niedziela, 15 października 2023

Rebecca Yarros - Ostatni list



Beckett, jeśli to czytasz, cóż… wiesz, jak to jest z listami pożegnalnymi. Przeżyłeś. Ja nie. Jednak daj sobie spokój z wyrzutami sumienia, bo wiem, że gdyby istniała jakakolwiek szansa na to, abyś mnie uratował, na pewno byś to zrobił.

Chcę jednak, żebyś wyświadczył mi pewną przysługę – porzuć wojsko i jedź do Telluride.
Moja młodsza siostra samotnie wychowuje bliźnięta. Jest bardzo niezależna, niechętnie pozwala sobie pomagać, jednak najpierw zmarli rodzice, potem nasza babcia, a teraz Ella utraciła również mnie. Zbyt wiele nieszczęść, jak na jedną osobę. To po prostu niesprawiedliwe.

I jeszcze jedno – nie wiesz o poważnym problemie, który wyniszcza jej rodzinę. Ella będzie potrzebowała pomocy.

Jeżeli zginąłem, nie zdołam już jej wesprzeć. Nie podam jej pomocnej dłoni, jednak Ty nadal możesz być przy niej i jej dzieciach. Zatem błagam Cię, przyjacielu, zaopiekuj się moją siostrą, moją rodziną.
Proszę, nie pozwól, aby samotnie musiała zmagać się ze wszystkimi kłopotami.

Ryan


Może jestem masochistką, ale sięgnęłam po tę książkę, bo miałam ogromną ochotę popłakać. Zresztą, moim zdaniem płakanie na książkach (i ogólnie) potrafi być naprawdę uzdrawiające, więc gdy nadeszła w końcu odpowiednia pora, zakopałam się z tą powieścią pod kocyk z całym pudełkiem chusteczek pod ręką i przygotowałam się mentalnie na to, że zapewne zostanę zniszczona. I wiecie co? Okazało się, że nic nie mogło mnie przygotować na ten emocjonalny huragan w moim wnętrzu, który wywołał pewien wątek w tej książce - nawet to, że się go spodziewałam, bo sama zrobiłam sobie spoiler. Nie mogłam oddychać, tak mocno płakałam pod koniec. Jeśli to nie jest wyznacznik emocjonalnej historii, to ja nie wiem.

Beckett Gentry całe swoje nastoletnie życie spędził przerzucany od jednego domu zastępczego do drugiego. Nikt nigdy nie okazał mu bezwarunkowej, rodzicielskiej miłości, nikt nie postawił go na pierwszym miejscu. Dopiero w dorosłym życiu znalazł coś przypominającego jego pierwszą rodzinę - kumpli z wojska, z którymi połączyły go doświadczenia, których nikt inny nie rozumiał. I chociaż nie ma domu i nikogo, do kogo miałby wracać, jest mu z tym dobrze. Do czasu, aż przychodzi do niego pierwszy list od siostry swojego najlepszego kumpla i zaczyna sobie zdawać sprawę z tego, czego zawsze mu brakowało. Ella samotnie wychowuje dwójkę dzieci w małym miasteczku Telluride, porzucona w młodym wieku przez byłego męża. Dobrze rozumie, czym jest samotność, więc od razu tworzy się między nimi nić porozumienia. Ale kiedy uderza w nich tragedia, ich krucha relacja zawisa na włosku. Ostatni list od przyjaciela, w którym prosi go o pomoc jego siostrze i zaopiekowanie się nią i jej dziećmi po jego śmierci zmusza Becketta do przeniesienia się do Telluride. Ella jednak nie wie, że mężczyzna, który nagle pojawia się w jej życiu z chęcią pomocy i listem od brata w dłoni, to Chaos - ten sam mężczyzna, z którym od miesięcy pisała listy. A on nie ma zamiaru jej tego mówić, bo nie może pozwolić sobie na nic więcej, niż spełnienie ostatniej prośby przyjaciela. Czy można jednak zbudować zaufanie, gdy zostało one oparte na kłamstwie?

Swego czasu czytałam bardzo dużo romansów o żołnierzach (w tym inną serię autorki, "Wszystkimi zmysłami", którą wydawało Wydawnictwo Amber), ale już od bardzo dawna nie sięgałam po nic nowego. I cóż, pamiętam już dlaczego - bo czytanie tych historii jest jak policzek w twarz, emocjonalnie wykańczająca podróż po całej masie traum i rozstań, nad którymi nie mamy żadnej kontroli. A Rebecca Yarros wie, jak wywołać w czytelniku emocje tak silne, że po skończeniu książki zostanie nam dziura w sercu, której nie da się z łatwością załatać. Tym razem dokonała tego poruszając dwa wątki, których unikam od zawsze za wszelką cenę, bo po prostu nigdy nie daję sobie z nimi rady. Wątki, których zupełnie się nie spodziewałam, a przez które cały czas czułam ciężar na sercu, który mnie nie opuszczał.

Ta książka, chociaż zawiera w sobie wszystkie elementy romansu, które wywołują szybsze bicie serca, nie jest tak naprawdę jedynie romansem. I owszem, z pewnością przyłapiecie się na tym, że będziecie pochłaniać każdą interakcję pomiędzy Beckettem i Ellą, potęgowane ich pełnymi wrażliwości i szczerości listami, ale w samym centrum tej książki jest historia tak łamiąca serce, że czasami ciężko mi było przewrócić kolejną stronę. A pod koniec (o czym mam więcej do powiedzenia, ale o tym później) emocje sięgają zenitu w najbardziej bolesny sposób, aż nie pozostaje nam nic innego, jak robić sobie przerwy w czytaniu, bo inaczej nie da się przebrnąć do końca. To historia bohaterów, których samotność jest tak przytłaczająco obecna, że łamało mi się serce. Zarówno Ella, jak i Beckett, na tak wiele sposób stracili wszystkich, których kochali, że otworzenie się na kogoś nowego jest wręcz niemożliwe. Szczególnie, że w grę wchodzi także opieka nad dziećmi, którym Ella poświęciła całe swoje serce.

Przewijające się w tej historii niesamowicie trudne, ale prawdziwe motywy żałoby, śmierci i choroby, utrzymywały tę powieść w bardzo melancholijnym i smutnym klimacie, ale wśród tego mroku najbardziej błyszczała przyjaźń i miłość. To te dwa uczucia pomogły przetrwać bohaterom w najtrudniejszych chwilach, które na nich spadały. Bohaterowie tej historii składają się z tak wielu warstw doświadczeń życiowych, cierpienia, traumy i samotności, że czasami trudno było o myślenie o takich przyziemnych rzeczach, jak związek, a jednak miłość Becketta i Elli podniosła ich na duchu, gdy obydwoje tego najbardziej potrzebowali. Dała im rodzinę, której nigdy nie mieli. Żałuję jedynie, że potrzeba było do tego tak wielu kłamstw i niedopowiedzeń, które wręcz nad wyraz skomplikowały sytuację i bardzo, bardzo mnie frustrowały. Czasami do tego stopnia, że śledzenie ich ciągłego przyciągania i odpychania mnie zwyczajnie męczyło.

Czuję wewnętrzny konflikt, bo jednocześnie pochłonęła mnie ta historia bez reszty, a autorka ma niesamowity i chwytający za serce talent do uchwytywania słowami emocji, ale też czasami byłam tą książką zwyczajnie zmęczona. To była słodko-gorzka historia miłosna, w której znajdziemy wiele przepięknych i wzruszających momentów, a wątek przyszywanej rodziny chwytał za serce, z czego chyba najbardziej wzruszyła mnie relacja Becketta z dziećmi Elli. Jednocześnie czasami nie mogłam pozbyć się wrażenia, że tego cierpienia i rozczarowań było za dużo, co tylko zostało spotęgowane przez fakt, że bardzo często przeskakujemy w przyszłość o parę miesięcy, a historia naturalnie się wydłuża, chociaż w życiu bohaterów niewiele się zmienia. 

A największy problem miałam z zakończeniem, o czym wspomniałam już trochę wcześniej... niestety tutaj historia w moim odczuciu wiele straciła i jest jednym z powodów, dlaczego zaniżyłam ocenę i skończyłam książkę odrobinę rozczarowana. Ilość tragedii i cierpienia w życiu bohaterów była tak ogromna przez całą tę książkę, że czasami pragnęłam jedynie chwili radości, a tymczasem pod koniec autorka zrzuciła największą bombę, która wykończyła mnie psychicznie. I jasne, byłam przygotowana na to, że to będzie emocjonalna lektura, ale to było już za dużo i szczerze mówiąc, miałam wrażenie, że niestety autorka wrzuciła ten wątek dla samych emocji, bo fabularnie kompletnie nie było to konieczne. Szczególnie, że wydarzyło się to w może ostatnich 10% książki, nie dając ani bohaterom, ani czytelnikowi czasu, by się z tym oswoić, zanim wszystko zostało zwieńczone epilogiem. W żaden sposób nie dodało to niczego ważnego do historii bohaterów, bo po prostu nie było wystarczająco czasu, aby poradzić sobie z tak ogromnie ważnym wątkiem.

Jak kocham twórczość Rebekki Yarros i po jej książki mogłabym sięgać w ciemno, tak od tej oczekiwałam czegoś odrobinę innego. Przygotowywałam się na wzruszającą i wypełnioną bólem historię, ale chyba nie spodziewałam się, że będę dostawała po twarzy jedną tragedią za drugą, aż w końcu szczęśliwych momentów zostanie garstka, niewystarczająca, by połatać pogruchotane serce. I to nie tak, że mi się nie podobało - autorka nie potrafi napisać złej książki, bo jej słowa zawsze chwytają za serce i trzymają je w garści. Ale jak na razie jest to niestety moja najmniej lubiana jej książka. Co nie oznacza, że nie warto jej przeczytać - myślę, że każdy, kto lubi sobie na historii popłakać, powinien dać jej szansę. I może pamiętajcie o chusteczkach, bo bez nich się nie obędzie.

TRIGGER WARNINGS (jeśli nie chcecie spoilerów, nie czytajcie): śmierć, śmiertelna choroba, śmierć dziecka, żałoba


REBECCA YARROS to autorka z list bestsellerów "Wall Street Journal" i "USA Today", na których znalazło się ponad dziesięć jej książek. Mieszka w Kolorado z rodziną i od dziewiętnastu lat jest żoną przebywającego już na emeryturze pilota wojskowego. Ma sześcioro dzieci. Zadebiutowała jako pisarka w 2014 powieścią Wszystkimi zmysłami, dzięki której dołączyła do czołówki autorek literatury dla młodych dorosłych. Rozpoczęła nią serię wydawaną również w Europie i wysoko ocenianą przez czytelniczki Goodreads.


Tytuł: Ostatni List
Autorka: Rebecca Yarros
Tytuł w oryginale: The Last Letter
Liczba stron: 544
Wydawnictwo: Filia
Data premiery: 23.08.2023r.
Ocena: 7/10

Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Filia (Hype):




Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Dzięki za przeczytanie mojego wpisu! Byłoby mi bardzo miło gdybyś zostawił/a komentarz ze swoją własną opinią :)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia