Okoliczności, w których poznali się Bennett i Annaliste, trudno uznać za sprzyjające. Najpierw ON widział, jak ona niszczy jego auto, próbując podrzucić mu swój mandat, a w dodatku okazało się, że oboje konkurują o pracę na tym samym wysokim stanowisku. Do tego żadne z nich nie planuje ustąpić! Tym bardziej, że przegrany zostanie oddelegowany do filii firmy w Teksasie, a oboje chcą pozostać w San Francisco.
Szykuje się zaciekła walka o klientów. Nie jest łatwo, szczególnie że Bennett wcale nie zamierza grać czysto. Dla niego liczy się jedynie zwycięstwo! Mężczyzna nie wie jeszcze, że trafił na godną przeciwniczkę. Annalise potrafi go zaskoczyć – i to nie jeden raz.
Czy tych dwoje przekona się, o jaką nagrodę w rzeczywistości warto powalczyć?
Kiedy mam ochotę na szybki, niezobowiązujący romans biurowy, najlepiej z wątkiem enemies to lovers, sięgam po Vi Keeland - proste jak słońce. Ta autorka radzi sobie z nimi świetnie i chociaż nie wszystkie jej książki przypadły mi kompletnie do gustu, na ogół dobrze się na nich bawię. "Nie powinniśmy" czekało na swoją kolej na mojej półce już od kilku miesięcy, ale jak tylko zaczęłam lekturę, naturalnie się wciągnęłam. To kolejna zabawna, pikantna i słodka historia, czyli dokładnie to, czego się spodziewałam. Niestety mam też wrażenie, że nie wyróżniła się niczym spośród wielu podobnych powieści tej autorki (jak i w sumie innych autorów) i jeśli mam być kompletnie szczera, nie zapada ona w pamięci. Piszę tę recenzję już chwilę po lekturze i dość ciężko mi przypomnieć sobie szczegóły historii, a zazwyczaj nie mam z tym aż takiego problemu.
Dzień Annalise nie mógłby się zacząć gorzej - właśnie rozpoczyna swój pierwszy dzień w firmie po fuzji, ale już rankiem wszystko się psuje, gdy dostaje mandat za parkowanie w niewłaściwym miejscu. Gdy próbuje sprytnie przerzucić go na sąsiadujący samochód tej samej marki, zaplątuje się włosami w wycieraczkę i niechcący ją wyrywa. A najgorsze? Że świadkiem całego zajścia jest nie kto inny, jak właściciel samochodu. I jej nowy współpracownik... z którym będzie walczyć o stanowisko w firmie. Przegrany zostaje oddelegowany do filii w Teksasie, a wygrany zgarnie posadę i będzie mógł zostać w mieście. Ani Bennett, ani Annalise, nie mają zamiaru się poddać i gotowi są podjąć wszelkich starań, aby wygrać i pozostać w San Francisco, nawet jeśli gra nie jest czysta. W końcu w miłości i na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone, prawda? Szybko się jednak okazuje, że chociaż w życiu zawodowym rywalizacja idzie im świetnie, w życiu prywatnym zaczyna między nimi coraz bardziej iskrzyć.
Koncept walki o stanowisko w firmie między bohaterami nie jest niczym nowym, w końcu chociażby na tym wybiły się słynne "Wredne Igraszki" Sally Thorne, dlatego podchodząc do tej powieści starałam się nie mieć większych oczekiwań. Okazało się, że dobrze zrobiłam, bo miałam odrobinę wrażenie, że historia Bennetta i Annalise to właśnie taka gorsza, mniej interesująca wersja historii Lucy i Josha. Nie zrozumcie mnie źle - romanse biurowe kocham i zawsze będę kochać, chyba jednak oczekiwałabym po tej historii czegoś więcej. Bohaterowie jak zawsze są sympatyczni i łatwo jest ich polubić. Annalise jest świeżo po rozstaniu, a Bennett lata temu przysiągł sobie, że nigdy nie wejdzie z nikim w poważny związek. Oboje więc nie szukają niczego poważnego i tak też się zaczyna - rywalizacją w pracy i igraszkami poza nią.
Oczywiście w typowym dla Keeland stylu, chemia między głównymi bohaterami jest widoczna niemalże od pierwszego spotkania i trzeba przyznać, autorka dobrze wie jak zacząć historię, żeby to pierwsze spotkanie zapadło w pamięci. Mogłabym zapomnieć całą resztę, ale akcję z samochodem i mandatem zapamiętam na długo, bo nie mogłam przestać się śmiać. I oczywiście między bohaterami od razu wybucha nienawiść i rywalizacja, co przekłada się na liczne podstępy w pracy i wojnę, w której wygrać może tylko jedna osoba. Druga natomiast zostanie odesłana do całkiem innego stanu. Annalise zbiera się właśnie po rozstaniu z wieloletnim chłopakiem nie w głowie jej więc nowe związki, a już zwłaszcza nie ze współpracownikami. Natomiast historia Bennetta jest odrobinę bardziej skomplikowana, bo wiemy, że zbudował wokół swojego serca ogromny mur, przez który przebić się może tak naprawdę tylko jedna osoba - syn jego zmarłej przyjaciółki, Sophie. Autorka wplata w historię również kilka wpisów z pamiętnika Sophie, co moim zdaniem było kompletnie zbędne. Nie tylko nie wniosły one nic interesującego do historii, to na dodatek raczej mało kto ma ochotę czytać w romansidle o innej kobiecie i jej przeszłości z głównym bohaterem, nieważne czy tylko platonicznej, czy nie.
Podobała mi się relacja Annalise i Bennetta, zdecydowanie kiedy ją czytałam miałam ubaw śledząc ich rywalizację w biurze i jednocześnie drogę do zakochania, krok po kroku. Prawdę mówiąc nie ma w tej historii nic złego, czyta się ją błyskawicznie, są uczucia i emocje, a także humor i pikanteria. Mój problem jest jednak taki, że ta historia niczym się nie wyróżnia i przez to po czasie po prostu nie zapada w pamięci. Bohaterowie, chociaż sympatyczni, mogliby być bardziej błyskotliwi i interesujący, a sama fabuła to coś, o czym już czytaliśmy w innych książkach autorki. Mam takie wrażenie, że Vi Keeland skończyły się pomysły i cały czas kręci się wokół tego samego schematu, co staje się strasznie przewidywalne.
"Nie powinniśmy" to dobry romans na jeden wieczór, taka szybka historia, która raczej nie zapadnie w pamięci na dłużej. Czytałam lepsze, również spod pióra Vi Keeland, więc czuję się odrobinę rozczarowana, bo ta książka niestety nie zaskoczyła mnie niczym nowym. Prawdę mówiąc, jeśli miałabym wybierać, zdecydowanie poleciłabym inne książki Keeland, chociażby "Rywali" czy "Bossmana", bo właśnie w takiej wersji wolę tę autorkę. Bennett i Annalise są uroczy i ich historia też sama w sobie nie jest zła, ale chyba po prostu zabrakło w niej "tego czegoś". Mimo wszystko polecam, jeśli lubicie szybkie, niewymagające romanse - w tym Keeland sprawdza się idealnie.
VI KEELAND to jedna z najbardziej poczytnych amerykańskich autorek romansów. Jej książki często goszczą na listach bestsellerów magazynu "New York Times". Łączny nakład jej powieści to już ponad milion egzemplarzy. Szczególną sławę przyniosły jej cykle powieściowe "Na scenie", "Cole" i "MMA fighter". Każda nowa powieść jej autorstwa niemal automatycznie staje się bestsellerem. Ogromna popularność sprawiła, że książki Keeland tłumaczone są obecnie na ponad dwadzieścia języków. Pisarka śmieje się, że jej piętą achillesową w szkole były nauki ścisłe, mimo to poślubiła nauczyciela tych przedmiotów. Jej najbardziej ukochanym miejscem do spędzania wakacji jest grecka wyspa Santorini. Mieszka obecnie w swym rodzinnym Nowym Jorku wraz z mężem i dziećmi. Swojego męża poznała w wieku sześciu lat i to właśnie z nim przeżywa nieustannie swoje love story.
Tytuł: Nie powinniśmy
Autor: Vi Keeland
Tytuł w oryginale: We Shouldn't
Data premiery: 29 września 2021
Wydawnictwo: Niegrzeczne Książki (Kobiece)
Liczba stron: 400
Ocena: 7/10
Romanse dla świeżo upieczonej singielki będą w sam raz. Dobrze, że w sumie przypadkiem trafiłam na Twojego bloga :)
OdpowiedzUsuń