czwartek, 27 lutego 2025

Elle Kennedy, Sarina Bowen - On | Patronat medialny



Nie grają w jednej drużynie. A może jednak?

Jamie Canning nigdy nie potrafił zrozumieć, dlaczego stracił swojego najlepszego przyjaciela. Cztery lata temu jego dowcipny i łamiący wszelkie zasady współlokator nagle, bez słowa wyjaśnienia zerwał kontakt. No dobrze, być może podczas ostatniej nocy na obozie hokejowym, gdy mieli osiemnaście lat, sprawy zaszły trochę za daleko. Ale to przecież tylko wygłupy po pijaku! Nikt od tego nie umarł.

Ryan Wesley najbardziej żałuje tego, że namówił swojego bardzo hetero kumpla na zakład, który przesunął granice ich relacji. Teraz, gdy ich drużyny mają stanąć naprzeciwko siebie w krajowych mistrzostwach, Wes widzi szansę, żeby wreszcie przeprosić. Wystarcza jednak jedno spojrzenie na dawny obiekt westchnień, a bolesne wspomnienia wracają z pełną mocą.

Jamie długo czekał na odpowiedzi, ale zamiast nich zyskał jeszcze więcej pytań: czy jedna noc może zniszczyć przyjaźń? A sześć tygodni? Gdy Wes niespodziewanie pojawia się na obozie, by wspólnie trenować przez kolejne gorące lato, Jamie będzie miał okazję odkryć kilka rzeczy o swoim dawnym przyjacielu… i coś naprawdę ważnego o sobie.


Wszyscy już znamy i kochamy hokeistów Elle Kennedy z drużyny Briar, ale co powiecie na małą zmianę klimatu i romans MM o hokeistach z dwóch przeciwnych drużyn, którzy niegdyś byli przyjaciółmi, a teraz ponownie się spotykają jako trenerzy na obozie hokejowym dla młodzieży? Może część z was kojarzy Jamiego i Wesa jako bohaterów drugoplanowych z książek "Dobry chłopak" i "Zostań" autorek, które pojawiły się u nas już lata temu - teraz w końcu mamy szansę poznać ich własną historię! I jak to w znanym stylu Kennedy & Bowen, autorki serwują nam przednią zabawę pełną dobrego humoru, niesamowitego napięcia i chemii nie z tej ziemi, a także przeróżnych emocji. Wszystko to składa się na kolejną przyjemną hokejową propozycję, którą z największą radością wam dzisiaj polecam.

Wes i Jamie poznali się jako nastolatkowie na obozie hokejowym w Lake Placid, gdzie wspólnie spędzali każde lato. Łączyła ich wyjątkowa przyjaźń podsycona zdrową rywalizacją i wspaniałymi wspomnieniami, nawet jeśli mieli dla siebie tylko wakacje. Niestety wszystko się skończyło pewnego lata w wyniku podsycanego alkoholem wyzwania, po którym Wes na dobre zerwał kontakt z Jamiem. Nie był w stanie stanąć po tym twarzą w twarz z przyjacielem, w którym sekretnie się podkochiwał, wiedząc, że dla niego to wyzwanie to był zapewne jeden wielki błąd. Lata później ich drużyny uniwersyteckie walczą o miejsce w finałach o puchar, a ich pierwsze spotkanie po latach na nowo budzi tęsknotę za utraconą przyjaźnią. Wes postanawia, że czas najwyższy zawalczyć o dawnego przyjaciela i jedzie za nim na ich dawny obóz, gdzie latem oboje mają pracować jako trenerzy hokeja przed ich pierwszymi sezonami w NHL. Obiecuje sobie, że nie da się już ponieść uczuciom, które nigdy nie zniknęły... nie spodziewa się jednak, że Jamie może mieć wobec niego inne plany.

Nie czytałam jeszcze niestety żadnej książki napisanej przez Sarinę Bowen, ale twórczość Elle Kennedy znam jak własną kieszeń i jeśli jest coś, czego zawsze mogę się spodziewać po jej książkach, to dobrej zabawy. I właśnie to znalazłam, czytając "On". Prawdziwą, momentami bardzo gorącą zabawę, ale też podszytą wieloletnimi emocjami historię, która skradła moje serce. To prosta, bardzo szybka książka, przy której nie trzeba za wiele myśleć, bo kolejne strony same się przekręcają, serce bije w rytmie rosnącego napięcia między Wesem i Jamiem, a policzki pokrywa największy rumieniec przy każdym ich zbliżeniu.

Coś w tej historii uderzyło mnie prosto w serce i myślę, że dużo wspólnego mogą mieć z tym sami Wes i Jamie. Pokochałam tę dwójkę i to, że z jednej strony mamy do czynienia z przerośniętymi hokeistami, a z drugiej ze zwyczajnymi ludźmi, którzy gubią się trochę w swoich uczuciach, próbują się jakoś w nich połapać i odsłonić przez jedyną osobą, która może ich prawdziwie zranić. Wes nie ukrywa przed rodziną i kolegami z drużyny, że jest gejem, ale też przed nikim się przed tym nie obnosi - dobrze wie, że nie każdy zareaguje na tę wiadomość pozytywnie, a nie może pozwolić, aby zagroziło to jego karierze w NHL. Cztery lata temu jednak nie potrafił się do końca przyznać, że zakochał się w swoim najlepszym przyjacielu, który zdecydowanie jest hetero i dlatego jego pierwszą reakcją była ucieczka.

Jamie natomiast przez cztery lata nie potrafił zrozumieć, co takiego zrobił nie tak, że stracił Wesa na dobre. Sam zresztą nie był świadomy tego, przez co przechodził Wes, dopóki nie spotkali się ponownie po latach. Autorki rewelacyjnie i bardzo naturalnie zgłębiają to, jak powoli odkrywa swoją seksualność i akceptuje to, że być może zależy mu na Wesie trochę bardziej, niż tylko na przyjacielu. Może zajmuje mu chwilę zrozumienie, że może być biseksualny, ale ich więź jest tak wrysowana w ich DNA, że to najbardziej naturalna przemiana od przyjaźni w coś więcej.

Uwielbiam ich docinki, ich otwartość na siebie, na wspólne odkrywanie nowych rzeczy. Kocham te pełne wrażliwości momenty, w których Wesa dopadały wątpliwości, czy jest wystarczający dla Jamiego po tylu latach cichego wzdychania do niego na odległość, ale Jamie był zawsze przy nim, gotowy udowodnić, że wybiera właśnie jego. A najmocniej uwielbiam to, że cała ich relacja budowana jest na fundamencie prawdziwej, wieloletniej przyjaźni, która nie zniknęła nawet pomimo rozłąki, bo ich więź jest wyjątkowa, pełna wspomnień, ważnych momentów, które znaczą dla ich historii wszystko.

Elle i Sarina po prostu wiedzą, jak stworzyć tak dobrą chemię, że czytelnik nie będzie się mógł od książki oderwać. Pochłaniał mnie każdy moment, w którym napięcie między Jamiem i Wesem sięgało zenitu, w którym testowali granice przyjaźni i poddawali się tej niesamowitej chemii, która między nimi istnieje. Nie jestem fanką scen erotycznych, wszyscy dobrze to wiedzą, a jednak u Elle Kennedy nigdy mi one nie przeszkadzały, bo są zwyczajnie dobrze napisane. Być może dlatego, że nie mam wrażenia, jakbym czytała tanie sceny, a sceny, które są oczywiście bardzo pikantne i obrazowe, ale też podszyte emocjami i więzią, jaka łączy bohaterów, dzięki czemu zawsze są wyjątkowe. I tak bardzo, BARDZO gorące!

Już po raz kolejny autorkom udało się stworzyć przyjemną hokejówkę, która jest idealnym połączeniem słodyczy oraz pikanterii z emocjami. Myślę, że to będzie też idealna pozycja dla osób, które nie miały jeszcze styczności z romansami MM - poznawanie historii Wesa i Jamiego to sama radość i mam ogromną nadzieję, że pokochacie ich równie mocno, jak pokochałam ich ja. Tylko ostrzegam: nie czytajcie tej książki w miejscu publicznym, bo rumieńce i wybuchy śmiechu gwarantowane!


ELLE KENNEDY to kanadyjskiego pochodzenia autorka romansów. Napisała takie książki jak "Błąd" czy "Układ". Znalazła się na liście bestsellerów New York Time, USA Today oraz Wall Street Journal. Jest również znana pod pseudonimem Leeanne Kenedy.

W 2010 roku pisarka była nominowana do prestiżowej nagrody RITA Award za swoją debiutancką powieść "Silent Watch". Ponadto nominowano ją do Goodreads Choice Award w kategorii: najlepszy romans.

Elle Kennedy dorastała w Toronto, Ontario, natomiast w 2005 r. ukończyła anglistykę na Uniwersytecie Nowojorskim. Już od najmłodszych lat wiedziała, że pragnie zostać pisarką i już jako nastolatka usilnie próbowała spełnić to marzenie. Na chwilę obecną pisze dla kilku różnych wydawców. Ponadto twierdzi, iż uwielbia silne bohaterki oraz seksownych alfa bohaterów.

SARINA BOWEN to amerykańska pisarka bestsellerowych powieści, autorką m.in. serii "True North" oraz książki "Brooklyn Bruisers".


Tytuł: On
Autor: Sarina Bowen & Elle Kennedy
Tytuł w oryginale: Him
Seria: Him. Tom 1
Data premiery: 25 lutego 2024
Liczba stron: 352
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ocena: 9/10

Współpraca patronacka z Wydawnictwem Zysk i S-ka:



Czytaj dalej »

niedziela, 23 lutego 2025

Lynn Painter - Nie mów "tak"



Jakie plany ma los wobec dwojga zakłócaczy ślubów, którzy nie wierzą w miłość?

Sophie Steinbeck, przyszła panna młoda, staje przed trudnym wyborem: wyjść za narzeczonego, który ją zdradził, aby nie ryzykować kariery ojca, albo zakończyć związek z niewiernym partnerem. Wtedy na scenie pojawia się Max – czarujący profesjonalista – i z nutą współczesnego rycerstwa przerywa ceremonię, ratując Sophie przed nieudanym małżeństwem.

Wkrótce Sophie i Max tworzą niezwykły duet – wspólnie pomagają innym, uwalniając ich od niepożądanych związków. Kiedy przyjmują zlecenie od mężczyzny mającego ożenić się z byłą dziewczyną Maxa, Sophie spodziewa się, że Max wykorzysta sytuację, by zemścić się na kobiecie, która złamała mu serce. Ku jej zdziwieniu Max wydaje się jednak rozdarty i niepewny swoich uczuć. Sophie natomiast odkrywa, że ta sytuacja budzi w niej zazdrość…


Najnowsza komedia romantyczna Lynn Painter przedstawia nam historię dwóch nieznajomych, którzy łączą siły w... przerywaniu ślubów. Koncept bardzo ciekawy i obiecujący rozrywkę, prosto z rom-comowych klasyków z lat 2000. (moich absolutnie ulubionych), ale czy autorce udało się go w pełni wykorzystać? Z pewnością dostajemy tu dokładnie to, co autorka zawsze zapewnia, czyli dużo śmiechu i zabawy. Jeśli jednak oczekujecie czegoś więcej - cóż, niestety w tej książce tego nie dostaniecie.

Gdy Max zostaje zatrudniony, by przerwać ślub Sophie po tym, jak kobieta dowiaduje się o zdradzie swojego narzeczonego, żadne z nich nie spodziewa się, że będzie to początek świetnej współpracy i przyjaźni. Mężczyzna miał tylko pomóc Sophie w zakończeniu związku tak, by nie ucierpiał na tym jej ojciec. Kilka miesięcy później kobieta dostaje jednak propozycję trudną do odrzucenia: Max proponuje jej połączenie sił i przerwanie razem kolejnego ślubu. Tak zaczynają pracować razem jako profesjonalni zakłócacze ślubów, co z pewnością ma też swoje plusy w ich życiu prywatnym. Żadne z nich nie myśli o nowym związku, Sophie nie wierzy w prawdziwą miłość, a Max wcale miłości nie pragnie, ale kiedy spędzają razem tyle czasu, coraz trudniej jest zaprzeczyć wzajemnemu przyciąganiu - tym bardziej, że tak świetnie bawią się w swoim towarzystwie. Ich relacja staje jednak pod znakiem zapytania, gdy przeszłość daje o sobie znać...

Sięgam po każda nową książkę Lynn Painter z pewnością, że miło spędzę czas. Na jednych książkach bawiłam się lepiej (zdecydowanie preferuję jej młodzieżówki), na innych trochę gorzej, ale zawsze mam gwarancję niezobowiązującej i szybkiej lektury. Obawiam się jednak, że jeśli chodzi o jakość, nie zawsze jej książki spełniają moje oczekiwania i ta historia jest właśnie tego przykładem. Pierwsze sto stron to było dla mnie wyzwanie - czytałam je prawie trzy dni, nie mogłam się wkręcić i czułam się bardzo oderwana od bohaterów. Koncept na historię może i jest fajny, ale wiele brakuje w jego wykonaniu, aby utrzymać uwagę czytelnika.

Książka w końcu nabiera tempa, ale dzieje się to głównie za sprawą chemii między Sophie i Maxem oraz ich interakcjom. Tego jednego książce nie można zarzucić - z uśmiechem i przyjemnością czyta się ich pełne humoru dialogi pełne flirciarskiego podtekstu. W każdej ich interakcji widać, że spędzanie ze sobą czasu to dla nich czysta przyjemność. Dobrze się razem bawią i jest w nich naturalność. Niestety poza tym nie dostajemy szansy, aby jakoś poważniej zgłębić ich uczucia, bo tak jak większość rzeczy w tej książce - autorka przedstawia tę historię bardzo powierzchownie.

Sophie i Max to bardzo jednowarstwowe postacie, o których nie wiemy za wiele poza ich nieudanymi przeszłymi relacjami oraz awersją do miłości. Właściwie cały konflikt kręci się wokół tego, że nie chcą się w sobie zakochać, ani wchodzić w prawdziwy związek. Tkwią na granicy relacji z korzyściami, a czymś więcej, a wisienką na torcie jest konflikt pod koniec historii, który strasznie mnie zirytował i tylko jeszcze mocniej zniechęcił. Chciałabym od tej relacji czegoś więcej, niż tylko pociągu fizycznego; jakiejś komunikacji i fundamentu pod solidniejszy związek. Niestety nic takiego nie dostajemy.

"Nie mów tak" to niestety książka, która nie zapadnie mi na dłużej w pamięci. To fajna komedia romantyczna na wieczór, ale czytelnicy wymagający trochę bardziej rozwiniętych książek mogą się rozczarować. Nie uważam jej za złą historię, myślę, że w zależności od oczekiwań można się na niej fajnie bawić, ale ja osobiście chciałabym czegoś więcej - lepszego rozwinięcia bohaterów, zgłębienia więzi między innymi postaciami, nie tylko między Sophie i Maxem. Raczej uważam ją za jedną ze słabszych książek Lynn Painter.


Lynn Painter – pisze powieści dla młodzieży i dla dorosłych. Mieszka w Nebrasce z mężem i gromadką dzieci, a kiedy nie czyta lub nie pisze, są duże szanse, że sączy napoje energetyczne i ogląda komedie romantyczne.


Tytuł: Nie mów "tak"
Autor: Lynn Painter
Tytuł w oryginale: Happily Never After
Data premiery: 12.02.2025r.
Wydawnictwo: Papierowe Serca
Liczba stron: 328
Ocena: 6/10

Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Papierowe Serca:

Czytaj dalej »

poniedziałek, 17 lutego 2025

Liz Tomforde - Caught Up | Patronat medialny



Kai Rhodes to gwiazda drużyny baseballowej z Chicago. Coraz trudniej jest mu pogodzić uprawianie zawodowo sportu z organizacją opieki dla swojego piętnastomiesięcznego syna. Mężczyzna został samotnym ojcem i kompletnie sobie z tym nie radzi.

Nie pomaga mu też fakt, że po zaledwie paru tygodniach pracy zwalnia każdą nianię. Tym razem jednak nie będzie mógł tak szybko zrezygnować z opiekunki, bo jego trener powierzył tę funkcję… własnej córce.

Miller Montgomery z zawodu nie jest nianią, a cukiernikiem. Lecz kiedy tata prosi ją, żeby pomogła w opiece nad dzieckiem jednego ze swoich najlepszych zawodników, dziewczyna nie potrafi odmówić.

Spędzi z baseballistą i jego małym synem całe wakacje i szybko się okaże, że to zdecydowanie zbyt krótko. Wszystko kiedyś się kończy, a ona nigdy nie była typem dziewczyny, która lubi zobowiązania.


Nie ma słów, by opisać, jak wiele znaczą dla mnie książki Liz Tomforde i bohaterowie, których tworzy. I jak wdzięczna jestem za to, że mogę patronować kolejnej już napisanej przez nią historii, dzielić się moją miłością do Kaia, Miller i Maxa, a przede wszystkim czytać wasze wspaniałe wiadomości o tym, że skradli oni również wasze serca. Ta seria nie bez powodu jest jedną z moich ulubionych - autorka stawia na więzi, rozwój postaci, na różne formy i rodzaje miłości. W "Caught Up" czytamy historię Kaia, samotnego ojca piętnastomiesięcznego chłopca oraz jego nowej, lekko nieokrzesanej niani, Miller - historię tak przesłodką, tak pełną emocji i tak rodzinną, że zapada prosto w serce.

Jeszcze rok temu życie Kaia Rhodesa składało się z gry w baseball, ciągłej zabawy, kolejnych kobiet w łóżku i z braku zmartwień. Wszystko się zmieniło, gdy jedna z jego niezobowiązujących przygód podrzuciła mu pod drzwi dziecko i zniknęła. Teraz piętnastomiesięczny Max jest jego oczkiem w głowie, chociaż Kai codziennie czuje się winny, że nie jest dla niego dobrym ojcem. Zwłaszcza, że bycie zawodowym baseballistą wymaga od niego ciągłego przebywania poza domem oraz kolejnych podróży. Kiedy zwalnia kolejną opiekunkę, jest gotów na zawsze porzucić ukochany sport, aby móc samemu zająć się swoim synem. Ale wtedy jego trener, a zarazem bliski przyjaciel, powierza tę rolę swojej córce, która ma spędzić z nim lato. Nie wyjawia mu tylko, że Miller Montgomery to żywa petarda, kobieta nigdy niezatrzymująca się w jednym miejscu i słynna szefowa kuchni, której początkowo Kai zupełnie nie ufa. Otworzenie swojego domu i serca swojego synka na kobietę, która ciągle ucieka, nie ma stałego miejsca zamieszkania i planuje zniknąć pod koniec lata, zdaje się być najgorszym pomysłem. Ale Miller z każdym kolejnym dniem coraz bardziej wkrada się w ich serca i zbliżający się termin jej wyjazdu jest jak tykająca bomba, która może zniszczyć ich wszystkich...

Historia Miller i Kaia to historia osób, które od życia chcą zupełnie czegoś innego i ich relacja teoretycznie nigdy nie powinna mieć szansy zaistnieć. Miller to wolny duch, kobieta podróżująca od restauracji do restauracji, która nigdy nie miała stałego miejsca zamieszkania, ciągle goniąca za kolejnymi sukcesami jako nagradzania szefowa kuchni. Kai dla swojego synka musiał zmienić całe swoje życie i nie w głowie mu zabawa, życie towarzyskie czy kolejne miłostki. Pragnie stworzyć mu ciepły dom i dać wsparcie, będąc jednocześnie ojcem i matką. A jednak ich drogi przecinają się w idealnym momencie: zagubiona Miller, poszukując dawno utraconej pasji do pieczenia, wnosi energię i ciepło do życia Kaia i Maxa i odnajduje w nich swój dom, którego nawet nie wiedziała, że jej brakowało.

Poznawanie historii tej trójki, od chwiejnych i lekko nieufnych początków, po całą ich cudowną drogę do stworzenia nietradycyjnej, ale nie mniej wspaniałej rodziny, to najbardziej komfortowe doświadczenie. To tak ciepła i słodka powieść z żywymi postaciami, która chwyta za serce, ale też wywołuje uśmiech, że naprawdę nie sposób jej nie pokochać. Kai jest tak wspaniałym tatą, nawet jeśli lekko nadopiekuńczym, a jego miłość do Maxa widać we wszystkim, co dla niego robi. Natomiast Max jest prawdopodobnie najsłodszym, najbardziej radosnym dzieckiem, o jakim czytałam i każda scena z nim to był miód na moje serce.

Liz Tomforde zawsze umiejętnie przedstawia tę realistyczną i prawdziwą stronę życia swoich bohaterów, nie tylko te szczęśliwe momenty, ale ich wątpliwości, rozczarowania, trudne decyzje. Tutaj mamy do czynienia z postaciami, które na własnych doświadczeniach uczą się, że życie prawie nigdy nie układa się tak, jak sobie to zaplanujemy. Dla Miller to największa nauczka, kiedy zaczyna zdawać sobie sprawę, że być może jej największe sukcesy nie sprawiają jej już radości i gdzieś po drodze zatraciła swój cel. Czeka ją długa droga by zrozumieć, że to rodzina i bliscy są najważniejsi, a żaden sukces nie będzie ważny, jeśli cała reszta życia będzie pusta i samotna.

Z pewnością fanom historii Stevie i Zandersa oraz Indy i Ryana spodoba się także to, że nie zapominamy o tych parach, a nawet dostajemy wgląd w ich dalsze życie po ich książkowym "i żyli długo i szczęśliwie". Moimi ulubionymi scenami były te "rodzinne" kolacje, w których po prostu spędzaliśmy z nimi czas, jakbyśmy byli częścią ich ciągle rozrastającej się ekipy. A chyba najlepsi okazują się być nasz wieczny singiel Rio (mój ulubieniec, nie mogę się doczekać jego historii) oraz Kennedy i Isaiah, o których przeczytamy już w kolejnej książce, a których relacja wywoływała salwy śmiechu. 

"Caught Up" to tak piękna historia ukazująca to, że dom można znaleźć w tak wielu rzeczach i tak wielu osobach, często w zupełnie niespodziewanym momencie życia. Aspekt rodziny i przyjaciół zawsze był w tej serii ważny, ale w tym tomie wyjątkowo przewija się we wszystkich relacjach, nawet w tych pomiędzy członkami drużyny czy dawno nam już poznanymi bohaterami. Bo czy to nie jest piękne? Kiedy już się zatrzymamy i obejrzymy wokoło, prawdziwe szczęście można znaleźć w tak wielu prostych momentach. We wspólnym pieczeniu ciasteczek, w pierwszych krokach swojego dziecka, w rodzinnych tradycjach. I w osobie, która jednym uśmiechem może zmienić wszystko.


Urodzona i wychowana w Kalifornii Północnej Liz Tomforde jest najmłodszą z piątki dzieci. Dorastała tam, grając w różne sporty i je oglądając. Uwielbia wszystko, co jest związane z romansami, podróżowaniem, psami i hokejem. Sama jest stewardesą, a kiedy nie podróżuje i nie pisze, skupia się na czytaniu dobrych książek lub zabieraniu Luki, swojego golden retrievera, na wędrówki po rodzinnym mieście.


Tytuł: Caught Up
Autorka: Liz Tomforde
Seria: Windy City. Tom 3
Wydawnictwo: NieZwykłe
Data premiery: 06.02.25
Liczba stron: 547
Ocena: 10/10

Współpraca patronacka z Wydawnictwem NieZwykłym:



Czytaj dalej »

środa, 12 lutego 2025

Tarah Dewitt - Związek z.o.o.



Czy remonty i kłótnie chodzą parami?

LaRynn Lavigne i Deacon Leeds mieli krótki i burzliwy letni romans, gdy byli nastolatkami. Z pewnością nie było to coś, na czym można stawiać fundamenty udanego związku. Blisko 10 lat później znów się spotykają. Okazało się, że ich babcie zapisały im w spadku zrujnowany budynek w Santa Cruz. Mają z nim wiele wakacyjnych wspomnień.

Aby sprzedać dom, muszą go wyremontować. Jest jednak mały problem. LaRynn ma pieniądze, ale żeby uzyskać dostęp do swojego funduszu powierniczego, musi być mężatką. Deacon z kolei ma wiedzę i doświadczenie w branży budowlanej, ale brakuje mu funduszy. Zmuszeni do współpracy, zawierają układ. Ich umowa brzmi: pobieramy się na czas potrzebny do wyremontowania nieruchomości, następnie sprzedajemy dom, dzielimy się zyskiem i każde idzie w swoją stronę.

W domu bez ścian LaRynn i Deacon szybko uczą się, że łatwo jest się ukryć za emocjonalnym murem, nawet w małżeństwie. Czeka ich wspólne życie w remontowanym budynku, konieczność podejmowania razem decyzji i cała masa pułapek.


Nigdy dotąd nie miałam okazji czytać książki Tarah Dewitt (chociaż kilka z nich od dłuższego czasu mam na liście do przeczytania), ale zobaczyłam motyw małżeństwa z rozsądku remontującego razem dom i od razu mnie do tej historii przyciągnęło. Tym bardziej, że byłam świeżo po lekturze "Projekt miłość" Lauren Asher opartej na dość podobnej fabule i bardzo miałam ochotę na coś w tym stylu. Początkowo miałam lekki problem, by się w tę historię wkręcić, ale kiedy już poznałam bliżej bohaterów skończyłam ją błyskawicznie - nawet pomimo paru wad.

LaRynn i Deacona lata temu łączył bardzo burzliwy romans, który skończył się złamanym sercem. Byli wtedy niedojrzałymi nastolatkami, którzy w tajemnicy przed wszystkimi umawiali się na schadzki, ale gdy ponownie spotykają się po latach, szybko staje się jasne, że nie zapomnieli o tym, co się między nimi wydarzyło. Gdy babcie zostawiają im w spadku rozpadający się w posadach dom, oboje niechętnie zgadzają się go wspólnie wyremontować i sprzedać. Jedyny haczyk jest taki, że potrzeba im do tego pieniędzy, a aby LaRynn dostała dostęp do funduszu powierniczego musi wyjść za mąż. Deacon i LaRynn zawierają układ: wezmą ślub, aby mieć budżet na remont, którym zajmie się Deacon, a potem sprzedają dom i oboje rozejdą się w swoje strony. Jednak spędzając razem tyle czasu coraz ciężej jest im ukrywać swoje uczucia i krążyć wokół tematu nieprzegadanej przeszłości. Czy wspólny remont będzie ich drugą szansą w miłości?

Deacon i LaRynn to bohaterowie, którzy początkowo wymagają od czytelnika trochę cierpliwości. W szczególności LaRynn, która robi wrażenie uprzywilejowanej i skupionej jedynie na sobie osoby, która wraca do miasta i jest gotowa pozbyć się domu swojej babci bez wzięcia pod uwagę sytuacji Deacona, który przecież w nim mieszka. Nie będę nawet ukrywać, że mnie irytowała i chociaż Deacon również miał swoje za uszami, to jednak zachowywał się o wiele bardziej racjonalnie, niż LaRynn z jej skłonnościami do nad wyraz emocjonalnych reakcji. A jednak jest jedno, co autorka robi bardzo dobrze: ukazuje tu historię dwóch nieidealnych ludzi, którzy już raz pozwolili dumie i zranionym uczuciom odebrać im coś wartościowego, a którzy muszą nauczyć się jak zburzyć te ogromne mury i zacząć pracować ze sobą, a nie przeciwko sobie. I przy tym obydwoje ogromnie się zmieniają i razem dojrzewają.

Wzajemne żarty i dawanie upustu wieloletniej złości oraz zranieniu to zdecydowanie dobra zabawa (nawet jeśli niedojrzała, ale to nadal świetne tło do wielu przezabawnych sytuacji), ale dla mnie książka jest najlepsza właśnie wtedy, gdy zgłębiamy się w ból tych postaci, który wynika z ich nieporozumienia sprzed lat i dostrzegamy, jak pomimo zranienia zaczynają sobie na nowo ufać i odnajdować to uczucie, które przez tak długi czas kojarzyło im się tylko z czymś złym. Razem z bohaterami odkrywamy na ich temat rzeczy, które rzucają nowe światło na pewne sytuacje i dzięki temu o wiele łatwiej jest ich zrozumieć.

Chociaż bohaterowie tej historii nie są idealni, to ogromnie doceniam wgląd w ich przeszłość, relacje rodzinne i ukazanie tego, w jakich środowiskach dorastali. Ich trudne doświadczenia z miłością mocno odbiły się na ich relacji, co autorka bardzo fajnie rozwija, przybliżając nam lepiej psychikę postaci. Udaje się jej wywołać wiele emocji u czytelnika, a dla mnie absolutnym mistrzostwem jest scena, w której Deacon błaga LaRynn, aby się nad nim zlitowała, bo nie może już dłużej znieść ukrywania swojej miłości do niej. To się nazywa romans!

Dobrze się z tą dwójką bawiłam, autorka ma bardzo przyjemne pióro, ale jednocześnie nie mogę nie zauważyć, że są tu pewne elementy, które powinny być lepiej dopracowane. Najbardziej rzuca się to w momencie, gdy bohaterowie zaczynają się na siebie otwierać, bo nagle błyskawicznie zbliżamy się do końca i ich wręcz wyidealizowanego zakończenia (wisienką na torcie jest bardzo słodki epilog). Etap przejściowy od kruchej przyjaźni do bycia w związku jest tak szybki, że nim zdążyłam mrugnąć, już był koniec. Chciałam trochę więcej zgłębienia się w ich przeszłość, zrozumienia, co dokładnie wtedy zaszło i dlaczego tym razem nie popełnią tych samych błędów. Co ciekawe, tę powieść można znaleźć w dwóch wersjach (nasze polskie wydanie to ta starsza wersja, a w zeszłym roku autorka wydała poprawione i lekko zmienione wydanie dostępne w nowej oprawie) i ogromnie jestem ciekawa, czy te elementy, które tutaj wypadły słabo, zostały poprawione.

Nie będę ukrywać: historia Deacona i LaRynn to bardzo wyidealizowana historia o drugiej szansie w miłości. Jak na tak burzliwy romans pełen nieporozumień i wzajemnej złości autorce bardzo ładnie udało się wszystko zawiązać w różową kokardkę i opatrzyć tytułem "i żyli długo, i szczęśliwie". Nie brak w niej wad, książkę zdecydowanie można było bardziej dopracować, a jednak - mimo wszystko - osobiście miło spędziłam z nią czas. To bardzo krótka historia i jeśli chodzi o pewne elementy zdecydowanie czuć, że można było poświęcić trochę więcej czasu na jej rozwinięcie, ale moim zdaniem autorce i tak udało się stworzyć coś bardzo przyjemnego. Ja nawet pomimo paru wad bardzo dobrze się bawiłam i mogę ją wam polecić, jeśli szukacie jakiejś szybkiej i słodkiej lektury bez większych dramatów.


TARAH DEWITT jest pisarką, żoną i mamą. Kiedy przeczytała już wszystkie dostępne romanse, zaczęła pisać własną książkę. Ostatecznie te zapiski przekształciły się w debiutancką powieść, która szybko zdobyła serca Czytelniczek. Tarah uwielbia opowieści o niedoskonałych bohaterach. Wierzy, że śmiech jest istotną częścią romansu, przyjaźni, rodzicielstwa i życia, i dba o to, by nie zabrakło go w jej powieściach. W swoim dorobku ma takie książki, jak To zabawne uczucie, Rootbound, Związek z.o.o. i Savor It.


Tytuł: Związek z.o.o.
Autorka: Tarah Dewitt
Tytuł w oryginale: The Co-op
Data premiery: 29.01.2025 (wyd I)
Liczba stron: 328
Wydawnictwo: Papierowe serca
Ocena: 6.5/10

Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Papierowe Serca:


Czytaj dalej »

sobota, 8 lutego 2025

Lauren Asher - Projekt miłość



Julian

Gdybym kiedyś przypadkiem stanął w płomieniach, Dahlia Muñoz z uśmiechem na ustach podsycałaby ogień. Kiedy moja odwieczna rywalka wraca do Lake Wisteria, zamierzam trzymać się od niej z daleka. I udaje mi się – przynajmniej do czasu, gdy w sprawę wtrąca się moja wścibska matka. Dostaję zadanie, by pomóc Dahlii odzyskać kreatywny zapał, dzięki czemu opuści Lake Wisteria. Tylko co się stanie, kiedy zacznę pragnąć, żeby została?

Dahlia

Ludzie mówią, że diabeł ma wiele twarzy, ale ja znam tylko jedną – Juliana Lopeza. Wróciłam do rodzinnego Lake Wisteria, by wyleczyć złamane serce. Planowałam odpocząć, ale Julian złożył mi ofertę nie do odrzucenia – zaproponował, abyśmy wspólnie wyremontowali moją ulubioną willę w miasteczku. Nasz kruchy rozejm staje pod znakiem zapytania, kiedy do gry zaczynają wchodzić wypierane od lat uczucia. Mogę pozwolić sobie ulec pożądaniu… ale zakochać się? Nie, tego nie było w planie.


Miałam ogromne obawy przed sięgnięciem po tę książkę po moim rozczarowaniu "Drobnym drukiem", ale jestem czytelniczką wyznającą zasadę dawania autorom drugich szans i ogromnie się cieszę, że jej nie skreśliłam, bo właśnie odkryłam nowego ulubieńca wśród małomiasteczkowych romansów. I prawdopodobnie jednego z ulubieńców roku. Bardzo dawno nie śmiałam się tak głośno i szczerze, jak podczas poznawania historii Juliana i Dahlii, dawno nie czułam takiej zwyczajnej radości, mogąc spędzić czas w fikcyjnym, urokliwym małym miasteczku. Lauren Asher trafiła tą książką prosto w mój bardzo specyficzny gust.

Juliana i Dahlię łączy bardzo skomplikowana historia, która lata temu skończyła się złamanym sercem. Przez całe dzieciństwo rywalizowali ze sobą na każdej płaszczyźnie, na studiach w końcu się do siebie zbliżyli... aż Julian porzucił Dahlię na długie lata, popychając ją prosto w ramiona swojego byłego przyjaciela i współlokatora. Teraz Dahlia powraca do Lake Wisteria, swojego rodzinnego miasteczka, lecząc serce po nieudanym związku i wiadomości, która ją zdruzgotała, a przebywanie w towarzystwie Juliana to ostatnie, na co ma ochotę. Tym bardziej, że nie ma już tego nieśmiałego i biednego chłopaka z przyszłości - obecny Julian jest pracoholikiem i miliarderem, choć nadal równie przystojnym, jak niegdyś. Niestety ze względu na przyjaźń ich matek trudno jest im siebie unikać, szybko więc wpadają w dawny rytm robienia sobie na złość. Wszystko się zmienia, gdy postanawiają wspólnie wyremontować dom. Choć Julian próbuje trzymać się od niej z daleka do czasu, aż Dahlia w końcu wróci do San Francisco, spędzanie z nią czasu przypomina mu o tym, co niegdyś stracił. Nie każdy dostaje drugą szansę, by naprawić swoje błędy, czeka go więc najtrudniejszy projekt jego życia: projekt odzyskać serce Dahlii.

Czułam, że ta historia skradnie moje serce od pierwszego spotkania Dahlii i Juliana, które skończyło się niefortunną stłuczką i korowodem całego miasteczka, które zjechało się na miejsce. Śmiałam się do rozpuku od pierwszych rozdziałów, a to tylko mały zalążek niezliczonych, przezabawnych akcji i błyskotliwych dialogów. Nie zliczę ile razy chichotałam podczas żarcików, które robili sobie bohaterowie. Ich docinki i złośliwości były tak naturalne i dobre. To takie dorosłe dzieciuchy, gdy chodziło o wkurzenie tej drugiej osoby, ale było w tym tyle lekkości i radości, że pochłaniałam każdą ich interakcję. A chyba moim ulubionym elementem były mamy Juliana i Dahlii, największe swatki w miasteczku, które przyczyniły się do wielu niezapomnianych chwil.

Chyba największym zaskoczeniem dla mnie było to, że wszystkie moje negatywne zarzuty wobec ostatniej książki autorki, jaką czytałam, tutaj znacząco zostały poprawione. Począwszy od bohaterów, skończywszy na ogólnym klimacie książki i jej fabule. Julian i Dahlia są dopracowanymi, złożonymi postaciami, które mierzą się z własnymi traumami i uczuciami tłumionymi przez lata. Autorka zgłębia depresję Dahlii nie tylko po utracie wieloletniego związku, w którym zatraciła ogromną część siebie, ale też jej żałobę po informacji, że być może nigdy nie będzie jej dane mieć własnych dzieci. Ukazuje jej wzloty i upadki, gdy próbuje się podnieść i na nowo sobie zaufać, ale nie pośpiesza jej drogi do wyzdrowienia nawet dla wątku miłosnego, co jest bardzo ważne.

Ciężko było też nie pokochać Juliana, który ma może miliardy na koncie i jest pracoholikiem, ale jest też postacią twardo stąpającą po ziemi i świadomą swoich przywilejów - tym bardziej, że wymagały one od niego ciężkiej pracy i wielu poświęceń. A jednak żadne pieniądze nie potrafią wypełnić pustki, którą odczuwa za każdym razem, gdy wraca do pustego domu. Widać, jak bardzo żałuje swoich niektórych wyborów, gdy był młodszy, nawet jeśli początkowo nie chce się do tego przyznać. Jeśli kochacie bohaterów, których językiem miłości są drobne przysługi to ostrzegam: ten facet skradnie wasze serce. Kocham te dziesiątki sposobów, na które kochał Dahlię i walczył o jej serce.

Wieloletnie uczucie łączące Dahlię i Juliana widać w tej książce na tak wiele sposobów, że moja wewnętrzna romantyczka dosłownie piszczała z radości. Nigdy nie byłam największą fanką romansów z motywem drugiej szansy, ale to jest właśnie ten jeden typ historii, w których zakocham się za każdym razem. Nie potrzebuję miliona scen erotycznych i kolejnych wyznań miłosnych (chociaż tutaj nie zabraknie wielu pięknych cytatów), bo największe motylki wywołują u mnie drobne szczegóły, które mówią milion rzeczy o więzi bohaterów. Julian i Dahlia to dla mnie przykład takiej miłości, która tkwi w najzwyklejszych momentach. Poza tym dzięki nim uśmiałam się jak nigdy!

Czytając tę książkę miałam czasami wrażenie, jakbym oglądała jedną z moich ukochanych komedii romantycznych. Czytelnika pochłania tu nie tylko rozkoszne napięcie i slow burn pomiędzy głównymi bohaterami, których każda interakcja pełna jest iskrzącej chemii oraz błyskotliwych złośliwości, ale ogólny nastrój życia w małym miasteczku z historią i pełnymi życia mieszkańcami. Nawet bohaterowie drugoplanowi sprawili, że lektura tej książki była przyjemniejsza (osobiście nie mogę się już doczekać historii Rafy!).

Mogę z ręką na sercu się przyznać, że kompletnie nie spodziewałam się, że pokocham tę historię tak mocno, ale widzę ogromną poprawę w sposobie pisania autorki i mogę mieć tylko nadzieję, że będzie tak dalej. "Projekt miłość" to pełna humoru i lekkości historia, której lektura była czystą przyjemnością. Gdyby nie element relacji z korzyściami, który pojawia się w pewnym momencie, a za którym niestety nie przepadam (zdecydowanie wolę, gdy napięcie jest budowane bez fizycznej relacji), jest duże prawdopodobieństwo, że książka dostałaby ode mnie pięć gwiazdek. Jako naczelna wielbicielka powolniejszych romansów w małomiasteczkowym klimacie ogromnie ją polecam. Być może to znak, że powinnam dać jeszcze jedną szansę poprzedniej serii autorki?


Tytuł: Projekt miłość
Autorka: Lauren Asher
Tytuł w oryginale: Love Redesigned
Seria: Lakefront Billionaires. Tom 1
Data premiery: 22.01.2025
Wydawnictwo: Luna
Liczba stron: 504
Ocena: 8.5/10

Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Luna:
Czytaj dalej »

wtorek, 4 lutego 2025

Jennifer L. Armentrout - This is Forever



Gdy serce wybiera raz, to wybór na zawsze

Zamknięci w czterech ścianach muszą się zmierzyć ze swoimi uczuciami… Sydney od zawsze kocha Kylera, swojego najlepszego przyjaciela i notorycznego łamacza serc. Mimo że ich przyjaźń trwa od lat, Sydney nigdy nie odważyła się mu tego wyznać, obawiając się, że może go stracić. Z kolei Kyler, choć darzy Syd głębokim uczuciem, trzyma to w ukryciu, przekonany, że nigdy nie będzie dla niej wystarczająco dobry.

Kiedy para przyjaciół niespodziewanie zostaje odcięta od świata w domku w górach, ich wzajemne emocje zyskują nowe oblicze i rozgrzewają lodowate otoczenie. Ale nadciąga także coś o wiele bardziej złowieszczego niż burza śnieżna…

Czy Syd i Kyler znajdą odwagę, by postawić wszystko na jedną kartę?


"This is Forever", w oryginale znana bardziej pod tytułem "Frigid", to jedna z tych książek, które czytałam jeszcze jako nastolatka, chociaż niestety niewiele z niej zapamiętałam. Armentrout do dzisiaj jest jedną z autorek, do której mam ogromny sentyment (napisała w końcu jedne z moich ulubionych serii książkowych) i chciałam dać tej powieści jeszcze jedną szansę po latach. Niestety, już od pierwszych stron można odczuć, że jest to powieść wydana po raz pierwszy jakieś 12 lat temu i jeden z pierwszych romansów autorki - ma wiele wad, na które młodsza ja mogła przymknąć oko, a które tym razem niestety negatywnie wpłynęły na mój odbiór tej książki.

Sydney i Kyler są najlepszymi przyjaciółmi od zawsze, a jednak nie mogliby się bardziej różnić. Kyler co parę dni zabiera do swojego domu inną dziewczynę, a Sydney miała w swoim życiu tylko jednego chłopaka. Dla Kylera zabawa to alkohol, kolejne imprezy i seks, a dla Sydney spokojny wieczór w domu z książką. A co najważniejsze, podczas gdy Kyler co chwilę lata za inną dziewczyną, Sydney potajemnie od lat do niego wzdycha, czekając na chwilę, aż dojrzy w niej więcej, niż swoją przyjaciółkę. Gdy zbliża się ich coroczny wyjazd na narty w przerwie międzysemestralnej, Sydney zaczyna się przekonywać, że powinna w końcu raz na dobre wyrzucić Kylera ze swojego serca i ruszyć dalej z kimś innym. Ale wtedy obydwoje zostają sami zasypani w domku w górach, a wymuszona bliskość zmusza ich do zmierzenia się z długo ukrywanymi uczuciami, które albo na dobre zniszczą ich przyjaźń, albo będą początkiem czegoś o wiele lepszego.

Nie będę ukrywać: sięgnęłam po tę historię w pełni świadoma, że znajdę tu dwa motywy, za którymi niestety nie przepadam, bo lubię autorkę i jako tako dość dobrze tę książkę wspominałam sprzed lat. I być może nawet przymknęłabym oko na friends to lovers i ogólny brak komunikacji, gdyby nie to, że wykonanie tej historii jest zwyczajnie tragiczne. Czytając ją, miałam wrażenie, jakbym czytała opowiadanie na Wattpadzie, za którymi może szalałam jako nastolatka, ale które teraz po prostu nie spełniają moich oczekiwań. Bardzo powierzchowna historia, frustrujący i nieznośni bohaterowie i na dodatek fabuła, która nie mogłaby być bardziej schematyczna.

Sydney i Kyler są najlepszymi przyjaciółmi, którzy świadomie czy nieświadomie od lat się w sobie podkochują, ale zupełnie nie rozumiem, jak w ogóle do tego doszło. Tę dwójkę nic nie łączy i mam wrażenie, że zupełnie się nie rozumieją. Postać Kylera przerzuciła mnie o dekadę wstecz, kiedy to najbardziej popularnymi bohaterami byli niegrzeczni chłopcy chodzący do łóżka z kim popadnie, bo chociaż raczej bad boyem bym go nie nazwała, to zdecydowanie zaliczył prawdopodobnie każdą chętną dziewczynę, jaka mu się napatoczyła. Przez lata Sydney musiała obserwować jego podboje, na rzecz których często schodziła na drugi plan. Chciałabym napisać o nim coś więcej, ale niestety mam wrażenie, że to jego jedyne cechy charakteru to bycie kobieciarzem i zazdrośnikiem, który sam co kilka dni zmienia kobiety, ale wisi nad Sydney jak sęp, gdy chociaż jakiś facet się obok niej zakręci.

I chociaż nie lubię Kylera, to niestety Sydney pobiła go na głowę swoją głupotą, irracjonalnością i skłonnością do przesadnego reagowania na KAŻDĄ sytuację. Ta bohaterka ma tak niskie poczucie wartości, że wystarczyło, że Kyler chociaż spojrzał na nią inaczej, niż zazwyczaj, a ona już w swojej głowie wymyślała milion powodów, dlaczego ma jej dość i jej nie chce. Facet nie zdążył nawet nic powiedzieć, a ona miała łzy w oczach i była gotowa skreślić cały ich związek. Nie wspominając o tym, że nigdy nie robiła tego, o co ją proszono, bo na wszystko reagowała pod wpływem emocji, przez co ciągle wpakowywała się w kłopoty, a Kyler musiał ją ratować jak damę w opresji (wyczujcie, jak mocno przewracam tutaj oczami).

Brak komunikacji między tymi bohaterami jest tak potwornie frustrujący i męczący, że chociaż jest to książka licząca ledwo powyżej 300 stron i którą spokojnie można przeczytać w jeden wieczór, to czułam się tak, jakbym czytała 600-stronicową powieść. Wszelkie rozterki dzieją się w ich głowach, co chwilę czytamy o tym, jak są w sobie zakochani, ale z dziesiątek powodów boją się zrobić krok w swoją stronę, a gdy napotykają problem lub mają wątpliwości, to zamiast wykazać się zaufaniem wobec - rzekomo - swojego najlepszego przyjaciela, nakręcają się w myślach, a potem obrażają na siebie, bo się nie zrozumieli. Nie wiem, jak można się zrozumieć, kiedy się NIE ROZMAWIA. Życzę powodzenia w utrzymaniu relacji, w której jedno nieporozumienie prowadzi do rozstania, bo nigdy nie potrafią niczego rozwiązać jak dorośli ludzie.

Bohaterowie tej książki są nie tylko wręcz karykaturalnie płytcy i niedojrzali, ale nie ma między nimi niestety żadnej prawdziwej więzi. Chciałabym uwierzyć w tę wielką miłość, ale ciężko to zrobić, kiedy wszystko zmienia się w ciągu tygodnia, w ciągu którego z dziesięć razy zdążyli się na siebie obrazić. I do tego zniesmaczyło mnie tłumaczenie Kylera, dlaczego ciągle zmieniał kobiety i nie mógł wyznać Sydney swoich uczuć, bo zabrzmiało to jak coś, co wymyślił sobie na poczekaniu. Co więcej, druga połowa książki to w głównej mierze zlepek scen seksu, które są nużące i męczące. Gdzieś pomiędzy autorka próbuje budować napięcie wątkiem pobocznym, ale jego rozwiązanie to była wisienka na torcie kolejnych głupich akcji w tej książce.

This is Forever to książka z wczesnych lat 2010. i niestety czuć to w wielu jej aspektach, niestety nie w ten dobry sposób. Zdecydowanie nie jest dla bardziej wymagających czytelniczek. U mnie sprawdziła się jako przerywnik po cięższej i bardziej wymagającej lekturze, ale jeśli podeszłabym do niej z większymi oczekiwaniami to na pewno bym się rozczarowała. Sama JLA ma w swoim dorobku o wiele lepsze pozycje, więc z tej bym zwyczajnie zrezygnowała.



JENNIFER L. ARMENTROUT - Bestsellerowa autorka New York Timesa i USA Today.  Jennifer pochodzi z Zachodniej Virginii i tam też mieszka do tej pory z mężem i psami. Urodziła się 11 czerwca 1980 roku. Autorka twierdzi, iż pisze przez 8 godzin niemal każdego dnia. Jeśli tego nie robi, swój czas spędza czytając, ćwicząc, oglądając filmy zombie i udając, że pisze.

W 2011 roku w Stanach Zjednoczonych jej książki sprzedały się w nakładzie ponad miliona egzemplarzy, dostały się do finałów Goodreads Choice Awards, w 2017 roku wygrały w plebiscycie romansów RITA, a także były nominowane do wielu innych nagród. 


Tytuł: This is Forever
Autor: Jennifer L. Armentrout
Seria: Frigid. Tom 1
Data premiery: 15 stycznia 2024
Liczba stron: 384
Wydawnictwo: Ale!
Ocena: 3.5/10

Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Ale:

Czytaj dalej »

poniedziałek, 3 lutego 2025

Podsumowanie czytelnicze stycznia

 
Początek roku był na tyle spokojny, że postanowiłam nadrobić parę książek z mojego wieloletniego TBRu i dzięki temu trafiłam na kilka naprawdę wspaniałych książek. I chociaż gdzieś po drodze trafiły się też rozczarowania, to jednak styczeń uważam za naprawdę udany miesiąc. Moimi ulubieńcami zdecydowanie zostaną książki Chloe Liese, Abby Jimenez i oczywiście mój patronat, który premierę będzie miał pod koniec lutego. Łapcie moje krótkie podsumowanie każdej przeczytanej przeze mnie w styczniu książki:

TYLKO PRZY TOBIE - 4,5

Chloe Liese to autorka, która wiem, że nigdy mnie nie zawiedzie, chociaż tak naprawdę dopiero zapoznaję się z jej twórczością. Za każdym razem chwyta mnie za serce, wywołuje motylki w brzuchu i gwarantuje niezapomnianą i wartościową historię. Historia Willi i Rydera to współczesna wersja Dumy i uprzedzenia - w końcu nie bez powodu pełno w tej książce odniesień do klasyku Austen.Autorka ukazuje tu kompleksowych bohaterów, którzy muszą wiele w sobie zmienić, aby dojrzeć coś poza wzajemne docinki i uszczypliwości. Trudno jedno nie zauważyć, jak ogromna łączy ich chemia, gdy przy każdym ich spotkaniu buchają między nimi iskry. Chemia tak uzależniająca, że pochłaniałam z szerokim uśmiechem na twarzy każdą ich rozmowę, każdą wiadomość pełną złośliwości. Świetnie się z nimi bawiłam i czekam niecierpliwie na kolejne tomy tej serii!

JUST FOR THE SUMMER - 5

Początek roku to pasmo samych dobrych książek, bo po książce Chloe Liese postanowiłam sięgnąć po najnowszą powieść Abby Jimenez (która zostanie u nas wydana w tym roku) i znowu przepadłam. Historia Justina i Emmy zaczyna się stosunkowo słodko i przyjemnie. Śledzimy ich randki, pełne humoru i chemii rozmowy, obserwujemy, jak się do siebie zbliżają i jak prawdziwa staje się ich więź, nawet jeśli zupełnie się tego nie spodziewali. Jest trochę tak, jakbyśmy z nimi w pewien sposób uciekali od rzeczywistości, powoli zakochując się w ich relacji. Trudno zaczyna się robić dopiero wtedy, gdy uderza w nich prawdziwe życie, a oni zaczynają zdawać sobie sprawę, że być może trafili w końcu na tę właściwą osobę, ale okoliczności i czas im nie sprzyjają. Ta historia to połączenie najpiękniejszych momentów, pełnych radości i rosnącego w sile uczucia między osobami, które zupełnie nie spodziewały się odnaleźć, ale też chwil największego cierpienia, rozczarowań i trudności. Jest absolutnie wyjątkowa!

DROBNYM DRUKIEM - 1,5



Moje pierwsze spotkanie z twórczością Lauren Asher okazało się być niestety mocno rozczarowujące, jak na ogromną popularność tej serii. Bohaterowie tej książki nie mają żadnej osobowości, są nieznośni i irytujący, Rowan to definicja kompleksu tatusia i uprzywilejowanego dupka (nadal jestem jego hejterką numer jeden), a Zahra to niestety typowa wycieraczka myśląca jedną częścią mózgu (tą niezbyt racjonalną). Mam wrażenie, że jedyne, co tę dwójkę łączyło, to pociąg seksualny, a nawet tego nie rozumiem, bo w ich interakcjach nie było żadnej iskry. Męczyłam się, aby ją dokończyć i żałuję, że straciłam na nią czas.



WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO CIEBIE - 5

Po takiej klapie, jaką było Drobnym drukiem sięgnęłam po niezawodną Zapatę i moją ukochaną książkę na całym świecie. Czytałam ją pierwszy raz od bardzo długiego czasu, ale moje zdanie pozostaje niezmienione - to nadal najbardziej wyjątkowa historia, jaką przeczytałam. Taka, która pozostanie ze mną do końca życia. Ta powieść jest piękna w całej swojej prostocie, jest w niej tyle uroku, ciepła i życia, chociaż tak naprawdę nie znajdziemy tu żadnych większych dramatów. Skradła moje serce tym spokojem, delikatnością najmniejszych momentów życia, klimatem miejsca otoczonego naturą, a przede wszystkim tym, że czytając ją, poczułam się jak w domu - jakbym przeniosła się do tego miejsca, które otacza czytelników chmurką bezpieczeństwa, akceptacji i miłości. I czuję się tak za każdym razem, gdy do niej wracam.



DARK IVY. ZATRZYMAJ MNIE - 3,75

Pierwszy tom tej dylogii trafił na listę moich ulubieńców zeszłego roku, więc naturalnie nie mogłam się doczekać kontynuacji. Niestety nie spełniła ona do końca moich oczekiwań, chociaż nie była też tragiczna - pewne rzeczy wyobrażałam sobie po prostu inaczej. Autorka bardzo dobrze zgłębia psychikę głównych bohaterów, ukazuje ich zagubienie, upadki i wzloty i wszystkie te sprzeczne, targające nimi emocje. Niestety dla mnie najbardziej rozczarowującym elementem tej dylogii jest jej niesatysfakcjonujące zakończenie, które pozostawiło mnie z wrażeniem, że historia kończy się zbyt nagle, a najważniejsze wątki zostają urwane w kluczowym dla rozwoju bohaterów momencie. Jestem zachwycona stylem pisania autorki, ale żałuję, że nie wykorzystała w pełni potencjału tego tomu.

ONYX STORM - 4,25


Chyba na żadną premierę nie czekałam w tym roku tak bardzo, jak na Onyx Storm i moje oczekiwania zostały spełnione! Co prawda uważam, że początek trochę się dłuży i przewijają się trochę sceny zapełniacze, ale autorka po raz kolejny trzyma czytelnika w napięciu aż do ostatniej strony, co chwilę zaskakując czymś nowym i niespodziewanym. Osobiście mam po tej części więcej pytań niż odpowiedzi i nie mogę się doczekać czwartego tomu. A Xaden i Violet? Zakochałam się w nich w tej części na nowo, jestem bardzo pozytywnie zaskoczona rozwojem ich relacji i tego, jak bardzo dojrzała ich miłość. Czekam niecierpliwie na polskie wydanie!



ON - 4,5



Moją niespodziewaną propozycją patronacką w styczniu okazała się być nowa powieść Elle Kennedy i Sariny Bowen, a każdy, kto mnie zna, wie dobrze, że nie mogłabym przejść obok niej obojętnie. Hokejówka, ale o dwóch mężczyznach, którzy byli niegdyś przyjaciółmi i wpadają na siebie ponownie po czterech latach? Piszę się na to rękami i nogami, tym bardziej, że pokochałam Jamiego i Wesa od pierwszej chwili, gdy ich poznałam. To pełna humoru, pikanterii i emocji historia, lekka i zabawna, jak tylko można się po tych autorkach spodziewać, ale też wyjątkowa. Poznacie ją już 28 lutego!



THIS IS FOREVER - 2



Niestety koniec miesiąca nie był już taki udany, bo trafiłam na kolejne rozczarowanie, tym razem od jednej z moich ulubionych autorek. Czytałam tę książkę jako nastolatka, ale zdałam sobie sprawę, dlaczego nie zapadła mi ona w pamięci - to bardzo powierzchowna, schematyczna historia, którą czyta się jak słabe opowiadanie na Wattpadzie. Bohaterowie byli nieznośni, w szczególności Sydney ze swoją skłonnością do dramatyzmu, a relacja między nimi w całości opierała się na braku komunikacji. Czytało się ją szybko, ale i tak moim zdaniem nie była warta czasu.
Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia