niedziela, 24 września 2023

Mia Sheridan - Archer's Voice



Chciałam ukryć się w małym, spokojnym miasteczku. Zapomnieć o wszystkim. O nocy, kiedy moje życie roztrzaskało się w drobny mak. I gdy już zaczęłam układać sobie wszystko na nowo, spotkałam Archera Hale’a. Trzęsienie ziemi nawiedziło moje życie… a ja już nie chciałam odbudowywać go w pojedynkę.

Archer od wielu lat z nikim nie rozmawiał – zapomniany przez ludzi z miasteczka, odtrącony i zamknięty w sobie. W jego historii było jednak coś więcej niż to, co opowiadał mi swoimi dłońmi. Całe miasto tonęło w tajemnicach i zdradach, a Archer okazał się osią tych sekretów.

Rozdarci między namiętnością i cierpieniem, szukaliśmy sposobu, aby sobie zaufać. Słowa nie są jedynymi znakami miłości. To w ciszy Archera znaleźliśmy wszystko, co potrzebne, by się uleczyć… i żyć.


Spędzamy całe życia w poszukiwaniu tej odpowiedniej osoby, której obecność wniesie do naszego życia miłość, szczęście i spokój. Która pokocha nas z naszymi wszystkimi wadami i trochę pokruszonymi cząstkami duszy, a nie pomimo nich. Której miłość poznamy w sposobie, w jakim zadba o nasze serce. "Archer's Voice" nauczyło mnie, że do okazywania miłości nie potrzeba słów, a czasami to cisza wyszepta nam wszystko, czego potrzebujemy. Że najprawdziwszą miłość odkryjemy nawet w najmniejszych momentach - w codziennych czynnościach, wzajemnym okazywaniu troski, posyłanych uśmiechach, lekkich dotykach. W robieniu małych rzeczy, które dla tej odpowiedniej osoby będą znaczyć wszystko.

Ta książka to jedna z historii, przy których dorastałam. Co jakiś czas kochałam do niej wracać, bo szukałam tego uczucia, które autorka ujmuje swoimi pięknymi słowami. I chociaż minęły lata odkąd przeczytałam ją po raz pierwszy, nadal noszę ją w sercu jako wspomnienie jednej z najpiękniejszych, najbardziej wartościowych historii i powrót do niej teraz był niemalże dwukrotnie emocjonalnym doświadczeniem, które doceniłam na zupełnie innym poziomie. Przeczytałam setki książek w swoim życiu, a nigdy nie udało mi się odnaleźć drugiej takiej historii, jak historia Bree i Archera.

Czytając tę książkę, przeniosłam się do klimatycznego i malowniczego miasteczka Pelion nad jeziorkiem i czułam się tak, jakbym była jego częścią. To tutaj Bree przyjeżdża w poszukiwaniu nowego startu po traumatycznej śmierci taty i wydarzeniach, które są źródłem jej koszmarów. Wynajmuje domek nad jeziorem z nadzieją, że przeprowadzka pozwoli jej odzyskać spokój i tę część siebie, którą utraciła. Niespodziewanie wpada pod sklepem na cichego i tajemniczego mężczyznę, od którego większość ludzi w miasteczku każe trzymać się jej z daleka. Archer Hale budzi skojarzenia z tragicznym wypadkiem sprzed lat, o którym nikt w miasteczku nie chce pamiętać. Żyje samotnie i do nikogo się nie odzywa, zapomniany i odtrącony, a jego obecność w miasteczku jest niemalże jak cień. Do czasu, aż Bree trafia do jego posiadłości. Ten milczący, samotny mężczyzna staje się jej bezpieczną przystanią w nowym mieście, a ona jako jedyna podejmuje się wyzwania, by przebić się przez jego mury zbudowane na latach cierpienia i samotności.

Archer i Bree to dla mnie definicja bratnich dusz. Dwie osoby, które przeżyły w życiu ogromne tragedie, samotne i odrobinę zagubione, które znajdują w sobie dom i spokój, czego nie znaleźli w żadnym innym miejscu, w żadnej innej osobie. I chociaż zazwyczaj nie jestem największą fanką tak szybkiego rozwoju uczuć, tak w ich relacji od samego początku nic nie było łatwe i potrzeba im czasu, aby stworzyć zdrową, silną relację, która nie pęknie pod wpływem ich traumatycznej przeszłości. Archer, ten cudowny, osamotniony mężczyzna, przeszedł w swoim życiu tak wiele, że czasami pragnęłam zwinąć się w kłębek, schować z książką pod koc i przytulić ją mocno, jakbym w ten sposób mogła go pocieszyć. W tragicznym wypadku utracił nie tylko całą swoją rodzinę, ale i głos, a całe miasteczko uznało go za odludka niewartego ich uwagi. Jego życie toczyło się jedynie wokół domku na skraju ulicy, w którym żył samotnie, od śmierci wujka nie mając nikogo, z kim mógłby chociażby porozmawiać.

To Bree po raz pierwszy pokazała mu piękno miłości i zrobiła krok w jego stronę, gdy nikt inny się na to nie odważył. Te wszystkie momenty, gdy opiekowała się w nim w sposób, w który nikt inny się nim nie zaopiekował, jak uczyła go rzeczy, o których on nigdy nawet nie śmiał marzyć i podarowała mu swoje serce, wiedząc, że on się nim zaopiekuje, jednocześnie bolało i sprawiało, że serce mi puchło. Nawet nie wyobrażam sobie, ile bólu musi nosić w sobie osoba pozostawiona sobie w tak młodym wieku, nosząca ciężar tajemnicy tragicznego wypadku, który zmienił całe jego życie. Wstawki z rozdziałów z jego przeszłości doprowadzały mnie do płaczu, a serce bolało, jakbym przeżywała to wszystko razem z nim.

Gdy czytałam tę książkę w młodości, chyba nawet nie zdałam sobie sprawy, jak młodzi są Archer i Bree. Mam teraz dosłownie tyle samo lat, co oni, a wtedy wydawali mi się tak dojrzali, jakby los kazał im dorosnąć o wiele za wcześnie - bo dokładnie tak było. Chociaż miłość, która ich łączy, pozwala im powoli uleczyć złamane serca, to jest to wyboista i bolesna droga. Gdzie dla Bree Archer staje się bezpieczną przystanią po tragicznej śmierci taty, dla niego ta miłość wiąże się nieuchronnie ze strachem i bólem, że znowu zostanie sam, a Bree w końcu go opuści. Bardzo podoba mi się to, że autorka poświęciła czas, by pozwolić mu przepracować swoją niepewność i przerażenie związane z jego życiem przed Bree, zanim w pełni zaangażował się w ten związek. I chociaż to bolało, to nie wyobrażam sobie innego sposobu, aby ta miłość nie stała się toksycznym miejscem. Ta historia poza wątkiem miłosnym naprawdę świetnie sobie radzi z realistycznym przedstawieniem życia z tak ogromną traumą, wszystkich wzlotów i upadków tych postaci i ich prób przetrwania.

Nie potrafię wyrazić słowami, jak wiele "Archer's Voice" dla mnie znaczy, nieważne jak bardzo bym próbowała. Ta historia zawiera w sobie tak wiele emocji, że czytanie jej wręcz pochłania. Jest nie tylko napisana przepięknym językiem, ale sama historia niesie wiele wartości, która pozostała ze mną do dzisiaj. Tak pięknie i emocjonalnie ukazuje różne sposoby, na jakie można pokochać drugą osobę. Te małe i te wielkie. Czasami wystarczy jeden uśmiech, jeden pocałunek, aby wszystko inne przestało mieć znaczenie. I jedna osoba, która może zmienić wszystko w naszym życiu. Jestem dumna z drogi, którą razem przeżyli ci bohaterowie, aby uzdrowić swoje serca, jakby byli prawdziwymi osobami z krwi i kości. Mogę mieć tylko nadzieję, że każdy, kto tę powieść przeczyta, pokocha ją równie mocno.

MIA SHERIDAN  to pisarka urodzona w Stanach Zjednoczonych. Wielokrotnie odznaczana za swoją twórczość, między innymi nagrodą New York Timesa w kategorii Bestseller Author. Do tej pory Mia Sheridan napisała 10 książek. Wszystkie spotkały się z gorącym przyjęciem, a sama autorka ma rzeszę oddanych fanów.

Prywatnie żona i matka czworga dzieci. Jej największą pasją jest "tkanie prawdziwych miłosnych historii o ludziach, którym przeznaczone jest, by być razem". Postacie kreowane w jej opowieściach są wielowymiarowe, zazwyczaj z dużym bagażem doświadczeń, który ukształtował ich życie. Jej powieści cechuje duże poczucie humoru i przedstawianie miłości w jej najpiękniejszych odsłonach.

Utwory wychodzące spod jej pióra porywają czytelników na całym świecie. Ludzie, którzy czytają te książki, odbywają z ich bohaterami podróż, na końcu której są z nim tak związani, że po jakimś czasie z utęsknieniem powracają do lektury odświeżając sobie perypetie "nowych przyjaciół".


Tytuł: Archer's Voice. Znaki miłości
Autor: Mia Sheridan
Tytuł oryginału: Archer's Voice
Data premiery: 9 sierpnia 2023
Wydawnictwo: Znak JednymSłowem
Liczba stron: 384
Ocena: 10/10

Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Znak:



Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Dzięki za przeczytanie mojego wpisu! Byłoby mi bardzo miło gdybyś zostawił/a komentarz ze swoją własną opinią :)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia