? Czy powtarzający się w kółko dzień może być szansą, by coś zmienić? Co się stanie, jeśli wszechświat przestanie pozwalać na poprawki w momencie, gdy wszystko właśnie zaczęło się układać?
Co byście zrobili, gdybyście dostali szansę przeżycia od nowa najgorszego dnia w swoim życiu? Spróbowalibyście wszystko naprawić, czy pozostawilibyście sytuację losowi? Właśnie przed takim dylematem staje nastoletnia Emilie, gdy budzi się piętnastego lutego po przeżyciu najgorszych Walentynek w historii i okazuje się... że musi przeżyć ten dzień od nowa. Jeszcze wczoraj widziała, jak jej chłopak całuje swoją byłą dziewczynę na szkolnym parkingu, wjechała w samochód swojego partnera z chemii, który nawet jej nie rozpoznał, a na dodatek musiała wysłuchać, jak jej tata wyjawia jej, że przeprowadza się na drugi koniec kraju ze swoją rodziną, a teraz wszystko ma zacząć się od nowa. A najgorsze nie jest nawet to, że zdaje się, że utknęła w pętli czasowej, a jej przekleństwem jest już zawsze budzić się w Walentynki, ale sam fakt, że nieważne co robi i jak bardzo stara się naprawić sytuację, nic nie pomaga. Może więc jedyną odpowiedzią na wszystko jest przestać się zamartwiać i spędzić najlepszy dzień w historii... u boku ostatniego chłopaka, którego spodziewała się w swoim życiu?
Koncept ponownego przeżywania jednego dnia oraz podróży w czasie nie jest nam z pewnością obcy, w końcu i Hollywood, i autorzy wielu książek, bardzo lubią z niego korzystać. Sama miałam okazję zapoznać się z wieloma takimi historiami i szczerze mówiąc, nie jestem ich największą fanką - zazwyczaj po prostu przyłapuję się na tym, że ta powtarzalność łatwo mnie nudzi. A jednak bardzo chciałam dać kolejną szansę Lynn Painter, która rozkochała mnie swoją młodzieżówką "Lepiej niż w filmach", ale już trochę zawiodła dojrzalszym romansem "Pan Zły Numer". W końcu do trzech razy sztuka, prawda? Jak się okazuje, w wersji młodzieżowej Painter totalnie trafia do mojego serca.
Czytanie tej książki sprawiło, że poczułam się taka... wolna i żywa. Jakbym biegała razem z bohaterami po ulicach miasta, nie przejmując się konsekwencjami wyborów, wykrzykiwała w szkolnym radiowęźle swojemu byłemu chłopakowi, że jest dupkiem, patrzyła na światła miasta z balkonu na czterdziestym piętrze wieżowca z chłopakiem, który dzień wcześniej był mi praktycznie obcy, a teraz jest centrum mojego wszechświata. Ta historia była taka żywa! To było jak zakochiwanie się w małych momentach, czerpanie radości z życia, które daje nam szansę za szansą, aby być może coś naprawić, coś zmienić, dostrzec rzeczy, które nie pozwalały nam być w pełni szczęśliwym. Nic dziwnego, że ten jeden wers "I had a marvelous time ruining everything" z piosenki Taylor Swift ciągle przewija się w książce - ten beztroski chaos nadał tej historii wyjątkowego, niezapomnianego i wręcz filmowego klimatu.
Czasami nieważne jak bardzo się staramy, a wszystko szło po naszej myśli, jak szczegółowo planujemy każdą sekundę naszego życia i jak bardzo czegoś pragniemy, życie ma dla nas inne plany, a to chyba najważniejsza lekcja, jakiej musiałam się nauczyć. Możemy próbować naprawić rzeczy, które się wydarzyły, ale nie uda nam się wymazać ich konsekwencji. Możemy kompletnie nie zauważać kogoś, kto jest tuż obok nas, milion razy mijać ich w różnych okolicznościach, po to, aby w końcu przekonać się, że przez cały czas to właśnie ta osoba miała odmienić nasze życie. Czy nie na tym polega piękno życia? Tak naprawdę nigdy nie zdołamy przewidzieć jego działania.
Właśnie o tym przekonuje się nasza główna bohaterka, Emilie, której przychodzi wielokrotnie przeżyć koszmarne Walentynki, podczas których jej życie staje na głowie. I chociaż w pierwszej chwili każda porażka zdaje się być największą tragedią, a rozczarowanie związane ze zdradą bliskich boli, jakby ktoś wbijał jej szpilki prosto w serce, to kolejne doświadczenia pozwalają jej spojrzeć na swoją sytuację z innej perspektywy. I chociaż czasami podejmowała frustrujące i irracjonalne decyzje, kręciła się w kółko, nie wiedząc co ze sobą do końca począć, to zauroczyła mnie jej podróż do samoakceptacji i zrozumienia, że to my jesteśmy odpowiedzialni za nasze szczęście i marzenia - nikt inny. I żadne próby osiągnięcia perfekcji w oczach innych nam w tym nie pomogą.
Jej historia była tym bardziej słodka, że jej niespodziewanym partnerem w tym wszystkim okazał się być Nick, chłopak, obok którego codziennie siedziała na lekcjach chemii, ale na którego nigdy dotąd nie zwracała większej uwagi. To niespodziewane duo było wszystkim, czego potrzebowałam. Ich osobowości po prostu tak dobrze ze sobą współgrały - wydobywali z siebie nowe rzeczy, motywowali do działania i byli dla siebie ostoją wtedy, gdy najbardziej tego potrzebowali. I chociaż nie ma w tym za wiele realizmu, a normalnie zapewne bardziej czepiałabym się insta love, tak bardzo doceniam to, co autorka idealnie tu ukazuje - że czasami miłość pojawia się niespodziewanie, jakby miała nam pomóc dostrzec pewne rzeczy, ale to do nas należy decyzja co zrobimy potem i jak będziemy tę miłość pielęgnować. Nick i Emilie skradli moje serce, a ja jestem pod wielkim wrażeniem, że autorce udało się zbudować ich relację i rozwinąć ją w tak wiarygodny i naturalny sposób, a wszystko w tak krótkim czasie.
"Lepiej niż wczoraj" naprawdę świetnie czerpie inspirację z motywu pętli czasowej i na dodatek robi to w interesujący, nieco chaotyczny (a kto nie lubi odrobiny chaosu w komediach romantycznych?) sposób. Ani przez moment nie czułam się tak, jakby kolejne powtarzające dni mi się dłużyły, bo zawsze działo się coś, co wywoływało u mnie salwy śmiechu albo szeroki uśmiech na twarzy. A Nick będący w samym środku tego wszystkiego był tylko dodatkowym plusem, bo kto nie zakochałby się w bohaterze, który wyznaje, że swojej dziewczynie kupowałby specjalne wydania książek? (Gdzie takiego szukać???) To była urocza, lekka i wspaniała młodzieżówka, dzięki której znowu poczułam się jak nastolatka. Już nie mogę się doczekać kolejnych powieści YA od autorki!
Lynn Painter – pisze powieści dla młodzieży i dla dorosłych. Mieszka w Nebrasce z mężem i gromadką dzieci, a kiedy nie czyta lub nie pisze, są duże szanse, że sączy napoje energetyczne i ogląda komedie romantyczne.
Tytuł: Lepiej niż wczoraj
Autor: Lynn Painter
Tytuł w oryginale: The Do-Over
Data premiery: 14.06.2023r.
Wydawnictwo: Young
Liczba stron: 312
Ocena: 9/10
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Young!
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Dzięki za przeczytanie mojego wpisu! Byłoby mi bardzo miło gdybyś zostawił/a komentarz ze swoją własną opinią :)