Dwa przeciwieństwa stają się sojusznikami, by oszukać swoich swatających przyjaciół w oszałamiającej historii inspirowanej komedią Shakespeare’a „Wiele hałasu o nic”.
Jamie Westenberg i Bea Wilmots nie mają ze sobą nic wspólnego poza katastrofalnym spotkaniem i zrozumieniem, że nie mogliby być dla siebie bardziej nieodpowiedni. Ale gdy ich przyjaciele bawią się w Kupidyna i podstępem organizują im randkę, Jamie i Bea dochodzą do wniosku, że łączy ich coś jeszcze – pragnienie zemsty.
Szybko obmyślają plan: będą randkować na niby i przekonają kombinatorów, że są w sobie szaleńczo zakochani. Po wszystkim zerwą i zniszczą ich nadzieje, co raz na zawsze zakończy próby swatania.
By przekonać wszystkich, że się w sobie zakochali, Jamie i Bea będą musieli bezbłędnie wcielić się w swoje nowe role. Lecz gdy zbliża się ostatni akt, a odgrywanie zakochanych nigdy nie było łatwiejsze, zaczynają się zastanawiać… A może strzała Kupidyna wcale nie chybiła? Może przeciwieństwa naprawdę się przyciągają?
Kiedy raz na jakiś czas trafiam na książkę, która po prostu zaspokaja wszystkie moje czytelnicze potrzeby, sprawia, że mam motylki w brzuchu, a uśmiech nie schodzi nawet na chwilę z twarzy, czuję się, jakbym wygrała na loterii. I właśnie tak poczułam się podczas lektury książki "Przeciwieństwa się przyciągają" Chloe Liese. Nie miałam wobec tej książki żadnych oczekiwań. Szczerze mówiąc, prawie się na nią nie zdecydowałam, ale twórczość tej autorki kusiła mnie już od jakiegoś czasu, więc w końcu dałam jej szansę. I tak się cieszę, bo ta książka błyskawicznie stała się jedną z moich ulubionych komedii romantycznych, jakie dane mi było przeczytać w tym roku. Jestem nią absolutnie, nieodwracalnie zauroczona.
Bea i Jamie poznają się na imprezie, ale od razu wiedzą, że po prostu nie nadają na tych samych falach. Ich każde kolejne próby rozmowy kończą się niezręczną ciszą... albo alkoholem rozlanym na ubraniach. A jednak ich wspólni znajomi nie dają im spokoju, przekonani, że oboje potrzebują pomocy w randkowaniu i podstępem umawiają ich ze sobą na randkę w ciemno. Gdy Bea i Jamie odkrywają intrygi przyjaciół, wymyślają plan zemsty, który ma sprawić, że dotrze do nich w końcu, że nie potrzebują swatania. Postanawiają udawać parę, a po dwóch miesiącach ze sobą zerwać, aby utrzeć im nosa. Plan wydaje się być prosty, w końcu i tak oboje wiedzą, że są swoimi zupełnymi przeciwieństwami i nie ma szans, by się w sobie zakochali... dopóki nie zaczynają się poznawać i okazuje się, że być może pasują do siebie bardziej, niż im się wydawało.
Nie wiem, czy kiedykolwiek znudzi mi się motyw udawanego związku, a na pewno nie w najbliższej przyszłości, bo po prostu coś w parze, która jest przekonana, że do siebie nie pasuje, ale zaczyna udawać zakochanych i po drodze zdaje sobie sprawę, że być może to nigdy nie było udawane, trafi do mnie za każdym razem. Czytając tę książkę, miałam ochotę piszczeć, krzyczeć i chichotać jak mała dziewczynka. Chemia między tymi bohaterami jest tak wspaniała, że dosłownie cały czas miałam w brzuchu motyle. A najwspanialsze jest to, że możemy naprawdę zaobserwować, jak bardzo starają się siebie wzajemnie nauczyć i zrozumieć, nawet pomimo niefortunnego i lekko niezręcznego startu.
Czytając o Jamiem i Bei miałam wrażenie, jakbym czytała o zwyczajnych ludziach, których można spotkać na ulicy. Ich doświadczenia i historie były tak realistyczne, że zupełnie zapomniałam, że czytam przecież fikcyjną opowieść. Niektórzy autorzy zdecydowanie powinni brać przykład z autorki, bo chociaż wszyscy lubimy schematyczne powieści o aroganckich facetach i nieśmiałych dziewczynach, to jest coś wyjątkowego w historiach o ludziach, którzy być może nie są naturalnie dobrzy w miłości i relacjach międzyludzkich od pierwszego momentu, ale starają się uczyć i wychodzić ze swojej strefy komfortu.
Z jednej strony mamy Beę, która musi znosić próby swojej siostry bliźniaczki zeswatania jej z Jamiem, bliskim przyjacielem jej nowego chłopaka. Nikt z jej bliskich nie wie, że prawdziwym powodem, dlaczego nie chce się jeszcze umawiać na randki, jest jej były chłopak, który ją tłamsił i sprawił, że poczuła, iż utraciła zdolność racjonalnego oceniania sytuacji. Czuje się sfrustrowana tym, że nikt jej nie słucha, ale jednocześnie boi się wyznać na głos, że tkwiła w toksycznym związku przez tak długi czas. Być może dlatego w pierwszej chwili nie wychodzi jej z Jamiem, chociaż jest między nimi ewidentne przyciąganie - ona nie chce randek, a on zdaje się być wycofany, oceniający i chłodny, co nie kończy się dobrze dla nich obojga.
Uwielbiam ich historię, bo otwiera ona oczy na to, że tak naprawdę każdy z nas doświadcza różnych rzeczy na inny sposób. Łatwo nam kogoś skreślić po pierwszym, niefortunnym spotkaniu, ale gdy damy im drugą szansę, może nam się ukazać zupełnie inny obraz. W końcu wszyscy możemy mieć gorszy dzień, gorszy moment. A może po prostu nie każdemu przychodzi z łatwością nawiązywanie nowych relacji. Autorka już na początku książki pisze, że bardzo jej zależało ukazać realia osób neuroróżnorodnych, co udaje jej się świetnie poprzez Beę, osobę w spektrum autyzmu, a także Jamiego, który zmaga się ze stanami lękowymi i nerwicą natręctw. Bycie w głowach tej dwójki naprawdę otwiera oczy na to, jak różne mogą być związki i jak ważne jest, by nauczyć się tej drugiej osoby i do niej dostosować.
To zabawne, że dwójka z pozoru tak niedopasowanych osób okazała się być wręcz idealnym dopasowaniem. A dokonali tego sami ciężką pracą, aby się poznać, znaleźć wspólny język, który pozwoli im czuć się komfortowo w swoim towarzystwie i widzieć siebie trochę wyraźniej. Komunikacja Bei i Jamiego była tak dobra i tak zdrowa, że śledziłam rozwój ich relacji z czystym zachwytem. A aspekt udawania związku był tylko wisienką na torcie, dzięki której otrzymaliśmy kilka przesłodkich, wywołujących uśmiech momentów. Nie zmieniłabym w ich historii ani jednej rzeczy. No, może poza typowym dla romansów zerwaniem pod koniec, ale to już niestety przypadłość tego gatunku.
Mam przeczucie, że odnajdę w Chloe Liese nową ukochaną autorkę, bo tę książkę pokochałam już po paru stronach. To była najłatwiejsza pięciogwiazdkowa lektura. Nie tylko stworzyła tu wspaniałych, przyziemnych bohaterów i piękną, zdrową relację, o której czyta się z czystą przyjemnością, ale jednocześnie poruszyła wiele ważnych tematów, które zdecydowanie częściej powinny być w książkach poruszane. Temat toksycznego związku, zdrowia psychicznego, rozumienia swoich i czyichś granic, a także najzwyklejszej na świecie dawania szansy ludziom, którzy odczuwają pewne rzeczy inaczej. Polecam wam tę historię z czystą przyjemnością, mam nadzieję, że również ją pokochacie.
CHLOE LIESE pisze romanse, które odzwierciedlają jej przekonanie, że każdy zasługuje na miłość. Jej historie są pełne ciepła, serca i humoru, często opisują bohaterów neuroróżnorodnych, takich jak ona. Gdy nie myśli o swojej kolejnej książce, Chloe spędza czas na łonie natury, gra w piłkę nożną i poświęca czas swojej rodzinie oraz psotnym kotom.
Tytuł: Przeciwieństwa się przyciągają
Autorka: Chloe Liese
Tytuł w oryginale: Two Wrongs Make a Right
Seria: The Wilmot Sisters. Tom 1
Data premiery: 21.02.2024
Wydawnictwo: Hype (Filia)
Liczba stron: 448
Ocena: 9.5/10
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Filia (Hype):
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Dzięki za przeczytanie mojego wpisu! Byłoby mi bardzo miło gdybyś zostawił/a komentarz ze swoją własną opinią :)