niedziela, 3 marca 2024

Ella Maise - Charlie, Love and Clichés



Six years ago at a random diner I met a stranger and he became the-one-who-got-away, or more correctly the-one-who-didn’t-show-up.

A small advice from me to you: if you haven’t dated, touched *or* kissed a guy in years and *years*…do not try to crawl away or hide from the-one-who-got-away. It’s not a good look.

William Carter, the stranger I’d met six years ago was the last person I’d imagine ever seeing at my dad’s firm where I work. While I panic and fight off the butterflies in my stomach and in general struggle to act normal, I realize he doesn’t even remember me. I’m not sure if I should feel relieved or heartbroken. Things get worse when I learn we’ll need to work in close quarters to each other, but at least I let him know that I don’t have a crush on him anymore right away. Just in case he gets any ideas.

While I’m in the process of writing lists and making serious changes in my life, because I decide I’m ready to be the heroine in my own story; having William just a breath away is not helping things. Especially when things shift between us and we start to make eye contact in meetings. Then he shows up in places I least expect him to…as in blind dates and sex clubs. He also gives me cheese because he knows how much I like it and there are secret notes he leaves in my office. If you were wondering, I still don’t have a crush on him though. Nope.

Even though I’d promised myself I’d never wait around for another guy and postpone my own life, I’m afraid William Carter who looks at me as if I’m his and was always supposed to be his might ruin my hopeful plans. And quite possibly me for any other guy since I’m craving his touch like I’ve never craved anything in my life before. But we both know we’re a losing game so we keep admitting that neither one of us has a crush on the other.

Not anymore. Not at all. Not even a little bit.


Jeśli jest na świecie autorka, po której książki sięgam w ciemno i nie potrzebuję nawet zachęty, to jest nią właśnie Ella Maise. Jej slow burny to miód na moje serce, tym bardziej, że ona po prostu wie, jak słowami trafić prosto do mojej wewnętrznej romantyczki, która marzy o takiej miłości, o jakiej ona pisze. I naprawdę nie wiem, jak mogłam pozwolić na to, że do przeczytania jej najnowszej książki zbierałam się tyle czasu, bo absolutnie i nieodwracalnie się w niej zakochałam. To książka, przy której po prostu nie sposób nie mieć największych motylków w brzuchu.

Sześć lat temu William i Charlie poznali się w kawiarni, gdzie spędzili razem najcudowniejszy tydzień ich życia. Niestety, kiedy Charlie była gotowa w końcu popchnąć tę relację w stronę czegoś poważniejszego i naprawdę umówić się z nim na randkę, William zniknął z jej życia. Od tamtej pory zawsze byli dla siebie "co by było, gdyby" - tą jedną osobą, o której od czasu do czasu myśleli z uśmiechem na twarzy, a nawet lekkim ukłuciem żalu, że nic z tego nie wyszło. Los jednak daje im drugą szansę, gdy wiele lat później William zostaje nowym współpracownikiem w firmie należącej do ojca Charlie, w której ona również pracuje. Świeżo rozwiedziony, jeszcze przystojniejszy, znowu staje się dla Charlie pokusą, której nie może ulec. Nie tylko, dlatego że teraz ze sobą pracują, ale również z powodu nadchodzącej wyprowadzki Charlie. Wygląda na to, że nieważne co się stanie, ich ścieżki nigdy nie idą w tym samym kierunku. Ale czy można pozwolić odejść swojej bratniej duszy, gdy dostanie się od losu drugą szansę?

Ta książka to po prostu oda od autorki dla romantyczek, które marzą o miłości jak z filmów i książek. Zresztą historia Charlie zaczyna się właśnie tak, jak wiele słynnych i kultowych komedii romantycznych, które tak uwielbiamy i kochamy. Bohaterka zdaje sobie sprawę, że nie jest szczęśliwa i potrzebuje zmian w życiu. Ma dość pracy z ojcem i siostrą, którzy na każdym kroku jej umniejszają. Dodatkowo jej życie miłosne to jedna wielka katastrofa, odkąd rok temu rozstała się z wieloletnim partnerem, z którym była w związku na odległość. Tworzy listę rzeczy, które chce zmienić, aby odzyskać radość i w końcu postawić siebie na pierwszym miejscu.

Kocham Charlie, bo jest inkarnacją żyjącej we mnie romantyczki, która marzy o miłosnych wyznaniach jak z filmów, o wielkich i małych gestach od ukochanej osoby, ale przede wszystkim o znalezieniu tego kogoś, przy kim będzie czuła się kochana i zawsze stawiana na pierwszym miejscu. Nic nie frustrowało mnie bardziej, niż zachowanie jej rodziny wobec niej - za każdym razem, gdy podcinali jej skrzydła, bolało mnie z jej powodu serce. Nie ukrywam jednak, że początek z tą bohaterką był... ciekawy. Jeśli nie lubicie czuć zażenowania czyimś zachowaniem, to przygotujcie się na to, że Charlie jest mistrzynią pakowania się w niezręczne sytuacje, szczególnie w towarzystwie Williama.

Ponowne spotkanie po sześciu latach z pewnością byłoby szokiem dla każdego, a tym bardziej dla dwójki osób, która była do siebie nastrojona od samego początku, ale życie nie pozwoliło im tego zagłębić. Ta dwójka po prostu nie ma szczęścia - wtedy poznali się w nieodpowiednim czasie, a teraz odnaleźli ponownie i nadal nie mogą sobie pozwolić na bycie razem. A jednak nawet jeśli są tego świadomi, nie potrafią tak po prostu trzymać się od siebie z daleka. Wiecie co uwielbiam w nich najbardziej? To, jak wspaniała jest ich komunikacja. Ta dwójka rozumie się często bez słów. Uwielbiam też to, jak nastrojony do potrzeb Charlie był William. Prawdziwie jej słuchał, opiekował się nią i był po prostu idealnym, wymarzonym chłopakiem. Zresztą, czy to kogoś jeszcze dziwi? Bohaterowie Elli Maise kradną moje serce za każdym razem.

W tytule książki nie bez powodu mamy słowo clichés - bohaterka marzy o, można by powiedzieć, "tandetnych" sposobach okazywania miłości, i to dostaje. A ja to pochłaniałam za każdym razem z największymi motylkami w brzuchu i szerokim uśmiechem na twarzy, bo to prawdopodobnie najbardziej romantyczna i najsłodsza książka, jaką miałam okazję czytać w ostatnich miesiącach. Zapewne nie każdy polubi się z taką ilością słodyczy, więc nie poleciłabym pewnie tej książki każdemu, ale dla mnie to było po prostu coś, czego potrzebowałam na poprawę humoru. Bo poza historią miłosną to też powieść o odnajdywaniu ponownego szczęścia z życia i stawiania na pierwszym miejscu własnych potrzeb - konieczne przypomnienie o rzeczach, o których łatwo zapomnieć w chaosie codziennego życia.

Jako naczelna romansiara i wielka romantyczka bardzo wam tę książkę polecam i mam nadzieję, że kiedyś wyjdzie jej polska wersja. Może i nie pobiła mojego ukochanego "Marriage for One", ale czytanie jej było czystą przyjemnością i bardzo chętnie w przyszłości powróciłabym do Williama i Charlie. To właśnie ten typ romansu z wątkiem drugiej szansy, który uwielbiam - bohaterowie rzeczywiście pracują, aby naprawić swoje błędy, pojawia się zdrowa dawka zazdrości, ale nie takiej frustrującej, a co najważniejsze, wyraźnie widać, że bohaterowie są swoimi bratnimi duszami, które się idealnie dopełniają. Ogromnie polecam, jeśli macie ochotę na coś słodkiego!


Ella Maise to pochodząca ze Szwecji młoda pisarka, która zdobyła już pokaźne grono wiernych czytelników. Tworzy powieści z gatunku literatury kobiecej i obyczajowej. Z lekkością przemyca do swoich historii poczucie humoru i skłaniające do refleksji wypowiedzi, a także rozmaite emocje. Wśród opublikowanych przez nią pozycji znajdują się między innymi “The Hardest Fall” oraz “Marriage for One”.


Tytuł: Charlie, Love and Cliches
Autor: Ella Maise
Data premiery: 11.05.2023
Język: angielski
Liczba stron: 429
Ocena: 9/10



1 komentarz:

Dzięki za przeczytanie mojego wpisu! Byłoby mi bardzo miło gdybyś zostawił/a komentarz ze swoją własną opinią :)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia